11-letnia „Barbie” dokłada do sterty naczyń używany przed chwila spodek i kubek, i biegnie ku telewizorowi. Tato woła za nią: „Moja Śliczna, zmyj chociaż po sobie samej, słyszysz?” Śliczna Barbie ogląda się na pełny zlewozmywak, spogląda na mamę, w końcu na tatę i stwierdza: „Ja się ciebie nie muszę słuchać, bo ty rozkazujesz jak „maczo”. A to jest narzucanie mi na siłę czegoś, czego ja nie lubię...” I zasiada przed telewizorem. Mama patrzy trochę kpiąco na tatę i mówi: „Widzisz, ty nie masz żadnego autorytetu u nich...A wiesz, dlaczego? Bo ty nie umiesz kochać dzieci. Ty ich w ogóle nie rozumiesz. Ty chciałbyś tu wszystko poustawiać i zarządzać tak, jak w tym twoim warsztacie. A dzieci to nie są rzeczy. Trzeba je rozumieć, kochać i po partnersku dochodzić, czego one chcą, a nie odgórnie coś narzucać.” Tato wzrusza ramionami: „Jak mam mieć ten autorytet, jeśli ty mi wciąż go u nich podrywasz, chcąc zastąpić mnie już całkiem w wychowaniu, ośmieszając przy nich moje wady, nazywając tym „macho”... Z pokoju nagle rozlega się wrzask. Barbie bije się ze starszym o 2 lata od niej bratem. Rodzice wpadają tam… To jest prawdziwa bijatyka. Dzieciaki kotłują się na dywanie i okładają pięściami nie na żarty. Mama załamuje ręce i woła do taty: „I czemu tak stoisz? Rozdziel ich! Uspokój! Użyj tej swojej siły i autorytetu!” A tato: „Ba, nawet nie wiem, o co się biją...Może to ona go obraziła...”Mama na to: „Jak możesz? Ty nie masz serca. I naprawdę zupełnie nie rozumiesz dzieci! I jak możesz mieć potem u nich szacunek?...”
*
I CO WY NA TO? NAPISZCIE, PROSZĘ…