W wychowaniu każdy chce dobrze, ale bywa, że drugi chce lepiej, a lepsze jest ponoć wrogiem dobrego…
*
Przez wieki dziecko bardziej dorastało między rodzeństwem i dorosłymi niż było wychowywane. Potem jednak pojawili się oświeceni specjaliści, którzy w grubych tomach opisali, jak wychować czy to „dobrego dzikusa”, czy „nadczłowieka”, no i zaczęło się mówić o „nowoczesnym” wychowaniu. A kiedy uczelnie namnożyły psychologów, pedagogów, opiekunów społecznych, kuratorów, to już nic w wychowaniu nie jest oczywiste. Jeden podważa zdanie drugiego, bo każdy ma się za nowocześniejszego, bardziej empatycznego, tolerancyjnego, otwartego etc. Dzieje się to nie tylko w eksperymentalnych przedszkolach, zakładach czy szkołach, ale wchodzi to do domów, pomiędzy rodziców. Może ta scenka poniżej będzie przejawem tego zjawiska, czy podstawowego dylematu we współczesnym wychowaniu?
*
Dość typowy dom. 11-letnia „Barbie” dokłada do sterty naczyń używany przed chwilą spodek i kubek, i biegnie ku telewizorowi. Tato woła za nią: „Moja Śliczna, zmyj chociaż po sobie samej, słyszysz?” Śliczna Barbie ogląda się na pełny zlewozmywak, spogląda na mamę, w końcu na tatę i stwierdza: „Ja się ciebie nie muszę słuchać, bo ty rozkazujesz jak „maczo”. A to jest narzucanie mi na siłę czegoś, czego ja nie lubię…” I zasiada przed telewizorem. Mama patrzy trochę kpiąco na tatę i mówi: „Widzisz, ty nie masz żadnego autorytetu u nich…A wiesz, dlaczego? Bo ty nie umiesz kochać dzieci. Ty ich w ogóle nie rozumiesz. Ty chciałbyś tu wszystko poustawiać i zarządzać tak, jak w tym twoim warsztacie. A dzieci to nie są rzeczy. Trzeba je rozumieć, kochać i po partnersku dochodzić, czego one chcą, a nie odgórnie coś narzucać.” Tato wzrusza ramionami i mówi: „Jak mam mieć ten autorytet, jeśli ty mi wciąż go u nich podrywasz, chcąc zastąpić mnie już całkiem w wychowaniu, ośmieszając przy nich moje wady, nazywając tym „maczo”… Z pokoju nagle rozlega się wrzask. Barbie bije się ze starszym o od niej o 2 lata bratem. Rodzice wpadają tam… To jest prawdziwa bijatyka. Dzieciaki kotłują się na dywanie i okładają pięściami nie na żarty. Mama załamuje ręce i woła do taty: „I czemu tak stoisz? Rozdziel ich! Uspokój! Użyj tej swojej siły i autorytetu!” A tato: „Ba, nawet nie wiem, o co się biją…Może to ona go obraziła…” Mama na to: „Jak możesz? Ty nie masz serca. I naprawdę zupełnie nie rozumiesz dzieci! Jak więc możesz mieć potem u nich szacunek?…”
*
„Jeśli ktoś cieszy się z tego, że został zniszczony autorytet ojca, powinien zdawać sobie sprawę, że w ślad za nim zostanie zniszczony autorytet matki.” (Robert Bly) Myślę, że nie jest to tylko podrywanie sobie autorytetu przez rodziców, ale niszczenie znaczenia i naturalnego kształtu rodziny przez ludzi, którzy albo rodzin nie mieli, ani nie umieli ich stworzyć, albo głupio je porozbijali. I teraz wykorzystują chwytliwe hasełka o toksycznych rodzicach, rodzinach i wychowaniu, by zatruć resztę tego, co zdrowe w dzieciach i w rodzinach.