Poruszając tak ważny i szeroki temat, uważam, że warto na samym początku wyjaśnić
czym są media masowe oraz jak współgrają one z demokracją.
Media masowe, według A. Kłoskowskiej, określa się jako ogół elektrycznych i elektronicznych sposobów odtwarzania, zapisywania i rozpowszechniania obrazów i dźwięków, które stosuje się w komunikowaniu masowym w celu zorganizowania odbioru indywidualnego lub zbiorowego. Krótko mówiąc, są to środki społecznego komunikowania o szerokim zasięgu, czyli prasa, radio, telewizja, Internet, a w szerszym znaczeniu także książka, film, plakat, kino.
Z kolei demokracja, władza ludu. Najogólniej rzecz ujmując termin ten wskazuje na źródło i piastuna władzy publicznej, na procedury podejmowania decyzji, na sposób legitymizowania władzy oraz na ograniczenia, którym podlegają rządzący. Pierwotnym elementem jest tu oznaczenie podmiotu władzy, który stanowi nie dowolnie wyróżniona grupa społeczna ani jednostka, tylko lud rozumiany jako zorganizowana zbiorowość wszystkich obywateli.
Pierre-Félix Bourdieu, francuski socjolog, profesor socjologii w Collège de France, napisał książkę, „O telewizji. Panowanie dziennikarstwa”. Mówienie o telewizji i dziennikarzach - i to w sposób krytyczny - w audycji telewizyjnej zakrawa na paradoks. Taki jednak sposób dotarcia do szerszej publiczności wybrał Pierre Bourdieu, odsłaniając kulisy przekazywania za pośrednictwem mediów informacji, a także wzajemne powiązania między polem nauki a polem dziennikarstwa. Niejednokrotnie ironiczne uwagi Bourdieu demaskują status medialnych ekspertów, zawodowców od lapidarnych opinii, oraz często nieoczywiste uwikłania świata polityki w kolaborację z mediami. Jakie są zyski i straty z bycia osobą medialną? Dlaczego warto się nad tym zastanawiać? Na takie pytania odpowiada Bourdieu w swoim pasjonującym eseju.
Zdaniem Bourdieu media, a zwłaszcza telewizja, zagrażają także demokracji. Teza to nie nowa, znajdujemy ją zupełnie nieźle udowodnioną w doktoracie Jürgena Habermasa, „Strukturalne Przeobrażenia Sfery Publicznej”, nawiasem mówiąc Bourdieu nie zdradza śladów znajomości tej rozprawy. Wśród szeregu argumentów, które przywołuje Bourdieu dla uzasadnienia swojej tezy, na uwagę zasługuje ten dotyczący tzw. faits diverse. Chodzi tu mianowicie o różnorodne drobne wydarzenia, które zapełniają serwisy informacyjne światowych mediów. Są to wydarzenia typu: kobieta wpadła na papieża, Berlusconiemu podbito oko i wybito zęby, ktoś kogoś zabił, ktoś zgubił 30 tysięcy złotych, które ktoś inny znalazł i zgłosił na policje itd. Tego typu incydenty odwracają uwagę od codziennych, zwykłych procesów społecznych; odwracają uwagę od pozbawionej spektakularności niesprawiedliwości, która wynika z samej struktury danej społeczności. Drobne i nieistotne, choć chwytliwe fakty zabierają czas, który mógłby być poświęcony na bardziej istotne sprawy, zwłaszcza na rozpracowywanie złożonych procesów prowadzących do społecznego wykluczenia.
Jakkolwiek niektóre linie krytyki przedstawione przez Bourdieu są w pewnym stopniu trafne, wątpliwości budzi publicystyczny, radykalny i przesadnie ostry język jego wypowiedzi. Selekcję materiałów dokonywaną przez dziennikarzy nazywa Bourdieu cenzurą; współpracę naukowców z mediami polegającą na dostosowaniu własnych komunikatów do warunków dyktowanych przez media i nadmierną skłonność do występowania przed kamerami - określa mianem kolaboracji; presję mediów wywieraną na inne sfery rzeczywistości nazywa przemocą symboliczną. Całość sugeruje, że pole dziennikarskie jest pewnym rodzajem quasi-totalitarnego reżimu w poważny sposób ograniczającym wolności jednostek. Ten język moralnego potępienia wydaje się przesadny i nieadekwatny w stosunku do opisywanego zjawiska. Autor ma skłonność do publicystycznych uproszczeń, które choć nadają jego tezie ostrość i mogą prowokować dyskusje, zasadniczo fałszywie oddają jednak opisywane zjawiska. Zbyt wiele jest w tych wywodach otwartego wartościowania, by można było potraktować je jako rzetelny opis. Wydaje się, że Bourdieu pragnie, by z nim dyskutowano i właśnie z tego względu radykalizuje swoje rozmyślania, nadając im zdecydowanie ofensywny charakter. Być może za ostrością sformułowań kryje się także poczucie zagrożenia, które zmusza naukowca do podjęcia otwartej walki na terytorium dziennikarskim.
Zagłębiając się dalej w temat mediów zagrażających demokracji, warto dodać, iż nawet Prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama uważa, że wypieranie tradycyjnych gazet przez blogi internetowe nie jest zbyt pożyteczne. Według niego wpłynie to na spadek wiarygodności mediów, a co więcej jest to zaprzeczenie amerykańskich wartości.
Obama jest bardzo zaniepokojony tym, że sprzedaż prasy drukowanej spada. Zapowiedział, że dokładnie i wnikliwie przyjrzy się problemom, które trapią aktualnie ten rynek. Tegoroczny noblista uważa, że gdyby tego nie zrobił to blogi mogłyby zdominować świat co byłoby dużym zagrożeniem dla demokracji.
Prezydent powiedział, że opinie publikowane na blogach są nie poparte dowodami i faktami, a co więcej historia nie jest tam odpowiednio interpretowana. Jeśli blogo sfera jest przyszłością mediów, to według niego dojdzie do sytuacji kiedy wszystkie te nieporozumienia i niedociągnięcia zakończą się poważnymi konfliktami. Aby do tego nie doprowadzić, Obama rozważa wprowadzenie ulg podatkowych dla prasy drukowanej. Na tym zapewne się nie skończy. Dziwi fakt, że noblista tak krytycznie odnosi się do blogów. Wyrażanie swojej opinii to jedna z cech demokracji. Ograniczenie roli tego typu mediów sprawiłoby, że wiele osób byłoby pozbawionych tej możliwości.
Wolność mediów nie może być elementem gry politycznej i podlegać demokratycznej procedurze, w której większość może przegłosować jej naruszenie. „Argumenty, według których demokratycznie przyjęte restrykcje wolności prasy muszą być − bez względu na stopień restrykcji — zaakceptowane przez tych, którzy właśnie na demokratycznych argumentach budują obronę wolności prasy, abstrahuje od złożoności pojęcia demokracji liberalnej. Gdyby rzeczywiście jedynym testem demokracji była realizacja woli większości, wyrażonej swobodnie przez prawowitych reprezentantów tejże większości w parlamencie, nawet najbardziej restrykcyjne regulacje musiałyby być uznane za demokratyczne. System taki prowadziłby jednak do tyranii większości. Demokracja jest systemem bardziej złożonym, dążącym do pogodzenia woli większości z poszanowaniem praw mniejszości i pojedynczych osób, mających odmienne od większości poglądy i preferencje”. Do tego należy dodać, że wprowadzenie takich restrykcji przez tymczasową większość zaburzyłoby możliwość wypowiadania poglądów przez opozycję, co doprowadziłoby do zniszczenia procesów demokratycznych i możliwości kontroli społecznej rządzących.
Warto sobie czasem zadać pytanie, czy w państwach demokratycznego Zachodu nie dochodzi do działań klasy politycznej, których celem jest ograniczenie wolności mediów. Prof. Paolo Mancini z Uniwersytetu w Perugii mówił podczas konferencji „Media i demokracja: Polska w perspektywie porównawczej” o „italianizacji” mediów nie tylko we Włoszech, ale też w niektórych krajach Europy Środkowej, np. na Węgrzech, gdzie dostrzega się silną interwencję i kontrolę państwa nad mediami masowymi. Poszczególne tytuły są też zazwyczaj mocno związane z daną opcją polityczną. Klasycznym przykładem jest oczywiście imperium medialne Mediaset, kontrolowane przez premiera Włoch Silnio Berlusconiego. Jednak należałoby przyjrzeć się również przypadkom mniej oczywistym (np. w Polsce − działalność Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji czy niedawne plany rządu Donalda Tuska dotyczące rejestrowania i wydawania pozwoleń do nadawania programów multimedialnych w Internecie). Taka działalność regulacyjna jest często niewyrażalną wprost państwową reglamentacją możliwości emitowania programów masowych przez różne podmioty.
Freedom House zauważa również, że państwowa kontrola nad mediami rozszerza się na obszary jeszcze niedawno cieszące się względną niezależnością. „Rządy w Chinach, Rosji, Wenezueli i innych krajach systematycznie wkraczają w relatywnie wolne, jak dotąd, obszary Internetu i nowych mediów. Wyrafinowane techniki używane są do cenzurowania i blokowania dostępu do określonych typów informacji, do zalewania Internetu antydemokratycznymi i nacjonalistycznymi poglądami oraz do szerokiej inwigilacji aktywności obywateli”.
Coraz częściej dostrzegamy oczywiste preferencje polityczne stacji telewizyjnych czy gazet. „Gazeta Wyborcza”, która wyraźnie forsuje i propaguje wizję budowy społeczeństwa liberalnego w Polsce, w przeszłości wprost popierała środowisko polityczne Unii Wolności, a dziś okazuje sympatię Platformie Obywatelskiej.
Z drugiej strony odnajdujemy „Rzeczpospolitą”, która otwarcie opowiada się za wartościami konserwatywnymi i swoją sympatię wyraźnie lokuje wśród partii prawicowych, zwłaszcza Prawa i Sprawiedliwości.
Na gruncie amerykańskim takie podejście reprezentuje Fox News Channel, który otwarcie wspierając konserwatywną Partię Republikańską dodatkowo wykorzystuje formułę dziennikarstwa agresywnego, często wręcz brukowego. W przypadku „Gazety Wyborczej” różnica - w stosunku do BBC − widoczna jest również w sferze jasno deklarowanych wartości podstawowych i misji. Agora − wydawca „Gazety Wyborczej” − określa swoje credo w następujący sposób: „Chcemy realizować wartości, którymi kierowaliśmy się zakładając tę firmę, i którym pozostajemy wierni: prawda, tolerancja, poszanowanie praw człowieka, pomoc potrzebującym”. Tolerancja, prawa człowieka czy pomoc potrzebującym to wypisane na sztandarze wartości związane ze światopoglądem zespołu redakcyjnego i wydawcy pisma.
Myślę, że każdy zdaje sobie sprawę, że media publiczne, nie tylko w Polsce, nie są "wolne", są wykorzystywane do przeróżnych celów - partyjnych, ekonomicznych, politycznych, prywatnych...manipulują odbiorcą.
Moim zdaniem jest to ogromnie niebezpieczne z wielu względów. Jednym z nich jest oczywiste zagrożenie dla demokracji... demokracji bezpośredniej i demokracji pośredniej w szczególności. Nasza Konstytucja, zgodnie z art. 213 mówi, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji stoi na straży wolności słowa, prawa do informacji oraz interesu publicznego w radiofonii i telewizji oraz iż, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wydaje rozporządzenia, a w sprawach indywidualnych podejmuje uchwały." Tylko warto się zastanowić, nad najistotniejsza rzeczą, a mianowicie nad faktem iż w skład Krajowej Rady wchodzi pięciu członków powoływanych: 2 przez Sejm, 1 przez Senat i 2 przez Prezydenta, spośród osób wyróżniających się wiedzą i doświadczeniem w zakresie środków społecznego przekazu. Wiec pytam, jak media mogą być wolne polityczne skoro kontrole nad nimi sprawują politycy..?
Bibliografia:
1. Antoszewski A., Herbut R., (pod red.), Leksykon Politologii: Wraz z aneksem reforma samorządowa w Polsce,partie,parlament,wybory1989 - 1997, ATLA 2, Wrocław 1999.
2. Bourdieu P., O telewizji. Panowanie dziennikarstwa, przeł., K. Sztandar - Sztanderska, A. Ziółkowska, PWN, Warszawa 2009.
3. Kłoskowska A., Kultura masowa. Krytyka i obrona, PWN, Warszawa 1980.
4. Miech P., Socjolog w telewizji, Art. Papier., nr 7. Artykuł z dnia 01.04.2012.
5. Sadurski W., System demokracji politycznej, a wolność środków masowego przekazu, ETHOS nr 24.
6. http://www.freedomhouse.org z dnia 28.04.2012.
7. http://vbeta.pl/2009/10/19/obama-uwaza-ze-blogi-zagrazaja-demokracji z dnia 28.04.2012.
A. Kłoskowska, Kultura masowa. Krytyka i obrona, PWN, Warszawa 1980 r. s. 21.
Leksykon Politologii: Wraz z aneksem reforma samorządowa w Polsce,partie,parlament,wybory1989 - 1997, (pod. red.), A. Antoszewski, R. Herbut, ATLA 2, Wrocław 1999, s. 82.
P. Bourdieu, O telewizji. Panowanie dziennikarstwa, przeł., K. Sztandar-Sztanderska, A. Ziółkowska, PWN, Warszawa 2009, s. 20.
P. Miech, Socjolog w telewizji, Art.Papier., nr 7. Artykuł z dnia 01.04.2012.
Tamże.
Tamże.
http://vbeta.pl/2009/10/19/obama-uwaza-ze-blogi-zagrazaja-demokracji z dnia 28.04.2012
W. Sadurski, System demokracji politycznej, a wolność środków masowego przekazu, ETHOS nr 24.
„Media i demokracja: Polska w perspektywie porównawczej” (organizator: Centrum Studiów nad Demokracją, 7-8 stycznia 2011, Dom Dziennikarza w Warszawie).
http://www.freedomhouse.org/ z dnia 28.04.2012