Jak oszukują towarzystwa ubezpieczeniowe?
W czasie zimy nawet kilka tysięcy osób dziennie potrzebuje pomocy swojego ubezpieczyciela. Czasami zamiast szybkiego i bezproblemowego załatwienia sprawy kończy się długoletnią kłótnią i wizytami w sądzie.
Kilka dni syberyjskich mrozów spowodowały falę problemów z nieodpalającymi silnikami, lawety kursowały bez ustanku, a w serwisach oraz warsztatach samochodowych ustawiały się gigantyczne kolejki.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie równoległe skargi na towarzystwa ubezpieczeniowe, które wykręcają się od wypłacania odszkodowań czy wykonywania należących się usług. Lista grzechów firm ubezpieczeniowych jest naprawdę długa…
Płać i płacz
Pani Agata, jedna z naszych czytelniczek, miała problem z odpaleniem samochodu. Zgodnie z wcześniej opłaconą składką, ok. 2 tys. zł., miała w pakiecie prawie wszystkie możliwe usługi: OC, AC, NNW, assistance, auto zastępcze itd. Do tej pory jeździła bezwypadkowo i nie miała powodów, by korzystać z usług ubezpieczyciela nawet przy drobnych awariach. Niestety, arktyczne mrozy pokonały samochód i trzeba było wzywać pomoc. Wtedy pojawiły się problemy.
- Przepraszam, ale nie widzę pani polisy w systemie. Mogę wysłać lawetę, ale to będzie płatne. Mechanik będzie na miejscu za 30 minut - powiedział mężczyzna z Ford Pomoc w czasie zgłaszania szkody.
Pomimo tego pani Agata zgodziła wezwać się lawetę, na którą czekała trzy godziny w temperaturze -20 st. C.
- To wina pogody, jeździmy przez cały czas i nie mamy czasu na przerwę, przepraszam za opóźnienie - rzucił mężczyzna i zabrał się do wciągania samochodu.
Po dojechaniu do ASO, spisaniu protokołu i skontaktowaniu się z ubezpieczycielem pani Agata dowiedziała się, że to nie koniec problemów. Nie może dostać nawet samochodu zastępczego, a koszt holowania wynosi 900 złotych, który musi od razu uregulować.
- Nie mogłam na to pozwolić. Miałam opłacone składki, ale ktoś wystawił mi "pustą" polisę. Pojechałam do kancelarii prawnej i po dwóch dniach telefonicznej walki z ubezpieczalnią w końcu przyznali się do błędu. Ale dopiero wtedy jak odszukałam pełną dokumentację ubezpieczenia i przelewów. Wtedy oświadczyli, że to ich agent próbował wyłudzić pieniądze. Na razie pieniędzy nie zwrócili, ale podejrzewam, że to jeszcze nie koniec problemów… - kończy pani Agata.
Kasacja na wokandzie
Podobny problem, choć przyczyna była dużo bardziej poważna, miał inny z naszych czytelników. Na początku sezonu zimowego pan Krzysztof miał poważny wypadek w swoim trzyletnim Fiacie Bravo. Samochód został oddany do kasacji, a firma ubezpieczeniowa sprawcy wyceniła wartość samochodu na 18 tys. zł, co jest znacznie poniżej rynkowej wartości samochodu.
- W czasie telefonicznych konsultacji z agentem powiedziałem, że absolutnie nie przystaję na taką kwotę i nie zgodzę się na żadną ugodę - mówi poszkodowany.
Przedstawiciele firmy ubezpieczeniowej dzwonili do niego codziennie z propozycją ugody, stale podnosząc kwotę ubezpieczenia, która i tak była niższa o tej, której oczekiwał.
- Już w poprzednim samochodzie tak miałem. Ktoś we mnie wjechał i chciałem naprawić samochód. Z likwidacji szkód powiedzieli, że cena za naprawę przewyższa wartość samochodu i auto nadaje się do kasacji. Wtedy uległem, ale teraz się nie dam - dodaje Krzysztof.
Poszedł do kancelarii prawnej, która wytoczyła proces przeciwko firmie ubezpieczeniowej żądając pełnej wartości rynkowej, 33 tys. zł oraz 10 tys. zł za uszczerbek na zdrowiu.
Odbezpieczony
Agenci robią, co mogą, by przy likwidacji szkód wdać jak najmniej. Niektóre sztuczki powtarzane są z uporem maniaka, a ubezpieczony może tylko rozłożyć ręce i powiadomić odpowiednie instytucje.
- Przez kilka lat rokrocznie dostawałem rachunek do zapłacenia za Poloneza Caro. Nigdy takiego samochodu nie miałem i za każdym razem dzwoniłem, że nastąpiła pomyłka. Po trzech latach wpisali mnie do rejestru dłużników. Wtedy się zezłościłem i napisałem pismo, by wysłali podpisaną przeze mnie polisę. Za pierwszym razem odesłali mi zdjęcie dokumentu, który bardziej przypominał śmieci i nic na nim nie było widać poza moją datą urodzenia i adresem. Dopiero później oświadczyli, ze ktoś przez Internet za mnie wypełnił formularz, a to było jednoznaczne z podpisaniem umowy. Po kilku miesiącach kłótni i grożeniu sądem zgodzili się na wypisanie mnie z listy dłużników oraz wykreślenie ze swojej bazy danych - powiedział nam Robert.
- Na lodzie kierowca za mną wpadł w poślizg i wjechał mi w bagażnik. Po kilku tygodniach dostałam fakturę do zapłacenia z serwisu, ponieważ ubezpieczyciel się spóźniał z zapłatą. Jak się później dowiedziałam, firma zakwestionowała kwotę naprawy, ponieważ wyliczyli, że nieoryginalne części są tańsze... - napisała Marta.
Masz prawo!
Takich przypadków jest znacznie więcej. Według raportu Rzecznika Ubezpieczonych w 2011 roku najliczniejsza grupa skarg odnosiła się właśnie do ubezpieczeń komunikacyjnych - 7735 skarg (53,9 proc.). Wśród nich najwięcej spraw odnotowano za obowiązkowe ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej posiadaczy pojazdów mechanicznych - 4574 skargi oraz składki ubezpieczeniowe w zakresie ubezpieczeń komunikacyjnych - 1609 skarg.
Wysoka pozycja w zakresie liczebności skarg w grupie ubezpieczeń komunikacyjnych przypadła problemom odnoszącym się do ubezpieczeń autocasco - 1352 sprawy. Kolejne miejsce z uwagi na liczbę zajmowały skargi dotyczące ubezpieczenia następstw nieszczęśliwych wypadków kierowcy i pasażerów. A prym pierwszeństwa na tej niechlubnej liście należał do PZU i Warty, które pozostały bezkonkurencyjne na liście raportu skarg za rok 2011.
A jeśli potrzebujesz pomocy w sprawie ubezpieczeń, możesz prosić o interwencję Rzecznika Ubezpieczonych, który pomoże w walce, wydawać by się mogło, że z... wiatrakami.
Robert Kulig / Onet
1