|
|
Władysław Inoziemcew/23.05.2006 12:51
Europejska misja Rosji
Ani Europa nie pała chęcią do zapewnienia Rosji jakichkolwiek specjalnych preferencji, ani Moskwa nie ma zamiaru prowadzić kraju w kierunku Europy
W tych dniach w Soczi odbędzie się kolejny szczyt Rosja-UE. Ponownie spotkają się strony nieodczuwające specjalnej przyjemności z częstych kontaktów, ale zmuszone do partnerstwa.
Jak zwykle tematem będą bliższe i odleglejsze działania w celu pogłębienia i poszerzenie współpracy pomiędzy Unią Europejską a Rosją. Jednak dla nikogo nie jest tajemnicą, że ani Europa nie pała chęcią do zapewnienia Rosji jakichkolwiek specjalnych preferencji, ani Moskwa nie ma zamiaru prowadzić kraju w kierunku Europy.
|
Eurosceptycyzm
Posłuchajmy jednak stron. Europejczycy są przekonani, że Rosja odchodzi od wartości demokratycznych, buduje biurokratyczny kapitalizm, wywiera presję na swoich sąsiadów i usiłuje powrócić do imperialnej przeszłości. Europa, a w szczególności nowi członkowie UE, obawiają się Rosji uważając ją za nieprzewidywalnego sąsiada, a nawet za źródło potencjalnego zagrożenia militarnego. Czy obawy te są bezpodstawne? Według mnie, przynajmniej częściowo są one uzasadnione. Przywódcy UE doskonale wiedzą, że Rosja nie zamierza łączyć się z integralnymi strukturami europejskimi. Z kolei Rosjanie nie bez oddziaływania oficjalnej propagandy, postrzegają Unię Europejską jako trudno sterowalną quasi-imperialistyczną strukturę, za którą nie stoi potencjał wojskowy i która nie ma wspólnej woli politycznej. Są przekonani o ekonomicznej stagnacji Europy, a zachodzące w niej procesy demograficzne traktują jako potwierdzenie rychłego „końca Zachodu”. Z kolei demokratyczne odrzucenie wspólnej konstytucji postrzegają niemalże jako porażkę całego „projektu europejskiego”.
„Zachód to Zachód, a Wschód to Wschód. Czy nigdy się nie spotkają?” Czy nie ma żadnego wyjścia? Zastanówmy się. Do czego dąży Europa, jeśli nawet jej liderzy nie mówią o tym otwarcie? Do stopniowego rozszerzenia, zagospodarowania nowych rynków i nowych źródeł surowców oraz energii, które mogłyby umożliwić jej dalszy pokojowy i pomyślny rozwój? Do czego dąży Rosja i o czym od czasu do czasu wszyscy słyszymy? Do przywrócenia statutu supermocarstwa, do odrodzenia się w postaci samodzielnego lidera wzrostu gospodarczego, do posiadania wpływów polityczno-wojskowych w świecie XXI w. - choćby nawet większości jej obywateli przyszło zapłacić za to nowymi wyrzeczeniami i trudami? Ale jak jeszcze może się poszerzać Europę, jeśli nie w kierunku Rosji? I jak może Rosja stać się samodzielnym supermocarstwem, jeśli dziś jest energetyczną przybudówką, i to nie Zachodu, lecz właśnie Europy?
Nasuwają się dwa oczywiste wnioski. Do pierwszego powinni dojść Europejczycy, a mówi on, że Rosja nie jest ani Eurazją, ani Azjopą. Jest to europejski w swojej historii i tradycjach kraj, ukierunkowany na Europę, a nie na Chiny, w stosunku do których większa część jej ludności ma widoczne i uzasadnione obawy. Następnym krokiem powinno być odejście od twierdzenia, że Rosja nigdy nie przystąpi do UE. „Nigdy nie mów nigdy” - to jedyna słuszna zasada w stosunkach międzynarodowych.
Drugi wniosek będą musieli wyciągnąć Rosjanie, a chodzi o to, że w ciągu najbliższego dziesięciolecia Rosja przestanie być azjatyckim mocarstwem, lecz coraz bardziej będzie się wiązać z Europą. Tak, miło jest cieszyć się myślą o przeznaczeniu do wyższych celów, lecz gdy idzie o jego realizację, to obszar jest tylko jeden - europejski. Wziąwszy pod uwagę to wszystko okazuje się, że Wschód i Zachód nie są sobie aż tak bardzo przeciwstawne.
Powrót do Europy
Wszyscy odczuwamy dziś dyskomfort z powodu prób zmiany sytuacji w naszym kraju przez siły zewnętrzne. Wśród wielu Rosjan panują w pełni demokratyczne, prorynkowe i liberalne nastroje, ale nie są one ujawniane dlatego, że życzy sobie tego zagranica. Europa nie jest w stanie zmienić Rosji nie wpuszczając jej do dawno już zapomnianego „wspólnego europejskiego domu”. Ale i Rosja nie będzie mogła zmienić Europy, pozostając na uboczu procesu jego budowania. A co do tego, że nie wszystko w tym domu dzieje się pomyślnie, nie ma dziś wątpliwości, choć pogłoski o tym, że się on rozpada, są mocno przesadzone. W tej sytuacji ideą narodową Rosji mogłaby stać się idea powrotu do Europy - ale nie jako trzydziesty któryś kolejny kraj, tylko jako siła, zdolna przekształcić Stary Świat, odmłodzić go, nadać Unii Europejskiej nowy jakościowo geopolityczny i geoekonomiczny wymiar. Uwzględniając światopogląd Rosjan można założyć, że nie zostanie przez nich odrzucony „projekt” wstąpienia Rosji do UE w celu ratowania starzejącej się, zadufanej w sobie i leniwej Europy przed zagrożeniami nowego stulecia, pochodzącymi z Południa i Wschodu. Warto zrealizować powyższą misję także dlatego, że we wspólnej, instytucjonalnie zorganizowanej Europie nasz kraj otrzyma o wiele bardziej znaczące miejsce, niż w pełnym niejasności związku z Chinami, który zresztą może okazać się tylko przejściowy.
Rosja może zaoferować Europie dynamizm i energię, zanikające w większości krajów UE, a to może być ważniejsze, niż tylko energia ropy i gazu. Rosja mogłaby podkreślić wspólnotę cywilizacyjną Europy, przez stulecia kształtującej się jako społeczność chrześcijańska, będąca przeciwieństwem prawdziwego Wschodu, a nie szukająca w nim inspiracji. Geopolityczne i militarne możliwości Rosji, w połączeniu z europejskimi technologiami i europejską obecnością w świecie mogłyby uczynić Eurosję niewątpliwym globalnym liderem. Europa ze swojej strony, prócz inwestycji i technologii, leżących w sferze materialnej, mogłaby też pomóc w transformacji społeczeństwa rosyjskiego i nauczyć Rosjan szacunku do samych siebie, praworządności, obywatelskiej solidarności, umiejętności i woli do obrony własnych praw w każdej sytuacji. Nie są to puste słowa uwzględniając, że dziś coraz więcej naszych współobywateli zaczyna szukać sprawiedliwości wysyłając skargi nie na Kreml, lecz do Strasburga. Połączywszy siły Rosji i Europy można by osiągnąć rzeczy „niemożliwe”: umocnić historyczną wielkość Rosji, nie tylko nie poświęcając życia i majątków naszych obywateli, lecz również kontynuując i pomnażając te ostatnie.
Czy taki scenariusz jest możliwy? Oczywiście, nasi przywódcy znów powiedzą nam, że w Europie nikt na nas nie czeka. Ale czy koniecznie musimy zmierzać tam, gdzie na nas czekają zamiast tam, gdzie jest lepiej? Europejczycy też powiedzą: sami nie chcecie przyjść do nas, a my nikogo zmuszać nie będziemy. Ale i to nie jest takie oczywiste - czasem lepiej zmienić dotychczasowe postępowanie, niż wypaść z biegu historii zachowując status quo. Dlatego trzeba odrzucić kilka dogmatów i zobaczyć, że nigdy nie będziemy mogli rozwinąć skrzydeł, że ani Rosja, ani Europa w pojedynkę nie podołają wezwaniom nowego stulecia, że polityczną wyniosłość czasem należy poświęcić na rzecz wspólnego dobra. Czy problemy te zostaną poruszone w Soczi?
Autor jest dyrektorem Centrum Badań Społeczeństwa Postindustrialnego, profesorem Państwowej Wyższej Szkoły Ekonomicznej.