Do drugiej kategorii autor zaliczył system amerykański, który “polega na rynkowej sprzedaży usług medycznych i kupowaniu ich z dobrowolnie płaconych składek”. System “daje najlepsze wyniki. Amerykanie bowiem są najzdrowsi i żyją najdłużej”. Jednak z danych WHO wynika, że oczekiwana długość życia w USA wynosi 77 lat (czyli jest tylko o 0,1 lata dłuższa niż na Kubie!); w zdrowiu - 67,6 lat; umieralność dzieci sięga 8 na 1000; 20 proc. dzieci nie jest objęte programem szczepień, a 10 proc. populacji nie otrzymało żadnej szczepionki. Biorąc pod uwagę, że system pochłania 13 proc. PKB, należałoby go uznać za skrajnie nieefektywny. Autor “zapomniał” też dodać, że system USA nie obejmuje 43,6 mln Amerykanów (15,2 proc. populacji - dane amerykańskiego urzędu statystycznego z 2002 r.), a 73,7 mln osób (25,7 proc. populacji) zapewnia jedynie podstawową opiekę medyczną.
A może dane dla Kuby są niemiarodajne? Weźmy dla porównania kraj zaliczany przez autora artykułu do trzeciej kategorii, charakterystycznej dla krajów europejskich, w której wyspecjalizowane instytucje gromadzące składki “udają rynek”, przez co koszty zarządu i skala biurokracji doprowadziły większość z nich na skraj bankructwa. Np. w Szwecji oczekiwana długość życia wynosi 80 lat, w zdrowiu 71,8 lat, a umieralność dzieci wynosi 3,5 na 1000 (czyli jest ponad dwa razy mniejsza niż w USA!). Systemem opieki zdrowotnej objęci są wszyscy obywatele, a pochłania on jedynie 8 proc. PKB. Nawet wydające najwięcej na ochronę zdrowia Niemcy osiągają lepsze niż USA wskaźniki przy nakładach 10,6 proc. PKB.
Z analiz wyłania się główna przyczyna katastrofalnego stanu polskiego systemu opieki zdrowotnej - chroniczny stan niedofinansowania. W Polsce system opieki zdrowotnej pochłania jedynie 6 proc. i tak niskiego PKB. Wiele kosztów jest jednak na takim samym lub podobnym poziomie, co w USA czy Niemczech (leki, aparatura, paliwo, energia). Przy małych nakładach nie można się dziwić, że brakuje prawie na wszystko. Nie jest natomiast prawdą, jak sugeruje pan Zieliński, że “znaczna część chorej kasy »idzie w gwizdek«”, co próbuje poprzeć analizą składki na ubezpieczenie zdrowotne “statystycznego Kowalskiego”. Kowalski, zarabiając średnią krajową, odprowadza rocznie 2 tys. zł składki, z czego jego lekarz rodzinny otrzymuje tylko około 40 zł. Autor sugeruje, że problemem ochrony zdrowia w Polsce jest źle wymyślony system, biurokracja i marnotrawstwo. Czytelnik ma uwierzyć, że przy takich środkach można znaleźć złoty klucz w postaci cudownego SYSTEMU oraz oczyścić służbę z niekompetentnych darmozjadów, wydających składki na limuzyny lub siedziby kas chorych. Tylko że większość obywateli średniej krajowej nie zarabia. Dodatkowo, jeśli się zdarzy, że Kowalski ma np. niepracującą żonę i dwoje dzieci, oni też są objęci pełnym ubezpieczeniem za te same 2 tys. zł rocznie. Dlatego też, “statystyczny ubezpieczony” odprowadza do systemu opieki zdrowotnej tylko około 700 zł, otrzymując za to opiekę lekarza rodzinnego, możliwość udania się do specjalisty, transport medyczny, leczenie szpitalne, refundację leków i wiele innych.
RAFAŁ MODERSKI (Warszawa)