154-155


154

Rozdział VIII

Porzucenie ciała

155



Wóz z mnichem podjeżdża aż do samej wody, zatrzymuje się. Wtedy asceta pyta, która jest godzina. Jeden z towarzyszących mu mnichów odpowiada: „Jest po czwartej". Na to pierwszy: „Jeszcze trochę za wcześnie na odradzanie się w Czystej Ziemi. Zaczekajmy do wieczora". Przybyli z daleka ludzie, znu­żeni oczekiwaniem, poczęli się rozchodzić, i brzeg rzeki opustoszał. Pozostali jedynie ci, którzy chcieli dotrwać do końca. Wśród nich znajdował się mnich, który rzekł: „Czy naprawdę trzeba ustalać godzinę, aby się odrodzić? Nie pojmuję tego.

Wreszcie nasz asceta rozbiera się do bielizny, i, zwrócony na zachód, rzuca się do wody. Ale stopa zaplątała się w zwisający z poręczy sznur, że szarpiąc się, pozostał na powierzchni. Wtedy jeden z uczniów wyzwolił go z pęta i mnich zagłębił się w wodę głową w dół, robiąc wielkie fale. Nagle pewien człowiek, który zszedł był niżej na brzeg, aby lepiej widzieć, chwycił mnicha za rękę i wyłowił go. Asceta wytarł twarz obiema dłońmi, wypluł połkniętą wodę, po czym, zwracając się w stronę swojego zbawcy, rzekł do niego ze złączonymi dłońmi: „Otrzymałem od ciebie wielkie dobrodziejstwo, odwdzięczę ci się w raju". Po tych słowach zdecydował się powrócić na brzeg rzeki. Wtedy zgromadzeni w pobliżu ludzie podnieśli kamienie i poczęli nimi rzucać w mnicha. Ten uciekł nagi wzdłuż rzeki, ale tłum wciąż bezlitośnie rzucał w niego kamieniami, aż w końcu zranił go w głowę.

To niedoszłe poświęcenie odzwierciedla w konwencji budzącej uśmiech patetyczne wahania Koremoriego. Sama obecność licznej publiczności, przyciąganej przez tawstć. fascynujące widowisko śmierci, nie jest, jak dla Peregrinosa na olimpiadzie, wystarczającym wsparciem — w ostatniej chwili strach i tak jest silniejszy od okrzyków. Mieliśmy tu do czynienia z czło­wiekiem małej wiary, zapewne nieborakiem, przedstawionym w tekście jako hijiri - asceta żyjący na marginesie oficjalnego kleru, stosującym różne fortele, by móc się utrzymać. Życie musiało być dla niego niełatwe, a tym bardziej śmierć. W tych samych czasach inni wykazywali więcej zimnej krwi.

przekonany o tym, że umrzeć przed zapadnięciem na jakąś chorobę jest jedy­nym sposobem na szczęśliwe zakończenie życia, postanowił uczynić ze swego ciała pochodnię. Aby poddać próbie swoją wytrzymałość, kazał rozgrzać do czerwoności dwie żelazne motyki i przyłożył je sobie do boków, w niedługim czasie doprowadzając się do stanu nader okrutnego. Po chwili uznał, że nie jest to takie straszne, i poczynił przygotowania do spalenia się żywcem. Ale nagle rozmyślił się: z pewnością łatwo było uczynić ze swego ciała pochodnię, ale wcale nie było się przez to bardziej pewnym odrodzenia w raju; jako że był człowiekiem przeciętnym, rzeczywiście mogło w ostatniej chwili zrodzić się w nim zwątpienie. Z kolei góra Fudaraku była miejscem, które znajdowało się tutaj, w naszym świecie, a więc można było dostać się tam całkowicie ży­wym. .. Toteż podjął decyzję udania się tam.

Opatrzył sobie rany na bokach i, jako że jedno miejsce w prowincji Tosa by­ło mu znane, udał się tam, zdobył nową łódź, i zaczął bez chwili spoczynku ćwiczyć manewrowanie sterem; po czym kazał obiecać marynarzowi, aby ten dał mu znak, kiedy pojawi się dobry północny wiatr.

Kiedy jego oczekiwanie dobiegło końca, postawił żagiel, wsiadł na statek nie zabierając nikogo ze sobą, odcumował i obrał kurs na południe. Miał oczywiście żonę i dzieci, jednak w obliczu tej decyzji wszelkie próby za­trzymania go były bezskuteczne: zostali więc, zapłakani, z oczyma zapatrzo­nymi w pustkę tam, gdzie znikła łódź. Widząc zaś, jak silna była jego wola, ludzie uznali, iż osiągnął cel swojej podróży.

Żarliwość religijna zaciera się tu w obliczu doskonale zaplanowanego przedsięwzięcia. Teraźniejszość i przyszłość, korzyści i przeszkody, wszystko to zostało dokładnie zważone. Czyżby zatem porywy buddyj­skiej szczodrości mogły doprowadzić — jak zdaje się mówić ledwie wy­czuwalna ironia tekstu - do tej odważnej, lecz jednocześnie małostkowej zawziętości? Prawdą jest, że ukrzyżowanie doprowadziło w końcu do powstania zakładu Pascala*. Czasem w nieoczekiwany sposób troska o zbawienie godzi chłodne obliczenia z żarliwą wiarą.



Zawzięty człowiek

Żył niegdyś człowiek o imieniu Sanuki no san'i. Mąż jego opiekunki, który stał się człowiekiem religii, już dawno złożył ślub odrodzenia się w Czystej Ziemi. Pewnego dnia rzekł do siebie z głębi serca: „Gdyby wszystko nie po­toczyło się tak, jak tego oczekuję, i z powodu złośliwego przypadku nie spo­tkałby mnie upragniony koniec, trudno byłoby mi dopełnić ślubu". Toteż

Skórka i miąższ

Nie wymagajmy ostatniego słowa japońskiego buddyzmu od tego zdecydowanego, lecz ograniczonego samobójcy, ani też od innych, jeszcze

0x08 graphic
* Zakład Pascala (gra Pascala) - rozumowanie przedstawione przez Blaise'a Pascala (1623-1662) mające dowodzić, iż warto wierzyć w Boga.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
154 i 155, Uczelnia, Administracja publiczna, Jan Boć 'Administracja publiczna'
154 155
154-155, Słownik językowy
154 155
Sytuacja ludnosci w czasie konfliktow zbrojnych s 154 155
Mikrofony z Tu 154 Nie wszystko co ważne stało się w kabinie
155
Bolesławowi Sitkiewiczowi str 155
155 Przybysze z kosmosu
45 w trosce o zdrowie ,154,4402,pobierz2 (2)
Po katastrofie nawiązano połączenie z telefonem w Tu 154 Nasz Dziennik
To był wyrok śmierci dla Tu 154
154
Tu 154 wylądował, rozerwała go bomba szokująca książka
155
mity od 151 do 154, ODK, Ikonografia Brus, Mity
134-155, weterynaria, Nowy folder, k2, studia materialy, Interna Duża

więcej podobnych podstron