Dar największy
Wszystko w życiu Jana Pawła II "zaczynało się u stóp Chrystusa utajonego w Najświętszym Sakramencie" (Wstańcie, chodźmy! s. 11 5). A sprawowanie Eucharystii było dla niego "najważniejszym i świętym wydarzeniem dnia i centrum całego życia" (Dar i Tajemnica, s. 73).
Zachwycić się Eucharystią
Ojciec Święty w swoich homiliach i przemówieniach, a szczególnie w encyklice Ecclesia de Eucharistia, pragnął abyśmy zachwycili się darem Eucharystii, gdyż Msza św. nie jest jednym z wielu cennych darów, ale jest to dar największy, jaki otrzymaliśmy od Chrystusa. W Eucharystii Chrystus uczynił "dar z samego siebie, z własnej osoby w jej świętym człowieczeństwie, jak też dar Jego dzieła zbawienia" (EE 11). Eucharystia jest źródłem i zarazem szczytem całego życia chrześcijańskiego. W Niej bowiem zawiera się całe dobro duchowe Kościoła" (EE 1).
Eucharystia jest największym darem i cudem, gdyż uobecnia się w Niej tajemnica męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. "Tajemnica tego cudu polega na działaniu Ducha Świętego, którego kapłan przyzywa wyciągając ręce nad darami chleba i wina: Uświęć te dary mocą Twojego Ducha, aby się stały Ciałem i Krwią naszego Pana Jezusa Chrystusa. ... To Duch Święty sprawia, że te wydarzenia urzeczywistniają się na ołtarzu przez posługę kapłana. Kapłan prawdziwie działa in persona Christi" (w osobie Chrystusa) (Dar i Tajemnica, s. 74). Wciąż aktualne jest nauczanie Soboru Trydenckiego: Przez konsekrację chleba i wina dokonywa się przemiana całej substancji chleba w substancję Ciała Chrystusa, Pana naszego, i całej substancji wina w substancję Jego Krwi. Tę przemianę trafnie i właściwie nazwał święty i katolicki Kościół przeistoczeniem. "Rzeczywiście, Eucharystia jest mysterium fidei, tajemnicą, która przerasta nasze myśli i może być przyjęta tylko w wierze" (EE 15).
Kiedy idziemy na Mszę św. powinno zawsze odżywać w nas zdumienie nad darem Eucharystii.
"W sposób szczególny jednak (to zdumienie) winno towarzyszyć szafarzowi Eucharystii. To on, dzięki władzy udzielonej mu w sakramencie Święceń, dokonuje przeistoczenia. To on wypowiada z mocą Chrystusowe słowa z Wieczernika: To jest Ciało moje, które za was będzie wydane... To jest Krew moja, która za was będzie wylana... Kapłan wypowiada te słowa, a raczej użycza swoich ust i swojego głosu Temu, który wypowiedział je w Wieczerniku i który chce, ażeby były wypowiadane z pokolenia na pokolenie przez wszystkich, którzy w Kościele uczestniczą w sposób służebny w Jego kapłaństwie" (EE 5).
Ojciec Święty pragnął w nas "to eucharystyczne zdumienie rozbudzić". Pisał: "Gdy Kościół sprawuje Eucharystię, pamiątkę śmierci i zmartwychwstania swojego Pana, to centralne wydarzenie zbawienia staje się rzeczywiście obecne i dokonuje się dzieło naszego Odkupienia. Ofiara ta ma do tego stopnia decydujące znaczenie dla zbawienia rodzaju ludzkiego, że Jezus złożył ją i wrócił do Ojca, dopiero wtedy, gdy zostawił nam środek umożliwiający uczestnictwo w niej, tak jakbyśmy byli w niej obecni. W ten sposób każdy wierny może w niej uczestniczyć i korzystać z jej niewyczerpanych owoców (...) Pragnę raz jeszcze przypomnieć tę prawdę, drodzy Bracia i Siostry, adorując razem z wami tę tajemnicę: tajemnicę wielką, tajemnicę miłosierdzia. Cóż większego Jezus mógł uczynić dla nas? Prawdziwie, w Eucharystii objawia nam miłość, która posuwa się aż do końca (por. J 13, 1) - miłość, która nie zna miary" (EE 11).
Ofiara eucharystyczna uobecnia nie tylko tajemnicę męki i śmierci Zbawiciela, lecz także tajemnicę zmartwychwstania, w której ofiara znajduje swoje wypełnienie. Jako żywy i zmartwychwstały, Chrystus może uczynić siebie w Eucharystii chlebem życia (J 6, 35.48), chlebem żywym (J 6, 51) (EE 14).
Uczestniczyć w pełni
W pełni i owocnie uczestniczymy we Mszy św. "kiedy w Komunii przyjmujemy Ciało i Krew Pana". Jednoczymy się wtedy wewnętrznie z Chrystusem: "otrzymujemy Tego, który ofiarował się za nas, otrzymujemy Jego Ciało, które złożył za nas na Krzyżu, oraz Jego Krew, którą przelał za wielu (...) na odpuszczenie grzechów (Mt 26, 28) .... Sam Jezus zapewnia, że owo zjednoczenie, związane przez Niego przez analogię ze zjednoczeniem, jakie ma miejsce w życiu trynitarnym, naprawdę się realizuje"(EE16).
"Kto się karmi Chrystusem w Eucharystii, nie potrzebuje wyczekiwać zaświatów, żeby otrzymać życie wieczne: posiada je już na ziemi, jako przedsmak przyszłej pełni, która obejmie człowieka do końca. W Eucharystii otrzymujemy także gwarancję zmartwychwstania ciał, które nastąpi na końcu świata: Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszą w dniu ostatecznym (J 6, 54). Ta gwarancja przyszłego zmartwychwstania wypływa z faktu, że Ciało Syna Bożego, pozostawione jako pokarm, jest chwalebnym Ciałem Zmartwychwstałego. W Eucharystii - żeby tak powiedzieć - staje się dostępna «tajemnica» zmartwychwstania. Dlatego też słusznie św. Ignacy Antiocheński określał Chleb eucharystyczny jako lekarstwo nieśmiertelności, antidotum na śmierć (EE 18).
Adorować Jezusa - oprzeć głowę na Jego piersi
Jan Paweł II zachęca nas do adorowania Najświętszego Sakramentu. Pisze: "Kult, jakim otaczana jest Eucharystia poza Mszą św. ma nieocenioną wartość w życiu Kościoła. Jest on ściśle związany ze sprawowaniem Ofiary eucharystycznej. Obecność Chrystusa pod świętymi postaciami, które są zachowane po Mszy św. - obecność, która trwa, dopóki istnieją postaci chleba i wina - wywodzi się ze sprawowania Ofiary i służy Komunii sakramentalnej i duchowej. Jest więc zadaniem pasterzy Kościoła, aby również poprzez własne świadectwo zachęcali do kultu eucharystycznego, do trwania na adoracji przed Chrystusem obecnym pod postaciami eucharystycznymi, szczególnie podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu.
Pięknie jest zatrzymać się z Nim i jak umiłowany Uczeń oprzeć głowę na Jego piersi (por. J 13, 25), poczuć dotknięcie nieskończoną miłością Jego Serca. Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać w naszych czasach przede wszystkim «sztuką modlitwy», jak nie odczuwać odnowionej potrzeby dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie na duchowej rozmowie, na cichej adoracji w postawie pełnej miłości? Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie i otrzymałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie! (....) Eucharystia jest nieocenionym skarbem: nie tylko jej sprawowanie, lecz także jej adoracja poza Mszą św. pozwala zaczerpnąć z samego źródła łaski (EE 25).
Eucharystia i spowiedź
Ojciec Święty ostrzega nas abyśmy nigdy nie przyjmowali Komunii św. w stanie grzechu ciężkiego. Powołuje się na św. Pawła: Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha (1 Kor 11, 28). Św. Jan Chryzostom z całą mocą swojej elokwencji nawoływał wiernych: Również ja podnoszę głos, proszę, błagam i zaklinam, aby nie zbliżać się do tego świętego Stołu z nieczystym i skażonym sumieniem. Takie przystępowanie, nawet jeśli tysiąc razy dotykamy Ciała Pana, nigdy nie będzie mogło się nazywać komunią, lecz wyrokiem, niepokojem i powiększeniem kary.
Idąc po tej linii, słusznie stwierdza Katechizm Kościoła Katolickiego: Jeśli ktoś ma świadomość grzechu ciężkiego, przed przyjęciem Komunii powinien przystąpić do sakramentu Pojednania. Pragnę zatem przypomnieć, że obowiązuje i zawsze będzie miała moc prawną w Kościele norma, z jaką Sobór Trydencki skonkretyzował surowe napomnienie apostoła Pawła, potwierdzając, że w celu godnego przyjęcia Eucharystii ci, którzy świadomi są ciężkiego grzechu, jakkolwiek sądziliby, że za niego żałują, o ile mogą mieć spowiednika, powinni najpierw odbyć sakramentalną spowiedź (EE 36).
Sakramenty Eucharystii i Pojednania są ze sobą ściśle związane. Jeśli Eucharystia w sposób sakramentalny uobecnia odkupieńczą Ofiarę Krzyża, oznacza to, iż wynika z niej nieustanna potrzeba nawrócenia, osobistej odpowiedzi na wezwanie, jakie św. Paweł skierował do chrześcijan w Koryncie: W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem! (2 Kor 5, 20). Jeżeli więc chrześcijanin ma na sumieniu brzemię grzechu ciężkiego, to, aby mógł mieć pełny udział w Ofierze Eucharystycznej, obowiązkową staje się droga pokuty, poprzez sakrament Pojednania" (EE 37).
Gdy uczestniczyło się we Mszy św. odprawianej przez Jana Pawła II, nie można było nie odnieść wrażenia, że przebywa On w innej przestrzeni. Jego powaga, skupienie, jakaś całkowita koncentracja na tym, co się dzieje na ołtarzu, nie przeszkadzały w tym, że włączał w tę koncentrację wszystkich obecnych, jakby cały świat. Każdy mógł się czuć zaproszony do tej przestrzeni sacrum, w której odprawia się tajemnica przeistoczenia. Z twarzy Ojca Świętego i całego zachowania widziało się, że On nie tylko wierzy ale wie, Kto jest na ołtarzu i w jego rękach. Dla Jana Pawła II Eucharystia była kulminacyjnym momentem każdego dnia, to był Skarb najwyższy dany przez Boga człowiekowi, Dar najcenniejszy w najpokorniejszej postaci.
Z biegiem lat swego pontyfikatu Ojciec Święty pragnął coraz głębiej ukazać ludziom tajemnicę Eucharystii, stąd encyklika "Ecclesia de Eucharistia" z 2003 roku i ogłoszenie Roku Eucharystii. W ostatnich tygodniach życia wracał do tej prawdy naszej wiary szczególnie często. Powinniśmy dziedzictwo jego wiary w Eucharystię przejąć i wcielać w swoje codzienne życie.
Msza św. Ojca Pio
Ojciec Pio święcenia kapłańskie przyjął w katedrze w Benewencie 10 sierpnia 1910 r. Tak napisał na swoim obrazku prymicyjnym: "Jezu, moje pragnienie i życie moje, kiedy dziś drżący Cię unoszę w tajemnicy miłości, spraw, abym był dla świata drogą, prawdą, życiem, a dla Ciebie świętym kapłanem, ofiarą doskonałą".
Kiedy Ojciec Pio odprawiał Mszę św., wszyscy czuli, że prawdziwie z Chrystusem przeżywa mękę i przybicie do krzyża. W prywatnym objawieniu tak Pan Jezus o nim mówił: "Posiada moją władzę, ponieważ ja, Jezus, żyję w nim... Jego gesty, słowa, spojrzenie dokonują więcej niż przemowa wielkiego mówcy. Ja nadaję wartość temu wszystkiemu, co z niego wychodzi. Jest arcydziełem mojego miłosierdzia. Jego obdarzyłem wszystkimi darami mojego Ducha. Jest moim doskonałym naśladowcą, moją Hostią, moim ołtarzem, moją ofiarą, moim upodobaniem, moją chwałą!".
21 września 1962 r. o. Jerzy Tomziński, przełożony generalny Zgromadzenia Ojców Paulinów, uczestniczył we Mszy św. odprawianej przez o. Pio. I wspomina, że to, co najbardziej wtedy przeżył, to moment konsekracji: "Ojciec Pio zachowywał się tak, jakby widział Chrystusa. Oparł się na ołtarzu, ręce położył tak, jakby obejmował krzyż, i patrzył na Hostię. On widział Pana Jezusa, że cierpi, że umiera. Widział Go w Hostii - to się ujawniło w jego twarzy. To było coś nieprawdopodobnego... Nie widziałem kapłana celebrującego, ale Mękę Pana Jezusa na Golgocie. Widziałem, Pan Jezus cierpi i umiera, że krew się leje. Widziałem i przeżywałem, dzięki Ojcu Pio. niebo przy ołtarzu".
Znana pisarka Maria Winowska tak opisuje Eucharystię Ojca Pio w książce Prawdziwe oblicze Ojca Pio: "Twarz jego przeobraża się, gdy stanął u stopni ołtarza. Nie trzeba być mędrcem, żeby zrozumieć, że znalazł się w świecie dla nas niedostępnym. Nagle pojmuję, dlaczego Msza odprawiana przez niego przyciąga tłumy, dlaczego je przykuwa i podbija. Od pierwszej chwili jesteśmy raptownie wciągnięci w głąb tajemnicy. Jak niewidomi otaczający widzącego. Jesteśmy bowiem ślepcami, przebywającymi za granicami rzeczywistości. To właśnie jest posłannictwem mistyków. Oni przywołują do życia nasze wewnętrzne oczy, które uległy zanikowi, oczy przeznaczone do oglądania olśniewającej jasności, nieporównywalnie potężniejszej od światła widzialnego okiem śmiertelnika... Od siebie mogę powiedzieć, że w San Giovanni Rotondo okryłam w ofierze Mszy świętej otchłanie miłości i światła, przedtem zaledwie dostrzegalne. Ten moment jest bardzo ważny... Jego zadaniem nie jest robienie ťczego innegoŤ, ani też «lepiej niż inni», ale uprzystępnienie nam zrozumienia, przeżycia i wchłonięcia w siebie tej jedynej w świecie ofiary, jaką jest Msza święta... Bo trzeba być ślepym, żeby nie wiedzieć, że człowiek, który przystąpił do tego ołtarza, cierpi. Jego krok jest ciężki i chwiejny. Niełatwo jest stąpać na przebitych stopach. Ramiona ciężko się opierają na ołtarzu, gdy go całuje. Zachowuje się jak ranny w ręce, zmuszony do oszczędzania każdego ruchu. Wreszcie, uniósłszy głowę, wpatruje się w krzyż. Mimo woli odwracam oczy, jak gdyby lękając się podpatrzeć tajemnicę miłości. Twarz kapucyna, przed chwilą wyrażająca jowialną uprzejmość, ulega przeobrażeniu. Przechodzą przez nią fale wzruszenia, jak gdyby niewidzialne siły powołujące go do walki napełniały go kolejno obawą, radością, smutkiem, trwogą, bólem. Rysy jego odzwierciedląjątajemny dialog. Protestuje, potrząsa głową przecząco, czeka na odpowiedź. Całe ciało sprężyło się w milczącym błaganiu (...). Czas stanął. A raczej czas przestał się liczyć. Wydaje mi się, że ten ksiądz przykuty do ołtarza wprowadził nas wszystkich w inny wymiar, gdzie trwanie zmieniło znaczenie.
Nagle wielkie łzy tryskają mu z oczu, a ramiona wstrząsane łkaniem zdają się uginać pod przytłaczającym ciężarem. Przylatuje mi na myśl szybkie jak błyskawica wspomnienie wojenne:. skazanych na śmierć, w chwili usłyszenia wyroku. Mięśnie twarzy ani drgną, ale całe ciało usuwa się, kurczy. Ta powolna agonia, to uczenie się śmierci przygotowuje do spojrzenia wprost w oczy plutonowi egzekucyjnemu. Dramat Chrystusowy jest własnym dramatem Padre Pio. Oddalenie między nim a Chrystusem znikło: «Vivo ego, iam non ego...« - »Żyję ja, już nie ja...». Czyżby Pan wznawiał swą ofiarę w sposób bezkrwawy po to tylko, żebyśmy zapomnieli o cenie Jego Krwi? Wszak każda Msza zaprasza do uczestnictwa w Męce Odkupienia, bo to On sam żyje, cierpi i umiera w Swym Ciele mistycznym. Alboż nie jesteśmy wszyscy współpracownikami Odkupienia? I czyż Msza nie jest dla każdego z nas miejscem przeistoczenia, w którym nasze biedne cierpienie, przejęte przez Chrystusa, osiąga cenę wieczności? (...).
W pewien piątek byłam świadkiem, jak dyszał, niby zapaśnik w walce nad siły, na próżno usiłując odsunąć od siebie przeszkodę, która mu broniła wypowiedzenia słów Konsekracji. Dochodziło do walki wręcz, z której wyszedł zwycięsko, lecz zmiażdżony. Kiedy indziej, poczynając od Sanctus, kroplisty pot spływał mu z czoła, zalewając twarz rozrywaną skurczami łkania. Był wtedy naprawdę uosobieniem bólu w walce z agonią. Bywały dni, kiedy wymawiał słowa Konsekracji, cierpiąc jak męczennik...
A na koniec trzyma we wzniesionych rękach Boga-Hostię. Po palcach jego spływa krew cienkimi strużkami. Na krótką chwilę jego rysy miękną i twarz promienieje. Czasem uśmiech muska jego wargi i oczy zdają się pieścić Hostię tkliwym spojrzeniem. Nie wiem, w jakie ciemności schodzi jego wiara, ale jestem pewna, że widziałam, jak jego wzrok sięgał w głąb, przebijając powłokę pozorów. Kto by wątpił o Obecności Rzeczywistej, winien słuchać Mszy odprawianej przez Padre Pio. Nie twierdzę, że wiara, która jest łaską, spłynęłaby na każdego natychmiastowo i niejako automatycznie, ale jestem przekonana, że postawiłby sobie to samo pytanie co pewien mój przyjaciel, którego posłałam do San Giovanni Rotondo: «Jedno z dwojga» - napisał mi. - «Albo ja jestem idiotą, albo Padre jest świętym». Opowiedział się jednak za pierwszą z tych ewentualności".
Eucharystia na nowo odkryta
Zamieszczamy opis Mszy św. przeżytej mistycznie przez boliwijską stygmatyczkę i wizjonerkę Catalinę Rivas. Władze kościelne Cochabamby, którym podlega Catalina, rozpowszechniają orędzie przez nią otrzymane od 1997 r.
"Gdy Kościół sprawuje Eucharystię, pamiątkę śmierci i zmartwychwstania swojego Pana, to centralne wydarzenie zbawienia staje się rzeczywiście obecne i «dokonuje się dzieło naszego Odkupienia». Ofiara ta ma do tego stopnia decydujące znaczenie dla zbawienia rodzaju ludzkiego, że Jezus złożył ją i wrócił do Ojca, dopiero wtedy, gdy zostawił nam środek umożliwiający uczestnictwo w niej, tak jakbyśmy byli w niej obecni. W ten sposób każdy wierny może w niej uczestniczyć i korzystać z jej niewyczerpanych owoców" (Jan Paweł II: Encyklika o Eucharystii, 11).
Poprzez mistyczne doświadczenia spisane przez Catalinę (Katyę) Rivas, boliwijską stygmatyczkę, Pan Jezus i Matka Boża pragną nauczyć nas owocnie uczestniczyć w tym największym wydarzeniu naszego zbawienia, które uobecnia się w czasie każdej Mszy św. Oto fragmenty zapisków Cataliny:
"W święto Zwiastowania, kiedy weszłam do kościoła na Mszę św., arcybiskup i księża wychodzili już z zakrystii. Matka Boża powiedziała do mnie swoim delikatnym, słodkim, kobiecym głosem: «Dzisiaj jest dzień nauki dla ciebie. Pragnę, abyś się mocno skupiła ze względu na to, czego doświadczysz, ponieważ będziesz dzielić się tym z całą ludzkością».
Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę, był chór pięknych głosów, śpiewający z oddali. Chwilami muzyka zbliżała się, a potem oddalała, tak jak szmer wiatru. Arcybiskup rozpoczął Mszę św. i kiedy doszedł do aktu pokuty, Maryja powiedziała: «Z głębi swojego serca proś Pana, aby przebaczył ci grzechy, którymi Go obraziłaś. W ten sposób będziesz mogła godnie uczestniczyć w tym przywileju, jakim jest Msza św.». Pomyślałam: «Jestem przecież w stanie łaski uświęcającej, nie dalej jak wczoraj wyspowiadałam się». Matka Boża odpowiedziała: «Myślisz, że od wczoraj nie obraziłaś Pana? Pozwól, że przypomnę ci parę wydarzeń. (...) A ty mówisz, że nie zraniłaś Boga? Przyszłaś na ostatnią chwilę, kiedy celebransi wychodzili w procesji odprawiać Mszę (...), i zamierzasz uczestniczyć w niej bez wcześniejszego przygotowania... Dlaczego wy wszyscy przychodzicie na ostatnią chwilę? Powinniście przychodzić wcześniej, aby pomodlić się i poprosić Pana, by zesłał swojego Ducha Świętego, by Ten mógł obdarzyć was pokojem i oczyścić was od ducha tego świata, od waszych niepokojów, problemów i rozproszenia. On czyni was zdolnymi przeżyć ten tak święty moment. (...) Przecież to jest największy z cudów. Przyszliście przeżywać moment, kiedy Najwyższy Bóg daje swój największy dar, a nie umiecie tego docenić».
Ponieważ był to dzień świąteczny, w kościele rozbrzmiała Chwała na wysokości. Matka Boża powiedziała: «Uwielbiaj i błogosław z całej swojej miłości Świętą Trójcę, uznając, że jesteś jednym z Jej stworzeń».
Nastąpił moment liturgii słowa i Maryja kazała mi powtórzyć: «Panie, dzisiaj chcę słuchać Twojego słowa i przynieść obfity owoc. Proszę, aby Twój Duch Święty oczyścił wnętrze mojego serca, aby Twoje słowo wzrastało i rozwijało się w nim». Potem Najświętsza Panna powiedziała: «Chcę, abyś uważała na czytaniach i na całej homilii. Pamiętaj o tym, co mówi Biblia, że słowo Boże nie wraca, dopóki nie wyda plonu. Jeśli będziesz pilnie słuchać, część z tego, co usłyszysz, pozostanie w tobie. Powinnaś spróbować przywoływać przez cały dzień te słowa, które zrobiły na tobie wrażenie. Czasem to mogą być dwa wersy, innym razem lektura całej Ewangelii, a czasem tylko jedno słowo. Smakuj je przez resztę dnia, a stanie się to częścią ciebie. Życie zmienia się, jeśli pozwoli się, aby słowo Boże przemieniało osobę».
Chwilę później nastąpiło ofiarowanie i Matka Boża powiedziała: «Módl się w ten sposób: Panie, ofiarowuję Ci się cała, taka, jaką jestem, wszystko, co mam i co mogę. Wszystko wkładam w Twoje ręce. Boże Wszechmogący, przez zasługi Twojego Syna przemień mnie. Proszę Cię za moją rodzinę, dobrodziejów, za wszystkich ludzi, którzy walczą przeciw nam, za tych, którzy polecali się moim modlitwom».
Nagle z ławek zaczęły się podnosić jakieś postacie, których wcześniej nie widziałam. Wyglądało to tak, jakby z najbliższego sąsiedztwa każdej osoby obecnej w katedrze wstała inna osoba, i wkrótce kościół zapełnił się młodymi, pięknymi ludźmi. Byli ubrani w lśniąco białe szaty. Ruszyli wszyscy do nawy głównej, a potem poszli w kierunku ołtarza. Matka Boża powiedziała: «Patrz. To są Aniołowie Stróże każdej z osób, która znajduje się w kościele. To właśnie w tym momencie twój Anioł Stróż zanosi twoje dary i prośby przed ołtarz Pana». Mieli oni bardzo piękne, niemal kobiece rysy twarzy, ich wzrost zaś, budowa ciała oraz ręce były męskie; nagie ich stopy nie dotykały ziemi. Część z nich niosła jakby złotą misę z czymś, co promieniowało czystym, złotym światłem. Najświętsza Panna powiedziała: «To są Aniołowie Stróże tych ludzi, którzy ofiarują Msze św. w wielu intencjach i którzy są świadomi tego, co znaczy ta celebracja. Oni mają coś do ofiarowania Panu. Ofiaruj siebie w tym momencie (...). Podaruj swoje żale, bóle, nadzieje, smutki, radości, prośby. Pamiętaj, że Msza św. ma nieskończoną wartość. Z tego względu bądź hojna w ofiarowywaniu i w prośbach». Za pierwszymi aniołami postępowali następni, którzy mieli puste ręce. Matka Boża powiedziała: «To są Aniołowie Stróże ludzi, którzy są tutaj, ale nigdy nic nie ofiarują. Nie są zainteresowani przeżywaniem każdego momentu Mszy św. i nie mają daru do zaniesienia przed ołtarz Pana». Na końcu procesji szli aniołowie, którzy byli dosyć smutni, z rękami splecionymi na modlitwie, ale ze spuszczonym wzrokiem. «To są Aniołowie Stróże ludzi, którzy są tutaj, ale którzy przyszli z obowiązku, bez pragnienia uczestniczenia we Mszy św. Aniołowie idą dalej smutni, ponieważ nie mają nic do złożenia na ołtarzu, poza własnymi modlitwami. (...) Nie zasmucaj swojego Anioła Stróża. Proś o wiele, ale nie tylko dla siebie, lecz dla wszystkich. Pamiętaj, że ofiara, która najbardziej się podoba Panu, to ta, gdy samą siebie ofiarujesz jako ofiarę całopalną, tak aby Jezus mógł przemienić ciebie przez swoje zasługi. Co możesz ofiarować Ojcu sama z siebie? Nicość i grzech. Ojcu podobają się ofiary połączone z zasługami Jezusa».
Nastąpił końcowy moment prefacji i kiedy wierni odmawiali Święty, Święty, Święty..., nagle wszystko, co znajdowało się z tyłu celebransów, zniknęło. Za lewą stroną arcybiskupa pojawiły się tysiące aniołów. Ubrani byli oni w tuniki, podobne do białych szat kapłanów czy ministrantów. Wszyscy uklękli z rękoma złączonymi na modlitwie i skłaniali głowy, oddając cześć. Słychać było piękną muzykę, tak jakby liczne chóry z różnymi głosami śpiewały unisono razem z ludźmi: Święty, Święty, Święty...
Nastąpił moment konsekracji, moment cudu nad cudami. Za arcybiskupem pojawił się tłum ludzi. Wszyscy mieli na sobie takie same tuniki, ale w kolorach pastelowych. Ich twarze były lśniące, pełne radości. Mogłoby się komuś wydawać (nie umiem powiedzieć dlaczego), że byli ludźmi w różnym wieku, ale ich twarze miały szczęśliwy wyraz i były bez zmarszczek. Klęknęli, podobnie jak przy śpiewie Święty, Święty, Święty... Matka Boża powiedziała: «To są wszyscy święci i błogosławieni. Pomiędzy nimi są dusze twoich krewnych, którzy już cieszą się oglądaniem Boga». Potem zobaczyłam Matkę Bożą, dokładnie po prawej stronie arcybiskupa, krok za celebransem. Była zawieszona lekko nad podłogą, klęcząc, ubrana w jasną, przeźroczystą, ale jednocześnie świetlaną niczym krystaliczna woda tkaninę. Najświętsza Panna, ze złożonymi rękoma, spoglądała uważnie i z szacunkiem na celebransa. Mówiła do mnie stamtąd, ale cicho, prosto do serca, nie spoglądając na mnie: «Dziwi cię, że widzisz Mnie stojącą za arcybiskupem, nieprawdaż? Tak właśnie powinno być (...). Z całą miłością, jaką Mój Syn Mi daje, nigdy nie dał Mi godności, jaką obdarzył kapłanów - daru kapłaństwa do uobecniania codziennego cudu Eucharystii. Z tego powodu czuję głęboki szacunek dla księży i dla cudu, jaki Bóg czyni przez ich posługę. To właśnie zmusza mnie do klęknięcia tutaj, za nimi».
Przed ołtarzem pojawiły się cienie ludzi w szarych kolorach, ze wzniesionymi rękoma. Maryja powiedziała: «To są błogosławione dusze czyśćcowe, które czekają na wasze modlitwy, aby dokonało się ich oczyszczenie. Nie przestawajcie modlić się za nich. Oni modlą się za was, ale nie mogą modlić się za siebie. To wy macie się za nich modlić, aby pomóc im wydostać się z czyśćca, aby mogli być z Bogiem i cieszyć się wiecznie Jego obecnością» Maryja dodała: «Teraz widzisz, że jestem tutaj cały czas. Ludzie udają się na pielgrzymki, szukając miejsc, gdzie się objawiłam. To dobrze ze względu na łaski, które tam otrzymają. Ale podczas żadnego z objawień, w żadnym innym miejscu, nie jestem bardziej obecna niż w czasie Mszy św. Zawsze Mnie znajdziesz u stóp ołtarza, gdzie odprawia się Eucharystię. U stóp tabernakulum trwam z aniołami, ponieważ jestem zawsze z Jezusem». Widząc to piękne oblicze Matki oraz wszystkich innych z promieniującymi twarzami, złączonymi rękoma, czekających na cud, który powtarza się nieustannie, czułam się, jakbym była w samym niebie. «I pomyśl, że są ludzie, którzy w tym momencie są rozproszeni na rozmowie. Przykro mi to mówić, że wiele osób stoi z założonymi rękoma, tak jakby składali hołd Panu jak równemu sobie. Powiedz wszystkim ludziom, że nigdy człowiek nie jest bardziej człowiekiem, niż kiedy upada na kolana przed Bogiem» - dodała Maryja.
Celebrans wypowiedział słowa konsekracji. Choć był człowiekiem normalnego wzrostu, nagle zaczął rosnąć i wypełniać się nadnaturalnym światłem, które otoczyło go i przybrało na sile wokół jego twarzy. Z tego powodu nie mogłam zobaczyć jego rysów. Kiedy podniósł Hostię, zobaczyłam jego ręce. Na ich wierzchniej stronie miał jakieś znaki, które emanowały światłem. To był Jezus! W tym momencie Hostia zaczęła rosnąć i stała się wielka. Na niej ukazała się cudowna twarz Jezusa spoglądającego na swój lud. Instynktownie chciałam skłonić głowę, ale Matka Boża powiedziała: «Nie patrz na dół. Podnieś swój wzrok i kontempluj Go. Wpatruj się w Niego i powtarzaj modlitwę z Fatimy: Panie, wierzą, adorują, ufam i kocham Ciebie. Proszą o przebaczenie za tych, którzy nie wierzą, nie adorują, nie ufają i nie kochają Ciebie. (...) Teraz powiedz Mu, jak bardzo Go kochasz, i składaj hołd Królowi królów». Wydawało mi się, że byłam jedyną osobą, na którą patrzył z ogromnej Hostii, ale zrozumiałam, że On w ten sposób, tj. z bezgraniczną miłością, patrzy na każdą osobę. Celebrans położył na ołtarzu Hostię i natychmiast wrócił do normalnych rozmiarów. Kiedy wypowiedział słowa konsekracji wina, pojawiła się światłość, a ściany i sufit kościoła zniknęły. Nagle zobaczyłam zawieszonego w powietrzu Jezusa ukrzyżowanego. Byłam w stanie kontemplować Jego twarz, pobite ramiona i pokaleczone ciało. Z prawej strony piersi miał ranę, z której w lewym kierunku wytryskiwała krew oraz coś, co przypominało wodę, ale było bardzo błyszczące - w prawym kierunku. Wyglądało to jak strumienie światła spływające na wiernych. W tym momencie Matka Boża powiedziała: «To jest cud nad cudami. Powiedziałam wcześniej, że Pan nie jest skrępowany ani czasem, ani miejscem. W momencie konsekracji całe zgromadzenie jest zabierane do stóp Kalwarii, w chwili ukrzyżowania Jezusa». Kiedy mieliśmy odmawiać Ojcze nasz, Jezus, po raz pierwszy podczas celebracji, odezwał się do mnie: «Poczekaj, chcę, abyś modliła się z najgłębszego wnętrza, z jakiego tylko możesz wołać. Przypomnij sobie osobę czy osoby, które najbardziej cię w życiu zraniły i wyrządziły ci krzywdę, tak abyś mogła objąć je swoim sercem i powiedzieć im: W imią Jezusa Chrystusa przebaczam wam i życzę pokoju. W imią Jezusa proszę, abyście mi przebaczyli i życzyli pokoju. Jeśli osoba zasłużyła na ten pokój, otrzyma go i poczuje się lepiej. Jeśli nie jest w stanie się nań otworzyć, powróci on do twojego serca. Ale nie chcę, abyś otrzymywała czy ofiarowała pokój, kiedy nie jesteś w stanie przebaczyć i doświadczyć tego pokoju najpierw w swoim sercu». «Uważaj, co czynisz - mówił Pan Jezus - powtarzasz w Ojcze nasz: odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. Jeśli możesz przebaczyć, ale nie możesz zapomnieć, jak wiele osób mówi, stawiasz warunki Bożemu przebaczeniu. Mówisz: Przebacz mi tylko tak, jak ja jestem w stanie przebaczyć, ale nie więcej».
Arcybiskup powiedział: «obdarz nas pokojem i jednością», a potem «pokój Pański niech zawsze będzie z wami». Nagle zobaczyłam, że pomiędzy niektórymi ludźmi przekazującymi sobie znak pokoju znajdowało się bardzo intensywne światło. Prawdziwie odczułam uścisk Jezusa w tym świetle. To On uściskał mnie, dając mi swój pokój, ponieważ w tym momencie byłam w stanie przebaczyć i wyrzucić z mojego serca wszystkie żale przeciwko innym ludziom. Jezus pragnie dzielić ten moment radości, uściskać nas i życzyć nam swojego pokoju. Nastąpił moment Komunii św. celebransów. Kiedy arcybiskup przyjął Komunię św., Matka Boża powiedziała: «Powtarzaj ze mną: Panie, błogosław kapłanom, pomóż im, oczyść ich, kochaj ich, opiekuj się nimi i wspieraj ich swoją miłością».
Ludzie zaczęli opuszczać ławki, aby przystąpić do Komunii św. Nastąpił wielki moment spotkania. Pan powiedział do mnie: «Poczekaj chwilę, chcę, abyś coś zobaczyła». Wewnętrzny impuls kazał mi skierować wzrok na pewną osobę, która wyspowiadała się przed Mszą św. Kiedy ksiądz umieścił Świętą Hostię na jej języku, błysk światła, podobnego do czystego złota, przeszedł prosto przez tę osobę - najpierw przez jej plecy, potem otoczył ją z tyłu, następnie dookoła jej ramion, a na końcu głowy. Pan powiedział: «Oto jak raduję się, obejmując duszę, która przychodzi z czystym sercem, aby Mnie przyjąćŤ. Głos Jezusa był głosem szczęśliwej osoby. Kiedy poszłam przyjąć Komunię św., Jezus powiedział do mnie: ťOstatnia Wieczerza była momentem największej bliskości ze Mną. W tej godzinie miłości ustanowiłem coś, co mogło być pojęte jako największy akt obłędu w oczach człowieka - uczyniłem siebie więźniem miłości, ustanowiłem Eucharystię. Chciałem pozostać z wami do końca świata, ponieważ Moja miłość nie mogła znieść, że zostalibyście sierotami, wy, których kocham bardziej niż własne życie».
Kiedy wróciłam na swoje miejsce i uklęknęłam, Pan powiedział: «Słuchaj!». Chwilę później usłyszałam modlitwę siedzącej przede mną kobiety, która właśnie przyjęła Komunię św. Jezus powiedział smutnym głosem: «Zanotowałaś jej modlitwę? Ani razu nie powiedziała, że Mnie kocha. Ani razu nie podziękowała Mi za dar, jaki jej dałem, zniżając swoją Boskość do jej biednego człowieczeństwa, po to by przyciągnąć ją do siebie. Ani razu nie powiedziała: dziękuję Ci, Panie. To była litania próśb. I tak robią prawie wszyscy, którzy przychodzą Mnie przyjąć. Umarłem z miłości i zmartwychwstałem. Z miłości czekam na każdego z was i z miłości zostaję z wami (...). Ale wy nie zdajecie sobie sprawy z tego, że potrzebuję waszej miłości. Pamiętajcie, że jestem Żebrakiem miłości w tej wzniosłej godzinie dla duszy».
Kiedy celebrans miał udzielać błogosławieństwa, Matka Boża powiedziała: «Bądź pilna i uważaj (...). Robisz jakiś stary znak zamiast znaku krzyża. Pamiętaj, że to błogosławieństwo może być ostatnim, jakie otrzymujesz z rąk kapłana. Kiedy wychodzisz z kościoła, nie wiesz, czy umrzesz czy nie. Nie wiesz, czy będziesz miała okazję otrzymać błogosławieństwo od innego kapłana. Te konsekrowane ręce dają ci błogosławieństwo w Imię Świętej Trójcy. Dlatego zrób znak krzyża z szacunkiem, tak jakby miał być on ostatnim w twoim życiu». Jezus poprosił mnie, abym została z Nim kilka minut po zakończeniu Mszy św. Powiedział: «Nie wychodź w pośpiechu, kiedy Msza jest skończona. Zostań na moment w Moim towarzystwie, ciesz się nim i pozwól Mi cieszyć się twoim". Zapytałam Go: «Panie, jak długo zostajesz z nami po Komunii?». Odpowiedział: ťPrzez cały czas, póki ty chcesz zostać ze Mną. Jeśli będziesz mówić do Mnie przez cały dzień, zwracając się do Mnie w czasie wypełniania swoich obowiązków, będę cię słuchał. Jestem zawsze z tobą. To ty Mnie opuszczasz. Wychodzisz po Mszy i uważasz, że dzień obowiązku się skończył. Nie myślisz, że chciałbym dzielić twoje życie rodzinne z tobą, przynajmniej w Dniu Pańskim. (...) Wiem wszystko. Czytam nawet największe sekrety ludzkich serc i umysłów. Ale cieszę się, kiedy Mi mówisz o swoim życiu, kiedy pozwalasz Mi uczestniczyć w nim jako członek rodziny czy najbliższy przyjaciel. O, jak wiele łask człowiek traci, nie dając Mi miejsca w swoim życiu!».
Jezus powiedział: «Powinniście przewyższać w cnocie aniołów i archaniołów, ponieważ oni nie mają radości przyjmowania Mnie jako pokarmu, jak to jest w waszym przypadku. Oni piją kroplę ze źródła, ale wy, którzy macie łaskę przyjmowania Mnie, macie cały ocean».
Inna rzecz, o której Pan mi powiedział z bólem, dotyczyła ludzi, którzy spotykają się z Nim z przyzwyczajenia. Ta rutyna sprawia, że niektórzy ludzie są tak obojętni, że nie mają nic do powiedzenia Jezusowi, kiedy przyjmują Go w Komunii św. Powiedział również, że j est także wiele dusz konsekrowanych, które utraciły swój entuzjazm bycia zakochanym w Panu i traktują swoje powołanie jak zawód. Potem Jezus mówił o owocach, które muszą się pojawić po każdej przyjętej Komunii św. Zdarza się, że są ludzie, którzy przyjmują codziennie Pana, spędzają wiele godzin na modlitwie i wykonują liczne dzieła, ale mimo to nie dokonuje się przemiana ich życia. Dary, jakie otrzymujemy w Eucharystii, powinny przynieść owoce nawrócenia, wyrażające się w postawie i czynach miłosierdzia wobec braci i sióstr.
Jak uczestniczyć w Eucharystii?
""Kościół otrzymał Eucharystię od Chrystusa, swojego Pana, nie jako jeden z wielu cennych darów, ale jako »dar największy«, ponieważ jest to dar z samego siebie, z własnej osoby w jej świętym człowieczeństwie, jak też dar Jego dzieła zbawienia" (Jan Paweł II: Ecclesia de Eucharistia, 11).
Odkrycie Gibsona
Słynny amerykański aktor i reżyser Mel Gibson w wieku 35 lat osiągnął szczyty swojej aktorskiej kariery. Zdobył Oscara, wielką sławę i był jednym z najlepiej zarabiających aktorów w Hollywood. Osiągnął tak wiele, ale utracił największy skarb - wiarę w Jezusa Chrystusa. Znalazł się wtedy - jak sam stwierdził - w koszmarnym stanie. Tak koszmarnym, że wydawało mu się, iż jedynym rozwiązaniem jest wyskoczyć przez okno i odebrać sobie życie. Przeżywając głęboką duchową udrękę, w której człowiekowi nie chce się już żyć, sięgnął po Ewangelię.
Zaczął ją czytać i rozważać tajemnicę męki i śmierci Chrystusa. Dokonał wtedy szokującego dla siebie odkrycia: Jezus jest żywą osobą i przez swoje święte rany, mękę, śmierć oraz zmartwychwstanie leczy wszystkie ludzkie zranienia, wyzwala z największych zniewoleń i grzechów. Po tym odkryciu Gibson z zapałem neofity zaczął żyć według zasad katolickiej wiary. Narzucił sobie dyscyplinę codziennej modlitwy, regularnej spowiedzi i uczestniczenia we Mszy św. każdego dnia. Przez film Pasja pragnął wstrząsnąć sumieniami chrześcijan, aby uświadomili oni sobie na nowo, jaka rzeczywistość uobecnia się podczas każdej Mszy św. - że właśnie wtedy uczestniczymy w najważniejszym dla człowieka wydarzeniu: zbawieniu przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa.
Dramatyczna, batalia z siłami zła
W czasie ziemskiego życia jesteśmy skazani na nieustanną walkę. To pełne napięcia zmaganie się dobra ze złem, wiary z niewiarą rozgrywa się w sercu każdego człowieka. Nie odniesiemy zwycięstwa, nie zdobędziemy nieba, jeżeli ulegniemy zniechęceniu i się poddamy. Czasami można mieć wrażenie, że zło dominuje w otaczającym nas świecie, jednak św. Jan w Apokalipsie przekazuje nam bardzo pocieszającą wiadomość: dzięki zjednoczeniu z Chrystusem na pewno odniesiemy zwycięstwo. W ostatniej księdze Pisma św. apostoł opisuje trwającą batalię dobra ze złem z perspektywy wieczności i dlatego przedstawia cały jej przebieg, z ofiarami i ostatecznym zwycięstwem. Jeżeli zaciekłość i siły nieprzyjaciela mogą przerażać swoim ogromem, to jednak aniołowie, którzy nas strzegą, i święci, którzy się za nami wstawiają, są liczniejsi, a ostatnie słowo należy do Boga. Cała księga Apokalipsy przedstawia zacięte, ale zwycięskie zmagania nieba z piekłem. Walka ta rozegrała się w męce, śmierci oraz zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa i odnawia się w tajemnicy Eucharystii, aby ludzie wszystkich pokoleń mogli w niej uczestniczyć i odnosić zwycięstwo w swoim życiu.
Rozsądny żołnierz
Rozsądny żołnierz nie pójdzie do bitwy bez przygotowania. Tak samo nie pokonamy demonów, jeśli nie będziemy przygotowani, jeżeli nasza wiara będzie słaba i nieugruntowana.
Duchowa walka trwa, a Jezus wzywa nas do zdecydowanego działania, do uporządkowania domu naszego serca, gdyż nieprzyjaciół znajdujemy we własnej duszy, a są nimi: egoizm, lenistwo, pycha, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, kłamstwo, chciwość, złość, pożądliwość, brak przebaczenia itd. Trzeba najpierw zidentyfikować swoje własne grzechy, złe pragnienia, nałogi i zacząć je wykorzeniać mocą Jezusa Chrystusa.
Sprawą pierwszorzędnej wagi jest troska o to, aby zawsze być w stanie łaski uświęcającej, z serca przebaczać wszystko wszystkim i nie pielęgnować w sobie do nikogo uraz i pretensji. Konieczne jest postanowienie, że po grzechu ciężkim będzie natychmiastowa spowiedź, bez odkładania jej na później. Regularna spowiedź, poprzedzona szczerze przeprowadzonym rachunkiem sumienia, stała formacja duchowa, pogłębianie wiary i życia modlitwy, praktykowanie elementarnych zasad pracy nad sobą oraz zdobywanie wiedzy religijnej - stanowi nieocenioną pomoc w przygotowaniu się do owocnego uczestniczenia we Mszy św.
Bezpośrednie przygotowanie
Na Mszę św. trzeba przychodzić odpowiednio wcześniej, tak aby można było się do niej przygotować przez modlitwę w skupieniu i ciszy. Matka Boża, poprzez mistyczkę Catalinę Rivas, apeluje do nas, aby nie przychodzić na ostatnią chwilę, ale na tyle wcześnie, żeby mieć czas na godne przygotowanie się na największy cud, jakim jest Msza św.: "Im lepiej jesteśmy do Mszy św. przygotowani, tym więcej łask przyjmiemy, kiedy będziemy w niej uczestniczyć. Łaski, które możemy otrzymać w czasie Mszy św., mają nieskończoną boską moc. Jedynym ograniczeniem jest nasza zdolność do ich przyjęcia. Łaska to czysta boska moc, która uzupełnia wszelkie braki i słabości naszej ludzkiej natury. Dzięki łasce Bożej jesteśmy w stanie czynić to, czego nigdy nie moglibyśmy uczynić własnymi siłami: kochać czystym sercem, przebaczać wszystko wszystkim, całkowicie oddawać swoje życie w służbie innym, nie przywiązywać się do niczego na ziemi, lecz ze wszystkich sił dążyć do nieba".
Znak krzyża
Od momentu przyjęcia chrztu św. nosimy w swoich sercach znak przynależności do nadprzyrodzonej rodziny. Tylko Pan Bóg ma w doskonałym stopniu wszystkie atrybuty rodziny: ojcostwo, synostwo i miłość. Bóg jest rodziną, a my do Niego należymy. Pierwsi chrześcijanie przypominali sobie o tej radosnej prawdzie przez znak krzyża świętego, który kreślili sobie na czole. My dzisiaj również, kreśląc znak krzyża świętego, znaczymy nasze ciało imieniem naszej Boskiej Rodziny: Ojca, Syna i Ducha Świętego.
Naszą rodziną jest Bóg. Jego właściwym imieniem jest: Ojciec, Syn i Duch Święty. Jan Paweł II stwierdził, że Bóg w swojej najgłębszej tajemnicy nie jest samotnością, lecz rodziną, gdyż jest On w sobie samym ojcostwem, synostwem i miłością, która jest istotą rodziny.
Każde przeżegnanie się - a szczególnie to na początku Mszy św. - jest znakiem, przez który świadomie odnawiamy swoje przymierze z Bogiem zawarte na chrzcie św., wyrażamy swój ą przynależność do Boskiej Rodziny, wiarę w Trójcę Świętą oraz w zbawienie dokonane na krzyżu. Znak krzyża świętego wyraża również przyjęcie wszystkich prawd wiary wyznawanych w Credo, które w naszym imieniu wypowiedzieli rodzice na chrzcie św. W ten sposób na nowo potwierdzamy naszą decyzję wyrzeczenia się Szatana, jego pychy oraz wszystkich grzechów.
Czyniąc znak świętego krzyża, ponownie zobowiązujemy się do życia zgodnego z zasadami wiary chrześcijańskiej oraz przyrzekamy, że podczas Mszy św. zjednoczymy się z Chrystusem w Jego całkowitym oddaniu się Ojcu w męce i śmierci krzyżowej. Kreśląc znak krzyża świętego, należy także pamiętać o tym, co pisze św. Atanazy - że "przez znak krzyża cała magia jest zablokowana, wszystkie czary unieszkodliwione, a siły zła drżą ze strachu".
Akt pokuty i "Chwała na wysokości Bogu..."
Zanim rozpocznie się celebracja Eucharystii, trzeba wzbudzić w sobie żal za popełnione grzechy: "Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, [Bóg] jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości" (U 1,8-9).
Matka Boża kieruje do nas przez Catalinę Rivas następującą zachętę: "Z głębi serca proś Pana, aby przebaczył ci grzechy, którymi Go obraziłeś(łaś). W ten sposób będziesz mógł (mogła) godnie uczestniczyć w tym przywileju, jakim jest Msza św.".
W niedzielę i uroczystości po akcie pokuty odmawiamy hymn Chwała na wysokości Bogu... Jest to modlitwa radości i uwielbienia za ogromne zatroskanie Boga o każdego i każdą z nas. Oddajmy chwałę Bogu z taką radością, z jaką czynią to aniołowie w niebie (por. Ap 15, 3-4) i przy narodzeniu Jezusa (por. Łk 2, 14).
Liturgia słowa
"Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, cq się słyszy, jest słowo Chrystusa" (Rz 10, 17). Słowo Boże jest przygotowaniem do przyjęcia Jezusa w Komunii św. Orygenes i inni ojcowie Kościoła wzywali, by czcić Jezusa obecnego w słowie Bożym tak samo, jak Jego obecność w Eucharystii (por. Dei verbum, 21).
Abyśmy mogli owocnie uczestniczyć w liturgii słowa, Matka Boża za pośrednictwem mistyczki Cataliny Rivas zachęca nas do uważnego wsłuchiwania się w słowo Boże. ,B>Czytania mszalne, psalm, responsoria - to te fragmenty Pisma św., które Kościół przeznaczył dla uczestników Mszy św. na konkretny dzień. One mają do nich przemówić, dotknąć struny ich serc, obudzić ich sumienia. Przez słowo chce się do nich zwrócić Bóg. Tak je trzeba słuchać i tak się je powinno przyjmować, a potem należy zastosować je w życiu.
Ofiarowanie darów
Składając dary ofiarne, ofiarowujemy siebie oraz wszystko, czym jesteśmy i co posiadamy. Wierzymy, że Bóg zabiera to, co jest czasowe, i przemienia w wieczne (por. Lumen gentium, 34).
Matka Boża, zwracając się do Cataliny, zachęca nas do tego, a równocześnie tłumaczy, że jeżeli z pełnym zaangażowaniem będziemy uczestniczyć we Mszy św., to wtedy nasz Anioł Stróż zaniesie nasze dary i prośby przed ołtarz Pana. Aby pobudzić nas do aktywnego uczestniczenia w Eucharystii, Matka Boża prosi wszystkich, by w tym momencie ofiarować także swoją rodzinę, bliskich, dobrodziejów i nieprzyjaciół oraz tych, którzy prosili nas o modlitwę.
Modlitwa eucharystyczna
Podczas modlitwy eucharystycznej, kiedy celebrans wypowiada słowa konsekracji, stajemy się uczestnikami najważniejszych wydarzeń w historii ludzkości: męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Jesteśmy na Kalwarii u stóp ukrzyżowanego Jezusa. "To jest cud nad cudami" wyjaśnia Matka Boża mistyczce Catalinie. - "Pan nie jest skrępowany ani czasem, ani miejscem. W momencie konsekracji całe zgromadzenie jest zabierane do stóp Kalwarii podczas ukrzyżowania Jezusa. (...)
Podnieś swój wzrok i kontempluj Go. Wpatruj się w Niego i powtarzaj modlitwę z Fatimy: »Panie, wierzę, adoruję, ufam i kocham Cię. Proszę o przebaczenie dla tych, którzy nie wierzą, nie adorują, nie ufają i nie kochają Cię«. (...) Teraz powiedz Mu, jak bardzo Go kochasz, i składaj hołd Królowi królów".
Powinniśmy w duchu wpatrywać się w Jezusa konającego na krzyżu, albowiem On został przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy (por. Iz 53, 5). Umierając na krzyżu, Jezus składa doskonałą ofiarę, która gładzi grzechy wszystkich ludzi.
Jak Jezus Chrystus może składać ofiarę - przecież jest prawdziwym Bogiem, Drugą Osobą Trójcy Świętej? Komu Bóg może złożyć ofiarę? W Bogu, w niebie, miłość dająca życie trwa wiecznie. Bóg Ojciec ofiarowuje całego siebie: odwiecznie rodząc Syna, przekazuje Mu całą swoją boskość. Ojciec jest miłującym, który daje życie, a Syn jest Jego doskonałym odbiciem. A więc również Syn jest miłującym, który daje życie. Jest dawcą życia, które otrzymał od Ojca. Oddaje to życie Ojcu, jako doskonały wyraz dziękczynienia i modlitwy. Życie i miłość, które Syn otrzymuje od Ojca i Ojcu oddaje, jest Duchem Świętym. To właśnie dokonuje się podczas Mszy św., w której uobecnia się w czasie to, co Syn Boży czyni od wieczności: kocha Ojca tak, jak Ojciec kocha Syna, oddając Ojcu Dar Miłości (Ducha Świętego), który od Niego otrzymuje. To, co Syn Boży czyni od wieczności, czyni to teraz w swoim człowieczeństwie. On wcale się nie zmienił, stając się prawdziwym człowiekiem, gdyż Bóg jest niezmienny, wieczny, bez początku i końca. To, co ulega zmianie, to nie Bóg, lecz człowieczeństwo. Bóg przyjął nasze człowieczeństwo i dlatego każdy gest Jezusa, każda Jego myśl - od momentu wcielenia aż do śmierci krzyżowej - są wyrazem miłości Syna do Ojca.
To, kim jest w wieczności, Jezus wyraził w swoim człowieczeństwie, w którym skupił grzechy wszystkich ludzi i ofiarował je Ojcu w chwili ukrzyżowania. Cierpienia Chrystusa są cierpieniami Boskiej Osoby i dlatego docierają wszędzie tam, gdzie dotarta niszcząca moc zła. On, bezwzględnie niewinny i święty, cierpi i umiera za każdego człowieka, w pełnej solidarności z grzesznymi ludźmi.
W tym doświadczeniu niewyobrażalnego cierpienia Jezus stał się posłuszny miłości Ojca aż do śmierci (por. Flp 2, 8) i ofiarował się Ojcu w imieniu wszystkich grzeszników: "Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego" (Łk 23, 46). Cierpienie i śmierć są ostatecznym wyrazem całkowitego posłuszeństwa Syna wobec Ojca. To bezgraniczne posłuszeństwo i oddanie Syna Ojciec odwzajemnił swoim oddaniem - a był to dar nowego życia nieśmiertelnego w zmartwychwstaniu (por. Jan Paweł II: Redemptor hominis, 20).
Umierając, Jezus otrzymuje od Ojca dar zmartwychwstałego życia. Doskonała miłość i posłuszeństwo Jezusa w chwili śmierci, w największym cierpieniu, w doświadczeniu największego grzechu, oraz odpowiedź Boga Ojca w darze zmartwychwstania są szczytowym aktem zbawienia. Całkowicie niewinny i bezgrzeszny, przyjął z dziejów każdego człowieka grzech i śmierć, aby w zmartwychwstaniu uzyskać dla wszystkich ludzi dar niezniszczalnego życia i przebaczenie wszystkich grzechów. W śmierci i zmartwychwstaniu mocą miłości Ojca i Syna człowieczeństwo Jezusa zostało przebóstwione, zjednoczone z bóstwem.
Jest to dla nas, uczestniczących we Mszy św., niepowtarzalna szansa, aby w momencie konsekracji, klęcząc w pokorze, jednoczyć się z ofiarą Jezusa - bo tylko wtedy nasza ofiara stanie się doskonała, a zarazem będziemy mogli otrzymać przebóstwiający nas dar Ducha Świętego: udział w ostatecznym zwycięstwie Chrystusa.
Komunia Święta
Eucharystia przyjęta z czystym sercem przemienia nas i wprowadza w rzeczywistość nieba, gdyż dostępujemy udziału w życiu Trójcy Świętej i stajemy się członkami Bożej Rodziny. Pójście na Mszę św. jest wejściem do nieba, gdzie sam Bóg ociera wszelką łzę (por. Ap 21, 3-4).
Nic na niebie ani na ziemi nie może nam dać więcej od tego, co otrzymujemy we Mszy św., gdyż przyjmujemy życie i miłość samego Boga. To nie jest metafora, przedsmak czy symbol, lecz prawdziwa rzeczywistość. Powinniśmy więc uczestniczyć we Mszy św. z otwartymi oczami, uszami, umysłem oraz sercem i z wielką wdzięcznością przyjmować dar Komunii św. - zmartwychwstałego Jezusa - w Jego uwielbionym, przebóstwionym człowieczeństwie.
Z pokorą, ukorzeniem się przed wielkością Boga, wstępującego do ludzkiego serca, przyjmujemy Jezusa Eucharystycznego z całą gorliwością ducha, na jaką nas w tej chwili stać. W prostocie witajmy Go, cieszmy się Jego obecnością, łączmy się z Nim.
Dopiero w następnej kolejności mówmy Mu w szczerości o naszych potrzebach i trudnościach, aby ten "czas najdrogocenniejszy", jak go nazwała św. Faustyna, nie upływał tylko na wyliczeniach próśb i żalów.
Niektórzy ludzie przyjmują Pana Jezusa z przyzwyczajenia. Rutyna sprawia, że albo nie mają Mu nic do powiedzenia, albo odmawiają tylko formułki modlitewne, nie wkładając w nie serca.
Po przyjęciu Komunii św. potrzebne jest przynajmniej 5 minut bycia sam na sam z Jezusem, w ciszy własnego serca. W tej najintymniejszej jedności z Bogiem oddajmy Mu siebie na Jego wyłączną własność. Możemy użyć słów modlitwy: "Przyjmij, Panie, całą moją wolność; przyjmij pamięć, rozum i całą wolę. Cokolwiek mam, Tyś mi to dał. Wszystko to zwracam Tobie i całkowicie poddaję panowaniu Twojej woli. Daj mi tylko miłość ku Tobie i Twoją łaskę, a będę dość bogaty; niczego więcej nie pragnę". Ale powinno to płynąć z naszego przekonania i pragnienia.
Z jaką wiarą przyjmujemy Chrystusa w Komunii św., dar Bożego życia, Jego wszechmoc, która jest potężniejsza od największych światowych sił? Ogień może ogrzać lub spalić. To jest tylko bardzo daleki przykład na to, czym jest nadprzyrodzona moc Boga, który stworzył z niczego cały wszechświat. Z jak wielką więc odpowiedzialnością powinniśmy traktować ten dar z nieba, który otrzymujemy w każdej Komunii św.!
Po skończonej Mszy św. powinniśmy żyć, pracować i odpoczywać w jedności z Jezusem, tak jak to czyniła św. Faustyna: "Jezu, który przycho? dzisz do mnie w Komunii św. - Ty, który raczyłeś zamieszkać z Ojcem i Duchem Świętym w małym niebie serca mojego. Staram się przez dzień cały Ci towarzyszyć, nie pozostawiam Cię samego ani na chwilę; chociaż jestem w towarzystwie ludzi czy razem z wychowankami, serce moje jest zawsze złączone z Nim. Kiedy zasypiam, ofiaruję Mu każde uderzenie serca swego: kiedy się przebudzę - pogrążam się w Nim bez słowa mówienia. Kiedy się przebudzę, chwilę wielbię Trójcę Świętą i dziękuję, że raczyła mi darować jeszcze jeden dzień, że jeszcze raz się powtórzy we mnie tajemnica Wcielenia Syna Bożego, że jeszcze raz na oczach moich powtórzy się bolesna męka Jego - wtenczas staram się ułatwić Jezusowi, aby przeszedł przeze mnie do dusz innych. Z Jezusem idę wszędzie, obecność Jego towarzyszy mi wszędzie" (Dz. 486).
Trudności na Eucharystii
Eucharystia jest tym szczególnym miejscem, w którym możemy w dzisiejszych czasach dotknąć Boga i doświadczyć Jego obecności. To spotkanie z Panem nie jest jednak pozbawione trudności.
Nieodłącznym składnikiem naszej codzienności jest zgiełk, hałas, wewnętrzny lęk i niepokój. Często z ust ludzi zabieganych padają słowa: liturgia mnie nuży, nie mogę się skupić, myślę o czymś innym... Żeby zrozumieć mowę Bogd, potrzeba ciszy, bo właśnie w niej jest On obecny i w niej chce mówić do nas mową miłości, której tak bardzo jesteśmy spragnieni, chce zbliżyć nas ku sobie i zaprosić do szczególnej więzi. Stąd potrzeba wcześniejszego przychodzenia na Mszę Świętą i wejścia w Bożą obecność z konkretnymi sytuacjami, które tworzą nasze życie. Winniśmy mieć świadomość, że stojący obok nas też przyszli spotkać się z Panem. A przeszkodą w tym spotkaniu mogą być nasze rozmowy, załatwianie spraw, odbieranie nie wyłączonego telefonu komórkowego czy żucie gumy.
Zanim jednak staniemy przy ołtarzu, warto uświadomić sobie na nowo nauczanie Jezusa: "Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj" (Mt 5,23-24). Wymaganie Chrystusa jest trudne i potrzebuje pomocy, aby je dobrze wypełnić. Ks. S. Szczepaniec przypomina, że poprzednie pokolenia wypracowały pewne zachowania, które ułatwiały człowiekowi spełnianie pięknych czynów pojednania. Ma na myśli tradycję, w której członkowie rodziny przed pójściem do spowiedzi lub na niedzielną Mszę Świętą podawali sobie ręce na znak przeproszenia za przykrości, jakie sobie nawzajem wyrządzili.
Zasadniczo dwie postawy utrudniają nam uczestniczenie we Mszy Świętej. Pierwsza to rutyna, przyzwyczajenie, zagubienie znaczenia obrzędów. Często pośród liturgicznych pojęć, znaków i symboli zatracamy głębię i sens spotkania z Panem, co uniemożliwia nam owocne i świadome uczestnictwo w Eucharystii. Druga - to traktowanie liturgii jakby była "czasem wyłączonym" z naszej codzienności (nie pozwalamy jej stać się treścią naszego życia; pozostaje ona w oderwaniu od tego wszystkiego, czym żyjemy). Nie ma więc siły przemieniania tego, czego w ogóle nie dotyka. Jeśli myślę na Mszy Świętej o czymś innym, myślę o życiu, o niezałatwionych sprawach, czekających spotkaniach, powinienem złożyć to na ołtarzu. W ten sposób rzeczywistość moich codziennych spraw i ofiara Eucharystii nie będą oddzielone, ale staną się czymś jednym.
Tym, co pomaga nam przezwyciężać te trudności, jest "chodzenie w obecności Boga", czyli nieustanna pamięć o Nim. Chodzi o zanurzenie w miłości przez krótkie akty wiary, jak choćby: "Jezu, ufam Tobie", "Jezu, kocham Ciebie", powtarzanie słowa "Jezus" czy "Panie Jezu, Synu Boży, zmiłuj się nade mną". Także wszystkie nasze modlitwy, adoracje itp. mają o tyle sens, o ile zaczepione są o Eucharystię.
Brak naszego osobistego zaangażowania może spowodować, że w naszych wypowiedziach o Eucharystii pojawia się smutek i zgorzknienie: nie czuję potrzeby uczestnictwa, to dla mnie nuda i zmęczenie, nie lubię naprzykrzać się Stwórcy, nie lubię kazań, nie umiem modlić się w tłumie... Serce człowieka nie odczuwa już potrzeby kultu Boga, a tym bardziej pragnienia dziękczynienia i uwielbienia.
A przecież podobnie jak wiara rodzi się ze słuchania, tak i miłość rodzi się z poznania.
Wchodzisz do kościoła. Za kilka chwil rozpocznie się Msza Święta. Godzina, może dłużej, spędzona często w tłoku, zazwyczaj na stojąco, gdy z boku płacze dziecko, a lektor co chwilę się zacina. Czy w takich warunkach możliwa jest rozmowa z Bogiem? A co pozostanie po wyjściu z kościoła? "W Eucharystii idziemy z Bogiem i Bóg z nami w doskonałej jedności, dlatego winna się przedłużać poza czas jej sprawowania" (ks. B. Nadolski). Jakie antidotum znaleźć, by Eucharystia była dla nas wciąż świeża i nowa? Jako chrześcijanie jesteśmy wezwani, by wciąż na nowo odkrywać piękno Eucharystii, poznawać tajemnicę tego "Sakramentu sakramentów".
L. Smoliński