TAJNE TECHNOLOGIE III RZESZY
Krzysztof Drzewiński II o
Plan pracy:
Wstęp
Część główna
a) samoloty klasyczne i odrzutowe
b) pociski kierowane
c) radary i urządzenia namiernicze
d) broń podwodna
e) czołgi i artyleria
d) trochę o pozaziemskich technologiach
Wnioski oraz wszystko to, na co nie było miejsca w poprzednich
punktach.
W trakcie długich i wyczerpujących działań zbrojnych ludzie zazwyczaj starali się za wszelką cenę zmienić styl prowadzenia wojny odkrywając nowe metody zdobywania swych celów. Nie inaczej stało się podczas II Wojny Światowej. Genialni niemieccy naukowcy prowadzili prace nad zagadnieniami wyprzedzającymi swą epokę nawet o kilkadziesiąt lat. Przykładem są między innymi radary, noktowizory, czołgi o masie przeszło 200 ton, bardzo nowoczesne okręty podwodne pozostające w służbie nawet po wojnie, czy też działa kolejowe o masie 1 350 ton wymagające obsługi 2.000 ludzi. To tylko niektóre z projektów niemieckich, z których wiele doczekało się realizacji i produkcji seryjnej tak, jak na przykład elegancki i morderczo skuteczny messerschmitt Me-262. Naukowcy Hitlera używali też śmiertelnie skutecznych gazów bojowych, jak opracowane przez nich gazy sarin, soman czy tabun. Pracowali też nad bronią atomową, jednak nie udało im się osiągnąć tego celu.
Historia odrzutowców rozpoczyna się bardzo wcześnie. Już w 1937 roku powstał pierwszy silnik odrzutowy o małym ciągu 250 kG. Niedługo potem skonstruowano samolot odrzutowy Heinkel He-178 którego rola w zasadzie sprowadzała się tylko do przetestowania nowego silnika o ciągu 500 kG. Lot pod koniec sierpnia 1939 roku okazał się sukcesem. Silnik umożliwiał rozpędzenie maszyny do około 700 km/h co w owym czasie było prędkością nieosiągalną dla żadnego innego samolotu. To zastanawiające, ale jednak RLM czyli ministerstwo lotnictwa Rzeszy nie zainteresowało się napędem odrzutowym. Tłumaczyło się zbytnią innowacyjnością projektu i wieloma innymi nieuzasadnionymi powodami. Jednak inżynierowie Heinkla i niedługo potem także Junkersa, a szczególnie dział silników - Jumo (skrót od Junkers Motorwerke) oraz wiele innych mniejszych firm starało się opracować silniki odrzutowe lub też myśliwce odrzutowe. Jedną z wielu konstrukcji odrzutowych, które wyszły poza fazę projektów i prototypów był Me-262. Pierwszy prototyp tego bardzo charakterystycznego samolotu powstał już w 1938 roku, jednak na lot musiał poczekać aż 4 lata. Wzniósł się jednak na wtedy jedynie z silnikiem jumo 210G o mocy 1200 KM. Mimo tego „zapasowego” napędu samolot zademonstrował swe właściwości w powietrzu. Był całkiem zwrotny i zdolny do udźwignięcia niezbędnego sprzętu. Zapadła decyzja o produkcji seryjnej z silnikami odrzutowymi BMW. Niestety silniki podczas pierwszego lotu zawiodły i zapaliły się. Doświadczonemu pilotowi udało się jednak zawrócić i bezpiecznie wylądować. Okazało się, że zawiodła sprężarka co spowodowało pożar silnika. Docelowo wybrano więc konkurencyjne, choć nieco większe silniki Junkers Jumo 109-004 bezpieczniejsze i zapewniające nieco większy ciąg 840 kG. Docelowa wersja samolotu Me-262 A-1a „Schwalbe” (jaskółka) była produkowana od połowy 1944
roku.Za późno by zmienić losy wojny.
Dwa myśliwce me - 262 w locie
Niemniej jednak jednostki wyposażone w ten myśliwiec odnosiły niemałe sukcesy w powietrzu. 4 potężne działka kaliber 30mm potrafiły dosłownie jednym celnym trafieniem pozbawić wrogi samolot ogona lub skrzydła. Łączna ilość zestrzelonych przez Me-262 maszyn alianckich podczas II wojny światowej wyniosła ponad 735 samolotów. Wyprodukowano 1430 myśliwców tego typu w 7 wersjach. Niestety tylko około jedna trzecia została użyta w walce, a większość pozostałych stała na lotniskach z braku silników lub paliwa. Istniały projekty prowadzone przez Messerschmitta mające na celu zwiększenie prędkości i właściwości manewrowych samolotu. Powstały odmiany HG 1, 2 oraz 3 wyposażone w nowe skrzydła i usterzenie. Ostatnia wersja HG3 odznaczała się skosem skrzydeł 49 stopni. Silniki zamierzano zabudować na połączeniach skrzydeł z kadłubem. Samolot taki mógły według obliczeń przekroczyć prędkość dźwięku, jednak nigdy nie zbudowano jego prototypu. Innym odrzutowcem niemieckim był samolot rozpoznawczy i średni bombowiec Arado Ar-234. Był to szybki samolot, szybszy od wszystkich myśliwców wroga, prędkość dochodziła do około 742km/h. Najczęściej nie posiadał żadnego uzbrojenia obronnego; czasem montowano dwa działka 20mm. Pierwsze prototypy powstały zimą 1941 roku. Na silniki czekać jednak przyszło aż do 1943 roku. Zamontowano znane już z Me-262 silniki odrzutowe Junkers jumo 109-003. Arado 234 „Blitz” (błyskawica) był zbudowany w kilku wersjach i trafił do służby w 1944 roku. Można uznać go za pewną porażkę i marnotrawstwo cennych silników odrzutowych. Sytuacja Niemców w 1944 roku nie była najlepsza, więc powinni byli skierować wysiłek produkcyjny na myśliwce, a nie na lekkie bombowce, czy samoloty rozpoznawcze. W 1944 powstawały plany kryzysowej produkcji myśliwców. Planowano zaprzestania prac nad nowymi typami samolotów i skoncentrowania się na Me-262, Me-109 oraz Focke-Wulfie 190, które mogły skutecznie obronić Rzeszę przed atakami amerykańskich bombowców B-17 i B-24. Pod sam koniec 1944 roku do samolotów broniących Niemiec dołączył Heinkel He-162 „Salamander” (salamandra) mały myśliwiec zbudowany głównie z niecodziennych materiałów takich jak drewno, czy dykta. Miał dość charakterystyczny groźny wygląd i jeden silnik odrzutowy BMW na górze kadłuba. Miał on być pilotowany przez młodych chłopców z SS Hitlerjugend. Pomysł ten okazał się niewypałem. Piloci o wieku rzadko przekraczającym 16 lat nie radzili sobie w walce powietrznej. Samolot był też niedozbrojony. Miał wbudowane 2 działka kal. 20mm. Wystarczało to na myśliwce wroga, ale trzeba było „władować” sporo amunicji (a tej było śmiesznie mało) aby zniszczyć B-17, które miały być głównym celem „Volksjagera” (myśliwca ludowego). He-162 okazał się kolejnym niewypałem. Z jego pomocą zestrzelono zaledwie jeden wrogi myśliwiec. Jednak odrzutowce nie były jedynymi nowoczesnymi samolotami w III Rzeszy. Uwagę zwracają takie samoloty jak prototypowy Dornier Do-335 „Pfeil. Wyposażony w dwa silniki z przodu ze śmigłem ciągnącym i z tyłu - pchającym. Samolot ten był najszybszym dwusilnikowym myśliwcem jaki zbudowano. Miał spore gabaryty jak na myśliwiec przechwytujący, jednak był dość zwrotny i nieźle uzbrojony (potężne działko 30mm i 2 działka 15mm). Na tym kończy się właściwie rozdział zaawansowanych konstrukcji lotniczych. Niemieccy inżynierowie budowali wiele konstrukcji myśliwców i bombowców (również strategicznych, takich jak potężny Me-264 „Amerika bomber”) jednak były to konstrukcje jak najbardziej klasyczne. Pozostał jednak jeden jeszcze aspekt prac nad samolotami. Były to latające skrzydła. Amerykańscy naukowcy szczycą się skonstruowaniem nowoczesnych znanych nam bombowców bezogonowych (np. B-2 stealth). Jednak początek wszystkim pracom dały badania braci Horten od końca lat dwudziestych. Zbudowali oni wiele doświadczalnych szybowców i projekty myśliwców. Jednym z nich był Horten Ho IX czyli Gotha Go 229. Samolot miał posiadać dobrze już znane z Me-262 silniki jumo 004. Prędkość planowano na ponad 1000km/h. Samolot miał być uzbrojony w 4 działka kaliber 30mm, oraz 2000 kg bomb. Był to wielce obiecujący program, jednak zbudowano tylko jeden myśliwiec tego typu a cztery inne były w stanie budowy. Nie wszedł on do służby, jednak gdyby Niemcom udało się jeszcze przeciągnąć wojnę do 1946 roku, na pewno Go 229 i inne tego typu konstrukcje ujrzałby światło dzienne.
Horten IX w locie. Sporym podobieństwem do niego odznacza się bombowiec amerykański B-2 znany z wojny w Zatoce Perskiej.
Naukowcy III Rzeszy byli pierwszymi, którzy zapoczątkowali badania nad pociskami rakietowymi różnych typów. Już pod koniec lat dwudziestych zainteresowano się tymi konstrukcjami, lecz pierwsze egzemplarze powstały dopiero w czasie wojny. Niewiele z pocisków rakietowych weszło do seryjnej produkcji. Zaliczają się do nich sterowane pociski przeciw okrętowe Henschel Hs-293, Bomby szybujące Fritz-X, oraz „broń zemsty” czyli V-1 oraz V-2. rakiety te wykazały dużą skuteczność w warunkach bojowych; dwie bomby Fritz-X zatopiły w 1943 Włoski super-pancernik „Roma”. Pociski Hs-293 miały również na koncie wiele zatopionych niszczycieli oraz statków handlowych. Zawdzięczają to specjalistycznym systemom naprowadzania optycznego. Pilot, najczęściej w samolocie Dornier Do-217 lub Focke-Wulf „Condor” odpalał pocisk (standartowo taki bombowiec przenosił 1-2 pocisków) a dalej, sterował nim dźwignią kierunku. W połowie wojny pojawiły się projekty i prototypy wersji wyposażonej w kamery, tak jak w amerykańskim pocisku „Maverick” powstałego przecież stosunkowo niedawno. Układ taki wykazywał jednak oznaki niedopracowania (mała rozdzielczość, duża waga kamery itd...) Z kolei pociski V-1 i V-2 nie posiadały żadnego systemu naprowadzania. Ustawiano je na wyrzutni z odpowiednim skosem, potem rozpoczynano sekwencję odpalania. W roku 1944 i 1945 na Londyn oraz europejskie porty pod kontrolą aliantów spadł grad pocisków V-1 i V-2. Główny inżynier pracujący przy pocisku balistycznym V-2, Werner von Braun został po wojnie wywieziony do Ameryki, gdzie odgrywał niemałą rolę w przygotowaniu lotów załogowych na Księżyc. Podczas wojny opracowywano jeszcze inną klasę pocisków rakietowych: pociski przeciwlotnicze. Wśród nich należy wymienić samonaprowadzający się na źródła ciepła pocisk „Wasserfall” (wodospad), ręcznie sterowany Henschel Hs-117 „Schmetterling”, mały pocisk X-4 przeznaczony do odpalania z myśliwców, oraz messerschmitta „Enzian” wykorzystującego przebudowaną formę kadłuba myśliwca „Komet”. Z tego co wiem, przeciwlotnicze pociski kierowane zostały użyte (nie licząc odpaleń próbnych) tylko jeden raz. Wykorzystano pocisk Hs-117 w celu przetestowania jego właściwości bojowych. Test wypadł pomyślnie, cele raziło wiele z wystrzelonych rakiet. Zapadła, tak jak w innych przypadkach, decyzja o rozpoczęciu produkcji seryjnej, jednak niewykonalna w obliczu coraz silniejszych nalotów na fabryki zbrojeniowe.
Powszechnie uważa się, że Brytyjczycy jako pierwsi skonstruowali radary. Jest to nieprawdą, gdyż naukowcy niemieccy pracowali już od lat dwudziestych nad urządzeniami zdolnymi do wykrycia wrogich samolotów. Gdy rozpoczęła się wojna, prace te były już daleko posunięte. Radary dalekiego zasięgu wykorzystywano wtedy już na wszystkich pancernikach i krążownikach Kriegsmarine. Około 1940 roku na wyposażenie Luftwaffe trafiły radary o wysokiej rozdzielczości, takie jak radar „Wurzburg”, czy też najnowocześniejszy w czasie wojny radar profesora Esaua umożliwiające wykrywanie samolotów wroga z odległości kilkudziesięciu kilometrów. Po podbiciu części Europy w 1940 roku, na północy kontynentu oraz w Norwegii umieszczono sieć radarów oplatających zasięgiem wszystkie rejony, z których spodziewano się ataków lotniczych. Przykładem działania radarów jest to, że angielska formacja bombowców „Wellington” zbliżająca się do Niemiec pod koniec 1939 roku straciła trzydzieści osiem z pięćdziesięciu trzech maszyn jeszcze przed dotarciem do brzegów Danii. Podczas wojny użyto również radarów montowanych na samolotach (głównie w myśliwcach nocnych takich jak na przykład messerschmitt Me-262 B-1a/U1, czy też nocne wersje Focke - Wulfa Fw-190). Najbardziej znanym z tych radarów był „Lichtenstein” o zasięgu przeszło 6 kilometrów. Cechą charakterystyczną samolotów wyposażonych w ten radar były widoczne anteny wystające z dzioba lub skrzydeł samolotów. Myśliwce takie odnosiły niemałe sukcesy w walce z angielskimi nocnymi bombowcami „Lancaster”
Niemiecka flota podwodna siała spustoszenie na morzach podczas pierwszej wojny światowej. Przegranie I wojny zmusiło jednak Niemców do pozbycia się wszystkich U-Boatów. Początek nowej flocie dało siedem małych łodzi typu VII. Typ ten zresztą razem z nieco nowocześniejszym typem IX służył w Kriegsmarine do końca wojny. Jednak oficerowie Hitlera chcieli za wszelką cenę ulepszenia floty podwodnej. Pierwszym z nowej generacji okrętów podwodnych był typ XVIIB, przybrzeżny okręt podwodny o bardzo rewolucyjnym systemie napędowym w układzie zamkniętym; nie potrzebne było żadne powietrze aby umożliwić pracę silnika toteż okręt długimi okresami (w przeciwieństwie do typów IX i VII) przebywać w zanurzeniu. Kolejnym, chyba najbardziej zaawansowanym okrętem podwodnym wojny był typ XXI. Okręt pełnomorski wielkości niewielkiego niszczyciela (np. „Błyskawicy”) i o wyporności 1620 ton po zanurzeniu był pierwszą łodzią podwodną z prawdziwego zdarzenia. Mógł w praktyce pływać w pełnym zanurzeniu przez ponad pięć miesięcy! Do tego miał na wyposażeniu dwie wieżyczki przeciwlotnicze wyposażone w działka kal. 20 milimetrów co oznaczało, że okręt ten miał całkiem spore szanse zwycięstwa w walce z samolotem patrolowym wyposażonym w bomby głębinowe (najbardziej typowa sytuacja) Skróconą wersją typu XXI był typ XXIII, mały okręt podwodny o wyporności 260 ton. Był on bardzo szybki, a prędkość zanurzania wynosiła jedynie 7 sekund. Te właśnie okręty (szczególnie typ XXI) były podstawą do opracowania nowoczesnych łodzi podwodnych.
Piechota, aby móc zwyciężyć w walce z wrogiem potrzebuje zdolnych do współdziałania z nią pojazdów takich jak działa samobieżne oraz czołgi. Oprócz dobrze znanych pzkpfw. VI „Tiger”, czy też pzkpfw. V „Panther” powstawały monstrualne prototypowe maszyny takie jak czołg „Maus” (myszka) o masie prawie 200 ton.
„Maus” na poligonie badawczym, najprawdopodobniej w Kummersdorfie.
Hitler zawsze posiadał manię wszystkiego co wielkie. Zapewne dlatego powstały takie konstrukcje jak prototypowy „Maus” czy też jeszcze cięższe konstrukcje. Projektowanie „Mausa” nakazano w 1942 roku. Czołg ten został zaprojektowany przez profesora Ferdinanda Porsche znanego z zaprojektowania samochodu Garbus, czy też znanego modelu Porsche 911 Carrera. Czołg miał pancerz z przodu o grubości 35 centymetrów. W innych miejscach kadłuba grubość pancerza wynosiła niewiele mniej. Wyjątek stanowiło sklepienie wieży o grubości 6,5 centymetra. Sama wieża myszki ważyła około 55 ton - tyle co cały ciężki czołg „Tiger”. Rewolucyjny był system przeniesienia napędu. Energia nie była przenoszona bezpośrednio na wał korbowy i do kół, lecz przez generator na mniejsze silniki elektryczne. Rozwiązanie takie umożliwiało bardziej ekonomiczną pracę (i tak żarłocznego silnika) oraz pokonywanie głębokich przeszkód wodnych (nawet w całkowitym zanurzeniu!). Mysz była też potężnie uzbrojona. Na jej wyposażenie składały się: Potężna armata kaliber 128 lub 150mm, działo przeciwpancerne 75mm (podstawowa broń czołgu „Panther”), działko 20mm i do tego, karabin maszynowy 7,92mm. Projekt ten miał pewne szanse powodzenia, jednak
zakończył się on na zbudowaniu czterech prototypów. Głównie ze względu na trudności surowcowe, ale też na wagę czołgu (przejazd dwustutonowego potwora wytrzymałoby niewiele mostów w Europie). Lecz ta nadzwyczaj duża mysz nie była szczytem aspiracji Hitlera. Dążył on do zbudowania gigantycznego krążownika lądowego o masie tysiąca ton! Tak jak w przypadku „Mausa”, i temu pojazdowi nadano przekorną nazwę - „Ratte” czyli szczur. Miał być uzbrojony w dwa bliźniacze działa kaliber 20 centymetrów umieszczone w wieży. „Ratte” był około trzy razy dłuższy, trzy razy szerszy i trzy razy wyższy od i tak sporego „Mausa”. Jednak Hitler, po dokładnym zastanowieniu i przestudiowaniu planów, nakazał zaniechania prac badawczych jeszcze przed budową prototypu. Poza tym planowano budowę kilku mniejszych, interesujących wozów bojowych będących godnymi następcami istniejących czołgów średnich i ciężkich. Następcą czołgu „Panther” miał być nowy E-50, E-75 miał zastąpić „Tigera”, a czołg E-100, którego kadłub ukończono miał być konkurentem Myszki. Nie zbudowano żadnych prototypów tych czołgów, mimo że zanosiły się na niezwykle wartościowe projekty, być może rozpoczynające nową generację pojazdów wojskowych.
„Konigstiger” doskonały czołg, który jednak powstał w zbyt małej ilości (około 500 sztuk) aby zatrzymać aliantów.
„Panther”, przez specjalistów uważany za najlepszy czołg wojny.
Potężny „Tiger” rusza w bój...
Jednym z najbardziej tajemniczych aspektów niemieckich prac, są prace nad generowaniem pól antygrawitacyjnych i elektrograwitacyjnych. Były one prowadzone przez najlepszych naukowców SS i trzymane w tajemnicy przez całą wojnę. Dziś wiadomo już nieco więcej na ten temat. Wywiady z naukowcami i inżynierami pracującymi przy projektach „Chronos” i „Laternentrager” a także relacje naocznych świadków dały wiele nowych informacji. Większość z osób pracujących przy tym zagadnieniu po wojnie wyjechało do Argentyny, gdzie albo pomagało w zbrojeniach tego kraju, albo też zaszyło się w osadach w południowej Patagonii. Jednak jak zaczęły się wszystkie te prace. Wielu genialnych naukowców od lat dwudziestych eksperymentowało z nowymi rodzajami napędu. Tacy fizycy jak profesor Walter Gerlach myśleli nad wykorzystaniem siły grawitacji aby napędzać na przykład konstrukcje lotnicze. Po wielu latach prób, wreszcie skonstruowano pierwsze, proste silniki. W pierwszej połowie lat trzydziestych powstały bardziej złożone konstrukcje. Między innymi, w 1934 roku dokonano oblotu pierwszego doświadczalnego dysku antygrawitacyjnego o nazwie RFZ-1. Pierwszy lot wykonany przez pilota Lothara Waiza zakończył się niepowodzeniem i awarią maszyny na około 60-cio metrowej wysokości. Pilotowi jednak udało się wylądować i ocalić statek. W tym samym czasie, swoje badania rozpoczynały towarzystwa mistyczne takie jak Thule, czy Vril. Czerpały one inspirację z rzekomo znalezionych w Tybecie tekstów. W połowie lat trzydziestych, towarzystwo Vril zbudowało pierwszy statek: Vril-1 rozpoczynający długą serię tych maszyn.
Jeden z typów pojazdów antygrawitacyjnych (według książki I.
Witkowskiego. „Supertajne Bronie Hitlera”)
Warto wspomnieć trochę o rodzajach napędu tych dziwnych maszyn. Większość konstrukcji napędzano silnikiem Dzwon lub napędem Thule (od nazwy mistycznego stowarzyszenia) wykorzystującym jako centralny element silnik Dzwon. Działanie tego napędu nadal jest dość tajemnicze, jednak wiadomo, że aby uzyskać efekt antygrawitacji zastosowano dwie wirujące masy. Były to dyski zbudowane z lekkiego i nadzwyczaj wytrzymałego materiału pośrednio związanego z produkcją pocisków balistycznych V-2. Wirowały z prędkością wielu tysięcy obrotów na sekundę generując pole antygrawitacyjne. Silniki takie pożerały ogromne ilości prądu, który musiał być do nich stale doprowadzany. Rozwiązano ten problem konstruując specjalne generatory wytwarzające prąd o wielkim napięciu i natężeniu. Energia ta napędzała wspomniane dyski nadając im potrzebną do funkcjonowania silnika prędkość. Zbudowano wiele typów statków z czego najpotężniejsze, takie jak Haunebu 1, 2 i 3 potrafiły osiągnąć prędkości od sześciu do dziesięciu tysięcy kilometrów na godzinę oraz do lotów załogowych w przestrzeń kosmiczną (nawet przygotowywano się do tego typu wypraw). Większość prac związanych z konstruowaniem tego typu pojazdów, wykonywano na południu Polski w osławionym i silnie strzeżonym kompleksie „Riese” (olbrzym) w górach sowich. Pozostawione tam elementy infrastruktury do dziś są bardzo charakterystycznym elementem krajobrazu. Specjalne baseny na otwartym powietrzu oraz tzw. muchołapki, służyły testowaniu silników takich jak Dzwon. Wiemy dziś o wielu ciekawych właściwościach Dzwonu. Projekt „Laternentrager” zajmował się właśnie między innymi ciekawymi własnościami omawianych silników. Testowano wpływ charakterystycznego promieniowania na organizmy żywe. Na przykład rośliny zielone ustawione podczas doświadczeń w pewnej odległości od Dzwonu wykazały spore zmiany w swej budowie. Traciły chlorofil i stawały się białe. Taka roślina mogła żyć jeszcze około dwóch tygodni po czym nagle, w ciągu dosłownie paru godzin zamieniała się w bezkształtną galaretowatą papkę. W pobliżu Dzwonu ustawiano też produkty spożywcze takie jak mięso, mleko itp. Promieniowanie Dzwonu sprawiało żelowanie krwi oraz częściowo zamieniało mięso w galaretę. Naukowcy pracujący w bezpośredniej bliskości urządzenia cierpieli na chorobę wrzodową lub umierali. Niemcy niezrażeni tym, dalej badali optymalne konfiguracje i rodzaje napędu. Koniec wojny jednak przerwał te próby a Niemieccy inżynierowie albo wyjechali do Argentyny, albo też zostali wywiezieni do USA i Wielkiej Brytanii. Dziś, w tajnych bazach wojskowych na pustyniach Stanów Zjednoczonych najprawdopodobniej przetrzymuje się niektóre ze zdobycznych statków niemieckich (Amerykanie przechwycili pod koniec wojny kilka pojazdów o napędzie antygrawitacyjnym). Nie posiadamy o tym jednak uzasadnionych informacji możliwych do zweryfikowania. Obiekty na dolnym Śląsku dalej czekają na odkrycie, gdyż spenetrowano dopiero małą część olbrzymiego kompleksu.
Dorobek konstruktorów niemieckich na polu odkryć nowych technik wojskowych podczas drugiej wojny światowej był spory. Wszystkie te konstrukcje przyczyniły się do opracowywania nowych rodzajów sprzętu już po wojnie. Często, rozwiązania niemieckie były kopiowane przez wiele państw. Tak na przykład me-262 w szybkościowej wersji HG3, został wykorzystany przez Sowietów do budowy ich myśliwca su-9. Pociski kierowane były dokładnie studiowane przez konstruktorów amerykańskich, którzy na podstawie takich rakiet jak „Wasserfall”, opracowywali własne pociski. Większość prototypów zaawansowanych konstrukcji odnaleziono w niemieckich podziemnych fabrykach oraz na zdobycznych lotniskach i wywieziono do Stanów, Anglii lub też Rosji.
Zdobyczny myśliwiec p.1101 wywieziony do Stanów. (zmontowany w
ok. 80%).
Większość samolotów zdobytych pod koniec wojny i wywiezionych do Ameryki stanowiło materiał badawczy dla przyszłych konstrukcji. Ten p.1101, pokazany na zdjęciu powyżej posłużył do zbudowania myśliwca z czasów wojny koreańskiej F-86 Sabre. Rosjanie również użyli tego samolotu i zbudowali na jego podstawie myśliwce przechwytujące mig-15 i 17. Często alianci nie mogli się nadziwić niemieckim konstrukcjom wyprzedzającym swoją epokę o wiele lat. Niemcy już od drugiej połowy XIX wieku prowadzili rywalizację w projektach uzbrojenia z takimi mocarstwami jak na przykład Wielka Brytania. Podczas II Wojny Światowej, inżynierowie niemieccy znacznie przodowali jeżeli chodzi o konstruowanie klasycznych myśliwców, nie mówiąc już o odrzutowcach czy innych technologiach. Wielu niemieckich projektantów po wojnie pozostało w kraju. Korzystali oni ze swych dotychczasowych doświadczeń przy budowaniu rozmaitych czołgów kolejnej generacji tak jak „Leopard” czy pojazd przeciwlotniczy „Gepard”. Przy naszych wszystkich zafascynowaniach nowoczesnym uzbrojeniem, jedyną przykrą rzeczą jest, że wszystko to służy do pozbawiania życia innego człowieka.
Źródła:
Tajne Bronie III Rzeszy - Roger Ford
Supertajne Bronie Hitlera cz.2 - Igor Witkowski
Supertajne Bronie Hitlera cz.3 - Igor Witkowski
Materiały z następujących stron internetowych:
5. Bogusław Wołoszański „Sensacje XX wieku”