441


Wolnosc i wlasnosc

AUTOR: Ludwig von Mises

-----------------------------------------------------------------

I

W końcu XVIII-go wieku dominowały dwie koncepcje wolnoci,

obie znacznie różniące się od tego, co dzisiaj rozumiemy jako

wolnoć.

Pierwsza z tych koncepcji była czysto akademicka i bez

żadnego zastosowania do regulowania spraw politycznych. Była to

idea wyprowadzona z ksiąg starożytnych autorów, których

studiowanie było sumą i istotą wyższego wykształcenia. W oczach

tych greckich i rzymskich pisarzy wolnoć nie była przynależna

wszystkim ludziom. Była przywilejem mniejszoci, odmawianym

większoci. To, co Grecy nazywali demokracją, w wietle dzisiejszej

terminologii nie jest tym, co Lincoln nazywał rządzeniem przez

lud, lecz oligarchią, zwierzchnocią pełnoprawnych obywateli w

społeczeństwie, gdzie większoć stanowili metojkowie lub

niewolnicy. Nawet taka, dosyć ograniczona wolnoć nie była

rozpatrywana przez filozofów, historyków i mówców jako

rzeczywista konstytucyjna instytucja. Widzieli ją jako

bezpowrotnie utraconą cechę przeszłoci. Opłakiwali odejcie

złotego wieku, lecz nie znali żadnego sposobu, aby do niego

wrócić.

Druga koncepcja wolnoci była nie mniej oligarchiczna, choć

nie była inspirowana żadnymi literackimi reminiscencjami.

Ambicją arystokracji ziemskiej, a czasem także mieszczańskiej

była obrona swych przywilejów przed rosnącą siłą królewskiego

absolutyzmu. W większoci kontynentalnej Europy książęta w tym

starciu zwyciężyli. Jedynie w Anglii i Holandii szlachta i

mieszczanie pokonali dynastię. Lecz osiągnęli nie wolnoć dla

wszystkich, lecz dla elity, dla mniejszoci.

Nie powinnimy oskarżać o hipokryzję ludzi, którzy w tamtych

wiekach zachwalali wolnoć, utrzymując jednoczenie prawo,

zakładające niższoć wielu ludzi, nawet poddaństwo i

niewolnictwo. Stali oni wobec problemu, dla którego nie znali

satysfakcjonującego rozwiązania. Tradycyjny system produkcji był

zbyt mało wydajny dla stale powiększającej się ludnoci. Rosła

liczba ludzi, dla których przed-kapitalistyczne metody rolnictwa

i rzemiosła dosłownie nie zostawiały miejsca. Ci nadliczbowi

byli głodującą biedotą. Stanowili zagrożenie dla istniejącego

porządku społecznego, a przez długi czas nikt nie mógł wyobrazić

sobie innego porządku, takiego stanu rzeczy, w którym starczyłoby

żywnoci dla wszystkich tych nieszczęników. Nie mogło być problemu

nadania im pełnych praw obywatelskich, tym bardziej problemu

dania im udziału w prowadzeniu spraw państwa. Jedynym sposobem,

jaki znali władcy, było utrzymywanie ich siłą w posłuchu.

II

Przed-kapitalistyczny system produkcji był restryktywny.

Jego historyczną podstawą był wojskowy podbój. Zwycięscy

królowie rozdawali ziemię swym paladynom, ci za byli panami w

dosłownym znaczeniu tego słowa, jako że nie zależeli od poparcia

konsumentów, kupujących bądź wstrzymujących się od kupna na

rynku. Z drugiej strony byli oni głównymi klientami przemysłu

przetwórczego, zorganizowanego w systemie cechowym. System ten

nie sprzyjał innowacjom, zakazywał odstępstw od tradycyjnych

metod produkcji. Liczba ludzi, dla którzy mogli znaleźć pracę,

nawet w rolnictwie, sztuce czy rzemiole, była ograniczona. W

tych warunkach wielu ludzi odkryło, używając słów Malthusa, że

„nie ma dla nich miejsca przy stole natury” i że „mówi im ona,

aby szli precz” . Pomimo tego niektórzy z owych wyrzutków

potrafili przeżyć, począć dzieci i sprawić, że liczba nędzarzy

beznadziejnie rosła.

Wówczas pojawił się kapitalizm. Postrzega się go zwykle jako

radykalną zmianę, polegającą na zastąpieniu prymitywnej i mało

wydajnej produkcji rzemielniczej produkcją fabryczną. Jest to

doć powierzchowny sposób patrzenia. Charakterystyczną cechą,

odróżniającą kapitalizm od przed-kapitalistycznych metod

produkcji, były nowe zasady handlu. Kapitalizm nie jest tylko

masową produkcją, lecz masową produkcją dla zaspokojenia masowych

potrzeb. Sztuka i rzemiosło starych, dobrych czasów stały się

bardziej ekskluzywne - dostarczały towarów ludziom zamożnym.

Fabryki natomiast produkowały tanie rzeczy dla wielu. Wszystko,

co ten wczesny przemysł wytwarzał, było pomylane dla służenia

masom, takim ludziom, jak pracownicy owych fabryk. Służył on im

bądź bezporednio, zaopatrując ich, bądź porednio, eksportując

a potem sprowadzając z zagranicy żywnoć i surowce. Te zasady

handlu były znakiem tak wczesnego jak i dzisiejszego kapitalizmu.

Pracownicy są jednoczenie konsumentami przeważającej częci

wyprodukowanych dóbr. Są suwerennymi konsumentami, którzy „zawsze

mają rację”. Ich zakupy, lub rezygnacja z zakupu przesądzają co

ma być wytwarzane, w jakiej iloci i jakiej jakoci. Kupując to,

co im najbardziej odpowiada sprawiają, że jedne przedsiębiorstwa

mają zyski i rozwijają się, inne za przynoszą straty i upadają.

W ten sposób bezustannie przekazują kontrolę nad czynnikami

produkcji w ręce tych przedsiębiorców, którzy najlepiej spełniają

ich życzenia. W kapitalizmie posiadanie rodków produkcji wiąże

się z obowiązkiem społecznym. Przedsiębiorcy, kapitalici i

właciciele ziemscy są niejako mandatariuszami konsumentów, a ich

mandat może zostać unieważniony.

Aby być bogatym, nie wystarczy mieć raz zgromadzony kapitał.

Konieczne jest ciągłe inwestowanie w to, co najlepiej spełnia

życzenia konsumentów. Rynek jest co dzień powtarzanym

plebiscytem, eliminującym nieuchronnie tych, którzy nie

zatrudniają swej własnoci odpowiednio do zamówienia publicznego.

Wielki kapitał, przedmiot fanatycznej nienawici wszystkich

obecnych rządów i ludzi, którzy mianowali się intelektualistami,

zdobył i zachował wielkoć tylko dlatego, że pracował na potrzeby

mas. Fabryki, produkujące towary luksusowe dla niewielu nigdy

nie osiągnęły wielkich rozmiarów.

Niedociągnięciem XIX- wiecznych historyków i polityków było

to, że nie potrafili dostrzec, iż pracownicy byli głównymi

konsumentami wyrobów przemysłu. W ich mniemaniu zarabiający byli

ludźmi ciężko pracującymi dla wyłącznej korzyci klasy

pasożytniczej. Hołdowali złudzeniu, że fabryki wyzyskują masy

robotników fizycznych. Gdyby powięcili trochę uwagi statystykom,

łatwo mogliby dostrzec fałsz tych opinii. Spadła miertelnoć

niemowląt, wzrosła rednia długoć życia, pomnożyła się liczba

ludnoci, a przeciętny człowiek cieszył się udogodnieniami, o

których nawet ludzie zamożni we wczeniejszych wiekach nie mogli

bodaj zamarzyć.

Jednak to bezprecedensowe podniesienie mas było zaledwie

produktem ubocznym Rewolucji Przemysłowej. Głównym jej

dokonaniem było przeniesienie dominacji ekonomicznej z

posiadaczy ziemskich na całą ludnoć. Zwykli ludzie nie musieli

już być wołami roboczymi, zadawalającymi się okruchami z

pańskich stołów. Zniknęły trzy kasty pariasów, charakterystyczne

dla czasów przed-kapitalistycznych: niewolnicy, poddani oraz ci,

których teologowie, scholastycy, jak również brytyjskie prawo

od szesnastego do dziewiętnastego wieku okrelało mianem ubogich.

Ich potomkowie stali się, w nowych warunkach przedsiębiorczoci,

nie tylko wolnymi pracownikami, lecz także konsumentami. Ta

radykalna zmiana miała swe odbicie w nacisku, jaki

przedsiębiorcy kładli na rynek. Tym, czego handel potrzebuje

przede wszystkim, jest rynek i jeszcze raz rynek. Było to hasło

kapitalizmu. Rynek, to znaczy klienci, nabywcy, konsumenci. W

kapitalizmie jest jedna droga do majątku: obsłużyć klientów

lepiej i taniej niż robią to inni.

W sklepie czy fabryce właciciel - lub w korporacji prezes,

reprezentujący udziałowców - jest szefem. Lecz jego władza jest

tylko pozorna i warunkowa, jest poddana władzy konsumentów.

Konsument jest królem, rzeczywistym władcą, a producent zostaje

odrzucony, jeli nie przecignie konkurentów w służeniu klientom.

Była to wielka gospodarcza transformacja, która odmieniła

oblicze wiata. Bardzo wczenie przeniosła siłę polityczną z rąk

uprzywilejowanej mniejszoci do rąk ludu. Dojrzałe prawa

obywatelskie przyszły w lad za uwolnieniem przemysłu. Zwykły

człowiek, któremu działanie rynku dało władzę wyboru

przedsiębiorcy i kapitalisty , zdobył podobną władzę w państwie.

Został wyborcą.

Wybitni ekonomici, pierwszym z nich był, jak sądzę Frank A.

Fetter, zaobserwowali, że rynek jest demokracją, w której każdy

pens daje prawo głosu. Bardziej poprawne byłoby stwierdzenie,

że rząd reprezentatywny jest próbą urządzenia spraw

konstytucyjnych na wzór rynku, lecz ten projekt nigdy nie może

być w pełni zastosowany. W dziedzinie polityki wola większoci

zawsze bierze górę, a mniejszoć musi się jej podporządkować.

Handel natomiast troszczy się nie tylko o pragnienia większoci.

Służy również mniejszociom, o ile nie są nieistotnie małe.

Przemysł odzieżowy produkuje ubrania nie tylko dla ludzi o

normalnej budowie, lecz również dla otyłych, a wydawcy drukują

nie tylko westerny i kryminały, lecz również książki dla

wybrednych czytelników.

Jest druga ważna różnica. W sferze politycznej nie ma

sposobu, aby pojedyncza osoba lub mała grupa osób sprzeciwiła

się woli większoci. Natomiast w sferze intelektu prywatna

własnoć czyni bunt możliwym. Rebeliant musi zapłacić za swą

niezależnoć; na tym wiecie nie ma nagrody bez powięceń.

Lecz gdy kto gotów jest zapłacić, ma wolnoć popełnienia

odstępstwa od obowiązującej ortodoksji, czy neo- ortodoksji.

Jakie warunki byłyby w społeczeństwie socjalistycznym dla takich

heretyków, jak Kierkegaard, Schopenhauer, Veblen czy Freud? Dla

Moneta, Courbeta, Walta Whitmana, Rilkego czy Kafki? We

wszystkich wiekach pionierzy nowych dróg mylenia i działania

mogli pracować tylko dlatego, że prywatna własnoć czyniła

możliwym lekceważenie dróg większoci. Tylko kilku z tych

odszczepieńców było doć niezależnych ekonomicznie, aby

przeciwstawić się opiniom większoci. Lecz w klimacie wolnej

gospodarki znaleźli oni w społeczeństwie ludzi gotowych im

pomóc. Cóż mógłby zdziałać Marks bez swego patrona, fabrykanta

Fryderyka Engelsa?

III

Tym, co wypacza socjalistyczną krytykę kapitalizmu, jest

pominięcie przez nią władzy konsumentów w gospodarce rynkowej.

Widzi ona tylko hierarchiczną organizację różnych

przedsiębiorstw i fabryk, a nie dostrzega, że zysk zmusza

przedsiębiorców do służenia konsumentom. Związki zawodowe, w

swym postępowaniu z pracodawcami, zdają się kierować złoliwocią

i zachłannocią, gdy przeciwstawiają się im, żądając wyższych

stawek płac. Krótkowzrocznoć nie pozwala im dostrzec nic poza

bramą fabryki. Stronnicy związków mówią o koncentracji władzy

gospodarczej, a nie dostrzegają, że władza ta ostatecznie

pochodzi z rąk kupującej ludnoci, której większoć stanowią sami

pracownicy. Ich niezdolnoć do widzenia rzeczy takimi, jakie są

znajduje swój wyraz w tak nietrafnej metaforze, jaką jest pojęcie

„przemysłowego królestwa”. Są zbyt tępi, aby dostrzec różnicę

między suwerennym królem, czy księciem, który może być

wywłaszczony tylko przez silniejszego zdobywcę, a „królem

czekolady”, który traci swe „królestwo”, jak tylko konsumenci

zaczną popierać innego dostawcę.

To skrzywienie leży u podstaw wszystkich socjalistycznych

planów. Gdyby który z socjalistycznych wodzów próbował zarobić

na życie sprzedając hot-dogi, nauczył by się co nieco o władzy

konsumentów. Lecz byli oni zawodowymi rewolucjonistami, a ich

jedynym zadaniem było rozniecenie wojny domowej. Ideałem Lenina

było zorganizowanie produkcji w państwie na wzór urzędu

pocztowego, niezależnego od konsumentów, bo jego deficyt

pokrywany jest przez przymusowo ciągane podatki. „Całe społeczeństwo”-

mówił on -”staje się jednym urzędem i jedną fabryką” . Widział,

że prawdziwy charakter urzędu czy fabryki całkowicie się

odmienia, gdy zostaje ona jedyną na wiecie i nie daje ludziom

możnoci

wyboru między produktami i usługami różnych przedsiębiorstw. Jego

lepota uniemożliwiała mu dostrzeżenie roli rynku i konsumentów

w kapitalizmie, nie mógł więc odróżniać wolnoci od niewolnictwa.

Ponieważ w jego oczach pracownicy byli tylko pracownikami, a nie

konsumentami, więc byli niewolnikami już w kapitalizmie,

nacjonalizacja fabryk i sklepów w niczym nie odmieniła ich

pozycji. Socjalizm zastępuje władzę konsumentów władzą

dyktatora, lub komitetu dyktatorów. Wraz z ekonomiczną władzą

obywateli zanika też ich władza polityczna. Jedyny plan

produkcji, unieważniający jakiekolwiek planowanie ze strony

konsumentów odpowiada w sferze konstytucyjnej zasadzie

jednopartyjnoci, pozbawiającej obywateli możliwoci wpływu na

sprawy publiczne. Wolnoć jest niepodzielna. Ten, kto nie może

wybrać między różnymi gatunkami konserw bądź mydła, pozbawiony

jest również możnoci wyboru między różnymi partiami politycznymi

i programami oraz możnoci powołania administracji. Nie jest już

człowiekiem, staje się pionkiem w rękach dominującego inżyniera

społecznego. Nawet jego wolnoć prokreacji może być zanegowana

przez eugeników.

Oczywicie socjalistyczni wodzowie upewniają nas od czasu do

czasu, że tyrania potrzebna jest tylko w okresie przejciowym,

a powszechne żądanie państwa przedstawicielskiego będzie

spełnione w socjalistycznym tysiącleciu . Skoro tylko

socjalistyczny porządek będzie „wystarczająco zabezpieczony przed

krytycyzmem”, zapewnia nas miło panna Joanna Robinson, wybitna

przedstawicielka nowej brytyjskiej szkoły Cambridge, to pozwoli

się istnieć "nawet niezależnym towarzystwom filharmonicznym" .

Tak więc likwidacja wszelkich dysydentów wyjania, co komunici

nazywają wolnocią. Z tego punktu widzenia możemy również

zrozumieć co inny dostojny Anglik, pan J.G.Crowther miał na myli

wychwalając inkwizycję, jako „korzystną dla nauki, gdy ta

ochrania awansującą klasę” . Znaczenie tego wszystkiego jest

jasne. Gdy wszyscy ludzie pokornie kłaniają się dyktatorowi, nie

są już dysydentami przeznaczonymi do likwidacji. Kaligula,

Torquemada, Robespierre zgodziliby się z takim rozwiązaniem.

Socjalici zmontowali semantyczną rewolucję, odwracając

znaczenie pojęć w ich przeciwieństwo. W słowniku nowomowy, jak

ją nazwał Jerzy Orwell, jest termin „zasady jedno-partyjnoci”.

Słowo „partia” pochodzi od łacińskiego „pars”, co znaczy częć.

Partia braterstwa nie różni się już od swego przeciwieństwa,

całoci; jest z nią tożsama. Partia taka nie jest partią, a zasada

jedno-partyjnoci jest w rzeczywistoci zasadą bezpartyjnoci. Jest

to likwidacja jakiejkolwiek opozycji. Wolnoć zakłada prawo

wyboru między zgodą a sprzeciwem. Lecz w nowomowie oznacza

obowiązek bezwarunkowej zgody i kategoryczny zakaz sprzeciwu.

Takie odwrócenie tradycyjnych znaczeń wszystkich słów

terminologii politycznej nie jest jedynie dziwactwem języka

komunizmu rosyjskiego i jego nazistowskich i

faszystowskich uczniów. Porządek społeczny, który znosi prywatną

własnoć, pozbawia konsumentów ich autonomii i niezależnoci i

przez to podporządkowuje każdego arbitralnym decyzjom

ministerstwa centralnego planu. Nie może zdobyć masowego

poparcia, jeli nie zakamufluje swego charakteru.

Socjalici nigdy nie oszukaliby wyborców, gdyby otwarcie wyjawili

im, że ich ostatecznym celem jest wtrącenie ich w niewolę. Dla

zwykłej przydatnoci zmuszeni są używać frazesów o umiłowaniu

wolnoci.

IV

Inaczej brzmiały ezoteryczne dyskusje w wewnętrznym kręgu

wielkiej konspiracji. Tam nie ukrywano swych zamiarów względem

wolnoci. Wolnoć była, ich zdaniem, oczywicie dobrą rzeczą w

przeszłoci, w ramach społeczeństwa burżuazyjnego, bo stwarzała

im możliwoć knowań. Lecz gdy socjalizm zwycięża, nie potrzebna

staje się już wolna myl ani autonomiczne działanie ze strony

jednostek. Każda dalsza zmiana może być tylko odstępstwem od

doskonałego państwa, jakie ludzkoć osiągnęła wraz z rozkoszami

socjalizmu. W tych warunkach tolerowanie dysydentów byłoby po

prostu obłędem.

Wolnoć, mawiają bolszewicy, to burżuazyjny przesąd. Zwykły

człowiek nie ma żadnych własnych idei, nie pisze książek, nie

wygłasza herezji, nie obmyla nowych metod produkcji. Chce tylko

przyjemnie żyć. Nie czuje tych potrzeb, co intelektualici,

zawodowi dysydenci i innowatorzy.

Nie trzeba dowodzić, że jest to bezwzględnie najbardziej

aroganckie lekceważenie, jakie spotyka zwykłych ludzi. Nie jest

zagadnieniem czy i jak może zwykły człowiek wykorzystać wolnoć

mylenia, mówienia i pisania książek. Pytaniem jest czy i jakie

korzyci odniesie leń, poruszający się utartymi cieżkami, z

wolnoci, danej tym, którzy przyćmiewają go inteligencją i siłą

woli. Zwykły człowiek może patrzeć obojętnie, czy nawet z

lekceważeniem na postępowanie lepszych od siebie, lecz cieszy

się wszystkimi udogodnieniami, jakie wysiłki wynalazców

postawiły do jego dyspozycji. Nie ma on zrozumienia dla tego,

co jest w jego oczach rozszczepianiem włosa na czworo, lecz jak

tylko te myli i teorie zostaną urzeczywistnione przez kogo

przedsiębiorczego dla zaspokojenia jego ukrytych pragnień,

popiesznie przyswaja sobie nowe produkty. Zwyczajni ludzie są

bez wątpienia głównymi beneficjentami wszystkich osiągnięć

współczesnej nauki i technologii.

To prawda, że człowiek o przeciętnych zdolnociach nie ma

wielkich szans na osiągnięcie rangi kapitana przemysłu. Lecz

suwerennoć, jaką daje mu rynek w sprawach gospodarczych, pobudza

technologów i administratorów do przekształcania dokonań badań

naukowych dla jego użytku. Tylko ludzie, których horyzonty

intelektualne nie wykraczają poza wewnętrzną organizację

fabryki, i którzy nie widzą, co kieruje przedsiębiorcą, mogą nie

dostrzec tego faktu.

Zwolennicy systemu sowieckiego wciąż nam powtarzają, że wolnoć

nie jest najwyższym dobrem. Jest „bez wartoci”, jeli powoduje

biedę. Powięcenie jej, aby tą drogą osiągnąć powszechne

bogactwo, jest ich zdaniem w pełni usprawiedliwione. Lecz dla

paru niesfornych indywidualistów, nie przystosowanych do

utartych wzorców normalnych ludzi, wszyscy ludzie w Rosji są

doskonale szczęliwi. Możemy pozostawić nierozstrzygnięte, czy to

szczęcie było również udziałem milionów ukraińskich chłopów,

zmarłych z głodu, pensjonariuszy obozów pracy i wymordowanych

w czystkach marksistowskich przywódców. Nie możemy jednak

pominąć faktu, że poziom życia jest nieporównanie wyższy w

wolnych krajach zachodu, niż na komunistycznym wschodzie. Płacąc

odrzuceniem wolnoci za dobrobyt Rosjanie zrobili marny interes.

Nie mają teraz ani jednej, ani drugiej.

V

Romantyczna filozofia hołdowała złudzeniu, że we wczesnych

wiekach historii jednostka była wolna, a kierunek historycznej

ewolucji pozbawił ją pierwotnej wolnoci. Jak to wyraził Jan

Jakub Rousseau, natura przyznała ludziom wolnoć, a społeczeństwo

uczyniło go niewolnikiem. W rzeczy samej pierwotni ludzie byli

na łasce każdego, kto był silniejszy i mógł odebrać im skromne

rodki utrzymania. Nie ma w naturze nic, co można by nazwać

wolnocią. Pojęcie wolnoci zawsze odnosi się do stosunków między

ludźmi. Społeczeństwo nie może urzeczywistnić iluzorycznej

koncepcji całkowitej niezależnoci jednostki. W społeczeństwie

każdy zależy od tego, co inni wnoszą do jego dobrobytu, w zamian

za to,

czym on się przyczynia do ich dobrobytu. Społeczeństwo jest w

pierwszym rzędzie wzajemną wymianą usług. Tak długo, jak ludzie

mają możliwoć wyboru, tak długo są wolni; jeli są zmuszeni przez

przemoc lub groźbę przemocy do poddania się warunkom wymiany,

nie ważne jak to odczuwają, tracą wolnoć. Niewolnik nie jest

wolny włanie dlatego, że jego właciciel przydziela mu zadania

i decyduje co otrzyma za ich wykonanie.

Co do społecznego aparatu represji i przymusu, rządu, to nie

może być mowy o wolnoci. Zasadniczo rząd jest zaprzeczeniem

wolnoci. Jest odwołaniem się do przemocy, lub do groźby

przemocy, w celu uczynienia wszystkich ludzi posłusznymi

rozkazom rządu, czy chcą, czy nie. Wszędzie tam, gdzie rozciąga

się zwierzchnoć rządu, tam jest przemocą, nie wolnocią. Państwo

jest instytucją niezbędną, sprawiającą, że system społecznej

współpracy pracuje gładko, nie zakłócany aktami przemocy ze

strony gangsterów, czy to krajowych, czy obcych. Rząd nie jest,

jak lubią mówić niektórzy, złem koniecznym, lecz jedynym

dostępnym sposobem, aby uczynić pokojową koegzystencję ludzi

możliwą. Lecz jest przeciwieństwem wolnoci, jest biciem,

więzieniem, wieszaniem. Cokolwiek rząd czyni, jest ostatecznie

wsparte działaniem uzbrojonej policji. Gdy rząd otwiera szkołę,

czy szpital, to potrzebne fundusze pochodzą z podatków, to

znaczy pieniędzy wymuszonych od obywateli.

Gdy rozważyć że, jak ludzka natura wskazuje, nie może być

ani cywilizacji, ani pokoju bez funkcjonowania rządowego aparatu

przemocy, to można nazwać państwo najbardziej dobroczynną

instytucją ludzkoci. Lecz pozostaje faktem, że nie jest

instytucją wolnoci, lecz represji. Wolnoć może być tylko w tych

obszarach, na które rząd nie wpływa. Jest zawsze wolnocią od

rządu, ograniczeniem jego wpływów. Zwycięża tylko na tych polach,

gdzie obywatele mają możnoć wybrać sposób, w jaki chcą działać.

Prawa obywatelskie są statutem precyzyjnie okrelającym sferę,

w której ludzie prowadzący sprawy państwowe mają prawo

ograniczyć wolnoć działania jednostek.

Ostatecznym celem, jaki przywieca ludziom, powołującym

państwo, jest umożliwienie funkcjonowania społecznej współpracy

na zasadach podziału pracy. Jeli systemem, jakiego chcą ludzie,

jest socjalizm (komunizm, planowanie), wówczas nie zostaje

miejsca dla wolnoci. Wszyscy obywatele są pod każdym względem

podporządkowani rozkazom rządu, państwo jest totalitarne.

Jedynie rząd planuje i zmusza wszystkich do podporządkowania się

temu jedynemu planowi.

W gospodarce rynkowej jednostki mogą wybrać sposób, w jaki

włączą się we współpracę społeczną. Tam, gdzie rozciąga się

sfera rynku, tam widać spontaniczne działania ze strony

jednostek. W tym systemie, zwanym „leseferyzmem”, a który

Ferdynand Lassalle nazwał „państwem nocnego stróża”, jest

wolnoć, bo jest pole do swobodnego planowania przez jednostki.

Socjalici muszą przyznać, że nie ma mowy o wolnoci w

systemie socjalistycznym, lecz próbują zatrzeć różnicę między

państwem niewolniczym a gospodarczą wolnocią przez zaprzeczenie,

że jest jakakolwiek wolnoć we wzajemnej wymianie dóbr i usług

na rynku. Każda wymiana rynkowa jest zdaniem szkoły pro-

socjalistycznych adwokatów, „przemocą nad innymi wolnociami

ludzi". Nie ma wartej wzmianki różnicy, w ich oczach, między

płaceniem podatków, czy grzywny nałożonej przez magistrat, a

kupowaniem gazety, czy biletu do kina. W każdym z tych wypadków

człowiek jest przedmiotem rządzącej władzy. Nie jest wolny bo,

jak mówi profesor Hale, wolnoć oznacza „brak przeszkód w

korzystaniu z dóbr materialnych” . To znaczy: nie jestem wolny,

bo kobieta, robiąca sweter dla swego męża, nie da mi go założyć;

ograniczam wolnoć innych, bo nie pozwalam im używać swej

szczoteczki do zębów. Zgodnie z tą doktryną wykonuję prywatną

władzy, odpowiednik publicznej władzy

rządu, jaką ten wykonuje, więziąc kogo w Sing-Sing.

Rozwijając konsekwentnie tę zadziwiającą doktrynę

wnioskujemy, że nigdzie nie ma wolnoci. Twierdzi ona, że to, co

nazywa ona przymusem ekonomicznym, nie różni się w swej istocie

od przymusu, jaki stosuje pan wobec swego niewolnika. Odrzuca

to, co nazywa władzą prywatną, lecz nie sprzeciwia się

ograniczeniom wolnoci przez władzę publiczną. Pragnie zgromadzić

wszystko, co zwie ograniczeniami wolnoci, w rękach państwa.

Atakuje instytucję własnoci prywatnej i prawa, które, jak

twierdzi, „wymusza poszanowanie własnoci - to znaczy odmawia

każdemu prawa do działania, w sposób, który go gwałci” .

Jedno pokolenie wstecz wszystkie gospodynie gotowały zupę

zgodnie z przepisem, jaki dostały od swych matek, lub wyczytały

w książce kucharskiej. Dzi wiele kobiet woli kupić zupę w

puszce, podgrzać ją i podać swej rodzinie. Lecz, mówią nasi

uczeni doktorzy, fabryki konserw ograniczają wolnoć gospodyń

domowych, bo żądając zapłaty za małą puszkę zupy, przeszkadzają

w jej użyciu. Ludzie, których nie bawi bycie pouczanym przez tych

wybitnych nauczycieli, mogą rzec, iż przedsiębiorstwo

produkujące konserwy usunęło największą przeszkodę w korzystaniu

z puszki zupy, mianowicie jej nieistnienie. Sama esencja

produktu nie może nikogo zaspokoić bez egzystencji. Lecz ci

ludzie się mylą, mówią nasi uczeni w pimie. Korporacja dominuje

nad gospodynią, niszczy jej wolnoć przez nadmiar skoncentrowanej

władzy, i jest obowiązkiem państwa zapobiec tej grubej obrazie.

Korporacje, mówi, pod auspicjami Fundacji Forda, inny

przedstawiciel tej grupy, profesor Berle, muszą być przedmiotem

kontroli rządu .

Dlaczego nasze żony raczej kupują gotowe produkty, niż

trzymają się metod swych matek i babek? Bez wątpienia dlatego,

że uważają ten sposób postępowania za bardziej korzystny dla

siebie, niż tradycyjne zwyczaje. Nikt ich nie zmusza. Znaleźli

się ludzie - porednicy, kapitalici, spekulanci, gracze giełdowi

- którzy wpadli na pomysł, aby zaspokoić nieuwiadomione

pragnienia milionów gospodyń domowych inwestując w przemysł

konserw. Było też wielu innych, równie samolubnych kapitalistów,

którzy w wieluset innych korporacjach dostarczyli konsumentom

wieleset różnych wyrobów. Im lepiej przedsiębiorstwo służy

społeczeństwu, im większej iloci ludzi, tym staje się większe.

Wejdźcie do domu zwykłej amerykańskiej rodziny, a zobaczycie dla

kogo kręci się ta maszyneria.

W wolnym kraju nikt nikomu nie broni osiągnąć bogactwa przez

lepsze obsłużenie konsumentów, niż to, z jakim spotykają się

dotychczas. Czego trzeba to dobrej głowy i ciężkiej pracy.

„Współczesna cywilizacja, prawie cała cywilizacja” - mówił Edwin

Cannan, ostatni z długiego szeregu wybitnych brytyjskich

ekonomistów - „oparta jest na zasadzie dogadzania tym, którzy

dogadzają rynkowi, a niedogadzania tym, którzy tego zaniedbują”

. Próżne jest całe gadanie o koncentracji władzy gospodarczej.

Im większa jest korporacja, im więcej ludzi obsługuje, tym

bardziej jest zależna od nich, od ich upodobań, od mas. W

gospodarce rynkowej władza gospodarcza znajduje się w rękach

konsumentów.

Kapitalistyczna przedsiębiorczoć nie polega na zachowaniu

raz zdobytego stanu produkcyjnoci, jest raczej nieustającą

innowacją, co dzień powtarzaną próbą poprawy zaopatrzenia

klientów w nowe, lepsze i tańsze produkty. Aktualny stan

aktywnoci produkcyjnej jest zaledwie stanem przejciowym.

Nieustannie bierze górę tendencja do wyrugowania tego, co już

osiągnięto przez to, co będzie konsumentom służyć lepiej. I w

konsekwencji w kapitalizmie występuje ciągła wymiana elit. Co

charakteryzuje kapitanów przemysłu, to wymylanie nowych idei i

wcielanie ich w życie. Jak wielka nie byłaby korporacja, jest

skazana, jeli tylko nie zdoła dostosować się co dzień na nowo

do najlepszych

możliwych metod obsługi konsumentów. Lecz politycy i inni

mniemani reformatorzy widzą tylko strukturę przemysłu, jaka

istnieje w tym momencie. Sądzą, że są doć mądrzy, aby chwycić

kontrolę nad fabrykami, jakie są dzisiaj, i zarządzać nimi

trzymając się ustanowionej rutyny. Podczas, gdy ambitny

nowicjusz, który będzie rekinem jutra, już planuje rzeczy

wczeniej niesłyszane, wszystko, co oni mają w głowach, to

prowadzenie po dawno przetartych cieżkach. Historia nie

zanotowała innowacji produkcyjnej, wymylonej i wprowadzonej do

praktyki przez biurokratów. Jeli nie chcemy pogrążyć się w

stagnacji, to

musimy zostawić wolną rękę tym dzi nieznanym ludziom, którzy są

doć pomysłowi, aby prowadzić rodzaj ludzki po drodze ku coraz

lepszym warunkom egzystencji. To jest główne zagadnienie

gospodarki narodów.

Prywatna własnoć fabryk nie jest ograniczeniem wolnoci

wszystkich innych ludzi do wybrania co im odpowiada najbardziej.

Przeciwnie, pozwala zwykłym ludziom, jako nabywcom, dominować

we wszystkich sprawach gospodarczych. Oznacza zachętę dla

najbardziej przedsiębiorczych do jak największego wysiłku w celu

służenia innym ludziom.

VI

Wszelako nie można opisać wyczerpująco głębokich zmian,

jakie wniósł kapitalizm w kondycję zwykłych ludzi, jeli

ograniczyć się tylko do przewag, jakimi cieszą się na rynku jako

konsumenci, w sprawach państwowych jako wyborcy, i do

bezprecedensowego podniesienia standardu życia. Niemniej ważne

jest, że kapitalizm umożliwił im oszczędzanie, akumulację

kapitału i inwestowanie. Przepać, jaka dzieliła w przed-

kapitalistycznych stosunkach posiadaczy od biedaków bez grosza,

teraz się zmniejszyła. W dawnych wiekach robotnik dniówkowy miał

tak małą płacę, że ledwie mógł co odłożyć, a jeli to zrobił, to

mógł jedynie zgromadzić i schować kilka monet. W kapitalizmie

jego fachowoć uczyniła oszczędzanie możliwym i są instytucje

umożliwiające mu inwestowanie. Niemała iloć kapitału

zainwestowanego w amerykańskim przemyle odpowiada oszczędnociom

pracowników. Oszczędzając w banku, polisach ubezpieczeniowych,

obligacjach i akcjach pracownicy otrzymują zyski i dywidendy,

więc w terminologii marksizmu są wyzyskiwaczami. Zwykły człowiek

zainteresowany jest w kwitnącym przedsiębiorstwie nie tylko jako

konsument i pracownik, lecz również jako inwestor. Przeważa

tendencja do zacierania ostrej niegdy różnicy między tymi,

którzy posiadają czynniki produkcji, a tymi, którzy ich nie

mają. Oczywicie, ten trend może się rozwijać gdy gospodarka

rynkowa nie jest sabotowana przez

rzekomo socjalną politykę. Państwo opiekuńcze, ze swymi metodami

łatwego pieniądza i kredytu oraz nieokiełznaną inflacją odbiera

po kawałku wszystkie dochody płatne w legalnym pieniądzu.

Samozwańczy przywódcy zwykłych ludzi wciąż kierują się

przestarzałą ideą, że polityka, która faworyzuje dłużników

kosztem wierzycieli jest korzystna dla większoci. Swą niezdolnoć

do zrozumienia istoty gospodarki rynkowej przejawiają również

w tym, że nie potrafią dostrzec oczywistego faktu, iż udają

pomoc tym, którzy są też wierzycielami, jako oszczędzający,

ubezpieczający się, jako właciciele papierów wartociowych.

VII

Zasadą wyróżniającą zachodnią filozofię społeczną jest

indywidualizm. Zmierza ona do stworzenia obszaru, w którym

jednostka ma wolnoć mylenia, wyboru i działania nie będąc

krępowaną oddziaływaniem społecznego aparatu przymusu i ucisku

państwa. Wszystkie duchowe i materialne osiągnięcia cywilizacji

zachodniej są wynikiem działania tej idei wolnoci.

Doktryna i polityka indywidualizmu i kapitalizmu, jej

zastosowanie w sprawach gospodarczych nie wymagają apologetów

ani propagandystów. Jej osiągnięcia mówią za siebie. Oprócz

innych względów argumentem na rzecz kapitalizmu i prywatnej

własnoci jest

nieporównana skutecznoć wysiłku produkcyjnego. Ta wydajnoć

sprawiła, że możliwy stał się jednoczesny gwałtowny wzrost

ludnoci i podniesienie standardu życia. Rezultatem postępującego

dobrobytu mas jest rodowisko społeczne, w którym wyjątkowo

utalentowane jednostki mają swobodę obdarzenia swych

współobywateli tym, czym potrafią. Społeczny system prywatnej

własnoci i ograniczone państwo jest jedynym systemem, który

zmierza do

debarbaryzacji wszystkich tych, którzy mają wrodzoną zdolnoć do

nabycia ogłady.

Niepotrzebną stratą czasu jest pomniejszanie materialnych

dokonań kapitalizmu przez zwrócenie uwagi, że są rzeczy

ważniejsze dla rodzaju ludzkiego, niźli coraz większe i szybsze

samochody i domy wyposażone w centralne ogrzewanie,

klimatyzację, lodówki, pralki, czy telewizory. Bez wątpienia są

bardziej szlachetne i wzniosłe zajęcia. Lecz są takie dlatego,

że nie mogą być nikomu narzucone z zewnątrz, ale muszą wynikać

z jego osobistych przekonań i determinacji. Takie zarzuty

przeciwko kapitalizmowi pokazują dosyć niedojrzały i

materialistyczny punkt widzenia w założeniu, że kultura moralna

i duchowa może być ustanowiona albo przez państwo, albo przez

organizację produkcyjną. Wszystko, co te zewnętrzne czynniki mogą

osiągnąć pod tym względem, to dostarczyć otoczenia i rodków,

które dadzą jednostce okazję do pracy nad własnym doskonaleniem

i podniesieniem moralnym. Nie jest usterką kapitalizmu, że masy

wolą mecz bokserski od przedstawienia „Antygony”, jazz od

symfonii Beethovena, komiks od poezji. Jest za to oczywiste, że

podczas gdy przed-kapitalistyczne warunki, które wciąż dominują

na przeważającym obszarze Ziemi, udostępniają te dobra tylko

nielicznym, kapitalizm daje wielu ludziom szansę dążenia do

nich.

Z jakiego nie patrzeć by na kapitalizm punktu widzenia, nie

ma powodu aby płakać nad bezpowrotnie przeszłymi, dobrymi,

starymi czasami. Jeszcze mniej usprawiedliwiona jest tęsknota

za totalitarnymi utopiami, czy to nazistowskiego, czy

sowieckiego typu.

Rozpoczynamy dzi dziewiąte spotkanie towarzystwa Mont

Pelerin. Stosowne będzie wspomnieć przy tej okazji, że spotkania

tego rodzaju, na których głosi się opinie sprzeczne z opiniami

dzisiejszej większoci i dzisiejszych rządów, możliwe są tylko

w klimacie wolnoci, która jest najcenniejszą cechą zachodniej

cywilizacji. Miejmy nadzieję, że to prawo do różnicy zdań nigdy

nie zaniknie.

_________________________________________________________________

_______________________________

Bibliografia:

Malthus, 'An Essay on the Principle of Population', wydanie

drugie, Londyn 1803.

Lenin, 'State and Revolution', International Publishers, Nowy

Jork.

Marx, 'Sur Kritik des Sozialdemokratischen Programms von Gotha'.

Joan Robinson, 'Private Enterprise and Public Control'.

J.G.Crowther, 'Social Relations of Science', Londyn 1941.

Robert L.Hale, 'Freedom Through Law, Public Control of Private

Governing Power'.

A.A.Berle, Jr., 'Economic Power and the Free Society, a

Preliminary Discussion of the

Corporation',Nowy Jork 1954.

Edwin Cannan, 'An Economist's Protest', Londyn 1928.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
441
441 (12)
441
441
441 id 38776 Nieznany (2)
441
441
441 ac
441
437-441, materiały ŚUM, IV rok, Patomorfologia, egzamin, opracowanie 700 pytan na ustny
441
441
441
MaxCom KXT 441
440 441
441 (2)
441

więcej podobnych podstron