O masturbacji
Chłopcy w okresie dojrzewania przeżywają dużo trudności ze swoją budzącą się pod wpływem działania hormonów płciowych seksualnością. Częstym zjawiskiem jest u nich wtedy onanium, zwany też masturbacją. Onanizm zdarza się też u dziewcząt, ale znacznie rzadziej.
Jeśli chodzi o chłopców, to trzeba tu odróżnić nocne polucje (zmazy), które występują nieświadomie jako samoczynna regulacja organizmu i za które chłopak nie jest absolutnie odpowiedzialny, od onanizmu, dokonywanego świadomie. Chłopak nie jest też odpowiedzialny za sny o treści erotycznej, gdyż sny występują same i nie mamy na nie wpływu. Natomiast nie jest dobrze poddawać się erotycznym czy zmysłowym marzeniom. Należy starać sieje przezwyciężać, zabierając się wtedy do jakiegoś działania, co wymaga pewnego wysiłku woli. Marzenia takie skłaniają bowiem do onanizmu.
Onanizm polega na czynnym rozładowaniu napięcia seksualnego, które powstać może samo z siebie lub pod wpływem podniet zewnętrznych a także wewnętrznych (wyobrażenia i marzenia erotyczne).
Czy onanizm jest czymś złym? Na pewno tak. Osłabia on wolę i pozostawia niepokój wewnętrzny. Jeśli chodzi o szkodliwość dla zdrowia, to jej nie ma, jeżeli zdarza się to rzadko. Jeśli często, może wywoływać ogólne zmęczenie i apatię. Częste uprawianie masturbacji odwraca uwagę od innych zainteresowań, może utrudniać koncentrację a przez to naukę, prowadzi też do zamykania się w sobie. Faktem jest, że po każdym akcie onanistycznym młody człowiek ma poczucie niesmaku i winy, czuje się gorszy i postanawia tego więcej nie robić, a gdy po pewnym czasie ulega ponownie, jego niezadowolenie z siebie rośnie.
Życie płciowe człowieka nie daje się sprowadzić do czystej fizjologii i biologii, gdyż posiada ono jeszcze ważny wymiar psychologiczno-duchowy i moralny.
Seksualność ze swej natury skierowana jest ku miłości do drugiego człowieka odrębnej płci i ku rodzicielstwu. To jest jej naturalne ukierunkowanie, nadane jej przez Stwórcę. Onanizm natomiast jest czynem całkowicie egocentrycznym. Z pewnością nie zawsze spełniany jest w pełni świadomie i dobrowolnie. Jednak każde zło zaniża człowieka i osłabia jego wolę, tak jak każde zwycięstwo nad sobą wzbogca go, wzmacnia wolę i daje radość wewnętrzną. Człowiek, który popadł w nałóg, szczególnie doświadcza tej groźnej tajemnicy zła, czuje się gorszym i trudno mu się z nałogu wydobyć. Skłonność do masturbacji może być wywołana nie tylko przez samo napięcie seksualne, ale także przez napięcia psychiczne, powstające w wyniku jakichś trudności życiowych, np. trudności w nauce, w rodzinie, z powodu poczucia samotności, mało wartościowości itp. Młody człowiek szuka wtedy odprężenia w onanizowaniu się i tym trudniej jest mu nad tym zapanować. Trudności dziewcząt, które popadły w nałóg, są podobne.
Jeżeli onanizm staje się nałogiem i przeciąga się na późniejsze lata, to może stanowić przeszkodę w małżeństwie. Bowiem przeżycie samotne może stać się dla danego człowieka silniejszym przeżyciem, niż wspólne, poza tym brak mu umiejętności opanowywania się, kiedy przecież w małżeństwie też jest nieraz potrzebna. Uczy się też egoistycznego przeżywania zadowolenia seksualnego, co mężczyźnie utrudnić może staranie o uszczęśliwienie wybranej kobiety.
Szczególnie ujemny wpływ na późniejsze współżycie małżeńskie może występować wtedy, jeżeli masturbacji towarzyszą wyraźne i silne wyobrażenia (co zdarza się raczej rzadko). Wyobraźnia może bowiem stwarzać takie oczekiwania, które nie zawsze są możliwe do zrealizowania w praktyce, a partner rzeczywisty może reagować inaczej niż "partner" z fantazji. Dlatego nie należy leczyć onanizmu zachętą do wstąpienia w związek małżeński. Trzeba najpierw opanować nałóg i dopiero później zawrzeć ślub.
Są wprawdzie seksuolodzy, którzy problem onanizmu traktują jako objaw zdrowia i prawie zachęcają młodzież do tego. A jednak już samo poczucie niezadowolenia z siebie świadczy, że człowiek jest czymś więcej, niż tylko biologizmem. Poza tym - pojedyncze czyny prowadzą stopniowo do nałogu, którego trudno się pozbyć i którego skutki przejawiają się w psychice, a także mogą być potem utrudnieniem w małżeństwie, co nie jest "bajką", lecz jest rzeczywistością.
Jak postępować, jeśli nabrało się złych przyzwyczajeń? Przede wszystkim starać się prowadzić higieniczny tryb życia, zwłaszcza starać się o dostateczną ilość snu, mieć też wiele zajęć i zainteresowań oraz uprawiać sport; oddalać od siebie marzenia i wyobrażenia erotyczne; w razie pokusy koniecznie starać się zająć czymś konkretnym, wyjść do miasta itp. Pewien ksiądz radził, aby powiedzieć sobie wtedy: wytrzymam jeszcze 5 minut i czymś się zająć. Po upływie tego czasu postanowić odłożenie tej sprawy na dalsze 5 minut.
Jeśli wpadło się już w nałóg, to trudno wydżwignąć się samemu. Wtedy warto poprosić kogoś zaufanego o pomoc, np. spowiednika-kierownika duchowego, lub psychologa w poradni rodzinnej, zwłaszcza związanej z Kościołem.
Trzeba wtedy pomóc młodemu człowiekowi, aby nie popadł w rozpacz i nadmierne poczucie winy. Powinien dostrzegać w sobie też dobro, które na pewno w nim jest i nie patrzeć na siebie tylko przez pryzmat tej sprawy, która jest swego rodzaju niedojrzałością. Warto też dopomóc w przemyśleniu całego układu swego życia codziennego. Może są w nim inne słabe punkty, które potęgują niezadowolenie z siebie, np. słabe osiągnięcia w nauce, nieprawidłowa atmosfera w domu, brak przyjaźni, za mało snu, złe wykorzystywanie czasu itp. Osiągnięcia w innych dziedzinach życia poprawiają samopoczucie i wzmacniają wolę, pomagając przez to również w przezwyciężeniu onanizmu.
Pewien młody chłopak, Adam opowiedział: Podzielę się jeszcze jednym doświadczeniem. Kiedyś miałem dość duże problemy z tego zakresu, aż do momentu, kiedy mój brat opowiadał mi o Jezusie trochę inaczej, z pozycji osobistego przeżycia przyjaźni z Jezusem. Wtedy przeżyłem żywe nawrócenie i to był moment, gdy zaczęły się naprawiać także kłopoty związane z seksem. Dla mnie Chrystus po prostu załatwia wszystko i wątpię, czy ktokolwiek z młodych zdoła zachować czystość bez Chrystusa. Na wielu miejscach Biblia zapewnia, że Jezus Chrystus pomaga, strzeże, da sposób na odparcie pokusy. "Ziarna" nr 1/2 1993 r.
Powyższa wypowiedź wskazuje, że człowiek potrzebuje wyższej wartości, dla której warto się opanować. Religia nadaje jego życiu sens, ukazuje te wyższe wartości i pomaga w pracy, nad sobą poprzez sakramenty święte i poprzez osobisty modlitewny kontakt z Bogiem. Opanowanie się prowadzi do zwiększenia siły woli i do radosnego poczucia, że się jest panem siebie, czyli do poczucia większej wewnętrznej wolności.
Elżbieta Wójcik
Czy onanizm jest grzechem?
Proszę o jednoznaczną odpowiedź na pytanie: Czy onanizm jest grzechem śmiertelnym czy nie? Udzielając odpowiedzi, proszę nie zapomnieć o tym, że niektórzy ludzie grzech ten popełniają nałogowo: nie chcieliby grzeszyć, ale wola odmawia im posłuszeństwa, jest za słaba.
Odpowiem Panu tylko tyle, że jako kapłan bardzo proszę penitentów, żeby mając taki grzech na sumieniu, nie przystępowali do komunii świętej, zanim nie otrzymają rozgrzeszenia w sakramencie pokuty. Zarazem bardzo staram się o to, żeby nie podawać tego rozstrzygnięcia w sposób bezduszny. Człowiek, który przychodzi z takim problemem do księdza, często jest człowiekiem bardzo znękanym; wielokrotnie podejmował "ostateczne postanowienia" w walce z nałogiem, tymczasem nałóg za każdym razem okazywał się jakby drwić z takich postanowień: Niekiedy w całym tym utrapieniu nawiedzają człowieka myśli, że widocznie taka już jest nasza fizjologia, że są to całkiem naturalne sposoby rozładowania seksualnego napięcia, że naukę o grzeszności onanizmu wymyślili zarażeni manicheizmem zakonnicy.
Ludziom uwikłanym w ten nałóg współczuję serdecznie również z tego względu, że zwykle są oni ofiarami współczesnej atmosfery, dalekiej od uszanowania tego wszystkiego, co w ludzkiej płciowości jest jakby święte, co domaga się czystości i pracy duchowej. Banalna to prawda, że człowiek ma prawo do tego, żeby społeczność mu raczej ułatwiała, niż utrudniała dobre postępowanie. Tymczasem modele postępowania w zakresie moralności seksualnej, z jakimi spotykamy się nieustannie w kinie czy telewizji, odbiegają niekiedy daleko od wzorca chrześcijańskiego.
Ale największe współczucie wobec ludzi, którymi zawładnął nałóg, budzi to, że w tej ich sytuacji ujawnia się szczególnie wyraźnie niszczycielskie działanie grzechu. Grzech jest czymś więcej niż tylko złym czynem, on dokonuje jakichś niedobrych zmian we wnętrzu człowieka: zmniejsza w nas naturalną skłonność ku temu, co dobre, zmniejsza zarazem nasze naturalne opory wobec zła. W ten sposób grzech tworzy w człowieku jakby drugą naturę. Natura pierwsza, która wyszła z ręki Stwórcy, była całkowicie zwrócona ku dobru, a choć uszkodził ją poważnie grzech pierworodny, przecież zachowała jeszcze sporo z tej swojej fundamentalnej intencjonalności ku dobru, a co ważniejsze: w Chrystusie otrzymaliśmy nadzieję całkowitego uzdrowienia naszej pierwszej natury. Tymczasem nasze grzechy osobiste działają w kierunku dokładnie odwrotnym: dopełniają zniszczenia zapoczątkowanego przez grzech pierworodny, budują w człowieku jakby naturę drugą, zwróconą zasadniczo ku złu.
Tajemnica grzechu jest naprawdę groźna. Grzech jest to - powiada katechizm - świadome i dobrowolne złamanie prawa Bożego. Ale każdy popełniony grzech zwiększa naszą niewolę: coraz trudniej człowiekowi postępować zgodnie z prawem Bożym; ta moja druga, niedobra natura naciska coraz więcej, abym popełniał grzechy następne. Grzech rodzi grzech; jak często powtarzał św. Augustyn: szczególnie ciężką karą za grzech jest to, że człowiek prawie nie może już powstrzymać się od grzechów następnych. Tę groźną tajemnicę grzechu opisuje dramatycznie św. Paweł: tych, którzy postępują bezbożnie, "Bóg wyda na łup ich własnych namiętności, aby dopuszczali się nieczystości i bezczeszczenia własnych ciał" (Rz 1,24). Na tajemnicę zniewolenia do grzechu wskazują również biblijne pojęcia zatwardziałości serca i zaślepienia. Apostoł Paweł poucza, że człowiek może "doprowadzić siebie do zatwardziałości i oddać się rozpuście, popełniając zachłannie wszelkiego rodzaju grzechy nieczyste" (Ef 4,19). Są tacy, "których umysły zaślepił bóg tego świata, aby nie olśnił ich blask Ewangelii chwały Chrystusa, który jest obrazem Boga" (2 Kor 4,4).
Człowiek, który popadł w nałóg, tej groźnej tajemnicy grzechu doświadcza szczególnie namacalnie. Nie znaczy to oczywiście, żeby był człowiekiem gorszym od innych, którzy są wolni od takiego nałogu; z nałogu wynika tyle tylko, że trzeba się z niego wyzwolić. Bo z grzechem jest jak z chorobą; są choroby jawne i są choroby ukryte, i te ostatnie mogą być groźniejsze od tych pierwszych. Każdy grzech pustoszy człowieka duchowo, raz jednak spustoszenie to widać (jak w przypadku nałogu) gołymi oczami, kiedy indziej jest ono ukrytym rakiem, który drąży nasz duchowy organizm i - jeśli nie uleczy nas łaska Chrystusa - ujawni się w najbardziej nieoczekiwanym momencie.
Jak walczyć z nałogiem samogwałtu? Przede wszystkim nie egocentrycznie. To, że "dorobiłem się" jakiegoś nałogu, ogromnie upokarza moją miłość własną. Człowiek postanawia więc - kierując się bardziej miłością własną niż pragnieniem duchowej czystości - wykorzenić z siebie swój nałóg. Ponieważ zaś takie egocentryczne postanowienie bywa zwykle nieskuteczne, więc ogarnia mnie przygnębienie, rozpacz, zniechęcenie, albo też przeciwnie: zaczynam sobie bagatelizować nałóg, tłumaczyć sobie, że wszyscy ludzie mają jakieś nałogi, wmawiać sobie, że jest to sprawa czysto fizjologiczna, nie zaś moralna.
Otóż walka z nałogiem winna być jednocześnie przezwyciężaniem swojego egocentryzmu. Trzeba uczyć się pokornej radości z każdego drobnego sukcesu w tej walce: bo drobne sukcesy pracują na postawę ostateczną, choćby tego nie było widać, choćby nawet chwilami wydawało się, że drobne sukcesy niczego nie posuwają naprzód. Muszę też porzucić wszelkie lęki, czy sobie poradzę w chwili pokusy, albo czy w ogóle zdołam się z tego nałogu wyzwolić. Są to lęki egocentryczne: niepokoi mnie to, czy ja sobie poradzę, czy ja odniosę zwycięstwo.
Tymczasem zawsze, kiedy przychodzi nam zmagać się ze złem, powinniśmy pamiętać o tym, że tylko Chrystus może nas skutecznie i raz na zawsze od zła uwolnić. Nałóg, czy nawet sama tylko świadomość, że mogę nie oprzeć się pokusie (a któż z nas może za siebie ręczyć?), jest świadectwem, że trzeba nam szukać coraz głębszej, prawdziwszej więzi z Chrystusem. Niestety, nawet tutaj człowiek może zachowywać się egocentrycznie: bo przecież nie chodzi o to, że to ja mam pogłębić moją więź z Chrystusem, nadać jej większą prawdziwość. To, co ja mogę tu zrobić, to pokornie szukać Chrystusa, prosić Chrystusa o łaskę Jego nawiedzenia i Jego mocy, przepraszać Go za to, że się przed Nim zamykam, choć najczęściej - na skutek swojego zaślepienia - nawet o tym nie wiem.
Chrystusa szuka się przez modlitwę i pragnienie zachowywania Bożych przykazań, przez przystępowanie do sakramentów, świadczenie dobra innym. Dlaczego jednak skuteczność tych środków, jeśli je stosujemy w walce z naszymi nałogami, jest tak różna? Dlaczego jedni doświadczają ich skuteczności w sposób wręcz cudowny, a innym nawet te środki - a lepszych środków do walki ze złem Kościół już nie ma - nie pomagają? Odpowiedź wydaje się prosta. Jedni, stosując te środki, dostąpili łaski zjednoczenia z Chrystusem, łaski cudownie przemieniającej człowieka. Drudzy wciąż jeszcze o tę łaskę muszą się ubiegać: oby tylko nie zwątpili w moc Chrystusa, oby tylko zawsze pamiętali, że łaska Chrystusa jest jednocześnie darem, a zarazem trzeba jej szukać w pocie czoła; oby tylko nie zrazili się niepowodzeniami, ale ciągle na nowo podejmowali walkę ze swoim złem, choćby chwilami wydawała im się ona beznadziejną. Chwila wyzwolenia przyjdzie na pewno, może już wkrótce, a przeważnie wcześniej, niż się tego spodziewamy.
Jest to bardzo charakterystyczne dla doświadczeń ludzi, którzy przezwyciężyli nałóg mocą wiary, że opuścił on ich właściwie nie wiadomo kiedy. Walczyli z nim i nie bardzo im się to udawało, popadali w zwątpienie i nabierali nowej nadziei, mnożyli modlitwy, a Chrystus jakby ich nie wysłuchiwał: aż pewnego dnia ze zdumieniem stwierdzili, że są wolni. Teraz sami sobie się dziwią, że mogli kiedyś trwać w nałogu; wierność Bożemu prawu wydaje im się taka prosta!
I jeszcze trzy wskazówki szczegółowe. Po pierwsze, nie trzeba na swoich trudnościach z przezwyciężeniem nałogu koncentrować swojej głównej moralnej uwagi. Dobrze jest czasem modlić się jakoś tak: "Panie Boże, wiem, że moje grzechy są wielkie. Może większe, niż zdaję sobie z tego sprawę. Ale przecież Ty widzisz, że jestem nie tylko grzesznikiem, że sporo jest we mnie dobrego. Wiem, moje dobro jest Twoim darem, ale jest ono zarazem świadectwem, że nie jestem tobie tak zupełnie niewierny. Zapewne czynione przeze mnie dobro jest skażone grzechem, ale jednak trochę tego dobra we mnie jest. Pomóż mi wyrwać się z moich grzechów, a zarazem dziękuję Ci za to wszystko dobro, które już teraz czynię!"
Każdego, kto nie może sobie poradzić ze swoim nałogiem, bardzo zachęcam do takiej modlitwy. Chodzi o to, żeby nie pozwolić szatanowi, aby narzucił nam nieprawdziwą perspektywę w spojrzeniu na mój grzech. Nie wolno mi bagatelizować grzechu, ale nie wolno mi również patrzeć na siebie wyłącznie przez pryzmat mojego grzechu. Źle jest, jeśli nie tęsknię za wyzwoleniem z mojego grzechu, ale również jest źle, jeśli straciłem nadzieję na wyzwolenie.
Po wtóre, zdarza się, że ktoś, udręczony nałogiem, zaczyna mieć żal do Pana Boga, że dał nam takie trudne przykazania. Tego rodzaju pretensje do Pana Boga zdradzają, że nie rozumiemy sensu Jego prawa, że przykazania traktujemy jako arbitralne nakazy lub zakazy. Toteż różne takie żale do Boga należy przezwyciężać modlitwą o dar rozumienia Bożych przykazań i o dar tęsknoty za tym dobrem, którego Boże przykazania bronią. Bo wydaje się, że większość naszych kłopotów z opanowaniem płciowości bierze się zarówno z niedostatku naszego przeświadczenia o sensie czystości, jak z wątłości naszych tęsknot, aby te sprawy ułożyć sobie naprawdę po Bożemu. Tu wydaje się leżeć główna przyczyna tego, że normy moralne wchodzące w zakres szóstego przykazania dekalogu uważamy za trudne. A przecież "przykazania Boże nie są trudne" (1 J 5,3). To my je czynimy trudnymi, jeśli na przykład zaczniemy kierować się niezdrową ciekawością albo będziemy zbyt leniwi, żeby od pokusy odwrócić się w samym jej początku.
Po trzecie, w walce z nałogiem nie trzeba chyba przeceniać potrzeby tzw. silnej woli. Czymś ważniejszym wydaje się mieć dostatecznie wielki cel. Ktoś może na przykład całymi latami walczyć z nałogiem palenia: raz po raz podejmował wielkie postanowienia, z najwyższym trudem osiągał jakieś nieznaczne sukcesy, wielokrotnie rezygnował z walki i znowu podejmował postanowienia. I oto pewnego dnia przyszedł zawał, choremu powiedziano, że palenie byłoby samobójstwem. Wówczas jakby nożem uciął: nałóg po prostu zniknął, bez wielkich postanowień, bez szczególnego przezwyciężania się. Chory bardzo egzystencjalnie zrozumiał, że nałóg jest czymś szkodliwym. Pojawił się wielki cel: ratowanie zagrożonego życia.
Podobnie bywa z wszystkimi nałogami. Jeśli ktoś popadł w jakiś nałóg i trudno mu się z niego wydobyć, niekoniecznie świadczy to o słabej woli. Sytuacja ta jest raczej świadectwem słabej wiary. Toteż nam wszystkim, ale zwłaszcza tym, którzy mają jakieś szczególne trudności z zachowaniem Bożych przykazań, trzeba często się modlić: "Wierzę, Panie, ale zdradź memu niedowiarstwu!" (Mk 9,24).
o. Jacek Salij
Zło masturbacji
Człowiek - słyszy się głosy - musi działać seksualnie. Nie można oczekiwać np. od młodzieży, że nie będzie tego w jakiś sposób robić. Pragnienie zaspokojenia przez samogwałt - mówi się - jest rzeczą naturalną w wieku dojrzewania, nawet dobrodziejstwem. Sam z czasem przechodzi, najpóźniej, kiedy podejmie się "normalne" współżycie.
Jest to uwspółcześniona wersja tzw. "teorii szklanki wody". Jeżeli komuś chce się pić, powinien ugasić pragnienie, i nie ważne w jaki sposób to robi; może posłużyć się szklanką, kubkiem itp., ważne, aby zaspokoić pragnienie. Tę teorię wymyślili i głosili w odniesieniu do życia seksualnego radzieccy komuniści w latach 20-tych. Wkrótce jednak wycofali się, ponieważ zobaczyli fatalne jej skutki. Obecnie to samo głoszą polscy oświeceni liberałowie - często z tytułami naukowymi i na poważnych stanowiskach. Myślą i mówią, że walczą z "ciemnogrodem".
Pierwsze, sporadyczne, "niewinne" przypadki samogwałtu, jeżeli nie podejmie się przeciwdziałań, prowadzą szybko do uzależnienia, z którego bardzo trudno się uwolnić. W tym momencie rozpoczynają się problemy trwające często całe życie. Dłuższe uzależnienia seksualne są równie trudne do opanowania jak uzależnienie od alkoholu czy narkotyków. Wtedy właśnie zaczyna się pleść głupstwa w rodzaju: "Ależ człowiek musi działać seksualnie!", a prezerwatywa wydaje się być jednym z największych wynalazków w dziejach ludzkości. Złamana została pewna wewnętrzna granica. Nałogowiec przestaje być panem swego ciała. Zdany jest teraz na jego łaskę i niełaskę. Dokąd prowadzi nowy pan? Jak rozwinie się uzależnienie? To przecież nie osoby wolne i odpowiedzialne wykorzystują seksualnie własne dzieci, gwałcą kobiety, korzystają z usług prostytutek, zdradzają nagminnie żony, roznoszą choroby weneryczne, uprawiają różnego rodzaju perwersje itd. To są właśnie niektóre owoce uzależnień seksualnych.
Wraz z upowszechnieniem pornografii, życiowego "luzu", pojawieniem się programów tzw. "wychowania seksualnego" pisanych przez erotomana, wzrasta liczba poważnych uzależnień seksualnych. Widzi się obecnie coraz wyraźniej ich destruktywne skutki.
W Stanach Zjednoczonych - według organizacji o nazwie Sex and Love Addicts Anonymons (SLAA) - znajduje się około 2 milionów kobiet wymagających terapii. Mężczyzn jest jeszcze więcej, ponieważ mężczyźni łatwo stają się klientami przemysłu pornograficznego, jednego ze źródeł problemu. SLAA, która działa na wzór Anonimowych Alkoholików (AA), zajmuje się leczeniem uzależnień seksualnych. Podstawą leczenia jest zachowanie całkowitej wstrzemięźliwości trwającej najczęściej kilka lat... Wtedy - co ciekawe - okazuje się, że człowiek nie musi działać seksualnie, a taka wstrzemięźliwość okazuje się dla niego - jeszcze dodatkowo - zbawienna.
Nie każdy, oczywiście, młody człowiek nałogowo uprawiający samogwałt, stanie się przestępcą seksualnym, choć przy obecnym klimacie moralnym (tworzonym, ma się wrażenie, przez erotomanów na wpływowych stanowiskach) ten margines będzie się z całą pewnością poszerzał. Zostawmy skrajne przypadki i przyjrzyjmy się najbardziej typowej sytuacji, mianowicie wpływowi nałogowej masturbacji na późniejsze życie małżeńskie.
Dla psychiki chłopaka w okresie dojrzewania kontakt z erotycznym czasopismem czy pornograficznym filmem jest mniej więcej tym samym, czym zderzenie pędzącego samochodu z przydrożnym drzewem (wielka szkoda, że tylu rodziców nie myśli o tym, co mogą przeżywać ich dzieci). Oglądanych obrazów nie można zapomnieć, stale pojawiają się w wyobraźni potęgując i tak już duże napięcia. Stają się obsesją tym trudniejszą do opanowania, że przyjemną. Myśli, uczucia obracają się wokół jednego tematu, inne sprawy stają się coraz mniej ważne. Trudno skupić się na nauce, traci się ideały, zainteresowania, karłowacieje życie emocjonalne itp.
Seksualność pojmowana jest teraz i przeżywana jako nieograniczone, zawsze dostępne źródło przyjemności. Problem w tym, że jest to przyjemność powodująca uzależnienie. Nałogowiec poszukiwać będzie coraz silniejszych wrażeń. Samogwałt w samotności schodzi na drugi plan, choć też ujdzie, kiedy nie ma pod ręką dziewczyny.
Dlaczego tak często swoje doświadczenie seksualne odczuwają dziewczęta jako wykorzystanie? No właśnie dlatego, że zgodziły się na współżycie z chłopakiem uzależnionym, któremu chodziło tylko o zdobycie narzędzia do zaspokojenia nałogu masturbacji. Zmieniły się jedynie zewnętrzne okoliczności, mechanizm funkcjonowania seksualnego, ukształtowany przez wcześniejsze doświadczenia, pozostał taki sam. Dziewczyna w takim układzie traktowana jest nie jako osoba godna szacunku i miłości, mężczyzna chce jedynie zaspokoić swój nałóg, posługując się w tym celu jej ciałem. Wiadomo, że osoby uzależnione są egoistyczne, oszukują, wykorzystują innych, ślepną na większe wartości. Erotomani, alkoholicy i narkomani są w tam względzie do siebie podobni.
Ktoś, kto pozwolił się wciągnąć w nałóg samogwałtu, ulegał mu przez wiele lat, nie uwolni się od niego w chwili zawarcia ślubu. Świadectwo ślubu nie uwalnia od nałogów. Do tego potrzeba osobistego wysiłku, I znowu młody małżonek uśmierza swój nałóg już nie samotności, ale przy pomocy ciała swej żony. Nie jest to "normalne" współżycie ale raczej karykatura. Stosowanie środków antykoncepcyjnych w małżeństwie podyktowane jest chyba najczęściej brakiem wewnętrznej wolności. Małżonkowie są uzależnieni i nie potrafią powstrzymać się od współżycia w dniach płodności kobiety. Jak inaczej wytłumaczyć karmienie się szkodliwymi, chemicznymi substancjami albo stosowanie jakichś dziwacznych, gumowych przyrządów w tak intymnym akcie jakim jest współżycie małżeńskie. Nałóg wymusza uciekanie się do takich zabiegów.
Zupełnie inaczej przeżywają współżycie seksualne małżonkowie, którzy zachowali przedmałżeńską czystość. Nauczyli się i potrafią kontrolować naciski popędu, zachowali wewnętrzną wolność... Akt seksualny ma potencjalną zdolność związania małżonków w sposób zupełnie wyjątkowy. Żadne inne działanie nie ma takiej mocy. To ważna rzecz, jeśli jedność małżonków ma być głęboka a małżeństwo trwałe. Akt małżeński nie ma takiego działania, jeżeli jest tylko uśmierzaniem przyjemnego nałogu, tak automatycznym, jak wypicie szklanki wody. Akt małżeński jest wyrazem miłości i jedności, buduje tę miłość i jedność jeśli jest wolnym darem z siebie dla współmałżonka. "Wolnymi", a więc nie wymuszanymi przez popęd, i "darem", a więc dawaniem a nie egoistycznym braniem. Wtedy będzie to efekt zjednoczenia pragnień, zamiarów, celów, myśli, stapianiem się nie tylko ciał ale i dusz. Będzie to akt zawierzenia siebie współmałżonkowi, głębokiego złączenia życia małżeńskiego na dobre i złe. Tak się "normalnie" przeżywa współżycie małżeńskie.
Nałóg samogwałtu (rzeczywiście jest to gwałt zadawany sobie) tak "niewinnie" rozpoczynający się w okresie dojrzewania, ma duży wpływ na kształt przyszłego małżeństwa. Przez niego ważna część małżeńskiego życia jaką jest współżycie seksualne, staje się upośledzona, traci bowiem moc wyrażenia i budowania miłości i jedności.
Jak zachować wewnętrzną wolność? Jak uwolnić się od uzależnień seksualnych? Do tego potrzeba przede wszystkim prowadzić życie duchowe. Św. Paweł pisał: "Oto czego uczę: postępujcie według ducha, a nie spełnicie pożądania ciała" (Gal 5, 16). Czystość jest cnotą nie znaną wśród pogan, ateistów, komunistów, materialistów ani nawet wśród wierzących a nie praktykujących katolików. Człowiek sam z siebie nie jest w stanie zapanować nad swoim ciałem. Niezbędna jest do tego Boża łaska, pomoc Ducha Świętego. Bez codziennej modlitwy, częstej Spowiedzi i Komunii św., nie jesteśmy w stanie oprzeć się pożądliwości.
Św. Augustyn po swoim nawróceniu pisał: "Mniemałem, że do powściągliwości człowiek jest zdolny o własnych siłach... Głupiec, nie wiedziałem, że - jak napisano - nikt nie może być powściągliwy, jeżeli Ty mu tego nie udzielisz. Udzieliłbyś mi na pewno, gdybym z głębi serca wołał do Ciebie i gdybym miał wiarę dostatecznie mocną, by moje troski Tobie powierzyć".
Właśnie przykład św. Augustyna, wielkiego grzesznika a potem wielkiego świętego, pokazuje jak słabi jesteśmy bez pomocy Bożej łaski, ale i jak radykalnie może odmienić ona życie. Chodzi tylko o to, by chcieć przemiany, a potem wytrwale poszukiwać pomocy u Boga w swoim zmaganiu o wewnętrzną wolność.
Jan Bilewicz
Samogwałt niszczy rozwój duchowy
Ostatnio spotkałem ludzi, którzy nie wiedzą bądź nie chcą wiedzieć co to tak naprawdę jest samogwałt... często jest tak, że ten grzech doprowadza człowieka do zniewolenia... do nałogu, który ma destrukcyjny wpływ na rozwój duchowy. Wczoraj rozmawiałem z dziewczyną, która powiedział mi, że to tylko emocjonalne samo-wyładowanie się organizmu dla psychicznego spokoju... ona opierała swoją tezę na Freundowych eksperymentach... to prawda, że wyładowanie psychiczne i emocjonalne pozytywnie działa na człowieka, (ale nie kosztem zniszczenia rozwoju duchowego... w końcu dusza jest najważniejsza!!!)... Bóg to stworzył, i ze swej natury jest to dobre... ale trzeba podkreślić, że wykorzystanie narządów płciowych może być jedynie i przede wszystkim, tylko w kontakcie płciowym w małżeństwie, przy pragnieniu zrodzenia potomstwa... W rozmowie z tą osobą dowiedziałem się, że masturbacja i onanizm... nie jest grzechem i że to nie ma nic wspólnego z grzechem samogwałtu... TO JEST JEDNO WIELKIE KŁAMSTWO!!!... masturbacja i onanizm to to samo co samogwałt!!! - to tylko kwestia pojęć... ale dotyczy piątego przykazania: NIE ZABIJAJ (Boga obecnego w sercu, i samego siebie... swojej duszy... twórczego myślenia)
Jest to ciężki grzech... więc jeśli grzech, to przez każdy samogwałt zostaje przybijany do krzyża Jezus Chrystus.
Samogwałt zabija rozwój duchowy człowieka... a więc zabija Jezusa, który jest obecny w każdym człowieku
Samogwałt czyni człowieka egoistą co sprawia, że człowiek staję się coraz mniej zdolny do ofiary z siebie... czyli jest on coraz mniej zdolny do Miłości Boga i drugiego człowieka, który żyje obok.
Samogwałt sprawia, że człowiek rani swoich najbliższych... bo traktuje ich jak przedmiot do przyjemności swojego ciała (...np. często takie sytuacje występują w relacjach małżeńskich...)
Samogwałt zamyka człowieka na innych... dlaczego?... dlatego, że szatan przez ten intymny grzech, oskarża serce człowieka (w obliczu obecności i świętości Boga, który spogląda na to co człowiek uczynił)... a człowiek odpowiadając na to oskarżenie próbuje zataić swój grzech, że niby jest wszystko w porządku (choć odczuwa wrażenie jakby wszyscy mimo wszystko o tym wiedzieli), przez co stara się ze wszystkich sił ukryć to, czego się bardzo wstydzi ... przez tzw. - perfekcjonizm... czyli za wszelką cenę pokazuje wszystkim, że jest w jakiejś dziedzinie bardzo dobry, aby przysłonić swoją słabą stronę duchową... jest to pewnego rodzaju samoobrona... a to znów przyczynia się do nerwowego trybu życia... bo jeśli coś mu nie wyjdzie, zaczyna tracić grunt pod nogami i wali mu się cały świat, który sobie sam tworzy i przestaje widzieć sens swojego życia... a ten świat jest oparty już na kłamstwie, które podpowiada mu nieustannie zły duch.
Samogwałt, jak zresztą każdy grzech, ale ten grzech w sposób bardzo szczególny niszczy godność człowieka... samogwałt zabiera człowiekowi pewność siebie przed wykonaniem jakiejś pracy, wypełnienie jakiegoś zadania... wprowadza wielki lęk przed światem ludzi... szatan oskarżając człowieka tym wstydliwym i często ukrywanym grzechem, nie pozwala otworzyć się przed spowiednikiem, bo wstydzi się go i boi się go wyznać - co sobie o mnie pomyśli ksiądz? - ...ponieważ myśli, że tylko on ma z tym problem... choć prawda jest taka, że każdy normalny człowiek jest w ciele i musi doświadczyć różnych pokus, pożądliwości... które podsuwa mu szatan i czyni z tych pożądliwości (...które są z natury dobre... we współżyciu małżonków) wynaturzonymi, przeciw naturze z powodu źle podjętej decyzji, wykorzystując piękno stworzenia.
Samogwałt jest grzechem, który jest chwilowym zaspokojeniem pożądliwości ciała, które w sposób normalny ma w sobie wielki potencjał doznań cielesnych (bardzo przyjemnych zresztą...) ale tylko na krótką chwilę, bo za jakiś czas znów człowiek zaczyna pragnąć tej rozkoszy... i tak w kółko... nawet kilkanaście razy dziennie... (tu już nie rządzi człowiek rozum, ale szatan poprzez ludzkie słabe ciało)... i człowiek czuje się po dokonaniu ciężkiego grzechu samogwałtu JAK ZWIERZĘ!!!... który nie ma już zahamowań by uczynić to po raz kolejny.
Jest tylko jeden sposób, aby ciało nie miało władzy nad całym człowiekiem... aby nie doszło do nałogu:
Uznać Jezusa Chrystusa za swojego jedynego Pana.
Nie zgrywać bohatera - że sam dam sobie radę bez pomocy Boga - (to jest grzech pychy źródło wszelkiego też innego grzechu... a pycha = szatan)
Po dokonaniu ciężkiego grzechu samogwałtu... jak najszybciej idź do spowiedzi świętej (choćbyś miał chodzić codziennie... kapłan natomiast widząc Twoją walkę, na pewno doceni to, że pragniesz świętości tzn. czystości swojego serca, ciała całego życia)
Unikaj obrazów, które rozbudzają Twoją wyobraźnię (filmy, zdjęcia, nieprzyzwoite rozmowy, które podniecają od wewnątrz Twoje ciało)
Dużo się módl! ...wzywaj Imienia Jezusa! ...W imię Jezusa Chrystusa odejdź! precz! ode mnie szatanie!!!
Módl się do Maryi... która jest samą pokorą i przeciwieństwem szatana (bo szatan jest samą tylko pychą i zakłamaniem)... szatan bardzo boi się Maryi... różaniec to broń!... paciorki różańca to pociski, które godzą w pychę diabła!!!
Nie koncentruj się zbytnio na samym grzechu... w chwilach pokus uprawiaj dużo sportu... hobby ...czystość nie jest celem, ale środkiem do bliskiej relacji z Bogiem...BÓG! TEN KTÓRY JEST TAK POTĘŻNY... TAK WSZECHMOCNY... WSZECHWIEDZĄCY... STWÓRCA ŚWIATA... NIE POTRAFI TYLKO JEDNEGO!!! NIE POTRAFI PRZESTAĆ CIEBIE KOCHAĆ
BÓG WIEDZIAŁ, ŻE ZGRZESZYSZ JESZCZE PRZED STWORZENIEM CIEBIE... NIE LĘKAJ SIĘ MU O TYM POWIEDZIEĆ I PRZYZNAĆ SIĘ, ŻE SAM/SAMA NIE DAJESZ SOBIE RADY... ON NA CIEBIE CZEKA!!! ...Przeczytaj!!! List do Rzymian 7, 14-25
Nie licz na to, że po pierwszej generalnej spowiedzi z tego grzechu, będziesz wolny/wolna od upadków... musisz to zrozumieć! to nieustanna walka!
Nie pozwól szatanowi sobą pomiatać jak przedmiotem...
Jeśli masz problem z tym nałogiem samogwałtu ...WIEDZ, ŻE DLA BOGA NIE MA NIC NIEMOŻLIWEGO
ŚWIĘTOSĆ NIE POLEGA NA BEZGRZESZNOŚCI !!!
ŚWIĘTOŚĆ: TO ŚWIADOMOŚĆ SWOJEJ NIEMOCY, ŻE POTRZEBUJESZ POMOCY SWOJEGO STWÓRCY... gdybyś mógł sam na siebie liczyć... byłbyś Bogiem... jeśli ktoś sądzi, że da sam sobie radę, to jest to już początek upadku... PYCHA !!!
br. Szymon Piotr
O samogwałcie czyli masturbacji
Dlaczego doznanie seksualne może samo w sobie stać się celem i umniejszać naszą wolność?
Zachowanie czystości dla niejednego z nas jest trudne, ponieważ mamy skłonność do poszukiwania zadowolenia seksualnego nawet wbrew wartościom moralnym, których uszanowanie stanowi przecież warunek tego, by działanie płciowe było moralnie dobre, czyli czyste. Trzeba to jasno powiedzieć: zbliżenie płciowe może być czyste i dobre tylko w małżeństwie. Jednak również w małżeństwie osiągnięcie czystości wymaga wysiłku moralnego, ponieważ szukanie doznań seksualnych może się stać dla każdego celem samo w sobie. Niektórzy seksuologowie mówią o potrzebach seksualnych człowieka mając na myśli właśnie ów zniewalający charakter doznania płciowego.
Dla wielu chłopaków to, co bywa nazywane potrzebą seksualną, jest trudne do opanowania. Są wypadki, w których źródłem trudności jest zewnętrzne podrażnienie związane np. ze stulejką, czyli ze zbyt wąskim napletkiem. To utrudnia utrzymanie w czystości członka i usuwanie gromadzącej się mastki, która wywołuje nieraz zapalenie napletka i żołędzi. Czasem zbyt krótkie wędzidełko też powoduje skłonność do występowania podrażnień. W obu wypadkach niewielki zabieg pozwala usunąć te dolegliwości.
Najczęstszym jednak źródłem niepokoju jest napięcie odczuwane jako wprost niemożliwe do wytrzymania. Skłania ono jakby nieodparcie do szukania doznania seksualnego. To jest silniejsze ode mnie. Jak to zrobię, to mam wreszcie spokój, cóż, kiedy znowu zgrzeszyłem - wyznaje szczerze pewien chłopak, nie mogący się wyzwolić z samogwałtu. My byśmy tego nie chcieli. Wiemy, że robimy źle, ale nie możemy się od tego powstrzymać - mówią o sobie chłopak i dziewczyna, którzy rozpoczęli współżycie płciowe. Dopóki trzymaliśmy się, to było coś wspaniałego. Wiedzieliśmy, że się kochamy i właśnie dlatego nie chcieliśmy żyć ze sobą przed ślubem. Ale się stało. Jak trudno nam się teraz z tego podnieść! - pisze inny chłopak o swoich uczuciach do dziewczyny.
Są publikacje, w których dostrzegamy rażące niekonsekwencje. Niektórzy autorzy tłumaczą młodym, że potrzeba seksualna - to coś normalnego i że po prostu trzeba ją zaspokajać. Uzasadniają to nawet wymaganiami zdrowia i równowagi psychicznej. Spotyka się też nauczycieli, którzy takie poglądy wyrażają i starają się uczniów do nich przekonać. Równocześnie zaś mówią ci autorzy o miłości seksualnej. Nie widzą sprzeczności w takim stawianiu sprawy.
Przecież jeżeli chłopak szuka doznania seksualnego, bo taka jest jego potrzeba , to jest interesowny. Już nie jest wolny. Po prostu łudzi się, jeśli myśli, że to jest miłość. Ale nie kocha. Może chciałby jakoś dać wyraz swoim uczuciom, cóż, kiedy myśli o sobie. Nie jest możliwe wyrażanie miłości z równoczesnym szukaniem siebie. Przecież miłość nie szuka swego! Jeśli chłopak poszukuje doznania seksualnego ze względu na doznawaną potrzebę, którą odczuwa jako zniewalającą, to w gruncie rzeczy jest sprawą obojętną w jaki sposób ją zaspokoi: przez samogwałt, przez jakieś pieszczoty czy przez stosunek. Jego postawa jest w tych wypadkach tak samo niedojrzała. Stosunek jest tu jak gdyby formą samogwałtu, formą autoerotyzmu, czyli jakiegoś uwikłania w siebie samego. Druga osoba jest wówczas traktowana po prostu podrzędnie, podobnie jak rzeczy z otaczającego nas świata. Staje się środkiem służącym zaspokojeniu potrzeb. A tak się nie godzi traktować człowieka.
Ktoś, kto w ten sposób odnosi się do drugiego człowieka, nie chce się do tego przyznać. Usprawiedliwia więc swoje postępowanie mówiąc o miłości. Czy jest to jednak szczere? Jest w tym przecież nieprawda.
Czy chłopak, który by tak patrzył na dziewczynę może uczciwie myśleć o małżeństwie? Dla niego małżeństwo będzie społecznie zalegalizowaną formą zaspokajania potrzeb seksualnych, jak to można gdzieniegdzie wyczytać. Albo spełnieniem oczekiwań uczuciowych. Tylko czy to wystarcza, aby wytrwać ze sobą w pogodnej więzi małżeńskiej aż do końca życia?
Skutki takiego nieopanowanego skoncentrowania na swoich doznaniach uczuciowych czy cielesnych pociągają za sobą określone następstwa. W małżeństwie te oczekiwania zostają zawiedzione, bo przecież życie małżeńskie nie polega na spełnianiu oczekiwań małżonków. Niesie ono ze sobą poważne zadania. Kto nastawiony jest na siebie, nie nastawia się oczywiście ani na szczerą miłość, ani na spełnianie zadań. Przecież prawdziwa radość i pokój, czyli to, co określa się mianem szczęścia, są nieodłączne zarówno od wzajemnej życzliwej miłości, jak i od wypełnienia zadań, które z miłością w małżeństwie się łączą. Są one może niełatwe, ale przecież wspaniałe. Wielkich rzeczy nie buduje się łatwo. A czy szczęście to mała rzecz?
Natomiast zawód oczekiwań, czyli tzw. frustracja prowadzi do rozkładu więzi uczuciowej. Płodność zaczyna być dla takiej pary zmorą, uniemożliwiającą beztroskie zaspokajanie potrzeb seksualnych. Uciekają się więc ci nieszczęśliwi ludzie do antykoncepcji w takiej czy innej formie, bo myśl o dziecku ich przeraża. Jest ono w tych warunkach uważane wprost za wroga. Gdy się więc pojawi, co przecież jest rzeczą zrozumiałą, jako że małżonkowie współżyją ze sobą, to mając takie nastawienie rodzice targną się na jego życie. Przecież jego istnienie im przeszkadza. W czym? Bądźmy szczerzy. W szukaniu doznań seksualnych czy zaspokajaniu potrzeb uczuciowych, odczuwanych jako konieczność nie do opanowania, jako potrzeba.
W żaden sposób nie można Ci wskazać tej drogi jako drogi prawdziwie ludzkiej, jako drogi będącej źródłem radości, pokoju, źródłem tego, co można nazwać szczęściem.
Jak zatem wytłumaczyć fakt, że doznanie seksualne może stać się celem samo w sobie, że może mieć charakter zniewalający człowieka podobnie jak zniewalający charakter ma nałogowe picie alkoholu, zażywanie narkotyków czy - po co szukać daleko - w pewnym sensie nawet palenie papierosów. Przecież każdy, kto pali, mówi o sobie: muszę zapalić, choć właściwie zazwyczaj wolałby nie palić.
Każda używka, choćby nawet kawa czy herbata, działa w jakiś sposób na układ nerwowy. Każda wywołuje jakieś zmiany w odczuciach. Tych właśnie odczuć poszukuje sięgający po używkę. To jest rzeczą zrozumiałą i nie w tym leży problem. Problem zarówno psychologiczny jak i moralny powstaje z chwilą, gdy człowiek staje się uzależniony od tych zmian, gdy ich poszukuje, bo bez ich wywołania nie umie się obejść . Oznacza to, że w jakiś sposób dopuścił do ograniczenia swej wolności.
Pijącemu zależy na wywoływanych przez alkohol zmianach w jego układzie nerwowym, w psychice i w odczuciach. Podobnie jest z doznaniami seksualnymi. One także pociągają za sobą następstwa w życiu uczuciowym czy psychicznym. Te właśnie następstwa mają taki charakter, że ich poszukiwanie, podobnie jak to ma miejsce w każdym wypadku uzależnienia, może być odczuwane jako jak gdyby nieodparta konieczność. Nie chodzi tu o zadowolenie. Sama przyjemność nie jest zniewalająca. Tu chodzi o coś innego.
Są ludzie, którzy nie widząc żadnego sensu życia usiłują bezskutecznie ten sens znaleźć w sumie poszukiwanych przyjemności. Nie o nich tu mowa.
Chodzi o takich chłopaków, którzy pomimo przyjęcia właściwej hierarchii wartości, doświadczają trudności, polegającej na odczuwaniu potrzeby poszukiwania doznań płciowych. Szukają zatem jakiegoś kontaktu seksualnego, albo po prostu podniecają się sami, aby to doznanie wyzwolić. I to ich zasmuca. Nie chcieliby tego, a jednak to robią. Jak to zrozumieć?
Na tę sprawę rzuca światło rozważenie następstw doznania płciowego, bo tak określać będziemy szczytowe przeżycie zadowolenia seksualnego.
Jeżeli chodzi o mężczyznę, to przede wszystkim trzeba zauważyć, że to doznanie usuwa czy rozładowuje pewnego rodzaju napięcie nerwowo-psychiczne, które wyraża się między innymi:
- zaburzeniami koncentracji uwagi; występuje wówczas np. roztargnienie, trudność zrozumienia tego, co się czyta, trudność zapamiętywania itd.;
- pobudzeniem psychoruchowym; obserwuje się zwiększony niepokój ruchowy, niemożność usiedzenia na miejscu, występowanie automatyzmów ruchowych;
- zwiększeniem drażliwości lub nawet agresywnością; pojawia się łatwe uleganie rozdrażnieniu w kontaktach z ludźmi, irytacja przy pojawiających się trudnościach;
- męczliwością; tak nazywamy niezdolność do dłuższego wysiłku zwłaszcza umysłowego, której towarzyszy potrzeba częstego przerywania pracy lub zmiany zainteresowań czy przedmiotu nauki;
- obniżeniem nastroju, czyli złym poczuciem psychicznym, uczuciem, że nic mi nie wychodzi, że nic nie ma sensu, że nie można sobie z niczym dać rady, że się jest jakąś niewydarzoną, pechową, nieszczęśliwą istotą itp.;
- zwiększeniem tzw. bezwładności układu nerwowego, co powoduje, że utrudnione jest przechodzenie ze stanu pobudzenia do stanu hamowania czynności psychicznych i odwrotnie, ze stanu hamowania do stanu pobudzenia; to może nie wydaje się jasne, ale znasz to uczucie doskonale: np. kładziesz się spać i nie możesz zasnąć, a za to rano trudno się obudzić, trudno do czegoś się zabrać.
To napięcie utrudnia życie. Wiąże się z jakimś beznadziejnym nastrojem. Ponieważ zaś doznanie płciowe usuwa czy rozładowuje na jakiś przynajmniej czas to napięcie i jest łatwe do uzyskania, powstaje zatem skłonność do poszukiwania go. Jest ona tym dokuczliwsza, im napięcie jest większe, im bardziej tryb życia usposabia do występowania tego napięcia, im mniej dany chłopak wykazuje odporności psychicznej, im mniej ma umiejętności i chęci do poszerzenia i pogłębienia swojego życia uczuciowego. W ten sposób powstaje stan, który jest przeżywany jako zniewolenie, jako nałóg.
Dlaczego to napięcie powstaje? Oczywiście, może ono być skutkiem działania bodźców seksualnych, np. czytania czegoś podniecającego, oglądania filmów, obrazków czy scen itp. Ma jednak najczęściej swe źródło i nasila się znacznie pod wpływem wszystkiego, co obciąża układ nerwowy lub psychikę, np. pod wpływem zbyt małej ilości snu, znużenia pracą, braku należytego wypoczynku, różnych stresów związanych z przeżywanymi trudnościami i przykrościami . Nieraz czynniki klimatyczne wpływają na wzrost tego napięcia. Do jego narastania usposabiają też pewne stany chorobowe zarówno fizyczne jak i psychiczne, nerwicowe, zwłaszcza o charakterze depresyjnym.
Jak widać, doznanie płciowe ma w naszym ustroju jakieś oddziaływanie poza-seksualne, to znaczy nie powiązane z tym wszystkim, co w życiu ludzkim wynika z faktu płciowości.
Drugim następstwem doznania płciowego jest zawężenie pola świadomości. Każde odczucie czy doznanie zmysłowe koncentruje na sobie naszą uwagę: np. słuchanie muzyki, jedzenie tego, co nam smakuje, ból zęba czy głowy. Skupienie uwagi na tych przeżyciach wyłącza nas do pewnego stopnia z otaczającej nas rzeczywistości. W pewnych sytuacjach może nam zależeć na takim zawężeniu świadomości, na chwilowym wyłączeniu się z życia, na chwilowej ucieczce od niego, przez doznanie jakiejś doraźnej przyjemności. Jakie to są wypadki?
Przede wszystkim zachodzi to wtedy, gdy nasze życie uczuciowe jest w jakiś szczególny sposób obciążone konfliktami psychicznymi, czyli sytuacjami, które z jakiegoś powodu są dla nas trudne do zniesienia, a nie mamy koniecznej odporności psychicznej, aby je znosić, aby je wytrzymać. Nie znajdujemy również sposobów na to, aby te dręczące nas problemy rozwiązać. Do takich sytuacji należą w pierwszym rzędzie konflikty rodzinne: nieporozumienia między rodzicami, brak kontaktu z nimi, poczucie niezrozumienia i osamotnienia, nieraz jakieś przeświadczenie, że jest się nie kochanym, niepotrzebnym na świecie.
Inna grupa trudności związana jest z przejmowaniem się przez chłopaka jakąś rzeczywistą czy urojoną ułomnością cielesną. Może to rodzić poczucie, że jest jakoś niewydarzony, że jest kaleką, że wobec tego nic nie potrafi, że nie jest zdatny do niczego itp. Jest to obraz tzw. poczucia mniejszej wartości, pogłębianego czasami przez jakieś niepowodzenia w szkole czy w pracy.
Bardzo poważnym konfliktem, często przeżywanym dzisiaj przez ludzi, również młodych, jest brak poczucia sensu życia. Sytuacja ta rodzi jakąś trudną do zniesienia pustkę wewnętrzną, z którą człowiek wprost nie może żyć. Musi ją czymś zapełnić albo chce o niej zapomnieć. Szuka na różne sposoby jakiejś ucieczki od życia. Pomaga w tym hałaśliwa muzyka, poddanie się rytmowi tanecznemu ale też patrzenie w ekran filmowy czy telewizyjny, korzystanie z widowisk (kibicowanie). Analogiczną rolę spełnia doznanie seksualne. Ta chęć wyłączenia się z życia częściej niż Ci się zdaje prowadzi do sięgania po alkohol czy narkotyk, a nawet do rozpaczliwego targnięcia się na swoje życie, również przez zupełnie młodych ludzi i przez dzieci. Otóż doznanie płciowe może spełniać w życiu psychicznym tę samą rolę: może dawać odczucie jakiejś ucieczki z życia.
Cała rzecz w tym, że doznania płciowe, tak jak i inne sposoby ucieczki od rzeczywistości niczego nie zmieniają. Są przemijające, a problemy pozostają. Przecież te doznania nie rozwiązują żadnych konfliktów. Pozwalają tylko na chwilę odwrócić od nich uwagę. Potem jednak niezadowolenie i frustracja wracają, nieraz ze zdwojoną siłą. I znowu w natrętny sposób wraca potrzeba wyłączenia sią na chwilę z życia...
Trzecim następstwem doznania płciowego jest u chłopaka złudne poczucie, że w ten sposób potwierdza on swoją męskość. Ponieważ wielu chłopaków nie czuje się dostatecznie mężczyznami, przeto pojawiają się u nich natrętne myśli seksualne, wywołujące nieznośne wprost napięcie i chęć jak gdyby udowodnienia sobie swojej męskości. Samo doznanie seksualne nie może przecież niczego zmienić. Nie może chłopaka uczynić dojrzalszym mężczyzną choć nieraz tak to sobie on wyobraża. Jego stosunek do swojej męskości nie może ulec zmianie. Toteż natręctwa pozostają i błędne koło się zamyka.
Omówienie tych następstw doznania płciowego pozwala nam teraz na zastanowienie się nad drogami wyjścia z opisanych trudności.
Jak dążyć do osiągnięcia wewnętrznej wolności?
W tym pytaniu chodzi o wolność od potrzeby szukania doznania seksualnego. Wielokrotnie była już mowa o tej potrzebie. Należy się chwilę nad tym zatrzymać, aby uniknąć nieporozumień.
Są one różnorodne i dotyczą najrozmaitszych dziedzin. Mogą one dotyczyć naszego ciała, jak potrzeba jedzenia, snu czy ruchu. Mogą dotyczyć naszego życia psychicznego i uczuciowego: potrzeba kontaktu z innymi, potrzeba życzliwości itd. Mogą też dotyczyć spraw duchowych, np. potrzeba wiedzy, potrzeba poczucia sensu życia. Badaniem tych różnorodnych potrzeb zajmują się psychologowie.
Otóż człowiek jest istotą, która tymi potrzebami jest zdolna kierować, bądź to podporządkowując je jakimś innym, wyższym potrzebom, bądź to licząc się z potrzebami innych ludzi, bądź to nawet z jakichś potrzeb rezygnując w imię określonego dobra. Nawet w najbardziej życiowe potrzeby wprowadzamy jakiś ład i określony porządek. Potrzeba jedzenia jest regulowana nie tylko zasadami przyrządzania i spożywania posiłków ale i możliwością ograniczenia ich ilości, zwanego postem. Potrzeby związane z wydalaniem - też są przecież regulowane. Jak by wyglądało nasze życie gdyby było inaczej? Nawet potrzeba oddychania może być regulowana: np. pływak czy sprinter muszą się nauczyć oddychać. Są systemy ascetyczne, w których, zaleca się ćwiczenie oddechu i regulowanie go wolą. Spotkać się można z określeniem kultury jako pośredniego zaspokajania potrzeb : człowiek jest istotą kultury, to znaczy, między innymi, zaspakaja swoje potrzeby pośrednio, poddając je jakimś zasadom ludzkiego sposobu życia a więc również i zasadom moralnym.
W tym więc rozumieniu mówimy o wolności od potrzeby seksualnej. Mamy zdolność reagowania na bodźce seksualne, która umożliwia w ogóle współżycie płciowe. Ta zdolność jednak powinna być przeżywana po ludzku. Patrząc na nią od strony kultury - winna być sterowana, podporządkowana ładowi społecznemu i moralnemu. Patrząc od strony godności człowieka - nie może ona nami rządzić: wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę.
Przed każdym z nas stoi zagadnienie pracy nad sobą. Dotyczy to każdej dziedziny, nie tylko dziedziny życia płciowego. Jest naprawdę wielu ludzi, którzy tę wewnętrzną wolność osiągnęli i nią się cieszą.
Niemniej stwierdzamy istnienie poważnego problemu: niejeden chłopak, niejedna dziewczyna, dobrze i mądrze patrzą na życie i noszą w sercu pragnienie ideału, a jakoś załamują się i nie potrafią dochować wierności temu ideałowi czystości w życiu osobistym. Chodzi tu nie tylko o samogwałt. Ten ideał czystości zostaje naruszony zwłaszcza w okresie narzeczeńskim, a więc w czasie bezpośredniego przygotowania do małżeństwa, a potem również w samym małżeństwie. Narzeczeństwo stanowi jak gdyby próg, przez który trudno jest przenieść w małżeństwo to dobro moralne, które chłopak czy dziewczyna widzieli jasno w młodości, o które się starali. W tym tkwi źródło groźnego zjawiska rozkładu życia rodzinnego, jakie się pojawiło i szerzy w naszym społeczeństwie, unieszczęśliwiając tak wiele osób!
Tym bardziej należy więc zwrócić uwagę na konieczność podejmowania wysiłku dla osiągnięcia i nieustannego podtrzymywania sprawności moralnej, polegającej na zachowaniu ładu w dziedzinie seksualnej. Wszystko, co dotąd zostało przedstawione, miało na celu nie tylko ukazanie wartości, jaką jest płciowość w życiu człowieka, ale również dostrzeżenie nie mniejszej wartości, jaką jest zachowanie moralnego ładu w życiu płciowym. Jedno jest pewne: jeżeli będziemy uważali, że działanie płciowe podporządkowane jest potrzebie seksualnej, to usuwamy zupełnie możliwość powiązania tego działania z miłością i z życzliwością, jak być powinno.
Dokonana wyżej próba rozpoznania przyczyn, dla których człowiek może wprost natrętnie szukać doznań płciowych odczuwanych jako nieodparta potrzeba, pozwala na rozważenie i wskazanie takich działań które pozwolą te przyczyny usunąć. Chodzi o umożliwienie Ci pracy nad czystością, której wielu chłopaków pragnie, jednocześnie nie widząc możliwości jej osiągnięcia.
Napięcie psychiczne może zostać znacznie złagodzone, albo nawet usunięte, przez zastosowanie się do wskazań higieny psychicznej. Podstawowe znaczenie ma tu sen.
Badania nad tym stanem naszego ustroju wskazują na to, że sen jest bezwzględnie konieczny dla zachowania sprawności układu nerwowego, a więc i sprawności w całym naszym działaniu. Współcześnie obserwujemy przedłużenie dnia wskutek wkroczenia w nasze życie światła elektrycznego. Ludzie są po prostu znużeni z powodu zbyt małej ilości snu. Są wypadki, że chłopakowi nie może wystarczyć nawet osiem godzin snu. Niedostatek snu znacznie zwiększa napięcie psychiczne.
Praca nad sobą wymaga zatem konsekwentnego wygospodarowywania czasu na dostateczną ilość snu. Duże znaczenie mają przede wszystkim wcześniejsze godziny nocy. Z korzyścią zatem dla Twojego zdrowia psychicznego będzie możliwie wczesne udawanie się na spoczynek. To nie jest łatwa sprawa dla dzisiejszego chłopaka, który nieraz ma pokusę korzystania z telewizora do późnych godzin nocnych. Nic dziwnego, że w takich warunkach sen nie może dać należytego wypoczynku, pojawia się silne napięcie, trudności seksualne rosną. Ruch fizyczny, zwłaszcza dający radość, też powoduje zmniejszenie napięcia psychoruchowego i ułatwia zachowanie ideału samoopanowania seksualnego, a więc i osiągnięcie upragnionej wolności wewnętrznej. Może to być systematyczny trening sportowy, marsz lub bieg sportowy (jogging). Rzecz jasna nie mamy tu na myśli ostrego treningu sportowego zmierzającego do tzw. wyczynu. Nie ma on nic wspólnego z zasadami higieny psychicznej. Natomiast doskonałą usługę oddają sporty wodne: pływanie, wioślarstwo, żeglarstwo. Opanowanie żywiołu i zaprzyjaźnienie się z nim wpływa na wzmożenie odporności i osiągnięcie równowagi psychicznej.
Przyjazne kontakty z ludźmi, życie towarzyskie w gronie przyjaciół, dająca radość zabawa, rozwijanie osobistych zainteresowań - wszystko to stwarza atmosferę odprężenia psychicznego. Warto też zwrócić uwagę na kontakt z przyrodą oraz na wielkie znaczenie pracy fizycznej.
Co do trudności, których źródło tkwi w konfliktach psychicznych, nie da się ich tutaj wszystkich omówić.
W pierwszym rzędzie trzeba zwrócić uwagę na trudne sytuacje rodzinne: są one bardzo boleśnie przeżywane zarówno przez dzieci, jak i przez rodziców. Toteż można by próbować podjąć dialog z rodzicami przez zaproponowanie ojcu lub matce rozmowy, najlepiej poza domem: choćby podczas wspólnego pójścia na spacer, do kina czy do jakiejś kawiarenki. Takie poza-domowe spotkanie i dialog mogą wykazać, że mimo wszystko wzajemne zrozumienie jest możliwe, że w gruncie rzeczy jesteście sobie bliscy i że więcej Was łączy niż dzieli.
W każdym razie chłopak, który czuje się dobrze w swoim domu, ma dobre, przyjazne kontakty z ojcem, nie jest uzależniony uczuciowo od rodziców, zwłaszcza od matki, jest życzliwy dla ludzi, ma zainteresowania, cieszy się pracą czy nauką, dostrzega wartości życia, ma dobre kontakty koleżeńskie, - jest po prostu bardziej odporny psychicznie w zetknięciu z różnymi trudnościami. Nie ma potrzeby wyłączania się z życia. Znacznie łatwiej daje sobie radę z możliwymi trudnościami seksualnymi.
Z poczucia mniejszej wartości, jeśli jest ono Twoim udziałem, można wyjść tylko przez otwarcie się na innych. Jakże wielu ludzi: kolegów i koleżanek przeżywa może to samo. Próbuj wyjść ku nim i - skoro wiesz jak to gorzko - pomóż im przejść przez trudny okres życia okazując im Twoją akceptację i zrozumienie.
Jeśli idzie o brak poczucia sensu życia i jakąś praktyczną filozofię rozpaczy to trzeba jasno powiedzieć, że pełnej odpowiedzi na pytanie o sens życia nie można znaleźć poza życiem religijnym. Toteż tylko prawdziwe życie wewnętrzne, jednoczące człowieka z Bogiem, wprowadza nas na drogę, na której można znaleźć odpowiedź na to pytanie mające zasadnicze znaczenie dla każdego z nas. Przyjaźń z Panem Jezusem oparta na prostej i wytrwałej modlitwie, na znajomości i przyjmowaniu Jego Słowa, stanowią fundament życia wewnętrznego. Ponadto istotne znaczenie ma właściwe traktowanie sakramentu pokuty jako sakramentu zwycięstwa dobra nad złem, sakramentu drogi i postępu, sakramentu nieustępliwego dążenia do rozwoju ku pełni. Oddawanie się Najwyższemu przez uczestniczenie w Jego ofierze we Mszy św. przez Komunię św., otwieranie serca na potrzeby innych ludzi, oto warunki konieczne do tego, byśmy nie ulegali beznadziejnej filozofii rozpaczy pchającej nas do ucieczki z życia na wszelki sposób.
Pozostaje sprawa przeżywania swojej męskości. Trzeba raz jeszcze podkreślić, że mężczyzną w całej prawdzie jest ten, kto będzie dobrym ojcem, z kim dzieciom będzie dobrze. Rozwijanie w sobie już za młodu tych cech, które będą Tobie przydatne jako ojcu, rozwijanie prawdziwej męskości wyrażającej się w twórczym nastawieniu do życia i do siebie, w poczuciu odpowiedzialności za innych ludzi i w rozumnym przewidywaniu skutków swego działania, da Ci wiele radości i sprawi, że będziesz w swoim środowisku cieszył się szacunkiem.
Rzecz jasna, są wypadki, w których - w razie przeżywanych przez Ciebie trudności seksualnych - właściwą rzeczą będzie przeprowadzenie rozmowy czy zasięgnięcie porady u odpowiedzialnego i zorientowanego w tej problematyce lekarza, psychologa czy duszpasterza.
Wreszcie warto przypomnieć, że każdy z nas powinien poznać na tyle samego siebie, żeby wiedzieć, co może mu w tej dziedzinie przynieść szkodę i utrudnić dochowanie wierności dobru.
Spotkać się można z opinią, że z trudnościami seksualnymi należy walczyć. Trzeba sprawę postawić inaczej: mianowicie, należy się rozwijać, z tych trudności trzeba wyrastać. Są one bowiem wyrazem swego rodzaju niedojrzałości. Jeśli zatem ma być mowa o walce, to trzeba by przez nią rozumieć wysiłek wkładany w wyrastanie do pełni człowieczeństwa, a więc w rozwój przyjaźni z Najwyższym i z ludźmi, w rozwijanie uzdolnień, doskonalenie umiejętności. Ten wysiłek przynosi wiele radości, która zawsze towarzyszy czystości.
o. Karol Maissner OSB, Bolesław Suszka
Onanizm - zło lekceważone
"Dlaczego właściwie onanizm jest grzechem?" - zapytał mnie niedawno pewien młody, wierzący katolik.
Onanizm (samogwałt, masturbacja, ipsacja) polega na wywoływaniu odruchu seksualnego (orgazmu) przez drażnienie własnych narządów płciowych ręką lub jakimś przyrządem, nieraz towarzyszą temu podniecające myśli czy fantazje. Onanizm może zdarzać się już u kilkuletnich dzieci, ale rzadko, bo w tym wieku narządy płciowe nie są jeszcze tak rozwinięte i wrażliwe. Natomiast w okresie pokwitania i dojrzewania (po 10 roku życia) wzrost produkcji hormonów płciowych zwiększa skłonność do takich praktyk, czemu sprzyjają podniecające rozmowy, erotyczna lektura czy pornografia. Konieczne w tym wieku jest prawidłowe uświadomienie z moralną oceną tych spraw. Już przy I spowiedzi dzieci powinny wiedzieć, że wszelkie "bawienie się" narządami płciowymi dla przyjemności jest złem. Wielu laickich seksuologów uważa jednak onanizm za zjawisko prawie normalne i niewinne, a nawet korzystne (dla rozładowania napięcia). Zdaniem tych autorów szkodliwe jest tylko straszenie onanistów jakimiś chorobowymi skutkami, co ich zdaniem może wywoływać stany nerwicowe. Zwalczają więc nie onanizm lecz tych, którzy widzą w nim coś złego. Oczywiście, nie ma grzechu tam, gdzie nie ma jego świadomości, lecz wtedy wina spada na tych, którzy powinni byli uświadamiać. A jeśli nieszkodliwość onanizmu głosi lekarz seksuolog, warto by go zapytać czy zachęcałby do tej "niewinnej" przyjemności własne dziecko?
Młodzi onaniści na ogół wiedzą i czują, że jest to złem, ale pragnienie przyjemności zwycięża i wpycha w nałóg.
Według katolickiej etyki seksualnej świadomy i dobrowolny akt onanizmu jest grzechem ciężkim. Dlaczego?
Ponieważ masturbacja jako chciane i zamierzone dążenie do przeżycia rozkoszy zmysłowej, powoduje zablokowanie głębokiego rozwoju serca ludzkiego, pogłębia egoizm, niszczy radość i spontaniczność czystej miłości. Seksualny instynkt jest darem Bożym, ale nie może on człowiekiem zawładnąć i dlatego jesteśmy wezwani przez Boga, aby w wielkim trudzie wypracować w sobie umiejętność samokontroli i panowania nad sobą. Natomiast bezwolne uleganie seksualnemu instynktowi prowadzi do zniewolenia i uzależnienia. Człowiek, który jest niewolnikiem własnych namiętności, nie potrafi kochać drugiej osoby, tylko szuka siebie i własnej przyjemności przez tę osobę. Ponieważ Jezus pragnie, abyśmy byli wolni i kochali czystą miłością, dlatego mówi nam prawdę, że świadomy i dobrowolny samogwałt jest grzechem.
Onanizm łamie więc podstawową zasadę ludzkiej natury: panowanie ducha (rozumu, woli) nad ciałem i jego pożądaniami. I jeśli człowiek już za młodu nauczy się bezwolnie ulegać cielesnym pokusom, nie trudno przewidzieć jak to wpłynie na jego charakter, stosunek do erotyzmu i całą postawę życiową.
Inny ważny argument wskazujący na zło onanizmu to ten, że według prawa Bożego orgazm ściśle wiąże się z pożyciem płciowym heteroseksualnym w małżeństwie monogamicznym i dożywotnim.
Onanizm (masturbacja) jest zaspokojeniem popędu, ale prawidłowy popęd zwraca się do osoby płci przeciwnej, tu zaś jest on ciężko wypaczony i nieprawidłowo pobudzany. Z punktu widzenia fizjologii - abstrahując od moralności - ta cała sprawa jest po prostu rodzajem dewiacji, chorobą, która łatwo powstaje i często się utrwala, a przy tym niesie ze sobą niemałe zagrożenia dla przyszłości - dla życia seksualnego i małżeńskiego szczęścia. A to dlatego, że - według tzw. prawa pierwszych połączeń - onanizn "wdrukowuje" w psychikę i w system nerwowy wzór uzyskiwania seksualnej satysfakcji bez partnera i uczucia dla niego. I jeśli taki wypracowany stereotyp się utrwali, może być trudno zmienić go w przyszłości na prawidłowy. Pobłażliwi dla onanizmu seksuolodzy lekceważą to, twierdząc, że nałóg ten często wygasa po przejściu do normalnego współżycia, gdyż daje ono "więcej satysfakcji". Ale to ryzykowne twierdzenie, gdyż bynajmniej nie zawsze tak się dzieje i nawet, gdy onanista zakocha się i ma najlepszą wolę, ten "wdrukowany" w jego nerwy stereotyp może mu w małżeńskim pożyciu wyraźnie przeszkadzać. A jeśli istotną sprawą będzie większa cielesna satysfakcja, to partner może być łatwo sprowadzony do roli narzędzia, które "rywalizując" z onanizmem może być odrzucane i zmieniane.
Zresztą wcale nie wszyscy seksuolodzy lekceważą onanizm. Ci, którzy opierają się na szerzej zakrojonych badaniach, podkreślają, że masturbacja, uprawiana we wczesnej młodości, ma znaczną skłonność do utrwalania się i często łączy się później z nasiloną żądzą tych wrażeń i szukaniem ich w różnych formach aktywności płciowej, nie wyłączając i odmian dewiacyjnych. Podkreśla się częstość występowania onanizmu u późniejszych homoseksualistów. Tzw. petting, czyli wzajemne onanizowanie się młodej pary, to u tych "gejów" często stosowana praktyka.
Jak walczyć z onanizmem?
Ogromnie ważne jest tu zapobieganie przez prawidłowe uświadomienie i wychowanie seksualne, które w sposób odpowiedni do wieku, trzeba wprowadzać już u małych dzieci, stopniowo to pogłębiając. W walce z rozwiniętym już nałogiem trzeba gorąco zwrócić się do Boga przez modlitwę i sakramenty św., oraz mobilizować wolę, aby nie ulegać lenistwu i egoistycznym zachciankom.
Masturbacja będąc nałogiem pojawia się w określonych sytuacjach. Na przykład kiedy jesteś sam(a) wieczorem, wtedy potrzeba uczucia staje się większa. Trzeba więc opracować sobie strategię działania. Przede wszystkim w momencie pokusy zacząć się modlić oddając się w objęcia tej największej Miłości jaką jest Bóg. Bardzo pomocne są gry, sport, rozrywka, a więc wszystko co duchowo i psychicznie odpręża.
Bardzo pożyteczne może być podjęcie nadprogramowych, absorbujących energię, zadań w nauce szkolnej, w sporcie czy pracy społecznej.
W walce z nałogiem upadki i nawroty mogą się zdarzać, ale jeśli "duch walki" nie osłabnie, przerwy między nimi będą coraz dłuższe, aż wreszcie nałóg wygaśnie i przestanie dręczyć pożądaniem. Jeżeli nie zwątpisz i nie zniechęcisz się pomimo powtarzających się upadków i będziesz na nowo podejmował walkę powierzając się miłości Jezusa, ostatecznie odniesiesz zwycięstwo.
doc dr hab. med. Kinga Wiśniewska-Roszkowska