9341


Erica Jong - Od pogaństwa do chrześcijaństwa

W czasach przedhistorycznych ludzie oddawali cześć bóstwom bardzo różnym od tych, które czcimy obecnie. Jednym z nich była BOGINI MATKA, czyli Wielka Matka, czyli Królowa Niebios, reprezentująca stworzenie, narodziny, zbieranie pokarmu, płodność roli uprawnej i miesiące letnie. Drugim był ROGATY BÓG (z rogami jelenia, kosmaty jak zwierzę, o rozszczepionych kopytach), reprezentujący myślistwo, zabijanie pokarmu i miesiące zimowe. Rok dzielił się na dwa okresy, w których oddawano cześć jednemu z tych dwojga, zwłaszcza tam, gdzie dawni mieszkańcy dzielili swój czas między uprawę roli a łowy, zależnie od pory roku. To były dwa najstarsze bóstwa i najtrwalsze. Nie dało się ich kultu wyplenić nawet i wówczas, gdy zapanowała już religia chrześcijańska. W całej Europie wieśniacy trwali w ich kulcie jeszcze długo po tym, jak władcy i dwory ich nawrócili się już na chrześcijaństwo. W wielu miejscach bóstwa chrześcijańskie i pogańskie czczone bywały równocześnie i nawet księża uczestniczyli jako wtajemniczeni w pogańskich obrzędach. Dopóki chrześcijaństwo miało swój interes w przymykaniu oczu na pogaństwo (a właściwie nie miało innego wyjścia, gdyż pogan było dużo więcej), dopóty bogów i boginie pogańskie wprowadzano do chrześcijańskiego panteonu jako świętych, a dni świąt pogańskich obchodzono jako święta chrześcijańskie. Na przykład dzień 25 grudnia (w cztery dni po zimowym przesileniu dnia z nocą) wybrano jako dzień urodzin Jezusa właśnie dlatego, aby czcicieli Słońca zwabić do swej owczarni: gdyż był to dzień ich dorocznego święta, a zawsze łatwiej zmienić nazwę święta niż wprowadzić całkiem nowe, własne święto w innym dniu. Ale przyszedł czas, gdy chrześcijanie już mocno okopali się na swych pozycjach, utwierdzili się jako panowie świata zarówno doczesnego, jak duchowego, i gotowi byli przystąpić do systematycznych prześladowań i tępienia pogaństwa.

To wtedy, można powiedzieć, poganie zeszli do podziemia. I wtedy chrześcijanie przemianowali bóstwa ich na "diabłów", ich religijne praktyki zaś uznali za przejaw zła.

Odtąd wyznawcy, nadal cześć oddający starym bóstwom, czynili to w sekrecie, częstokroć spotykając się w miejscach odludnych: na pustkowiach, w lasach i zagajnikach. Ich Rogaty Bóg stał się "diabłem" chrześcijańskim. Z ich Wielkiej Matki zaś uczyniono dziewicę, matkę Jezusa, pozbawiając ją aspektu seksualnego i moc jej redukując: ze stworzycielki świata sprowadzając ją do roli pośredniczki między człowiekiem a bóstwem męskim.

Tak więc pogaństwo najpierw było tolerowane, później przyswajane i wreszcie brutalnie tępione.

Ale jego władza nad ludźmi nigdy do końca nie wygasła: a tych, co dalej czcili stare bóstwa, nazwano czarownikami i czarownicami. Ponieważ zaś byli rozproszeni i podzieleni na osobne grupy, czyli zbory, i ponieważ religia ich nie szerzyła się przez nawracanie, więc w różnych miejscach rozwinęła się rozmaitość praktyk. Obrzędy stały się niejednakowe i bóstwom ponadawano różne imiona. Tak więc czarostwo może nam służyć za przykład starożytnej religii, która przetrwała w świecie chrześcijańskim, zachowując nad ludźmi władzę mimo palenia na stosie i prześladowania jej wyznawców, mimo szkalowania starych bóstw, potępienia i skazania ich na wygnanie.

Takie są w skrócie poglądy, wyrażone przez Margaret Murray w jej przełomowych książkach Kult czarownic w Europie Zachodniej (1921) i Bóg czarownic (1931). Wyjaśnia ona, że w dziejach wierzeń bóstwa dawnej religii zawsze stają się diabłami w nowej. Tym się tłumaczy przekształcenie Rogatego Boga z ucieleśnienia boskości w ucieleśnienie zła. Kiedy przeczytamy dzieła Margaret Murray, nagle stają się dla nas jasne związki łączące chrześcijańskiego diabła, Minotaura z Krety, starożytnego boga Pana i postać o jelenim porożu w malarstwie jaskiniowym paleolitu...

Kto spisywał te relacje? Chrześcijanie! Gdyż poganie oczywiście kryli się, zwłaszcza w okropnych czasach palenia na stosie; a piszący o czarach chrześcijanie byli największymi z fanatyków: byli to mnisi, zajmujący się propagandą na rzecz swego światopoglądu. Sami poganie zaś nie zostawili po sobie relacji: z wyjątkiem popiołu swych ciał.

Erica Jong - Wyposażenie czarownicy

Chyba wszystkie podręczniki czarostwa zgadzają się, że wyposażenie czarownicy musi być ręcznie wykonane i poświęcone do wyłącznego użytku praktykującej. Nie można się nim na ogół dzielić z innymi. Jak maszyna do pisania czy ulubione pióro dla autora, pędzle i sztalugi dla malarza, tak i te rzeczy nabierają z czasem właściwości magicznych dla swego użytkownika. Jakby nasycały się jego wibracjami, aż wydaje się, że w nich samych zawarta jest magia.

OŁTARZ
Poświęcone miejsce, na którym czarownica umieszcza swe przybory i gdzie inscenizuje swe czynności magiczne: może to być stół, ławka, pień ściętego drzewa lub głaz. W niektórych tradycjach zaleca się, żeby ołtarz był okrągły i stał w magicznym kręgu, nakreślonym na ziemi.
Inne znów tradycje każą na nim umieścić posążek Bogini Matki lub wizerunek Rogatego Boga, lub jedno i drugie, aby przypominać wyznawcy o wszechwładnych mocach, które wyrażają się w tych postaciach. Często na ołtarzu stawia się białe świece, jak również kadzielnicę, w której spala się kadzidło; nieraz także czarki z solą i wodą reprezentujące żywioły; i zawsze poświęcony róg albo kielich pełny wina.

RÓŻDŻKA
Tak dobrze nam znana z baśni różdżka czarodziejska może się wywodzić z kultu drzew, bo magiczne gałęzie, ułamywane w świętych gajach ze świętych drzew występują w wielu mitologiach. Najbardziej skuteczna okaże się różdżka z jednego z drzew poświęconych Białej Bogini: z czarnego bzu, wierzby, jarzębiny, leszczyny, dębu lub jemioły. Prosta i smukła gałąź powinna być wydrążona przez środek (jej rdzeń usunięty), oszlifowana do jedwabistej gładkości, wypełniona watą bawełnianą i ożywiona przez czarownicę trzema kroplami jej własnej krwi, skapniętymi na watę. Niektóre tradycje każą wypisać na różdżce pentagram (gwiazdę pięcioramienną) i rytualne imię czarownicy, nadane jej w obrzędzie wtajemniczenia. Ale bardziej istotne jest, aby różdżka została pobłogosławiona w imię Bogini Matki i poświęcona jako narzędzie spełniające wolę czarownicy. Im wola ta będzie silniejsza, tym bardziej nieodparta okaże się różdżka.

ATALMA

0x08 graphic
Obosieczny sztylet z czarną rękojeścią, o namagnetyzowanym ostrzu. Przedstawia on moc czarownicy i używany jest do wielu obrzędów. Skądinąd jest to najwyraźniej symbol falliczny, a pogrążenie go w kielichu wyobraża połączenie pierwiastków męskiego i żeńskiego.

BOLIN
Nóż o białej rękojeści, używany do wykonywania innych magicznych przedmiotów lub narzędzi oraz do wycinania liter i znaków symbolicznych w drzewie lub wosku. Bolin i atalma używane są tylko w celach rytualnych, nigdy zaś do okrawania skórki od sera lub do dzielenia mięsa.

SZNUR
Zwany też cingula, magiczna przewiązka, którą czarownica obwiązuje się w pasie i której używa do najrozmaitszych obrzędów symbolicznie wiążących. Ma dziewięć stóp (czyli 2 i 3/4 metra) długości, jest barwy czerwonej i pleciony. Najlepiej z tworzyw naturalnych, jak bawełna, jedwab czy wełna.

KOCIOŁ
Żelazny kocioł lub garnek do przyrządzania uczt sabatowych, wywarów magicznych i leczniczych. Niekiedy ogień się rozpala wewnątrz kotła. Jest to przedmiot tak nieodłączny od tradycji czarostwa, że zaskakuje nas, gdy niektórzy z ogromnie władnych przedstawicieli tego stanu używają zwyczajnych garnków kuchennych: mimo że poświęconych, rzecz jasna.

KIELICH

0x08 graphic
Albo też róg do picia. Pojemnik na ofiarne wino lub wodę. W niektórych tradycjach święte zaślubiny (złączenie płciowe wcielonego bóstwa i wyznawcy) dokonuje się symbolicznie przez zanurzenie atalmy w kielichu. Rzeczywiste zaślubiny święte dają zapewne więcej satysfakcji.

MIOTŁA

0x08 graphic
Służy do latania na sabaty i do zamiatania. Zrobiona z gałązek leszczyny, głogu, jarzębiny, wierzby, janowca, brzozy lub tarniny, tym samym przypomina również o starym kulcie drzew. Wszystkie one posiadają właściwości magiczne, które da się prześledzić aż do najdawniejszych religii. Margaret Murray twierdzi, że miotła oznaczała pierwotnie łodygę janowca z kępką liści na końcu (po angielsku broom oznacza jedno i drugie). Janowiec według niej zawsze kojarzono z "dawaniem i odbieraniem płodności".
To skojarzenie dało chyba początek zwyczajowi skakania przez miotłę dla zawarcia małżeństwa u Cyganów europejskich i amerykańskich Murzynów na wsi. Ale w poetyckim rozumieniu: czy nie było zawsze marzeniem uciśnionych, by narzędzie swego ucisku obrócić w narzędzie wyzwolenia? I oto wyświechtana miotła, ten symbol domowej harówki, staje się przez zryw wyobraźni symbolem wzlotu i tego, co się roi w fantazjach.
Było też zwyczajem u czarownic pozostawianie zwykłej miotły w łóżku, aby łatwowierny mąż nie dostrzegł, że wyfrunęły na sabat. W miotle łączy się więc mnóstwo sprzecznych symboli: trud codzienny i harówka, płodność i małżeństwo, jak również ich odwrotność: niczym nie ograniczona swoboda wzlotu.

NASZYJNIKI
W różnych grimuarach, czyli księgach zaklęć czarnoksięskich, wspomina się o naszyjnikach mających właściwości magiczne. Niektóre z nich są całkiem proste, zrobione z muszli, żołędzi, nasion i z drzewa. Bywają też ze zwyczajnych, niebieskich, szklanych paciorków (jakie się nosi do dziś w całej Azji Środkowej dla ochrony od złego oka). W innych występują półksiężyce, symbole Diany, bogini najczęściej kojarzonej z kultem czarnoksięskim przez Margaret Murray i innych. Zajmujące się czarami feministki lubią się przyznawać do kultów dianicznych, jak określiła te praktyki europejskie Margaret Murray.

KSIĘGA CIENI
To księga, w której czarownica zapisuje, czego się nauczyła w dziedzinie czarów. Służy do notowania zaklęć i zaśpiewów obrzędowych, rytuałów i recept. Powinna być (jak wszystkie przybory do czarów) zrobiona własnoręczanie. Oprawiona w skórę albo płótno, kartki powinna mieć z papieru ręcznie czerpanego lub z pergaminu. Tradycja nakazuje zniszczenie księgi po śmierci czarownicy. To jedna z przyczyn, dla których tak trudno w książkach znaleźć coś konkretnego na temat czarów, gdyż czarostwo opiera się głównie na tradycji ustnej.

AMULETKI
Czyli torebki z lekami lub amuletami. Należą nie tyle do europejskiej tradycji czarostwa, ile do magii voodoo, jednak wiele współczesnych czarownic ich używa. Są to małe, zaciągane na sznurek lub rzemyk woreczki z czerwonej skóry lub flaneli, które zaklinacz nosi na szyi albo w pasie i zawiesza na drzewach, rosnących na ziemi tego, na kogo chce podziałać (zwykle na jego szkodę). Nieraz też zastawia się pułapkę, czyli umieszcza torebkę z czarami w miejscu, gdzie delikwent musi ją przestąpić. Amuletki te zawierają po 1, 3, 5, 7, 9 lub 13 przedmiotów takich jak drogie kamienie, zioła, sproszkowana siarka, gwoździe z trumny, szpilki, igły, ziemia cmentarna, królicze łapki, magnetyt, skarabeusze, podkowy, obcięte paznokcie, fotografie, kosmyki włosów, kości do gry i fałszywe monety. W praktykach voodoo używa się nawet medalików, ale szczerzy neopoganie unikają wszelkich wyobrażeń typowo chrześcijańskich.
Przedmioty zawarte w amuletce namaszcza się zwykle olejami, mającymi potęgować miłość, żądzę lub moc. W amuletkach umieszcza się też kamienie uważane za korzystne lub szkodliwe pod określonymi względami. Zioła w roli amuletów miewają często właściwości odmienne od ich działania leczniczego lub trującego.
Goździki na szyi wzmagają przyjaźń, lawenda zapewnia energię seksualną, a magnolia szczęście małżeńskie.
Do wyrządzania szkód nieodzowne są ziemia cmentarna i gwożdzie z trumny. Do klasycznie złych amuletów należą igły i szpilki, siarka zaś i guma arabska także są nadzwyczaj cenione przez doświadczonych krzywdzicieli.

STRÓJ CZAROWNICY
Każda część ubrania, kojarząca się z czarownicami, ma długą i barwną historię. Strój czarownicy nie stanowi wyjątku, lecz informacje o nim znajdujemy raczej w poezji, legendach i sztuce fantastycznej niż w muzeach kostiumologii.

KAPELUSZ
Czarownice na obrazach Goyi noszą stożkowate kapelusze bez ronda, w średniowieczu kojarzące się z heretykami. Możliwe, że wywodzą się one z rogów, jakie nosiło wiele pogańskich bóstw, a w których wyrażała się ich moc. Kapelusz taki miewał czasem dwa rogi; obecnie daje mu się zazwyczaj tylko jeden szpic (i do tego rondo, będące zapewne dodatkiem z XVII wieku). Co ciekawe, spiczaste nakrycia głowy zawsze podejrzewało się o diabelstwo.

PŁASZCZ
Magiczny płaszcz z kapturem występuje w wielu mitach i legendach. Okrycie czarownicy, jak i czarownika, pokazuje się zwykle w kolorze ciemnoniebieskim lub czarnym, a na nim wyhaftowane lub namalowane złotem symbole i znaki magiczne. Wśród tych elementów zdobniczych występują magiczne pisma, pentagramy i znaki zodiaku. Margaret Murray podkreśla, że we wszystkich tradycjach religijnych pewne szaty zakłada się TYLKO w obliczu bóstw i zdejmuje się, powracając do życia świeckiego. Wynika to z wiary w zarażenie boskością, czyli z przekonania, że świętych przedmiotów powinno się używać tylko w miejscach świętych. Tym się tłumaczy, jej zdaniem, żywe do dziś przeświadczenie, że obiekty religijne ukradzione z miejsc kultu przynoszą nieszczęście.
W tradycji wielu starożytnych religii (między innymi egipskiej i żydowskiej) szaty, noszone w obecności bóstwa, należy później uprać i oczyścić. Na płaszcze czarownic to chyba się nie przeniosło.
W ogóle opowieści o czarownicach zawierają często urocze pomieszanie elementów sakralnych z powszedniością. Magia czyniona w kuchni wcale nie musi być mniej skuteczna od tej, którą się odprawia w kościele. Póki odmawia się kobietom kapłaństwa, będziemy się starać o własne rytuały przy ołtarzach kuchennych i szyć sobie płaszcze magiczne na własnych maszynach do szycia. Dla czarownicy kryje się w jej płaszczu magia, kapłaństwo, a kto wie, czy nie darzy on też niewidzialnością i mocą przeobrażania się. Wyobraźnia ukazuje nam pod jej płaszczem czarne koty, nietoperze i sowy. Czy to duchy domowe czarownicy, czy alternatywne postacie jej samej?

PASEK
Niektórzy kronikarze mówią o pasku z nawleczonych purchawek, wśród których wisi magiczny woreczek. To nie to samo co sznur; a woreczek zawiera jej czary i amulety. Jest ze skóry i rozpoznajemy w nim rodzaj amuletki, tak popularnej w magii voodoo. Co kryje się w tym woreczku? Oko traszki? Maść latająca? Grzyby halucynogenne? Szatańskie godmisze? Czy tylko liście mięty do odświeżania oddechu, jagody do barwienia warg i trochę liści oczarowych: wszystko to naturalne kosmetyki.

RĘKAWICZKI
Jeżeli w stroju czarownicy wspomina się o rękawiczkach, to z kociej skóry, obróconej futrem do wewnątrz. Ciekawe, że to akurat kocie futro: znów skojarzenie czarownicy z kotem, wywodzące się niwątpliwie z dziejów kota jako świętego zwierzęcia w Egipcie. W czasach chrześcijańskich kot się kojarzy z diabłem: kolejny dowód, że bóstwa dawnych religii stają się w nowych diabłami.

OBUWIE
W malarstwie i na fantastycznych ilustracjach obuwie, często kojarzące się z czarownicami, to ciżmy, te wyciągnięte w dziób, falliczne buciki, których czubek bywał tak wydłużony że trzeba go było wypychać i przyczepiać łańcuszkiem do kostki, aby się o niego nie potknąć. Rozpowszechnione w XI wieku we Francji ciżmy nabrały z czasem tak wybujałych proporcji, że z ospałych kochanków jęto sobie pokpiwać mówiąc: Twoje ciżmy są bardziej męskie niż ty. Ten bucik jawnie falliczny nawiązuje też do wyobrażenia rogów, co znów kojarzy czarownicę z bóstwami pogańskimi i z płcią. Jak rogate nakrycia głowy, tak i ciżmy w czasach swego rozkwitu były (też bez powodzenia) denuncjowane z ambony.

PODWIĄZKA
Jako symbol mocy szamańskich podwiązka sięga, być może, aż do paleolitu, bo w malarstwie jaskiniowym widujemy tancerzy jakby ubranych w coś na kształt podwiązek.
Nie zaszkodzi ją mieć. Niektórzy z piszących o czarostwie zaznaczali, że podwiązka ma być z zielonej skórki, ze srebrną sprzączką i podszewką z niebieskiego jedwabiu. W zielonym rozpoznajemy barwę Robin Hooda, Zielonego Męża i duchów leśnych. Królowe czarownic miewały po kilka (aż do siedmiu) sprzączek na swych podwiązkach. Słynna ladacznica i przy tym czarownica z XVIII wieku Fanny Hackabout-Jones nosiła podwiązkę z czerwonego jedwabiu, z różową rozetą i długimi czerwonymi wstążkami. Zaklinała się, że wielekroć od złego dzieliła ją tylko jej Magiczna Podwiązka.

DIADEM

0x08 graphic
Współczesne czarownice wspominają nieraz o koronie, czyli diademie, którym jest wąski pasek srebra ze srebrnym półksiężycem u czoła. W niektórych zborach ta, którą się uważa za królową czarownic, nosi go (a także podwiązkę) jako znak swej godności.
Obrzędowe klejnoty królowej nazywa się bigghe. Zaliczają się do nich diadem, podwiązka, naszyjnik oraz bransoleta, szeroka i srebrna, ryta w znaki i symbole czarodziejskie.

STRÓJ CZY NAGOŚĆ?
Tyle już powiedziawszy o strojach czarownicy, musimy jeszcze wspomnieć o pewnej zasadniczej niekonsekwencji: mianowicie, że wiele współczesnych czarownic do czynności kultowych ubiera się w niebo, czyli odprawia je nago. Tłumaczy się to zwykle tym, że ubranie zmniejsza moc, promieniującą z ciała ludzkiego. Jednakże ta rozpowszechniająca się u współczesnych czarownic nagość tym bardziej ułatwia ludziom, skłonnym do pruderii, łączenie czarostwa z pojęciem orgii czy antyspołecznych wybryków.
Nietrudno pojąć, że nagość w obrzędach może być całkiem przyjemna w południowej Kalifornii (lub na południu Francji), ale w chłodnej Anglii takie rygorystyczne przestrzeganie danego jakoby przez boginie nakazu: Przy obrzędach swych będziecie nadzy! to raczej poświęcenie.

Przełożył z angielskiego Robert Stiller

Erica Jong - Niektóre z obrzędów

Główne obrzędy to jedna z niewielu spraw, co do których nie ma większych rozbieżności między autorami piszącymi o współczesnym czarostwie. Są one bardzo rozmaite, ale kilka z nich wyróżnia się jako najważniejsze.

Współczesne czarownice na ogół praktykują w zborach (czyli grupach oddanych tej sztuce czy religii), tradycyjnie po trzynaście osób, ale może ich też być inna liczba, od trzech do dwudziestu. Na zborze najpierw czyni się krąg, ażeby wydzielić i oczyścić miejsce święte, gdzie będzie się dokonywać magia, gdzie objawią się bogowie i boginie, gdzie czas przestanie istnieć, gdzie wiara się ucieleśni. Magiczny krąg ma 9 stóp średnicy (czyli 2 i 3/4 metra) i czyni się go - to znaczy zakreśla w powietrzu - ostrzem atalmy. Jest on miejscem pomiędzy dwoma światami, boskim i ludzkim. W tym miejscu skupia się moc kosmiczna.

Każdy z nas uświadamia sobie, czy to ze wspólnej medytacji, tańca, zbiorowych modłów czy grupowego ćwiczenia jogi, że jesteśmy istotami społecznymi, które czerpią siłę psychiczną ze wspólnego działania dla wspólnych celów. W zborze czarownic ta koncentracja siły psychicznej stanowi praktyczny punkt wyjścia i podstawę działania.

Oto niektóre z obrzędów czynionych w zborach.

Ściąganie księżyca

W tym obrzędzie arcykapłanka, czy też głowa zboru, bierze w siebie moc bogini i w rezultacie staje się boginią na czas trwania obrzędu.

Dokonuje się go w pierwszą noc pełni księżyca, o północy, czyli w godzinie czarów. Czarownica wywołuje w sobie boginię, stając się jej wcieleniem. To ta, którą nazywamy trójboginią, bogini księżyca w trzech kwadrach: rosnącego, w pełni i malejącego. Diana i Artemida, Astarte, Afrodyta, Bogini Matka, więc łącząca się z narodzinami, śmiercią, odradzaniem się i cyklami księżycowymi. Do wywołania bogini mogą służyć medytacja, taniec, śpiew chóralny lub indywidualny. Chodzi o to, żeby osiągnąć stan, w którym pierwiastki ludzki i boski stapiają się na pewien czas w osobie przewodniczącej zboru.

Stożek mocy

0x08 graphic
Wznoszenie stożka mocy to przenośnia wyrażająca wolę całego zboru czy grupy, siłę psychiczną jednakowo myślących wyznawców, jednoczących się dla tego samego celu.

Niektórzy z angielskich czarowników utrzymują, że w II wojnie światowej przyczynili się do odparcia niemieckiej inwazji na Anglię, wznosząc stożek mocy przeciwko Hitlerowi (podobnie jak ich przodkowie, którzy w ten sam sposób jakoby przyczynili się do klęski hiszpańskiej armady). Może jednak myśliwce Royal Air Force też odegrały w tym pewną rolę.

Stożek mocy wznosi się tańcem, śpiewem, medytacją.

Wtajemniczenie

Kolejnym rytuałem, najpowszechniej praktykowanym dziś przez czarownice, jest obrzęd wtajemniczenia, oznaczający w przenośni odrodzenie się. Odbywa się to niekiedy przez biczowanie sznurem czy batem ceremonialnym.

Osobę wtajemniczoną przyjmuje się do zboru, odbiera się od niej przysięgę, nadaje ceremonialne imię i namaszcza wodą i winem. Wtajemniczenie to nie ma nic wspólnego z "inicjacją", opisywaną w zeznaniach torturowanych czarownic, w której prawie zawsze mówiono o wyrzeczeniu się Chrystusa i chrześcijaństwa, Marii Panny, świętych, ojca i matki, nieba, ziemi itd. Potem następować miał chrzest, nałożenie piętna czarnoksięskiego (może jakiś tatuaż?), nowego imienia jako symbolu konwersji, wreszcie ucałowanie Wielkiego Mistrza: zwykle miał to być sprośny pocałunek (to znaczy diabła w zadek), tak ulubiony przez protokolantów inkwizycji.

Wszystkie te elementy konwersji są pradawne i żywe w niejednej religii. Katolicy do dziś symbolicznie całują papieża w pierścień, a chrzest i nadawanie imienia należą do najświetniejszych ze starożytnych rytuałów. Nigdy się nie dowiemy, czy na inicjację czarownic u schyłku średniowiecza rzeczywiście składały się te elementy (a zwłaszcza "sprośny pocałunek"), czy są to najzwyczajniej własne projekcje albo przeinaczenia ze strony inkwizytorów. Ich relacje czyta się ze zgrozą i niedowierzaniem: ale w końcu zdarza się nam to samo, gdy czytamy o hitlerowskich obozach zagłady, w które bywa trudno uwierzyć, nawet kiedy spotkamy we własnej osobie ludzi, co je przeżyli.

Samouświęcenie

W tym osobistym obrzędzie czarownica poświęca się Bogini Matce i Rogatemu Bogu. Może się to odbywać w obecności zboru albo przed własnym ołtarzem, przy użyciu oliwy, kadzidła i świec albo wody, wina i soli. Robi się to, kiedy w człowieku wzbierze dojmująca potrzeba utwierdzenia się na swej drodze.

W tradycjach czarostwa często zabrania się ujawniania tajnych rytuałów, zakładając, że tajemnica sprzyja narastaniu mocy duchowej. Poza tym tradycje te bardzo zmieniają się z kraju na kraj, ze zboru na zbór. Jednak wszystkie czarownice zgodzą się, że czarostwo było i jest radosną, ekstatyczną religią, w której bóstwom obojga płci lepiej służy się wesołością niż jękiem i zawodzeniem.

Robert Stiller - Czarna czy Biała Magia ?

Jeśli ktoś zastanawia się nad znaczeniem obiegowego zwrotu: Czarna i Biała Magia, najczęściej dochodzi do wniosku, że czarna to ta, której celem jest wyrządzenie szkody, a biała wyróżnia się przez to, że pomaga. Ale czy jest to naprawdę aż tak proste ?

W początkowym okresie już odnoszące przewagę chrześcijaństwo uznało wszelką magię, nie mieszczącą się w rytuałach kościelnych, za przejaw Czarnej Sztuki, złej i diabelskiej. W następnych stuleciach to zajadłe przeciwstawienie trochę się zatarło i wyłoniły się pewne konwencje, choć nigdy całkiem ścisłe i jednoznaczne, w charakterze jakby rozejmu pomiędzy stanowiskiem Kościoła, potępiającym wszelką magię (prócz własnej i nie określanej tym wyrazem) jako taką, a przymykaniem oczu na niektóre jej formy: tak zrodziło się pojęcie Białej Magii. Duży wpływ na to rozróżnienie wywarły dociekania magiczne w Hiszpanii arabskiej, powołujące się (często zbyt naiwnie i pochopnie, ale czasami może i nie całkiem bez racji) na tradycje hebrajskie i jeszcze dawniejsze, wiodące się aż z Babilonu. Podział magii na białą i czarną zyskał sobie oficjalne uznanie Kościoła, co nie przeszkadza, że w konkretnych przypadkach rozróżnienie to pozostawało często niejasne i kontrowersyjne.

Trzy główne formy działań magicznych doczekały się jednak akceptacji pod nazwą Białej Magii.

Primo: te, w których formuły i obrzędy przerobione zostały na modłę chrześcijańską, zwłaszcza w ten sposób, że odwoływano się w nich do Boga w imię Jezusa Chrystusa i obficie wtrącano aluzje do Nowego Testamentu.

Secundo: zachowujące dawniejszą frazeologię hebrajską, imiona i skróty w rodzaju Agla i tetragramatonu, pentagram nie zastąpiony przez krzyż itd. Formy te podtrzymywali zapewne żydowscy nekromanci, lecz tolerowano je (mimo że nie spełniały warunków poprzedniego punktu), gdy nie popadały w głębszy konflikt ze stanowiskiem Kościoła i miały tzw. dobro na celu.

Tertio: zabiegi nie odwołujące się wprost do mocy Bożej, tylko polegające na właściwościach przedmiotów i substancji; określane jako magia naturalna. Zaliczały się do nich: alchemia, wróżby, czytanie z kuli kryształowej itd. Niektóre z nich ewoluowały stopniowo w kierunku prawdziwych lub rzekomych nauk, co nie przeszkadza, że do niedawno Kościół atakował je gwałtownie pod nazwą spirytyzmu lub okultyzmu; że potępienia te rozciągano nie tylko na astrologię czy chiromancję, ale i na badania w dziedzinie hipnozy i telepatii.

Poza nawiasem choćby i takiej akceptacji zostało wszystko, co Kościół już od początku tego konfliktu ideologicznego napiętnował i potępił pod nazwą Czarnej Magii. Jej wspólny mianownik to zwłaszcza kontaktowanie się z demonami, bez względu na to, czy uważanymi za takie od dawna, czy będące starymi i czcigodnymi bóstwami, przez Kościół dopiero przemianowanymi na diabłów.

Przy okazji zaś włączono do tego bezlitosne zwalczanie z jednej strony kultów dianicznych (które opisuje Margaret Murray) i wszelkiego czarostwa, a z drugiej strony Żydów i judaizmu. Podstawowy chwyt tej kampanii propagandowej (a ciągnęła się ona przez stulecia z budzącymi grozę skutkami, należącymi do najpotworniejszych i najbardziej haniebnych zbrodni w dziejach człowieczeństwa) polegał na wmawianym w kółko (i gdzieniegdzie do dziś pokutującym) utożsamieniu spraw najzupełniej różnych: pogaństwa i kultów pierwotnych, diabła, czarów i czarownic, herezji, bluźnierstwa, sprośności oraz żydostwa.

Robiono to między innymi przez perfidne mieszanie i przenoszenie nazw, co innego znaczących.

Nadano więc zgromadzeniu czarownic nazwę żydowskiego święta: sabat. I przyjęło się! Próbowano też nazwać miejsca tych spotkań, takie jak Łysa Góra, synagogą: ale to się jakoś nie przyjęło. Mimo długotrwałych wysiłków, aby w opinii publicznej utożsamić Żyda z diabłem, udało się to tylko częściowo: i nawet w Białej Magii trzeba było tolerować pozostałości hebrajskie.

Czarna Magia dzieli się z grubsza na dwie kategorie. Pierwsza wiąże się ściśle z chrześcijańskim wyobrażeniem diabła i polega na sprzedawaniu mu swej nieśmiertelnej duszy w zamian za określone korzyści materialne. Co roztropniejsi zadawali wprawdzie od wieków pytanie: kto mający odrobinę rozsądku (i pilnujący własnej korzyści) zgodziłby się zapłacić wiecznością tortur za trochę złota lub kilka lat przyjemności ? Na to odpowiadano, że pakt z diabłem (jeśli Bóg ma go uznać za wiążący) musi zawierać paragraf, dający człowiekowi szansę uniknięcia kary piekielnej: a już jego sprawa, czy potrafi z tej szansy skorzystać. Diabeł za to, dla wyrównanej gry, miał prawo zostawić na osobie paktującego swój znak, jakieś piętno czy skazę, które mogły w krytycznej chwili wykręcenie się od tej zapłaty utrudnić.

Druga kategoria Czarnej Magii (poważniejsza i bliższa wyobrażeń arabskich, żydowskich czy nawet babilońskich) traktuje demony (zawsze mniej potężne od Boga i podległe mu) jako coś na kształt upersonifikowanych żywiołów czy sił natury, przed którymi trzeba się zabezpieczyć i znać je, po czym można nimi kierować na swój użytek. Zły czy dobry ? To zależy, jak ze wszystkimi siłami, głównie od samego operatora. Jeśli zna on właściwe Słowa czy Imiona Potęgi, może tymi demonami posługiwać się i kierować, choćby wbrew ich woli i w sposób niezależny od ich własnej natury.

Również do Czarnej Magii zaliczano wszystko, co wyrządza szkodę lub cierpienie, okalecza i niszczy. Gdyż do takich działań nie dałaby się użyć siła Boska, której zapożyczanie dla własnych lecz godziwych celów traktowano jako zasadniczy wyróżnik Białej Magii.

Tu jednak od razu nasuwa się spostrzeżenie, że to, czy cel i samo działanie są dobre, czy złe, zależy od punktu widzenia. W którym momencie (jeśli występuje się w słusznej sprawie i przeciwko złu) staje się złem działanie na niekorzyść wroga ? Również i czary dla pozyskania miłości uznać można za coś najlepszego pod słońcem, albo za ruję, sprośność i porubstwo, zależnie od podejścia! Już choćby z tej prostej przyczyny widać, jak sztuczne jest rozróżnianie Czarnej i Białej Magii, nie mające większego sensu poza tym, jaki upatruje w nim chrześcijaństwo: a raczej ten czy inny jego autorytet lub instytucja.

Nie mieści się również w tym podziale bardzo popularna niegdyś magia w stylu arabskim, posługująca się dżinami, które bywają czasem dobre lub złe, ale na ogół (podobnie jak ludzie) nie do końca i raczej dwuznacznie.

Można jeszcze spojrzeć na to rozróżnienie z punktu widzenia księgi rytuałów i zaklęć. Podręczniki takie zwane są grimuarami, w sztucznej łacinie grimorium (a naprawdę z francuskiego grimoire, stare przekręcenie słowa grammaire, czyli gramatyka). Rzadko wydawane i nadzwyczaj trudno dostępne, większości amatorów znane są tylko ze słyszenia, a ich podstawowe, największym rozgłosem cieszące się teksty istnieją głównie jako rękopisy, starannie przechowywane w takich miejscach jak Bibliotheque Nationale w Paryżu i British Museum w Londynie. Na ogół nie wydano ich do dzisiaj, lub wydano tylko w niezbyt użytecznych fragmentach czy opracowaniach.

Z jednej strony duże zbieżności między nimi, z drugiej zaś istotne różnice między wariantami tegoż dzieła utrwalonymi w rozmaitych rękopisach lub wydaniach, pozwalają się domyślać, że wszystkie korzystały w większym lub mniejszym stopniu z tych samych źródeł. Czy wiodących się aż od czasów biblijnych albo jeszcze dawniejszych, z Babilonu, Asyrii czy Chaldei ? Wielu badaczy i praktyków magii tak uważa.

Ksiąg takich jest więcej, ale cztery czy pięć należy wymienić jako podstawowy kanon tego gatunku.

Najstarsza z nich to Klucz Salomona, przypisywany biblijnemu władcy, słynącemu w tradycji żydowskiej i arabskiej jako największy z magów. Dziełko to zachowało się w XVI-wiecznej kopii łacińskiego przekładu z nieznanej wersji hebrajskiej, a jego autentyzm i starożytność są dyskusyjne.

Uzupełnia je w istotny sposób Lemegeton, zwany też Małym kluczem Salomona.

Jeszcze mniej można polegać na autentyczności drugiego uzupełnienia, znanego jako Testament Salomona. Jego rękopisy greckie istnieją podobno w paru greckich klasztorach, a przekłady niemiecki, angielski i rosyjski ukazały się pod koniec XIX wieku. Jest to głównie wyliczenie duchów.

Nie byle jaki zamęt wynika stąd, że pod tym samym tytułem Klucz Salomona albo podobnymi wydawano też, głównie w celach spekulacyjnych, inne publikacje, nie mające z nim wiele wspólnego. To samo zresztą dotyczy XIX-wiecznych falsyfikatów obficie produkowanych pod kłamliwymi tytułami Grimorium Honoriusza lub Tajemnice Alberta Wielkiego, o których mówię poniżej.

Największą bodaj sławą i powagą cieszy się Grimorium verum, czyli prawdziwe, jakoby przełożone z hebrajskiego na francuski, wydane rzekomo w 1517 roku, choć może to być data zmyślona w celach asekuracyjnych. Następne wydanie francuskie i dwa bardziej kompletne włoskie pochodzą z XIX wieku, a wszystkie zaliczają się do białych kruków, niezwykle rzadkich i kosztownych. Księga ta, otaczana zabobonną grozą przez Kościół, uważana bywa za dzieło szatana. Do jej zalet należy przeznaczenie dla adeptów nic nie umiejących, toteż każda czynność wyjaśniona jest może niezbyt szczegółowo, ale od samego początku. Układ Grimorium prawdziwego stał się wzorem dla większości tych podręczników: omawia się kolejno procedury oczyszczające, przygotowania, sporządzanie kręgu magicznego, talizmanów i różnych przyborów do wywoływania, następnie następnie podane są wzory tekstów do wypisywania i zaklęć do wygłaszania, przebieg czynności magicznych i praktyki na różne okazje. Nie brak też wyliczenia duchó w oraz ich właściwości, chociaż Lemegeton i niektóre z późniejszych grimuarów przynoszą więcej informacji pod tym względem, jak i na temat obliczania właściwego czasu itd.

Wiele nieporozumień nagromadziło się wokół Grimorium Honoriusza Wielkiego, które ukazało się w Rzymie 1760 roku, chyba przełożone z łaciny.

Pogląd, jakoby dzieło to napisał w XIII wieku papież Honoriusz III, odrzucany jest przez wielu autorów katolickich jako fałsz i potwarz. Jednakże lektura samego tekstu nie skłania do aż takiej pewności.

Rozpoczyna go (nie wiadomo czy autentyczna, lecz całkiem sensownie brzmiąca) bulla papieska, w której Honoriusz III jakoby stwierdza, że przekazuje tę wiedzę księżom, aby wiedzieli, jak radzić sobie z diabłami. Szczególny nacisk położony jest na niezwykle trudną i długotrwałą procedurę oczyszczenia, w dalszym ciągu zaś rytuały, teksty błogosławieństw i zaklęć oraz kręgi magiczne i pentakle są tak pełne motywów niemal wyłącznie chrześcijańskich, że trudno sobie wyobrazić, aby to nie kapłan adresował do użytku innych kapłanów.

Mniej stanowczo zaprzecza się autorstwu równie głośnego i częściej wydawanego dzieła Tajemnice Alberta Wielkiego. Filozof, teolog i przyrodnik z XIII wieku, dominikanin Albert hrabia von Bollstädt, zwany Albert Magnus, biskup Regensburga i nauczyciel św. Tomasza z Akwinu, położył olbrzymie zasługi dla rozwoju myśli i nauki europejskiej. Przypisywane mu Tajemnice należą do klasycznych podręczników magii.

Ale której z dwóch wymienionych ?

Większa część jego dzieła traktuje o magicznych właściwościach kamieni, roślin i zwierząt; opisuje różne zjawiska w kontekście magicznym; skupia się na wyliczeniach czasu i relacji astrologicznych. Czy jest to w ogóle grimuar ?

Powaga i nie kwestionowana religijność Alberta Wielkiego sprawiły, że wszystko co się na nim opiera, zaliczane bywa tym samym do Białej Magii. Natomiast użytkownicy grimuarów prawdziwego i Honoriusza kwalifikują się niemal automatycznie do potępianych przez Kościół adeptów Czarnej Magii.

Pośród wątpliwych i nie zawsze jasnych rozróżnień możliwe jest i takie. Oczywiście tym dobitniej podkreśla to umowny charakter całego podziału.

Robert Stiller - Wstęp do magicznego kręgu

Kto już zdecydował się przystąpić do wywołania demonów i wziąć na siebie ryzyko, jakie może z tego wynikać, musi przede wszystkim rozważyć to przedsięwzięcie sam ze sobą, nie zdając się na nikogo.

Magia to sprawa osobna i tylko dla ludzi samotnych: nie w ogóle, ale takich, którzy w krytycznej chwili potrafią być sami; na nikogo nie przerzucać swych kłopotów i odpowiedzialności za następstwa; wiedzieć, że cokolwiek z tego wyniknie, będą musieli znieść i uporać się z tym o własnych siłach. Zagrożenie i strach nie dadzą się na ogół z nikim podzielić. Nie można też liczyć na żadną pomoc.

Kto nie czuje się wystarczająco silny i spokojny, ażeby temu stawić czoła, niech lepiej nie próbuje.

Może z tych zabiegów nic nie wyniknąć. To również skutek, z którym trzeba się liczyć i z góry pogodzić. Czy dlatego, że taka jest rzeczywistość? Że wszystkie przekazywane od wieków i tu powtórzone tradycje należą do rejonów baśni, fikcji albo legendy, zmyślenia i autosugestii?

Że są wynikiem jakiegoś odurzenia, słabych nerwów albo zbyt łatwowiernej wyobraźni? Czy z powodu popełnionego przez nas błędu lub z innych przyczyn, które przewidziano już w Lemegetonie?

Nikt na to pytanie nam nie odpowie.

A mogą wyniknąć skutki nieprzewidziane i wręcz nie dające się opanować.

Trzeba na to wszystko być gotowym.

Czy nie można podejmować tych działań z kimś do spółki? Owszem! można. Nie można jednak na tym bazować: i to nie tylko dlatego, że nadprzyrodzone lub tajemne zjawiska nie lubią tłumu świadków i że odosobnienie, skrytość i samotność bywają często (choć nie zawsze) podstawowym warunkiem, ażeby w ogóle wystąpiły. Jeśli ktoś i chciałby, i boi się, a dla pewności woli kogoś trzymać za rękę, to znaczy, że nie dojrzał do tych spraw i niech sobie z nimi da spokój.

Tradycja rejestruje wypadki, gdy wywoływacz dopuszczał do swej procedury osoby postronne lub uczniów, młodych czy mniej doświadczonych adeptów. Istnieją nawet przewidziane w tym celu procedury. Zawsze jednak robi się to na własne ryzyko tych osób i przy najsurowszym zastrzeżeniu, że nie wolno im nic uczynić na własną rękę: że są uprzedzeni o ryzykowności całego przedsięwzięcia; że są gotowi na wszystko, a zwłaszcza na przypływy strachu i paniki, którym nie wolno ulec; i że tak czy owak odpowiadają sami za siebie i tak samo ponoszą ewentualne skutki. Podobnie dopuszczalne jest, aby w ceremonii brało udział na przykład dwóch zaprawionych już wywoływaczy, którzy wówczas mogą się do pewnego stopnia wspierać i uzupełniać: ale przy identycznych zastrzeżeniach! i w żadnym wypadku nie polecałbym takiego sposobu w charakterze asekuracji.

Każdy w końcu jest albo może pozostać sam i każdy musi być w pełni przygotowany i tak samo gotów na wszystko, jak gdyby ten drugi nie istniał.

Zresztą wymowny jest fakt, że zazwyczaj każdy z uczestników stoi w osobnym i własnym kręgu magicznym.

A więc wszystko to nie nadaje się pod żadnym pozorem dla ludzi niepewnych siebie albo swego przygotowania, o słabych nerwach, skłonnych do histerii, nie całkiem zrównoważonych albo mających nadzieję, że w razie czego ktoś ich weźmie i schowa jak kurczęta pod skrzydła.

Aby posiadać wymienione tu kwalifikacje, niekoniecznie trzeba być siwobrodym starcem.

Jest rzeczą wiadomą i niejednokrotnie sprawdzoną, że również ludzie bardzo młodzi (mimo braku wiedzy i doświadczenia w rozmaitym zakresie, mniejszego na ogół obiektywizmu i wytrwałości) potrafią wykazać charakter, odwagę i przytomność umysłu, potrzebne do wielu spraw odpowiedzialnych i ryzykownych.

Do magii to się również odnosi (w niej też mogą się okazać przydatne te z kolei zalety, którymi młodzi często górują nad starszymi, jak entuzjazm i pełniejsze zaangażowanie się w przedmiot swej pasji, bezinteresowna ciekawość i świeże spojrzenie). Obie strony rachunku się mniej więcej wyrównują. Niechaj więc każdy sam bacznie oceni, czy jest gotów.

Religia, płeć, światopogląd nie stanowią przeszkody. W przeciwieństwie choćby do czarostwa kultów dianicznych magia nie jest wyznaniem, ale sztuką i umiejętnością, więc może ją praktykować każdy, choć niektóre z religii są jej przeciwne: to już kwestia własnego sumienia. O ile zaś w tradycjach wyobrażeniach mag był przedstawiony jako mężczyzna, kobieta zaś jako czarownica, minęły już czasy takich rozróżnień i chociaż jedna z płci może wykazywać pociąg i naturalne uzdolnienia raczej w jednym kierunku, a druga w innym, nic jednak nie stoi na przeszkodzie do swobodnego wyboru lub łączenia różnych praktyk w jednej osobie.

A co z pomocą?

W aspekcie magicznym żadna pomoc nie istnieje i nie nadejdzie, choćby dlatego, że w praktyce nie ma u nas ani wtajemniczonych, ani profesjonalnych magów.

Gdy natomiast niefortunny adept sztuki tajemnej poniósł przy tej okazji uszczerbek mieszczący się w zwykłych kategoriach zaburzeń nerwowych czy psychicznych, wówczas oczywiście są kompetentni lekarze czy inni specjaliści, mogący go wyleczyć. Ale to już nie należy do zakresu magii.

Nie powinien się do niej brać pod żadnym pozorem ktoś nie całkiem świadom powyższego.

A tym bardziej z daleka powinni się od tych spraw trzymać zarówno wesołkowie, którym by przyszło do głowy traktować to jako zabawę towarzyską lub dowcip, jak i ludzie o świadomości zaburzonej przez alkohol czy jakiekolwiek inne środki. Wszystko to może się oczywiście zdarzyć: albowiem głupota ludzka nie ma granic i zły gust również. Ale te aspekty psychiki, nie całkiem zasługującej na przypisanie jej gatunkowi Homo sapiens, nie należą już do naszych rozważań.

Kto przemyślał to sobie i mimo wszystko nie zrezygnował z próby zajęcia się magią i wreszcie (po koniecznych i wcale nie łatwych przygotowaniach) wywoływania demonów, musi przede wszystkim zaopatrzyć się w odpowiedni ekwipunek.

Już opisaliśmy płaszcz i obuwie, jak również podaliśmy znaki, które trzeba na nich wyhaftować.

Potrzebna jest również korona z białego i dziewiczego (nie używanego przedtem i nie będącego wtórnym produktem) papieru. Jej wzór można samemu zaprojektować, byle wypisać na niej poświęconym piórem (najlepiej gęsim albo z zaciętego patyka) cztery imiona Boga: z przodu JHWH czyli tetragramaton, z tyłu Adonaj, po prawej stronie El i po lewej Elohim.

Jeśli pióro wykonujemy z drewna, to najlepiej użyć któregoś z poprzednio już wymienionych drzew lub krzewów magicznych. W poprzednim odcinku podałem też uniwersalne zaklęcie, którym poświęcać można zarówno części stroju rytualnego, jak igły i pióra do ich oznakowania. Grimorium verum podaje bardziej szczegółowe i zróżnicowane zaklęcia, szczegóły, procedury dotyczące sporządzenia i poświęcenia tych przedmiotów. W przyszłości podamy je również.

Ponieważ zaś wszyscy jesteśmy w tych czasach uczniami, nie zaszkodzi, jeśli poniżej czterech imion boskich umieścimy jeszcze i te znaki uczniowskie.

Ubierając się w te szaty recytujemy najpierw psalm 15, po nim następującą inwokację:
Amor, Amator, Amides, Ideodaniach, Amor, Plaior, Amitor! Mocą tych oto aniołów świętych ubieram się w te potężne szaty. Z ich pomocą doprowadzę do pożądanego skutku wszystko, co najgoręcej pragnę osiągnąć, przez ciebie, najświętszy Adonaj, którego królestwo i władza są wieczne. Amen.
Po czym recytujemy psalmy 131, 137, 117, 67, 68 i 127. Może to być po hebrajsku, ale wszelki odpowiedzialny przekład również wystarczy, aż do polskiego włącznie.

To właśnie bym polecał, wychodząc ze starej zasady, że w rytuałach zawsze lepiej, aby teksty ich bywały w pełni zrozumiałe. Co prawda względy tradycyjne, liturgiczne i ceremonialne dają nieraz pierwszeństwo tekstom oryginalnym, choćby niezrozumiałym; lecz od pewnego czasu już nawet Kościół w rytuałach swych przeszedł prawie całkowicie na języki miejscowe; tym pewniej można trzymać się tej zasady w magii, gdzie już ad wieków dojrzewa świadomość, że imiona duchów i wszelkie inne teksty są do pewnego stopnia umowne i sens oraz intencja liczą się w nich bardziej niż zewnętrznie (i nieraz przypadkowo) ustalone brzmienie czy ortografia.

Dlatego między innymi akceptujemy przekazywane w tradycji magicznej teksty zaklęć, jakkolwiek świadomi jesteśmy, że bywają one efektem nieumyślnych przekręceń.

Kolejny przybór to księga.

Nie sposób uczyć się i znać na pamięć wszystkich formuł, zaklęć, inwokacji, których ledwie skromny początek jak dotąd przekazałem. Trzeba mieć je na piśmie i większość z nich raczej odczytywać z odpowiednią powagą, ekspresją i w skupieniu, aniżeli udręczać się i rozpraszać w próbach ich zapamiętania i recytowania z pamięci. Byłoby z pewnością najlepiej posiadać własne i kompletne egzemplarze potrzebnych ksiąg magicznych, jak Lemegeton, Grimorium verum, Klucz Salomona czy inne z grimuarów, a także mieć je pod ręką w czasie ceremonii. Dawni magowie starali się o to, a dzisiaj też podobna tendencja chyba wyjaśnia zapotrzebowanie i zawrotne ceny tych podręczników na rynkach, gdzie są one dostępne, choćby we Włoszech. My niestety musimy sobie poradzić bez tych cymeliów.

Od razu jednak trzeba dodać, że Liber Spirituum czyli Księga Duchów (bo tak się określa ten przedmiot) powinna być własnoręcznie przepisana i w ogóle sporządzona przez swego użytkownika (jak u czarownic księga cieni, o czym pisała już Erica Jong), Zresztą reguła ta dotyczy, najogólniej mówiąc, wszystkich akcesoriów magicznych.

W idealnym przypadku nawet przędza na szaty powinna być uprzędzona specjalnie w tym celu i później utkana przez dziewicę. Przewiduje się też drobiazgowy ceremoniał z wieloma inwokacjami (który tu z oczywistych przyczyn pomijam) przewidujący, jak zabijać kozła czy jagnię, obdzierać je ze skóry i wyprawiać ją na pergamin dla Księgi Duchów. Ponieważ jednak za trudno byłoby robić to wszystko własnoręcznie, aż do wytapiania, kucia i hartowania stali na magiczny miecz albo sztylet, powiedziano już w najdawniejszych kompendiach, że niektóre przedmioty lub materiał można też nabyć w postaci gotowej, byle jakość ich odpowiadała magicznym wymaganiom; reszty zaś dokona ceremonia poświęcenia. Ale pod dwoma warunkami.

(1) Co się da w granicach rozsądku wykonać własnoręcznie, na tym nie należy sobie oszczędzać wysiłku.

(2) Co zaś trzeba kupić czy nabyć w inny sposób, to musi zostać nabyte we właściwym dniu i godzinie.

Tylko przy zachowaniu tych warunków odpowiednie akcesoria będą się nadawać do działań magicznych.

Można więc sobie darować własnoręczną produkcję pergaminu i skóry na oprawę albo papieru czerpanego. Wystarczy, gdy je zakupimy w najczystszej i najlepszej jakości, która jest osiągalna. Skoro jednak szycie, obcięcie, klejenie czy oprawę możemy sami wykonać, zaoszczędzenie sobie tej fatygi przez kupno gotowego, dajmy na to, albumu odbierze księdze przydatność magiczną.

Na tej zasadzie każdy musi sam ocenić granicę, do jakiej wolno mu korzystać z produktów już gotowych, w odniesieniu do każdego przedmiotu z osobna.

Księga i wszelkie przybory do pisania lub ich składniki powinny być kupione w dniu i godzinie Merkurego, w porze rosnącego księżyca.

Po wykonaniu księgi, na razie pustej, można do niej starannie (a nawet ozdobnie) przepisać teksty i przerysować wzory, tu podane, a później dalsze. Pierwsza strona niech zostanie na razie czysta. Dalszy ciąg może mieć dowolny układ, jaki użytkownikowi odpowiada. Zaleca się jednak, aby z demonów każdy potraktowany był na osobnej stronie. Księgę wykonuje się zwykle w niedużym rozmiarze i formacie, warto jednak pamiętać, że posługiwanie się nią w słabym nieraz i migotliwym świetle, a przy tym w napięciu, wymaga dużej czytelności.

Przystępujemy do jej poświęcenia.

Czyni się to w pomieszczeniu choćby najskromniejszym (aż nadto wystarczy strych lub komórka w piwnicy), ale przez tydzień wyłącznie na to zarezerwowanym. Kładziemy księgę na biało przykrytym stole i otwarłszy ją na pierwszej stronie rysujemy na niej pentakl.

Zapalamy wiszącą nad stołem lampę, która ma się odtąd palić dniem i nocą aż do zakończenia ceremonii. Wokół stołu zaciągamy zasłonę. Ubieramy się w szaty rytualne, bierzemy do rąk otwartą księgą i uklęknąwszy wygłaszamy następującą modlitwę:
Adonaj, Elohim, El, Ehje aszer ehje! Królu królów i bycie wszech bytów, okaz miłosierdzie i spójrz na mnie [wymienić swoje imię], twojego sługę, który cię wzywa z pokorą i przez twoje najświętsze imię Tetragramaton błaga o dobrodziejstwo. Każ twoim aniołom i płanetnikom, aby tutaj przybyli. Aniołowie i płanetnicy, wszelkie duchy, zaklinam was, ja, wysłannik Boga! niech Bóg wam każe tu przybyć, proszę o to najgorliwiej i najpokorniej! Amen.
Teraz następuje właściwa formuła:
Zaklinam cię, księgo, abyś była cenna i użyteczna dla wszystkich, którzy będą cię używać, aby im się powiodło.

Po czym chrześcijanie, jeśli chcą, mogą wygłosić dalszy ciąg z grimuaru Honoriusza:
I po wtóre zaklinam cię mocą krwi Jezusa Chrystusa, obecnej w kielichu mszalnym, abyś użyteczna była tym, którzy cię będą używać.
I dalej trzykrotnie:
Księgo, egzorcyzmuję cię w imię Trójcy przenajświętszej!
Chociaż ta ostatnia formuła może być szczególnie wątpliwa, a nawet rażąca dla magów hołdujących starożytnej tradycji.

Oto zarazem charakterystyczny przykład jak frazeologia chrześcijańska wkrada się do rytuałów i formuł magicznych u Honoriusza i niektórych innych.

Po czym okadziwszy wciąż otwartą księgę kadzidłem odpowiednim dla tego dnia i planety, odkłada się ją na stół. I jeszcze nieodzowna formuła zwalniająca wezwane duchy:
Dziękujemy wam, dobre i szczęśliwe duchy, za to, czegoście nam użyczyły. Przeto idźcie już sobie w pokoju władać żywiołem, z rozporządzenia Bożego danym sobie jako miejsce pobytu. Amen.

Do tej chwili wciąż musiał palić się ogień i zasłona była szczelnie zaciągnięta.

Cały zabieg powtarza się przez 7 kolejnych dni, z których pierwszym musi być sobota. Po siódmym razie należy zakląć wszystkie duchy wymienione w księdze za pomocą tej inwokacji:
Zaklinam was i rozkazuję wam, duchy, ilekolwiek was jest, abyście co rychlej uznały tę oto księgę i gdy ją będziemy odczytywać, skoro jest uznana za taką, jak należy, i obdarzona mocą, abyście musiały pojawiać się na rozkaz, w postaci właściwej i ludzkiej, jak zażyczy sobie czytający tę księgę. I nie będziecie czytającemu ją szkodzić w żaden sposób na ciele, na duszy ani na duchu, ani powodując burzę, hałas, uszczerbek i bez oporu, jemu ani żadnej osobie z nim będącej. Rozkazuję wam i zaklinam, abyście się zjawiały natychmiast po zaklęciu was i wykonywały niezwłocznie wszystko, co zapisano w księdze. Macie słuchać, służyć, dostarczać wiadomości i spełniać usługi w zakresie swej mocy na polecenie tych, co wam rozkażą, i czynić to bez jakichkolwiek uchybień czy wprowadzania w błąd! A gdyby z jakiegokolwiek powodu niektóre z was, duchy, tak wezwane, nie mogły przybyć na rozkaz, musicie przysłać inne duchy, upoważnione do działania zamiast was i one mają tak samo przysiąc, że uczynią wszystko, co rozkaże im czytający tę księgę: oto zmuszają was do tego przenajświętsze imiona wszechmogącego i żywego Boga, którym jest Elohim, El, Eloah, Tetragramaton! i żebyście prawdziwie i należycie wykonywały wszystko, co wyżej przykazano. A gdybyście bywały nieposłuszne, skażę was na tysiąc lat męczarni, będących karą dla każdego z was, który by nie uznał w całości tej księgi i jej przykazań!

Po czym księga winna być niezwłocznie zapieczętowana i ukryta. Przechowywać ją należy w małej szufladce pod stołem, specjalnie do tego sporządzonej, wyjmując tylko w celach magicznych. Poza tym nie wolno jej nikomu pożyczać ani udostępniać. Otwierać ją może tylko sam posiadacz i zawsze odtąd pod ochroną tych czy innych pentaklów.

Niektórzy uważają, ze w dalszym ciągu tej ostatniej ceremonii należy duchy po raz pierwszy przywołać.

Oto stosowna inwokacja:
W imię Boga, który jest bogiem bogów i Panem wszystkich panów! Baczność i przybywajcie tu, wszystkie duchy! Mocą i zasługą waszych królów obowiązane są wszystkie duchy piekieł objawić się w mej obecności przed tym oto pentaklem [albo: tym oto kręgiem] Salomona, gdy je przywołam! Przybywajcie więc na mój rozkaz, ażeby spełnić me życzenie, o ile to w waszej mocy! Przybywajcie ze wschodu, z południa, z zachodu i z północy! Rozkazuję wam wszystkim i zaklinam was mocą przenajświętszego imienia wszechmogącego i żywego Boga, którym jest Elohim, Jah, El, Eloah, Tetragramaton!

Jeśli nie ukażą się, to nic dziwnego, bo muszą się przełamać do nawiązania kontaktu z kolejnym człowiekiem. A możliwe, że są, chociaż na razie niewidzialne. W niektórych bowiem wypadkach do ujrzenia ich trzeba specjalnej techniki.

Tak czy owak celem tego wezwania jest, prędzej czy później, aby każdy z demonów zjawiwszy się podpisał swoją kartę w nowej księdze, umieszczając tam swe imię i znak w charakterze świadectwa i umowy.

Do innych przedmiotów z wyposażenia maga i wywoływacza wrócę przy następnej okazji.

Zanim do tego dojdziemy i zaopatrzeni we wszystko, co trzeba, pod ochroną kręgu magicznego, przystąpimy do samego wywoływania demonów, zapoznajmy się jeszcze z podstawą wszelkich działań, jaką stanowi określenie ich właściwego czasu.

Albertus Magnus podsumował wskazania swych poprzedników i na nim się tu najlepiej oprzeć.

Dzień i godzina planetarna, według których obliczamy porę działań magicznych, różnią się od zwykłych, czyli tych, które wskazuje nam kalendarz i zegar. Dzień w tym rozumieniu zaczyna się nie o północy, lecz w południe poprzedniego dnia kalendarzowego. Inaczej mówiąc: dla celów magicznych poniedziałek zaczyna się w niedzielę o 12 w południe, od południa zaś kalendarzowego poniedziałku jest już wtorek.

Godzina planetarna bardzo rzadko miewa 60 minut i długość jej zmienia się z dnia na dzień; przy czym godzina dzienna nie jest równa godzinie nocnej; chociaż suma ich zawsze wynosi 120 minut z nieznacznym odchyleniem.

Obliczamy ją następująco: bierzemy faktyczną długość jasnego dnia od wschodu do zachodu słońca (które są co do minuty podane w wielu kalendarzach, przynajmniej raz na tydzień, i nietrudno je znaleźć) i tę liczbę minut dzielimy przez 12. Tak samo dzieląc przez 12 faktyczną długość nocy uzyskujemy w minutach długość nocnej godziny planetarnej dla danej doby. Odliczając te liczby minut po 6 razy do przodu i do tyłu od południa, uzyskujemy dokładny podział na godziny planetarne danego dnia kalendarzowego, czyli pierwsze 6 godzin tego dnia planetarnego i ostatnie 6 godzin poprzedniego; tak samo czynimy z nocą.

Przypuśćmy, że określonego dnia słońce wzejdzie o godzinie 4.50 i zajdzie o 19.10. Wówczas dzień trwa 860 minut, a godzina planetarna około 72 minut. Zatem pierwsza godzina planetarna tego dnia kalendarzowego (liczona od wschodu słońca) kończy się około 6.02, druga trwa do 7.13 itd. Nocne zaś godziny planetarne będą trwać odpowiednio krócej.

Te godziny są kolejno podporządkowane planetom, zawsze w następującym porządku: Słońce, Venus, Merkury, Księżyc, Saturn, Jowisz, Mars. Jest to zupełnie inna kolejność niż ta, w jakiej podporządkowane są planetom dni tygodnia.

Zamiast obliczać to wszystko na własną rękę, wystarczy się zorientować w tabeli i sprawdzić. Przypominam jednak, że są to godziny planetarne, nie zegarowe! Nad ich samodzielnym obliczeniem dla danego dnia sami już, niestety, musimy się pomęczyć.

Następująca tabela pokazuje, które godziny dnia i nocy w różnych dniach tygodnia podporządkowane są której planecie. Reguła jest taka, że pierwszą godziną każdego dnia rządzi ta planeta, której podporządkowany jest cały dzień.

Najsilniejsze działanie będzie, rzecz jasna, wówczas, gdy zarówno dzień, jak i godzina podporządkowane są danej planecie. Skoro więc miłość podpada (a jakżeby inaczej?) pod Venus, zatem dotyczące jej czynności magiczne przeprowadzać należy nie tylko że w piątek jako dzień planety Venus, ale także w godzinach 1 i 8 dnia oraz 3 i 10 nocy, kiedy sumują się z tym również i godziny planetarne Venus, więc jej wpływ jest najpotężniejszy. Jeśli zaś powiedziano, że Księdze Duchów sprzyja wpływ Merkurego, chociaż poświęcanie jej należy zacząć w sobotę, to znaczy, że właściwe po temu będą godziny 6 dnia oraz 1 i 8 nocy w sobotę, później 3 i 10 dnia oraz 5 i 12 nocy w niedzielę itd. Oczywiście dni też nie są kalendarzowe.

Wygląda to dość zawile. Ale wystarczy zrozumieć ten system i trochę poćwiczyć, aby rzecz stała się prosta i obliczanie właściwych godzin całkiem jednoznaczne.

Z drugiej strony zaś widzimy teraz (a jakżeby mogło być inaczej?), że magia to nie jest rzecz łatwa i prosta, gdzie moglibyśmy operować największymi demonami i potęgami nie zadając sobie większej fatygi, ot tak, z miejsca i od ręki! Kto się spodziewa, że będzie to proste jak ugotowanie jajka na twardo, niech się nie łudzi.

W przyszłości podam bardziej wyczerpujące zestawienia planet i odpowiadających im duchów, znaków, roślin, kadzideł, metali, barw, kolorów, liczb na talizmanach itd.

Na razie dodam tylko, że prócz innych obliczeń należy jeszcze brać pod uwagę szczęśliwe i nieszczęśliwe dni w poszczególnych miesiącach.

Choćby wszystko inne się zgadzało, ale trafia na nieszczęśliwy dzień, lepiej zrezygnować! i na odwrót: nic korzystniejszego niż dzień, w którym wszystko inne się zgadza, a w dodatku jest to dzień szczęśliwy.

Również ze względu na charakter tego, co mamy na celu, warto pamiętać, ze Venus i Jowisz są z natury dobre (sprzyjają więc przedsięwzięciu życzliwemu i mającemu na względzie czyjąś korzyść), Saturn i Mars natomiast są złe (więc korzystne w akcjach mających komuś zaszkodzić), Słońce i Księżyc obojętne, Merkury zaś dobry dla dobrych i zły dla złych.

A w każdym wypadku treść naszego przedsięwzięcia musi być dostosowana do tego, w jakiej dziedzinie życia wpływ danej planety jest z natury najpotężniejszy.

Oto wykaz tych astrologicznych kompetencji.

Saturn: życie, architektura i wszelkie budowle, światopogląd i sprawy naukowe, medytacja, alchemia i magia, pozyskiwanie duchów życzliwych i pomocnych.

Jowisz: honory i zaszczyty, sztuka lekarska i długowieczność, stroje, bogactwo, skarby i rzeczy upragnione.

Mars: wojna i męstwo, więzienie, małżeństwo, wrogość.

Księżyc: polityka, sny, towar, złodziejstwo, przeobrażenia, duchy służebne, długie życie i medycyna.

Słońce: nadzieja, fortuna, pieniądze i zysk, dziedzictwo i spadek, długie życie, wszelkie przeobrażenia, mądrość, najwyższe zaszczyty i godności.

Venus: miłość, przyjaźń i przymierze, ludzie obcy i cudzoziemcy, podróż i wędrówka, przemiany, piękność, rodzina, wszelka przychylność.

Merkury: dług i strata, lęk, przemiana rtęci w złoto, wszelka wiedza i piśmiennictwo, rodzina i bliscy.

Jerzy Prokopiuk
Zniszczenie mądrych niewiast

0x08 graphic
Któż nie zna określenia "polowanie na czarownice" ? Od końca XV wieku przez równo 300 lat, do końca wieku XVIII, wymordowano w Europie (przede wszystkim katolickiej, ale od czasów Reformacji także w protestanckiej) na pewno kilkaset tysięcy, a może nawet 9 milionów kobiet pod zarzutem uprawiania czarów. Dokonała tej zbrodni tzw. Święta Inkwizycja kierowana przez zakon dominikanów (powstała w pierwszej połowie XIII wieku na okoliczność walki z arcyheretykami, zwanymi katarami lub albigensami) i posłuszne jej władze różnych państw Europy; w krajach protestanckich obywano się, rzecz jasna, bez niej. Kres martyrologii kobiet europejskich - jej apogeum to przełom XVI i XVII wieku - położyło stopniowo Oświecenie i jego humanitarne i racjonalistyczne idee.

Historycy i historycy religii, ale także filozofowie i psychologowie, zadawali sobie pytanie, jakie przyczyny dały początek i podtrzymywały antyniewieścią furię "patriarchalnych" Kościołów (katolickiego, luterańskiego, kalwińskiego) ? Co było przyczyną masakry kobiet w owych fatalnych trzystu latach ?

Najczęściej przyczyn prześladowań czarownic doszukiwano się w sferze religijno-psychologicznej.

Zgodnie z najbardziej rozpowszechnioną opinią schyłek średniowiecza i początki renesansu, kiedy to rozpoczyna się ogólnoeuropejskie "polowanie na czarownice", był początkiem nowej fazy rozwoju świadomości europejskiej: właśnie świadomości racjonalnej, która w sferze religii szczególnie ostro zwracała się przeciwko irracjonalizmowi, roli, jaką w życiu ludzi odgrywa intuicja, instynkt, uczucia. A w oczach "patriarchalnych" Kościołów nosicielką takiego irracjonalizmu, kojarzoną z naturą i "grzeszną" cielesnością, była właśnie kobieta.

W 1985 roku dwaj uczeni niemieccy, Gunnar Heinsohn i Otto Steiger, w swej książce Zniszczenie "mądrych niewiast", wysunęli własną hipotezę, mającą wyjaśnić zagadkę prześladowania czarownic. Ich hipoteza, w zasadzie nie sprzeczna z przedstawioną powyżej, akcentuje demograficzno-polityczny aspekt sprawy. Uczeni ci wychodzą od stwierdzenia, że w Europie od czasów prehistorycznych do XIV wieku odbywał się łagodny przyrost ludności. Łagodność tę, ich zdaniem, zawdzięczano ginekologicznej i zielarskiej wiedzy wiejskich akuszerek, tak zwanych "bab" czyli "mądrych niewiast" (wiedźm - mój dopisek): znały one ponad 200 sposobów zapobiegania ciąży lub jej likwidacji.

Przyrost ten załamuje Wielka Zaraza przywleczona z Azji: dżuma. Liczba mieszkańców Europy spada o jedną trzecią. Fakt ten niepokoi, naturalnie, wielkich feudałów - z Kościołem na czele - którym zaczyna brakować rąk do pracy na roli. Jak zwiększyć przyrost naturalny ?

Teologowie i przyszli demonologowie, eksperci od spraw czarownic, znajdują odpowiedź na to pytanie: zniszczyć czarownice i ich wiedzę, w sposób naturalny i łagodny hamującą przyrost ludności w Europie: tym samym zaś stosunkowo szybko zwiększyć ilość rąk do pracy! Ten iście szatański plan zostaje zrealizowany, jak wiemy, z powodzeniem: zniszczenie "mądrych niewiast" i ich umiejętności doprowadza do eksplozji demograficznej, która z jednej strony stała się nieodzownym czynnikiem powstania kapitalizmu, z drugiej strony jednak może już niedługo postawić cały świat na skraju katastrofy.

Taka jest zemsta zadręczanych na śmierć i palonych na stosach "czarownic", niewinnych a mądrych kobiet.

Julian Tuwim - Czarna msza

Sprawy czartowskie i literatura diaboliczna należały do osobistych pasji wielkiego poety. Oprócz słynnego dzieła "Czary i czarty polskie" wydał on w 1925 roku niedużą książeczkę "Czarna msza", nigdy dotąd nie przedrukowaną. Oto jej fragmenty.

POCHODZENIE CZARNEJ MSZY
Czarną mszę charkteryzuje zwykle profanacja i odwrócenie ceremoniału chrześcijańskiego. Ta bluźniercza ceremonia istnieje od bardzo dawna. Prawdopodobnie zrodziła się ona w roku tysiącznym naszej ery, w roku straszliwego przerażenia.

Gdy zbliżał się ten rok, w którym przepowiadano koniec świata, niesłychana klęska głodu dotknęła ówczesną Europę. Kiedy zjedzono już zwierzęta domowe, a po lasach zabrakło zwierzyny, zaczęto się żywić korzonkami i korą drzewną.

Szał głodu doszedł wreszcie do tego, że zaczęto odkopywać trupy. Potem polowano nawet na ludzi. Odnowiło się ludożerstwo. Zabijano, aby żyć: na wielkich traktach zaczajano się i mordowano samotnych podróżnych. Dzieci przywabiano i na uboczu duszono je. Trwało to trzy lata, długie jak trzy stulecia.

Do głodu dołączyła się dżuma.

Wtedy to, po utraceniu wiary w pomoc nieba, zwracano się w stronę szatana. Zaczęto organizować sabaty. Powstała bluźniercza, piekielna msza: czarna msza szatana.

W tych obrzędach odgrywała kobieta rolę naczelną. Wyłączona niemal z liturgii katolickiej, kobieta umieszczona została przez satanistów na ołtarzu złego ducha.

Wyłuszczymy z opisu demonografów, w przybliżeniu przynajmniej, przebieg czarnej mszy.

Ceremonia odbywa się pod gołym niebem, niekiedy na samotnej wydmie piaszczystej lub u stóp dzikiego urwiska. Wszyscy zebrani, wierni i celebrujący, są pomieszani ze sobą. Wykopuje się dziurę w ziemi lub używa się szczeliny skalnej, gdzie każdy oddaje mocz. Każdy macza dwa palce i robi bluźniercze znaki.

Pierwszą oficjantką jest zawsze kobieta, "królowa sabatu". Zjawia się ona uwieńczona werbeną, z dawien dawna magiczną rośliną. Głosem poważnym przemawia: Przystępuję do ołtarza mego boga, tego, który pomści słabych i pokrzywdzonych. Panie, uchroń mnie przed podstępnym i przed gwałtownikiem! (tzn. przed kapłanem i władcą feudalnym). Potem następowało zaparcie się Chrystusa, następnie przyznanie się do nowego pana: Tego, którego pokrzywdzono (tzn. szatana strąconego z niebios). Całowano podobiznę szatana, niekiedy w postaci kozła. Królowa sabatu kładła się na kamieniu, służącym za ołtarz, i odbywało się misterium, uczta oraz taniec sabatu. Kobieta była jednocześnie ołtarzem i hostią. Odwrócona była twarzą do ziemi i jeden z oficjantów na biodrach jej odmawiał diabelskie credo oraz czynił ofiarę ze zboża i ptactwa: zboże ofiarowywano "duchowi ziemskiemu", a ptaki wypuszczano na cześć "boga wolności".

Niewiasta powstawała i rzucała wyzwanie gromom. Przynoszono jej ropuchę, którą rozrywała, krzycząc z oczami wzniesionymi do nieba: Ach! Filipie, gdybym ciebie miała w ręku, tak samo bym z tobą uczyniła!

Michelet, wybitny historyk francuski, który powtarza to złorzeczenie, przypuszcza, iż odnosi się ono do Baranka Bożego. Co zaś do imienia Filip, to należy przypisać je tradycji ludowej, która w ten sposób mściła się na znienawidzonym królu, Filipie Walezjuszu, sprawcy długoletniej wojny i pierwszej inwazji Anglików.

Ponieważ po tym bluźnierstwie nie padał grom, przypuszczano, iż Pan niebios jest pokonany.

Takie były początki czarnej mszy.

Początkowo była ona wyłącznie udziałem prostego ludu, wyrazem rozpaczy i buntu. Potem dopiero panowie feudalni, a zwłaszcza szlachetne damy, spragnione nowych wzruszeń, dołączą się do praktyk swych poddanych i ucałują szatana w postaci kozła.

MANICHEJCZYCY I TEMPLARIUSZE
Historia manichejczyków z Orleanu, wykrytych w roku 1022 za panowania Roberta Pobożnego, jest jednym z pierwszych przykładów prześladowania i tępienia czarów.

Teoria manichejczyków głosiła dualizm i identyfikowała szatana z bogiem żydów, twórcą materii. Wielbili zresztą wyłącznie Boga dobroci i łaski, Boga światła. Lecz współczesnym wystarczyła pogłoska, że to sekciarze i wielbią diabła.

Jeden z ówczesnych autorów tak opisuje ich ceremonie: "Zbierali się w noce oznaczone, wywołując nazwiska demonów, póki nie ukazał się jeden z nich w postaci zwierzęcia. Każdy z obecnych ujmował najbliższą kobietę i grzeszył z nią, niezależnie od tego, czy była to jego krewna, czy mniszka. Jeśli z tego bezecnego związku rodziło się dziecko, w osiem dni po urodzeniu spalano je. Popiół przechowywano, posiadał on bowiem z władzy demona moc zadziwiającą: ktokolwiek zakosztował pyłu tego, nie mógł zawrócić z drogi zgubnej ku prawdzie." W sprawozdaniu tym zwraca uwagę kilka rysów przypisywanych później czarownikom: grzech cielesny, zabójstwo dziecka i spożywanie popiołu jego.

Kolonia manichejczyków w Mont-Aim`e, w Szampanii, składająca się ze 180 osób, zostaje spalona żywcem z rozkazu inkwizytora, Roberta de Bourge. Zapalają się stosy na całym południu Francji, w Tuluzie, w Carcassonne, itd.

Wiek XIV rozpoczyna się słynnym procesem templariuszy. Rycerze tego zakonu są oskarżeni o herezję, magię, wywoływanie szatana, kult demonów i inne bluźnierstwa. Twierdzono, iż księża zakonu wielbili bożka o twarzy ludzkiej, zwanego Bafomet. Niekiedy jeden lub kilku demonów ukazywało się zwłaszcza pod postacią kobiet, które łączyły się cieleśnie z obecnymi. Templariusze byli wreszcie niesłychanie bogaci: i bogactwa te także przypisywano pomocy szatańskiej.

Templariusze zostali skazani na śmierć na stosie, a zakon ich rozwiązany. Lecz odtąd praktyki magiczne i sekrety diabelskie coraz bardziej ogarniają fantazję ludową. Echo ich przedostaje się do wszystkich klas społeczeństwa. I to właśnie jest dalszym rozwojem tradycyjnej czarnej mszy. W wieku XV jest ona prawdziwą epidemią. Od XV do XVIII stulecia epidemia ta staje się powszechna.

Papież Innocenty VIII wydał w roku 1484 gwałtowną bullę, która uwiadamia, iż wiara w diabła rozpowszechniła się szczególniej w Niemczech, w Austrii oraz państwach skandynawskich. Szatan stał się jakby bóstwem tych krajów. Księżom i całym parafiom udowodniono, iż odprawiali przeklęty obrządek. We Włoszech, w Sabaudii, w Piemoncie, w Lombardii było podobnie. W ten sposób czarna msza od ludu poprzez szlachtę dotarła aż do królewskiego dworu. (...)

CZARNA MSZA NOWOCZESNA
Jednym z ludzi najlepiej obeznanych z praktykami satanistycznymi i czarną mszą był głośny pisarz Joris-Karl Huysmans. Ciemne te ceremonie przedstawia w powieści swej L`a-bas (Na dnie). Zebrał on ogromną ilość dokumentów, listów, wyznań, które udowadniały, że msza czarna istnieje po dziś dzień. Sam był świadkiem czarnej mszy, której szczegółowy opis pozostawił w powieści.

Także dziennikarz Serge Basset był w roku 1899 świadkiem jednej z tych ceremonii.

Oto opis zamieszczony w "Matin" 27 maja 1899 roku: "Niewielka sala pełna mroku, słabo rozświetlonego drobnym płomyczkiem w głębi. Sala rozwidnia się. Na ołtarzu, otoczonym sześcioma czarnymi świecami, zasiadł olbrzymi kozioł z wielką brodą i złym pyskiem... Rozpoczyna się hymn, gwałtowny, błagalny, śpiewany unisono przez kobiety i mężczyzn. Człowiek wysokiego wzrostu, z obliczem pełnym zachwycenia, o oczach obłąkanych, zbliża się do ołtarza, podnosi pokrowiec, odwraca się i skrapia zebranych jakimś płynem.

Pewna kobieta, która z rozpuszczonymi włosami niespokojnie porusza się pośród zebranych, rozdziera nagle swe suknie i staje naga, ze zmienioną twarzą... Wyciąga się na ołtarzu. Zarzucają na nią czarny całun. Po dotknięciu piersi jej i warg rozpoczyna się obrządek... Czasami pod czarną płachtą kobieta podrywana jest skurczami epileptycznymi; krzyczy niekiedy rozdzierająco; i za każdym razem zebrani powtarzają: Laus Satani! (Chwała szatanowi). Nagle wszyscy porywają się ku ołtarzowi. Oficjant rozrzuca czarne hostie. Na czterech łapach, jak zwierzęta, niektórzy chwytają je wargami... Arcykapłan i jego wierni rzucają się w taniec konwulsyjny, wrzeszcząc bez przerwy: Laus Satani!

Rozpoczyna się nieokiełznana orgia."

Zamieszczone powyżej opisy nie mogą pozostawiać wątpliwości, iż nawet w dzisiejszej oświeconej epoce dalej praktykowana bywa czarna msza.

Robert Stiller - Szczypta wiedzy o diabłach

Z wywoływanych demonów większość daje się wykorzystać do spraw dobrych lub złych, zależnie od intencji czarodzieja. Niektóre z nich jednak predysponowane są głównie do działań korzystnych i nawet życzliwych człowiekowi, inne zaś do wyrządzania szkód, a każdy ma swój zakres działalności.

Wszystkie jednak uważa się za strąconych aniołów (choć niektóre faktycznie wywodzą się z Bliskiego Wschodu, Azji lub Afryki, z wierzeń i praktyk wcale nie chrześcijańskich) i mimo lepszych albo gorszych skłonności wszystkie są tak groźne, że lepiej nie ryzykować prób kontaktowania się z nimi bez odpowiednich zabezpieczeń.

Jakie to środki zabezpieczające?

Należy do nich krąg magiczny, przybory osobiste czarodzieja, talizmany, rytuał i komplet zaklęć. Dopiero mając to wszystko dokonuje się oczyszczenia; oblicza się sprzyjający dzień i godzinę; wybiera się demony odpowiednie do swych zamiarów; i można przystąpić do wywoływania czy to ich samych, czy najpierw ich książąt i pośredników, ażeby ci wspomogli wywołującego w kontakcie z innymi duchami.

Wedle Grimorium prawdziwego są trzej książęta piekielni: Lucyfer, który rządzi Europą i Azją, Belzebub władający w Afryce i Astarot w Ameryce. Pomocnikami pierwszego są Agalierap i Satanachia, drugiego Tarchimach i Fleruty, trzeciego Sagatana i Nesbirot. Jako pośrednicy w ich wywoływaniu przydatni bywają też Singambut i Aabidandes. Niezależny od nich wszystkich książę Syrach ma pod sobą 18 ważniejszych demonów. Wymienia się jeszcze kilkadziesiąt innych, w tym nie więcej niż kilkanaście znaczących.

Nasuwa się refleksja, że w razie powszechności praktyk magicznych byłyby one strasznie zapracowane.

Imiona ich nie pokrywają się w różnych księgach, a nieraz i w jednej, co wynika między innymi z przekręceń i błędów. Niektóre jednak powtarzają się w różnych źródłach.

Pojawiają się ludziom w różnych postaciach, każdy w odpowiedniej dla swego charakteru i funkcji, mimo że nie są to ich własne postacie, gdyż jako duchy nie mają substancji ani kształtu. Lucyfer zwykł się ukazywać jako piękny młodzieniec, nie mający w sobie nic okropnego, tylko w gniewie robi się czerwony. Za to potworne kształty przybiera Belzebub, najczęściej kształt olbrzymiej krowy lub kozła z długim ogonem, a rozgniewany zionie ogniem. Astarot zjawia się jako człowiek o czarnej skórze, według Lemegetonu zaś na smoku i z wężem w ręku.

Spotyka się też pogląd, że prawdziwe imiona duchów nie są znane, tylko te, którymi one same kazały się przywoływać: podawane nie zawsze w jednakowej formie poszczególnym rozmówcom, zależne też od ich kraju i języka. Nie będzie więc błędu, gdy na przykład u nas francuskie imię demona zostanie spolszczone.

Do najbardziej miarodajnych zalicza się wykaz 72 duchów zawarty w Lemegetonie i stąd przejmowany do wielu grimuarów. Z nich 18 to królowie, 26 to książęta, 18 ma tytuł markiza, 12 prezydentów i 5 grafów. Te ostatnie godności pojawiły się, rzecz jasna, dopiero w stylizacji europejskiej.

Oto niektóre z tych demonów.

AGARES ukazuje się jako mędrzec na krokodylu, niosący jastrzębia. Wzywa się go twarzą do wschodu, którym włada. Umie zatrzymywać (zwłaszcza w ucieczce) i sprowadza zbiegów. Na żądanie degraduje ważne osobistości do nędznego stanu, darzy znajomością języków i powoduje trzęsienia ziemi.

AMON przybywa jako wilk z głową albo ogonem węża i trzeba go najpierw poprosić, aby wziął postać ludzką. Wtedy też zostaje mu coś ze zwierzęcia, na przykład olbrzymia ptasia głowa na ramionach. Bardzo ważny i potężny, godzi wrogów, pobudza miłość, wyjawia fakty dokonane i przyszłość.

ANDRAS wjeżdża na wilku jako anioł o głowie kruka, z mieczem w dłoni, wyłącznie niszczycielski i gotów przy byle okazji uśmiercić samego zaklinacza.

ASMODEUSZ (znany też jako Samael i Sydoneusz) przybywa z włócznią na smoku i ma trzy głowy: baranią, byczą i ludzką. Trzeba go przywoływać z odkrytą czołobitnie głową i lepiej stać w jego obecności. Uczy matematyki i wykonywania różnych przedmiotów, odkrywa skarby i rzeczy ukryte, daje niewidzialność i odpowiada na pytania. Lubi skłócać małżeństwa. Wsławił go w XVIII wieku Lesage powieścią "Kulawy diabeł".

BELET zjawia się niechętnie i z diabelską orkiestrą, przeważnie wściekły i trzeba się nieźle namęczyć, aby zagonić go do trójkąta, przy czym różdżka powinna wskazywać na południowy wschód, a twarz lepiej sobie zasłaniać lewą dłonią ze srebrnym pierścieniem na środkowym palcu. Jedyna jego funkcja to wzbudzanie miłości: zastanawiano się, czy w tym celu warto zaczynać z tak niebezpiecznym i opornym duchem, skoro tym samym zajmuje się (choć nie wyłącznie) także 12 innych.

DANTALIAN ma wiele twarzy męskich oraz kobiecych i książkę w ręku. Darzy znajomością nauk i sztuk, ukazuje ludzi i skryte ich myśli, a także kieruje nimi wbrew życzeniu i bez ich wiedzy.
FENIKS ma przyjemny wygląd ptaka i głos dziecka, uczy literatury i poezji, na ogół życzliwy i posłuszny, choć niektórzy twierdzą, że nie wolno mu ufać.

FLAUROS ukazuje się jako lampart, a potem w ludzkiej postaci też budzi lęk. Wzywa się go, żeby chronił przed innymi duchami. Znajdując się poza trójkątem z reguły kłamie. Zna wszystkie czasy, a wrogów zaklinacza niszczy na jego życzenie ogniem.

FORKAS (lub Foras, natomiast Furkas wydaje się być kimś innym) wygląda całkiem po ludzku. Uczy logiki, magicznych właściwości kamieni i roślin, czyni mądrym, dowcipnym i niewidzialnym, pokazuje skarby i pomaga w odnalezieniu zguby.

GAMYGYN w postaci konia lub osła sprowadza na przesłuchanie dusze zmarłych, toteż wywołują go nekromanci.

GOMORY to jedyny duch w postaci kobiety, pięknej, w złotej koronie. Zapewnia wywoływaczowi miłość kobiet i dziewcząt, zna wszystkie czasy i potrafi wskazać ukryte złoto.

HALPAS ma postać gołąbka i jest wobec tego wojowniczy, niszczycielski, skłonny do karania grzeszników.

MURMUR jest równocześnie księciem i grafem, ubrany w koronę siedzi na gryfie, a odzywa się szorstko i chrapliwie. Przybywa z dwoma heroldami i fanfarą na trąbkach, w stroju rycerskim. Jego główna funkcja to uczyć filozofii, ale sprowadza także dusze zmarłych i zmusza je, aby prawdziwie odpowiadały na pytania. Uważany za niecałkiem złego, ma w przyszłości odzyskać godność anielską, z której został strącony.

VEPAR lub Separ ma zwodziczą postać syreny i rządzi morzem, powodując sztormy i zatapiając, a także sprawia złudzenie, jakbyśmy widzieli okręty na morzu.

ZAGAN przybywa jako skrzydlaty byk i specjalizując się w alchemii najchętniej zamienia płyny: na przykład wodę w wino lub wino w krew itd. Leczy z braku poczucia humoru.

Z innych mają szczególnie interesujące postacie Amy jako płomień, Baal jako mężczyzna z głową kota lub ropuchy, a Haborym lub Aini z trzema głowami: węża, człowieka i kota, dosiadający żmiji, dalej Andrealf jako paw i Buer jako rozgwiazda. Co się zaś tyczy funkcji, Raum i Szax kradną i dostarczają magikowi pieniądze, Vine ujawnia mu innych czarowników płci obojga, Procel czyli Pucel udaje grzmot i szum deszczu, Sytry zmusza kobiety do pokazywania się nago. Kaim uczy rozumieć głosy zwierzęce i szum fal, Amduskias przewraca drzewa i każe grać niewidocznej orkiestrze, Gaap czyli Goap odbiera członków rodziny innym czarownikom i zasila nimi swojego, a Bifrons go zaopatruje w trupy do praktyk magicznych.

Każdy z demonów ma swój symbol, wyrażony w piśmie magicznym. Jest on konieczny w rytuale wywoływania.

Obok podajemy symbole wszystkich wymienionych tu diabłów, choć nie informujemy na razie, jak ich używać.

Odłożymy też na kiedy indziej wzór kreślonego na ziemi trójkąta, w którym ustawia się demona do pertraktacji.

Całkiem odrębnymi symbolami o przeznaczeniu rytualnym są pentakle, przeznaczone do wypisywania na talizmanach, które czarodziej nosi przy sobie dla ochrony i dla spotęgowania swej władzy. Wśród innych są również pentakle odnoszące się do poszczególnych demonów, choć nie będące ich magicznie zapisanym imieniem czy herbem. Oto jako przykład pentakle dla trzech omówionych już książąt piekielnych. Szaty rytualne też odpowiadać muszą pewnym warunkom. Klucz Salomona przewiduje dla czarodzieja biały płaszcz z płótna lnianego, a jeszcze lepiej z jedwabiu, które uprzędła i utkała dziewica. Na piersi wyhaftować należy czerwonym jedwabiem, poświęconą igłą, następujące znaki.

0x08 graphic
A oto znaki na również białym obuwiu:

Wyposażenie na tym się nie kończy. Pod niektórymi względami zachodzą nawet podobieństwa między ekwipunkiem wywołujących diabły a wyposażeniem osobistym czarownicy. Nie należy jednak ich zbytnio utożsamiać, mimo że formy te i obrzędy mogły się niekiedy rozwijać równolegle i krzyżować w ciągu tak wielu stuleci, a narzycana przez chrześcijaństwo identyfikacja diabłów i starych bóstw też mogła się do tego przyczynić.

Oto przykład uniwersalnego zaklęcia, którym poświęca się igły, pióra czy inne przybory służące do wyżej opisanych rytuałów:

Athanatos Sapientissime artises qui sohovo servi tuo dedestint justus fabricar artiffia qui adusan taberculi debetant in servi et a santificerit alus rebus hic presentibus pater virtutem et efficacian ad mehe operanti seheter, en servant et sicti frecur. Tautos, Tautajon Barachepi, Gedita, Igeon, Amen.

W przeciwieństwie do takich zaklinaczy, posługujących się niby językiem tajemnym, czarownica użyłaby raczej formuł w języku miejscowym i jak najbardziej zrozumiałym.

Zresztą niektóre z grimuarów zalecają to samo.

W powyższej zaś formule tu i ówdzie można coś zrozumieć, ale w sumie jest to zlepek słów przeważnie łacińskich, niekiedy greckich lub hebrajskich, przekręconych czasem nie do poznania i niezbyt układających się w sensowne zdania.

Uważa się to również za celowe, choć bardziej prawdopodobne jest, że tego rodzaju teksty, często w grimuarach, wynikły raczej z przypadku i z nieuctwa powtarzających.

Równie często bowiem spotykamy całkiem zrozumiałe zaklęcia w języku choćby i polskim.

Zdają się tu więc rządzić podobne reguły jak w omawianych wyżej imionach diabłów.

Zaklęć i szczegółowych przepisów na ich wywoływanie na razie nie podam, a przed improwizowaniem na własną rękę należy z góry przestrzec. Może jednak wrócimy do tej sprawy, jeśli okaże się, że te fragmentaryczne informacje, które wyżej podano, wzbudziły dość poważne i rozległe zainteresowanie.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
9341-geneza i ideologia faszyzmu, Współczesne systemy polityczne
9341
9341
9341
9341
9341
9341
9341
9341-geneza i ideologia faszyzmu, Współczesne systemy polityczne

więcej podobnych podstron