:. Pierwszy .:
Krzyki i piski, wszechobecne w małej, ale schludnej i czystej sali, wcale nie przeszkadzały dwójce pracujących tam ludzi wykonywać swoją pracę. Dość niska blondynka po kolei przyprowadzała do rudowłosego chłopaka dzieci, które mężczyzna badał i wystawiał odpowiednią diagnozę.
-Zdrowa, jak ryba - powiedział, uśmiechając się do zdenerwowanej i niespokojnie kręcącej się na stołeczku dziewczynce. - Możesz wracać do reszty.
Dziewczynka pisnęła ze szczęścia i zbiegła z siedzenia, kierując się do otwartych na oścież drzwi, które prowadziły do kolejnego, o wiele większego pomieszczenia. W dużej sali, na jej środku siedział otoczony gromadą dzieci Tobirama, komicznie machając rękoma wokół siebie i tym samym zabawiając swoich chwilowych podopiecznych.
-A ty jesteś ostatnia - uśmiechnęła się do kolejnej dziewczynki Dealupus. - Chodź, pan Sasori zaraz cię przebada.
-Ale będzie bolało? - zapytała płaczliwie.
-Nie, mała, nie będzie - odpowiedział sam lalkarz. - To potrwa tylko chwilę.
Dziewczynka posłusznie usiadła na stołeczku i wykonała wszystkie polecenia Sasoriego. Lalkarz po chwili zakończył badanie i dziewczynka pobiegła do Tobiego, z westchnięciem ulgi wtulając się w jego ciepłe ciało.
-No, Sas... - Kat przeciągnęła się mocno. - Zaczynają ci się budzić ojcowskie uczucia. Teraz tylko ci dziewczynę znaleźć i będziesz miał własne dzieciątka.
-Kat! - warknął chłopak.
-Nie martw się - ciągnęła swoje bez opamiętania. - To że jesteś rudy, wcale nic nie znaczy. Ważne, żeby dzieci ładne były.
-Dealupus!
-No już nic nie mówię - szepnęła potulnie, patrząc na chłopaka niewinnym wzrokiem. - Sas... nie rzucaj ku mnie tegoż nienawistnego spojrzenia, gdyż jest ono nadmiernie przytłaczające.
Sasori odwrócił wzrok i zaśmiał się cicho, nie mogąc utrzymać poważnej postawy przy dziecięcym wzroku Szarookiej. Blondynka wtuliła się w lalkarza i przymknęła oczy, czując przyjemne ciepło, wypływające z ciała rudego.
-Kiedy ruszasz? - zapytał ją cicho Sasori.
-Jeszcze dziś - odpowiedziała. - Zetsu mówił, że w końcu chce zapanować nad demonem, bo zaczyna już robić się irytujący dla niego. Swoją drogą, demona musi irytować to, że Zetsu gada czasami do siebie. To będzie ciekawy trening.
-Znowu użyjesz Anomalii? - drążył.
-Tak, chyba tak - odparła. - Trenowanie sakryfikanta to zadanie co najmniej roczne. Ale dzięki Anomalii Czasoprzestrzennej wrócimy za kilka dni. Zetsuś tylko się stęskni za wami. Zresztą, ja też, Sas.
-Nie dasz rady nas odwiedzić? - zapytał ją cicho.
-Nie ma sensu, Sasori - odpowiedziała, przymykając delikatnie oczy. - Zajmie mi to więcej czasu, niż gdybym grzecznie siedziała razem z Zetsu w Pozaprzestrzeni Ponadczasowej. A chcę szybko się uwinąć, w końcu zostało mi was jeszcze trochę.
-Tobi chyba poradził sobie sam, co nie? - zauważył rudy.
Dealupus zerknęła na siedzącego przy dzieciach Uchihę. Brunet bawił się w najlepsze, pokazując dzieciom sztuczki, które kiedyś, bardzo dawno temu nauczył go jego ulubiony nauczyciel ze Szkoły Wyzwoleńców. Thomas Marus, wykładowca historii, był jednym z niewielu, którzy wobec Dealupus nie zachowywali chłodnej postawy wyższości lub, co także czasami zdarzało się w gronie pedagogicznym, nie drżeli na sam dźwięk nazwiska dziewczyny.
-Ma talent - odparła cicho. - Po ojcu. Jego ojciec był chyba jedynym człowiekiem na tej ziemi, który potrafił bez większe wysiłku kontrolować Lisa. Tobi po prostu odnalazł swoje dziedzictwo i je wykorzystał.
-Jego ojciec? - zdziwił się Sasori. - Nie słyszałem, żeby ktoś kontrolował Lisa.
-To dawne dzieje - przyznała.
-Znowu chyba nie tak dawne - odparł. - W końcu Tobi taki stary nie jest...
Dealupus zaśmiała się cicho i machnęła ręką.
-Tobi ma ponad siedemdziesiąt lat - zauważyła. - Jest niewiele młodszy ode mnie. Wychowałam go. Miałam jakieś dwadzieścia lat, gdy on miał niespełna cztery.
-Co? - zdziwił się lalkarz. - To czemu wygląda tak młodo?
-Technika Wieczności - odparła. - Wymyśliłam ją na wzór swojego daru, Tobi dość szybko się jej nauczył. Opanowanie jej zajęło mu trzy lata, ale widać opłacało mu się to. Tobirama nigdy się nie zestarzeje, będzie żył wiecznie, ale można go zranić, czy nawet zabić.
-Czemu nie wymyśliłaś techniki nieśmiertelności? - zapytał z przekorą.
-Bo życie jest zbyt ekscytujące, by go czymś takim psuć - odparła. - Wiesz, czego bogowie nam zazdroszczą? Ci wszyscy, nieśmiertelni bogowie? Zazdroszczą nam tego, że w każdej chwili możemy umrzeć. Bo to właśnie czyni życie pięknym. Myśl, że może się za chwilę skończyć sprawia, że życie nabiera tego smaku, o którym mogą tylko pomarzyć ci wielcy i niedostępni, a jakże i szczęśliwi, bogowie.
-Bogów nie ma... - usłyszeli.
Dwójka odwróciła się i zauważyła stojącego w progu Lidera.
-Bogowie to tylko wymysł dla ludzi, którzy muszą w coś wierzyć - ciągnął swoje Nagato. - Tak naprawdę ich nie ma. Są za to ludzkie uczucia i rzeczy, których umysły nie potrafią ogarnąć. To nazywamy bogami, bo jest odległe, ale na tyle bliskie, by tego doświadczyć.
-Nagato, ludzka wiara czyni cuda, tworzy i kreuje - odparła Dealupus. - Wszystko, co zostało nazwane, istnieje. Nawet Jashin.
-Co Jashin? - do sali wszedł z ponurą miną Hidan. - Jashin jest najlepszym bogiem. Zakichani ateiści.
-Hidan... - Sasori przewrócił oczyma. - Tu są dzieci.
-Dzieciuszki! - zawołał nagle Hidan. - Chodźcie do wujka Hidana!
Kilkoro dzieci jak na komendę pisnęło i z krzykiem wtuliło się w białowłosego, chcąc jak najszybciej opowiedzieć coś mężczyźnie i dowiedzieć się od niego potrzebnych im niezbędnie do życia informacji.
-Hidan? - zdziwił się Nagato.
-Lider mu teraz nie przeszkadza - Kat machnęła ręką ku brunetowi. - On jest teraz w innym świecie. Razem z Tobim i watahą tego małego, co biega wokół nich.
Nagato zrobił zdziwioną minę, ale po chwili wzruszył ramionami i skinął na Dealupus, a to podeszła do niego z wdziękiem.
-Kiedy ruszasz z Zetsu? - zapytał.
-Za chwilkę - powiedziała. - Chciałam tylko wysłać was na misję.
-Jaką? - zapytał Sasori.
-Ty, Ita i Kisame pójdziecie do Kraju Sokoła i wkradniecie się do tamtejszej twierdzy - wyjaśniła blondynka. - Tam znajdziecie w najgłębszych lochach laboratorium, unieszkodliwicie laborantów i zabierzecie wyniki pracy. Jeśli wam wystarczy czasu, to przeszukajcie ludziom umysły, może znajdzie się coś ciekawego. Tylko uważajcie na siebie, dobrze, Sas?
Lalkarz skinął głową.
-Będziemy, mała - przyrzekł.
Kat uśmiechnęła się i ucałowawszy każdego z mężczyzn w policzek, poszła pożegnać się z Tobim, a po chwili skierowała się do siedziby Brzasku, by znaleźć Zetsu i wyruszyć z nim na misję, w czasie której mieli opanować zapieczętowanego w chłopaku demona.
Kisame ziewnął potężnie i z westchnięciem zmęczenia porozglądał się wokoło. Idący obok niego Itachi wpatrywał się nieco nieobecnym wzrokiem w ziemię, a Sasori, który szedł z tyłu wraz z Hidanem, który nie wiedzieć czemu także znalazł się w tej grupie, rozglądał się ciekawie po okolicy.
-Daleko jeszcze? - zapytał Hidan, zakładając ręce na kark. - Nudno.
-Nie jest aż tak daleko, żebyś się znudził jeszcze bardziej, Hidan - odparł Sasori.
-No ale już bardziej to się na da, laluś - rzucił z wrednym uśmiechem Jashinista.
-Jesteś porypany - westchnął lalkarz.
-No ja też cię lubię, laluś - odparł Jashinista, przymykając rozkosznie oczy. - To daleko jeszcze, czy nie.
-Do siedziby zostało nam jeszcze dwie godziny drogi, Hidan - uciął Itachi. - Jeśli się aż tak nudzisz, na następny raz nie musisz iść z nami, przecież nikt ci nie kazał.
-Ale w siedzibie jest jeszcze nudniej - jęknął zrezygnowanym tonem mężczyzna. - Już wolę się nudzić tu, niż tam.
Sasori tylko westchnął, a Uchiha wzruszył ramionami. Kisame jako jedyny zachichotał i wyszczerzył ostre zęby w upiornym uśmiechu.
-Aż tak ci źle z dzieciakami, Hidan? - zapytał.
-Nie, że źle - odparł butnie Jashinista. - Po prostu Tobi się nimi zajmuje.
Rozmowy jednak nie zdążyli przeciągnąć dalej, gdyż Itachi nagle zatrzymał się, rozglądając uważnym wzrokiem wokoło. W jego oczach pojawił się czerwony błysk, a wtedy jak na komendę Sasori wyciągnął rękę, trzymając w ręku gotowy do rozpieczętowania zwój. Także Kisame i Hidan chwycili za swoją broń, wiedząc, że Itachi wyczuł niebezpieczeństwo.
-Dym... - szepnął nagle Kisame, wciągając powietrze nosem. - Coś się pali.
Itachi skinął głową i wskazał na odpowiedni kierunek, po czym z pozostałą trójką, gotowy do ewentualnego ataku i potrzebnej wtedy obrony, skierował się w stronę, skąd dochodził swąd spalenizny. Po chwili stanęli na niedużej polanie, gdzie pomiędzy skałami, tworzącymi naturalną ochronę, stała niemal doszczętnie zniszczona chata. Czarne, osmolone bele podtrzymywały przepalony dach na tyle, aby ten przypadkiem nie zawalił się, grzebiąc w gruzach resztki szkieletu budynku. Przed chatą leżało niemal doszczętnie zwęglone ciało, a dalej rozszarpane i również spalone szczątki kogoś innego.
-Ale masakra - mruknął Hidan, krzywiąc nos od zapachu palonego ciała. - Komuś nieźle musiało porypać się w łebku.
-Tam ktoś jest - warknął nagle Uchiha.
Przygotowawszy się do ataku, członkowie Brzasku stanęli przy sobie, uważnie obserwując zgliszcza chaty. Do ich uszu dobiegł cichy płacz. Kisame opuścił broń, słysząc dziewczęce wołanie o pomoc.
-Ktoś tam jest? - zdziwił się.
-Hidan, gdzie idziesz? - warknął Sasori, gdy Jashinista przystąpił krok naprzód.
-Jestem nieśmiertelny, laluś - zauważył z łobuzerskim uśmiechem. - Nawet jeśli jest tam coś groźnego, nie zabije mnie, więc ja, jako zwiadowca, to dobry pomysł, nie uważasz?
Lalkarz tylko westchnął i skinął głową, a Hidan szybko wszedł do chaty, przeskakując nad zwęgloną belką. Itachi syknął, gdy po kilku minutach Hidan nie dał nawet najmniejszej oznaki życia. Nagle jedna z belek zaczęła trzeszczeć niebezpiecznie, obwieszczając swój złowrogi, nie najlepszy stan.
-Hidan! - zawołał Uchiha. - Zabieraj stamtąd tyłek!
Nim jednak Jashinista pojawił się poza chatą, trzeszcząca belka złamała się, naruszając tym samym kruchą konstrukcję. Dach z hukiem opadł na ziemię, wzniecając kłęby kurzu i rozrzucając wokoło czerwono-złote iskry.
-Hidan! - zawołał Sasori.
Do uszu trójki dobiegło głośne kaszlanie i kilka siarczystych przekleństw. Kilka belek odsunęło się na bok i oczom członków Brzasku ukazał się Hidan. Jashinista nie miał na sobie płaszcza, był cały osmalony i pobrudzony. Jego strojem owinięta była skulona w jego ramionach postać.
-Hidan! - zawołał Itachi, dobiegając do Jashinisty. - Stary, nic ci nie jest?
-Żyję, Itasiu - odparł Hidan, szczerząc zęby w uśmiechu. - To słodkie, że się tak o mnie troszczysz.
-Idiota - warknął kruczowłosy. - Kat by nam łeb urwała, gdyby coś ci się stało.
Jashinista tylko wystawił język ku Uchisze i odchylił poły płaszcza, uwalniając tym samym przytrzymywaną tam przez siebie osobę. Itachi przyjrzał się dokładnie dziewczynie, która swoje zielono-niebieskie oczy wlepiała właśnie w kruczowłosego. Jej twarz, choć brudna i znaczona śladami sadzy, była niewątpliwie ładna. Czarne, długie włosy spływały niemal do ziemi, lśniąc i mamiąc hebanowym kolorem. Biały strój, w który była ubrana dziewczyna, był mocno zakurzony i osmalony.
-Nic ci nie jest? - zapytał cicho Itachi.
-Nie, proszę pana - odpowiedziała mu dziewczyna. - Pan ma ładne oczy.
Itachi zaczerwienił się delikatnie, ale zaraz opanował się i przepuścił do dziewczyny Sasoriego, który natychmiast sprawdził ogólny stan brunetki.
-Nie jesteś ranna? - zapytał ją, sadzając na rozłożonym na ziemi płaszczu. - Nic ci nie jest?
Dziewczyna pokręciła tylko głową i ponad ramieniem lalkarza zaczęła wpatrywać się w rozmawiającego szybko z Hidanem Itachiego. Uchiha w końcu poczuł na sobie wzrok dziewczyny i odwrócił się, speszony tym, że wpatruje się ona akurat w niego.
-Co tu się stało? - zapytał Sasori.
Brunetka tylko odwróciła głowę i wzruszyła ramionami, patrząc na iskrzące się wśród sadzy iskierki ognia. Do dwójki podszedł Itachi i skinął na Sasoriego, a ten podniósł się i odszedł na bok z Uchihą.
-Jest chyba w lekkim szoku - odparł Sasori. - Poza tym nic jej nie jest.
-Mówiła, co się stało? - zapytał Itachi.
-Nie - odparł Czerwony Piach. - Milczała.
Uchiha skinął głową.
-Co z nią robimy? - zapytał Hidan.
Itachi westchnął ciężko i spojrzał przed siebie, wpatrując się w płonącą jeszcze chatę. Czarna smolista sadza, pokrywająca ruiny, przywodziła mu na myśl barwę krwi, którą nie raz widział na wojennych pobojowiskach.
-Zabierzecie mnie ze sobą?
Itachi spojrzał na dziewczynę, która stojąc obok niego, palcami uczepiła się jego płaszcza, szeroko otwartymi, błagalnymi oczyma wpatrując się w Uchihę. Brunet zerknął na Sasoriego i Kisame, ale ci tylko wzruszyli ramionami.
-Proszę... nie zostawiajcie mnie - szepnęła cicho, spuszczając oczy. - Nie mam już nikogo.
-Co tu się stało? - zapytał ją Itachi.
-Ja... nie wiem - wyszeptała, nagle wtulając się w ciało Uchihy. - Nie wiem! Zasnęłam, jak co wieczór, a potem zaczęłam się dusić przez sen i już wszystko się paliło! Nie zostawiajcie mnie tu, proszę!...
Uchiha położył rękę na ramieniu dziewczyny i wzruszył ramionami, robiąc dziwną minę w kierunku towarzyszy.
-Powinniśmy ruszać - mruknął Sasori. - Jeśli chcemy zdążyć przed zmrokiem, musimy ruszyć teraz.
-Możesz mi wskoczyć na plecy, mała - zauważył Hidan, okrywając dziewczynę swoim płaszczem. - Nie będziesz musiała się męczyć marszem.
-Chcę iść z panem... - szepnęła dziewczynka, tuląc się do Uchihy.
-Ja ją poniosę, Hidan - odparł Itachi. - Ty trzymaj straż tylnią, ok.?
Jashinista skinął głowa i po chwili cały szyk członków Brzasku ruszył do siedziby.
Kolejna, trzeszcząca nieprzyjemnie belka, odmówiła dalszej współpracy i zrzeknąwszy się obowiązku podtrzymywania konstrukcji domu, złamała się i zapadła, wzniecając kolejne tumany kurzu. Wokoło rozległ się głośny kaszel i z pomiędzy sadzy wydostała się na powierzchnię osmolona i poparzona ponad miarę wytrzymałości ręka.
-P... prze... przeklęta...
Kolejne, ostrzegawcze słowa jednak zostały zagłuszone, gdy w ciało na wpół żywego człowieka uderzyła kolejna, ciężka i płonąca bela.
:. Drugi .:
Dziewczyna przymrużyła zielono-niebieskie oczy i z błogim uśmiechem ułożyła głowę na ramieniu Uchihy, powoli wdychając zapach ciała Itachiego, rozkoszując się nim niczym degustator na przyjęciach. Brunet trzymał mocno brunetkę na swoich plecach, długimi skokami przemieszczając się po gałęziach drzew. W końcu cała piątka znalazła się pod wejściem do siedziby, przez które przeszli szybko i stanęli u wrót zła. Znaczy przed gabinetem Lidera znaleźli się.
-Kto wchodzi pierwszy? - zapytał Hidan szeptem.
-Włazić! - usłyszeli głośny krzyk zza drzwi.
Niemal natychmiast Sasori otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia, gdzie za biurkiem siedział Lider, wyraźnie zirytowany, żeby nie powiedzieć iż był bardziej ekspresywnie uczuciowy. Czwórka członków Brzasku stanęła w szeregu przed biurkiem rudego, a ten mroźnym wzrokiem wpatrywał się w siedzącą na plecach Uchihy dziewczynę.
-W wykazie nie było brania jeńców - zauważył Pain.
-To nie jeniec, Liderze - zaoponował Kisame.
-Więc może łaskawie mi to wyjaśnicie, póki działa melisa, bo zaraz przestanie... - westchnął Pain.
-Wracając z misji, natknęliśmy się na płonący budynek - odparł z niemal mechaniczną szybkością Hidan. - Znaleźliśmy jednego ocalałego, po dokładnym przeanalizowaniu sytuacji doszliśmy do wniosku, iż należy się zająć ocalałą i oto jesteśmy.
Pain zerknął nieco zdziwiony na Hidana, który w składaniu raportów był najbardziej niechętną w całym Brzasku osobą. Po chwili jednak brunet skinął głową i przeniósł wzrok na brunetkę. Dziewczyna także spojrzała w jego oczy, przez co Lider poczuł, jak przez jego ciało przebiega nieprzyjemny, złowrogi dreszcz.
-Weźcie ją do kuchni - polecił po chwili. - Nakarmcie. A potem zabierzcie do wioski.
-Mogę zostać tutaj? - zapytała cichutko dziewczyna.
-Wszyscy nasi podopieczni... - zaczął Pain.
Dziewczyna zmrużyła nieco oczy, patrząc w źrenice Lidera. Ten zamilkł nagle, przełknąwszy ślinę.
-Możesz - odparł. - Itachi, zajmij się nią.
-Tak jest, Liderze - odparł Uchiha.
-Możecie wracać do siebie - polecił im rudy. - No już... sio!
Cała piątka opuściła pomieszczenie, a Lider westchnął ciężko. Potarł kark, z dziwnym westchnieniem zauważając, że jest nieco mokry od potu.
-Strach?... - zdziwił się. - Czemu?...
Sam nie wiedząc czemu, nagle naszło go przeczucie, że w siedzibie czai się coś, co jest niepożądane.
Itachi usadził dziewczynę na ławie, a ta grzecznie nie ruszyła się z niej nawet o milimetr. Uchiha postawił przed brunetką talerz z jedzeniem, za który dziewczyna zabrała się z lekką niechęcią.
-Jak masz na imię? - zapytał ją.
-Lucille - odparła. - Mam na imię Lucille.
-Mieszkałaś tam z kimś? - drążył Itachi. - W tej chacie?
Brunetka pokręciła głową, przełykając kęsy jedzenia. W końcu, nie skończywszy nawet połowy porcji, odsunęła od siebie talerz.
-Nie chcesz więcej? - zdziwił się Itachi. - Myślałem, że po takiej drodze będziesz głodna.
-Nie jestem głodna, proszę pana - odparła.
-Mów mi Itachi - rzucił Uchiha. - Może chcesz odpocząć? Jeśli chcesz, możesz umyć się u mnie, a potem prześpisz się na moim łóżku.
Dziewczyna ochoczo skinęła głową i Itachi zaprowadził ją do swojego pokoju, wskazując łazienkę i podając kilka ubrań do przebrania.
-Jeśli chcesz, jutro będziemy mogli wyjść do miasta, kupisz coś dla siebie - zauważył chłopak. - Dobranoc.
-Dobranoc, Itachi - odparła cicho dziewczyna.
Uchiha wyszedł z pomieszczenia i odetchnął głęboko. Sam nie wiedział czemu, ale w obecności brunetki czuł się nieswojo tak, jakby stał tuż obok wroga i to gotowego na wszystko psychopaty.
`Stary, opanuj się - skarcił sam siebie, kierując się do pokoju Kat, w którym miał zamiar spędzić dzisiejszą noc. - To tylko dziewczyna. Zwykła, normalna dziewczyna.'
Jednak mimo wmawianych sobie słów w głębi duszy kruczowłosy wiedział, że dziewczyna nie jest ani zwykła, ani normalna.
Hidan ziewnął potężnie i nawet nie otwierając swoich fiołkowych oczu, ściągnął z siebie pościel i zwlókł się z łóżka. Powłócząc nogami wyszedł z pokoju, w ciemności przemierzając korytarz siedziby. Swoje powolne kroki skierował do kuchni, gdzie znajdowała się pożądana przez niego woda. Już niemal czując smak krystalicznej cieczy w swoich ustach, chłopak znów ziewnął i podrapał się w tył głowy, rozchylając nieco dotychczas zamknięte powieki.
W jednej chwili zamarł, gdy jego źrenice zauważyły w ciemności coś, czego na pewno nie powinno być w tak renomowanym miejscu jak siedziba największej organizacji przestępczej, jaką był Brzask. Chłopak cofnął się o krok, dziwiąc się nieco, że w jednej sekundzie ktoś tak zaspany jak on może zyskać pełnię świadomości.
Fiołkowe oczy obserwowały uważnie zjawisko, którego Hidan był świadkiem. Kilka metrów od niego, na korytarzu siedziby znajdowało się najdziwniejsze coś, co Hidan miał przyjemność lub i nie oglądać. Blada skóra istoty na końcach łap i wzdłuż kręgosłupa, na grzbiecie czerniała, a ze zrogowaciałej tkanki wyrastały mocne pazury i kolce. Długi, ale cienki ogon bił powietrze wokoło, zostawiając na ścianie czarne ślady i zadrapania. Istota stała przed na wpół otwartymi drzwiami do pokoju Zetsu, a wokoło roznosił się lekki zapach zgniłego mięsa. Po odgłosie mlaskania i chłeptania Hidan doszedł do wniosku, iż ten wątpliwy smakołyk służy właśnie za posiłek dziwnej istocie.
-Nie ruszaj się, Hidan...
Szept Uchihy, niemal bezgłośny, sprawił, że Hidan niemalże podskoczył w górę. Szybko jednak zimny dreszcz przeszedł przez jego ciało i fioletowooki odetchnął głęboko.
-Masz - szepnął Itachi, wciskając w rękę Hidana sztylet. - Zaatakuj z prawej, ja zablokuję go od lewej. O ile się nie mylę, Sasori jest z drugiej strony.
Nagle istota warknęła i uniosła łeb w górę. Jarzące się w mroku żółte oczy zmrużyły się wściekle, omiatając spojrzeniem ciemny korytarz. Ciszę przerwał klekot marionetek Sasoriego, który zaatakował jako pierwszy, wypuszczając swoją kukiełkę.
-Zablokuj, Sas! - zawołał Itachi. - Ruszaj, Hidan!
Jashinista wybiegł do przodu, atakując istotę. Ta zasyczała wściekle i ominąwszy atak lalkarza, wskoczyła na sufit, szybko przebiegając po nim. Itachi wyrzucił kilka kunai, a stwór zatrzymał się, omijając atak, skoczył z powrotem na podłogę.
-Co tu się dzieje?!
Na korytarz z gabinetu wypadł Lider i wtedy to jak na komendę cały korytarz rozświetlił się jasnym blaskiem lamp. Dziwny stwór zasyczał, bijąc ogonem na wszystkie strony. Z jego pyska skapywała brudnawa krew, a palce były okrwawione i umazane zgniłym mięsem.
-Co to do cholery jest?! - warknął Pain.
-Liderze, melduję, iż nie posiadamy aż tak rozległej wiedzy, by odpowiedzieć na Lidera pytanie - rzucił Hidan.
-Hidan! - warknął Nagato. - Lepiej mi to cholerstwo złapcie!
Hidan zasalutował i ruszył do ataku, a dziwny stwór syknął i skoczył na Jashinistę. Sasori zaatakował jedną ze swoich marionetek, a Itachi ruszył podobnie jak Hidan do bezpośredniego ataku. Dziwna istota odparła atak Hidana, rzucając nim o marionetkę Sasoriego. Gdy Itachi skoczył na stwora, ten zwinął się w kłębek i czmychnął bokiem korytarza, omijając tym samym Uchihę i schował się w bojówce, do której drzwi były szeroko otwarte.
-Łapać to! - warknął Lider.
Obecni na korytarzu członkowie Brzasku ruszyli w pościg, jednak gdy wpadli na bojówkę, nic nie znaleźli. Itachi przeskoczył na murawę, ale nawet stąd nie widać było dziwnej istoty. Hidan przetrząsnął wraz z Sasorim każdy, nawet najmniejszy zakamarek sali, ale nigdzie nie było widać dziwnego stworzenia.
-Co to było? - szepnął Sasori.
-Dziwna jaszczurka... - zauważył Hidan. - Idziemy spać?
-Hidan, ty idioto! - warknął Lider. - Coś się panoszy po siedzibie, a ty chcesz iść spać?!
-No tak - odparł Hidan.
Lider warknął cicho, wskazując Jashiniscie drzwi. Hidan czmychnął od razu, nie chcąc jeszcze bardziej narażać się Liderowi.
-Sasori, pomożesz mi przeszukać księgi w bibliotece - polecił. - Itachi, czuwasz na korytarzu, dobra? Obudź później Kakuzu, albo Kisame. Sam sobie wybierz kogo.
Uchiha skinął głową i nagle zbladł mocno.
-Lucille... - szepnął.
-Ta nowa? - mruknął Lider. - Sprawdź, co u niej.
Kruczowłosy skinął głową i wyszedł z bojówki, a po chwili i dwaj rudzielce opuścili pomieszczenie. Uchiha po kilku sekundach wszedł do pokoju, gdzie znajdowała się dziś przyniesiona do siedziby brunetka. Dziewczyna jednak spała, okryta pościelą niemal po sam czubek głowy. Itachi odetchnął głęboko i wyszedł z pokoju, nie chcąc niepotrzebnie budzić dziewczyny. Do samego rana niemal czuwał na korytarzu, krążąc nieustannie wedle rozkazu Lidera.
Szare oczy uniosły się nieco, wpatrując w płynące po niebie chmury. Pozaprzestrzeń Ponadczasowa, świat ogólnie dostępny dla magicznych, takich jak Kat, był jednak o dziwo pusty. Dealupus z niechęcią stwierdziła, że praktycznie nikt nie odwiedza tej krainy, co oznaczało, że coraz mniej użytkowników pamięta o Pozaprzestrzeni, co w dłuższym takim stanie mogło skazać ją na unicestwienie.
-Katuś...
Dziewczyna odwróciła się i uśmiechnęła do Zetsu.
-Dzień dobry, Zetsuś - przywitała się z kompanem. - Wyspany?
Zielonowłosy skinął głową, by po chwili pokręcić nią gwałtownie.
-Jeszcze trochę, Zetsuś - odparła dziewczyna. - Nie zostało nam już dużo.
-Kiedy wracamy? - zapytał ją niskim głosem. - Tu jest już nudno. I nie ma padliny.
-Już niedługo - odpowiedziała cicho.
Milczenie, które nastało, nie było powodem braku tematu, czy złego humoru dziewczyny. Po prostu dziewczyna nie pociągnęła tematu, zajmując się nagle dziwnym uczuciem, które ją ogarnęło.
-Kateńka... - szepnął Zetsu. - Stało się coś?
Dziewczyna odwróciła się i uśmiechnęła lekko.
-Nie, Zetsuś... - odparła. - Chodź, czas na trening. A potem poszukamy ci jakiejś padliny, dobrze?
Zetsu skinął głową i ruszył na polankę, którą dwójka obrała sobie na treningową. Dealupus ruszyła z roślinką, choć w jej sercu wciąż tkwiło dziwne uczucie niepokoju.
Itachi odetchnął i przetarł oczy, po czym ziewnął lekko i pokręcił głową, by odpędzić z powiek nużący go sen. Kruczowłosy uniósł głowę gdy rozległ się cichy trzask otwieranych drzwi.
-Czuwałeś całą noc? - zdziwił się Sasori. - Nie powinieneś. Idź odpocząć, ja przejmę wartę.
-Nie trzeba, już świata - odparł Uchiha.
-Będzie trzeba pilnować siedzibę cały czas - szepnął Sasori.
-Znaleźliście coś? - spytał Itachi.
-Nie - Sasori pokręcił głową. - Idź się prześpij, Ita. Przyda ci się.
Uchiha skinął głową i wszedł do pokoju Dealupus, gdzie ściągnął z siebie ubrania i wślizgnął się pod pościel. Z niechętną miną wyciągnął spod poduszki kilka twardych książek, a spod samej pościeli pudełko z czekoladą i drewniane części do marionetek Sasoriego. Znalazł też jedno ostrze z kolekcji dziewczyny i westchnąwszy ciężko, ułożył się do snu, wtulając twarz w zieloną poduszkę dziewczyny.
Gdy, jak mu się wydawało, kilka minut później otworzył oczy, nie był już sam w pokoju. Na łóżku Dealupus siedziała już Lucille, wpatrując się zielonymi oczyma w Uchihę. Brunetka siedziała z podkulonymi nogami, obejmując kolana rękoma i składając na splecionych ramionach swoją głowę. Itachi tylko uniósł nieco brew, powstrzymując się od ziewnięcia.
-Co tu robisz? - zapytał cicho dziewczynę.
-Przyszłam, bo tylko ty byłeś dla mnie taki miły - przyznała ze słodyczą w głosie. - Nie mam z kim posiedzieć, czy nawet porozmawiać.
-Lucille, przecież tutaj jest sporo innych osób - zaprzeczył Itachi, siadając na łóżku. - Poza tym mamy jeszcze wioskę, a w niej jest masa ludzi w twoim wieku, z którymi na pewno się zaprzyjaźnisz.
Dziewczyna tylko pokręciła głową i bez cienia skrępowania wpatrywała się w niemal idealnie wyrzeźbione na treningach ciało Uchihy. Brunet miał na sobie tylko bokserki, reszta jego ubrań leżała smutnie rzucona tuż przy łóżku. Itachi spiął się nieco, czując, jak po jego ciele prześlizguje się spojrzenie dziewczyny.
-Jadłaś coś? - zapytał ją, by milczenie wypełnić choć tym jednym, głupim pytaniem.
Brunetka skinęła głową i głęboko zapatrzyła się w czarne oczy Uchihy. Itachi poczuł, jak przez jego ciało przebiega nieprzyjemny, zimny dreszcz tak, jakby spojrzenie dziewczyny niosło ze sobą jawną grozę.
-Nie słyszałaś nic w nocy? - zapytał ją. - Coś się do nas zakradło, myślałem, że cię obudzi.
-Nie, spałam jak zabita - przyznała z uwodzicielskim uśmiechem. - Chociaż było mi trochę smutno spędzić tę noc samotnie, Itachi.
Brunet zmrużył nieco oczy, czując jawną prowokację w sensie wypowiedzi i tonie głosu dziewczyny. Nim jednak zdołał to skomentować, ktoś zapukał do pokoju i wszedł szybko do środka.
-Ita, słuchaj, my... - zaczął Hidan. -...oj. Nie przeszkadzam?
-Nie, Hidan - odpowiedział szybko Itachi.
Jashinista wyszczerzył się radośnie do Uchihy, a jego wzrok wskazywał już, jakie myśli chodzą chłopakowi po głowie. Zaraz jednak jego uśmiech przygasł, gdy białowłosy poczuł na sobie ponure, pełne wyrzutu i nienawiści spojrzenie Lucille.
-Lider mówił, że chce ci sprawdzić coś w umyśle - zauważył szybko Hidan. - Wiesz, chodzi o tę jaszczurkę. Chcą wysłać wiadomość do Katuś, ale nie wiadomo do końca, jak się z nią skontaktować.
-A papier dwukierunkowy? - podsunął Itachi.
-Byłby nawet dobrym pomysłem, gdyby blondi go wzięła ze sobą - odparł Hidan. - Trzeba wymyślić coś innego. Przyjdziesz?
-Zaraz będę u Lidera - rzucił Itachi. - Masz coś do roboty?
-Dziś? - zapytał Hidan, wyciągając przed siebie rękę. - Moja kolej na obiad - zauważył, zaginając jeden palec. - I mam sprzątanie na bojówce. Na szczęście Kisame się zajął tym rabanem na korytarzu.
-Weź Lucille do wioski - poprosił Itachi. - Oprowadzisz ją i kupicie jakieś ubrania.
Hidan skinął głową.
-Ale... - zaczęła Lucille.
-Pójdziesz z Hidanem, będziecie się dobrze bawić - zauważył Itachi. - Jak skończę z Liderem, przyjdę do was, dobrze?
Lucille skinęła niechętnie głową i zeszła z łóżka, stając przy Hidanie.
-To pa, Ita - rzucił na odchodnym Hidan.
-Pa - odpowiedział Itachi.
I gdy Hidan wyszedł, Lucille podążyła za nim, rzucając ku Itachiemu przeciągłe, pełne kokieterii spojrzenie.
:. Trzeci .:
-I jak, Liderze? - zapytał Itachi, trąc palcami skroń.
Technika W Umyśle Zatopienia była równie nieprzyjemna dla tego, który w umyśle czytał, jak i dla tego, który to przeżywał. Była jednak skuteczna i pozwoliła Painowi wydobyć to, co chciał wiedzieć.
-Nic, co bym już nie zauważył u Sasoriego i Hidana - westchnął Pain, siadając za swoim biurkiem. - Nie wiem, co to za jaszczurka, ale widocznie bała się ciebie zaatakować.
-Co? - zdziwił się Itachi.
-Może reaguje na chakrę - ciągnął swoje Pain. - Ty, Ita, masz jej więcej od Hidana i Sasoriego, może ta jaszczurka bała się ciebie zaatakować. W końcu nagle zboczyła z toru ataku na ciebie, podczas gdy Hidanem i Sasori rzucała o ściany.
-Pewnie Lider ma rację - westchnął Itachi. - Mogę już iść?
-Czekaj - polecił mu Nagato. - Co z tą... Lucille?
-Jest z Hidanem w wiosce - odparł Uchiha. - Liderze... czy Lider też...
-...czuję coś dziwnego od niej? - westchnął brunet. - O tak. To chyba nie jest zwykła dziewczynka, co nie?
Itachi wzruszył tylko ramionami.
-Pilnuj jej, Ita - rozkazał Nagato. - I uważaj. Bądź ostrożny, ona mi się nie podoba.
-Dobrze, Liderze - zgodził się chłopak.
Uchiha wyszedł z gabinetu Lidera i skierował się głównym wyjściem do Wioski Wilków. Przeszedł pod Pomnikiem Pieczętowania, który drżał delikatnie, poruszany przez szamoczące się w środku jeszcze nie zapieczętowane demony. Itachi wyszedł na świeże powietrze i szybko rozejrzał się wokoło. Nagle ktoś dopadł jego nóg i wczepił się mocno w materiał długiego płaszcza z chmurkami.
-Ita... - usłyszał dziewczęcy głosik.
-Kathno? - szepnął cicho brunet, biorąc blondynkę na ręce. - Co się stało, malutka?
-Bo... bo... - zaczęła płaczliwym głosem mała. - ...bo tam jest... taka pani...
Itachi zmrużył nieco oczy i zerknął w stronę, skąd przybiegła dziewczynka. Na tarasie, z którego można było oglądać całą wioskę, tuż przy schodach, prowadzących na główną uliczkę Wilczej Wioski, stał Hidan i Lucille. Jashnista miał nietęgą minę i z ulgą wpatrywał się w Uchihę. Lucille natomiast mierzyła złowieszczym wzrokiem znajdującą się na rękach Itachiego Kathno. Mała blondynka na wzrok dziewczyny tylko pisnęła cicho ze strachu i wtuliła się mocno w szyję Uchihy.
-Nie bój się, mała - szepnął Itachi. - Pójdziesz z Hidanem, dobrze? Jemu też możesz opowiedzieć wszystko, mała.
-Dobrze - odpowiedziała cicho dziewczynka.
Blondynka ucałowała Uchihę w policzek i zeskoczyła z jego ramion, po czym podbiegła do Hidana i złapawszy go za rękę, szybko wyciągnęła do wnętrza siedziby. Itachi natomiast podszedł do Lucille i uśmiechnął się do niej lekko. Brunetka niemal natychmiast odwróciła złowieszczy wzrok od Kathno i spojrzała uwodzicielsko na Uchihę.
-Jak wycieczka? - zapytał ją.
-Dobrze, Itachi - odpowiedziała. - Milej byłoby, gdyby była z tobą.
Uchiha uśmiechnął się tylko do dziewczyny i wskazał głową na Wioskę.
-No to chodź - zaproponował.
Lucille przylgnęła niemal natychmiast do boku Uchihy i szczebiocząc radośnie, skierowała się wraz z nim w stronę wioski.
Hidan westchnął ciężko i pogładził Kathno po ramieniu. Dziewczyna siedziała mu na kolanach, a sam Jashnista usadowił się na krześle naprzeciw biurka Nagato w jego gabinecie.
-Nie bój się - szepnął jej do ucha. - Chyba w nas wierzysz, co, malutka?
-Bo... tamta pani... - zaczęła cicho Kathno. - Ona nie jest tym, kim się wydaje.
-Czyli? - zapytał zdziwiony Nagato.
-Ona... ona udaje - szepnęła Kathno. - Ona jest inna, niż się wydaje. Udaje, że jest taka, jaka się wydaje, ale jest inna.
-Gdzie ona jest, Hidan? - zapytał szybko Nagato.
-Z Ita - odpowiedział Hidan. - Chyba poszli do Wioski.
-Trzeba ją ściągnąć! - zarządził brunet. - Już!
Hidan skinął głową i wyszedł z gabinetu, a za nim pobiegła Kathno, trzymając się metr za chłopakiem.
-Ej, mała, zostań tu - polecił Hidan, uśmiechając się słabo. - Jeszcze Lider będzie potrzebował ochrony i kto go obroni?
Nagato prychnął tylko pod nosem, ale wziął blondynkę na ręce i machnął ręką na Hidana, który szybko wybiegł z siedziby. Znalazłszy się na tarasie, zagwizdał przeciągle na palcach, a z jednej strony wioski odpowiedziało mu podobnie wołanie. Tam też skierował się Hidan, a gdy dotarł na miejsce, zobaczył siedzącego na ocienionej przez zielone drzewa ławeczce Itachiego.
-Gdzie dziewczyna? - zapytał Hidan.
-Zaraz wróci - odpowiedział Itachi. - Poszła coś załatwić. A co?
-Kathno mówi, że ona nie jest tym, kim się zdaje - rzucił szybko Jashnista.
Uchiha wstał z ławeczki i zaklął szpetnie. W jego oczach zalśnił sharingan, a po chwili oczy rozszerzyły się z przerażenia.
-Kathno... - jęknął.
Razem z Hidanem natychmiast skierowali się do siedziby, gdzie w Sali Pieczętowania Nagato stał naprzeciw czarnej jaszczurki, tej samej, z którą walczyli poprzedniej nocy. Za plecami bruneta stała Kathno, piszcząc z przerażenia.
-Weź małą - polecił Hidan. - Ja pomogę Liderowi.
Itachi skinął głową i doskoczył do blondynki, po czym złapał ja szybo i odskoczył na bok. Hidan i Nagato zaatakowali obcego stwora, ale ten szybko umknął im i rzucił się za Itachim. Brunet spojrzał rozszerzonymi oczyma na jaszczurkę i osłonił własnym ciałem Kathno. Nim jednak cios dotarł do niego, stwór zapiszczał głośno z bólu, sycząc i warcząc.
-Nie będzie mi się żadna jaszczurka pałętała po mojej organizacji...
Stwór zawarczał i raniąc się głęboko, wyswobodził z pętli żyłek, jaka dotychczas go więziła. Czarne, przekrwione i wściekłe oczy wpatrywały się w Dealupus, która jak gdyby nigdy nic zwinęła żyłkę i wyjęła swój sztylet.
-Nagato... - zaczęła. - ...nie mówiłeś, że hodujemy zwierzątka. Mogłeś wybrać jakiś ładniejszy model.
-Wątpię, że to moja wina, Katuś - zaoponował brunet, prostując się.
-Jasne... wszystko znowu pójdzie na mnie - odparła cicho. - No chodź, pokrako. Zabawimy się.
Stwór rozwarł szczeki i zacharczał głucho, ukazując rząd ostrych, białych zębów. Dealupus skoczyła do przodu, w powietrzu ścierając się z jaszczurką. Kotłując się, warcząc, bijąc i unikając ciosów przeciwnika, dwójka przetoczyła się kilka metrów i zwarta w ciasnym uścisku blokad ciosów, stanęła na nogi.
-Ita! - zawołała Dealupus. - Zabierz Kathno! Hidan, trzymaj się z boku! Nagato, zamknij wyjścia!
Uchiha, złapawszy mocniej milczącą z przestrachu blondynkę, wyskoczył z nią na zewnątrz, a przejście zamknęło się zaraz za nim. Jaszczurka, odprowadziwszy wzrokiem Uchihę, zaryczała ze złością i machnąwszy swoim ogonem, rozcięła skórę na policzku Kat. Dealupus syknęła i odskoczyła na bok, składając ręce do jednej ze swoich technik.
-W Chaosie Rozszczepienie!
Z ciała blondynki wypłynęła fala skondensowanej, granatowej chakry i uderzywszy o potwora, zadała mu głębokie rany. Zdarta skóra zaczęła krwawić mocno, a sama jaszczurka zwinęła się z bólu z przeraźliwym jazgotem.
-Cholerne wy sukuby... - westchnęła Dealupus, rozkładając ręce. - ...wszędzie się wepchacie. W Wilczym Bólu Zatracenie!
Miliony maleńkich, granatowych igiełek uderzyły o ciało potwora, rozbryzgując się na powierzchni skóry. Jaszczur zawył, ale widocznie technika nie podziała na niego tak bardzo, gdyż skuliwszy się, wyskoczył ku Dealupus. Nim jednak dosięgnął dziewczyny, zawył i zwinąwszy się z bólu, upadł tuż pod stopami Kat, wijąc się w agonalnych podrygach. Dealupus kopnęła mocno stwora w pysk, a gwałtownie szarpnięta uderzeniem głowa odchyliła się mocno. Rozległ się nieprzyjemny trzask łamanych w kręgach szyjnych kości i potwór opadła martwy na posadzkę.
Dealupus westchnęła mocno i przetarła oczy, odgarniając opadające jej na czoło włosy. Zmęczonymi, szarymi oczyma spojrzała na Nagato, a ten tylko uniósł przepraszająco ręce do góry.
-Oni to przywlekli, nie ja - bronił się.
Dziewczyna tylko parsknęła i machnęła ręką.
-Weź to tylko sprzątnij - poleciła zaspanym głosem. - I otwórz przejście. Zetsu jest u siebie, pewnie też odpoczywa. Nawet treningu nie można zrobić normalnego, bo jak się was zostawi, zawsze sobie jakieś cholerstwo wyhodujecie.
Dziewczyna przeszła przez salę i zniknęła w korytarzu do kwater członków Brzasku. Nagato wzruszył ramionami i otworzywszy przejścia, podszedł do jaszczura.
-Wyglądała na taką miłą - zauważył.
-Katuś też wygląda na miłą... - dodał Hidan.
-Słyszałam!
Białowłosy parsknął śmiechem i machnął ręką.
-Wiesz co, Liderze... - zaczął. - ...co jak co, ale te sukuby gustu nie mają.
-Bo? - zdziwił się Nagato.
-Poleciały na Uchihę - zachichotał Hidan.
-Burak z ciebie, Hidan - do sali wszedł Itachi, trzymając na rękach małą Kathno. Dziewczynka nadal wyglądała na przerażoną, ale uśmiechnęła się słabo do Hidana, nadal jednak mocno obejmując szyję Uchihy. - Ciebie nawet gdybyś był sam jeden na świecie by nie wzięła.
Hidan wystawił ku Uchisze język i odebrał z jego rąk Kathno.
-Za to ona mnie kocha - wyszczerzył się, całując dziewczynkę w policzek.
-Ta? - mruknął Itachi. - Kathno, wolisz mnie, czy jego?
Blondynka zaczerwieniła się mocno i spuściła głowę, mrucząc coś pod nosem.
-Nie słyszałem, mała - zauważył Hidan. - To kogo wolisz?
-Sasoriego... - odparła, spłonąwszy rumieńcem niczym dorodna piwonia.
Itachi zamrugał kilka razy oczkami, a Hidan jęknął zrezygnowany.
-Nie, to jest już szczyt - westchnął. - Tego lalusia? On się lalkami bawi!
-Ty też Hidan - do sali wszedł Sasori, poprawiając coś na karcie badań jednego ze swoich pacjentów. - Większość z nich jest gumowa i dmuchana, a każda nazywa się Lucy. W nocy was słychać.
-Tu są dzieci, zboczeńcu - Hidan osłonił uszy Kathno.
-Ale ja już jestem uświadomiona, Hidan - odparła dziewczynka.
-Naprawdę? - zdziwił się Sasori, podchodząc do grupy. - A kto cię uświadamiał?
-Tobi - dziewczynka klasnęła radośnie w ręce.
Sasori zmarszczył nieco brwi i odebrał małą z rąk Hidana.
-Pewnie nagadał ci głupot - westchnął. - Chodź, znajdziemy Tommy'ego i razem dowiecie się, co Hidan wyprawia z lalkami.
Białowłosy wystawił język ku Sasoriemu i zniknął w korytarzu, zapewne kierując się do pokoju Dealupus. Tymczasem Itachi, pomachawszy wychodzącej z Sasorim Kathno, podszedł do Nagato, który kończył rysować coś węglem wokół jaszczurki.
-Liderze? - zdziwił się Itachi.
-Szkoda mi własnej chakry - zaśmiał się brunet. - Tak będzie szybciej. Spopielenie!
Krąg, który narysował Nagato, zajął się ogniem, by o chwili ogarnąć też ścierwo potwora. Po minucie z sukuba został zaledwie czarny, cuchnący proch.
-Dobrze, że wróciła na czas - westchnął Itachi.
-Miewa czasami wyczucie czasu - potwierdził Lider.
-To... nie to - zauważył Uchiha. - To tak, jakby...
-...wiedziała, kiedy nadejdzie coś złego - dokończył Nagato. - Jakbyśmy mieli... własnego stróża.
Uchiha zaśmiał się i skinął głową.
-Dobrze wiedzieć, że ma się opiekuna - westchnął.
-Tak... - potwierdził Nagato. - ...dobrze mieć stróża.