odrodzenie szamańskich praktyk w nowym tysiącleciu, sława słowianom


Frank Henderson MacEowen | kategoria: Szamanizm

0x01 graphic


Oryginał: Reclaiming Our Ancestral Bones: Revitalizing Shamanic Practices in the New Millenium; by Frank Henderson MacEowen. Shaman's Drum, nr 58/2001, s. 15-19. Przekład: Jarosław Przybyłowicz

Minęło już blisko pięćdziesiąt lat odkąd Mircea Eliade opublikował swoją przełomową pracę zatytułowaną Le Chamanisme et les techniques archaiques de l'extase, którą w 1964 roku wydano w języku angielskim jako Shamanism: Archaic Techniques of Ecstasy.[1] Mija też ponad dwadzieścia lat od wydania innej rewolucyjnej pozycji, Drogi szamana[2] autorstwa Michaela Harnera. Te dwie książki wraz z dodatkowymi pracami innych autorów nie tylko stworzyły pouczający przegląd szamańskich technik uzdrawiania i dywinacji, ale również przyczyniły się do rewolucyjnego wręcz zainteresowania szamanizmem wśród czytelników cywilizacji zachodniej. Niestety obie te prace przy okazji porównania, skategoryzowania i interpretacji praktyk szamańskich ukazywały szamanizm jako zestaw "technik i metodologii" - w dosłownym rozumieniu tych słów.

Moment wejścia w nowe tysiąclecie wykorzystuję na osobiste przemyślenia dotyczące szamańskiej wiedzy i praktyk oraz oceny kierunku, w którym zmierzamy. Podobnie jak w przypadku kwestii poruszanych przez Jamesa Hillmana w jego książce pt. We've Had a Hundred Years of Psychotherapy and the World is Getting Worse ("Po stu latach psychoterapii ze światem jest coraz gorzej")[3] sam przyłapuję się od jakiegoś czasu na stawianiu sobie pytania "Dokąd zaprowadziło nas, na Zachodzie, ponad trzydzieści lat odkrywania i używania praktyk szamańskich?"

W ramach odpowiedzi na to pytanie chcę podzielić się z szamańską społecznością kilkoma ze swoich poglądów. Po pierwsze przedstawię szkicowy model, który może stanowić użyteczny punkt odniesienia dla zrozumienia różnorodności szamańskiego doświadczenia. Po drugie, rzucę wyzwanie poglądowi, który głosi, że szamanizm to tylko zestaw technik, niemający nic wspólnego z religią lub wiarą. Po trzecie, będę upierać się przy założeniu, że aby szamanizm był w pełni efektywny, musimy odwoływać się w nim do swoich przodków, do etnicznych korzeni oraz ukrytych ran kulturowych, które wszyscy nosimy w naszych komórkach. Po czwarte, będę usilnie namawiać uczniów szamanizmu do tego, aby skłaniali się ku jego głębinom, a nie tylko rozległościom.

Od wielu lat dokładam starań, aby pojąć podobieństwa i różnice pomiędzy współczesnymi sesjami podróży szamańskich, a klasycznymi, ekstatycznymi wędrówkami szamanów plemiennych. Rozmawiałem z wieloma uczestnikami szkoleń szamańskich, zarówno tych, które sam prowadziłem oraz prowadzonych przez innych nauczycieli. Na postawione pytanie: "Co ci się przydarza podczas takiej podróży?" niektórzy odpowiadali, że w swoich głowach "widzą obrazy, ludzi, zwierzęta i krajobrazy". Inni natomiast opisywali, że podczas wędrówki szamańskiej "faktycznie pozostawiają swoje ciało i podróżują do innych miejsc". Czasami zdarzało mi się też usłyszeć odpowiedź typu "Przychodzą do mnie duchy, unoszą mnie, a potem zabierają w głąb ziemi".

Na początku zastanawiałem się czy owi uczestnicy opisywali te same podstawowe doświadczenia różnymi słowami czy może rzeczywiście doświadczali różnych stanów lub poziomów świadomości. Z czasem zacząłem brać pod uwagę taką możliwość, że mówiąc o szamanizmie uczniowie ci niekoniecznie odnosili się do tych samych poziomów doświadczenia, ani nawet do tych samych typów doświadczeń, jakie spotykamy w tubylczych kulturach szamańskich. Wraz z rosnącym we mnie zrozumieniem różnic między szamanizmem współczesnym a tradycyjnym zdałem sobie sprawę z tego, że doświadczenia szamańskie mogą przybierać różne rozmiary i smaki. Przytoczę tutaj kilka przykładów z własnych doświadczeń.

Mój pierwszy formalny kontakt z szamanizmem miał miejsce dwadzieścia lat temu, w roku 1980, gdy miałem zaledwie dwanaście lat. Siedziałem w inipi (szałasie potu), a ceremonię prowadził Dziadek Wallace Black Elk, członek plemienia Lakota z rezerwatu Rosebud[4] w Południowej Dakocie. Podczas trzeciej rundy poczułem jak unoszę się ze swojego ciała i wzlatuję nad szałas (uwaga: to nie była wizualizacja). Gdy zacząłem szybować nad drzewami, dostrzegłem w dole strażników ognia, którzy stali wokół ogniska i pilnowali, aby kamienie były zadbane i gorące. Jeden z nich palił papierosa, a drugi mówił coś po cichu i się uśmiechał. Płynąłem w powietrzu dalej, ponad drzewami, aż delikatnie zniosło mnie nad pobliskie pole. Zobaczyłem tam kobietę, która modliła się na wzgórzu przy zapadającym zmroku. Widziałem też jak jeleń przebiegł przez drogę zaraz po tym, gdy przejechał tamtędy jakiś pick-up.

Nagle ktoś polał ceremonialne kamienie wodą i wystrzeliła z nich w górę spirala pary. Tak szybko jak moja dusza opuściła ciało, tak też szybko została wówczas do niego z powrotem wciągnięta i znalazłem się ponownie w całkowitych ciemnościach szałasu. W momencie tego "lądowania" sapnąłem gwałtownie, a Dziadek Wallace tylko wymamrotał "Ho!". Od czasów tamtego wczesnego doświadczenia brałem udział w wielu formach tradycyjnego szamanizmu i miałem też możliwość porównywania moich spostrzeżeń z wieloma ludźmi praktykującymi współczesny szamanizm. Moja droga zawierała kilka silnych wydarzeń, które doprowadzały mój trening do różnych poziomów intensywności. Raz doświadczyłem prawie śmiertelnej choroby. Przyszedł wówczas do mnie człowiek, który nauczył mnie tego, jak "poruszać się między światami"[5] (a jest to dla mnie inne doświadczenie niż lot duszy, który miałem w szałasie potu). Ponadto tańczyłem i byłem przekłuwany w ceremonii Tańca Słońca u Lakotów Oglala, podczas której doświadczyłem dynamicznego "przezwojenia" na poziomie komórkowym i w procesie, który nazywam "transmisją rodową"[6] nawiązałem wtedy również bezpośredni kontakt z duchami przodków z mojej linii krwi z Gór Szkockich.[7] W końcu, w niedawnych latach, doświadczyłem ogromnej mocy inicjacyjnej szamanizmu enteogenicznego, najpierw w postaci rytualnej pracy z Babką Grzybem podczas modlitewnego postu i lamentacyjnej ceremonii według tradycji Gór Szkockich i wreszcie przez doświadczenie z Matką Ayahuaską.

Te osobiste doświadczenia w połączeniu z pamięcią wydarzeń z mojego wczesnego dzieciństwa i moją ciągłą otwartością na praktyki szamańskie pozwoliły mi wykształcić w sobie zrozumienie szerokiej gamy doświadczeń szamańskich, którą teraz określam terminem Szamańskiego Spektrum. Podobnie jak ma to miejsce w przypadku każdego intelektualnego modelu używanego do porównywania skomplikowanych doświadczeń religijnych, duchowych czy mistycznych, zredukowanie szamanizmu do poziomu liniowego spektrum ma również swoje ograniczenia. Ten model okazuje się jednak przydatny, gdy chcemy zaznajomić uczniów z różnicami pomiędzy tym, czego doświadcza uczestnik weekendowego kursu, na którym uczy się on "technik wewnętrznych wizualizacji" a tym, co osiąga szaman bądź praktyk szamanizmu udając się w lot duszy poza ciałem.[8]

Nawiasem mówiąc mam pewien powód, żeby odróżnić od siebie współczesne techniki podróżowania i pozacielesne wędrówki duszy. Spotkałem praktyków współczesnego szamanizmu, którzy nauczywszy się jednej techniki, jak podróż przy bębnie lub "aktywne śnienie", przekonani byli, że na tym polega cały szamanizm, a opanowanie tej jednej techniki czyni z nich w pełni rozwiniętych praktykujących szamanów. W podobnym tonie wypowiadali się naiwni miejscy praktycy powierzchownie znający szamanizm, przekonani, że dysponują taką samą mocą szamańską i umiejętnością uzdrawiania jak autentyczny ayahuasquero z Peru. Ktoś umie zaledwie wskazać na Księżyc, ktoś inny być może zawiezie swoich klientów tam i z powrotem.

O ile dla większości z nas różnica pomiędzy początkującym uczniem, a szamańskim mistrzem może być oczywista, nigdy nie przestaje mnie dziwić fakt, ilu miastowych praktyków z Zachodu pragnie zostać szamanami. Te chęci są niepojęte dla ludzi z licznych tradycyjnych kultur szamańskich, w których niejeden dokłada wszelkich starań, żeby szamanem nie zostać. Pewien kapłan stowarzyszenia Midewiwin,[9] którego znam osobiście i bardzo szanuję, powiedział mi kiedyś: "Nie można wybrać, że zostanie się szamanem. One [duchy] wybierają ciebie. Kto w ogóle chciałby zostać szamanem? Szaman to ktoś, kto przez życie jest na wezwanie. Nie ma wolnego. Szamani nie idą na przerwę. My nigdy nie wyłączamy swoich 'dzwonków od duchów'. W jednej chwili musimy wszystko rzucić i służyć. Jest to coś zupełnie innego niż szamanizm w weekend."

Tak czy inaczej, rozważając różne rodzaje szamańskiego doświadczenia, zacząłem się zastanawiać nad ich miejscem w spektrum. Na początku moich rozważań wyobraziłem sobie Szamańskie Spektrum jako linijkę, gdzie po lewej leżą dziecięce doświadczenie jedności z naturą, a daleko na prawo - głęboko intensywna, poruszająca wnętrzności "szamańska śmierć". Pomiędzy tymi dwoma punktami byłby szeroki ocean szamańskiego doświadczenia.[10]

Ta miara okazała się bardzo prostym sposobem na uporządkowanie "z grubsza" całej gamy stanów szamańskich. Na podstawie informacji z książek oraz zebranych od współczesnych praktyków oszacowałem, że dziewięćdziesiąt procent technik nauczanych przez współczesne szkoły szamańskie prawdopodobnie plasuje się gdzieś na lewo od środka spektrum. Niektóre techniki uzdrawiania i "aktywnego śnienia" plasują się, jak się wydaje, gdzieś bliżej środka, natomiast bardziej zaawansowane metody dywinacji i uzdrawiania leżałyby na prawo od środka.

Z czasem dostrzegłem poważne ograniczenia dwuwymiarowego liniowego modelu i zacząłem widzieć Szamańskie Spektrum raczej jako trójwymiarowe kontinuum albo falę dźwiękową, mającą zarówno głębokość jak i szerokość.[11] Zauważyłem, że w niektórych przypadkach metody tradycyjnych i współczesnych szamanów bazowały w istocie na tych samych technikach, ale mogły się znacznie różnić pod względem głębi doświadczenia i jego efektywności. Na przykład wiele "technik szamańskiego podróżowania" nauczanych na współczesnych warsztatach było opartych na syberyjskich ekstatycznych podróżach transowych. Jednak na podstawie relacji współczesnych miejskich praktyków doszedłem do wniosku, że krótkie wędrówki przy bębnie nie dawały takich poziomów mocy w dywinacji i uzdrawianiu, jakie uzyskiwali inni miejscy szamani wykorzystujący rytuały enteogeniczne (z użyciem świętych roślin i grzybów). W ramach tego modelu, doświadczony szaman syberyjski, który odbywa ośmiogodzinny lot duszy pod wpływem Amanita muscaria, znajdzie swoje miejsce na kontinuum dalej w dół, ponad czy też w dal (w zależności od tego, jak je sobie wyobrażamy) niż praktyk miejski, który przeprowadza jednogodzinne odnajdywanie duszy jedynie przy bębnieniu.

Nawiasem mówiąc, proponując mój model spektrum doświadczeń szamańskich nie miałem zamiaru wytykać jednej grupie praktyków, że są gorsi od drugich, ani sugerować, że "ci z wagi ciężkiej mają odpowiedzi na wszystkie pytania, a ci o wadze piórkowej nie mają żadnych". Jest zgoła odwrotnie: bez względu na to, gdzie w Szamańskim Spektrum się znajdujemy, zawsze będzie ktoś na lewo i na prawo od nas. Będą osoby, które nie odbyły praktyk szamańskich na takiej głębi, jak my, jak również będą tacy, którzy bez przerwy żyją w głębinach, wykraczających poza nasze możliwości, a nawet poza to, co jesteśmy w stanie obrać za swój cel.

Na użytek mojej własnej kosmologii zacząłem postrzegać Spektrum Szamańskie jako trójwymiarową sferę szamańskiego doświadczenia, ale nawet takie trójwymiarowe spektrum nie oddaje w pełni wszystkich doznań i praktyk szamańskich. W niektórych tubylczych kulturach, szamani czasami donoszą, iż mieli przed- lub okołoporodową świadomość duchów, kiedy przebywali jeszcze w łonie. Słyszałem również opowieści o tym, że wielcy szamani i druidzi z minionych epok otrzymywali instrukcje dotyczące praktyk szamańskich jeszcze zanim się narodzili. Nagle okazuje się, że spoglądamy na coś, co bardzo przypomina rzeczywistość holograficzną.

Ostatecznie, może nie chodzić o to, w jaki sposób będziemy postrzegać Spektrum Szamańskie. Wierzę, że wszyscy jesteśmy uczestnikami koła życia i śmierci oraz, że prędzej czy później, wszyscy udamy się w ostateczną podróż śmierci i odrodzenia. Jednak jestem przekonany, że ważnym jest, abyśmy zrozumieli to, że na szamanizm składa się szeroki zakres doświadczeń, różniących się intensywnością, celami i skutecznością. Wierzę również, że dla zachodnich uczniów i praktyków szamanizmu pomocnym byłoby, gdyby umieli stwierdzić, gdzie w tym spektrum są, a gdzie nie są, zwłaszcza w kwestii bycia przewodnikiem dla innych ludzi. Wiele mądrości kryje się w starej prawdzie: "Nigdy nie prowadź nikogo do miejsc, w których sam wcześniej nie byłeś, gdyż wyniknie z tego sytuacja, w której ślepy będzie prowadził ślepego".

Spoglądając na swoją ścieżkę zrozumiałem i doceniłem to, w którym odcinku Szamańskiego Spektrum przebywam oraz gdzie w tym spektrum mnie nie ma. Pomijając lata, zakres i wielopoziomowość mojej szamańskiej praktyki, jestem zadowolony z faktu, że na tej drodze nie będzie żadnego "uzyskanie dyplomu" ani "certyfikatu ukończenia kursu", i że pozostanę wiecznym studentem. Idąc śladem odwiecznych inicjacyjnych wzorów "widzących" z mojej szkockiej linii krwi, wiem teraz, że nawet po dwudziestu latach doświadczenia posiadłem tylko pewną część neart ("moc" w jęz. gaelickim szkockim), która ledwie wystarcza by służyć całej wspólnocie. Niemniej jednak, stoję w swoim miejscu w kręgu i jestem wdzięczny za to, że mogę tu być, oddychać tym oddechem, śpiewać te pieśni, obejmować moich uczniów, słyszeć moich przodków.

Z każdego miejsca w kręgu możemy dostrzec gdzie powinniśmy być czyniąc więcej, aby poszerzyć i pogłębić nasze praktyki szamańskie i dzięki temu służyć naszym wspólnotom i światu. Nie jest jednak konieczne, ani nawet stosowne, aby każdy z nas doświadczał podróży pod ayahuaską lub pościł przez dziewięć dni. Prawda jest taka, że podczas mojego nauczania doszedłem do wniosku, że nie każdemu przeznaczone jest zostanie szamanem. Jakkolwiek nie oznacza to, że szamanizm przeznaczony jest tylko dla nielicznych wybrańców.

W wielu pierwotnych kulturach szamanizm jest praktykowany przez wszystkich ludzi, nie tylko przez samych szamanów. Jak już widzieliśmy na Szamańskim Spektrum, szamanizm przybywa w wielu formach i smakach. Z jednej strony może zawierać lżejsze, prawie dewocyjne medytacje i elementy "liturgiczne"; z drugiej strony obejmuje pozacielesne loty duszy, doświadczenia z pogranicza śmierci i potężnie dynamiczne inicjacje, zawierające parapsychiczne[12] rozczłonkowanie i reintegrację.

Szamanizm nie stanowi elitarnego klubu profesjonalistów, który byłby otwarty dla jednych, a zamknięty dla innych. Wręcz przeciwnie, tradycyjny lub pierwotny pogląd (dodam, że pogląd ten utrzymywany jest przez wielu współczesnych praktyków szamanizmu) głosi, że każdy z nas posiada swoje własne i żywe połączenie z Innym Światem,[13] a w wyniku tego i dar, który może przekazać innym. Bardzo ważne jest abyśmy o tym pamiętali, gdyż, jak ujął to mój przyjaciel Malidoma Somé,[14] uzdrowiciel z ludu Dagara:[15] "Zadaniem społeczności jest tak wykorzystywać swoją wiedzę na temat uzdolnień poszczególnych członków, aby umożliwić im nawiązanie połączenia pomiędzy tymi darami a obrazami mocy, które regularnie pojawiają się w ich psyche." Co stanie się bowiem ze wspólnotą o szamańskiej orientacji, jeśli nie wszyscy będą przeznaczeni do roli szamana?

Sarangerel[16] w swojej książce pt.: Ujeżdżanie Wietrznych Koni. Podróż do serca mongolskiego szamanizmu używa terminu szamanista, aby odróżnić tych wszystkich wieśniaków, którzy są wyznawcami szamańskiej wiary od tych niewielu, którzy stają się pełnoprawnymi wioskowymi szamanami.[17] W Mongolii można być szamanistą (wyznawcą i praktykiem wiary szamańskiej), ale niekoniecznie od razu szamanem. Szamaniści mogą wiedzieć jak komunikować się z duchami- przewodnikami, jak pracować ze snami czy wróżyć sobie samym itd., ale zachowują tę skromną świadomość, iż zajęcia te nie czynią z nich jeszcze szamanów. Niektórzy szamaniści mogą stać się w przyszłości szamanami i służyć później swoim wspólnotom, ale akurat ambicje nie są częścią tej ścieżki.

Mongolscy szamaniści, na przykład, przez całe życie pozostają głęboko ukierunkowani na szamańskie moce. Regularnie biorą udział w transowych praktykach, zarówno dewocyjnych jak i wywoływanych samemu, które pozwalają im pozostawać w kontakcie z dynamicznym duchem właściwym ziemiom, gdzie żyją. Jednakże sprawy związane z utratą duszy czy inne "z wyższej szamańskiej półki" pozostawiają bardziej wytrawnym specjalistom, mianowicie wioskowym szamanom, którzy zostali "certyfikowani" z racji swych przebytych doświadczeń inicjacyjnych i reputacji ich dotychczasowej pracy.

W dzisiejszych czasach, gdy ludzie tak lekko rzucają słowem szaman, termin szamanista jawi mi się jako wspaniały zamiennik. Myślę, że dana osoba może absolutnie pozwolić sobie na nazywanie się szamanistą czerpiącym z wiary i praktyki. Termin ten mówi o życiowym poświęceniu praktyce, duchowej ścieżce i wierze animistycznej. Przeciwne mam zdanie na temat osób, które obwieszczają się "szamanami", "certyfikowanymi szamanami" lub "licencjonowanymi szamanami" bez uprzedniego przejścia szkolenia u autentycznego szamana, nie będąc wybranymi przez duchy ani nie przeszedłszy potężnej próby szamańskiej śmierci i odrodzenia.

Szamanizm nigdy nie był systemem szkoleniowym, gdzie przyznaje się stopnie na podstawie liczby przedmiotów lub godzin nauki. Jak powiedział Alberto Villoldo,[18] adept tradycji Inków: "Z tego, co znamy w krajach Zachodu, najbliższe inicjacji jest ukończenie, z dyplomem lub stopniem, szkoły lub kursu. Przez wiele lat kształcimy się w jakiejś dziedzinie by później, spełniwszy odpowiednie wymogi, uzyskujemy odpowiedni tytuł, na przykład doktora. Jednak w szamanizmie jest dokładnie odwrotnie. Inicjacja wydarza się na początku, ale nie oznacza ona, że zdałeś i otrzymałeś tytuł. Nie, inicjacja jest zaledwie potwierdzeniem tego, że stałeś się właśnie poważnym studentem i rozumie się przez nią, że wiedza i moc przyjdą do ciebie z czasem, w dalszym ciągu twojego życia".

Sposób, w jaki Sarangerel używa terminu szamanista wyraźnie bierze się z kontekstu, w którym szamanizm jest, faktycznie, pradawną religią. Niektórzy dzisiejsi nauczyciele szamanizmu za swój powód do dumy uznają to, że nauczają takich form szamańskich technik, które pozbawione są wszelkich kulturowych czy religijnych uwikłań. Tego typu wyobrażenie, że "szamanizm jest zestawem technik, ale nie religią" jest przeciwstawne większości tradycji szamańskich kultywowanych na całym świecie. W większości rdzennych kultur szamanizm jest pewną wyrafinowaną "linią wiary", której nie da się oddzielić od świata przodków ani kulturowych korzeni, z których wyrasta.

Oczywiście ktoś może nauczyć się podstawowych technik, które nie będą zabarwione kosmologią szczególnej kultury, ale jeśli jednocześnie nie kultywuje u siebie żywego animizmu i kosmologii, to ćwiczenie samych tych technik może skarłowacić dynamiczny potencjał szamańskich dróg. Szamanizm zajmuje się przywracaniem duszy, a nie odcedzaniem jej od praktyki. Jednym ze sposobów przywracania duszy jest wykonanie tradycyjnych szamańskich rytuałów, które na nowo afirmują miejsce danej osoby w jej rodzinie, klanie, społeczeństwie i kulturze.

Zawsze wydawało mi się to bezsensowne, gdy ktoś świadomie decydował się na wyodrębnienie esencji duszy z szamańskiej wiary pewnej kultury, by później przepakować to, co zostało i oznaczyć jako "duchowość wolna od kultur"[19]. Nie widziałem w tym najmniejszego sensu, zwłaszcza wtedy, gdy takie okrojone metody stanowiły cel edukacji ucznia. W czasie swojej praktyki często spotykałem ludzi, którzy twierdzili, że sprawy szamańskie przykuły ich uwagę dlatego, iż wydało im się, że mogą nimi wypełnić pustą przestrzeń w środku albo zaspokoić jakąś potrzebę. Jestem przekonany, że powodem, dla którego szamanizm przemawia do tak wielu ludzi jest fakt, że żyjemy w kulturze w dużej mierze pozbawionej duszy i wiary. W rzeczy samej, będę skłaniać się ku wnioskowi, że jakakolwiek forma szamanizmu, odarta ze swojej kulturowej spuścizny (albo taka, której owej spuścizny ponownie nie przywrócono), nie może tak naprawdę nosić miana szamanizmu, gdyż wtedy soczewki czyjejś praktyki nie są zwrócone wstecz ku przodczym korzeniom tej osoby.

Ekstrakcja kulturowego ducha z mojej wiary i praktyki szamańskiej sprawiłaby, że musiałbym zanegować swoich przodków i pierwotne linie uskoków, które tworzą "duchowy krajobraz"[20] ich wiedzy - żywy zasób wiedzy, na którym przecież bardzo polegam odkąd odtworzyłem go w sobie. Nawet przy największej dozie fantazji nie jestem sobie w stanie wyobrazić swojej praktyki bez udziału specyficznych dla mojej kultury duchów, które mnie prowadzą. One uratowały mi życie. Przeprowadziły przez inicjacje i doznania z pogranicza śmierci[21] oraz pomagały pomagać innym. Gdybym wykluczył przodków i ich spuściznę z mojej praktyki szamańskiej stałaby się ona "zestawem technik" o efektywności i niezawodności ograniczonej jedynie do moich własnych wglądów, intuicji i wiedzy. Jestem w zupełności przeświadczony, że gdybym mógł opierać się tylko na swoich własnych zasobach, mój szamanizm nie działałby. Bez swoich przodków jestem nikim.

Patrząc właśnie z tej perspektywy, formułuję argument, iż szamanizm w jego autentycznej praktyce to coś o wiele więcej niż tylko zestaw technik - to również, zawsze, wiara obecna w pewnej kulturze, religia, która nas łączy i czyni nas bardziej całkowitymi.[22] Tego zdania byli wszyscy nauczyciele, jakich miałem i wszyscy przedstawiciele starszyzny, z którymi się konsultowałem. Szamanizm ma sprawić, abyśmy bardziej byli tymi, kim naprawdę jesteśmy, bez względu na to czy jesteśmy [z pochodzenia][23] Szkotami, Nordykami, Afrykanami, Żydami, Azjatami itd. Wychodząc z tej perspektywy, skłonny jestem kwestionować motywacje i słuszność wszelkich systemów, które sięgają po tysiącletnie tradycje animistyczno-duchowe, a następnie przepakowują je by uzyskać z nich "wolne od kultur" techniki psychoterapeutyczne.

Niektórzy z moich znajomych przekonywali mnie do zrewidowania mojego twardego stanowiska w tej kwestii. Faktem jest, że rzeczywiście, na podstawie ich własnych doświadczeń i tego, w jaki sposób sami żyją, jestem zmuszony przyznać, że mogą zaistnieć wyjątki od mojej reguły. Znam kilku praktyków, którzy wdrożyli się w szamanizm poprzez kursy core-shamanism'u,[24] ale później zostali zainspirowani do tego, by użyć tamtych metod, aby głębiej zanurzyć się w szamanizm i w związki z własnymi przodkami, etnicznością i pierwotnymi korzeniami.

Najlepszym przykładem tej ścieżki jest mój przyjaciel Tom Cowan,[25] autor książek Ogień w głowie. Szamanizm i duch celtycki oraz Szamanizm jako praktyka duchowa w życiu codziennym.[26] Wiele lat temu, gdy Cowan mieszkał jeszcze w Górach Ozark w stanie Missouri, poczuł starożytny zew wzywający go na ścieżkę szamanizmu. Zew przyszedł od drzew, przyniósł go wiatr. Pewnie nie całkiem zdawał sobie z tego wówczas sprawę, że wołanie pochodzi od jego własnych przodków. Pracował ze swoim powołaniem tak dobrze jak potrafił, aż w końcu trafił do Fundacji Studiów Szamańskich [27] i zaczął uczyć się core-szamanizmu, w którym przyjmuje się założenie, że "szamanizm to zbiór technik" i usiłuje się uniknąć "pułapek" szamanistycznych religii.

Istotne jest to, że po kilku latach nauk u Michaela Harnera i innych nauczycieli, praktyka core-szamanizmu doprowadziła w końcu Cowana ku dynamicznym i silnym związkom z duchami i tradycjami jego celtyckich przodków. Core-shamanism posłużył mu za wstępną bramę. Gdy tylko przekroczył jej próg, wkrótce odnalazł się w "duchowym krajobrazie" swoich rdzennych, celtyckich dróg i wiedzy druidzkiej. Te z kolei sprawiły, że jeszcze bardziej pogłębiał swoją praktykę poprzez intensywne badanie własnej kultury i duchowe pielgrzymki do mateczników jego przodków w Irlandii i Szkocji.

Nawiasem mówiąc nauka, jaka płynie z powyższego przykładu mówi, że każda forma szamanizmu, która naprawdę skłania nas ku sięgnięciu głębiej w jego istotę, może posłużyć jako dynamiczne podejścia do tego, co nazywam "kulturowym odzyskiwaniem duszy". W żadnym wypadku nie mam zamiaru odradzać komukolwiek studiów lub ćwiczeń szamańskiego uzdrawiania i terapii w Fundacji Studiów Szamańskich czy innych szkołach. Co więcej, zapewniam osobiście, że nawet elementarnych technik i metod można użyć jako furtek do dalszego kontaktu z energią przodczych duchów.[28]

Już prawie słyszę głosy niektórych czytelników kwestionujące sens adaptowania jakiejkolwiek wiary szamańskiej, która byłaby zakorzeniona w naszych dysfunkcjonalnych przeszłościach - etnicznych i religijnych. Myślę, że przyjęcie takiej wiary jest bardzo ważne z jednego szczególnego powodu. Pomimo tragicznych zboczeń z kursu i ran doświadczonych przez naszych przodków, zrozumiałem, że zaakceptowanie szamanizmu jako naszej przodczej wiary[29] jest bardzo skutecznym sposobem na to, aby umożliwić uzdrowienie osobom, które borykają się z problemami rodzinnymi i pozostałościami traum o zasięgu kulturowym. Zarówno szamanizm jak i psychologia znają prawo, że wszystko, co wyprzemy (jak na przykład krzywda) zwykle zaczyna ropieć i wywiera na nas coraz bardziej zdradliwy wpływ. Większość psychologów i doradców zgadza się co do tego, że kłopoty naszych dzieci, problemy w małżeństwach i relacjach pomiędzy członkami rodzin często zakorzenione są w dysfunkcyjnych wzorcach, które przejęliśmy poprzez wzorce naszych rodziców, które ci z kolei odziedziczyli po swoich rodzinach. Jako że my wszyscy i nasze rodziny nosimy w sobie zaburzone wzorce naszych przodków, możemy wykorzystać poznanie naszego dziedzictwa etnicznego i religijnego do uzdrowienia tych właśnie obszarów dziedziczonych zranień i kulturowych utrat duszy.

Jedną z obiecujących metod leczenia tych zaburzonych wzorców, które zostały nam przekazane z pokolenia na pokolenie jest prześledzenie ich w przeszłości aż do ich początków i wyszukanie rozwiązań właśnie tam. Z mojego doświadczenia wynika, że szamanizm jest zdolny przywrócić animistyczną wiarę w nasze życie, w naszych przodków, w totemiczne moce i w całe bogactwo naszego kulturowego dziedzictwa z praczasu. Ma to miejsce zarówno w przypadku naszych kultur etnicznych jak i tubylczych kultur walczących o przetrwanie szturmu zachodniej komercji.

Skoro odkrywanie wiary i praktyk szamańskich zakorzenionych w czyimś dziedzictwie kulturowym sprawia, iż ta osoba staje się bardziej tym kim jest, to idąc za tą logiką, praktyka taka powinna wzbogacić czyjeś zrozumienie tego, jakie jest jego miejsce na świecie. W końcu przecież szamanizm obraca się wokół pamięci i zgody na przejęcie zobowiązań wynikających z naszego zbiorowego dziedzictwa, jako istot z Ziemi - dziedzictwa, które ostatecznie przekracza kulturę. Jednak dopóki nie ogarniemy w pełni tego, kim jesteśmy i nie pogodzimy się z samymi sobą, nie będziemy w stanie naprawdę zrozumieć i uzdrawiać innych.

Dlatego ironicznym jest dla mnie fakt, że niektórzy psychoterapeuci, którzy zdecydowali się na poznanie technik szamańskich "bez religii" i włączenie ich do swojej pracy terapeutycznej, uważają teraz, że na tym kończy się przydatność szamanizmu. Słyszałem wypowiedzi niektórych psychoterapeutów, którzy zaznaczali, że używają technik szamańskich do pracy ze swoimi klientami, ale nie z samymi sobą czy swoimi rodzinami. Zawsze było dla mnie oczywiste, że autentycznego szamanizmu nie wyłącza się wraz z zamknięciem gabinetu, lecz że jest on raczej ścieżką mocy, która wypełnia i inspiruje nasze całe życie. Prawie widzę figlarne miny na twarzach rdzennej starszyzny i szamanów, kiedy słyszą, że "niektórzy ludzie w Ameryce praktykują szamanizm tylko od dziewiątej do siedemnastej".

Obawiam się, że jeśli ludzie wykorzystują szamanizm w pracy z innymi, nie używając jednocześnie tych samych transformacyjnych metod do pracy nad samymi sobą, to ich praktyka rozminie się z teorią. Twierdzę, że uzdrowiciele korzystający z technik szamańskich mogą osiągać dzięki nim takie same korzyści i klarowność "stawania się prawdziwymi sobą", jak i ich klienci.

Z mojego doświadczenia wynika, że praktycy szamanizmu, bez względu na to czy są szamanami, szamanistami czy terapeutami używajacymi szamańskich metod, dopóty będę mieć problemy z osiągnięciem swego pełnego potencjału, dopóki nie dojdą do zgody z dziedzictwem swoich przodków i nie nawiążą kontaktu z żywą przodczą wiedzą szamańską i mocą uzdrawiania, która również tam na nich czeka. Jeżeli będziemy unikać bram do świata naszych przodków i ich dziedzictwa, może okazać się, że odcięliśmy sobie ręce i nogi, zanim nauczyliśmy się ich używać.

Istnieje jeszcze jeden niepokojący trend we współczesnym szamanizmie, na który chciałbym tutaj zwrócić uwagę. Czasami zdaje się, że w niektórych kręgach miejskich uczęszczanie na warsztaty szamańskie stało się formą rekreacji czy rozrywki, a różni szamani i nauczyciele szamańscy traktowani są jak jacyś celebryci (muszę dodać, że często dzieje się tak ku ich własnemu zdumieniu). Sam miałem kiedyś okazję spotkać kilkoro "duchowych gruppies", którzy rozkoszowali się uczestnictwem w warsztacie za warsztatem, traktując każdy kolejny, jako możliwość wycięcia następnego rowka na przysłowiowym pręcie swojego "rozwoju duchowego". W ten weekend warsztaty peruwiańskie, w następny celtyckie, później majańskie, Lakota i tak dalej.

Siedzenie w kręgu z różnymi szamanami i praktykami ma oczywiście ogromną wartość. Wiele starożytnych przepowiedni sugeruje, że szamani pochodzący z wielu różnych plemion i kultur będą zbierać się razem w licznych grupach, aby wygenerować energię na nadchodzące czasy. Mnie samego zresztą bardzo przepełnia natchnienie, gdy porównuję świadectwa od ludźmi z innych tradycji i widzę, jak bardzo podobni jesteśmy i zarazem, jak różnie nasze duchy nas nauczają. Jeśli jednak to ma stanowić całość czyjejś szamańskiej ekspozycji, to czegoś tu brakuje.

Moje doświadczenie na ścieżce szamanisty mówi mi, że za każdym wzgórzem lub zakrętem na drodze może czekać na nas radosna i ekstatyczna podróż, ale także ta ścieżka może skonfrontować nas z przeszkodami lub przewężeniami, które będą uwierać naszą duszę wątpliwościami, bólem czy rozczarowaniem. Jakże często widywałem, jak adepci szamanizmu rozbijali się o tę - naturalną i dającą się przewidzieć - fazę obecną w każdym szamańskim treningu i interpretowali ją jako znak mówiący, że ta akurat tradycja nie jest dla nich odpowiednia. Dla niektórych takie "skakanie po tradycjach szamańskich" może stać się niefortunnym nawykiem, podobnym do szeregu zaniechanych związków, podczas których ktoś taki staje na krawędzi, doświadcza lęku i natychmiast kieruje się ku następnemu związkowi z nadzieją, że z następna osobą nie będzie mu dane stanąć oko w oko ze swoimi "wewnętrznymi potworami".

Aby wyrazić się jaśniej, przytoczę tutaj wymowną opinię Orena Lyonsa, Wodza Klanu Żółwia i strażnika wiary Irokezów Onondaga z Konfederacji Haudenosaunee:[30] "My, Irokezi, mamy własny koncept, który nazywamy 'bieganiem pomiędzy długimi domami'. Dzieje się tak, gdy ktoś przebiera w różnych religiach i tradycjach, ale nie może zdecydować się na wybór jednej ze ścieżek. Takiego kogoś można wyobrazić sobie jako osobę z nogami w dwóch różnych łódkach. Kiedyś te łódki zaczną odpływać w różnych kierunkach. Zgodnie z naszym zrozumieniem ważne jest to, aby człowiek wybrał swoją łódkę i zaznajomił się z nią zanim nastaną ciężkie czasy. Tylko wówczas ta łódka będzie mogła być dla niego wsparciem. Czasami widujemy ludzi, którzy mają naprawdę ciężko w życiu i nie wiedzą gdzie się udać. Nie znaleźli oni bowiem ukojenia w swoich łodziach, a to może oznaczać prawdziwe problemy."

Tym wszystkim miejskim praktykom, którzy z jakichkolwiek powodów nie mogą oddać się intensywnemu, dogłębnemu terminowaniu u doświadczonych szamanów, chciałbym zaproponować pewien eksperyment, który mi osobiście bardzo pomógł. W starym świecie Celtów istniało przekonanie, że świętym zobowiązaniom i naukom powinno poświęcać się "jeden rok i jeden dzień". Zgodnie z nim, za każdym razem gdy pewien zestaw technik bądź wiedza przekazywana mi przez szamana, szamanistę bądź nauczyciela szamanizmu współgra ze mną, podejmuję się ćwiczyć je przez miesiąc, nie mówiąc przy tym nikomu ani słowa. Pod koniec każdego dnia zadaję sobie następujące pytanie: "Jakie wartości wniosła do mojego życia ta praktyka?" oraz "Co się stanie, jeśli podążę tą ścieżką w skryciu i nikt nie będzie wiedział, czym się zajmuję?" Stan umysłu jaki osiągam podczas takiego eksperymentu nie tylko uczy mnie cierpliwości i skromności, ale również pomaga w lepszym zrozumieniu i zintegrowaniu nowych technik, zanim jeszcze zacznę nauczać innych.

Ponadto, czasami gdy zagłębiam się w cichym procesie ćwiczeń, celowo przywołuję uważność jakiej używali członkowie wielu kultur szamańskich do ćwiczenia latami swoich technik w ukryciu, tak aby uniknąć prześladowań. Przesiadywanie w ogniu tej uważności uczy mnie docenienia całej wiedzy, którą otrzymuję na swojej drodze i przypomina mi o tym, że w wielu rejonach świata ludzie są w dalszym ciągu prześladowani i zabijani za praktykowanie szamanizmu.

Mam nadzieję, że teraz, na progu nowego tysiąclecia, kwestie poruszone w tym artykule wniosą zdrową dawkę realizmu, ugruntowania i pokory do światka współczesnego szamanizmu. Mam nadzieję, że model Spektrum Szamańskiego, który tu promuję, przyczyni się do lepszego zrozumienia i zauważenia różnorodności doświadczeń szamańskich, poznania różnic w ich intensywności, głębi oraz efektywności poszczególnych tradycji i technik nie ujmując jednak wartości żadnemu z odcinków tego Spektrum. Gdy już staniemy się świadomi gdzie jest akurat teraz nasze miejsce na Spektrum i pozostaniemy otwarci na to, gdzie duchy zechcą nas następnie zabrać, lepiej zrozumiemy to, w których aspektach naszego życia możemy zrobić użytek z szamanizmu.

Gdy już uda nam się zrozumieć, że szamanizm nie jest po prostu zestawem technik, a raczej animistyczną szamańską wiarą, będzie nam łatwiej nawiązać głębszą więź z naszymi rodowymi, przodczymi korzeniami i pomoże to nam żyć bardziej pełnym życiem. Pojmowanie szamanizmu jako wiary pomaga nam zrozumieć to, że każdy z nas jest przepełniony zaraźliwym i majeutycznym (z greckiego: związanym z położnictwem) duchem. Oddając się głębiej temu paradygmatowi szamańskiego życia, możemy wykształcić w sobie przemożną pokorę, która pozwoli nam sobie nawzajem służyć jako duchowi położnicy.

Wtedy może okazać się, że twoja i moja skóra oparta jest na tych samych kościach. Okaże się, że potrafimy użyć szamanizmu jako katalizatora zmian w naszych rodzinach i kulturze. Okaże się, że umiemy odnaleźć szamańskie rozwiązania niektórych bolączek naszych czasów, a nawet tych poważniejszych problemów, które zdają się już wyzierać zza horyzontu. Pojawi się nadzieja na nowe tysiąclecie.

Frank Henderson MacEowen jest szamanistą w tradycji swoich przodków z Gór Szkockich. Doradca, mediator, konsultant organizacyjny i prowadzący odosobnienia.[31] Jest zapalonym miłośnikiem górskich spacerów, często można go spotkać ubranego w kilt, w jego "Highlands" - Boulder w stanie Colorado. MacEowen naucza w ośrodkach holistycznych i na konferencjach w USA, pracuje teraz nad swoją pierwszą książką,[32] traktującą o szamańskich aspektach kultury Gór Szkockich (Highlands) i Orkadów. Można się z nim skontaktować mailowo przez jego stronę: www.highlandwisdom.com.[33]

[1] Polski przekład: Szamanizm i archaiczne techniki ekstazy, Warszawa, 1994. Oryginał z 1951 roku. Polski czytelnik dostał tę książkę z opóźnieniem 43 lat.


[2] Tyt. oryg.: The Way o f the Shaman, 1980. Polski przekład pt. Droga Szamana, Wrocław (Wyd. Dolnośląskie) 2007 - niechlujny i nieprofesjonalny, zob. recenzje w Tarace: Pierwsze kroki szamana, Errata książki "Droga szamana" Michaela Harnera.


[3] Brak polskiego przekładu.


[4] en.wikipedia.org/wiki/Rosebud_Indian_Reservation


[5] Oryg.: to "walk between the worlds" (cudzysłów Autora).


[6] Oryg.: "ancestral transmission" (cudzysłów Autora).


[7] Oryg.: Scottish Highland. Góry Szkocji, Highland/s, zamieszkują ludzie pochodzenia celtyckiego i (dawniej) piktyjskiego, podczas gdy wybrzeża i niziny zostały skolonizowane przez przybyszów ze Skandynawii i Anglii.


[8] Oryg.: an out-of-body soul flight.


[9] en.wikipedia.org/wiki/Midewiwin


[10] Polskie słowo "doświadczenie" jest dwuznaczne, ale w oryg. zawsze: experience.


[11] Redaktor, jako fizyk z wykształcenia, zauważa, że Autor zawyżył liczbę wymiarów! Opisana przezeń linijka naprawdę jest jednowymiarowa, "fala" - dwuwymiarowa.


[12] Oryg.: psychic.


[13] Oryg.: Otherworld.


[14] Pisarz, szaman i wróżbita urodzony w Burkina Fasso, więcej w Wikipedii i na jego stronie.


[15] Albo: Dagaaba, narodowość z Ghany i Burkina Fasso.


[16] Sarangerel Odigon, 20.VIII.1963 - 28.II.2006, urodzony w USA mongolski szaman, działający także w Buriacji i Tuwie, praktyk tengryzmu, autor dwóch (napisanych po angielsku) książek: Chosen by the Spirits: Following Your Shamanic Calling i Riding Windhorses: A Journey into the Heart of Mongolian Shamanism.


[17] Oryg. village shamans. Mongołowie nie żyją w "wioskach" - Autor użył słowa village dla przeciwstawienia tradycyjnych "etnicznych" szamanów, "szamanom miejskim", urban shamans, czyli tym "zachodnim" i "książkowym".


[18] en.wikipedia.org/wiki/Alberto_Villoldo


[19] Oryg.: "culture-free spirituality", cudzysłów Autora.


[20] Oryg.: "spiritscape", cudzysłów Autora.


[21] Oryg.: near-death experience; po angielsku jest to utarty techniczny termin, w skrócie NDE.


[22] W oryg. czuje się grę słów whole - heel, więc ten fragment można rozumieć też: "uzdrawia nas".


[23] Dopisek wskazany ze względu na amerykański kontekst tego artykułu.


[24] Core-shamanism - Michael Harner tak nazwał własny styl neoszamańskich praktyk, promowany jako właśnie "wolny od kultur".


[25] riverdrum.com/pages/AboutTom.htm


[26] Fire in the Head: Shamanism and the Celtic Spirit. Shamanism as a Spiritual Practice for Daily Life


[27] The Foundation for Shamanic Studies, fundacja założona i kierowana przez Michaela Harnera, nauczająca jego core-shamanism'u.


[28] Oryg.: ancestral spirits.


[29] Oryg.: ancestral faith.


[30] Własna nazwa Irokezów. Także czytaj: Onondaga.


[31] Oryg.: retreat facilitator.


[32] F. H. MacEowen opublikował dotąd trzy książki: The Mist-Filled Path (New World Library, 2002), The Spiral of Memory and Belonging (New World Library, 2004), The Celtic Way Of Seeing (New World Library, 2007).


[33] Już nie istnieje; też nie istnieje druga witryna Autora: www.solasdana.org.


Komentarze (2) »


1. Co się dzieje z McEowenem • autor: Krabat 2011-10-26 11:33:42

Witam,

czy udało się skontaktować z McEowenem? Czy wiadomo co się z nim dzieje?

2. Nie wiadomo • autor: Wojciech Jóźwiak 2011-10-26 11:59:38

Nie wiadomo :(


Autor, jego teksty


Drukuj



11



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
odrodzenie szamańskich praktyk w nowym tysiącleciu
40. Ciemna strona szamańskiego języka, sława słowianom
Jasz - Piorun - Jasień, sława słowianom
Postylla Łukasza z Wielkiego Koźmina, sława słowianom
Jasz - Piorun - Jasień, sława słowianom
Szamanizm..., Szamanizm, jedno ze zjawisk charakterystycznych dla wierzeń i praktyk religijnych pier
Szamanizm..., Szamanizm, jedno ze zjawisk charakterystycznych dla wierzeń i praktyk religijnych pier
Crowley Aleister - Magia w Teorii i Praktyce, okultyzm i magia, magia, szamanizm
Magia w praktyce, okultyzm i magia, magia, szamanizm
Praktyczne cwiczenia szamanskie, Szamanizm, rozwoj duchowy
PODSTAWY CYWILIZACJI EUROPEJSKIEJ słowianie i ludy pierwotne, Ludy pierwotne rzadko kiedy zajmowały
Data 23. 03 W nowym domu, Scenariusze i hospitacje - praktyki
De Bono Z nowym myśleniem w nowe tysiąclecie
Placebo w codziennej praktyce lekarskiej3
Praktyczne zasady antybiotykoterapii
Praktyczna interpretacja pomiarów cisnienia
011 problemy w praktyceid 3165 ppt

więcej podobnych podstron