Telewizja jako medium które zubaża czy wzbogaca odbiorcę ?
Telewizja już od czasu jej wynalezienia postrzegana była za wielkie odkrycie, które zmieni życie wszystkich ludzi. Tak też się stało, przekazywanie informacji na odległość, za pomocą obrazu, stało się rzeczywistością. Kiedy do informacji wizyjnej dodano jeszcze informację dźwiękową, rokowania dotyczące TV znacznie wzrosły. Telewizja stała się nowym rodzajem sztuki, posługującej się własnymi środkami wyrazu, korzystającej z osiągnięć literatury, plastyki, teatru i muzyki. Wraz z upływem czasu powstawało coraz to więcej nowych programów, a zasięg nadajników stale powiększano i budowano nowe stacje nadawcze, aby wszyscy ludzie mogli je odbierać. W dniu dzisiejszym telewizja jest największym i najpopularniejszym medium, które swym zasięgiem obejmuje całą kulę ziemską, gdyż w drodze postępu technicznego możliwe stało się nadawanie programów za pośrednictwem sztucznych satelit, co dało możliwość odbioru danego programu w dowolnym miejscu na globie. Równocześnie z rozwojem techniki telewizyjnej, rodzaj i tematyka nadawanych informacji również ulegała zmianom. W początkowych fazach rozwoju telewizji, wśród nadawanych programów przeważały filmy komediowe i sensacyjne, traktujące o losach zwykłego, szarego człowieka. Z czasem dziedzina filmu zaczęła się rozrastać i powstawały filmy biograficzne, kostiumowe, fabularne, dokumentalne, oświatowe, instruktażowe, psychologiczne, intelektualne. W dniu dzisiejszym ogromną popularnością wśród widzów cieszą się filmy telewizyjne, tzw. seriale. Najczęściej są to fabularne filmy seryjne, z powtarzającymi się bohaterami lub podobną tematyką.
Telewizja rzeczywiście stała się środkiem przekazu informacji, który przyciąga miliony ludzi na całym świcie, a to dlatego że każdy z oglądających może znaleźć materiały na interesujący go temat. Telewizja to przecież nie tylko filmy. Dla ludzi szukających informacji dotyczących aktualnych wydarzeń na świecie i w kraju, stworzono całe sieci programów o charakterze informacyjnym. Dzięki temu możemy na bieżąco śledzić życie polityczne poszczególnych krajów, spotkania polityków i innych wpływowych ludzi, którzy odgrywają ważne role w rozwoju i kształtowaniu świata. Możemy też zaczerpnąć informacji o pogodzie, klęskach, katastrofach i problemach z którymi borykają się ludzie na różnych kontynentach. Problemem nie jest też zdobycie danych na temat sytuacji finansowej wybranych regionów, czy aktualnych kursach akcji w różnych krajach. Poszukiwacze przygód mogą "zwiedzać" świat nie ruszając się z własnego domu. Istnieje przecież ogromna ilość różnego rodzaju programów przyrodniczych, krajoznawczych, turystycznych. Oko kamery pokazuje piękno przyrody, a nierzadko dociera do miejsc, gdzie stopa ludzka jeszcze nie stanęła. Kibice mają możliwość obserwowania rozgrywek swojej ulubionej drużyny, uzyskania informacji na temat każdego z zawodników, obejrzenia wywiadu z trenerem, czy w końcu "uczestnictwa" w imprezach sportowych rozgrywających się na terenie całego świata. Przykładem na to jak bardzo ważną rolę przejmuje wtedy telewizja, mogą być miliony widzów przed TV podczas Igrzysk Olimpijskich lub Mistrzostw świata w Piłce Nożnej. Dodając do tego jeszcze bajki dla dzieci, programy kulinarne, edukacyjne, spektakle artystyczne, koncerty muzyczne, programy pomagające w nauce języków obcych, możemy stwierdzić, że w telewizji każdy może znaleźć coś dla siebie.
Istnieją jednak minusy wynikające ze zbyt częstego oglądania telewizji. Zaczynając od szkodliwego działania obrazu telewizyjnego na oczy ludzkie, poprzez marnowanie czasu, a na odizolowaniu się od znajomych i społeczeństwa kończąc. Oprócz wartościowych programów nadawane są również niezliczone ilości bezsensownych i bezużytecznych audycji, które nie posiadają żadnych walorów poznawczych, a których oglądanie może być jedynie stratą czasu. Istotna jest umiejętność selekcji i wybieranie tylko tych programów, które nas interesują lub z których uzyskane informacje mogą się nam do czegoś przydać
Wyraźny jest fałszywy pogląd o przewadze telewizji nad kinem. Dawniej ludzie częściej oglądali filmy na dużym ekranie, a dziś większość społeczeństwa woli obejrzeć w domu wersję telewizyjną wyświetlanego filmu. Niestety, nie tyczy się to tylko kina. Obserwujemy też zubożenie widowni w teatrach i operach. Do normalności należą puste miejsca na sali podczas odgrywania sztuki czy innego spektaklu. Znacznie rzadziej też odwiedzamy galerie, muzea, różnego rodzaju pokazy artystyczne. Młodzież coraz rzadziej styka się z prawdziwą sztuką, dlatego że odbiera ją tylko za pośrednictwem telewizji, która nie jest w stanie przekazać żadnych dodatkowych efektów prócz wizji i dźwięku. To co człowiek przeżywa przed telewizorem jest tylko namiastką tego, co przeżywałby w sali teatru czy opery. Adaptacje filmowe lektur ograniczają rozwój umysłu i wyobraźni, ponieważ oglądając film nie jesteśmy zmuszani do myślenia. To co oglądamy jest wykreowane przez wyobraźnię reżysera i sposób w jaki odebrał on treść przedstawianej lektury. Wybierając tę metodę poznania książki przejmujemy jego postawy, oceny i punkt widzenia. Jesteśmy pozbawieni własnej interpretacji i własnego wyobrażenia o przedstawianym świecie, a przecież każdy człowiek jest indywidualnością i każdy inaczej wyobraża sobie opisywane w tekście postacie i przedstawiane sytuacje. Ludzie stali się wygodni i uważają, że wszystkie informacje mogą zdobyć z telewizora. Nie jest to zachowanie godne pochwały, gdyż telewizja nie jest w stanie oddać wszystkich wrażeń jakie towarzyszą określonemu przeżyciu. Oglądanie tylko telewizji można porównać do lizania lizaka przez szklaną szybę. Nie odczuwamy wtedy żadnego smaku i nie znajdujemy w tym żadnej przyjemności.
Uważam, że telewizja jest medium stwarzającym ogromne możliwości przekazu informacji, jednak ludzie nie powinni poprzestawać tylko na jej oglądaniu. Może być traktowana, co najwyżej, jako środek pomocniczy, dodatkowy, który jest w stanie ułatwić nam poznawanie świata, sztuki, kultury, ale nie jest w stanie całkowicie tego zastąpić. Nie należy zrywać z czytaniem książek, chodzeniem do kina czy teatru, bo tylko wtedy będziemy mogli doświadczać sztuki przez duże "S". Telewizja może też służyć, od czasu do czasu, zabawie, wypoczynkowi, miłemu spędzeniu czasu, relaksowi, jednak nie powinniśmy całkowicie się jej podporządkowywać.Moim zdaniem, w dzisiejszych czasach, telewizja zubaża odbiorcę, ponieważ ten postrzega ją jako podstawę, punkt odniesienia, bazę.
"Szewcy" Stanisława Ignacego Witkiewicza - twarz XX wieku.
Powstały w latach 1931-1934 dramat Stanisława Ignacego Witkiewicza "Szewcy" stanowi najlepszą w dorobku Witkacego próbę przeniesienia zasad teorii Czystej Formy na scenę. Akcja utworu skupia się wokół problemu kolejnych przewrotów i rewolt. Każda następna rebelia jest groźniejsza od poprzedniej, a jej skutki są jeszcze bardziej przerażające.
Pierwszego przewrotu dokonuje prokurator Robert Scurvy przy pomocy faszystowskiej bojówki Dziarskich Chłopców Puczymordy i osadza Szewców w więzieniu. Po przewrocie faszystowskim mamy do czynienia z komunistyczną rebelią samych tytułowych Szewców, którym pod przywództwem Sajetana udaje się wyrwać z więzienia. Zostanie on jednak wkrótce pozbawiony władzy i zamordowany. Możemy tutaj zauważyć wyraźną analogię do sytuacji w Związku Radzieckim, kiedy to czystki lat dwudziestych spowodowały wymordowanie starych, "prawdziwych" komunistów, którzy przeprowadzili Rewolucję Październikową. Następnie po władzę usiłuje sięgnąć anarchistyczny Hiper-Robociarz, rzucający bombę, która okazuje się być termosem do herbaty. Hiper-Robociarz gardzi nawet Czeladnikami, którzy są dla niego pseudo-rewolucjonistami, fałszywymi tchórzami. Ostatnie zdanie będzie jednak należało do dwóch tajemniczych postaci którymi są X i Abramowski. Prezentują oni ostateczny totalitaryzm, całkowitą uniformację oraz władzę absolutną. Są to ludzie pozbawieni uczuć, zapowiadają sztuczny, zmechanizowany świat, w którym nie będzie miejsca dla człowieka jako autonomicznej jednostki. Dla Witkacego Towarzysze X i Abramowski byli właśnie ucieleśnieniem ostatecznej katastrofy, jaka czeka świat. Zanikanie takich wartości jak religia, filozofia i sztuka, spowoduje wielki kryzys. Stanie się tak dlatego, że wartości te od wieków stanowią o postępie i rozwoju cywilizacyjnym. Świat zmierza do ujednolicenia wszystkich ludzi, odebrania jednostce prawa wyboru, niezależności i intymności. Najsmutniejszym jednak wnioskiem jest fakt, iż według Witkacego, dla takiego rozwoju wydarzeń nie ma alternatywy. Odpowiedzią na rewolucję może być tylko kolejna rewolucja.
Prokurator, księżna, Szewcy, Dziarscy Chłopcy, Hiper-Robociarz są przedstawicielami różnych, dziwnych klas. Myślę, że Witkiewicz chciał w ten sposób ukazać swoją wizję przyszłego społeczeństwa. Można jednak zauważyć, że samej księżnej, nie są w stanie zniszczyć wszelkie przewroty. Erotyzm i cielesność adoptuje się do wszelkich przemian. Świat przedstawiony w dramacie zmierza do nieuchronnej katastrofy. Degradacji ulegają wszelkie uczucia, bohaterowie mają okaleczoną i zniekształconą psychikę przez co zachowują się jak obłąkani. Uczucie prokuratora do księżnej nie ma nic wspólnego z miłością. Jest to tylko perwersyjne pożądanie. Przedstawione postacie posługują się językiem wulgarnym, w którym dużą rolę ogrywają erotyzm i przemoc. Najbardziej tragiczną prawdą, jaką można wysnuć z "Szewców" jest przeświadczenie, że ludzie, którzy zdobyli władzę, staną się wkrótce tacy sami jak ci, którym tę władzę odebrali. Każdy władca musi więc stać się, prędzej czy później tyranem narodu nad którym sprawuje swą władzę.
Wnioski, jakie wynikają z lektury Szewców, są zastanawiająco trafną oceną świata dwudziestego wieku. Witkacy uważa, że z rewolucji największe korzyści odnoszą ludzie zupełnie inni niż ci, którzy ją przeprowadzali, czego najlepszym przykładem może być los Szewców.Witkacy przypomina bardzo ważną prawdę historyczną, która mówi, że każda rewolucja pożera własne dzieci. Tu jako przykład mogą służyć dzieje Sajetana Tempe, który po obaleniu faszyzmu i zaprowadzeniu komunizmu zastaje zabity.Od tej pory jest już tylko sztandarową legendą ustroju, symbolem komuny. W obecnych czasach wszelkie reformacje mają na celu osiągnięcie dobrobytu. Tak też jest w dramacie Witkiewicza. Autor wziął się tu za zjawisko rewolucji i rozważa je ukazując następstwo oraz przemienność rewolucjonistów i władzy, jaskrawo obrazując, że nie idea a właśnie dobrobyt jest tu z reguły celem, i że w konsekwencji dochodzi do zmiany ludzi przy sterze, a nie ustroju. Kolejne bunty nie przynoszą nic nowego, poza zmianami personalnymi.
Moim zdaniem dramat Witkiewicza "Szewcy" jest doskonałym obrazem XX wieku. Zanik religii, sztuki i filozofii są przyczyną ujednolicenia społeczeństwa. Ludzie przyjmują określone pozy, postawy i popadają w schematy. Odebrane zostaje im prawo do intymności, prywatności i indywidualności.
Dlaczego "Pana Tadeusza" uznaje się za najpiękniejszą polską książkę ?
Jednym z owoców twórczości Adama Mickiewicza jest "Pan Tadeusz". Podczas czytania poematu możemy odczuć wrażenie że jest on w jakiś sposób inny od poprzednich dzieł poety. Jest to utwór opowiadający o sprawach zwykłych ludzi, o sprawach smutnych oraz wesołych, ale zawsze kończących się szczęśliwie. "Pan Tadeusz" jest utworem prawdziwym, realistycznym. tłem historycznym jest kampania napoleońska, gdzie bardzo wyraźny jest kult Bonapartego, z którym Polacy na początku dziewiętnastego wieku wiązali ogromne nadzieje na odzyskanie niepodległości. Cały utwór jest jakby zwrócony w przeszłość, stąd tak liczne opowieści o dawnych dobrych czasach, które tak samo przeminęły, jak bezpowrotnie przeminie życie poznawane w scenach utworu. "Pan Tadeusz" nie jest jednak utworem dotyczącym tylko spraw ogólnych. Jest to także obraz ówczesnej Polski i Polaków, zawiera także wiele prawd i postulatów autora. Kiedy powstawał, sprawa polska przedstawiała się bardzo źle. Życie polityczne i kulturalne zarówno w kraju jak i na emigracji zamierało. Rwała się łączność między emigrantami a krajem, a emigracja podzielona była między stronnictwa nawzajem się zwalczające.
O popularności utworu Mickiewicza decyduje przede wszystkim bogactwo różnego typu obserwacji, sensacyjno-przygodowa fabuła, i prostota postaci poematu. Pod względem fabuły "Pan Tadeusz" jest jedną z najlepszych polskich opowieści, skonstruowaną według zasad gatunku. Podobnie jak w powieści przygodowej trudno odgadnąć, jak skończą się perypetie bohaterów. Budzącą zaciekawienie atmosferę tajemniczości wprowadza Mickiewicz już od pierwszych wierszy. Na przykład zagadkowy podróżny, pusty dwór, dziwne spotkanie w dawnym pokoju Tadeusza. Niektóre z tych zagadek wyjaśnione zostają w wierszach następnych, ale na niektóre znajdujemy odpowiedzi dopiero w dalszych częściach utworu. Intrygująca jest wspomniana sprawa napoleońska, i związane z nią nadzieje Polaków. Dopiero jednak finał przynosi konkretniejsze informacje o Legionach. Raz po raz pojawiają się różne pytania, pobudzające ciekawość, zmuszające do szukania odpowiedzi. Trudno w przypadkowym miejscu oderwać się od tej książki.
"Pan Tadeusz" zaciekawia, a po skończonej lekturze pozostaje uczucie żalu, że to już wszystko, że nie ma dalszego ciągu. Ale gdy po pewnym czasie znowu zajrzymy do tej "Historii szlacheckiej z roku 1811 i 1812" stwierdzimy, ile tu jeszcze różności. Kiedy nasze zainteresowanie skupione było na śledzeniu fabuły utworu, wymknęły się one naszej uwadze. Jak na przykład wygląd szlacheckiego dworku sprzed półtora wieku, opisy obyczajów, strojów i setki przeróżnych informacji o życiu w tamtej epoce. Należy jednak pamiętać że mimo tej olbrzymiej realistyczności Mickiewicz także zaciera i koloryzuje prawdę. Na przykład historia z zajazdem (przedstawiająca zwykłe bezprawie), czy scena w karczmie wystawiająca szlachcie dziwne świadectwo. Ale tego wszystkiego nie odczuwa się przy lekturze "Pana Tadeusza". Wszystko wydaje się naturalne, co najwyżej zabawne. "Pan Tadeusz" był ucieczką od rzeczywistości. Upadek powstania listopadowego, trudne położenie emigrantów polskich, kłótnie wśród samej emigracji, wszystko to sprawia że zamysł Mickiewicza wydaje się oczywisty. Jego genialna realizacja jest świadectwem nie tylko talentu, ale też potęgi marzeń i tęsknoty poety. Szczegółowe i dokładne opisy, mnóstwo wiadomości spotykanych na każdej stronie tekstu świadczą o tym wymownie. W tym właśnie tkwi wielkość "Pana Tadeusza", a zawarte w nim żywe wzruszenia każą nam
ciągle do niego wracać.
Uzasadnij, że "Tango" Stanisława Mrożka jest parodią dramatu rodzinnego.
Stanisław Mrożek prezentuje w swoim dramacie groteskową wizję świata, pełną błazenady, wyolbrzymienia, form karykaturalnych. Wydarzenia, które prezentuje utwór, składają się na obraz, dzięki któremu "Tango" możemy uznać za tragikomedię. Była sobie rodzina. Najstarsi: Eugeniusz i Eugenia, rodzice: Stomil i Eleonora, ich syn Artur i jego narzeczona Ala (zresztą kuzynka). Rodzina nieco dziwna: dziadkowie udają nastolatków, rodzice protestują przeciw jakimkolwiek konwencjom: stroju, zachowania, moralności - po prostu zachowują się jak "anty-rodzice". W całym tym bałaganie Artur - pragnie uporządkowania świata. Buntuje się przeciwko nowatorskim pomysłom rodziców, nie może znieść ich "młodzieńczości" i braku zasad. Artur pragnie ładu, odwołuje się do tradycji starych form, chce urządzić sobie mieszczański ślub, nosi elegancki garnitur i przestrzega konwenansów. Mamy więc także typowy konflikt pokoleń: syn przeciw rodzicom, tyle, że zupełnie odwrócony, bo rodzice reprezentują "szaleńcze nowości" a syn tradycję i uporządkowanie. Na scenę wkracza Edek - typ prymitywny, z innej klasy społecznej (ni chłop, ni proletariusz), kochanek matki. Artur ze swoim intelektualnym podejściem do życia nie może nic zdziałać.
Po śmierci babci orientuje się, że dokona czegokolwiek tylko za pomocą siły. Chce wykorzystać bezmyślnego Edka, lecz okazuje się, że Ala zdradziła go z Edkiem, a więc bohater pragnie zabić rywala. Niestety - Artur ginie, władza przypada tępemu Edkowi, który nad trupem bohatera odtańcowuje zwycięskie tango z Eugeniuszem.
Tragikomiczne "Tango" ze swoją groteskową wizją świata przedstawia obraz rewolucji. Jeśli konflikt rodzinny starzy - młodzi zastąpimy prawidłowością historyczną a rodzinę uznamy za społeczeństwo, ujrzymy walkę o władzę, porewolucyjny chaos (pewnego zwycięstwa - "rewolucji" dokonali już przecież Stomil i Eleonora). "Tango" jest o rewolucji (protest rodziców przeciw konwencjom dziadków i zwycięstwo). Rewolucja pociąga za sobą kontrrewolucję - pragnienie ładu Artura, próbę zamachu stanu przez wprowadzenie dawnych wartości. Zwycięża zaś siła - totalitarny, bezmyślny, Edek. I jest to świetnym zobrazowaniem rewolucji społeczno-politycznych tego świata.
O rewolucji obyczajowo-artystycznej. Na temat rewolucji społecznej nakłada się wymiar obyczajowo-artystyczny. Tam rodzinę zrównaliśmy ze społeczeństwem, tu nazwijmy sztukę - rewolucją. Formy, konwencje upadają - ich przeciwieństwo staje się znów formą do obalenia. Już samo odwrócenie ról w układzie rodzinnym jest parodią sztuki opartej o schemat rodziny i konfliktu pokoleń, jest też parodią awangardy w sztuce, bo awangardę reprezentują tu rodzice Artura. Zwycięża Edek - i jego tępota, a zatem zwycięży też tania, masowa sztuka (symbolem jej jest tu popularne tango). O kryzysie i upadku wartości - cały proces przemian: najpierw bunt rodziców, potem kontra Artura przeciw rodzicom a wreszcie zwycięstwo Edka - to obraz rewolucji, która doprowadza do upadku wartości duchowych i do zwycięstwa siły prymitywnej, władzy materialnej. Artur poszukuje wartości - idei, która jeszcze się nie zużyła. Nie znajduje jej. Okazuje się zresztą, że i w jego przypadku idea podporządkowania była dużo mniejszą niż zwykła ludzka zazdrość i miłość, która spowodowała chęć zabicia Edka. Finał dramatu i w tym sensie - rozpatrywania kryzysu wartości - jest pesymistyczny - zwyciężyły bezmyślność i siła, kryzys wartości jeszcze się powiększył.
Życie, podobnie jak proces, można wygrać lub przegrać.
Życie, podobnie jak proces, można wygrać lub przegrać. Każdy z nas jest panem swojego losu i to właśnie od każdego z nas zależy to, w jaki sposób przejdzie przez swoje życie. W literaturze dominuje obraz bohatera, który mimo wszystkich prób i działań podejmowanych przez niego w celu uzyskania określonego celu, w konsekwencji ponosi klęskę i przegrywa. Kiedy przypomnimy sobie klimaty panujące w utworach Młodej Polski możemy zauważyć przekonanie, że los nie jest łaskawy dla pokolenia żyjącego w ostatnich latach dziewiętnastego stulecia. "Koniec wieku XIX" Tetmajera pokazuje nastroje, jakie przeważają wśród ówczesnego pokolenia, ukazuje dekadencką postawę. Przemawia nie tylko w swoim imieniu, ale także w imieniu wszystkich, którzy żyją w końcu stulecia. Jest to czas przełomu, a ludzie tego czasu są pełni smutku, znużenia i beznadziejnej rozpaczy. Właściwie w nic nie wierzą, wydaje im się, że wszystko człowiek robi na próżno, że czeka go walka, którą przegra i porównuje człowieka do mrówki, która rzucona na szyny nie może przecież walczyć z pędzącym pociągiem. Z góry jest skazana na przegranie i nie jest w stanie nic zrobić, aby temu przeciwdziałać. Człowiek okresu przełomu wieków jest przepojony pesymizmem, zniechęcony do czegokolwiek i kogokolwiek na świecie. Poczucie beznadziejności spycha go w dół, chyli się on "ku upadkowi".
Podobny nastrój można zauważyć także w innym wierszu Tetmajera "Nie wierzę w nic". Brak wiary, dążenia do czegokolwiek, zapału a nawet marzeń prowadzi do odczłowiecze-nia. Ludzie pogrążają się tylko w rozpaczy, nie mają już nic oprócz pragnienia pogrążenia się stanie Nirwany. Cierpią oni
bardzo z tego powodu, że brak im celu w życiu, że nigdzie nie mogą znaleźć uspokojenia i zadowolenia, że przegrali swoje życie.
Również w "Krzaku dzikiej róży" Kasprowicza dostrzegamy poczucie zagrożenia dla człowieka poprzez grozę, szarość i wielkość rzeczywistości. Dużą wymowę ma sąsiedztwo próchniejącej limby - drzewo, które uznawane jest za symbol siły i ponadczasowości, a przynajmniej symbol długiego trwania, może być zniszczone przez niewielką siłę, jaką posiada kropelka rosy. Człowiek, najwyższa wartość na świecie, istota rozumna, może być tak szybko zniszczona przez warunki w jakich się znalazła.
W "Ludziach bezdomnych" Stefana Żeromskiego widoczna jest tragiczna walka doktora Judyma o słuszność swoich racji. Bohater pragnie za wszelką cenę przeciwstawić się skompromitowanym lekarzom, którzy postrzegają w swoim zawodzie jedynie sposób na zarabianie pieniędzy, a pomoc ludziom odsuwają na dalszy plan. Judym, pomimo ogromnego zaangażowania i poświęcenia ponosi klęskę i w konsekwencji również przegrywa.
W "Moralności pani Dulskiej" mamy zaś do czynienia z nieświadomością bohatera, dotyczącą wątpliwej wartości jego życia. Zacofana Dulska krytykuje i ocenia marne, w jej oczach, życie innych, a sama nie jest w stanie spojrzeć na swoją osobę z dystansu i nie jest zdolna do samokrytyki. My, jako obserwatorzy-czytelnicy, możemy z całkowitą odpowiedzialnością powiedzieć, że Dulska przebywając ciągle w swoich "czterech ścianach" i nie uznając żadnych wartości, przegrała swoje życie.
Zofia Nałkowska w "Granicy" porusza problemy bohaterów pochodzących z różnych grup społecznych. Zenon Ziembiewicz - młody inteligent pochodzenia ziemiańskiego, mimo małżeństwa z Elżbietą Biecką - panią z dobrego domu, nadal postanawia romansować ze swoją kochanką - Justyną. Jego niezdecydowanie doprowadza w końcu do tragedii i zaprzepaszcza on szansę dla siebie na wygodne i godziwe życie. Zaraz po tym jak Justyna oblewa jego twarz kwasem, Zenon popełnia samobójstwo.
Sprawa dotycząca wygrania lub przegrania swojego życia tak jak procesu, nie dotyczy jedynie książkowych bohaterów. W dzisiejszych czasach młodzi ludzie wkraczający w dorosłe życie, również muszą zdecydować o tym jak potoczą się ich losy. Niejednokrotnie jesteśmy świadkami tego w jak bezmyślny sposób można zmarnować życie swoje, a nierzadko też innych ludzi. Młodzież, posiadająca duże perspektywy na przyszłość, mogąca odnosić sukcesy i dawać przykład innym, coraz to częściej stacza się na dno przez narkotyki, alkohol lub działalność przestępczą. Niestety, podobnie jak w literaturze tak też w rzeczywistości, większość osób przegrywa. Najczęściej winni temu są właśnie oni dlatego, że nie potrafią lub są zbyt słabi, aby w odpowiedzialny i dojrzały sposób pokierować swoim życiem.
"Przedwiośnie" - książka irytująco aktualna (?)
Powieść Stefana Żeromskiego "Przedwiośnie" przedstawia surowy osąd autora nad pierwszymi latami niepodległości. Pisarz nie mogąc się pogodzić z trudną sytuacją społeczno-polityczną w odrodzonym państwie, widząc narastające wokół zagrożenia i groźbę komunistycznej rewolucji, chciał przestrzec naród polski przed katastrofą.
Tytuł powieści możemy interpretować na różne sposoby. "Przedwiośnie" w odrodzonym państwie - Polska odzyskała niepodległość tylko politycznie, ale nie gospodarczo i ekonomicznie. Wszyscy zaborcy prowadzili odmienną politykę wobec Polski. Polacy byli zmęczeni pięćdziesięcioletnimi rządami komunistów, zdezorientowani, coraz biedniejsi, aż w końcu tracąc nadzieję na poprawę swojego losu wybrali "Solidarność" Niestety znowu zaczęły się strajki i niezadowolenie ludności. Było to wywołane rozczarowaniem społeczeństwa wolnym tempem przemian oraz koniecznością ogromnego wysiłku całego narodu.Polacy cieszyli się że w końcu po latach walk i wojen będą obywatelami niepodległego kraju. Nie dostrzegali jednak tego, że kraj był wewnętrznie rozbity, ziemie należące do różnych zaborców różniły się od siebie gospodarczo i politycznie.
W "Przedwiośniu" możemy zaobserwować próby poszukiwania własnej ojczyzny i podróży "do wnętrza bohatera". Cezary Baryka nie wiedział nic o Polsce, ani o Polakach. Wychowywał się w bogatej rodzinie, gdzie dbano o jego dobre wykształcenie,i znajomość języków. Nie uznawał żadnych świętości, nawet w stosunku do swojej matki był oschły, szorstki i traktował ją lekceważąco. W trakcie swojej podróży powrotnej do Polski, spotyka się z mitem szklanych domów. Ojciec Cezarego, wychowany w duchu romantyzmu, rysuje przed nim idealistyczny obraz kraju, w którym panuje równouprawnienie, wszyscy są szczęśliwi i bezpieczni. Cezary przekonując się że opowieści ojca były jedynie wyidealizowanymi bajkami, odczuwa gorycz i czuje się oszukany. Zamiast szklanych domów widzi jedynie szare, ponure ulice, brud i nędzę. Przeraża go los Żydów w getcie, i warunki w jakich zmuszeni są żyć.
Obrazy te powodują iż budzi się w nim Polak. Zaczyna identyfikować siebie z Polską, i wstępuje nawet do wojska, jednak nie dlatego że jest patriotą. Widząc jak inni idą wszeregi armii, on nie chce pozostać z boku. Po dokładnym przeanalizowaniu sytuacji, postanawia wziąć udział w marszu na Belweder, udowadniając tym samym, iż nie należy go identyfikować z burżuazją i jej obojętnością na krzywdy ludzkie. Nie jest egoistą, rozumie innych ludzi i ich potrzeby.
Chce, aby Polska była wolna i silna. "Przedwiośnie" doskonale oddaje sprzeciw Stefana Żeromskiego wobec rewolucji komunistycznej.Możemy wywnioskować, że pisarz bał się komunizmu, uważał, że niesie on ze sobą zło i zniszczenie wszelkich wartości. Jednak moim zdaniem najbardziej irytującą i aktualną rzeczą jest "słomiany zapał ludzi". Potrzebne jest wielkie zaangażowanie całego narodu, aby odbudować stracone podczas komunistycznych rządów wartości. "Przedwiośnie" powinno być traktowane przez Polaków jako przestroga na przyszłość, gdyż jak wiadomo "historia lubi się powtarzać".
Rozrachunek z powstaniem listopadowym w "Kordianie" J. Słowackiego
Dwa największe dramaty polskiego romantyzmu, "Dziady" Adama Mickiewicza i "Kordian" Juliusza Słowackiego, poświęcone zostały sprawom wyzwolenia narodowego. Wydarzeniem najważniejszym dla wszystkich Polaków stało się wówczas powstanie listopadowe, które wybuchło w 1830 roku. Było to powstanie nieudane. Poniosło klęskę, a po niej przyniosło falę terroru ze strony zaborcy. Napełniło to Polaków goryczą i rozpaczą. To samo przeżywali wielcy poeci okresu romantyzmu, którzy uważali się za duchowych przywódców narodu, a więc czuli się współodpowiedzialni za to, co się stało. "Kordian", czołowy dramat Słowackiego napisany w 1833 roku, zawiera ocenę powstania listopadowego. Poeta nie ukazał w nim obrazu
powstania, nie opisał walk zbrojnych ani przygotowań do nich. Widoczna jest jednak próba oceny powstania i wskazania przyczyn jego klęski.
O związku "Kordiana" z powstaniem świadczy przede wszystkim "Przygotowanie". Jest ono jakby wstępem do dramatu. Akcje jego toczy się na progu XIX wieku, w noc sylwestrową. W ciemną noc, w górach, w czasie burzy z błyskawicami, odbywa się sabat czarownic, diabłów, szatanów i biesów.Podsumowują oni własne sukcesy w minionym wieku, a jest ich niemało. Ale by nie było ich mniej w nadchodzącym, warzą w diabelskim kotle diable substancje, gotując w nim zło. Z kotła ulatniają się duchy, które poeta opisuje tak, że można domyśleć się, że są to przywódcy przyszłego powstania: Chłopicki, Krukowiecki i Skrzynecki, oraz ideologowie tych czasów: Adam Czartoryski, Niemcewicz i Lelewel. Żadna z tych postaci nie pojawia się później w dramacie.
Skoro jednak poeta stwierdza, że byli oni dziełem szatana, a więc to właśnie ich obwinia za klęskę powstania. Możemy też się domyślać przeciwko komu występuje Kordian w czasie spotkania spiskowców w podziemiach katedry. To właśnie wodzów powstania reprezentuje postać Prezesa. W postaci Kordiana Słowacki dokonał analizy szlachetnego, romantycznego bojownika o wolność. Pokazuje że taki typ bohatera nie jest zdolny udźwignąć ciężaru wyzwolenia narodowego, chociaż pobudki jego działania byłyby jak najszczersze i jak najszlachetniejsze. Jest za wrażliwy, zbyt uduchowiony i za mało związany z realnym światem. Wykazuje więc, że samotna walka bez szerszego poparcia w społeczeństwie, skazana jest na klęskę. Taką samą, jaką poniósł Kordian w swym samotnym zamiarze zabicia cara i jaką poniosło
powstanie listopadowe. Motyw samotnej walki jest podkreślony w haśle "Polska Winkelriedem narodów", które Kordian pod wpływem wizji na szczycie Mont Blanc wybrał jako swój program. Winkelried symbolizował bezgraniczne poświęcenie się jednostki dla dobra swego narodu, i dla jego ocalenia. Słowacki wykazuje błędność tej idei. W szpitalu wariatów Mefistofeles pokazuje Kordianowi dwóch obłąkanych. Jeden chodzi z nieustannie rozkrzyżowanymi rękami, bo myśli że jest krzyżem Chrystusa, drugi stoi ze stale uniesionymi rękami, bo wierzy, że podtrzymuje rękami sklepienie niebieskie. Podobnie obłąkane i bezskuteczne jest romantyczne przekonanie spiskowców, że wystarczy zabić cara, by Polska odzyskała wolność i szczęście.
Krytyczna ocena ideologii Kordiana-spiskowca, a zarazem wszystkich spiskowców-podchorążych, prowadzi do wniosku, że samotna walka dla dobra narodu, poświęcenie szlachetnych, romantycznych bohaterów, ale działających w pojedynkę, jest jako program walki z zaborcą ideą błędną. Chociaż "Kordian" nie jest dramatem mówiącym bezpośrednio powstaniu, cała jego treść i wymowa wyrażają ocenę Słowackiego i jego pogląd na przyczyny klęski. Uznał, że powstanie miało złych przywódców i złych ideologów, nie umiejących ocenić prawdziwie istniejącej sytuacji, a zryw grypy patriotycznych, ale osamotnionych zapaleńców nie mógł się skończyć zwycięstwem. O przenikliwości i mądrości Słowackiego świadczy to, że i dziś przyczyny upadku powstania listopadowego oceniane są podobnie.
Horacjańskie rozumienie "Carpe Diem" w odniesieniu do "Rozmów z katem" Kazimierza Moczarskiego.
Lektura "Rozmów z katem" Kazimierza Moczarskiego jest ciekawym doświadczeniem. Rzadko bowiem ma się do czynienia z dokumentem powstałym w tak specyficznych okolicznościach i z bohaterem o takiej historii.
Kazimierz Moczarski - żołnierz AK, Jürgen Stroop - oficer SS, likwidator warszawskiego getta i niższy rangą Niemiec, Schielke spędzają kilka miesięcy we wspólnej celi więziennej, dokładnie od marca do listopada 1949 roku. Pomijając paradoks faktu, że ludzie ci, wrogowie znaleźli się w jednej celi, zaistniała dzięki temu niebywała możliwość zbliżenia się do słynnego zbrodniarza SS. Kazimierz Moczarski wykorzystuje tę sytuację, wyzwala monolog i refleksje współwięźnia. Przez wiele dni prowadził rozmowy z Jürgenem Stroopem, obserwował go, co stało się potem materiałem do napisania książki. Jürgen Stroop, zachęcony do zwierzeń, opowiadał współwięźniom o swoim dzieciństwie, o ojcu policjancie, o matce, która niemal dewocyjnie praktykowała wiarę katolicką, o małym, prowincjonalnym miasteczku Detmold w księstwie Lippe, w którym Jürgen wychował się, nosząc zresztą imię Józef. Właściwie nie miałby szans na karierę ani na wyrwanie się z prowincji, gdyby nie kontakt z ideologią nazistowską i NSDAP, w której szeregi włączył się ochoczo. Niemiec wspomina rodzinę, szkołę, wojsko, I Wojnę Światową, swoją pierwszą miłość, która nie miała szans, gdyż Jürgen Stroop pozwolił sobie na uczucie do Słowianki, małżeństwo z odpowiednią kobietą niemiecką, wychowywanie syna na dobrego faszystę...
Odrębną opowieścią są podboje ziem wschodnich, i tu Jürgen Stroop odznaczył się licznymi sukcesami, szybko wspinając się po szczeblach kariery - brak wykształcenia zastępowała ślepa wierność ideologii. Misja zlikwidowania powstańczego getta w Warszawie stała się dla Jürgena Stroopa polem do popisu - niemal z namiętnością opisuje swoje precyzyjne posunięcia, metodę palenia domów, strzelanie do ludzi wyskakujących z okien płonących budynków, wreszcie wysadzenie Wielkiej Synagogi. Powyższe wydarzenia nie są opisywane chronologicznie, wynikają one z rozmów, a więc przeplatają się, bowiem raz Stroop podejmuje temat dzieciństwa, potem epizod wojenny, znów wraca w czasy młodości - i tak trwa dialog. Jürgen został skazany na karę śmierci. Kazimierz Moczarski widział, jak hitlerowiec przyjął ów wyrok i odnotował jego postawę. Stroop przyjął rozkaz i nie analizował go, jego świadomość ukształtowana przez ideologię NSDAP nie dopuszczała uczuć, kazała pogodzić się z rozkazem władz.
Kazimierz Moczarski ukazuje wpływ systemu totalitarnego na kształtowanie psychiki człowieka. Na przykładzie biografii Jürgena Stroopa pokazuje, jak faszyzm wciąga w swą machinę młodego człowieka, eksponuje i rozwija cechy "potrzebne", a wykorzenia i niszczy wrażliwość i ludzkie uczucia. Udział w procesie kształtowania biorą też rodzina, szkoła i środowisko. Psychika Jürgena Stroopa w efekcie staje się szufladkowa - z jednej strony jest on ojcem kochającym swoje dzieci, uważa się za dobrego męża, żołnierza, estetę wrażliwego na przyrodę i muzykę, z drugiej jest systematycznym, precyzyjnym ludobójcą, nieczułym na cierpienie i śmierć. Te dwie "szuflady" funkcjonują w jego mózgu równolegle i nie wpływają na siebie w żaden sposób. Moczarski od wewnątrz ukazuje psychikę kata. Śledzi także i analizuje narodziny zła, wpływ, a także rozwój zła w człowieku. Jürgen Stroop jest nie tyle sprawcą, co wytworem, efektem, jednostką zarażoną i wciągniętą w całą machinę zła. Przy okazji poznajemy metody, jakimi faszyzm oddziaływał na swych członków - mitologię o pochodzeniu, koncepcje pseudo-historyczne, pojęcia na temat kobiet, innych ras...
Moczarski starał się maksymalnie wykorzystać okres 225 dni, który pozostał Stroopowi, na to aby "wyciągnąć" z niego jak najwięcej informacji i codziennie dowiadywał się coraz to nowych, często okrutnych prawd z życia Jürgena. Tytułowy "kat" dość specyficznie rozumiał słowa "carpe diem" - dla niego ważne było to, aby każdego dnia zabić, wymordować czy skrzywdzić jak najwięcej ludzi. On sam nie był w stanie uświadomić sobie ogromu zła jakie wyrządza innym i oślepiony faszystowską ideologią - kontynuował swoje nieludzkie praktyki. Moczarski natomiast widząc chęć i zapał z jakim Jurgen opowiada o swoim życiu, wykorzystuje to i prowokuje współwięźnia do dalszych zwierzeń i wspomnień.
Myślę, że może to być przykładem świadczącym o "nie marnowaniu mijających chwil" także przez Moczarskiego. Możemy zauważyć jak z każdym dniem coraz bardziej wciąga i zachęca oficera SS do kontynuowania swojej opowieści. Wie dobrze o tym, że na Jurgena zapadł wyrok śmierci i dąży to tego, żeby "jak najlepiej" wykorzystać daną mu "okazję" przebywania w jednej celi razem z niemieckim "rzeźnikiem". Książka "Rozmowy z katem" jest zapisem wrażeń doznanych w tym czasie przez Moczarskiego. Spisana po kilku latach stanowi spojrzenie z perspektywy czasu na osobę Stroopa, nasycona jest refleksjami na temat faszystowskiej dżumy, której sługą, ale również ofiarą był Jurgen Stroop. Nie lubię opinii usianych superlatywami, które śmieszą zwykle napuszonym patosem, albo odrzucają przymilnością do autorów lub wydawnictw, ale w przypadku "Rozmów z katem" wyrażenie pochlebstwa w sposób stonowany jest w zasadzie niemożliwe. "Rozmowy z katem" to dzieło ze wszech miar genialne i niezwykłe. Dokonuje rekonstrukcji struktury zmitologizowanej i zafałszowanej świadomości faszystowskiej. W ramach analizy postawy umysłowej Stroopa autor nie ogranicza się do bezpośredniej obserwacji wyłącznie jego przypadku, lecz wyprowadza ze swoich więziennych obserwacji refleksje ogólne. Z godną podziwu determinacją wnika w psychikę zbrodniarza, kreuje jego obraz na kartach książki. Jest to książka, którą powinno się przeczytać (mimo brutalności pewnych fragmentów). Nieczęsto zgadzam się z wyborem lektur szkolnych, jednak w tym wypadku chylę czoła przed Ministerstwem Oświaty za wspaniały wybór.
Podsumowanie literatury XX-lecia międzywojennego.
Dążenie do uogólniania, podsumowywania, segregowania i uniwersalizowania własnych przemyśleń jest znane ludzkości już od zarania dziejów. Nie ważne którą z epok będziemy analizować, nie można nie dostrzec prób człowieka, by znany sobie świat, wszystkie mechanizmy nim rządzące w jakiś sposób usystematyzować. Człowiek potrzebuje uogólnień by zrozumieć procesy rządzące ludzką egzystencją. XX-lecie międzywojenne nie jest w tym względzie inne, choć czynniki kształtujące postawy poetów tego okresu są bardzo odmienne. Świat wszedł w tę epokę w okresie ogromnych zmian. Nowa sytuacja geopolityczna, spadek znaczenia wielkich mocarstw, postanowienia wersalskie względem Niemiec, nowy ustrój w Rosji, nowe teorie wielkich uczonych takich jak A.Einstein czy Z.Freud, odzyskanie niepodległości przez nasz kraj to niektóre z czynników, które stały się źródłem zmian w myśleniu ludzi tejże epoki.XX-lecie teoretycznie nie wykształciło typu bohatera, który tak jak bohaterowie innych epok mógłby być nośnikiem nowych wartości. Jednak jest tak tylko teoretycznie. Właśnie tutaj możemy dostrzec pierwszą z wartości, którą możemy nazwać wartością uniwersalną. Wiąże się ona z koncepcją: "everymana" -szarego człowieka, człowieka, którym mógłby być każdy. Chciałbym tutaj powołać się na dwa utwory. Pierwszy to "Proces" Franza Kafki, drugi to "Szewcy" Ignacego Witkiewicza. Oba te utwory, w różnym stopniu, traktują o znaczeniu człowieka w ogromie ludzi, jego znaczeniu w historii. Utwory te skłaniają do przemyśleń. Historia bohatera "Procesu" to tragiczny obraz bezsensownej walki samotnego, zwykłego człowieka z machiną biurokracji. Tutaj można zauważyć problem, który jest problemem uniwersalnym. Utwór przekazuje w prosty choć nie bezpośredni sposób fakt, że często, ludzka cywilizacja, kultura, system rządów stworzony przez człowieka nie spełniają funkcji do jakich zostały powołane. Nie służą one człowiekowi, a wręcz "pożerają" go. Zamiast być pomocą, stają się "kulą u nogi". Choć wszystko co człowiek tworzy ma być mu pomocne, to jednak w jakiś straszliwy, niemal karykaturalny sposób przepoczwarza się to w twór który występuje przeciw niemu, by w końcu go zniszczyć. Wydaje mi się, że reakcją jaką powinien wywołać ten utwór, powinna być reakcja współczucia, może także strachu. Przypomina on ten najważniejszy i niestety zapominany fakt, że najważniejszą wartością jest właśnie człowiek, to on otrzymał Ziemię w posiadanie i to ona ma mu służyć, nie on jej. Należy pamiętać, że twórca zawsze jest ważniejszy od tworu.
Jak wspomniałem Polska znalazła się w nowej sytuacji, jaką było wyrwanie się spod niewoli. Radość z odzyskania niepodległości, a także problemy z ustaleniem stałych granic, silnie wzmocniły te postawy wśród polskiego społeczeństwa, które miały charakter entuzjastycznej miłości do własnego kraju. W tym momencie wart wspomnienia jest utwór "Przedwiośnie" Stefana Żeromskiego. To właśnie tutaj można zauważyć problemy, takie jak sposób realizacji odbudowy państwa. Czy ma to się odbywać drogą krwawej rewolucji, gdzie zginie więcej niewinnych niż winnych, czy też drogą powolnych, bezpiecznych zmian, w czasach gdy zmiany potrzebne są natychmiast. Problem wyboru jest problemem znanym i wielokrotnie poruszanym, gdyż praktycznie brak jest "złotego" środka.Wart wspomnienia jest także motyw szklanych domów. Chciałbym jednak przedstawić ten symbol w trochę odmienny sposób. Chciałbym wskazać na miłość do ojczyzny, bez względu na jej stan gospodarczy. Ta wartość powinna mieć w dzisiejszej Polsce znaczenie większe. Łatwo zauważyć wśród Polaków dość chroniczny wstręt do wszystkiego co jest związane z patriotyzmem, pomimo znacznej różnicy między Polską przedstawioną w "Przedwiośniu" a Polską dzisiejszą.
"Ferdydurke" jest młodzieńczą powieścią Witolda Gombrowicza, która wprowadziła go na szerokie literackie wody. Stała się ona przedmiotem ostrych dyskusji, sporów, rozlicznych nieporozumień krytyki. Powieść można interpretować w płaszczyśnie kulturowej, bądź egzystencjalnej. W tym drugim aspekcie jest to powieść o tragicznym rozdarciu człowieka. Z jednej strony jest on określany przez własną naturę, własną cielesność, z drugiej strony jest kształtowany przez dziedzictwo kultury, członkiem określonej społeczności, która mu narzuca pewne stereotypy, z tego też powodu nie może żyć dokładnie tak jak by chciał, jak by wynikało to z jego natury. Bohaterowie "Ferdydurke" żyją w sidłach licznych konwenansów i obowiązujących form. Gombrowicz nadaje temu ostatniemu słowu nowe znaczenie.W jego pojęciu stanowi ono to, co nie jest indywidualne w jednostce, to co narzuca jej otoczenie, staje się ono czynnikiem uspołecznienia. Człowiek nieustannie podlega formom, ugina się pod ich naciskiem, lecz także jest ich panem. Broni się przed ich dominacją, musi walczyć, musi przeciwstawiać się narzuconym wzorom. Nie chce i nie może być tylko ich niewolnikiem. Ale nie dane jest mu życie poza formami. Umożliwiają one kontakt z innymi, dzięki nim człowiek jest istotą społeczną i może żyć we wspólnym świecie. W myśl gombrowiczowskiej zasady człowiek nieustannie podlega formom i sam - jako uczestnik życia społecznego - je tworzy. Ani tym, które zastał, ani tym, sam zdołał ukształtować, nie może się jednak bezkrytycznie poddać, nie może się zadowalać tym, że jest przez nie określany. Toteż równocześnie z rozważaniami o formie, pojawia się idea dystansu wobec niej. "Dystans" wobec formy jest podstawowym hasłem moralnym, jakie Gombrowicz formułuje. Człowiek nie może się od formy wyzwolić, ale nie wolno mu się z tym absolutnie pogodzić.
Musi sobie uświadomić zarówno jej istnienie, jak sposoby działania i dzięki temu budować wobec niej dystans, a więc zabiegać o wolność. Dystans ten tworzy pełną perspektywę poznawczą, umożliwiającą i dostrzeżenie własnej pozycji w świecie form, i ogarnięcie owego świata. On też pozwala na twórczość, na oryginalność, a także na bycie sobą. Dystans wobec formy jest pierwszym i podstawowym warunkiem autentyczności i wolności. Jej poczucie daje gombrowiczowska zasada dominacji władzy nad otoczeniem. Zaczyna się nad nim panować wtedy, gdy utwierdza się innych w swych rolach, samemu pozostając z boku i swobodnie posługując się dowolnie wybranymi maskami. Możliwość sterowania otoczeniem powstaje w chwili poznania rządzącego nim wzoru .Józio - bohater powieści - kompromituje konwenans "nowoczesnej rodziny" mieszczańskiej Młodziaków, którzy pod przyjętą (nieświadomie) maskę skrywali swą prawdziwą naturę. Poprzez ujawnianie konwenansów, którym podlegają ludzie, można burzyć te schematy. Wolność w "Ferdydurke" nie jest wartością pozytywną, jest nagim istnieniem, które dopiero poprzez wejście w świat innych ludzi może uzyskać jakiś sens. Niestety to zaistnienie w świecie innych wiąże się z ugrzęźnięciem w formie. Na tym polega dramatyczna antynomia istnienia ludzkiego, które pozostaje między pustą wolnością, a wplątaniem w zastane wzory kulturalne. Józio poszukuje siebie autentycznego, poszukuje egzystencji pozbawionej konwenansów. W tym celu udaje się na wieś aby tam odnaleźć człowieka prostego, mitycznej postaci nie uwięzionej w żadnej formie. Jak się jednak okazuje uciekając od jednej formy wpada się w inną. "Przed gębą jest tylko ucieczka w inną gębę". Słowo "gęba" to według Gombrowicza wspomniana już maska jaką narzuca społeczność w jakiej żyjemy, kostium społeczno-kulturowy. Autor używa także pojęcia "pupy", które ma zbliżone znaczenie. Odnoszą się oba do form, które osłaniają biologiczna cielesność człowieka. Celem wędrówki Józia było odnalezienie własnego kształtu. Ale w świecie ludzi, jak się okazało, nie można mieć absolutnie indywidualnego kształtu. Każdy człowiek narzuca nam jakiś element naszej formy. Jest ona uwięzieniem dla osobowoci, lecz zarazem warunkiem społecznego istnienia. Forma daje osobowość razem z jej ograniczeniami.
"Dżuma" Alberta Camusa rozpoczyna się jak prawdziwa kronika, opisująca wydarzenia, które miały miejsce w Oranie, jednym z miast na wybrzeżu algierskim, w roku 194. Narrator sam jest świadkiem epidemii dżumy, relacjonując odwołuje się do własnych doświadczeń i przeżyć. Przedstawia tylko to, co widział lub przytacza świadectwa znanych sobie osób. Podobnie jak dawniejsi kronikarze, dąży do obiektywności, pragnie nadać narracji charakter bezosobowy. Nic o nim nie wiemy, chociaż jego wiedza o innych, o bohaterach - doktorze Rieux, Tarrou, urzędniku Grandzie i dziennikarzu Rambercie - wydaje się trochę podejrzana. Okazuje się jednak, że narratorem jest doktor Rieux, jeden z bohaterów powieści. Kim więc, tak naprawdę jest Bernard Rieux - postacią fikcyjną czy też rzeczywistym dokumentalistą? Czym jest "Dżuma"? Zapisem autentycznych zdarzeń, czy utworem literackim powstałym tylko z wyobrażeń autora? Pytania te mają duże znaczenie, wiążą się z problematyką utworu."Dżuma" jest bowiem powieścią, której twórcą jest Albert Camus, nawet wtedy, gdy
uznamy, że ma ona charakter dokumentalny. Wrażenie autentyczności, jakie sprawia, było zamiarem autora, stanowi ono pewien rodzaj ostrzeżenia dla czytelnika. Jeżeli nawet Oran nigdy nie istniał, jego mieszkańcy nigdy nie przeżyli epidemii dżumy, nie oznacza to, że wydarzenia powieściowe są jedynie fikcją. Mogły zdarzyć się w innym mieście, więcej, one mogą się jeszcze wydarzyć, bo 'bakcyl dżumy nigdy nie umiera'. 'Wszyscy jesteśmy zadżumieni' - te słowa odnoszą się nie tylko do postaci z książki, ale również do nas, czytelników. Można je interpretować jako moralne przesłanie książki.Doktor Rieux, Tarrou, Rambert, Grand, ksiądz Paneloux i Cottard są bohaterami "Dżumy". Każdy z nich reprezentuje inną postawę, w swoich działaniach kieruje się innymi racjami, inaczej rozumieją to, co się wokół nich dzieje. Wiele ich dzieli, ale łączy ich wspólna walka z dżumą. Wszyscy, oprócz Cottarda, biorą udział w akcji przeciwko epidemii. Doktor Rieux przez cały czas trwania epidemii leczy chorych, należycie wypełnia swoje obowiązki, Tarrou wraz z Rambertem i Grandem zajmują się tworzeniem ochotniczych oddziałów sanitarnych, ojciec Paneloux również przyłącza się do nich. Ich działanie jest heroiczne, gdyż walczą oni bez nadziei zwycięstwa, wiedzą, że z dżumą się nie wygra, gdyż przychodzi ona i odchodzi kiedy chce. Nie jest to jednak heroizm podniosły, otoczony podziwem i uznaniem, odwołujący się do podniosłych słów. Bohaterowie robią tylko to, co należy robić, wypełniają swoje obowiązki. "W tym wszystkim, nie chodzi o bohaterstwo, chodzi o uczciwość" - to stwierdzenie doktora. Uczciwość w tym przypadku polega na wykonywaniu swojej pracy, na stawaniu po stronie zwyciężonych, po stronie ofiar, nigdy po stronie zarazy. Etykę taką określa się mianem etyki obowiązku. 'O człowieku świadczą jego czyny', nawet te codzienne, najzwyklejsze. Dopiero w działaniu, w pewnych sytuacjach, kiedy trzeba zdecydować się na czyn, zostaje sprawdzona wartość człowieka, słowa niewiele wtedy znaczą. Dżuma, która nawiedziła Oran, była właśnie pewnego rodzaju próbą. Według ojca Paneloux to Bóg zesłał epidemię, stanowi ona zasłużoną karę za grzechy, Bóg w ten sposób wypróbowuje swoich wiernych. Rieux, Tarrou, Rambert, Grand nie padają jednak na kolana, nie mogą zgodzić się na bezczynność. Moralność ich to nie moralność chrześcijańska, wartości chrześcijańskie okazują się nieprzydatne, bo jak można pogodzić się ze śmiercią dziecka. Chrześcijaństwo usprawiedliwia istnienie zła i cierpienia na świecie. Bohaterowie powieści zdają sobie sprawę z tego, że cierpienia nie da się uniknąć, stanowi ono konieczny składnik naszego życia, jednakże uważają, że należy z nim walczyć przez całe życie. To jest właśnie owa uczciwość, o której mówił doktor. Nie w imię Boga, nie dla zbawienia przyszłego ani w strachu przed karą, ale przez zwykłą 'uczciwość' należy przeciwdziałać cierpieniu. Człowiek sam dokonuje wyboru, Dokonał go Rieux, Tarrou, Rambert i Gran, wspólnie wystąpili przeciwko dżumie, przeciwko śmierci.Śmierć ustanawia porządek świata - na tym polega tragizm ludzkiego losu. Dżuma to synonim śmierci, choroba ludzkości, ciągłe zagrożenie. Nie myślą o tym mieszkańcy Oranu, kiedy cieszą się z końca zarazy. Ta, wie o tym Rieux i Tarrou, nigdy się nie kończy. "Każdy z nas nosi w sobie bakcyla dżumy".
Śmierci nie da się uniknąć, nie należy jej jednak nigdy przyspieszać. Historia ludzkości , według Torrou, jest historią morderstw, gdyż każdy z nas zaraża, zabija i przynosi śmierć. Jedyne, co pozostaje w naszej mocy to 'walczyć przeciwko światu, takiemu jaki jest'. Dzięki temu życie ludzkie nabiera większej wartości. W kontekście myśli, które nasuwają się po przeczytaniu książki, zdanie, że 'o człowieku świadczą jego czyny' nabiera nowej treści, nieco ironicznej. Czyny świadczą o ludziach, ale w ostatecznym rozrachunku tracą one znaczenie. Nad wszystkim unosi się cień śmierci.
"Proces" to opowieść o człowieku żyjącym w świecie opanowanym przez wszechobecną władzę sądowniczą. Bohaterem powieści jest Józef K., nie przedstawiony z nazwiska, wysoki urzędnik, prokurent bankowy. To sumienny, solidny pracownik całkowicie pochłonięty swoimi obowiązkami. W dniu trzydziestych urodzin jego życie uległo diametralnej zmianie - dowiaduje się o wszczęciu przeciwko niemu postępowania karnego. K. w pierwszej chwili traktuje proces jako żart. Wszystko jest mało rzeczywiste, jawi się bohaterowi jako sen. Jego życie początkowo nie ulega zmianie pod wpływem procesu, jednak z czasem, kiedy wdziera się on we wszystkie jego sfery, zaczyna poświęcać coraz więcej czasu toczącemu się przeciwko niemu postępowaniu. Wie, że jest niewinny, stara się bagatelizować proces, jednak nieznajomość aktu oskarżenia, a w związku z tym brak możliwości wytyczenia kierunku obrony, prowadzi do coraz większego zaangażowania w sprawy procesu: "Myśl o procesie już go nie opuszczała. Często zastanawiał się, czy nie było by dobrze wypracować obronę na piśmie. Chciał w niej przedstawić krótki życiorys i przy każdym nieco ważniejszym wydarzeniu wyjaśnić, z jakich działał powodów". Oskarżony powoli zaczyna doszukiwać się winy w swoich wcześniejszych poczynaniach. Mimo usilnych prób nie znajduje w swoim postępowaniu żadnych przewinień, ponieważ: "Chodzi tu o różne subtelności, w które sąd wnika. W końcu jednak wywleka skądś, gdzie pierwotnie nic nie było, jakąś wielką winę". W rezultacie oskarżony przyjmuje taką linię obrony, jakby był winny. Poświęca się całkowicie toczącemu się postępowaniu, jak inni oskarżeni, chociażby kupiec Block: "Wszystko co posiadam zużyłem na proces. Tak na przykład wycofałem wszystkie pieniądze z mojej firmy. () Gdy się chce coś zrobić dla swego procesu, nie można się niczym innym tak zajmować." Józef K. jest osamotniony w swoich działaniach. Stara się szukać pomocy u adwokatów, jednak cechą procedury sądowej było: "możliwe wyeliminowanie obrony, obwiniony powinien być zdany we wszystkim na siebie samego". K. ucieka się też do innych sposobów wpłynięcia na werdykt sądu. Trafia do Titorellego, od którego dowiaduje się o trzech metodach walki z procesem. Możliwe jest osiągnięcie uniewinnienia pozornego, przewleczenie, lub uwolnienie rzeczywiste (co może zostać tylko dokonane przez Sąd Najwyższy, lecz to nigdy się nie zdarzyło: "Nigdy nie da się odwieść sądu od przekonania. Jeżeli namaluję tu jednego przy drugim, wszystkich sędziów i pan będzie się przed tym płótnem bronił, więcej pan wskóra przed nim, niż przed prawdziwym sądem.") Natomiast pierwsze dwie formy obrony mają na celu jedynie przeciągnięcie rozprawy lub odwleczenie procesu na jakiś czas, ale "żaden akt nie ginie, nie ma u sądu zapomnienia.
Pewnego dnia - nikt się tego nie spodziewa - jakiś sędzia bierze akt do ręki, poznaje, że oskarżenie nie straciło mocy i zarządza natychmiastowe aresztowanie". Człowiek Kafki jest winny od początku do końca. Wszystko to stawia oskarżonego w sytuacji bez wyjścia - raz postawiony przed sądem może jedynie oczekiwać wyroku. Jego działania mogą tylko oddalić karę w przyszłość, jednak i tak dosięgnie go "sprawiedliwość". Sam sąd jawi się w "Procesie" jako urząd-moloch osaczający oskarżonych. Nie dowiadują się oni nigdy o swojej winie, akt oskarżenia jest utajniony: "postępowanie sądowe jest na ogół utrzymane w tajemnicy nie tylko przed publicznością, ale także przed oskarżonym". System sądowniczy ogarnia całą rzeczywistość przedstawioną w utworze. Jest pod względem karalności i skuteczności działania niemalże doprowadzony do perfekcji, człowiek uwikłany w proces jest zabawką w rękach sądu, pogrążony w przeświadczeniu bezsilności wobec przedsięwziętego przeciw niemu postępowaniu. Sam proces sprowadza się natomiast do monotonnych przesłuchań, nie dających żadnych rezultatów. Świat w "Procesie" jest absurdalny. Kafka tworzy obraz społeczeństwa całkowicie kontrolowanego przez władze sądowe. Kancelarie znajdują się praktycznie wszędzie - nawet na każdym strychu i poddaszu. Każdy ma coś wspólnego z sądem, jest z nim w pewien sposób powiązany, lub dopiero będzie. Dlatego też wszyscy starają się uzyskać jak największe kontakty, aby stworzyć sobie większe możliwości obrony (i tak bezskutecznej). W "Procesie" widać bardzo wyraźną analogię do systemów władzy ówczesnego świata. Kafka przedstawia tutaj formę ustroju totalitarnego, gdzie jednostka jest we wszystkich aspektach życia całkowicie podporządkowana państwu. Autor pokazuje bezsens jakiegokolwiek oporu, próby kwestionowania ustroju, z góry skazanej na niepowodzenie. Każdy wyraz buntu i tak zostanie stłumiony nie przynosząc przy tym żadnej zmiany, a pogrążając człowieka w konflikcie, uczyni go obiektem represji. Podobnie inkwizycja, holocaust, wszystkie tajne i jawne policje zajmujące się represjonowaniem tworzą równie jak w "Procesie" absurdalną rzeczywistość. Dlatego też powieść można traktować jako utwór realistyczny mający swój odpowiednik w historii europejskiej.
"Granica" została wydana w 1935 roku i jest najwybitniejszym dziełem pisarki. Widać w nim kunsztowną analizę psychologiczną. Nałkowska rekonstruuje mechanizmy zachowań, uczuć i odruchów jednostki uwikłanej w procesy społeczne. Fabuła utworu ma na celu ukazanie rozbieżności stanowisk i różnorodność widzenia tych samych wydarzeń i problemów przez różnych ludzi. Jednym z podstawowych problemów jest przeciwstawienie spojrzenia na siebie od wewnątrz z obrazem odbieranym przez otaczających ją ludzi. Narracja prowadzona jest z punktu widzenia różnych postaci, które relacjonują to samo wydarzenie - stąd wiele sprzecznych opinii.Rezultatem jest konkluzja zamieszczona przez Nałkowską w wypowiedzi Zenona: "Jest się takim, jak myślą ludzie, nie jak myślimy o sobie my; jest się takim jak miejsce, w którym się jest".
Nałkowska w 1935 wyraziła się: "Wydaje mi się, że początkiem istotnej moralności byłoby widzenie siebie oczyma innych". Moralność więc, co można odczytać z "Granicy", tworzy się w kontekście życia społecznego i uwarunkowana jest jego formą. Autorka stara się ukazać, iż subiektywna ocena obserwatora i opinia zbiorowości są nieodzownym elementem moralności człowieka żyjącego w określonych warunkach społecznych i będącego w ścisłej zależności od środowiska w jakim żyje. Sąd innych, jednak, nie jest miarą bezwzględną, lecz nieodłącznym składnikiem w hierarchii wartości. Powieść, co sygnalizuje tytuł, porusza też problem przekroczenia odpowiedzialności moralnej za własne czyny, czego świadectwem są losy Zenona. Ziembiewicz pochodził ze zubożałej rodziny szlacheckiej. Jego ojciec, Walerian, zarządzał majątkiem boleborzanskim rodziny Tczewskich. Na skutek nieumiejętności traci swój majątek i żony. Zenon jako dziecko miał swych rodziców za niekwestionowane autorytety. Po ukończeniu gimnazjum studiował nauki ekonomiczne w Paryżu, które zostały przerwane niemożliwością dalszego ich sfinansowania. Szkoła dała mu nowe spojrzenie na rodzinny dom, którego powoli zaczął się wstydzić. Dostrzegł ciemnotę, dyletanctwo i życie w obłudzie rodziców. Ta zmiana postawy czyni go bardzo krytycznym wobec świata. Wszystko, z czym niegdyś się identyfikował stało mu się obce. Dlatego też "zapragnął rzeczy bardzo prostej - żyć uczciwie". Jednak swoje zamierzenie zaprzepaszcza przystając na warunki Czechlińskiego, który udziela mu "stypendium" w zamian za pisanie tendencyjnych artykułów do miejscowego pisma "Niwa". To wydarzenie zaważyło na dalszym życiu bohatera - kierując się chęcią ukończenia nauki, sprzeniewierza swe dotychczasowe ideały. Po powrocie z Paryża otrzymuje posadę redaktora naczelnego "Niwy". Lecz w konsekwencji "paryskiego długu" artykuły Zenona są ukierunkowywane przez Czechlińskiego. Zenon nie pisze o nurtujących go problemach, nie kłamie - ale też nie mówi do końca całej prawdy.Prawda i uczciwość stały się przez to dla bohatera względne: "Czytał swój własny artykuł jak coś obcego. Drukowane zdania nabierały obiektywnej wagi zatracając wszelką łączność z jego myślą żyjącą, pełną niepewności i niepokoju." Zachwianie równowagi nie przeszkodziło jego karierze politycznej - zostaje prezydentem miasta. Ale dokonuje się ona drogą moralnych kompromisów i wyrzeczeń własnych ideałów. Do tego nie potrafi wywiązać się z wcześniej danych robotnikom obietnic, w dodatku zostaje oskarżony o wydanie rozkazu pacyfikacji demonstracji robotniczej. Jego kariera i życie osobiste zakończyły się klęską. Miał świadomość, że wszystko co osiągnął zawdzięcza Czechlińskiemu. Ponadto mimo "sukcesów" zawodowych nie mógł realizować swoich ideałów. Nałkowska ukazuje w ten sposób, że najmniejsze zło pociąga za sobą następne - chciał być uczciwy, lecz zaciągając "dług paryski" uzależnił się od nieuczciwych. Był zbyt słaby, aby dokonać właściwego wyboru. Przekroczył granicę "za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą". Zdaniem autorki w wirze przemian współczesnego świata zacierają się granice między dobrem, a złem. Jedynym stałym kryterium moralnym są skutki postępowania - nieetyczne jest ono wówczas, gdy krzywdzi innego człowieka. Widoczne to jest na przykładzie konfliktu moralnego: Justyna - Zenon - Elżbieta. Zenon zdawał sobie sprawę z odpowiedzialności za sytuację w jakiej znalazła się Justyna, nie starał się jej wykreślić ze swego życia.
Chciał jej pomóc - lecz kontynuował romans jedynie w celu oszczędzenia bólu dziewczynie, przedłużenia jej nadziei na lepsze życie. W konflikt została uwikłana także Elżbieta, Zenon żądał od niej daleko posuniętej tolerancji, uczynił ją "wspólnikiem" własnego grzechu i obwiniał za zaistniałą sytuację. Elżbieta nie obciąża go winą, stara się zrobić wszystko by uratować męża. W końcu zrozumiała, że cień Justyny nie zniknie z ich życia. Co zaskakujące najmniej winna Justyna poniosła największą ofiarę, za co odpowiedzialni są Zenon i Elżbieta.Sedna sprawy dotyka dopiero wyjaśnienie motywu ich postępowania. Zenon dostrzega wreszcie, co powodowało w nich chęć niesienia pomocy Justynie. Nie chcieli jej krzywdy, umywając zarazem ręce i nie rezygnując przy tym z niczego: "Zawsze się wydaje, że to, co trudne jest właśnie dobre, a tymczasem przecież dla niej samej nie zrobiliśmy nic. Dotąd właściwie w tym wszystkim wciąż tylko siebie mieliśmy na uwadze. To na jej zniszczeniu wyrosło to, co jest między nami". "Granica" uczy odpowiedzialności moralnej, a przede wszystkim konsekwencji postępowania, zgody z samym sobą i własnymi ideałami. Ich upadek to równoczesny upadek człowieka. Nałkowska w swej koncepcji moralności uchwyciła człowieka w kontekście społeczeństwa, dlatego też ocena moralna winna być poddana zabiegom sumienia i opinii otoczenia.
Podsumowując uważam iż wspaniałe jest to, że poprzez czytanie utworów, napisanych przez ludzi z poprzednich epok, możemy uczyć się omijać te błędy, które oni popełnili.