Lokalne Katastrofy
1. Katastrofa ekologiczna na Bobrze
Spokojne wody Bobru poniżej mostu w Siedlęcinie od lat przyciągały wędkarzy. Ryba brała tu dobrze. Trafiały się piękne okonie, płocie i leszcze. Wczoraj wędkarze, którzy przyjechali tu łowić, nawet nie rozłożyli wędek. Na powierzchni wody unoszą się śmieci i martwe ryby. Mniejszych są tysiące, dużych kilkukilogramowych sztuk setki. Wokół czuć odór rozkładającej się padliny.
Wstrząśnięci wędkarze
- Ta rzeka umarła. Nie będzie tu po co przyjeżdżać przez kilka lat. To, co się tu stało, jest możliwe tylko w Polsce. W normalnym cywilizowanym kraju nikt by do tego nie dopuścił - denerwuje się wędkarz Henryk Miłoszewski. Na odcinku kilkudziesięciu metrów znaleźliśmy kilkanaście olbrzymich leszczy. Każdy z nich waży około trzech kilogramów. Jest też piękny szczupak, o jakim niektórzy wędkarze marzą przez całe życie. Okaz ma prawie metr długości, może ważyć nawet 10 kg. - To straszne, co tu widzę. Ten szczupak to rekordowa ryba. Musiała rosnąć około 12-15 lat. Zmarnotrawiono wiele pracy przy zarybianiu tego akwenu - mówi wędkarz Marian Pogoda.
Udusiły się w mule
Szybko udało nam się ustalić, że do pomoru ryb doszło podczas opróżniania znajdującego się kilkaset metrów wyżej zbiornika elektrowni wodnej Bobrowice I. Spółka Jeleniogórskie Elektrownie Wodne spuściła wodę przygotowując się do remontu jazu piętrzącego wodę. Silny nurt porwał ze sobą olbrzymie ilości zalegającego na dnie mułu i śmieci. W zamulonej wodzie, w której prawie nie było tlenu, ryby się podusiły.
Martwa rzeka
Spuszczali wodę zbyt szybko. Gdyby zrobiono to powoli, nie doszłoby do tej katastrofy - skarżą się wędkarze. Zbiornik opróżniano pod nadzorem inspektorów Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska.
- Mierzyliśmy zawartość tlenu w wodzie. Gdy jego poziom zaczął gwałtownie spadać, poleciliśmy by przymknąć zasuwę - tłumaczy inspektor WIOŚ Zdzisław Lech. - Konar drzewa zablokował zasuwę. Nie mogliśmy jej zamykać na siłę, gdyż uszkodzilibyśmy urządzenia - tłumaczy prezes spółki energetycznej Ryszard Turek. Według niego, mimo problemów operacja przebiegła zupełnie nieźle, a udusiły się jedynie pojedyncze ryby. Zupełnie, co innego widzieliśmy jednak na brzegach rzeki. Zarząd jeleniogórskiego oddziału Polskiego Związku Wędkarskiego o katastrofie na Bobrze dowiedział się od nas. - Jeszcze dziś pojedziemy tam, by zobaczyć, co się stało - mówi Józef Goszczycki dyrektor biura zarządu. Według niego, PZW nie ma żadnych instrumentów prawnych, by ukarać winnego uduszenia ryb. - Możemy jedynie zażądać odszkodowania. Jeśli elektrownie wodne nam go nie wypłacą, możemy oddać sprawę do sądu - tłumaczy.
Inne katastrofy
Dotąd jednak PZW nigdy nie otrzymał od Jeleniogórskich Elektrowni Wodnych ani złotówki, choć ryby giną nie po raz pierwszy podczas opróżniania zbiornika. Wiele ton zniszczono podczas spuszczania wody na tamie w Leśnej trzy lata temu. Dyrektor jeleniogórskiego biura PZW przyznaje jednak, że wówczas nie zażądano odszkodowania. Po naszej interwencji sprawą opróżniania zbiornika w Siedlęcinie zajmie się ponownie Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Będzie prowadził postępowanie wyjaśniające. Jeśli straty w środowisku w ocenie inspektorów okażą się znaczne, przekażą sprawę do prokuratury. rafał święcki Na przerażający widok rozciągający się z mostu patrzą okoliczni mieszkańcy. Po spuszczeniu wody w korycie rzeki zostały tony śmieci... Planowane remonty
Jeleniogórskie Elektrownie Wodne planują w przyszłości remonty kolejnych obiektów i opróżnianie innych zbiorników. W przyszłym roku spuszczona zostanie woda z zalewu we Wrzeszczynie. W 2009 roku przyjdzie kolej na Pilchowice, największy zbiornik w rejonie Jeleniej Góry. Ma on pojemność 50 mln m szesc. Jego opróżnianie zajmie ponad miesiąc.
Inne przypadki
Kilka dni temu, 31 lipca doszło do skażenia potoku Jedlica w Kowarach. Państwowa Straż Rybacka znalazła tam kilkanaście sztuk pstrąga potokowego oraz kilkanaście sztuk narybku tej ryby. Na razie nie jest znany winowajca zatrucia. Do zanieczyszczenia wody doszło też w połowie lipca na rzece Kamienna w Piechowicach. Na odcinku 3 km rzeki, masowo pływały śnięte ryby. Do spowodowania zatrucia przyznał się zakład Kolglass, który od kilku miesięcy prowadzi działalność na terenie byłej Huty Szkła Kryształowego Julia. Przedstawiciele firmy zobowiązali się do pokrycia kosztów odbudowy rybostanu. Szkody oszacowano na ponad 11 tys. Zł
2. Katastrofa ekologiczna w Zakopanem
Bielszy odcień bieli - tak brzmiał tytuł wielkiego przeboju z lat 70. Najczarniejszy odcień czerni - tak wyglądało to, co za sprawą zakopiańskiej oczyszczalni ścieków spłynęło do Zakopianki w piątek wieczorem. Dodajmy, że taka właśnie woda dopłynęła do ujęcia w Szaflarach, z którego korzysta Nowy Targ. To, co stało się w piątek, można chyba nazwać ekologiczną katastrofą.
W piątek, pod wieczór, nad Zakopanem rozpętała się burza z piorunami. Na miasto w ciągu kilkudziesięciu minut spadło więcej deszczu niż przez cały sierpień. - Koło godz. 18 wybrałam się z psem nad rzekę - mówi pani P., mieszkanka Harendy. - Gdy zaczęło padać, nagle woda w rzece zrobiła się czarna na całej szerokości. To, co nią płynęło, przypominało czarną, gęstą maź. Jej kolor był identyczny jak węgla. Na most wylegli moi sąsiedzi razem z turystami. Wszyscy obserwowali to zjawisko. Nad rzeką unosił się nieprzyjemny zapach. Woda w rzece czasami wygląda na zanieczyszczoną, ale czegoś takiego nie widziałam nigdy wcześniej. Na miejscu pojawiła się wezwana przez mieszkańców policja. Od kilku miesięcy o wypuszczaniu ścieków do rzeki przez zakopiańską oczyszczalnię mówi się wiele. Już w zeszłym roku razem z ówczesnym radny Dariuszem Galicą sprawdzaliśmy, co wycieka z oczyszczalni do rzeki. Wtedy zostaliśmy zaalarmowani przez mieszkańców Harendy, że woda w Zakopiance ma żółty kolor. Rzeczywiście, okazało się, że przez kilkadziesiąt minut oczyszczalnia zrzucała do rzeki żółtą ciecz.Wtedy zanieśliśmy pobraną wodę do zakopiańskiego sanepidu. Niestety, okazało się, że badania mogą być przeprowadzone tylko w przypadku, gdy woda zostanie pobrana do specjalnie wysterylizowanych pojemników. Tymczasem jeszcze kilkanaście lat temu woda w rzece nadawała się do kąpieli.Gdy byłam dzieckiem, kąpałam się w tej wodzie, która teraz często przypomina ściek - mówi osoba, która dzieciństwo spędziła na Harendzie.W czasie ostatniej konferencji prasowej w Urzędzie Miasta, władze Zakopanego przedstawiły swoje stanowisko w sprawie danych, jakie z komputera znajdującego się w SEWiK-u opublikował "Tygodnik Podhalański". Zgodnie z tymi danymi oczyszczalnia notorycznie wypuszcza ścieki do Zakopianki.Prawda zawsze wyjdzie na jaw, nikt prawdy nie będzie chować, ale trzeba ją najpierw sprawdzić - mówił burmistrz Zakopanego Piotr Bąk. - Nigdy nie baliśmy się wyciągać konsekwencji wobec władz komunalnych spółek, gdy były nieprawidłowości. Najpierw trzeba je jednak udowodnić.W SEWiK-u trwa gminna kontrola, której wyniki będą znane w ciągu dwóch tygodni. Tymczasem władze spółki niezmiennie tłumaczą, że wypuszczanie ścieków do wody jest związane z wpływaniem do kanalizacji wody opadowej. Ma to być problem ogólnopolski. Gdy pada ulewny deszcz oprócz ścieków do oczyszczalni ma wpływać wiele deszczówki i oczyszczalnia nie jest w stanie tego wszystkiego przerobić. Jednocześnie przedstawiciele SEWiK-u mówią, że jakość wody wypuszczanej do rzeki nie różni się praktycznie od tej, która przez instalacje burzowe w czasie opadów wpływa do rzek. Mieszkańcy Harendy, którzy w piątek obserwowali czarną rzekę, nie przyjmują takich tłumaczeń.Wiem,jak wygląda deszczówka. To nie miało z nią nic wspólnego, to była czarna śmierdząca maź - powtarza pani P., mieszkanka Harendy.Wojewódzki inspektor ochrony środowiska o piątkowej katastrofie został powiadomiony natychmiast, wtedy jednak nie było jeszcze wiadomo, co jest przyczyną kolejnego skażenia potoku, na którym znajduje się ujecie wody dla Nowego Targu. Pewne było tylko jedno: mimo wcześniejszych, dramatycznych doświadczeń z lutego i marca, mimo "przeciekających" do prasy informacji o kierowaniu "surowych" ścieków obejściem wprost do potoku, mimo inwigilacji zlewni potoku dokonanej z pomocą termowizyjnej kamery, mimo odbytych w nowotarskim starostwie spotkań samorządowców z gmin leżących wzdłuż biegu Białego Dunajca -zawiodły wszelkie systemy ostrzegania.Telefoniczną wiadomość z zakopiańskiego SEWiK-u o zagrożeniu dla ujęcia Stacja Uzdatniania Wody w Szaflarach dostała dopiero w godzinę po sygnale, jaki otrzymał burmistrz. Czy zdążył już zadziałać wojewódzki inspektor -dowiemy się dzisiaj. Zakopiańską policję powiadomili już sami mieszkańcy, jednak funkcjonariusze, którzy przyjechali na miejsce, nie stwierdziwszy "zagrożenia dla zdrowia i życia", pozostawili sprawę do dalszego prowadzenia miejscowemu sanepidowi.To było zdarzenie niezależne od ludzi -tłumaczy dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Zakopanem mgr Adam Radko -spowodowane ulewą, która razem z burzą przeszła nad Zakopanem. Osad pozostały po procesie biologicznego oczyszczania składowany jest u wejścia do oczyszczalni, po lewej stronie, na zboczu Gubałówki. Od dołu podtrzymują go żelbetowe elementy, a od góry zabezpieczają drewniane belki. Jedna z tych belek pękła, osad wypłynął na drogę, z drogi dostał się do potoku. Do Szaflar dotarło to około godziny piątej rano. W pobranych próbkach badano zawartość azotanów i amoniaku -przekroczenie norm nie było zbyt duże. Zrobiono też posiewy bakteryjne - na wyniki trzeba będzie trochę poczekać. W tej chwili osady są już zabezpieczone workami z piaskiem i ziemią. Nie był to zbyt poważny incydent.Skład osadu "produkowanego" przez zakopiańską oczyszczalnię to martwe bakterie uczestniczące w biologicznym procesie, detergenty połączone ze związkami tłuszczu i przetrwalniki innych bakterii. Osad był tam gromadzony od 8-10 lat, ponieważ w Zakopanem nie podjęto ani jego utylizacji, ani wywózki. Jak twierdzi szef sanepidu, masa ma określony ciężar i skutkiem tego skłonność do osadzania się na dnie, co miałoby oznaczać, że ewentualność zanieczyszczenia w efekcie Jeziora Czorsztyńskiego "urobkiem oczyszczalni" jest znikoma, a na przestrzeni kilometra nurtu takiej ilości osadu "prawie nie widać". Skoro wymyty przez nawałnicę osad "siada" na dnie, zasadne wydawało się pytanie, czy w takim razie przewidywane jest oczyszczenie z niego koryta potoku, ale sanepid nie widzi takiej potrzeby. Obserwując następnego dnia ok. godz. 11 wodę potoku Biały Dunajec na wysokości Poronina -dyrektor Adam Radko organoleptycznie stwierdził, że płynie już czysta.Tezie o "siadaniu" cięższego od wody osadu na dnie przeczyłby fakt, że wyraźnie obserwowalny przepływ zanieczyszczeń na wysokości ujęcia w Szaflarach odnotowano ok. godziny piatej nad ranem. Ponieważ od północy ujęcie było zamknięte - tym razem "prezent" z zakopiańskiej oczyszczalni ominął urządzenia Stacji Uzdatniania Wody i nie przedostał się do sieci. Na ile pogorszy i tak wciąż zły stan bakteriologiczny Białego Dunajca, Dunajca i Jeziora - wykażą badania. Przez noc, kiedy pobór jest o wiele mniejszy, miasto korzystało ze zbiorników, a w sobotę o godz. szóstej ujęcie znów zostało otwarte.Tym razem nowotarską sieć udało się uchronić przed kolejnym skażeniem, lecz fakt, że obywatelskie, solidarne reakcje zakopiańczyków znacznie wyprzedziły jakiekolwiek ruchy odpowiedzialnych służb i instytucji -to ciężki wstyd dla tych drugich.Jak wyglądał nadzór nad funkcjonowaniem oczyszczalni (a więc także sposobem składowania "urobku"), jeśli przy pierwszej ulewie osad zdołał "wyjechać" na drogę, a z drogi do potoku? Jaki realny efekt przyniosło zainwestowanie przed kilkoma laty kilkunastu milionów zł w modernizację obiektu? Dlaczego nadzorczy i kontrolny organ dotąd nie zainteresował się "przewałem" ścieków poza procesem biologicznego oczyszczania i dlaczego wszystkie te incydenty pozostają bezkarne? Na te pytania może odpowie prokuratura, zmuszona jednak wszcząć na nowo umorzone postępowanie w sprawie bakteriologicznego skażenia Białego Dunajca i nowotarskiej sieci wodociągowej wskutek zrzutów "surowych" ścieków w lutym br.
Lansowana przez szefostwo spółki SEWiK przy wtórze zakopiańskich władz teza o infiltracji wód opadowych do nieszczelnych kolektórów sanitarnych jako głównej przyczynie zwiększania się objętości ścieków do granic wymagających upustów i o składzie tych "upustów" porównywalnym ze szkodliwością deszczówki ludzi z branży wodno-kanalizacyjnej w innych miastach (również znających problem infiltracji) tylko rozbawia... Podobne tłumaczenie miałoby rację bytu przy intensywnych, długotrwałych opadach, tymczasem Podhale daremnie oczekiwało porządnego deszczu od kilku tygodni. Na kolejny ściekowy incydent i kolejne bakteriologiczne zagrożenie mieszkańcy Nowego Targu reagują coraz bardziej alergicznie, podejrzewając, że nad sytuacją w zakopiańskiej oczyszczalni nikt już nie panuje.
3. Monitoring ekologiczny jako podstawa prac renaturyzacyjnych na torfowiskach Gór Izerskich
Wyniki eksperymentalnych pomiarów, prowadzonych od 1998 roku, dokumentują radykalną zmianę struktury zanieczyszczeń, dokonującą się przede wszystkim w Górach Izerskich i w mniejszym stopniu w Karkonoszach. O ile do tej pory pod hasłem “kwaśne deszcze” najczęściej kojarzone były Góry Izerskie o tyle teraz pojawiają się sygnały, które szczególnie w ich przypadku uzasadniały by zastąpienie tego hasła, nowym - “zasadowe deszcze”..
Według pomiarów prowadzonych w Górach Izerskich i Karkonoszach do pierwszej połowy lat 90', najważniejszymi składnikami w strukturze jonowej opadu i osadu atmosferycznego pozostawały SO42-, NO3-, NH4+. Natomiast koncentracja Ca2+ miała znaczenie drugorzędne i była kilkakrotnie od nich mniejsza. Nowym zjawiskiem, jest wyraźny wzrost udziału jonu Ca2+, neutralizującego kwaśny odczyn opadu i osadu atmosferycznego. O ile do roku 1998 wielkości pH>5 notowano bardzo rzadko o tyle wyniki eksperymentalnych pomiarów wykonanych w wieloleciu 1998-2001 wykazują wyraźny wzrost częstości takich przypadków. Na Szrenicy w Karkonoszach dotyczyło to 4% dobowych próbek osadu mgielnego i 7% dni z opadem atmosferycznym. Na Stogu Izerskim pH>5 wystąpiło aż w 33% próbek osadu ciekłego i sadzi oraz 26% dni z opadem, z czego blisko połowa to wielkości pH>6. Należy przy tym zaznaczyć, że przy tak niskiej koncentracji wolnego jonu wodorowego, przewodnictwo elektrolityczne z reguły przekraczało 100 µS*cm-1. Świadczy to o dużej koncentracji jonów alkalicznych. Szczegółowe analizy chemiczne wykazały, że jest za to odpowiedzialny przede wszystkim jon wapnia, który staje się bardzo często najważniejszym składnikiem struktury jonowej opadów.
Stwierdzone w ostatnich latach nowe zjawisko, jakim jest depozycja wapnia, może być przyczyną zmian siedlisk i roślinności, przeciwnych do zmian wywołanych przez “kwaśne opady”. Biorąc pod uwagę fakt, że ekosystemy Sudetów Zachodnich mają charakter wybitnie oligotroficzny i acydofilny, potencjalne skutki oddziaływania tego czynnika mogą być o wiele bardziej negatywne, niż obserwowane do tej pory efekty acydifikacji. Roślinność jest bardzo dobrym indykatorem zmian zachodzących w środowisku.
Trwająca od ponad 60 lat presja zanieczyszczeń przemysłowych, a w szczególności kwaśne deszcze, spowodowały daleko idące przemiany w strukturze roślinności leśnej. Do najbardziej spektakularnych zjawisk zainicjowanych przez dłogotrwały stres środowiskowy jest wielkopowierzchniowe zamieranie drzewostanów świerkowych. Zmiany zachodzące w pozostałych elementach zbiorowisk leśnych polegają na zmniejszaniu udziału, aż do całkowitego zaniku, mszaków oraz wzroście udziału gatunków jednoliściennych, głównie traw (Vacek i in., 1999; Żołnierz, 2000). Zachodządze w roślinności przemiany są procesami bardzo złożonymi, w związku z czym trudno jest wskazać czynniki główne i poboczne decydujące o przebiegu tych procesów. Niektórzy badacze wskazują na podstawową rolę depozycji zanieczyszczeń i zmian w składzie chemicznym siedlisk, w szczególności z eutrofizacją powodowaną depozycją mineralnych związków azotu (Żołnierz i in., 1995; Holub, 1999), podczas gdy inni za czynniki podstawowy uznają zmiany warunków oświetlenia związane z defoliacją i zamieraniem drzew (Vacek i in., 1999). Dodatkowo “kwaśne deszcze” powodują wymywanie związków zasadowych z wierzchnich warstw profilu glebowego, co zmniejsza ich dostępną dla roślin pulę (Pawłowski,1997).
Zapoczątkowana w pierwszej połowie lat 90-tych seria monitoringowa po czeskiej stronie Gór Izerskich wskazuje na stopniową poprawę warunków siedliskowych (Rybníček, 2000). Wykazywany jest m. in. sytematyczny wzrost odczynu wód torfowiskowych od wartości średniej typowej dla początku lat 90-tych wynoszącej 3,8-3,9 pH do obecnie obserwowanej średniej 4,2-4,3 i nawet 4,4 pH w przypadku otwartych wód torfowiskowych. Podobne wyniki otrzymano w ramach niniejszego monitoringu.
Można przypuszczać, że obserwowane zmiany są łącznym efektem ograniczenia emisji związków siarki i obserwownej ostanio alkalizacji opadów i osadów. Ze względu na nowy charakter presji istnieje niewiele przesłanek umożliwiających prognozowanie zmian jakie mogą nastąpić w roślinności torfowisk. Pewnych informacji o kierunku przemian roślinności torfowiskowej dostarczają badania nad wpływem allochtoniczego wapnia prowadzone w Jesionikach (Rybníček, 1997) i na Szumawie (Soukupová i in., 1998). Zaobserwowano m. in. zanikanie acydofilnych gatunków roślin naczyniowych i mszaków oraz pojawianie się i stopniowe zwiększanie udziału gatunków kalcyfilnych (Szumawa) i gatunków synantropijnych (Jesioniki). W każdym z tych przypadków opisane przemiany następowały pod wpływem jednorazowej depozycji dużych ilości związków wapnia, co odróżnia je od chronicznej, niskopoziomowej alkalizacji środowiska Gór Izerskich. Monitoring warunków siedliskowych torfowisk Gór Izerskich ujawnia wzrost zawartości jonów wapnia w wodach torfowisk. Efekt ten jest szczególnie widoczny po wiosennych roztopach i silniej zaznacza się na ombrogenicznych torfowiskach wysokich, niż w zbiorowiskach torfowisk przejściowych.
Pozostaje kwestią otwartą, czy niskopoziomowa alkalizacja, która oddziałuje od roku 1995, wywołała dające się uchwycić zmiany w roślinności torfowiskowej - na obecnym etapie, który jest pierwszym etapem monitoringu, zostały zgromadzone informacje początkowe.
Jednocześnie dzięki danym z monitoringu uzyskano informacje na temat efektywności już przeprowadzonych w rezerwatach “Torfowiska Doliny Izery” oraz “Torfowisko Izerskie” zabiegów ochronnych, współfinansowanych m.in. przez WFOŚiGW we Wrocławiu. Trzeba jednak pamiętać, że regeneracja roślinności, zwłaszcza na torfowiskach, jest procesem powolnym, długoletnim. Niewątpliwie:
1. Zastawki spełniają swoją rolę, zatrzymując bądź spowalniając przepływ wody. Konieczna jest jednak ich konserwacja.
2. Rozwiane zostały wątpliwości dotyczące odległości, na jakiej uwidacznia się wpływ rowu na kopule wysokotorfowiskowej w obrębie Wręg Wschodnich: zarówno pod względem poziomu wody, jak i chemizmu, jego wpływ sięga ok. 1-1,5 m. Wnioski takie można wyciągnąć na podstawie porównania parametrów chemicznych wody z rowu oraz z punktów dodatkowych, rozmieszczonych na transektach po jego obu stronach. Celowe natomiast jest jego zaślepienie od strony Drogi Borowinowej - zabezpiecza to zastawki w obrębie kopuły przed mechanicznym zniszczeniem.
3. Konieczne jest uregulowanie sprawy drugiego rowu w obrębie tej samej kopuły wysokotorfowiskowej Wręg Wschodnich - odbudowa zastawek, oraz zaślepienie rowu od strony Drogi Borowinowej.
4. Nie należy stawiać zastawek na ciekach: są one naturalnym elementem ekosystemu, w naturalny sposób oddzielając od siebie poszczególne kopuły wysokotorfowiskowe. Większa ich część została rozmyta po nawalnych deszczach w ubiegłych latach, i nie należy ich odbudowywać.
Monitoring z założenia jest przedsięwzięciem długofalowym, stąd diagnozowanie zmian ekologicznych może nastąpić dopiero po dłuższej, co najmniej 10-letniej, serii monitoringowej. Przewiduje się dalsze monitorowanie roślinności (dokumentacja fitosocjologiczna i kartowanie) w odstępach 5-letnich oraz kontynuowanie monitoringu stanu uwodnienia i chemizmu wód torfowiskowych na tle warunków opadowych, które mają kluczowe znaczenie dla tych ekosystemów, w cyklach sezonowych corocznie. Niezwykle ważne jest, że pierwszy krok w kierunku objęcia monitoringiem wrażliwych ekosystemów
4. Smog w Londynie
17 stycznia 1979 r. nazwany został przez ochroniarzy Niemiec “czarnym dniem". Pierwszy raz ogłoszono alarm smogowy. Radio przekazało kierowcom w rejonie Ruhry wezwanie do zatrzymania swych pojazdów. Wezwało także chorych na astmę i choroby układu krążenia, aby pozostali w domach. Takie przeciwdziałania przewiduje hasło “alarm smogowy 1 -go stopnia" w zrozumieniu przepisów urzędowych. Zanim jednak zapoznamy się z rozporządzeniami i prawem odnoszącym się do smogu, przytoczmy kilka ogólnych uwag na ten temat. Postronny laik, po usłyszeniu hasła “smog", myśli o szczególnie złym, zanieczyszczonym powietrzu, l jest to prawidłowe. Będzie jednak zakłopotany, gdy zapyta go ktoś, jak powstaje smog, jakie są rodzaje smogu i jak oddziaływuje on na otoczenie. Prosta obserwacja pomoże nam wyjaśnić te sprawy. W okresach ciszy lub przy bardzo małej prędkości wiatru, dym (spaliny) np. z elektrowni, spalarni odpadów oraz z kominów przemysłowych wznosi się mniej lub więcej pionowo w górę. Przez to substancje szkodliwe rozpraszają się na wielkich przestrzeniach i ich stężenie jest stosunkowo niewielkie. Kto jednak dokładnie obserwuje to zjawisko, musi zauważyć, że są dni, kiedy dym najpierw idzie w górę, później jednak nie przesuwa się, lecz układa się w skłębioną warstwę, równoleg le do powierzchni Ziemi. Jak wyjaśnić to zjawisko? W normalnych warunkach temperatura troposfery w miarę wzrastającej wysokości, obniża się. Niekorzystne warunki pogodowe mogą jednak doprowadzić do lego, że warstwa zimnego powietrza jest nakryta warstwą, lżejszego, cieplejszego powietrza. Przez to zostaje zakłócone podnoszenie się zimnego powietrza z powierzchni ziemi. W następstwie tego warstwowego przemieszania powietrza i przy odpowiednio dużej emisji substancji szkodliwych, a także dostatecznie długim utrzymywaniu się układów inwersyjnych, dochodzi wreszcie do powstania smogu. Zatrzymajmy się krótko przy słowie “smog". To słowo powstało w angielskim obszarze językowym z połączenia dwóch wyrazów , a mianowicie słowa “smoke" (dym) i słowa “fog" (mgła). Ta kombinacja słowna, od kilku dziesięcioleci, określa silne i niebezpieczne dla zdrowia nasycenie powietrza w pobliżu ziemi szkodliwymi składnikami. W takiej atmosferze, skutkiem rozproszenia światła, widoczność jest zmniejszona. Przyczyną tego zagęszczenia substancji szkodliwych jest, jak to uprzednio wyjaśniono, jednoczesne wystąpienie dwóch czynników, a mianowicie: dużej emisji substancji szkodliwych i niekorzystnych warunków atmosferycznych. W zależności od warunków powstawania, a w związku z tym i składu chemicznego, rozróżnia się dwa typy smogu: smog londyński i smog typu Los Angeles.
Smog londyński występuje przy inwersji temperatur głównie w miesiącach od listopada do stycznia, w obszarach obciążeń powietrza, w umiarkowanych strefach klimatycznych. Jego składnikami są w pierwszym rzędzie dwutlenek siarki i jego produkty pochodne, cząstki sadzy, a także tlenek węgla, przy czym dwutlenek siarki stanowi główny składnik substancji szkodliwych. Katastrofalne przypadki występowania tego rodzaju smogu mnożą się w ostatnich latach. Poza Londynem spotyka się je np. w belgijskim okręgu przemysłowym, w obszarze Linzu w Austrii, w olbrzymich miastach takich jak Nowy Jork i Tokio, a także w Niemczech: w Berlinie, Hamburgu i Hannowerze. Natomiast smog Los Angeles powstaje w czasie inwersyjnego stanu pogody, przede wszystkim w miesiącach letnich, w strefach subtropikalnych. W tego typu smogu jako substancje szkodliwe przeważają tlenki azotu, węglowodory, tlenek węgla oraz ozon. Ten ostatni powstaje w czasie silnego promieniowania słonecznego, w wyniku reakcji między tlenkami azotu, węglowodorami, a tlenem powietrza i jest uważany za główny szkodliwy składnik. W dużej części USA panują sprzyjające warunki do tworzenia się tego typu smogu. Chodzi tu o subtropikalny klimat z częstymi stanami inwersyjnymi oraz wysoką emisją substancji szkodliwych. To powoduje, że smog występuje przede wszystkim na tamtych obszarach.W krajach uprzemysłowionych strefy umiarkowanej, z powodu słabszego promieniowania słonecznego, tendencje do tworzenia się smogu typu Los Angeles są mniejsze niż w strefie subtropikalnej. W ciepłych miesiącach letnich, w Niemczech, w rejonach obciążonych, np. w Mannheim powstaje także smog typu Los Angeles, ale o znacznie słabszym natężeniu, niż w strefach subtropikalnych. Po przekroczeniu dopuszczalnej, granicznej wartości stężenia konkretnej substancji, określonej odpowiednimi przepisami, w wielu krajach zarządza się alarm smogowy. l w ten sposób powróciliśmy do poruszanej na początku problematyki prawnej dotyczącej smogu w RFN. W 1965 r. w Nordheim w Westfalii, powołano pierwszą “smogową służbę ostrzegawczą". Ustalono, że ostrzeżenia mają 3 stopnie. Przy ostrzeżeniach 1 -ego stopnia, zaleca się jedynie rezygnację z jazdy samochodem oraz ograniczenie pracy pieców do ogrzewania. 2-gi stopień przewiduje okresowe zatrzymanie, w określonej strefie ruchu, samochodów indywidualnych i użyteczności publicznej. Przyjęto też, że zakłady przemysłowe będą używać do utrzymania produkcji jedynie paliwa o małej zawartości siarki. 3-ci stopień, który zapowiada nadejście stanu podobnego do katastrof y, może wprowadzić totalny zakaz ruchu i poważne ograniczenia lub zatrzymanie produkcji w zakładach. Rozporządzenie o smogu określa sposób pomiaru powierzchniowo zalegających substancji szkodliwych. Te zadania spełniają smugowe stacje pomiarowe. Alarm smogowy jest ogłaszany wtedy, gdy stężenie szkodliwych substancji w powietrzu przekroczy określone granice, a jednocześnie istnieją inwersyjne warunki pogody. W 1985 r. w Nordheim w Westfalii weszło w życie zaostrzone rozporządzenie o smogu. Według niego, alarm 1 stopnia jest ogłaszany już przy przekroczeniu w powietrzu stężenia dwutlenku siarki 600 mg/m3. (Wg wcześniejszego rozporządzenia wartość ta wynosiła 800 mg/m3). Zaostrzone przepisy o środowisku w Nordheim w Westfalii doprowadziły do tego, że w dniu 18.01.1985 r. po raz pierwszy w zachodnim rejonie Ruhry, ogłoszono alarm smogowy, najwyższego, trzeciego stopnia. Ruch samochodowy w miastach został zatrzymany prawie na godzinę. Dla zakładów przemysłowych wprowadzono ograniczenia produkcji, aż do jej zatrzymania. Powtarzające się w ostatnich latach katastrofalnie częste występowanie smogu, np. w Zagłębiu Ruhry i w dużych miastach (w Berlinie, w Hamburgu), czynią iluzoryczną nadzieję, że za pomocą wysokich kominów można w dalszym ciągu wyrzucać do atmosfery substancje szkodliwe. Wystarczy tylko zmiana pogody w rejonach obciążonych, aby substancje szkodliwe mogły znaleźć się bardzo szybko w pobliżu powierzchni ziemi w stężeniach zagrażających zdrowiu. Przykład rejonu Ruhry z roku 1985 przywodzi nam ciągle na myśl tę prawdę, że większość substancji szkodliwych nie ulega zniszczeniu w powietrzu, lecz wraca do nas z powrotem. Tylko dalsze, drastyczne zmniejszenie emisji szkodliwych substancji we wszelkich dziedzinach, od gospodarstw domowych, przez samochody, aż do przemysłu, może pomóc oddalić ostre i chroniczne zagrożenia zdrowia ludzi, zwierząt i roślin. Po tych czysto teoretycznych wywodach, przejdźmy do praktyki. Budujmy za pomocą prostych środków pomocniczych “improwizowane" stacje smogowo-pomiarowe.
Badania smogu londyńskiego wykazują wyraźnie zależność między zawartością dwutlenku siarki w powietrzu a ilością zgonów. Szczególnie w czasie katastrofalnego smogu w 1952 roku w Londynie, przy ekstremalnie wysokim wzroście zawartości dwutlenku siarki i dodatkowo bardzo dużym zapyleniu powietrza bardzo dużo ludzi chorowało na zaburzenia układu oddechowego. 4000 zejść śmiertelnych powyżej średnich statystycznych, to wyraźny bilans tej katastrofy. Uderzająco wysokie były zgony wśród niemowląt i osób starszych, wśród cierpiących na astmę i bronchit.
5. znikną dzikie wysypiska śmieci
Łabiszyn złożyła do Powiatowego Funduszu Ochrony Środowiska wniosek o dofinansowanie akcji likwidacji dzikich wysypisk. To tylko część planu walki z nielegalnymi hałdami śmieci.
W gminie jest kilka stałych miejsc, gdzie mimo zakazu mieszkańcy podrzucają swoje odpadki. Największe wysypisko jest w Jeżewie, kolejne w Jabłówku, inne w Smogorzewie. Do tej pory mieszkańcy wsi mogli gromadzić śmieci w odpowiednio zabezpieczonych, wydzielonych miejscach. Przepisy dopuszczają też wywożenie odpadów we własnym zakresie. W tym przypadku jednak trzeba zachować do kontroli dowody uiszczenia opłaty na wysypisku komunalnym.Nowa uchwała, którą podjęto 13 czerwca zaostrza te przepisy. Wkrótce właściciel posesji będzie miał obowiązek wyposażenia domu w pojemnik na śmieci. Będzie też musiał podpisać umowę z przedsiębiorstwem mającym pozwolenie na usuwanie odpadów. W myśl uchwały na każdej posesji musi być przynajmniej jeden pojemnik. W mieście pojemniki muszą być wywożone raz na 10 dni - mówi Karolina Deręgowska, zajmująca się ochroną środowiska w gminie. - Poszliśmy rolnikom na rękę i zezwoliliśmy na opróżnianie pojemników raz w miesiącu. Zorganizowaliśmy w ratuszu spotkanie z sołtysami. Poinformowaliśmy o nowych przepisach. Wszyscy dostali uchwałę i cennik za wywóz śmieci. Na razie śmieci z dzikich wysypisk nie są wywożone. Jest jednak gotowy kosztorys tej operacji. Gmina zwróciła się do Powiatowego Funduszu Ochrony Środowiska o dotację na ten cel. Musimy wynająć specjalistyczny sprzęt, na przykład ładowarki na gąsienicach - mówi Karolina Deręgowska. - Trzeba te odpady posegregować, znaleźć ich odbiorcę. Są tam nawet opony i inne rzeczy, których nie możemy wywieźć na wysypisko komunalne.
GLOBALNE KATASTROFY
1. W półtora roku po zatonięciu "Prestige"
Rankiem 13 listopada 2002 roku do wybrzeży Galicji zbliżył się płynący pod banderą wysp Bahama tankowiec "Prestige". W jego zbiornikach znajdowało się 77 tysięcy ton mazutu. Tankowiec przewoził go z Łotwy na Gibraltar. Panujący na Atlantyku sztorm spowodował awarię maszyn i pęknięcie wysłużonego kadłuba, z którego zaczął wyciekać niebezpieczny ładunek. Załoga nie była w stanie zapanować nad okrętem, który zaczął dryfować, poddając się silnym wiatrom i prądom morskim.Niemal natychmiast po zgłoszeniu awarii w morze ruszyły hiszpańskie jednostki ratunkowe. Dostały one zadanie odholowania statku jak najdalej od wybrzeża, aby zapobiec jego wejściu na mieliznę. Uznano, że na pełnym morzu łatwiej będzie przepompować zawartość uszkodzonych zbiorników na inny statek. Opróżniony z niebezpiecznego ładunku okręt miałby szansę dotrzeć do jakiegoś portu i zostać zreperowany. Sztorm utrudniał jednak akcję ratunkową. W trakcie holowania powiększały się szczeliny w kadłubie (szczelina w burcie przekroczyła 50 m długości!). Trzy dni od rozpoczęcia akcji ratunkowej pierwsze plamy oleistej substancji dotarły do wybrzeży Galicji i zanieczyściły plaże w pobliżu dużego miasta La Coruna. 18 listopada hiszpańskie radio podało informację, że na statku pękł prawdopodobnie następny zbiornik, gdyż na powierzchni wody pojawiła się druga plama mazutu, długa na prawie pięć kilometrów.
Niestety wszelkie próby zapobieżenia katastrofie nie powiodły się i rankiem szóstego dnia, 270 km od galicyjskiego wybrzeża, tankowiec przełamał się w pół. Obie części zatonęły osiadając na głębokości 3,5 tys. m. Na dnie znalazły się również zbiorniki z pozostałymi, prawie 70 tys. ton ropy. Obawiano się, że jeśli nie wytrzymają one olbrzymiego ciśnienia wody, to dojdzie do największego w historii wycieku ropy i skażenia środowiska morskiego. Przy niskiej temperaturze panującej na dnie morza ropa może zgęstnieć na tyle, aby pozostać pod powierzchnią wody. Choć rozpuszczałaby się w morzu przez wiele miesięcy, a nawet lat, to byłoby to mniej niebezpieczne, niż wypłynięcie jej na powierzchnię i zalanie brzegów.
Po dwóch tygodniach od zatonięcia statku do plaż Galicji dotarła nowa olbrzymia plama ropy, wobec której ratownicy byli całkowicie bezsilni. Wzburzony ocean i wysokie fale uniemożliwiały jakiekolwiek działania, a ropa w szybkim tempie zalewała brzeg. Już 400 km pas wybrzeża był zanieczyszczony, a kolejna plama zbliżała się do Zatoki Biskajskiej.Na początku grudnia plamy ropy z tankowca dotarły do portugalskiej strefy przybrzeżnej. Władze Portugalii wcześniej zainstalowały na wodzie bariery, które miały powstrzymać przesuwanie się ropy w stronę brzegu. Wysokie fale zdawały się jednak nie zwracać na nie uwagi. Francja także podjęła środki zapobiegawcze - w rejonie zagrożonych wybrzeży prowadzono z powietrza obserwacje ruchu plam ropy ku wybrzeżom francuskim. W grudniu zanieczyszczonych było już 500 km wybrzeża Hiszpanii, a ropa nadal wydostawała się z zatopionego tankowca.
Główne zagrożenie stanowi obecnie spoczywający na dnie morza wrak. IFIMER (Francuski Instytut Badań Morskich) wysłał na miejsce zatonięcia "Prestige" swoją oceanograficzną łódź podwodną "Nautilus" (zdolną zejść do głębokości nawet 6 tys. m), aby przeanalizować stan wraku i załatać powstałe szczeliny. Podwodnej jednostce udało się zabezpieczyć początkowo kilkanaście pęknięć, ale powzięte środki są tylko prowizoryczne. Nawet jeśli uda się uszczelnić wszystkie otwory, to i tak z upływem czasu, w wyniku oddziaływania korozji, utworzą się w nim nowe szczeliny i w końcu cały ładunek dostanie się do morza. Dzięki regularnym obserwacjom wraku przez "Nautilusa" można było określić jego stan. Okazało się, że z początku (dopóki nie załatano szczelin) wyciekało z niego ok. 125 ton ropy dziennie. Najbardziej pesymistyczne prognozy wskazywały na to, że ropa będzie się wydostawała z tankowca co najmniej przez 4 lata, a skutki katastrofy będą odczuwalne nawet przez 10 najbliższych lat.
Nikt nie umie zadecydować, co zrobić z wrakiem. Jednym z proponowanych sposobów ograniczenia wycieku ropy z zatopionych kontenerów było wypompowanie jej na zewnątrz. Mimo że dotąd nie praktykowano tego na tak dużej głębokości (3,5 tys. m), to wierzono w powodzenie operacji. Do tego celu miała być użyta zdalnie sterowana wiertarka z wężem, którym wpompowano by olej rzepakowy przez wywiercony w kontenerze otwór. W ten sposób zostałby rozcieńczony gęsty olej opałowy, a powstały roztwór byłby łatwiejszy do wypompowania. Inną propozycją było zalanie wraku cementem. Oba rozwiązania byłyby jednak bardzo kosztowne.Tak jak w przypadku poprzednich katastrof związanych z wyciekiem ropy w oczyszczaniu plaż brało udział wielu wolontariuszy. Ochotnicy i wojsko przy pomocy łopat, a nawet specjalnych "odkurzaczy" próbowali usunąć plamę ropy, której grubość przekraczała w niektórych miejscach 40 cm. Również rybacy przyłączyli się do tych działań, wybierając ropę prosto z morza. Nie byli do tego w żaden sposób przygotowani. Początkowo próbowali ją wyciągać za pomocą sieci rybackich, co nie przynosiło oczekiwanych rezultatów. Zaczęli więc używać do tego celu różnych pojemników, a w końcu nawet poszew od poduszek. Przez pierwszy miesiąc nie wiadomo było w jaki sposób zbierać ropę: ludzie pracowali gołymi rękami, we własnych ubraniach. Nie istniały żadne normy bezpieczeństwa. Zebrana przez wolontariuszy ropa przelewana była do specjalnych kontenerów i wywożona w głąb Galicji do utylizacji. Duża część tkwiła jednak przez wiele miesięcy w tym samym miejscu. Transport też był źle zorganizowany.
Setki ochotników w morderczej pracy starały się pomniejszyć skutki tej olbrzymiej katastrofy. Dzięki ich ofiarności udało się uratować wiele umierających, oblepionych ropą ptaków. Jednak w półtora roku po katastrofie wiadomo już, że zginęło ich dziesięciokrotnie więcej, niż początkowo sądzono - prawie ćwierć miliona! Najwięcej poniosło śmierć na pełnym morzu, w pobliżu wraku.
We Francji najbardziej dotkniętym gatunkiem jest nurzyk podbielały (Uria aalge), stanowiący 78,09% odratowanych ptaków. Zaraz po nim jest maskonur (Fratercula arctica) stanowiący 8,14% i alka krzywonosa (Alca torda) - 4,84%. Hiszpania pod każdym względem najbardziej ucierpiała z powodu katastrofy. Zostało nią dotkniętych aż 71 różnych gatunków, ale największy udział miały głównie trzy wyżej wspomniane, odpowiednio po: 52,48%, 16,97% i 16,64%. Oblepione ropą ptaki przewożono do specjalnego ośrodka w stolicy prowincji La Corunii, gdzie były czyszczone i przed wypuszczeniem na wolność poddawane testom sprawdzającym ich zdolność do powtórnej adaptacji w naturalnym środowisku. Kontroluje się wówczas m.in. odporność piór na kontakt z wodą oraz funkcje oddechowe, gdyż u wielu ptaków, w związku z czasowym przebywaniem w niewoli (w punktach pomocy medycznej), rozwijają się choroby płuc. Ponieważ ptaki te żyją głównie nad morzem, ich pobyt w klatkach i w słabo wietrzonych pomieszczeniach może prowadzić do schorzeń układu oddechowego. Niestety, jeśli ptaki były w zbyt dużym stopniu pokryte mazutem, usypiało się je, gdyż bezcelowe było poddawanie ich zabiegom, których nie miały szans przeżyć.W odpowiedzi na różne katastrofy ekologiczne związane z wyciekami ropy do morza, francuska Liga Ochrony Ptaków we współpracy z służbami bezpieczeństwa publicznego oraz z wyspecjalizowanymi firmami, 8 marca 2003 r., utworzyła Ruchomą Jednostkę Opieki dla ptaków w niebezpieczeństwie. Jednorazowo może ona przyjąć 500 ptaków. Można ją też przenosić bezpośrednio na miejsca katastrof, takich jak wyciek ropy czy zanieczyszczenie rzeki.
Jednak nie tylko ptaki ucierpiały w wyniku katastrofy Prestige. Tysiące osób, żyjących dotychczas z połowu ryb, mięczaków i skorupiaków, straciły pracę. Przestały istnieć bogate łowiska i zanieczyszczone zostaly urodzajne w małże zatoki. Złociste plaże przestały też przyciągać turystów, a mieszkańcy dotkniętych katastrofą regionów żyją w większości wyłącznie z turystyki i z morza. Innym problemem jest osadzanie się produktów rozkładu ropy i długotrwałe konsekwencje, jakie będzie ono miało dla morskiego ekosystemu. Biorąc pod uwagę toksyczność mazutu, ponowne zasiedlenie środowiska przez różne organizmy może potrwać nawet dziesięć lat, gdyż tyle potrzeba dla wystarczającego rozkładu tej substancji.
W następstwie rozmaitych katastrof tego typu, które miały miejsce wcześniej, jako konsekwencje wycieku ropy naftowej do morza, można było zaobserwować następujące zjawiska:
zatrzymanie fotosyntezy morskich roślin;
ograniczenie rozmnażania pewnych alg;
ucieczkę ryb z zanieczyszczonych obszarów i obumieranie dotkniętych skażeniem jaj, a w konsekwencji zmniejszenie populacji;
u ptaków ropa rozpuszcza pokrywającą pióra warstewkę tłuszczu, która chroni je przed wodą i zimnem. Z powodu
toksyczności ropy mogą one umrzeć również połykając ją przy próbach oczyszczenia piór za pomocą dzioba;
ropa jest równie toksyczna dla embrionów, co zmniejsza możliwości rozrodcze części ptasiej populacji;
Tankowiec "Prestige" miał 26 lat i był w bardzo złym stanie. Specjalny sztab powołany do zbadania przyczyn wypadku stwierdził słabość konstrukcji tankowca, m.in. na poziomie kadłuba i cystern. Do pęknięcia mogło dojść w części, która już kilkakrotnie wcześniej była reperowana. Już w brytyjskim Gibraltarze stwierdzono zły stan techniczny okrętu, a mimo to dopuszczono tankowiec do dalszego użytkowania. Tankowiec należało wycofać z użytku latem 2002 roku, tymczasem w planach było jego dalsze użytkowanie przez następnych pięć lat. Nie wiadomo, kogo można obarczyć odpowiedzialnością za tę katastrofę, gdyż statek należał do greckiego armatora, pływał pod banderą Wysp Bahama, a transport ropy zakontraktowany był przez firmę ze Szwajcarii.
2. Klimat miasta
Negatywne skutki zanieczyszczenia powietrza
Zanieczyszczenie powietrza ma zarówno charakter lokalny, jak i globalny. Szkodliwe substancje, emitowane do atmosfery wraz z wiatrem przekraczają granice państw. Konieczna jest więc współpraca międzynarodowa, aby temu przeciwdziałać. Globalne negatywne skutki zanieczyszczenia powietrza to np. zwiększony efekt cieplarniany czy dziura ozonowa. Smog i kwaśne deszcze to najbardziej znane skutki o zasięgu lokalnym, a dotyczą one głównie ludzi żyjących w miastach. Zanieczyszczenie powietrza jest zagrożeniem dla naszego zdrowia, i może także powodować straty ekonomiczne. Przyjrzyjmy się zanieczyszczeniu powietrza w mieście. Z powodu emisji z różnych źródeł, następujące substancje można znaleźć w miejskim powietrzu: tlenki siarki i azotu, węglowodory (głównie z rafinerii i spalin samochodowych), a także tlenek węgla, metale ciężkie (ze spalin samochodowych, przemysłu, hut) i związki organiczne (głównie z przemysłu chemicznego), a także pył i sadzę. Jednak udział poszczególnych substancji w całkowitym zanieczyszczeniu powietrza nie jest wszędzie taki sam. W krajach rozwiniętych siarka nie jest już tak ważnym zanieczyszczeniem jak to było dawniej. Stężenie zanieczyszczenia w powietrzu (które jest skutkiem imisji zanieczyszczeń) decyduje o jakości powietrza. Smog
W wielu miastach świata zanieczyszczenie powietrza przekracza czasami wszelkie ustalone normy i konieczne jest ogłaszanie tzw. alarmu smogowego. Słowo smog oznacza połączenie dymu i mgły (ang. "smoke" i "fog"). Po raz pierwszy użył go w roku 1911 lekarz Harold Des Voeux. Wyróżniamy dwa rodzaje smogu: - smog typu londyńskiego, spowodowany głównie zanieczyszczeniem powietrza wskutek spalania węgla i emisji dwutlenku siarki (SO2) i pyłów. Takie zanieczyszczenie w połączeniu z mgłą powoduje powstawanie kropelek kwasu siarkowego (H2SO4) zawieszonych w powietrzu. Gdy w 1952 r. w Londynie w czasie trwania smogu stężenie dwutlenku siarki przekroczyło 3,5 mg/m3 powietrza (czyli 3500 µg na 1 m3) to doprowadziło to do masowych zgonów. (Uwaga: 1 mg to 0,001 g; inną jednostką jest 1µg który jesy równy 0,000001 g. Zatem 1 g = 1000 mg albo 1000000 µg). Smog londyński obserwowano po raz pierwszy w połowie XIX wieku, a dziś występuje raczej rzadko. Przykładowo: w roku 2001 średnie roczne stężenie SO2 osiągnęło 3 µg/m3 w Barcelonie (Hiszpania), 4 µg/m3 w Monachium (Niemcy), 7 µg/m3 w Londynie (Wielkka Brytania - dane w roku 1999) i 13 µg/m3 w Warszawie (Polska). Jednakże zdarza się, że w niektórych dniach stężenie SO2 mosiąga znacznie wyższe wartości. Największe wartości średnie godzinne w roku 2001 wynosiły 211 µg/m3 w Warszawie, 106 µg/m3 w Londynie (dane dla roku 1999), 70 µg/m3 w Barcelonie i 17 µg/m3 w Monachium. - smog typu Los Angeles (smog fotochemiczny), który występuje w słoneczne dni, przy dużym ruchu ulicznym. Tlenki azotu ze spalin samochodowych oraz węglowodory (z różnych źródeł antropogenicznych i biogenicznych) wchodzą w reakcje chemiczne w obecności światła słonecznego i tworzą szkodliwą mieszankę aerozoli i gazów. Smog fotochemiczny zawiera ozon (czyli ozon troposferyczny), formaldehyd, ketony i PAN (azotan nadtlenku acetylu). Ozon może osiągnąć stężenie nawet 12 ppm w stratosferze podczas gdy przy powierzchni ziemi zwykle nie przekracza ono 0,04 ppm. Wszystkie wymienione substancje podrażniają oczy i system oddechowy człowieka oraz uszkadzają rośliny. Ten typ smogu jest obecnie dość częsty w dużych miastach latem. Niejako zastąpił on smog typu londyńskiego po roku 1960, a w Europie Zachodniej po roku 1980. Pył i sadza
Inną uciążliwością w miastach jest kurz i sadza. Przykładowo w 1999 r. średnie roczne stężenie pyłu zawieszonego o średnicy ziaren poniżej 10 µm wynosiło 21,8 µg/m3 w Londynie, 29,5 w Budapeszcie, 43,3 w Rzymie, 44,4 w Sewilli i 45,5 w Krakowie. Dla porównania: w Krakowie w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX w. średnie roczne stężenie przekraczało 100 µg/m3, a w zimie nawet 200 µg/m3, z powodu emisji z huty stali i elektrociepłowni. W ostatnim dziesięcioleciu XX w. produkcja stali spadła a ponadto znacznie zmodernizowano funkcjonowanie tych zakładów, co spowodowało znaczną poprawę jakości powietrza. Stężenia dopuszczalne
Dla każdego zanieczyszczenia zostały ustalone dopuszczalne stężenia w powietrzu, które nie powinny być przekraczane. W przeciwnym wypadku zanieczyszczenie powietrza może być szkodliwe i niebezpieczne dla naszego zdrowia a nawet życia. Stężenia dopuszczalne i alarmowe dla krajów Unii Europejskiej zostały ustalone w dyrektywie 96/62/EC z dnia 27 września 1996 r. Szczegółowe przepisy zawierają trzy dalsze dyrektywy: 1. 1999/30/EC a dnia 22 kwietnia 1999 r., 2. 2000/69/EC z dnia 16 listopada 2000 i 3. 2002/3/EC z dnia 12 lutego 2002 r. Przepisy te obowiązują także w Polsce na mocy rozporządzenia Ministra Środowiska z dnia 6 czerwca 2002 r Dla dwutlenku azotu (NO2), dwutlenku siarki (SO2), ołowiu (Pb) i pyłu zawieszonego o średnicy do 10 µm (PM10), stężenia dopuszczalne zostały ustalone jako średnie roczne stężenia. Oznacza to, że w niektórych dniach stężenie może być nawet znacznie wyższe niż wartość dopuszczalna, zaś w innych dniach niższe, ale średnia roczna wartość jest brana pod uwagę przy ocenie jakości powietrza. Dopuszczalne stężenia dla SO2 i Pb są znacznie niższe niż dla NO2 czy PM10, ponieważ te substancje są bardzo szkodliwe dla zdrowia ludzi nawet w małych dawkach. Dla ozonu (O3) i tlenku węgla (CO), dopuszczalne wartości są określone jako średnie stężenia 8-godzinne. Te gazy są bardzo toksyczne dla ludzi nawet w małych dawkach i w krótkich okresach oddziaływania. Jak widać wartości dopuszcalne dla ozonu są znacznie niższe niż dla CO. Ozon w przygruntowej warstwie powietrza, tworzący się zwykle w czasie trwania smogu fotochemicznego, jest dla nas szkodliwy, natomiast ozon w stratosferze chroni życie na Ziemi przed szkodliwym promieniowaniem UV. Wartości alarmoweDla NO2, SO2 and O3, oprócz stężeń dopuszczalnych, określono także wartości alarmowe. Są to średnie 1-godzinne stężenia. Jeśli te wartości zostają przekroczone to władze lokalne mają obowiązek poinformować o tym opinię publiczną, a ponadto podjąć środki zaradcze, które zmniejszyłyby stężenie zanieczyszczeń w powietrzu, np. ograniczyć ruch samochodowy w mieście, nakazać czasowe ograniczenie produkcji przemysłowej itp.
3. Raport o globalnym ociepleniu ostrzega świat
W Brukseli ogłoszono w piątek raport o skutkach zmian klimatu na świecie. Obejmują one wystąpienie głodu w Afryce i Azji, susze, wyginięcie 30 proc. gatunków i podniesienie się poziomu oceanów.
Porozumienie w sprawie raportu Międzyrządowej Grupy Ekspertów ds. Ewolucji Klimatu (ang. IPCC) osiągnięto po całonocnym posiedzeniu; z dokumentu wykreślano całe fragmenty, a naukowcy spierali się z rządowymi negocjatorami, zarzucając im rozwadnianie sensu naukowych ustaleń.
Raport, w kształcie, na jaki zgodzono się po pięciodniowych negocjacjach, ostrzega, że ocieplenie będzie postępować szybciej i spowoduje większe, niż przewidywano poprzednio, szkody. Z raportu usunięto m.in. tabelę pokazującą niszczące skutki zmiany klimatu z każdym skokiem temperatury o 1,8 stopnia.
Raport bardzo jasnym sygnałem dla rządów
Choć osłabiony, raport "będzie bardzo, bardzo jasnym sygnałem" dla rządów - ocenił Yvo de Boer, czołowy specjalista ds. klimatu z ramienia ONZ.
- Najbiedniejsi z biednych na świecie, co obejmuje biednych ludzi w prosperujących społeczeństwach, ucierpią najbardziej - powiedział przewodniczący IPCC Rajendra Pachauri - Do zmiany klimatu w najmniejszym stopniu są zdolni przystosować się ludzie biedni.
Dwa stopnie to śmierć dla 30 proc. gatunków
W ostatecznym kształcie raport stwierdza, że 30 procentom gatunków na Ziemi grozi wymarcie, jeśli temperatury podniosą się o dwa stopnie Celsjusza powyżej przeciętnej dla lat 80. i 90.
Raport jest jak dotąd najdobitniejszym i najpełniejszym naukowym określeniem wpływu globalnego ocieplenia powodowanego głównie przez zanieczyszczanie atmosfery Ziemi dwutlenkiem węgla.
Bez działań w celu ograniczenia jego emisji życiowe środowisko człowieka skurczy się wyraźnie - ostrzegł jeden z autorów raportu, Stephen Schneider z uniwersytetu Stanford.
Zdaniem kanclerz Niemiec Angeli Merkel "raport potwierdza potrzebę szybkiego i zdecydowanego działania, aby ograniczyć wzrost temperatury na świecie i zredukować emisje dwutlenku węgla" - pisze w sobotnim wydaniu dziennik "Sueddeutsche Zeitung" .
Streszczenie raportu zostanie przedstawione uczestnikom czerwcowego szczytu G8, na którym Unia Europejska - jak się oczekuje - ponowi apel do prezydenta George'a W. Busha, aby USA włączyły się w międzynarodowe starania o ograniczenie emisji gazów ze spalania paliw kopalnych.
"To migawkowe spojrzenie na apokaliptyczną przyszłość"
Raport oparto na ustaleniach 2500 naukowców, którzy przeanalizowali 29 tys. zestawów danych z ostatnich pięciu lat. 90 proc. danych wskazuje na globalne ocieplenie. Naukowcy stwierdzają w raporcie, że wskutek globalnego ocieplenia:
* W Europie dochodzi do większej liczby zgonów związanych z upałami, zachorowań na choroby zakaźne i alergie.
* Na obszarach suchych będzie jeszcze bardziej sucho. W niektórych krajach do roku 2020 zbiory zmaleją o 50 procent.
* Ameryka Łacińska do 2050 roku może stracić połowę swoich terenów uprawnych.
* Wpływ ocieplenia na rolnictwo będzie jednak nierówny, w rejonach na północy Europy wydłuży się okres wegetacji, południe czekają susze.
* Początkowo wzrośnie produkcja drewna w związku z rozrastaniem się lasów na północy, m.in. w Arktyce tajga porośnie 10 proc. tundry.
* Ponad miliard ludzi do roku 2050 może zacząć cierpieć na brak świeżej wody, zwłaszcza że w krajach Azji Środkowej, Południowej i Południowo-wschodniej podnosi się standard życia.
* Do lat 80. XXI wieku milionom ludzi zagrożą powodzie w związku z podnoszeniem się poziomu mórz, zwłaszcza w megadeltach rzek Azji i Afryki.* W górach będzie mniej lodowców, mniej śniegu, i mniej turystów; wyginie tam do 2080 r., o ile nie zmaleje emisja dwutlenku węgla, aż 60 proc. gatunków.
* Zmaleje potencjał hydroelektryczny, a także ilość wody na potrzeby rolnictwa.
* Wskutek niedożywienia, potężnych upałów, burz i susz ludzie zaczną cierpieć bardziej na zdrowiu.
- To migawkowe spojrzenie na apokaliptyczną przyszłość - ocenia raport organizacja ekologów Greenpeace.
Rządy pilnie powinny zareagować na stwierdzenia zawarte w raporcie - powiedział Hans Verolme z organizacji obrońców przyrody WWF
4. Łatanie dziury ozonowej
Nie jest aż tak źle. Coraz mniej toksycznych gazów przedostaje się do atmosfery
Warstwa ozonowa zacznie się odtwarzać około 2010 roku. Jednak dopiero w połowie XXI wieku odzyska grubość, jaką miała w latach 70.
Publikowany dwa razy w miesiącu przez Światową Organizację Meteorologiczną (OMM) raport o stanie warstwy ozonowej nie jest pomyślny. Ta naturalna osłona przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych jest słabsza niż zazwyczaj. Dziura ma blisko 27 milionów kilometrów kwadratowych.(...)
Tymczasem w sierpniu na łamach „Journal of Geophysical Research” zapowiadano poprawę. Zjawisko przerzedzania się warstwy ozonowej w ostatnich latach częściowo się zatrzymało, po fazie ciągłej degradacji - między rokiem 1978, kiedy dokonano pierwszych pomiarów, a rokiem 1996.
Jednak „nie należy mylić zahamowania procesu destrukcji z odtworzeniem warstwy ozonowej” - podkreśla Sophie Godin-Beekmann, wiceprzewodnicząca Międzynarodowej Komisji ds. Ozonu. „Degradacja trwa, lecz przebiega wolniej” - oznajmił we wrześniu klimatolog z OMM, Geir O. Braathen.
„Dziurę ozonową” odkryli w 1984 roku badacze z British Antarctic Survey, stacjonujący pośród lodów Bieguna Południowego. Doszli do ponurego wniosku: warstwa ozonowa pomiędzy 15 i 25 kilometrem nad ich głowami straciła jedną trzecią swej grubości. Początkowo uważali, iż taki niezwykły wynik pomiarów spowodowany jest wadliwym działaniem urządzeń badawczych. Ale nowe przyrządy podały takie same parametry. Alarm Brytyjczyków na łamach pisma „Nature” poruszył środowisko naukowe, uwrażliwione na tę kwestię wcześniejszym o dziesięć lat artykułem Mario Moliny i Franka Sherwooda Rowlanda.
Ci dwaj amerykańscy naukowcy w 1995 roku dostali za swe prace nagrodę Nobla w dziedzinie chemii. Pisali o wpływie niektórych gazów przemysłowych na ozon (O3), jedną z odmian alotropowych tlenu. Obwiniali głównie CFC (chlorofluorowęglowodory, freony nienasycone), stosowane w lodówkach, klimatyzatorach i aerozolach. Na biegunach nastąpiła duża ich koncentracja.
Jednakże sama obecność CFC nie wystarczy, by wyjaśnić spustoszenie nad Antarktyką. Do destrukcji warstwy ozonowej potrzeba było jeszcze bardzo niskiej temperatury. Podczas nocy polarnej słupek rtęci spada do minus 78 stopni Celsjusza. W stratosferze tworzą się wtedy chmury, dokładnie na wysokości warstwy ozonowej. Te nietypowe chmury składają się nie tylko z wody, ale też z kropelek kwasu azotowego, uaktywniających się pod wpływem CFC. Do tego dochodzi kolejny czynnik: promieniowanie słoneczne pobudzające pochodne chlorowców do rozbijania cząsteczek ozonu.
Atak freonów jest szczególnie brutalny wiosną. W ciągu kilku tygodni doprowadza do znacznego przerzedzenia warstwy ozonowej, która „chudnie” do tego stopnia, że klimatolodzy nie wahają się nazywać tego „dziurą”.
Ale mogło być jeszcze gorzej. Na szczęście szybko zadziałali tu politycy. 16 września 1987 roku 20 rządów podpisało w Montrealu międzynarodowe porozumienie reglamentujące emisję gazów, które niszczą ozon. Porozumienie ratyfikowało ponad 180 krajów. Cel osiągnięto: uprzemysłowione regiony świata od 1996 roku nie stosują CFC. Stężenie freonów już nie rośnie. A nawet zaczęło się zmniejszać.
Ale trzeba dziesięcioleci, aby freony, które dostały się do atmosfery, uległy całkowitemu rozproszeniu. „Jesteśmy w fazie przejściowej - tłumaczy Sophie Godin-Beekmann. - Według przewidywań warstwa ozonowa zacznie się odtwarzać około 2010 roku. Ale dopiero w połowie XXI wieku odzyska grubość, jaką miała w latach 70.”.
Czynniki klimatyczne opóźniają poprawę sytuacji. Ocieplenie klimatu prowadzi do niewyjaśnionego dotąd przez naukowców ochłodzenia wyższych warstw atmosfery. Amerykański geofizyk Venkatachalam Ramaswamy stwierdził, że temperatura w stratosferze spada o 0,3 stopnia w ciągu dziesięciolecia, co sprzyja powstawaniu chmur, a zatem niszczeniu ozonu. Stale rośnie emisja dwutlenku węgla. Także HCFC (wodorochlorofluorowęglowodory, freony nasycone), które zastąpiły zakazane CFC, nie są obojętne, gdyż przyczyniają się do efektu cieplarnianego. Tymczasem protokół z Montrealu przewiduje, że zostaną zakazane dopiero około 2040 roku. (...)
Kiedy więc można oczekiwać prawdziwej poprawy? Coroczne obserwacje zbijają z tropu i gmatwają wyniki badań. W 2004 roku powierzchnia „dziury” obejmowała 20 milionów kilometrów kwadratowych. Rekordowy był rok 2003 - 28 milionów kilometrów kwadratowych.
Zwolnienie tempa destrukcji warstwy ozonowej niektórzy naukowcy wiążą z cyklami słonecznymi. Trwają one 11 lat, a ich apogeum przejawia się gwałtownymi burzami i wybuchami na powierzchni Słońca, co wpływa na podniesienie ilości ozonu. To apogeum ma wkrótce nastąpić. Zdaniem Sophie Godin-Beeckmann trzeba sprawdzić, czy po nim sytuacja znowu się nie pogorszy. Ale na to musimy poczekać co najmniej trzy lata.
5. Wylesianie i wypalanie lasów tropikalnych
Kraje rozwinięte powstrzymały u siebie proces wycinania lasów i wynikającej z niego degradacji otoczenia. Za to w wielu ubogich krajach Afryki, Azji i Ameryki Południowej lasy tropikalne są wycinane w zastraszającym tempie. Co 3 lata na świecie znikają lasy tropikalne o powierzchni Polski. Przewiduje się, że w Nigerii niekontrolowany wyrąb lasów tropikalnych doprowadzi do tego, że w 2010 roku, czyli już za 3 lata, w całym kraju nie będzie już ani jednego lasu. Na co dzień wyrębem lasów zajmuje się tam aż 70% mieszkańców, dla których często karczowanie lasów jest głównym źródłem dochodów. 60% wyciętych drzew przeznacza się na opał, karczuje się też pola pod nowe uprawy i pastwiska. Nikt nie myśli, co będzie, kiedy już zostanie wycięte ostatnie drzewo. Jak na razie więc większość mieszkańców konkuruje o zasoby, eksploatując je w duchu „spiesz się z wycinaniem drzew, żeby inni nie skorzystali na tym przed Tobą”...Konsekwencje mogą być dramatyczne. Wycinając lasy ludzie podcinają gałąź, na której siedzą. Lokalne społeczności niestety zazwyczaj koncentrują się na bieżących potrzebach, często nawet nie uświadamiając sobie konsekwencji swojego postępowania. Poziom świadomości istotności lasów z punktu widzenia absorpcji dwutlenku węgla wykracza poza ich zdolność pojmowania.Według aktualnie realizowanego scenariusza pesymistycznego, do 2020 roku w stanie nienaruszonym pozostanie 5% powieszchni lasów.Czyni się wysiłki w celu powstrzymania procesu niszczenia lasów deszczowych. Od strony ekonomiczne zwraca się uwagę, że hektar lasu deszczowego (np. w Amazonii) ma wartość 6820$ przy wykorzystaniu go w stanie niezmienionym do zbierania owoców, mleczka kauczukowego i drewna. Przy jednorazowym wycięciu drzewa wartość ekonomiczna to 1000$, a wykorzystanie go na pastwisko dla bydła odpowiada kwocie 148$. Pozostawienie lasów w stanie nienaruszonym oznacza więc korzyści ekonomiczne. Rządy, pod wpływem grup ekologicznych, uświadamiają sobie, że bez radykalnych kroków lasom grozi zagłada. W Amazonii, w przeciągu 4 lat (od 2002 do 2006) tereny objęte ochroną potroiły się. Ich obszar wynosi obecnie 1,73 km2. Potrzebne są dalsze kroki zarówno w kierunku uświadamiania i przekonywania ludności, jak i obejmowanie skuteczną ochroną jak największego obszaru lasów. Jednak większość naukowców zajmujących się tematem jest pesymistycznie do możliwości szybkiego powstrzymania tego procesu.Dodatkowo wzrost zagrożenia dla lasów tropikalnych niesie ze sobą samo ocieplanie się klimatu. Naukowcy IPCC prognozują, że wzrost temperatury o 2-3°C do roku 2050 spowoduje, że zaniknie pora deszczowa panująca na terenach równikowych w Ameryce Południowej, a Puszcza Amazońska może wręcz zmienić się w sawannę o niewielkich rocznych opadach deszczu.