CZY TO MESJASZ-misterium wielkopostne, S E N T E N C J E, Scenariusze


CZY TO MESJASZ?

SCENA I

Dom Marty i Marii w Betanii; Maria zamyślona czesze długie włosy i patrzy w dal

Maria (ze smutkiem) - Życie jest całkowicie bez sensu. Zupełnie nie widzę sensu w moim życiu. Wydaje mi się, że znalazłam się na tym świecie jedynie przez pomyłkę. Jestem ciężarem Marty, Łazarza. Powinnam wynieść się stąd, przynoszę im wstyd... Ale co to mnie obchodzi! Nie kocham ich, nie kocham nikogo na świecie. Jestem samodzielna, wolna, niezależna... Gdybym chciała, mogłabym być nawet na dworze cesarza rzymskiego!

Po chwili z głębokim bólem

Ale nie oszukuj siebie, Mario... Nie jesteś szczęśliwa... I to nie prawda, że nie kochasz Marty i Łazarza... Tak, kocham ich i dlatego ciężko mi tak żyć! Nie potrafię, jak Marta, zająć się tylko gospodarstwem, nie wypełni mi to życia... O Adonai! I po co stworzyłeś taką jak ja? Nie wiem, dlaczego poszłam złą drogą! Szukałam miłości, tęskniłam i tęsknię zawsze za czymś, czego nie potrafię pojąć. Pragnęłam posiąść cały świat i pozyskać szczęście, wiele szczęścia! I cóż, cały świat i bogactwa nie są już dla mnie ponętne. Nie mogę tak dłużej żyć, zabłąkałam się w ślepy zaułek, jestem jak rybak, który utracił ster łodzi i płynie w nieznaną dal...

Czemu nie jestem Martą? Cichą, spokojną, pełną poświęcenia? Kto mi wleje do duszy spokój, kto mi wskaże drogę, którą kroczyć powinnam, kto da mi miłość? O, jak pragnę kochać!... Kogo?... Ja nie mam kogo kochać, nawet miłość do Marty i Łazarza nie zapełni mojego serca... O, serce moje, na jaką ty czekasz miłość?

Wchodzi Marta

Marta - Wybierasz się znowu gdzieś, Mario?

Maria (niecierpliwie) - Tak, widzisz przecież, że się czeszę!

Marta (nieśmiało) - A... czy nie mogłabyś trochę posiedzieć z nami, siostrzyczko? Odkąd wróciłaś do domu, nie możemy się z Łazarzem tobą nacieszyć.

Maria - Cieszycie się, że wróciłam? Przecież przynoszę wam wstyd, tylko wstyd!

Marta - Jesteś naszą siostrą, Mario, i przecież... mogłabyś zostać z nami na zawsze. Zmyć ten obrzydliwy barwik z ust i brwi i pomagać mi trochę w gospodarstwie... a potem wyszłabyś za mąż...

Maria (przerywając gniewnie) - Dość, Marto!

Marta - Nie gniewaj się... ja... przecież nie chciałam zrobić ci przykrości.

Chwila milczenia, Marta krząta się trochę bezładnie, Maria czesze włosy z zaciętą miną

Marta (po chwili wahania) - Czy słyszałaś, Mario, o Nazarejczyku?

Maria milczy

Marta - Jest tu, u nas, w Betanii, dzisiaj. Widziałam Go rano, ale nie śmiałam podejść. Szedł z uczniami swymi i nauczał. Mówił im o Królestwie Bożym, o miłości do ludzi i Boga. Pięknie mówił i tak jakoś inaczej niż wszyscy nauczyciele zakonu. Chodzę już za Nim dość długo i widziałam cuda, które On czynił. Czy wiesz, że On uzdrawia ludzi, przywraca wzrok ślepym i wyrzuca czarty...? Czy wiesz, że uzdrowił człowieka z uschłą ręką? Powiedział mu tylko: wyciągnij rękę swoją - a chory to natychmiast uczynił, bo ręka jego stała się znowu zdrowa.

Maria - Niemożliwe...

Marta - A jednak to prawda, Mario. A dzisiaj... dzisiaj widziałam rzecz jeszcze dziwniejszą. Czy wiesz... że On wskrzesza umarłych?

Maria - Umarłych? (do siebie) I ja jestem umarła...

Marta - Tak, wskrzesił młodzieńca z Naim. Matka jego szła za marami i płakała straszliwie. Wiesz, że to był jej jedyny syn. A On podszedł do niej i powiedział: Nie płacz. I widziałam Jego oczy pełne współczucia i ogromnej dobroci, że aż zabiło mi serce przedziwną wdzięcznością dla Niego za tyle jakiejś łaskawości królewskiej. A wtedy On po prostu dotknął mar i powiedział cicho z miłością: Młodzieńcze, ja ci mówię, wstań. I zmarły natychmiast siadł i zaczął mówić do matki. A mnie ogarnęła bojaźń i łzy zalały mi twarz. Mario! Czyż On nie jest Mesjaszem? I dzisiaj... dzisiaj jest tu, tu w Betanii, u Szymona trędowatego - faryzeusza. A ja Go tak kocham, tak bardzo kocham, za Jego dobroć, za Jego słowa pełne nadziei, obietnicy i prawdy.

Maria zasłuchana w słowa Marty teraz nagle wybiega

Marta - Mario, gdzie biegniesz, zaczekaj... Mario! Uciekła znowu. O boże, gdzie ona biegnie tak szybko? Adonai, ratuj, Boże Abrahama, Izaaka, Jakuba... Wbiegła do sklepu z wonnościami, kupuje pewnie wonny olejek... tak już wybiega... jak ona pędzi! Dokąd? Dokąd? (woła) Mario, wracaj! Wracaj! Nie słyszy... O, Adonai, Wielki, Potężny, ratuj ją, odpędź od niej zło, co nęka jej serce. O, Adonai... O gdybym śmiała zbliżyć się do Nazarejczyka, padłabym przed Nim na kolana i błagała Go o nią, o Marię.

Modli się chwilę w ciszy

Marta - A jeśli On jest naprawdę Synem Bożym? Usłyszy mnie więc i stąd, uzdrowi Marię na odległość, jak sługę setnika... Panie, upadam przed Tobą na kolana, błagam i... wierzę, wierzę, wierzę...

SCENA II

Dom Marii i Marty w Betanii. Obecni: lekarz, Sara-służebnica Marty, i Betel - młody służący w domu Łazarza

Lekarz (do Sary) - Wyczerpałem już wszystkie możliwe środki. Na tę chorobę nie ma lekarstwa.

Sara - Jakiż to będzie cios dla Marty i Marii, gdy ich brat umrze. Ach, dlaczego wszyscy musimy umierać?

Betel - Tak, za śmiercią trudno się pogodzić. Ale cóż... trzeba.

Lekarz - Szczególnie, gdy nie można nic na nią poradzić.

Wchodzą Marta i Maria

Marta (do lekarza) - Panie, czy jest jakaś nadzieja?

Lekarz - Wszystko w ręku Wszechmocnego.

Maria - Łazarz cierpi tak strasznie, czy ty nic nie możesz mu pomóc, panie?

Lekarz - Robię wszystko, co jest możliwe.

Maria - Wszystko, co jest możliwe, więc nic nie możesz, nic, zupełnie nic. Czy brat nasz musi umrzeć? Niedawno odzyskałam go, a teraz mam znowu utracić? (płacze)

Marta - Uspokój się, siostrzyczko, jeszcze może nie wszystko stracone.

Maria (po chwili z radością) - Tak, nie wszystko, naprawdę nie wszystko. Przecież Jezus z Nazaretu, Pan nasz i Mistrz, może go uleczyć. Marto, On może uleczyć Łazarza, On jeden.

Marta (z wahaniem) - Ale Jego tu nie ma.

Maria - To nie jest ważne. Możemy przecież odnaleźć Pana. Wtedy do nóg Mu padniemy i przyjdzie uzdrowić Łazarza. (chce biec)

Marta - Czekaj, przecież nam nie wolno odejść od chorego. Gdyby się coś stało, a nas nie było... Strach pomyśleć. Ale masz rację. Betelu, ty jesteś młody i szybki, ty pójdziesz za Jordan, odnajdziesz Mistrza i powiesz Mu...

Maria (przerywając) - Powiesz Mu tak: Panie, ten którego miłujesz, Łazarz, zachorował. Marto, On przyjdzie i uzdrowi brata naszego, na pewno.

Lekarz - Nie jestem więc już potrzebny, odchodzę.

Marta - Nie gniewaj się, panie, ale tu rzeczywiście potrzeba innej siły niż siła ludzka.

Lekarz odchodzi

Betel - Ale... czy tylko tyle mam Mu powiedzieć, czy to nie będzie za mało? Może lepiej powiem: Przyjdź, Panie, bo ten, którego miłujesz, Łazarz, zachorował. Siostry jego płaczą we dnie i w nocy i czekają, aż przyjdziesz i uzdrowisz go.

Maria - Nie, Betelu, tak nie trzeba mówić. Jeśli On zechce, przyjdzie i tak. A bardziej nakłaniać Go nie można...

Sara - Ależ...

Marta - Maria ma rację, już Go Żydzi chcieli raz ukamienować. (po chwili wahania) Lepiej może... żeby wcale nie przychodził, Mario...?

Maria - Jakiż ciężki wybór. Łazarz tak bardzo cierpi, ale masz rację, Marto. Mistrz może zginąć, gdy tu do nas przyjdzie. Tym bardziej nie można Go o uzdrowienie prosić. Zawiadomimy Go tylko o chorobie Łazarza.

Marta - Pamiętasz sługę setnika?

Maria (radośnie) - Tak, tak. On nawet jeśli zechce, na odległość potrafi uzdrawiać. O, Łazarzu, Łazarzu... (wybiega)

Marta - Przygotuję ci wszystko do drogi, Betelu. Żebyś nie był głodny. Czy mocne masz sandały na nogach?

Betel - Tak, mocne i wygodne. Nie martw się, Marto, potrafię odnaleźć Mistrza.

Sara - Jak zwykle o wszystkim pamiętasz, Marto, i o wszystko się troszczysz.

Marta - Gdybyż moja troskliwość zdołała przywrócić zdrowie Łazarzowi!

SCENA III

Dom Marty i Marii

Żyd 1 - No i cóż, Jezus nie przyszedł uzdrowić Łazarza. Łazarz umarł i leży w grobie już czwarty dzień.

Żyd 2 - A zdawał się go naprawdę kochać. Widać i dla Niego strach przed własną śmiercią jest większy niż przyjaźń.

Sara - Wstydźcie się, jak możecie tak mówić o Mistrzu. Może Go wcale jeszcze Betel nie odnalazł.

Żyd 1 - Wątpliwe, Betel ma dobre nogi i oczy.

Żyd 2 - Naturalnie, do tej pory każdy by Nazarejczyka odnalazł. Przecież to nie szpilka, ale człowiek, i to sławny...

Żyd 1 - A to już czwarty dzień mija.

Sara - Ale i Betela nie ma, gdyby Mistrza spotkał, wróciłby tu czym prędzej ucieszyć nas.

Żyd 2 - Mylisz się, dlatego właśnie Betel nie wraca, że Jezusa odnalazł i wstyd mu przyjść i oznajmić, że Mistrz odmówił swej pomocy.

Sara - Podejrzliwi jesteście. W każdym najszlachetniejszym nawet człowieku chcielibyście znaleźć bodajby plamkę.

Żyd 1 - Tu nie trzeba szukać plamki. Tu wszystko jest jasne. Nazarejczyk bał się faryzeuszów i nie przyszedł.

Sara - Nie, tu na pewno chodzi o coś innego, tylko my nie potrafimy pojąć. On mógłby Łazarza przecież uzdrowić na odległość, jak sługę setnika.

Żyd 2 (z udaną słodyczą) - Jak widać nie wszystkie choroby można uzdrowić na odległość. Czasem się to nie udaje... Och, kobiety, gotowe jesteście lecieć za pierwszym lepszym przybłędą i uznać go za mistrza i pana.

Sara - A ty, czemu teraz zrobiłeś się taki ostrożny? Pamiętasz, jak leciałeś za Teudasem, który ogłosił się mesjaszem? Poszliście za nim obaj, bo obiecywał walkę z Rzymem i wielkie godności w swoim państwie. A Jezus z Nazaretu jest cichy i pełen miłości, nie pragnie mącić spokoju, jawnie głosi słowo o swoim królestwie, czyni dobro, potępia zło, niesprawiedliwość i obłudę. Takiego nie chcecie uznać, mimo oczywistości Jego potęgi nadziemskiej i Jego cudów.

Żyd 1 - Co tam gadać z kobietą. Wiadomo, długie włosy, krótki rozum. Czemu się z nią wdajemy w rozmowę?

Żyd 2 - Masz słuszność. Nazarejczyk nie przyszedł uzdrowić Łazarza, to jest fakt, i tylko głupie kobiety mogą zaprzeczać faktom. (wychodzą)

Sara - Nie przyszedł, to prawda, ale jestem przekonana, że stanie się tu jeszcze coś niezwykłego. (w zamyśleniu) On przyjdzie tu, przyjdzie na pewno.

Marta (wchodzi) - Mistrz nie przyszedł, nie przyszedł... Nie ma już mojego brata, Łazarza, nie ma...

Sara - Uspokój się, Marto. Nie możesz się załamać. Tyle pracy czeka wokoło. Na śmierć nic poradzić nie można, żywi muszą dalej żyć. Ty musisz być szczególnie silna, ze względu na Marię.

Marta - Masz rację, Saro. Maria jest zupełnie załamana. Nic nie mówi, tylko płacze. Już nie wiem, czy jej bardziej chodzi o Łazarza, czy też o to, że Mistrz nie przyszedł.

Sara - A jeszcze tylu tu Żydów przybyło, niby pocieszyć was, a tylko wciąż wyrzucają Mistrzowi¸ że nie przyszedł i dręczą ją jeszcze bardziej. Ach, ci ludzie!

Marta - Tak, te ciągłe docinki o Mistrzu i Jego miłości dla Łazarza są trudne do zniesienia. Maria milczy, ale ilekroć słyszy taką wzmiankę, płacze jeszcze bardziej.

Sara - Gdyby można było, przepędziłabym ich wszystkich z waszego domu.

Marta - Gość to rzecz święta, Saro. Oni może rzeczywiście ze szczerego serca tak mówią, nie myślą, że to nas tak boli. Gdyby Mistrz tu był, nie umarłby rzeczywiście brat nasz. Ale nie mam o to żalu do Pana. On wie, co czyni, a zresztą, czy Betel zdołał Go odnaleźć? O Łazarzu, Łazarzu, kiedyż Cię zobaczę?

Sara - Zobaczysz Go w dniu ostatecznym, po zmartwychwstaniu.

Marta - Tak, w dniu ostatecznym. Ale jak okrutnie długo czekać trzeba na ten dzień, jak bardzo długo...

Sara - Bądź dzielną i mężną, jak zwykle, Marto...

Marta - Będę dzielną, postaram się opanować. Ale Maria, Maria, ona jest taka gwałtowna w swym bólu. Boję się, żeby znów nie chciała uciec z domu.

Sara - Pójdę do niej, może zdołam przemówić jej do rozsądku...

Marta - Tak, idź, idź do niej, droga Saro... (Sara wychodzi) Jak trudno uwierzyć, że nie ma już Łazarza, cóż się z nim stało? Gdy byłam dziś przy jego grobie, poczułam, że ciało zaczęło się już psuć. Z mojego żywego, dobrego brata zostały tylko cuchnące zwłoki? Czyż możliwe? O Mistrzu dobry, gdybyś tu był, powiedziałbyś nam, czym jest zmartwychwstanie i życie. I czy jest naprawdę życie po śmierci i jakie ono jest?

Wbiega Betel

Marta - Betel? Jesteś nareszcie!

Betel - Mistrz jest na drodze do was. Z uczniami tutaj idzie.

Marta - Mistrz jest? Chodźmy prędko do Niego, Betelu. (wychodzą)

SCENA IV

Pokój w domu Marii i Marty. Wchodzą Maria i Sara

Sara - Uspokój się, Mario, czyż godzi się tak wciąż płakać? Siądź tu i odpocznij trochę.

Maria - Gdyby Mistrz tu był, nie umarłby brat nasz...

Sara - Zapewne, Mario, ale cóż na to poradzimy. Już od czterech dni nic nie jesz i płaczesz wciąż, oczy masz czerwone i opuchnięte. Nie powinnaś zwiększać boleści Marty, jej i tak jest ciężko.

Maria - Gdyby Mistrz tu był, nie umarłby brat nasz...

Żyd 1 (wchodząc słyszy ostatnie słowa) - Z pewnością, gdyby On tu był, Łazarz by nie umarł, (z udaną słodyczą) ale widać, coś Go w drodze zatrzymało, pewnie nie mógł przyjść.

Żyd 2 - Pewnie, pewnie... ale cóż by Go mogło zatrzymać? Dla prawdziwych przyjaciół nie powinno być przeszkód.

Żyd 1 - Może Go Betel nie odnalazł?

Żyd 2 - Nie odnalazł? To niemożliwe. Nazarejczyk jest sławny, wszędzie o Nim głośno.

Żyd 1 - A ponadto, jeśli On jest Mesjaszem, jak sam mówi o sobie, to powinien wiedzieć, co się dzieje z jego przyjacielem.

Żyd 2 - Coś z tą przyjaźnią nie tak...

Sara (oburzona) - Wy jesteście przyjaciółmi prawdziwymi! Czyż nie widzicie, że sprawiacie nam ból?

Żyd 1 (słodko) - Ależ czym, Saro? Tym, że szukamy przyczyn, dlaczego Mistrz nie przyszedł? Przecież każdy rozsądny człowiek musi się nad tym zastanawiać.

Żyd 2 - I każdy rozsądny człowiek musi przyznać, że tutaj tak do końca coś nie jest w porządku.

Sara - Wy jesteście naprawdę rozsądni, aż dziw. (na stronie) Och, gdyby to nie byli goście. (do Marii) Zjedz coś, Mario, nie rozpaczaj już tak. Wydaje mi się, że wszystko się wkrótce wyjaśni. Musimy ufać Mistrzowi, ty i ja, prawda?

Maria - Dziękuję ci, Saro...

Żyd 1 - Tak, tak, Mistrzowi trzeba ufać, Mario, nie możesz tyle płakać. Twoje piękne oczy zapuchły od płaczu...

Żyd 2 - Kiedyś w dzień ostateczny Łazarz zmartwychwstanie.

Żyd 1 - Tylko, że to jeszcze daleko, ale cóż, Mistrz nie przyszedł.

Sara (błagalnie) - Przestań już wspominać Mistrza, czy nie widzisz, że każde twoje słowo rani nas okrutnie?

Wbiega Marta

Marta (nachyla się nad Marią) - Mistrz tu jest i woła cię...

Maria zrywa się gwałtownie i wybiega, za nią wychodzą Marta i Sara

Sara - Marto, pilnuj jej, ona jeszcze popełni jakieś szaleństwo.

Żyd 2 - Wyleciała jakby ją coś ugryzło. Sara ma rację, ona może jeszcze sobie coś zrobić. To przedziwna dziewczyna.

Żyd 1 - Chodźmy za nią, pobiegła pewnie do grobu, aby tam płakać.

Żyd 2 - Wydaje mi się, że ją bardziej boli niewierność Nazarejczyka niż śmierć Łazarza.

Żyd 1 - Kto ją zrozumie. Słyszałeś, co powiedziała na słowa Sary. Ona wielbi i kocha galilejskiego proroka tak bardzo, jak tylko jej szalona natura pozwala.

Żyd 2 - Zaiste, wielce Go umiłowała. Już nie istnieje dla niej świat, odmieniła się zupełnie.

(wychodzą)

SCENA V

W pałacu Kajfasza. Obecni: Kajfasz, Kapłani I i II oraz Żydzi I i II

Kajfasz - Opowiedzcie teraz wszystko po kolei, co się zdarzyło w Betanii.

Żyd 1 - Łazarz, brat Marii i Marty zachorował. Otóż obie siostry kazały Nazarejczykowi powiedzieć: ten, którego miłujesz, choruje. Spodziewały się, że przyjdzie i uzdrowi go. Ale nie doczekały się i Łazarz umarł. Od czterech dni leżał w grobie, a Maria rozpaczała i płakała. Byliśmy więc tam wszyscy razem i pocieszaliśmy ją. Nie odzywała się do nas ani słowem, tylko lała łzy.

Kajfasz - Czy byliście na pogrzebie Łazarza?

Żyd 2 - Naturalnie. Sami położyliśmy go do grobu, owinęliśmy opaskami i prześcieradłem.

Żyd 1 - Nie ma wątpliwości. Łazarz był umarły.

Kapłan 1 - Był umarły?... A teraz?

Żyd 2 - Teraz żyje, Rabbi, ale nie przerywaj, usłyszysz zaraz wszystko.

Kajfasz (do Żyda 1) - Kończ.

Żyd 1 - Tak, Łazarz żyje. Czwartego dnia po jego śmierci przybiegła Marta do siostry jego Marii i coś jej szepnęła na ucho. Nie usłyszeliśmy, co jej powiedziała, ale i Maria wybiegła natychmiast z domu...

Żyd 2 - Wybiegła jak szalona.

Żyd 1 - Tak, nie zdołaliśmy się nawet zorientować, a już obydwu sióstr nie było w domu. Myśląc, że poszły do grobu płakać, udaliśmy się za nimi z pośpiechem. Maria biegła przez dziedziniec na drogę. Podążaliśmy za nią i z daleka ujrzeliśmy Nazarejczyka idącego wolno w stronę ich domu. Maria prawie bez tchu dopadła do Jego stóp i zawołała: Panie, gdybyś tu był, nie umarłby brat mój...

Kapłan 2 - Jaka głęboka wiara w moc tego szarlatana. On nam zupełnie lud zbałamuci!

Kapłan 1 - Przekleństwo z tym człowiekiem!

Kapłan 2 - Mów dalej, mów dalej...

Żyd 2 - Teraz nastąpiła rzecz dziwna. Ten Nazarejczyk, któregośmy nigdy nie widzieli lamentującego, zapłakał, widząc Marię szlochającą. To mnie bardzo zdziwiło i pomyślałem sobie: patrzcie, jak go miłował...

Żyd 1 - A ja pomyślałem, że chyba nie ma w Nim mocy cudotwórczej prawdziwie, bo czyż On, który przywrócił wzrok ślepemu, nie mógł sprawić, by Łazarz nie umarł?

Kapłan 1 - Przywrócił wzrok ślepemu? To musiało być oszustwo, nic więcej!

Żyd 2 - Nie wiem, jak to było ze ślepcem. Ale w Betanii działy się naprawdę rzeczy przedziwne. Udaliśmy się wszyscy do grobu. Była to głęboka pieczara i kamieniem było przywalone wejście do niej. Ten Jezus rzekł: Odwalcie kamień. Marta, siostra zmarłego, powiedziała: Panie, już go czuć, bo od czterech dni leży w grobie. Ale Nazarejczyk rzekł jej: Czyż ci nie powiedziałem, że ujrzysz chwałę Bożą, jeżeli uwierzysz? Wówczas odsunęli kamień, a On wzniósł oczy ku niebu i modlił się: Ojcze, dzięki Ci, że mnie wysłuchałeś...

Kapłani (razem) - On Boga nazywa Ojcem. Mieni się Synem Bożym, bluźnierca!

Kajfasz - Kończ.

Żyd 2 - Gdy odsunęli kamień z grobu Nazarejczyk zawołał donośnym głosem: Łazarzu, wyjdź z grobu. I wyszedł zmarły, mając ręce i nogi związane opaskami, a twarz jego była owinięta chustą.

Kapłani (razem) - Co, wskrzesił go?

Kapłan 1 - Czy prawdę mówicie? Widzieliście to sami?

Żyd 1 - Tak, widzieliśmy.

Żyd 2 - Sam widziałem. Nie mogę nie wierzyć. Ten Jezus rozkazał, aby rozwiązano Łazarza i pozwolono mu odejść, bo wszyscy, gdy trochę ochłonęli ze strachu, starali się go bodaj dotknąć, aby sprawdzić, czy jest naprawdę żywym człowiekiem.

Żyd 1 - Jedliśmy potem z nim w domu. Był żywy i na pewno był to Łazarz. Wychudły tylko bardzo i ślady choroby pozostały na nim.

Kapłan 2 - Nie do wiary, nie do wiary...

Kajfasz - Dużo ludzi to widziało?

Żyd 2 - Bardzo wielu, dostojny arcykapłanie.

Żyd 1 - Mnóstwo ludu tam było. Cała Betania i okolica żebrała się przy grobie, bo wieść, że przyszedł prorok z Nazaretu, rozeszła się szybko.

Kapłan 1 - To nie jest żaden prorok! Wara mówić tak!

Kajfasz (uspakajając go ręką) - Czy ludzie uwierzyli temu?

Żyd 2 - Uwierzyli, dostojny arcykapłanie. Wszyscy przecież widzieli, że Łazarz umarł i leży w grobie, a potem mówili z nim żywym, patrzyli także na śmiech i radość obu jego sióstr.

Żyd 1 - Lud zaczął wołać: prawdziwie jest to Mesjasz. Któż bowiem potrafi większy cud uczynić?

Żyd 2 - Kłaniali się Nazarejczykowi, całowali Jego szaty i nazywali Go Mistrzem.

Kapłan 2 - Jaki łatwowierny jest ten lud. To nie może być prawda!

Żyd 1 - Mylisz się, o dostojny. Tu nie trzeba wiary, gdyż to wszyscy widzieliśmy i stwierdzamy, ale tu trzeba rady. Nie możemy zamydlać sobie oczu, że Jego cuda nie są prawdziwe.

Kajfasz - Tak, to prawda, wierzymy wam. (wolno z namysłem) Umarłych wskrzesza, to niebezpieczne. A jednak nie możemy i nie chcemy przyjąć takiego Mesjasza, choćby Go naprawdę zesłał Bóg!

Kapłan 1 - Lecz cóż mamy począć, skoro ten człowiek dokonuje tylu cudów?

Kapłan 2 - Jeśli Mu się sprzeciwimy, wszyscy uwierzą w Niego.

Żyd 2 - A wtedy przyjdą Rzymianie i zniszczą nasze święte miejsce i naród nasz...

Kapłan 1 - Pamiętacie, cośmy uradzili u Szymona trędowatego?...

Kapłan 2 - Pamiętamy. Najwyższy czas, aby to wreszcie zrealizować.

Żyd 1 - Ale co z nim zrobić? On czyni cuda. On czyni wielkie cuda.

Kapłan 1 - Może i ty, dla tego wskrzeszenia, uwierzysz, że On jest Mesjaszem i zostaniesz Jego uczniem?

Żyd 1 - Nie o to chodzi. Powtarzam raz jeszcze, Rabbi, zupełnie nie o to chodzi. Mnie po prostu nie odpowiada Jego „królestwo”, bieda i Jego tryb życia. On nie myśli o walce z Rzymem, o zwycięstwie i potędze naszego narodu. Wierzyć, że czyni cuda - muszę, bo sam widziałem, ale Mesjaszem Go nie uznam nigdy!

Kapłan 2 - tak. Tylko takiego mesjasza uznamy, który narodowi wybranemu zapewni panowanie nad całym światem.

Kapłan 1 - A więc On musi zginąć!

Żyd 2 - Co, chcecie Go zabić? Ależ On czyni cuda tak wielkie...

Żyd 1 - Możecie Go nie uznać za Mesjasza, ale nie macie przecież prawa Go zabijać.

Kajfasz (mówi jakby prorokował) - Wy niczego nie rozumiecie i nie zdajecie sobie z tego sprawy, że jest to korzystne, aby jeden człowiek umarł za naród, a nie zginął cały naród.

Kapłan 2 - Słusznie mówisz, dostojny arcykapłanie. On musi zginąć, aby nie zginął cały nasz naród.

Kajfasz (do Żydów) - Możecie już odejść. Otrzymacie sowite wynagrodzenie za przyniesione wiadomości. A teraz zostawcie nas samych. Zwołuję tajne posiedzenie Rady.

Żyd 2 - Pozwól, dostojny arcykapłanie, że dodam jeszcze parę słów. Wydaje mi się, że Łazarz winien zginąć także. (Żydzi wychodzą)

Kapłan 1 - Czy naprawdę chcesz zwołać posiedzenie Wielkiej Rady, arcykapłanie?

Kajfasz - Nie. Powiedziałem to tylko ze względu na tych Żydów. Sprawę zgładzenia Nazarejczyka omówimy sami. Wielkiej Radzie przedstawimy już gotowy plan. Musimy działać szybko i sprytnie, aby zaskoczyć nawet Radę. Nazarejczyk ma przyjaciół także pośród członków Sanhedrynu.

Kapłan 2 - Naturalnie myślisz o Nikodemie i Józefie z Arymatei.

Kajfasz - Tak.

Kapłan 1 - Masz słuszność, sprawę należy obmyślić cicho. Zebrać wszystkie siły, Nazarejczyk musi zginąć i to jak najszybciej. Przed świętem Paschy.

Kapłan 2 - Czy Judasz Iskariota przychodził, dostojny arcykapłanie, do twego domu, w sprawie, o której mówił Szymon trędowaty? Widziałem go kilkakrotnie wymykającego się boczną furtą z twego ogrodu.

Kajfasz - Tak, ten człowiek jest już prawie zdecydowany wydać swego Mistrza. Chodzi tylko o odpowiednią porę i o pieniądze. O pieniądze.

Kapłan 1 - Można mu nawet wiele zapłacić, jeśli tylko Go wyda.

Kajfasz - Nie trzeba wiele. Judasz nie miał nigdy większej sumy. Nazarejczyk nie może być dla nas wiele wart.

Kapłan 2 - Tak, On może być tylko tyle wart, co przeciętny niewolnik, 30 srebrników!

Kajfasz - Judasz przyjdzie dziś wieczorem, pomówimy z nim wszyscy. Musimy działać ostrożnie, żeby mu nie pokazać, jak bardzo nam zależy na zgładzeniu Nazarejczyka.

Kapłan 1 - Ale co powie lud? Teraz, po wskrzeszeniu Łazarza, Nazarejczyk na pewno ma jeszcze więcej zwolenników.

Kajfasz - Z pewnością. Musimy więc wybrać takie miejsce i taki czas, gdy Nazarejczyk będzie sam tylko ze swymi uczniami. Judasz zna dobrze miejsca, gdzie przebywa jego Mistrz, który często lubi samotnie się modlić. Wtedy Go pochwycimy.

Kapłan 2 - Tak, wtedy Go pochwycimy. Żeby to się stało jak najprędzej!

Kajfasz - On zginie, zginie na krzyżu, jak zbrodniarz. Jego haniebna śmierć przekona naród, że my mieliśmy rację i podda naród jeszcze bardziej pod nasz wpływ.

Kapłan 1 - Na krzyżu? Przecież na to trzeba zgody Piłata, namiestnika rzymskiego!

Kajfasz - Trzeba. I ten wyrok musimy na Piłacie wymóc.

Kapłan 2 - To nie będzie łatwe.

Kapłan 1 - Mylisz się. Piłat jest leniwy, nie zechce wchodzić w nasze sprawy, których nie rozumie. Podpisze wyrok bez zbadania sprawy. Cóż go będzie obchodził jakiś biedny Żyd? Ileż to takich wyroków już zatwierdzał!

Kapłan 2 - A jednak Nazarejczyk może Piłata zainteresować. On nie wygląda na zwykłego, biednego Żyda.

Kapłan 1 - Na kogóż więcej wygląda według ciebie? Na proroka? Piłata nie obchodzą żydowscy prorocy.

Kajfasz (groźnie) - Gdy Piłat nie zechce, niech się strzeże, potrafimy go zmusić do wydania wyroku.

Kapłan 2 - Na krzyż z Nazarejczykiem, na krzyż!

SCENA VI

Pokój w domu Marii i Marty; jest późna noc

Marta - Mario, połóż się choć trochę, jesteś już bardzo zmęczona.

Maria - A czy ty nie jesteś też zmęczona? Wiesz przecież, że obie nie mogłybyśmy zasnąć. Muszę na nowo przeżywać ten straszny dzień. Ach, kiedy skończy się ten szabat! Cóż za okropna męka czekać i nie móc pobiec do grobu. Marto, dlaczego oni Go ukrzyżowali, dlaczego?

Marta - Wiesz dlaczego, Mario. Nienawidzili Go, bo był prawy i dobry, wytykał ich błędy i nie wyróżniał ich, nie wywyższał. Nie chcieli takiego Mesjasza... Jak myślisz, kim On był właściwie< Mario?

Maria - Nie wiem, już nic nie wiem! Ale kocham Go, kocham ogromnie i nie mogę myśleć spokojnie, jak oni Go prowadzili na śmierć!...

Marta - Myślałam, że Go Piłat uratuje. Zrobił na nim ogromne wrażenie.

Maria - Piłat to tchórz, nie chciał poświęcić swej kariery dla Niego. Nie znał Go zresztą... Ale oni, faryzeusze, słuchali Jego nauki, widzieli Jego czystość i dobroć, i cuda... Był przecież Żydem, jak oni, a własny naród wyparł się Go, obcy musiał Go bronić...

Marta - Ale nie obronił...

Maria - Nie, stchórzył przed cesarzem. A Jego skazał na ubiczowanie...

Marta - Widzę Go zakrwawionego. Z cierniem na głowie, jako koronie, na urągowisko...

Maria (z bolesną twarzą, zapatrzona w dal) - I tak szedł ulicami Jerozolimy i niósł krzyż, słaniając się i znacząc drogę własną krwią... (gwałtownie) Nie, to zbyt straszne, Marto!

Marta - I szedł tak sam, otoczony wrogami wokoło. Nas tylko garstka szła za Nim.

Maria - Tak, i szła jeszcze Jego Matka... Widziałaś Jego Matkę, Marto? Szła tuż przy Nim z twarzą pełną boleści, z szeroko otwartymi oczami. Nie krzyczała, nie rwała włosów z żalu, nie szarpała żołnierzy. Szła pełna majestatu i bólu bez granic... Gdyby krzyczała, byłoby Jej pewnie lżej, ale ból Jej był zbyt wielki. Zamknęła go w sobie i szła cicha, aby nie ranić Syna swoją rozpaczą... Zdawało mi się, że Ona też dźwiga ten krzyż.

Marta - Tak... a pamiętasz upadek Mistrza pod ciężarem krzyża? Nie miał siły dźwigać krzyża. On, taki potężny, wskrzeszający umarłych, poniżony tak straszliwie, leżący w pyle drogi, zbroczony krwią, nie mający siły się podnieść... (obie zakrywają twarz i płaczą)

Marta (po chwili jakby przypominając sobie) - Szymona przymusili nieść krzyż za Nim...

Maria - Przymusili go? Chyba... Ale wydaje mi się, że wziął go dla Niej, dla Matki. Widziałam, że patrzyła na niego oczami pełnymi boleści, ogromnymi przez żal, błagała go wprost spojrzeniem. I Szymon opuścił głowę i wziął ten krzyż i niósł go za Mistrzem, aż na Golgotę.

Marta - Podziwiałam Weronikę...

Maria - Tak... Przerwała kordon żołnierzy i bez lęku podbiegła do Mistrza. Uklękła i otarła Mu twarz z potu i krwi... Widziałam jak przyciskała tę chustę do ust, płacząc...

Marta - Na jej chuście odbiła się Jego twarz...

Maria - Jego twarz, na chuście? Czemuż nie mam tej chusty, Marto, czemuż to nie ja otarłam Mu twarz?... (płacze)

Marta - Nie płacz, Mario. Cóż poradzimy na to. Pomyśl co czuje teraz Jego Matka.

Maria - Nie śpi pewnie, tak jak my... Czeka... czeka? Dziwnie powiedziałam. Na cóż jeszcze mamy czekać? Skończyło się wszystko. Marto (gwałtownie) a jednak ja na coś czekam. To nie może się skończyć tak, krzyżem... hańbą! Czyż nie ma prawdy, dobra, nie ma sensu w życiu? Czyż zło może zwyciężyć? I znowu nastaną beznadziejne dni szarego życia? Ty wrócisz do spraw domowych, a ja, Marto? Co ja będę czyniła? Chyba przy Jego grobie siedzieć będę i płakać, płakać bez końca. Za straconą nadzieję, za zmarnowane i niepotrzebne życie. Stałam pod krzyżem, widziałam jak umierał, tak nie umiera zwykły człowiek! Wołał tylko, że pragnie, a nie chciał pić. Czego On pragnął, Marto? I dlaczego nie przyjął od nas oszałamiającego napoju z wina i mirry, który daje się zawsze skazanym na śmierć, by mniej czuli cierpienia? Chciał cierpieć, umierać przytomnie, tak strasznie chciał cierpieć, sam?

Marta - I ziemia drżała, Mario...

Maria - Ziemia drżała...

Marta zasypia opierając głowę na dłoni

Maria (do siebie) - Dlaczego drżała ziemia? Przecież tylu krzyżowali i nigdy tak nie było. I ciemno stało się wokoło, a setnik wołał: Ten był Synem Bożym naprawdę. Ach kiedyż będzie świtało? Nigdy nie czekałam z takim utęsknieniem na świt. Co za straszna męka być skazanym na bezczynność, bo trzeba zachować szabat...

(po chwili modli się)

Z otchłani wołam do Ciebie, O Panie, słuchaj głosu mego,

Niech się nachylą uszy twoje na głos błagania mego.

Jeśli przewiny będziesz pamiętał, O Panie, któż się ostoi?

Ufność pokładam w Panu, dusza moja ufa Jego słowu.

Oczekuje dusza moja Pana, bardziej niż straże świtania... Oczekuje Pana? Co mówię... Mój Pan ukrzyżowany, umarły. (zrywa się nagle) nie, dość czego czekania! Marta zasnęła. Śpij siostro, taka byłaś zmęczona. Ja już nie wytrwam tak dłużej. Muszę zobaczyć Jego grób... Ciemno jest... strach... Ależ czy dawniej nie chodziłam nocami? Czyż teraz będę się bała iść nocą do Pana? Wtedy chodziłam odważnie, a dziś do Pana mego nie pobiegnę? Nie boję się żołnierzy, strażników grobu, nie będę się bała niczego. Do Pana mojego pobiegnę, grób Jego zobaczę. (wybiega)

SCENA VII

Zaczyna świtać; Maria podchodzi do grobu

Maria (wchodzi) - Boję się czegoś dziwnie... Cały czas biegłam i bałam się... Serce tłucze mi się tak mocno... tu się coś stało... Coś strasznego musiało się tu stać... (podchodzi ostrożnie bliżej grobu) Co to, gdzie są strażnicy? Nie ma ich, nie ma strażników! Nie bój się więc, Mario, już cię nie zatrzymają. (podbiega) Kamień od wejścia do grobu odwalony. Ach, Adonai, tu się coś złego stało. (zagląda do grobu, po chwili zrywa się gwałtownie) O Adonai, nie ma Go w grobie! Zabrali mojego Pana... zabrali! Zhańbili nawet Jego zwłoki! Jakie to straszne, jakie podłe, jakie nieludzkie. Trzeba coś czynić, coś robić... O Panie, Panie, Apostołom Twoim powiem, niech szukają, niech odnajdują! Panie! (wybiega)

SCENA VIII

Przed grobem Jezusa, wchodzą niewiasty: Joanna, Maria Jakubowa i Salome

Joanna - Doprawdy, cały czas myślę, kto nam odwali kamień od grobowca.

Salome - Ja także. Nakupiłyśmy wonności, a nie będziemy mogły dostać się do grobu.

M. Jakubowa - Tak bardzo cicho tutaj... Słońce już wschodzi, mniej będziemy się bały żołnierzy.

Salome - A gdzież oni są, nie widać ich...

Joanna (wybiega naprzód zdumiona) - Nie ma żołnierzy, co się z nimi stało?

Salome (podbiega) - Doprawdy, nie ma ich!

M. Jakubowa - Patrzcie i kamień odwalony!

Salome - Coś się tu stało, doprawdy nie rozumiem...

Joanna - Może... faryzeusze okradli grób? Może zabrali Go?

Salome - To niemożliwe! Natychmiast wejdźmy do grobowca!

M. Jakubowa - Salome, ja się tak strasznie boję.

Salome - Ja także... coś się tutaj stało.

Joanna (zaglądając do grobu) - Nie ma Go w grobie, grób jest pusty...

Wszystkie stoją zdumione i przerażone; po chwili ukazuje się im Anioł

M. Jakubowa (z przerażeniem) - Patrzcie, kto to?

Salome - To Anioł!

Anioł - Nie bójcie się! Wiem, że szukacie Jezusa Ukrzyżowanego. Nie ma Go tu, zmartwychwstał bowiem, jak zapowiedział. Idźcie i powiedzcie uczniom Jego, że zmartwychwstał. Oto przybędzie przed wami do Galilei, tam Go ujrzycie.

Salome - Ujrzę Pana mojego!

M. Jakubowa - Zmartwychwstał!... Panie!

Joanna - Zmartwychwstał, więc naprawdę był Mesjaszem! Naprawdę!

M. Jakubowa (w uniesieniu) - Nie potrzeba nam wonności! Hosanna! Biegnijmy powiedzieć o tym uczniom Jego, natychmiast!

Joanna - Biegnijmy!

Salome - Ujrzę Pana mojego! (wybiegają)

SCENA IX

Przed grobem Jezusa; Jan schyla się nad grobem, po chwili podnosi się zdumiony

Jan - O Adonai, co się stało? Prawdę mówiła Magdalena, nie ma Go tu! Co się stało? O Adonai!

Szybkim krokiem wchodzi Piotr

Piotr (do Jana) - O, cóż się stało, czemu nie wchodzisz do grobu?!

Jan milczy, Piotr odsuwa go energicznie i wchodzi do grobu

Jan (do siebie) - Jakiś dziwny lęk mnie ogarnia... Tu się stało coś wielkiego. Ten pusty grób onieśmiela mnie... przecież nie faryzeusze... On zapowiadał... (gwałtownie) Panie!

Jakby nagle zdecydowany na coś także wchodzi do grobu

SCENA X

Przed grobem Jezusa

Maria (wbiega zapłakana) - Nie ma Go tu, nie ma nawet Jego ciała. Zabrali mego Pana. Umiłowanego mego ukrzyżowali i zhańbili nawet Jego ciało. Jakże będę żyła teraz, jakże będę patrzyła na to słońce, gdy Pana mego, Światłości mej nie ma!...

Klęka, opiera głowę o głaz przed grobem i płacze

Anioł - Niewiasto, czemu płaczesz?

Maria (podnosi twarz lecz nie patrzy na Anioła) - Bo zabrali Pana mego, a nie wiem, gdzie Go położyli...

Maria opiera głowę na głazie i płacze; Anioł znika

Ukazuje się lekkie światło i wchodzi Jezus niezauważony przez Marię

Jezus - Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?

Maria (wyciąga błagalnie ręce) - Panie, jeżeli ty Go wziąłeś, to powiedz mi, gdzieś Go złożył, a ja Go zabiorę!

Jezus - Mario!

Maria (gwałtownie z miłością) - Rabbi... Mistrzu mój!...

14



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Baśń to czy nie baśń - Pinokio, Dydaktyka, Scenariusze lekcji - SP
co to są odpady, przyroda, scenariusz. lekcji kl.4
Czy to grzech Łzy
MISTERIUM WIELKOPOSTNE
Czy to pierścionek Kleopatry, EGIPT, Ciekawostki
Ada czy to wypada, Przedszkole 3 latki
Jak to ze lnem było scenariusz
JPII czy to prawda
BABUNIA TO NASZ NAJWIĘKSZY SKARB, scenariusze itp
Czy to aby na pewno Duch Boży, Ruch charyzmatyczny - uwaga
3. Czy to grzyb. Piramida priotytetów. Znaczenie lasów, ^ MATERIAŁY (edukacja, terapia i zabawa)
Czipy dla ludzi - czy to dobry pomysł, ▬ CZIP, RFID
byc tolerancyjnym, Być tolerancyjnym - czy to jest trudne
Polska Czy to jakieś głupawe państwo nad Wisłą
Iran ostrzega Ta księga zniszczy chrześcijaństwo Czy to zapowiedź świętej wojny
B QLL Czy to czujesz

więcej podobnych podstron