Świetliste morza
Na morzu wiele się dzieje. Od wieków pojawiają się relacje na temat morskich zjawisk, które trudno wyjaśnić. Nie są to jednak zwyczajne zorze czy chaotyczne przykłady bioluminescencji morskiej fauny. Są to skomplikowane, często ruchome wzory na podobieństwo morskich piktogramów, które często unoszą się nad wodą osaczając statki. Nie są to typowe morskie opowieści, bowiem oprócz marynarzy także wielu naukowców przekonanych jest o prawdziwości tego nieuchwytnego zjawiska.
Tej nocy nie było widać księżyca - przynajmniej tego pewien był oficer Peter Newton. Był 1983 rok. Niebo było smoliście czarne, zaś on znajdował się na pokładzie statku M.V. Mashuri obserwując gwiazdy. Statek wypłynął przez kilkoma godzinami z Bandar Abbas - irańskiego portu w Cieśninie Ormuz zmierzając w kierunku Morza Arabskiego a z niego do Freemantle w Australii.
Wówczas zdarzyło się coś bardzo dziwnego. Najpierw uwagę Newtona zwróciła lekka zielonkawa łuna, która znajdowała się tuż naprzeciw statku, jednak nie powiedział on o tym stojącemu obok podwładnemu. Kilka chwil potem w kierunku statku zaczęły zbliżać się inne niebiesko-zielone światła, które nadciągały od południowego-wschodu. Newton starał się nic nie mówić, jednak był dogłębnie tym widokiem poruszony. Każde ze świateł wydawało się mieć od. 3 do 5 m. szerokości i jakieś 150 m. długości. Wydawało się ponadto, że wiszą one na wysokości ok. 5 m. nad powierzchnią wody.
33 - letni Anglik zachował milczenie nie wierząc zwyczajnie w to, co widzi. W ciągu 15 lat żeglugi po tych wodach zdawało mu się napotykać zjawisko bioluminescencji, jednak nigdy na taką skalę i nie w takiej formie. Gdy stojący obok podwładny spojrzał na Newtona, zdawało się, że jego szeroko otwarte oczy są znakiem chęci poznania odpowiedzi, co właściwie się wokół dzieje. Mimo to oficer odpowiedział z charakterystyczną angielską flegmą:
- To dziwne, nieprawdaż?
Jakkolwiek by nie było, ich statek znajdował się w centrum tajemniczego chaotycznego spektaklu świetlnego. „W jednej chwili działo się kilka rzeczy” - twierdził Newton. „Poleciłem zatem kadetowi, aby zaczął rejestrować, co widzimy. Ja obserwowałem, on notował. Zawołałem także kapitana mówiąc, aby sprowadził na pokład kogo się da i sam przyszedł zobaczyć, co się dzieje.” Tak też się stało. Świadków przybyło.
Po pierwszych 10 minutach świetlne grupy ustąpiły miejsca rozszerzającym się świetlnym kręgom, które szybko się zmieniały, na podobieństwo fal, które powoduje wrzucony do wody kamyk. Ich średnica wahała się od 3 do 180 m.
„Każde z kół widoczne było przez parę minut, niezmiennie błyskając” - przypominał sobie Newton. Zauważył on ponadto, że środki tych okręgów, czymkolwiek były, zdawały się poruszać wraz ze statkiem. Te rozchodzące się zdawały zostawać w miejscu, po czym gasły i zastępowały je nowe.
To dziwne zjawisko przeraziło niektórych obserwatorów. Newton pamięta, jak niektórzy z nich szukali schronienia. Ci, którzy pozostali na pokładzie mieli zafundowany jeszcze bardziej spektakularny widok. W jednej chwili, jak mówią relacje, widocznych było do czterech kół. Po kwadransie maksymalnej intensywności zjawiska, wszystko ustało i znowu zapanowała ciemność. Według relacji świetlny spektakl trwał ok. 90 minut, jednak nikt przez ten czas nie pomyślał, aby zrobić zdjęcie.
Nie jest sekretem, że morza pełne są światła, bowiem bioluminescencja jest zjawiskiem naturalnym. Powoduje ją emitująca światło molekuła nazywana lucyferyną, która obecna jest w niektórych organizmach. W odpowiednich warunkach może ona sprawić, że dany organizm wyemituje krótki błysk światła lub też zacznie świecić przez dłuższy okres. W morzu żyją setki organizmów, które posiadły zdolność bioluminescencji, a należą do nich bakterie, widłonogi, małżoraczki i inny plankton, jak też i większe zwierzęta, takie jak meduzy czy kałamarnice. Jednakże najbardziej jasne z nich są niektórzy przedstawiciele rzędu bruzdnic, które w obecności odpowiednich składników odżywczych mogą wytworzyć dość światła, by tworzyć charakterystyczne „spektakle” z ich udziałem w pobliżu przepływających jednostek.
Jednak czy naturalna morska bioluminescencja może wyjaśnić niezwykły incydent, którego świadkami stała się załoga statku Mashuri? Peter Newton, który wielokrotnie widział jej przykłady stwierdził, że „spotykało się ją niemal przy każdym rejsie. Widziało się wówczas podświetloną wodę, w której pływały niekiedy delfiny. Był to naprawdę piękny widok.”
Jednak to, co widział Newton i inni 9 maja 1983 było, jak dodaje, „czymś zupełnie innym”. Po pierwsze, normalne przypadki bioluminescencji obejmują źródło światła, które znajduje się w wodzie. W przypadku załogi Mashuri, owe geometryczne i sporej wielkości formy zdawały się być ponad wodą. Ponadto, co ważne, w powietrzu nie było mgły. „To coś było ponad wodą. Wyglądałem i patrzyłem na to, nie spoglądając, jak to zwykle bywało, w dół. Niektóre z tych zjawisk były na równi z linią mojego wzroku” - twierdził.
Doświadczenie to było dla Newtona tak niezwykłe, że zdecydował się on przesłać je do magazynu „Marine Observer”, w którym w 1984 jego historię opublikowano z innymi przypadkami z Morza Południowochińskiego i Południowego Pacyfiku. Relacja Newtona nie była bowiem niczym rzadkim. Istniały setki, jeśli nie tysiące podobnych opowieści, o których marynarze mówili odkąd tylko człowiek wyruszył w morze.
Czy tego typu relacje są jednak wiarygodne? Naukowcy, którzy nie są zaznajomieni z tymi relacjami myślą o nich w taki sam sposób, w jaki kilkadziesiąt lat temu myślano jeszcze o olbrzymiej kałamarnicy, a więc jak o czymś, w co nie warto wierzyć. Dziś wiadomo, że te olbrzymie zwierzęta istnieją. Jednak w czasie rozmów z naukowcami w celu sporządzenia artykuły do magazynu „Oceans” zauważyłem, że wielu z nich wątpi w realność tych dziwnych fenomenów.
- Jestem pewien, że coś takiego istnieje - mówi Mahion Kelly z University of Virginia. Jest po prostu zbyt wiele obserwacji.
Z ta opinią zgadza się Elijah Swift, oceanograf z University of Rhode Island, który wyjaśnia, dlaczego on również wierzy w te zjawiska:
- Jeśli miałoby to miejsce rzadko, możnaby powiedzieć, że marynarze zjedli coś nieświeżego, albo mieli zły dzień. Pojawiło się jednak wiele relacji dokonanych przez oficerów, zaś zjawisko za każdym razem się powtarzało.
W jakim jednak punkcie morskie przedstawienia z geometrycznymi formami przechodzą ze świata rzeczywistego do fikcji? Nauka nie starała się podjąć kroków w celu ich wyjaśnienia.
- Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego naukowcy nie pokusili się o znalezienie przyczyn tak wielu form geometrycznej luminescencji, jakiej przykłady widziano w Zatoce Perskiej, na Oceanie Indyjskim i innych ciepłych wodach - mówi fizyk Wiliam R. Corliss, autor książki „Lighting Auroras, Nocturnal Lights and Realted Luminous Phenomena” („Świetne zorze, nocne światła i pokrewne im zjawiska”). Wprawdzie kilku badaczy przejrzało literaturę na ten temat i wysnuło pewne teorie, jednak w celach rozpoznawczych nie wysłano żadnych ekip. Mimo to zdaje się, że istnieje bardzo złożone, dziwne a zarazem piękne zjawisko naturalne, które jest zupełnie ignorowane przez naukę.
Bioluminescencja, jeżeli rzeczywiście na niej opierają się te zjawiska (bo trudno o inną alternatywę), zdarza się na całym świecie i na różnych głębokościach, choć preferuje sobie pewne miejsca bardziej niż inne. Raport Naval Oceanographic Service mówi: „Morze Arabskie jest najprawdopodobniej najbardziej oświetlonym akwenem na świecie.” Zgodnie z raportem, te same wody są miejscem, z którego pochodzą znacznie bardziej niezwykłe relacje o przypadkach bioluminescencji. Jak twierdzi Peter Herring, biolog morski z Southampton Oceanography Centre (będący jednym ze znawców tego zjawiska), 95 procent relacji o fosforyzujących kręgach pochodzi z Oceanu Indyjskiego i Pacyfiku. Najczęściej występują one w Zatoce Perskiej, Cieśninie Ormuz, Zatoce Tajlandzkiej, Morzu Południowochińskim, Zatoce Malakka oraz na wodach wokół Karaczi, Bombaju i Rangunu.
Jedną z cech łączące wszystkie miejsca występowania tego zjawiska są dość płytkie wody. Ten fakt, wraz z tym, że według naukowców świetlne przedstawienia zdają się wykazywać pewne sezonowe zmiany doprowadziło do wniosku, że tajemnicze zjawiska są dziełem wielkich mas morskich organizmów pożywiających się materiałem, który spływa do morza w czasie monsunów.
Wiele pożywienia, to wiele organizmów, a to w sumie daje bioluminescencję - mówi Arthur Stiffey, mikrobiolog pracujący dla Naval Ocean Research and Delopment Activity w Bay St. Louis. Był on świadkiem podobnie dziwnego zdarzenia w czasie II Wojny Światowej.
- Znajdowałem się w konwoju pięciu jednostek na południe od Samoa. Było koło północy a noc była bezksiężycowa. Znajdowałem się na pokładzie i nie widziałem żadnych innych jednostek wokoło. Było ciemno, jednak wkrótce niespodziewanie rozpoczęło się trwające 15 minut przebywanie w czymś, co określiłem jako morze ognia. Miało to niebiesko-zielony kolor i formę ogromnej ilości światła. Jego solidna forma miała powierzchnię od 10 do 15 akrów. Modliłem się, aby nie było wokół japońskich łodzi podwodnych, ponieważ stanowiliśmy łatwy cel. Rozmawiałem o tym z kapitanem, który stwierdził, że widział już coś podobnego. Nigdy tego nie zapomnę.”
Jednak nie tylko bogata dieta konieczna jest do tego typu zdarzeń. Jeden z biologów morskich, z którym rozmawiałem i który pragnął zachować anonimowość powiedział, że „organizmy te nie zaczną świecić, dopóki nie zostaną do tego sprowokowane, np. przez przepływający statek lub nurka. Jeśli przestraszy się większy organizm, np. duże zwierze, podnoszą mu się pewne parametry i podobnie jest z mikroorganizmami.”
Przez lata naukowcy starali się znaleźć wytłumaczenie dla tych sporych rozmiarów manifestacji świetlnych. W 1966 roku niemiecki hydrograf, Kurt Kalle zauważył, że obszary charakteryzujące się dużą bioluminescencją są także aktywne sejsmicznie. Jak twierdził, rozchodzące się fale wstrząsowe stymulują świetliste organizmy, zaś na powierzchni mogą tworzyć różnego rodzaju formy: od kręcących się kół, po równoległe pierścienie itp. Mimo to czas trwania tego typu zjawisk, średnio dochodzący do 30 minut, skłania od poszukiwania innego bodźca.
Inne, bardziej prozaiczne wyjaśnienie obejmuje różnego rodzaju czynniki fizyczne, takie jak prądy, wiatry, fale, lokalne turbulencje itp. Niektóre ze zjawisk, o jakich donoszą marynarze stara się również wyjaśnić za pomocą iluzji optycznych. W innych przypadkach mówi się o połączeniu różnych czynników (takich jak fale czy zdolność powierzchni do zwiększania intensywności światła emitowanego przez organizmy).
Petera Herringa nie przekonują jednak te wyjaśnienia. Nawet jeśli wielkie koła na wodzie są iluzją, to jak wyjaśnić pochodzenie wielu mniejszych kół, lub też rozszerzających się pierścieni? Herring skłania się bardziej ku wyjaśnieniu obejmującemu działanie samej jednostki pływającej. Zauważa, że częstotliwość pulsowania światła w czasie zjawiska ma związek z pracą silnika większości łodzi, co oznacza, że to wibracje z silnika pobudzają wodę i wywołują bioluminescencyjne pokazy. Dodaje on, że w opowieściach marynarzy zjawisko często koncentruje się na statkach. Ponadto większość relacji pochodzi od wielkich jednostek mających duży potencjał „wibracyjny”. Ostatecznie jednak Herring zgadza się, że może istnieć więcej wyjaśnień.
Interesujące, choć nie wiadomo czy trafne, wydaje się być także zwrócenie się w kierunku teorii o nie ściśle morskim pochodzeniu tych zjawisk. W przeciwieństwie do tej opcji mogą one być zachodzącymi nisko w atmosferze zjawiskami, które opierają się o te same mechanizmy, co zorze. Co ciekawe, w wielu przypadkach w próbkach wód pobranych z miejsca świetlnych fenomenów, nie natrafiono na organizmy emitujące światło. Tak było np. w przypadku Mahsuri. Corliss wskazuje ponadto, że obserwatorzy znajdujących się na niższym poziomie zórz mówili niekiedy o świetlnych mgłach przypominających powietrzną fluorescencję, co z kolei przypominało niekiedy relacje marynarzy, którzy spotkali się na morzu z czymś niezwykłym. Wiarygodności sugestiom związanym z tym, że świetlnym przedstawieniom towarzyszy aktywność elektromagnetyczna może być to, że w niektórzy przypadkach fenomen ten rejestrowany był przez okrętowe radary. Nie była to jednak reguła, więc wszystko pozostaje zagadką.
Zdumiewające wydaje się również wyjaśnienie obejmujące pewien rodzaj zbiorczego zachowania organizmów bioluminescencyjnych. Niektórzy z podróżników odwiedzających tropiki wspominali o wielkich koloniach świetlików, które dawały zsynchronizowany świetlny pokaz. Czy morskie stworzenia podejmują podobne akcje?
W czasie, gdy pojawiły się próby wyjaśnienia zagadki powstawania pierścieni i kół na wodzie, trudno mówić o nich w przypadku innych obserwowanych form, takich jak kręcące się „wiatraczki” i inne podobnie skomplikowane. Większość naukowców uważa, że mówienie o kooperatywnym zachowaniu tak prostych organizmów jest dużą przesadą.
Zjawiska świetlne, takie jak to, których świadkiem był Peter Newton są tak ulotne, że nie sposób przenieść ich do laboratoriów, stąd też pozostają i pozostaną tajemnicą przez długi czas. Przez ten okres istnieć będą ci, którzy będą w nie wierzyć i ci, którzy będą się z nich śmiać. Kiedy Newton wrócił do kraju milczał na temat tego, co widział w Zatoce Omańskiej. „Nie jest to opowieść, którą można zabłysnąć w towarzystwie. Ludzie mogą pomyśleć, że postradało się zmysły. Ludzie na morzu wierzą mi jednak. Marynarze zwykle bowiem sobie wierzą, bo nie ma powodu, aby tak nie było. Na morzu wiele się dzieje…”