KAPUŚCIŃSKI WOBEC KONWENCJI REPORTAŻU
REPORTAŻU PROBLEMY GENELOGICZNE
Decyduję się na takie rozwiązania, gdyż są one
związane z moim rozumieniem prawdy, której
nikt z nas nie jest w stanie całkowicie opisać: ani
religia, ani filozofowie, ani matematycy. Zawsze
miałem uczucie, że filmowanie rzeczywistości
wprost, a szczególnie dokumentów typu „cinéma
vérité”, jest zbyt uzależnione od faktów.
A one nie stanowią prawdy.
W przeciwnym wypadku czteromilionowa książka telefoniczna byłaby „księgą nad księgami”.
Jako dokumentaliści powinniśmy przybliżyć widownię do prawdy. Ten moment następuje, gdy
widz ma uczucie, że jego spojrzenie sięga głębiej, poza fakty.
Ten stan nazywam„ekstazą prawdy” -
z podobnym pojęciem spotykamy się w historii mistyków średniowiecznych, którzy w postaci ekstazy przeżywali doświadczenie wiary.
Werner Herzog
Problematyczny praszczur
Stary jak ludzka mowa pisze Melchior Wańkowicz. Ów cytat, wyeksploatowany w wielu teoretycznych opracowaniach nie traci dziś nic ze swej trafności.
Intuicyjnie, podobny punkt widzenia wysnuć można już opierając się samej na etymologii słowa. Reportare, czyli łacińskie odnosić, wskazuje to bezsprzecznie na długi i bogaty żywot tego, co dziś nazywamy reportażem. Żywot - znów wtórując Wańkowiczowi - sięgający czasów, gdy pierwszy troglodyta przyniósł informację o pasących się na polanie mamutach. Żywot równy wiekowi ludzkiemu, zakładając, iż nieodłączną ludzką aktywnością, jest wzajemne informowanie, dzielenie się własną wiedzą i podejrzeniami z drugim osobnikiem.
Wskazywane wyżej początki to oczywiście formy zarodkowe, pierwotne, w których tożsama jest idea - informowania, donoszenia, gawędzenia.
Nieco bardziej konkretnych korzeni - jak twierdzą badacze - doszukiwać można się już w świecie starożytnym. Już w eposach Homera, w których świat bogów i herosów splata się ze światem ludzi, odnaleźć można obszerne partie dokumentujące ważne wydarzenia historyczne i życie codzienne Greków. - pisze w swym dziele Marian Dzięglewski. Krzysztof Kąkolewski wskazuje, iż niektórzy jako reportaż traktują dzieła Cezara i Pliniusza Młodszego, inni z kolei początków upatrują dopiero w wieku XVI. Niewątpliwie warto zwrócić uwagę na znaczenie rewolucji przemysłowej. Wszak owo donoszenie, od samego początku związane było z przemieszczaniem - opowiadania, listy, pamiętniki. Zmiany cywilizacyjne, jak pisze Kąkolewski wzmocniły głód informacji, dzięki czemu rodzi się prasa, naturalnie pociągając za sobą narodziny reportażu, w najprostszym, najbliższym intuicyjnemu rozumieniu znaczeniu.
Oczywiście ogromne znaczenie dla szeroko pojętej literatury faktu miała wojna. Kąkolewski wskazuje na zasadniczą zmianę kontekstu - na szarego, przeciętnego człowieka, który staje się bohaterem. Wojna postawiła miliony ludzi w sytuacji granicznej, w sytuacji walki o każdodniowe przetrwanie, w zgodzie z własną godnością i sumieniem. Przeciętni bohaterowie. Chcieli czytać o tym, w czym brali udział, co było bliskie i ważne, a jednocześnie dotykało globalnej skali niezliczonej liczby jednostek, z których każda stawała się znakiem na kartach piszącej się historii.
Na nieco inne powody eskalacji literatury faktu w okresie powojennym, wskazuje w swej Afryce Kapuścińskiego Ewa Chylak-Wińska. Podkreśla ona swoistą detronizację fikcji: Zrodziła się nieufność wobec zmyśleń. Odbiorca chciał móc identyfikować się z bohaterem, o którym czyta. Potrzebował prawdy o człowieku, nie tylko po to, by zrozumieć samego siebie, ale i po to, by odnaleźć właściwe miejsce w rzeczywistości (…) To właśnie umożliwiał czytelnikom reportaż (…) Idealnie wypełnił lukę po skompromitowanej, samounicestwionej prozie fabularnej (…)
Pisze o tym zjawisku również i Barbara Gutkowska: Druga wojna światowa zahamowała ewolucję form igrających prawdą i zmyśleniem, kierując autobiografizm w stronę dokumentu, świadectwa, reportażu, powieści dokumentarnej.
Od tego okresu, obserwujemy nieustający rozwój gatunku, powiązany z jego rosnącą --> popularnością. [Author:M]
W obliczu przytoczonych wyżej informacji, nieco kuriozalnym wydaje się fakt, iż przy tak długiej historii reportażu (podlegającego co prawda znacznej ewolucji od swych form pierwotnych), wciąż nastręcza on rozmaitym badaczom i metodologom mnożących się problemów. Tym bardziej, iż - powtórzmy - jego popularność nie ulega najmniejszej wątpliwości.
A jednak mimo tak bujnego rozwoju, reportaż stanowi wciąż swego rodzaju zagadkę. Wybuchające raz po raz dyskusje i spory ujawniają rozbieżności poglądów w podstawowych dla wiedzy o tym gatunku sprawach.
Spory, o których pisze Jacek Maziarski, regularnie odnawiane i odżywiane, nie prowadzą jednak do konkluzji pozwalających, po wielu latach aktywnych, żmudnych analiz, na stworzenie jednej trafnej definicji. Co więcej, wielu znakomitych teoretyków, neguje sensowność takiego działania. Bądź, traktując je jako manię szufladkowania i typologizywania, bądź - stojąc na stanowisku zwątpienia w wymierne efekty owych działań.
Najczęściej spotykanym dookreśleniem wydaje się być enigmatyczna etykieta „gatunku pogranicza”. Powtarzana jak mantra, wbrew pozorom, wcale nie ułatwia wyjaśnienia metodologicznych zawiłości. Co więcej - stawiając reportaż w świetle zainteresowania dwóch nauk - literaturo- i prasoznawstwa, czyni poszukiwania poprawnej definicji, jeszcze bardziej karkołomnymi.
Gatunek pogranicza
Pojęcie mgliste i niedookreślone, przed którego dosłownym traktowaniem ostrzega w swej Anatomii reportażu Jacek Maziarski. Przyjmowane bowiem bezmyślnie, bezrefleksyjnie degraduje reportaż stawiając go w roli czegoś pomiędzy - gorszego i nie zasługującego na autonomię.
Melchior Wańkowicz, cytując Wiesława Górnickiego pisze: Pora byłaby już zauważyć, że narodziła się nowa, wielka dziedzina piśmiennictwa pozaliterackiego, rządząca się własnymi prawami, która nie jest ani lepsza ani gorsza.
Z racji swego pogranicznego położenia, czerpiącego z tradycji literatury i dziennikarstwa, reportaż intryguje teoretyków różnych specjalności - praso- i literaturoznawców. Ci ostatni, długo bronili się przed przyjęciem problematycznego gatunku w obręb własnych badań. Traktując go przede wszystkim jako gorsze dziecko literatury, jako zwyczajne rzemiosło, nie warte szerszego zainteresowania. Nie zmienia to faktu, iż jednocześnie, bez mrugnięcia okiem rościli sobie pełne prawo do krytykowania, oceniania i komentowania.
Do rozważań nad reportażem skłaniają się zresztą najwięksi, najbardziej docenieni, o czym świadczyć może definicja zawarta w Zarysie Teorii Literatury, czyli popularnych --> trojaczkach[Author:M] będącego bodaj najbardziej rozpowszechnionym podręcznikiem studentów polonistyki, pozostającego do dziś nieocenionym kompendium wiedzy obejmującej podstawy poetyki i teorii literatury.
Badania nad reportażem, podlegającym nieustannej wiwisekcji, wzbudzają wiele kontrowersji. Bez problemu wskazać można dwie osie gorących sporów, oscylujących wokół problemów literackości i szeroko pojętej prawdziwości.
Poczynając od kwestii pierwszej, wielu badawczy twierdzi, iż zasadniczym rozwiązaniem byłoby przeprowadzenie zamykającego dyskusje podziału - oddzielając reportaż literacki od dokumentarnego. Takie rozwiązanie proponują między innymi M. Grygar, B. Polewoj czy W. Bogdanow. Zasadnicze pytanie brzmi jednak: jakie proporcje pozwalają na określenie, iż w danym utworze wystąpiła wystarczająca ilość środków stylistycznych przypisanych literaturze? Jakie natężenie metafor, porównań czy powtórzeń jest w stanie przesądzić o tym, że z czystym sumieniem zadecydujemy o włożeniu danego utworu w szufladę z etykietką literacki? Niektórzy odpowiadają wprost - jest to niemożliwe, i szczerze mówiąc - kompletnie bezcelowe:
Kiedy źli belfrzy lub naiwni oszukani (przepraszam, to o kolegach) przeciwstawiają „mdłą wodę” reportażu literackiego „potrzebie reportażu faktów” - zapominają, że często są to dwie ręce tego samego twórcy, które - każda inaczej - spełniają to samo dzieło. Każda inaczej - to znaczy, że każda innym sposobem i w innym zasięgu, w innej sferze spraw narodowych i ludzkich - dokumentują współczesność. - pisze Jerzy Lovell. Nie sposób odmówić mu racji. Zastosowanie konkretnych chwytów kojarzących się literaturą, nie przekreśla właściwości dokumentarnych reportażu. Co więcej, zastosowane środki literackie stają się w przypadku reportażu niezwykłą wartością dodaną, co zauważa między innymi Wolny-Zmorzyński.
Mimo, iż fakt ten wydaje się nie podlegać dyskusji bez większego problemu znaleźć można w literaturze opinie wykluczające możliwość stosowania w reportażu środków artystycznych. Najbardziej radykalne stanowisko prezentuje bodaj Ignacy Fik, ze swym natrętnym wypychaniem reportażu poza obręb literatury i tym samym - pozbawianiem go jakiegokolwiek prawa do artyzmu:
Właściwą literaturą reportaż nie jest (...). Lubią wtedy używać go pisarze, którzy nie mają nic do powiedzenia od siebie, którzy zrezygnowali z twórczości, z budowy, z wysiłku organizowania, walczenia (...). Reporterowi zasadniczo obce jest zagadnienie sztuki. W ogóle nie istnieje dla niego problem artystyczno- estetyczny(...). W najlepszym swym wyrazie należy raczej do nauki. Dostarcza materiał, opisuje fakty, na podstawie których można
czynić dalsze spostrzeżenia, uogólnienia, wyciągać wnioski (...).Reportaż eliminuje konieczność fachowca od sztuki
Dziś stanowisko Fika, staje się niezwykle łatwe do podważenia, spoglądając chociażby na twórczość Ryszarda Kapuścińskiego. Artyzm jego dzieł pozostaje bowiem niepodważalny, tak samo jak to, iż jest przedstawicielem - czasem nazywanym Cesarzem - --> reportażu, w sensie najpełniejszym.[Author:M]
Wydaje się, iż w kwestii stosowania środków artystycznych, nie sposób nie przyznać racji cytowanemu po wielokroć w poniższej pracy Wańkowiczowi: Artyzm jest takim samym nieodzownym składnikiem pełnowartościowego reportażu, jak dokumentacja. Dlatego reporter, który mówi „ja jestem tylko reporterem”, rezygnuje z najwyższej rangi w swoim zawodzie
Sięgając po reportaż, czytelnik oczekuje bowiem nie tylko o prawdy, o czym rozważać będę w dalszej części swojej pracy, ale także pewnego niespotykanego w innych przekazach pogłębienia, do którego środkiem mogą być narzędzia typowe prozie fabularnej. To bowiem dzięki środkom artystycznym, odbiorca przyjmuje tekst z odmienną wrażliwością, a jego funkcja konatywna nabiera nowego wymiaru:
W opowieści reportażowej dochodzi dodatkowo warstwa estetyczna. Opowieść owa uwrażliwia odbiorcę, wpływa na jego stan emocjonalny, ponieważ sam jej autor mówi o swoich wrażeniach. Informacja to flash wskazujący na fakty, które odpowiadają danej chwili, momentowi, o których głośno i większość ludzi o niej wie.
Te słowa Wolnego-Zmorzyńskiego, mogłyby wzbudzić głośny sprzeciw wśród wielu teoretyków. Zastanawiać się jednak można, czy sytuacja odmienna w ogóle jest możliwe? Czy możliwe jest przekazanie faktu obiektywnego? Zwłaszcza w przypadku wielkich niezwykłych osobowości, spoglądających na świat przez pryzmat ogromnej wiedzy i doświadczeń?
L.I. Timofiejew w książce „Woprosy teorii literatury” omawia interesujący eksperyment malarza niemieckiego Ludwika Richtera, który wraz z trzema przyjaciółmi starał się narysować jeden i ten sam obraz, tak aby na włos „nie odchylić się od natury” (rzeczywistości). Wynik jednak był inny niż założenie. Powstały cztery zupełnie odmienne rysunki.
Powyższa historia przytoczona przez Rurawskiego ukazuje rzecz oczywistą, o której jednak w tym momencie wypada i trzeba powiedzieć głośno. Jakikolwiek fakt zobrazowany przez człowieka, nawet przy jego największych staraniach i najlepszych chęciach, nigdy nie będzie faktem czystym i neutralnym. Zawsze będzie on naznaczony osobowością, doświadczeniem, możliwościami interpretacyjnymi. Da się odtworzyć miejsca, daty, nazwiska. Numery telefonów, wtórując cytowanemu na początku pracy Herzogowi. Nie da się odtworzyć jednostkowej recepcji, która zawsze będzie prywatna i unikatowa, związana z konkretną postacią reportera. Od jego talentu, wiedzy i mądrości zależeć będzie kontekst, w którym osadzone będzie dane zjawisko i jakość refleksji, którą podzieli się ze swymi odbiorcami.
Zdarzenia, dopiero przefiltrowane przez osobowość reportera stanowią podstawę dobrego reportażu. Im bardziej materia faktów nasycona jest indywidualnością reportera tym więcej zyskuje sam reportaż. Wobec oceny zdarzeń i faktów reporter pozostaje więc sam ze swoją uczciwością, ze swoim sumieniem i poczuciem sprawiedliwości.
Prawda
Kwestia jednostkowego odbioru faktów nieuchronnie prowadzi nas do rozważań poświęconych zjawisku prawdy w reportażu. Prawdy, która w przypadku omawianego gatunku ma wiele znaczeń i rozumień.
Łatwo wysnuć wniosek, iż w przypadku kwestii tak problematycznej, stanowiska będą równie radykalne i odmienne jak w sytuacji omawianych powyżej zagadnień artyzmu.
Reportaż wyklucza fikcję. Jeśli się zjawia, to po to, by zapewnić braki reportażu. Fikcja pod piórem reportera jest przyznaniem się do nieumiejętności czy niemożności zdobycia faktów. Jest też nadużyciem konwencji reportażu. Funkcją reportażu jest informacja. Czytelnik zakłada, że ma do czynienia z faktami ściśle sprawdzonymi, traktuje reportaż jako ich protokół (świadomość ta jest decydującym czynnikiem przy obronie tego typu literatury). Fikcja jest więc okłamywaniem czytelnika.
To jednak co, dla Kąkolewskiego jest słabością, inni jak choćby Maziarski, dopuszczają zauważając, iż zbyt radykalne postawienie sprawy pozbawiłoby tytułu reportażu wielu wybitnych przedstawicieli - jak chociażby Kischa (nazywanego przecież ojcem reportażu!) czy Wańkowicza.
Każdy czytelnik sięgając po reportaż chce znaleźć prawdę. Czy jednak owa prawda to ścisłość związana z dbałością o nazwiska, miejsca i daty? Czy może przekonanie, co do wyrażanych przez siebie poglądów? Może po prostu autentyczność?
Cały znaczeniowy wachlarz obejmuje swymi rozważaniami Jacek Maziarski, w przywoływanej już wcześniej Anatomii reportażu.
Wyciągając z owego opracowania, to co wydaje się najważniejsze, pragnę zwrócić uwagę na to, co Maziarski nazywa prawdziwością idei.
W takim reportażu mogą być zmyślone nazwiska bohaterów, zmyślone nazwy miejscowości; jedno musi być prawdziwe: prawdziwy musi być problem, któremu poświęcamy nasz talent i nasze pióro - pisze Jan Koprowski. Czy faktycznie jednak dopuszczać można pomijanie konkretnych danych? Budowanie bohaterów z kilku poznanych postaci? Zmiana nazw, imion, nazwisk? A jeśli tak, to kto upoważniony jest do ostatecznego przeprowadzania ów podziałów?
Problem prawdziwości idei obiega od innych wymiarów przytaczanych przez Maziarskiego: prawdy logicznej, autentyczności czy ścisłości.
Czym jednak - w takim rozumieniu prawdy - różni się reportaż od literatury? Czym różni się od dzieł, w których wszak prócz zmyślonej historii będącej wynikiem wyobraźni twórcy często znajdujemy ogólne idee, przekonania, wydźwięk ideologiczny?
Jacek Maziarski wskazuje na prostą linię podziału, jaką jest łatwość zrozumienia idei przez odbiorcę, nawet w przypadku, gdy nie jest ona wyłożona wprost.
Moment to chyba by stwierdzić, iż problemy prawdziwości w reportażu i związane z nimi spory nie doczekają się szybkiego zakończenia. Musiałoby ono nosić bowiem znamiona daleko posuniętego kompromisu, na który teoretycy różnych poglądów nie są i pewnie nigdy nie będą gotowi.
Dyskusja sprowadza się tutaj do kwestii fundamentalnych, tym samym - mocno kontrowersyjnych.
Warto zwrócić jednak uwagę na fakt, iż w przypadku ogromnej poczytności literatury faktu - czego dowodem jest popularność chociażby Tochmana, Szczygła czy Hugo-Badera - ogromnego znaczenia nabiera funkcja edukacyjna i wychowawcza. W tym kontekście, wydaje się, iż ukazywanie problemów świata, w ich realnym świetle, nawet w sytuacji pominięcia szczegółów, niewpływających na kształt ostatecznego tonu wypowiedzi, jest wartością niezwykłą i nadrzędną. W obliczu której pewne nieścisłości tracą na znaczeniu, wysuwając na pierwszy plan kwestie ogólnych idei, esencji, prawd uniwersalnych, których przekazanie jest w mojej opinii głównym zadaniem rasowego reportera.
Kapuściński mówi wprost - U mnie fikcji nie ma w ogóle. A jednak, bez problemu dojdziemy do głosów tych, którzy wytykają mu pewne zasadnicze niedociągnięcia, Chylak-Wińska w swym dziele Afryka-Kapuścińskiego przywołuje cytat, z mocno nagłośnionej ostatnimi czasy - głównie z racji kontrowersji obyczajowych - książki Marcina Kydryńskiego - Chwila przed Zachodem Słońca:
Dziwne, z wielu osób które spotkaliśmy w Etiopii - różnych stanów, w różnym wieku i o odmiennych poglądach - wszyscy uważali Kapuścińskiego za kłamcę i wroga. (…) Zarzucali polskiemu pisarzowi tendencyjność
Wspomnieć można oczywiście, inne kontrowersje, raz po raz popularyzowane przez mniej lub bardziej upoważnionych detektywów.
Wydaje się, iż szerokie rozumienie prawdy, będzie powodem niekończących się kontrowersji. Jakkolwiek by jednak jej nie traktować, chyba każdy z nas intuicyjnie wyczuwa, czego oczekuje od literatury faktu. Być może, jest to swego rodzaju szczerość, która pozwala w zaufaniu dać poprowadzić się reporterowi przez kolejne karty opowieści. I wierzyć, iż nawet jeśli spotkamy tam rzeczywistość oglądaną jego oczyma, to doprowadzi nas ona do wartościowej refleksji, której w żadnym stopniu nie realizują, często nawet nie dotykają, zasypujące nas co dzień, telewizyjne migawki.
Autor - reporter - bohater
Skąd ów podział? Zastosował go już Maziarski, i wydaje się, iż jest najbardziej rozsądne przedstawienie wcieleń podmiotu autoportretującego się. Do dyskusji poświęconej wzajemnym powiązaniom autobiografii i narracji dokumentarnej zachęca i sam Kapuściński - mówiąc wprost: To ja jestem bohaterem imperium. I nie jest to bynajmniej przesadny egocentryzm lub rażący brak skromności. To dowód jego zrozumienia dla istoty gatunku, który sam nazywa Creative Non-fiction.
Wspomniany wyżej trójpodział wydaje się w kontekście tych rozważań wyjątkowo trafny. Nie wnikając w szczegóły, warto zwrócić uwagę na zasadniczy fakt, iż już na samym początku od narratora czy bohatera winniśmy wyróżnić postać autora. Dlaczego? Raz stworzeni narrator i reporter zostają zamknięci w pewnym określonym fragmencie czasoprzestrzeni. Umieszczeni w danym odcinku rzeczywistości, otrzymują na wieki konkretną, określoną perspektywę, która nie podlega żadnym metamorfozom. Tymczasem autor rozwija się, krystalizuje swoje poglądy, jest przedmiotem i podmiotem modyfikacji, wobec czego jego perspektywa ulega ciągłym przemianom. Śledząc długą ścieżkę twórczą - tak jak w przypadku Ryszarda Kapuścińskiego - często jesteśmy świadkami pewnej ewolucji, czasem nawet rewolucji - światopoglądowej czy twórczej. Zdobywane doświadczenie, także to prywatne życiowe, czasem traumatyczne, wstrząsające wydarzenia sprawiają, iż autor, żywy człowiek, z krwi i kości, zmienia się, zmieniając także optykę spojrzenia na rzeczywistość.
Ryszard Kapuściński jest tutaj bardzo dobrym przykładem. Wystarczy przejrzeć pobieżnie „Busz po polsku”, „Imperium” czy „Podróże z Herodotem”, by zauważyć ewolucję - w wielu aspektach. Bardzo charakterystyczny jest tutaj np. sposób mówienia. Busz po polsku jest chyba najbardziej kategoryczną i wyrazistą książką. Autor nie boi się ujawniać - bezpośrednio i pośrednio - poglądów politycznych i związanego z nimi systemu wartości. Chociażby - stanowczego antyklerykalizmu, by wspomnieć Elżbiety Ukazana jest bezduszność Kościoła, który głosi postulaty miłości i pomocy bliźnim. Z jednej strony schorowani rodzice - schorowana matka, ojciec po drugim zawale. Z drugiej zakonnice, surowe, bezduszne, sztywne. Pomiędzy nimi siostra Elżbieta, nieszczęśliwa, zniewolona, kontrolowana. Kapuściński rozmawia z nią ostro, wyraźnie akcentując swoje stanowisko. Zadaje pytania, które stają się zarzutem, pod adresem Kościoła. Zwraca uwagę na znieczulicę, obojętność, na agresywność Kościoła i środki działania w sferze „powołań”. Ślady socjalistycznej ideologii, który widać również w innych reportażach z Buszu.... Prosta zasada kontrastu, bezsprzeczne i łatwe do określenia dobro i zło są elementami, które wyraźnie pokazują, co jest prawidłowe. Zaangażowanie w pracę, przodownictwo, wyraźnie postawiony cel. Piątkowski - i jego dzieła Marksa na stoliku - stoi w opozycji do kibica w szarym swetrze. Ten nic nie osiągnie, nie ma możliwości, zgubił swoją szansę, nie wystrzeli z tego wielki rzut. Tak samo jak nie osiągnie nic Hryńcia z utworu Drzewa przeciw nam - cwaniaczek w stylu chłopskim, którego szczytem ambicji jest pędzenie bimbru. Wyścig wygra Grzywacz, przecież już teraz wyprzedza innych w szeregu, zna swoje miejsce.
W kolejnych dziełach Ryszard Kapuściński jest inny, subtelniejszy, częściej sugeruje, niż wyraża zdanie bezpośrednio - stawia pytania sobie, stawia je również czytelnikom: Dlaczego te dwa światy - Zachód (Europa) i Wschód (Azja) walczą ze sobą i to walczą na śmierć i życie? Zawsze tak było? Zawsze tak będzie?”. Nie woła „Ja wiem! Ja wiem!”.
Widoczna przemiana może być pojmowana jako element autobiografizmu. Krytycy wielokrotnie zastanawiali się jak autor Buszu... mógł napisać Imperium? Te dwie rzeczywistości dzieli przepaść - z jednej strony wiara w --> komunistyczny system[Author:M] , poparcie dla polityki państwa, z drugiej - beznadzieja ludzi żyjących w chylącej się ku upadkowi hybrydzie.
Inną płaszczyznę ewolucji wskazuje Bauer, polemizując z tezą, że da się ten rozwój pisarstwa Kapuścińskiego przedstawić w kategoriach: od reportażu ku literaturze. Wg niego zmiany dotyczą sytuacji medialnego komunikowania się: od akceptacji - po dekonspirację.
Oczywiście ewolucja nie oznacza, że nie ma w Autoportrecie reportera cech stałych, takich jak wrażliwość na cudze cierpienia, ciekawość świata czy rzetelność. Warto przy tym zwrócić uwagę, że jeżeli Kapuściński tytułuje swoją książkę „Autoportret reportera”, to znaczy, że identyfikuje się z reporterem jako autor, a może raczej przyjmuje rolę reportera. Wiąże się to z kwestią niefikcyjności, co podkreślone zostało we wskazanej pozycji: --> Jeśli zaś chodzi o problem fikcji - u mnie nie ma fikcji w ogóle.[Author:M]
Inny podział tego, co sam nazywa ośrodkiem narracyjnym proponuje Bauer, mówiąc o trzech zasadniczych rolach podmiotu.
Zaczyna od znawstwa rynku medialnego i rządzących nim zasad. Fakt istotny, zwłaszcza w obliczu kondycji współczesnych mediów, której więcej miejsca poświęcę w kolejnych częściach mojej pracy. W tym momencie warto zaznaczyć jedynie fakt, iż Kapuściński rolę tę wypełnia spektakularnie, stając się przykładem pracy reporterskiej, tworząc swoisty wzór działania reportera. Doskonale zna on zasady rządzące medialnym imperium. Nie przekreśla ich z góry, ale tez nie podchodzi do nich z bezkrytycznym zachwytem. Posiada kompetencje, które pozwalają mu na rzetelną ocenę zjawisk i kierunków rozwoju współczesnego dziennikarstwa. Wątek ten, w aktywności Kapuścińskiemu zasługuje moim zdaniem na uwagę szczególną, czego wyraz dam poświecając mu jeden z kolejnych rozdziałów mojej pracy.
Druga rola, ujęte przez Bauera, w tekstach Kapuścińskiego wyraźna chyba najbardziej, to rola w sferze tworzywa, rola bohatera biorącego udział w dziejącym się wrzeniu. Rola, w której wchodzisz między ludzi. Słuchasz tego, co mówią, z nimi się --> cieszysz, z nimi płaczesz[Author:M] : Ludzie stoją i płaczą. I ja tez stoję wśród nich i płaczę. Rasowy reporter wchodzi między swoich bohaterów. Aby napisać musi zobaczyć: Może to rodzaj egocentryzmu, że nie potrafię napisać o niczym, czego sam nie przeżyłem, czego sam nie widziałem, nie doświadczyłem, gdzie sam nie pojechałem, czego nie usłyszałem i nie pomyślałem.
Bohater bierze udział w wydarzeniach, czasami je sam prowokuje: proponuje swój udział w kondukcie, żyje jak miejscowi, zdobywa ich zaufanie. Rasowy reporter nie sypia w Hiltonie.
Rozmowa to oczywiście też rodzaj zdarzenia. Kapuściński twierdzi w „Autoportrecie...”, źe cała reporterska praca zależy od ludzi, od tego, czy powiedzą prawdę, od tego, ile powiedzą. Zadaniem reportera jest uważnie słuchać, szukać wspólnego języka. Nie można peszyć rozmówcy, okazywać wyższości, trzeba być wdzięcznym ludziom, że w ogóle chcieli coś powiedzieć.
Reporter uzależniony jest od innych ludzi, jest na nich skazany, stanowią bowiem podstawową materię, w której pracuje - jego nędzę i bogactwo zarazem. Nędza, bo trzeba umieć być pokornym, umieć wyrzec się siebie, własnej dumy, trzeba zabiegać, prosić, kokietować, wyłudzać, narażać się na poniżenie. Świadomość nędzy warunkuje jednak bogactwo, jest ceną jaką przychodzi płacić za dotarcie do prawdy, za olśnienia i odkrycia, których może dostarczyć tylko człowiek.
Dopełnieniem dwóch wcieleń modelowego reportera jest podmiot-ekspert, analizujący zdarzenia, wzbogacający je o refleksję. U Kapuśćińskiego, ślady tej funkcji znajdzie nawet najmniej wprawny czytelnik, obserwując zgrabne przechodzenie od obserwacji do myśli uogólniającej uniwersalnej prawdy złożonej przez reportera z ułamków rzeczywistości:
Poczucie językowej bezsilności w Szachinszachu, potrzeby pomocy ze strony rdzennych mieszkańców prowadzi go do ogólnej refleksji: Wszyscy, którzy uczą się angielskiego, powini wiedzieć, że tym językiem coraz trudniej porozumieć się na świecie. (…) Kiedyś Europa panowała nad światem (…) Dzisiaj świat jest inny, na kuli ziemskiej rozkwitły setki patriotyzmów, każdy naród wolałby, by jego kraj był tylko jeo własnością urządzona wedle rodzimej tradycji.
Wyraźnie widoczny jest Kapuściński-ekspert również i w „Cesarzu”, gdzie autor jest kimś „ponad tekstem”, z zebranych wypowiedzi układa całość, buduje pewną mozaikę, kieruje nią, za pomocą wypowiedzi subnarratorów. Powstaje collage, będący metaforą wypaczeń i absurdów władzy autorytarnej. Dzieło zyskuje globalny, uniwersalny wymiar, którego stworzenie jest ambicją Kapuścińskiego. jak sam w Autoportrecie reportera przyznaje: Jeden z krytyków angielskich napisał bardzo trafnie, że w moich książkach Etiopia czy Iran są sztafażami, dekoracjami do wyrażenia myśli.
Z czasem twórczość Kapuścińskiego coraz bardziej przesycone jest refleksją nad kondycją mediów, człowieka, współczesnego świata.: Jest (…) nie tylko refestratorem rozgrywających się wypadków, przyjmuje bowiem nowe, rozszerzone pojęcie informacji, w którym mieszczą się oprócz faktów, także ukazanie mechanizmów i przekazanie nastrojów i refleksji.
O tym jednak - nieco później.
KAPUŚCIŃSK I - REPORTER BEZ GRANIC
Nikt nie może sam sobie zakreślić granic ani ustanowić siebie jako siebie. Dlatego wciąż musimy zadawać sobie pytania, raz przez tego, raz przez tamtego, to znów przez kogoś innego, zadawane raz temu, raz tamtemu, raz komuś innemu, mimo że i tak wszystkie pozostaną bez odpowiedzi.
Wiesław Myśliwski, Traktat o łuskaniu fasoli
Nie znaliśmy świata bez wojny, świat wojny był jedynym znanym nam światem, a ludzie wojny - jedynymi znanymi nam ludźmi. Nawet teraz nie znam innego świata i innych ludzi. A czy kiedykolwiek byli tacy?
Swietlana
Granica
Życie nazywanego „cesarzem reportażu” Ryszarda Kapuścińskiego nierozerwalnie związane jest z granicą. Granicą w jej zwielokrotnionym wymiarze.
Moment, w którym przyszło mu spędzać najmłodsze lata, to moment graniczny dla sporej części ludzkości. Moment, które miliony ludzkich istnień wystawił na wielką próbę, w którym życie i istnieje poddane było nieustannemu ryzyku. Moment wojny, obejmującej swym zasięgiem zasadniczą część globu. Wcześniej, przytoczyłam opinie teoretyków, poddających pod rozwagę miejsce i znaczenie sztuki w obliczu politycznych wydarzeń połowy XX wieku. Był to jednak moment, który wywarł wpływ na miliony pojedynczych istnień, dotkniętych zasięgiem wojennego echa.
Granica w życiu Kapuścińskiego to też miejsce dosłowne i namacalne. Pińsk. Dom-pogranicze, w którym ludzie ginęli bez śladu, w którym smak dzieciństwa to smak rozwodnionych landrynek.
Całe dorosłe życie reportera to przekraczanie granic. Różnych, bo to wszak pierwszy polski reporter globalny. Azja, Afryka, Ameryka Południowa. Przekraczanie linii granicznej, dosłowne i przyziemne. Przekraczanie barier kulturowych, językowych, tych niedotykalnych, a jednak tak silnie utrudniających dotarcie do wrzenia, którego ciągła potrzeba była nagląca i uporczywie silna.
Pod koniec życia pojawiły się kolejne bariery, niszczące przez swoja przyziemność, uniemożliwiające realizowanie tej męczącej ciekawości, która towarzyszyła mu przez całe życie.
Spotkałam Go w 2006 roku, w jego warszawskiej pracowni. Mimo, że na twarzy rysowało się zmęczenie, spowodowane bólem związanym z postępującą chorobą, to on przeciągał spotkanie. Bo był z tych ludzi, którzy od każdego chcą się czegoś nauczyć, a jednocześnie sami zawsze mają wiele do powiedzenia. Potrafił słuchać, doskonale słuchać, bo to ze słuchania, z jeżdżenia i ze słuchania, brał tworzywo, z którego powstawały jego największe dzieła.
Narodziny reportera
Urodził się w Pińsku, w marcu 1932 r. Pińsku wielonarodowym, w którym zdecydowaną większość stanowili Żydzi, a w którym Polacy pojawiali się na powrót, zgodnie z polityką ….
Pińsk, leżący na pograniczu polsko-białoruskim wpisany był w charakterystyczny model miasteczek, w którym w zgodzie i wzajemnej akceptacji wyrastali obok siebie przedstawiciele różnych narodowości, kultur i wyznań. O specyfice tolerancji na polsko-białoruskim pograniczu decydowała nie elitarna kultura polska, ale ludowa kultura białoruska, znacznie bardziej otwarta aniżeli kultura ludowa Słowian zachodnich. (…) Kultura na pograniczu polsko-białoruskim wyrosła z tradycji dawnej Rzeczypospolitej posiadała bogate życie estetyczne i była z zasady bardziej tolerancyjna. Specyfika tolerancji wyznaniowej na tych obszarach polegała na akceptowaniu innowierców i szacunku do ich kulturowych tradycji. (…) Destabilizacja tradycyjnej tolerancji wyznaniowej następowała zawsze pod wpływem czynników zewnętrznych.
Mironowicz dostrzega także inną - prócz otwartości - cechę białoruskiej mentalności narodowej. Białoruskie elity polityczne słabo akcentowały swe dążenia do niepodległego bytu narodowego.
Słabo. I sytuacja ta nie zmieniła się po dziś dzień. Wszystko to pozwalało jednak na zaskakująco pokojowe współistnienie ludzi od siebie odmiennych, we wszelkich możliwych wymiarach.
O dzieciństwie Kapuściński opowiada sam - zarówno na pierwszych kartach Imperium, jak i w Ćwiczeniach pamięci - otwierających Busz po polsku. Tytuł znamienny. Próba złożenia z puzzli dziecięcych wspomnień, odległych i mocno rozmytych czegoś na kształt spójnego obrazu. Wyrywkowych, selektywnie podsuwanych przez pamięć, ale może właśnie dlatego oddających kwintesencję realiów i atmosfery tamtych lat. Dzieci opisują świat takim, jakim go widzą, bez szeroko pojętej politycznej poprawności, bez doszukiwania się wydumanych sensów. Idealnym zobrazowaniem prostoty i szczerości jest „handel wymienny” znaczkami z podobiznami przywódców: W ogóle Wołoszyłow szedł dobrze. Podobnie Mołotow. Za Mołotowa można było dostać trzech innych, ponieważ starsi mówili, że Mołotow jest ważny.
Brutalny moment historii, w którym dorastał Kapuściński przyniósł ze sobą nieustający niepokój, ale też bolączki fizyczne, dotkliwe i nieustające: (...) ta pierwsza zima wojny była naprawdę groźna. W naszym mieszkaniu piece są zimne, a ściany pokrywa biały, włochaty szron.(…) życie ludzkie jest teraz warte tyle, co kostka węgla, co kawałek drewna. Nie mamy co jeść (…). Przez partycypację w wojnie, Kapuściński stał się jej znawcą, ekspertem i komentatorem. Upoważniony wspólnotą doświadczeń, potrafi rozmawiać z tymi, którzy walczą o swoje, z uciskanymi i zrezygnowanymi. Dzięki temu, że poznał jej oblicze, potrafi opisywać wojny absurdy, jej paradoksalne prawa i chore idee tych, którzy pociągają za sznurki ludzkich marionetek: Ponieważ my, którzy przeżyliśmy wojnę, wiemy, jak ona się zaczyna. Wiemy, że nie tylko z bomb i takiet. Wiemy, że także, a może przede wszystkim, z fanatyzmu i pychy, z głupoty i z pogardy, z ignorancji i nienawiści.
Czy to wielonarodowy Pińsk nauczył Kapuścińskiego tolerancji? Czy doświadczenia wojny, które nigdy go nie opuściły, pozwoliły by dostrzegł jej absurd, na zawsze rezygnując z nienawiści? Być może. A być może to kwestia mądrości, zrozumienia, wiedzy. Swoje poglądy wypowiada dobitnie: Nie cierpię tego języka: biały, czarny, żółty. Mit rasy jest wstrętny. Kapuściński odrzuca to, co prowadzi do podziałów, co staje się podstawą segregacji ludzi. Stara się zrozumieć.
A kiedy rozumie, potrafi doskonale przekazać swoje refleksje i uczucia innym. Jego trwająca całe życie przygoda z pisaniem, zaczyna się od poezji, która pojawia się w wielu momentach, czasem jako osobna twórczość, czasem wyłaniając się z fragmentów reportaży. Specyficzną stylistykę, nietypową dla prozy, a tym bardziej - dla dzieł dokumentarnych, stojących na granicy literackości, dostrzegają chyba wszyscy, uważni czytelnicy.
Zawsze podkreślałem, że nie czuję się - mówiąc nieładnie - „profesjonalnym poetą”, natomiast ważne jest dla mnie robić to, co poeci. Ogromnie cenię poetów, ponieważ jest to jedyna grupa, dla której tak ważny jest język. Prozaików obchodzi głównie intryga, sposób zawiązywania i rozwiązywania. Eseistów - myśl, którą chcą precyzyjnie sformułować. A poeci czuwają nad samym słowem, niezależnie od jego funkcji - nad jego plastyką, obrazowością.
mówił w rozmowie z Jarosławem Mikołajewskim.
Był poetą. Wiersze czytał by odświeżyć język. Jego dzieła przesycone są metajęzykową refleksją, Mimo faktu, iż poetyckie epizody sensu stricte stanowiły pomniejszą część jego twórczości, próby oceny, analizy i interpretacji tego wymiaru jego artystycznej aktywności podejmowało się wielu. --> Wszyscy podkreślają, że jest to poezja egzystencjalna, szukająca sensu i prawdy.[Author:M] Ta cecha - o czym już wspominałam, i od czego nie sposób uciec również w dalszej części mojej pracy - zwłaszcza u końca jest immanentną właściwością całej twórczości autora Imperium.
W roku 1950 rozpoczął współpracę w Sztandarze Młodych. Polonistyki, którą podjął nieco później, nie udało mu się pogodzić z pracą redakcyjną. W roku 52, zawiesił pracę w Sztandarze… , podejmując studia ponownie. Tym razem - historyczne.
Po powrocie do redakcji Kapuściński dostaje zadanie, które przysparza mu krajowej popularności.
Właśnie ukazał się tekst Adama Ważyka. Poemat dla dorosłych, uderzający w propagandę, obnażający całą jej obłudę i hipokryzję. Członek krakowskiej awangardy bez pardonu ukazuje degenerację robotników wciśniętych w betonową klatkę Nowej Huty.
Odpowiedzią, na materiał, będący wszak negacją wszystkich z uporem rozpowszechnianych przez władzę mitów, ma być reportaż Kapuścińskiego. Wysłany do Nowej Huty, przez swoje macierzyste czasopismo, pisze tekst, w którym przyznaje rację Ważykowi w jednej zasadniczej kwestii - system zawiódł. Kapuściński nie chce winić ludzi, nie chce obciążać ich odpowiedzialnością za nieudolność siejących propagandę sukcesu władz. Dostrzega zacofanie, dostrzega staczających się mieszkańców. Ale równie wyraźnie dostrzega przyczyny, wynikające z zaniedbań i tragicznych w skutkach posunięć władzy
Opublikowany poemat, wywołuje dyskusję, a sam Kapuściński ukrywa się wśród robotników Nowej Huty. Jego tekst zostaje doceniony, a sam autor w niecały rok później, w roku 1956, dzięki rozprężeniu powodowanemu odwilżą otrzymuje pierwsze poważne wyróżnienie - Złoty Krzyż Zasługi.
56 rok jest w biografii Kapuścińskiego ważny także z innego powodu - pierwszej, bardzo dalekiej podróży.
Pierwszy poświęcony jej fragment w Podróżach z Herodotem reporter tytułuje Skazany na Indie. Czuć w tym niezadowolenie, bezsilność, osaczenie.
Przez wszystkie te dni po przylocie do Delhi dręczyła mnie myśl, że nie pracuję jako reporter, że nie zbieram materiałów do tekstów, które będę musiał napisać. Przecież nie przyjechałem tu jako turysta! (...) miałem puste ręce, nie czułem się zdolny, żeby coś zrobić, zresztą nie wiedziałem, od czego zacząć
Jak sam pisze dalej w Podróżach… - indyjska przygoda nauczyła go pokory. Znalazł się w miejscu, o którym praktycznie nie wiedział nic. Bez kompetencji językowych, bez teoretycznej wiedzy. Jednak nie brakowało Kapuścińskiemu już wówczas talentu do obserwacji.
W biografii Nowackiej i Ziątka czytamy, iż najbardziej interesującym indyjskim tekstem autora Cesarza jest Stacja donikąd, w której opisuje nędzę kotłujących się uchodźców na stacji w Kalkucie. Pisze o niej również w Podróżach z Herodotem.
Podróż była dla Kapuścińskiego pierwszą, daleką, wyczekiwaną. Ale była czymś zbyt wielkim i egzotycznym, by mógł ją unieść. Jak sam mówi próbował o Indiach zapomnieć, jak o porażce, przytłaczającej swoim ogromem kolorami, bogactwem
Po powrocie postanowił uzupełnić braki:
Zagłębiałem się więc coraz bardziej w niezwykłych okolicznościach i bogactwach Indii myśląc, że z czasem staną się one moją ojczyzną tematyczną, kiedy któregoś dnia jesieni 1957 z redakcji wywołała mnie nasza wszystkowiedząca sekretarka Krysia Korta i tajemnicza, rozgorączkowana szepnęła mi: - Jedziesz do Chin!
Podróż do Chin skończyła się równie szybko i dynamicznie jak się rozpoczęła. Przyczyną tego, był list przyjaciół ze Sztandaru Młodych opisujący trudną sytuację w redakcji. Kapuściński nie zastanawiając się ani chwili postanowi wrócić do kraju. Do swoich współpracowników, którzy po obronie gazety Po Prostu, znaleźli się pod czujnym okiem Komitetu Centralnego. Niemniej wiedział Kapuściński, iż jego pobyt w kraju środka nie przyniesie efektów bardziej owocnych niż niedawna podróż do Indii. Pobyt w kraju Mao nie przyniósł ani jednego tekstu, a sam Kapuściński porównywał otaczającą go rzeczywistość do Wielkiego Muru: zamkniętego i niedostępnego, ze swą tajemniczością i odpychającą powściągliwością.
Ze Sztandaru… odszedł w roku 1958, po krótkim epizodzie z PAP-em, trafiając do działu krajowego Polityki. Jeździł po Polsce, co zdecydowanie nie pozwalało na zaspokojenie tego, co Rafał Smoleń nazywa potrzebą rewolucyjną.
Do Ghany Polityka wysyła go niemal na dzień dobry. - pisze Domosławski. Wspomina, ze Rakowski, zapytany, nie potrafił przypomnieć sobie dlaczego ten młody, nowy współpracownik wysłany został do budzącej się Afryki. Mówił jednak o głodzie informacji z Czarnego Lądu, że wiedzieli, że to tam dzieje się historia. Być może zadecydowała o tym wcześniejsza przygoda z Polską Agencją Prasową? Być może fakt, iż Kapuściński czuł ogromną potrzebę?
Tak silną jak w przypadku podróży do Konga, którą sam kwituje krótko:
Proszę Rakowskiego o wysłanie mnie do Konga. Już wzięło mnie, już jestem w gorączce. --> [Author:M]
Tej gorączki, raz rozpalonej nie wyleczył Kapuściński nigdy.
Dla Kapuścińskiego ważne jest to, by być w tych miejscach, gdzie „świat wrze”, a więc tam, gdzie są wojny, powstanie, rewolucje, od których zależą dzieje danego narodu.
Wydaje się, że z tym momentem, momentem osobistej, prywatnej batalii o Kongo rodzi się Kapuściński-reporter, którego uwielbiają miliony na całym świecie. Człowiek, który dla poznania jest w stanie zrobić niezwykle wiele. Człowiek, który intuicyjnie wyczuwa miejsca, w których dzieje się historia, a dla którego pozostawanie poza tym dzianiem, jest dotkliwe jak afrykańska gorączka.
O sztuce pisania Ryszarda Kapuścińskiego napisano wiele. Nazywany cesarzem reportażu, nagrodzony wieloma nagrodami i wyróżnieniami, jest jednym z najbardziej znanych Polaków. Moment, w którym kończę rys biograficzny Kapuścińskiego reportera to moment - moim zdaniem - przełomowy.
W Indiach i Chinach wydawał się krzyczeć: widzę, lecz nie rozumiem. W następnych książkach spokojnie wyznawał: widzę więc rozumiem.- pisze Bauer
Co zadecydowało o tym, iż dzieła autora Cesarza przetłumaczona na … języków na całym świecie?
Ryszard Kapuściński debiutował jako poeta, z wykształcenia jest historykiem z zawodu dziennikarzem. Jako historyk o wrażliwym usposobieniu, patrzy na otaczającą rzeczywistość panoramicznie, z perspektywy czasu, umiejąc się do prezentowanych zdarzeń dystansować. Droga twórcza Kapuścińskiego - od poezji, przez reportaż krajowy (Busz po polsku), do zagranicznego (m.in. Wojna futbolowa, Cesarz, Szachinszach, Imperium) - jest dowodem na to, że reporter chcąc oddać obraz świata, musi mieć duszę artysty pisarza, subtelnego i uczuciowego, piszącego o nim nie tylko przez pryzmat swoich odczuć, ale przede wszystkim prezentowanych bohaterów.
Wypadkowa wrażliwości, empatii i niezwykłej zdolności obserwacji pozwala Kapuścińskiemu na zgrabne i trafne opisywanie tego, co dzieje się w różnorodnych rejonach świata.
Dzięki ciężkiej pracy, polegającej na wielomiesięcznym przygotowywaniu się do podróży potrafi spojrzeć w głąb rzeczywistości. Po to, by następnie przekazać ją niezwykle dobitnie, często jednym słowem - by wspomnieć chociażby Imperium i krótkie Dyszym!, będące dwusylabowym wyrazem niezwykłego, porażającego heroizmu trwania.
W dziełach Kapuścińskiego dialog zderza się z poetyckim obrazem, informacja przeplata się z refleksją, wydarzenia fabuły wstrzymuje chwilowo komentarz. Styl polskiego reportera zawiera wiele elementów typowo literackich, łączy w sobie różne konwencje. Szeroko pojęta obrazowość, metafory, porównania. Zaraz obok: materiały dowodowe, liczby, cytaty. W świecie współczesnego dziennikarstwa jest to cecha wyjątkowa - szeroka rzetelna informacja, opisana w piękny, momentami poetycki sposób, poszerzona o głęboką refleksję. Ta cecha to mozaikowość.
Pisze o niej Zbigniew Bauer:
Pisarz wiele razy podkreśla tak istotny dla niego składnik jak nieustanne lektury; wiele razy mówi o „mozaikowości” wszelkich obrazów świata. Uruchamia tak charakterystyczne dla postmodernistycznej sztuki pojmowanie dzieła literackiego, malarskiego etc., jako swoistego „centonu”: zbioru cytatów, aluzji, przywołań, odniesień.
Kapuściński w swoich książkach tworzy sieć kontekstów, budując z różnych, czasem skrajnie różnych wypowiedzi jakąś logiczną całość. Kiedyś reporter powiedział, że najwspanialszą księgą byłaby księga cytatów. Coś w tym jest. Sam poprzedza słowami innych wiele swoich dzieł. Jak pisze Wolny-Zmorzyński ich rolą jest nie tylko wskazanie istotnych dla autora Imperium autorytetów, lecz przede wszystkim krystalizacja, wskazanie czytelnikowi interpretacyjnego tropu.
Refleksja jest chyba najwyrazistszym przejawem autobiografizmu. Przypomnijmy: Reporter jest nie tylko tubą, do której wstrzykuje się dziesiątek liczb, nazwisk i opinii. Także chciałby czasem coś powiedzieć. Kapuściński dąży do skrótu, eseizacji, do prawdy esencjonalnej, uniwersalnej, jak sam to określa.
Metodą stosowaną przez niego jest wybór szczegółu o walorach syntezy, uderzanie obrazem. Tym zachwyca czytelników w „Imperium”. Opis procesu „umierania świątyni” to prawdziwie literacka wizja. Kapuściński personifikuje katedrę Chrystusa Zbawiciela. Po kolei wymienia każdy detal pałacu Sowietów, który ma powstać na gruzach świątyni. Są to jednak elementy służące nie ozdobie, ale opisaniu świata, odtworzeniu mentalności ludzi. Dla uzmysłowienia problemów autor tworzy porównania, przywołuje przykłady pozwalające zrozumieć sytuację, operuje skrótem: A co o tym mówią mieszkańcy Moskwy (jest ich w tym czasie 3 miliony)? Przecież burzą ich Bazylikę św. Piotra, ich Katedrę Notre Dame, ich Klasztor Jasnogórski. Co mówią? Nic nie mówią. Reporter, zestawiając burzony kościół w obiektami sakralnymi świata, daje płaszczyznę porównania. Uzmysławia czytelnikowi, ogrom dokonującego się wydarzenia, ukazując z niewyobrażalną trafnością bolączkę rosyjskiego ducha - apatię i bezsilność, trwającą w milczeniu pod upadającymi murami katedry Chrystusa Zbawiciela.
Kapuściński często przez charakterystyczne chwyty ukazuje paradoksy rządzące specyficzną rzeczywistością państw totalitarnych: Najwięcej pracy było przy zdejmowaniu marmurów. Marmury przyspawane ołowiem do ceglanych ścian nie chciały ustępować, nie dawały się oderwać. Trwało to tygodniami, nie wiemy, czy ta zwłoka denerwowała Stalina. Stalin, bowiem miał w tym czasie dziesiątki rzeczy na głowie. Przede wszystkim kierował akcją uśmiercenia dziesięciu milionów ludzi na Ukrainie. Uśmiercenie dziesięciu milionów ludzi przy ówczesnym stanie techniki nie było łatwym zadaniem. Prosta, rzeczowa relacja, a jednocześnie gorzka ironia, ukazanie mentalności Stalina, który sam siebie nazywa „geniuszem troski o człowieka”.
W Cesarzu ukazuje absurdy dworskiej egzystencji: czy to za pomocą sikającego po butach dygnitarzy Lulu, czy groteskowej specyfikacji dworskich funkcji. Funkcji sługów trybików dworskiej machiny, których egzystencja sprowadza się do podkładania poduszek, czy otwierania drzi przez Jego Wysokością.
Niezwykła jest u autora Hebanu ta zdolność do wyłapywania szczegółów, zdolność do obrazowania owymi szczegółami rzeczywistości i wykorzystywania ich do tłumaczenia świata. W Imperium zjawisko to jest szczególnie mocno widoczne. Oglądanie meczu na telewizorze, w którym nie widać nic prócz kropek, ciapek i pasków - a jednak kibice bezbłędnie odczytują przebieg meczu. Błoto w Jakucku zalewające wszystko gęstą mazią, staje się znamieniem powolnego umierania. Tania mówi, że czasem śmierdzi i są tam różne rzeczy. A czasem ktoś wbije w ziemię łopatę i ginie porażony prądem. Dlatego że przewody elektryczne idą, ot tak, po prostu włożone w ziemię.
Nie tyko Imperium obfituje we wspomniane obrazowanie szczegółami. Również w debiucie Kapuścińskiego - Buszu... widoczna jest tendencja do operowania szczegółem. Wystarczy wziąć pod uwagę Reklamę pasty do zębów, gdzie skrótowo, ale precyzyjnie charakteryzują bohaterów rozdzierająco skowyczący na zabawie saks, szyfonowe bluzki, nylonowe krawaty i niemyte zęby. Kapuściński, tak jak Herodot, zdaje sobie sprawę z tego, jak ważny może okazać się łatwy do pominięcia drobiazg. Wystarczy przypomnieć zająca, który uratował Europę przed zalewem Persów, kiedy przed ostatnią, decydującą bitwą barbarzyńscy Scytowie popędzili za gryzoniem, co odczytane zostało przez Dariusza jako fundamentalny brak szacunku.
Kapuściński nie ma ambicji odtworzenia pełnego obrazu rzeczywistości, pokazuje ją przez wycinki, zostawiając luki, zderzając się różne elementy mozaiki, składających się na - w mojej opinii - najbardziej wartościowy wymiar reportażowej prawdy.
HERODOT XXI W
Reporter nie uprawia zawodu - praktykuje pewien sposób bycia. Różnica jest podstawowa. Zawodem zarabia się na życie, zawód można zmieniać, zawodu można się wyuczyć, zawodem można się legitymować. Na sposób życia jesteśmy skazani, ponieważ stanowi on jedyną, pełną realizację ukształtowanej osobowości, ponieważ nie można odejść od siebie i stać się kimś innym. Sposób życia jest więc odnalezieniem swojej drogi, po której toczy się nasza egzystencja.
Nie przewiduję przejścia na emeryturę z bardzo prostego powodu. W tym fachu nie ma czegoś takiego. Reporterka to mój sposób na życie. Więcej, to rodzaj widzenia świata, a tego sposobu nie zamieniłbym na żaden inny.
Podróże z Herodotem to dialog między dwojgiem wielkich ludzi. Oddalonych w czasie i przestrzeni, a jednak niezwykle sobie bliskich. I piszę to z pełną odpowiedzialnością
Wydawać by się mogło, że uczynienie mistrza z Halikarnasu patronem swoich pierwszych podróży było zamierzeniem zuchwałym, a jednak reakcje na śmierć pisarza świadczą, że wybór ten nie był na wyrost. - czytamy w jednej z biografii pisarza. Sława, zdobyty szacunek i podziw to jednak chyba najmniej ważna warstwa łącząca te dwie wielkie postaci.
Kapuściński opisuje Herodota w specyficzny sposób. Z kolejnych zdań, wyłania się opis serdecznego przyjaciela. Bliskiego człowieka, którego nie ma obok nas, a który jednak wciąż ma na nas znaczący wpływ. Dla Kapuścińskiego Grek jest często jedynym wsparciem, w obezwładniającej samotności, której chyba nikt poza reporterami nie może zrozumieć.
Poczucie samotności - problem bardzo ważny w mojej pracy. Nie tylko egzystencjalne uczucie wyobcowania wśród ludzi, jakiego można doznać w Warszawie czy w Łodzi. U mnie dochodzą jeszcze inne czynniki, jak obcy pejzaż, inny język, często inna rasa, kultura, religia, inna kuchnia… Tam jestem samotny w sposób absolutny. - mówi Kapuściński w rozmowie z Markiem Millerem.
Do Indii - jak już wspominałam - autora „Imperium” wysłano z dnia na dzień. Nie znał języka, nie znał kraju. Rozbraja szczerym wyznaniem: nie wiedziałem nic o Indiach. Na miejscu napotyka na bariery, których nie potrafi przekroczyć. Największą, najbardziej dotkliwą z nich jest nieznajomość języka. Wtedy Kapuściński przypomina sobie o Herodocie. Zaczyna zadawać sobie pytania: jak radził sobie Grek? Jak pokonywał bariery, takie jak te przed którymi stoi on sam? Jego podróże miały przecież ogromny zasięg! Chwila zastanowienia i: (...) musiałem podjąć rękawicę. Zacząłem dzień i noc wkuwać słówka. Herodot przecież by sobie poradził. Nie bez powodu Kapuściński nazywa Greka pierwszym globalistą. Jako pierwszy używa on pojęcia dziejów, chce opisać wszystko, wszystko poznać. Poznać głęboko, wzbogacić o cenną refleksję: Zanim dobiegnie ono (życie) kresu, należy wstrzymać się z sądem i nie mówić „Jestem szczęśliwy”. Przy każdej sprawie należy patrzeć końca, jak on wypadnie: wszak wielu ludziom bóg ukazał tylko szczęście, aby ich potem strącić w przepaść. Dziś to Kapuścińskiego nazywa się pierwszym reporterem globalnym.
Nie bez powodu polski reporter nazywa autora Dziejów bratnią duszą. Tym, co łączy ich najmocniej jest chyba niezwykła potrzeba - poznania, zobaczenia, dzielenia się własną wiedzą z innymi. To, co polski reporter ujmuje jako pragnienie, żeby tam być, za wszelką cenę to zobaczyć, koniecznie to przeżyć. To rzeczywiste uczestnictwo, a nie symulacja uczestnictwa.
To zresztą cecha, której rasowemu reporterowi zabraknąć nie może.
Ciekawość świata jest organiczną częścią przeżycia przygody, niemal dziecięcym zdziwieniem, ciągle żywo reagującą wrażliwością na wszystko, co odmienne. To coś, co powoduje, że nie można przejść obojętnie obok, coś, co początkuje przygodę jest jej krokiem pierwszym. Jej wyjątkowość u reporterów polega na tym, iż nie jest potencjalna i deklaratywna jedynie, jak u większości ludzi, ale zawsze gotowa podjąć największy trud aby być zaspokojona.
Ciekawość, która nie chce czekać, szukająca zadowalającej odpowiedzi na pytanie, odrzucająca jednocześnie odpowiedzi wymijające, odrzucając półśrodki.
O co pyta Herodot? (…) skąd się biorą na horyzoncie statki? Skąd się pojawiają? Skąd przypływają? A więc to, co widzimy własnym okiem, nie jest jeszcze granicą świata? Są jeszcze inne światy? Jakie?
O co pyta Kapuściński? Jakość pytań stawianych przez Kapuścińskiego trafnie ocenia w swojej książce Bauer: Kapuściński tymczasem zadaje pytania, których rodowód jest nie z tego świata. Pytania „dlaczego”, „co to znaczy”, „jaki jest tego sens”, „co można z tego wywnioskować” oznaczają przejście z płaszczyzny tego co bezpośrednio „widzialne” i „dotykalne” na płaszczyznę znaczeń ukrytych, problematycznych, migotliwych
Ciekawość to początek, od którego do podróży daleka droga. Reporter jadąc do konkretnego kraju, miejsca musi być przygotowany. Przygotowany tak, aby - jak pisze Wojciech Giełżyński - móc i bez podróży napisać o nim książkę. Oczywiście byłoby to dzieło suche, pozbawione uroku i kolorytu płynącego z bezpośredniego poznania. Niemniej, wielowymiarowe przygotowanie jest reporterskim obowiązkiem. Niezbędną kompetencją rzetelnej oceny obserwowanych na miejscu zjawisk.
Nie ulega wątpliwości, że wiedza reportera ma znaczenie. Wiedza ogólna, zdobywana przez wiele lat, wraz z życiowym doświadczeniem. Ryszard Kapuściński posiadał wykształcenie historyczne, w trakcie całego życia pochłaniał ogromne ilości książek.
Sprawy, o których pisał - zawiłości polityczne, społeczne, historyczne, upadające imperia i wybuchające rewolucje wymagają niezwykłej znajomości zagadnień dotykających kilku nauk społecznych. Sposób, w jaki pisał, był możliwy tylko przez nieustanne obcowanie z literaturą piękną, beletrystyką wzbogacającą język, pobudzającą wyobraźnię, otwierającą ciągi skojarzeń i kontekstów. Problemy, których dotyka wymagają też żywej, dynamicznej reakcji - umiejętności przenoszenia podręcznikowych teoretyzmów w realną sytuację, w dzianie się. Teraz i tu.
Jego pracownia na Prokuratorskiej była przepełnione wszechobecnymi książkami, ułożonymi z jakimś wyjątkowym pietyzmem. Ściany i biurko zapełnione były zapiskami, notatkami, rysunkami. --> Był ciekawy świata i wiedział, że zawsze, od każdego można się czegoś nauczyć. [Author:M]
Dzięki wciąż zdobywanej, poszerzanej wiedzy na obserwowane zjawiska można spojrzeć systemowo. Po to, aby później przekazać je czytelnikom w pogłębionej, refleksyjnej wersji. Kapuściński jest tutaj wzorem. Jego wiedza zaskakuje. Nie jest przecież reporterem jednego kraju. Zadziwiające dobrze porusza się w mrozie Imperium i palącym słońcu Czarnego Kontynentu. Skrajnie różna problematyka, mentalność, kultura, z którymi współistnienie wymaga cech osobowościowych, ale i ogromnej pracy, determinacji i samozaparcia.
Podróż. To kolejny etap. Miller pisze, że reporterzy w przeciwieństwie do włóczęgów czy turystów nie lubią podróżować. --> Podróż jest bowiem etapem w dotarciu do celu. Jest przeszkodą, którą trzeba pokonać, aby dotrzeć do jądra tego, co chce się poznać i przeżyć. [Author:M]
Tytuł Podróży z Herodotem zapowiada treść. To bowiem droga, w której „prareporter” i reporter idą ramię w ramię. Kapuściński zadaje sobie pytanie, jak pracuje Grek, i ocenia: To rasowy reporter: wędruje, patrzy, rozmawia, słucha, żeby później zanotować to, czego dowiedział się i zobaczył, lub żeby po prostu rzecz zapamiętać. Po pierwsze więc - wędruje i zbiera informacje, to jasne. Ale Kapuściński docieka dalej. Zastanawia się, jak poruszał się Grek? Jeśli lądem to na koniu, ośle mule a najczęściej pieszo. Kapuściński wie, że podróż reporterska to szalenie ciężkie zadanie. Trudne warunki, ogrom pracy, często niebezpieczeństwo. Charakterystyczne jest, że reporter nie zawraca. Ciągle idzie naprzód. Stąd sprawy stricte techniczne: ma mały bagaż, zapełniony głównie książkami. Nigdy nie wiadomo, gdzie się dziś zatrzyma.
Tym bardziej, że czeka na niego wiele barier. Pierwsza, najbardziej oczywista i namacalna to granica. Chciałem tylko, żeby gdzieś przekroczyć granicę, wszystko jedno, którą, bo dla mnie ważny był nie cel, ale sam niemal mistyczny i transcendentny moment przekroczenia granicy. Z czasem przekraczanie ustawionych przez człowieka barierek przestaje być wystarczające, pojemność słowa „granica” się zwiększa. Może nawet o rozumienia ważniejsze. Granice wynikające z niezrozumienia, podziału miedzy ludźmi, kulturami. Trzeba tłumaczyć świat. I Kapuściński o tym wie. Sam podróżuje po osobowości Herodota, jednocześnie otwierając się w jakiś sposób przed czytelnikami.
Kapuściński ma wiele szacunku do ludzi. Lubi ich słuchać. Domosławski tak opisuje spotkania znajomych - Po każdym spotkanie mieli wrażenie, ze odbyli fascynującą, niezapomnianą rozmowę. Teraz uświadamiają sobie, że to oni mówili. On milczał. I słuchał.
Słucha i wiele o ludziach wie. Ta wiedza i pewien specyficzny urok, ujmujący sposób bycia pozwalają mu na zdobycie zaufania. Miller zauważa coś charakterystycznego u wszystkich swoich rozmówców z Reporterów. Choć wyraźnie pisze, iż są oni całkowicie różni, dostrzega jednocześnie pewny wspólny mianownik - ciepło, otwartość i tą niezwykłą umiejętność słuchania.
Aby rozmawiać z ludźmi, którzy często mówić nie chcą, należy wiele o człowieku wiedzieć. Wie, że dyktafon peszy, podobnie jak peszy kamera i dziennikarz z wielkim notesem.
Posługiwanie się własną wytrenowaną pamięcią jest niewątpliwie wyjściem z sytuacji, w której z różnych powodów nie można sięgnąć po notes. Znamienny i nieodosobniony, jak sądzę, jest przypadek Ryszarda Kapuścińskiego - owa wiara, że pamięć ocala z przeszłości rzeczy najbardziej istotne.
Nie korzystał z dobrodziejstw techniki i Herodot - najzwyczajniej ich nie znając. Pewnie nie korzystałby i teraz. Dobry reporter ceni kontakt z drugim człowiekiem. Często kontakt jedyny i niepowtarzalny. I często tylko od niego, od momentu skupienia totalnego zależny jest ostateczny efekt.
Ojca historii i Ryszarda Kapuścińskiego łączy wrażliwość. To właśnie owa wrażliwość pozwala na znalezienie ważnego tematu, ale przede wszystkim na jego zrealizowanie: dzięki poznaniu bohaterów, zrozumieniu ich. W jednym z wywiadów zamieszczonych w „Autoportrecie reportera” Kapuściński pisze, że to, co pociąga go w twórczości Herodota, to ogromna pokora wobec bohaterów, czyli dokładnie to, co czytelników na całym świecie pociąga w książkach autora „Imperium”, „Szachinszacha” czy „Wojny futbolowej”. Dziennikarze często nie zastanawiają się, z kim rozmawiają - pisze Kapuściński w „Autoportrecie…” - a rozmówca może być przecież mądrzejszy, bardziej doświadczony.
--> Mądrzejsze może być dziecko od dnia urodzenia wychowane w miejscu, w które zostanie wrzucony reporter. Obcy, nowy, niedoświadczony[Author:M] . W tym kontekście nie dziwi więc rozmowa z Tanią, która przez moment staje się dla polskiego reportera nauczycielem: Wcale nie żałuję, że przyjechałem do Jakucka skoro mogłem tu spotkać taką wspaniałą, mądrą dziewczynkę. W mroźnej rzeczywistości imperium skacząca przez kałuże Tania poradzi sobie lepiej niż niejeden z dorosłych, wykształconych Europejczyków. Wie to, co jest jej potrzebne. Wie, jak przeżyć. Posługując się mowa niezależną i pozornie zależną, autor reportażu pokazuje mentalność Sybiraków i składa swoisty hołd ich życiu.
W Workucie - inna sytuacja. Kiedy przewodnik proponuje zadanie pytań górnikom, Kapuściński zdecydowanie odmawia. Odpowiedź na pytanie „dlaczego?” formułuje nad wyraz prosto w Autoportrecie...: Praca górnika jest strasznie ciężka (...) Kiedy zadaje się pytania jednoznacznie przyjmuje się funkcję dziennikarza, a tym samym wyróżnia spośród tamtejszych ludzi?(...). Najważniejszym źródłem informacji jest dla mnie przenikające do głębi poczucie, że jestem między ludźmi, że traktowany jestem przez nich jako ktoś bliski, równy i że ja traktuję ich podobnie. Szacunek ten jest niezbędny w pracy reporterskiej. Trzeba umieć rozmawiać z ludźmi. Trzeba starać się ich zrozumieć. Potrafi to Herodot: (...) musiał to być człowiek wyrozumiały i przychylny, serdeczny i brat łata, swój chłop. Nie ma w nim złości, nie ma nienawiści. Stara się wszystko zrozumieć, dociec, dlaczego ktoś postępuje tak a nie inaczej. Nie wini człowieka jako osoby, wini system. Potrafi to i Kapuściński - i czyni to wręcz modelowo. W „Imperium” czytamy o matkach, które zjadały swoje dzieci, o ludziach, którzy zabijali synów, córki, aby nie patrzeć, jak umierają z głodu. Kapuściński nie pisze jednak po to, aby szokować, epatować okrucieństwem. Tłumaczy przyczyny. Brak świadomości, odczłowieczanie i pozbawianie ludzi godności napędzane były przez makabryczną machinę hybrydycznego imperium. Powtórzmy: Nie wini człowieka jako osoby, wini system.
Podróże z Herodotem to książka wyjątkowa. Łącząc w sobie elementy autobiografii, eseju i reportażu, jest pisarstwem pogłębionym, pełnym refleksyjne obserwacji. To zastanowienie się nad dziennikarską misją, nad potrzebą, która wciąż gna prawdziwych reporterów po całym świecie, ku poznaniu i przekazaniu prawdy. Grek jest tutaj ogromną pomocą, wspaniałym kompanem w owej często trudnej, skomplikowanej drodze. Wspiera, prowadzi, tłumaczy. Będąc niezastąpionym. jedynym towarzyszem i przewodnikiem, tych trudnych i wymagających podrózy.
M. Wańkowicz, Karafka La Fontaine'a, Kraków 1972, s. 22.
Tamże.
M. Dzięglewski, Reportaże Ryszarda Kapuścińskiego źródło poznania społeczeństw i kultur, Lublin 2009, s. 19.
por. K. Kąkolewski, Reportaż, [w:] Reportaż. Wybór tekstów z teorii gatunku, red. K. Wolny, Rzeszów 1992, s. 64
por. Tamże.
por. Tamże, s. 65.
E. Chylak-Wińska, Afryka Kapuścińskiego, Poznań 2007, s. 136.
B. Gutkowska, Odczytywanie śladów. W kręgu dwudziestowiecznego autobiografizmu, Katowice 2005, s. 8
J. Maziarski, Anatomia reportażu, Kraków 1966, s.11.
Tamże, s.26-27
M. Wańkowicz, Karafka La fontaine'a, Kraków 1972, s. 57.
Nazwa przyjęta wśród studentów i wykładowców filolologii polskiej pochodzi od trójki autorów M. Głowiński, A. Okopień-Sławińska, J. Sławiński
J. Lovell, Notatki o reportażu [w:] Reportaż. Wybór tekstów z teorii gatunku, red. K. Wolny, Rzeszów 1992, s 23
Cyt. za A. Kaczmarczyk, http://www.bolgraph.com.pl/ftp/publikacje/8127.pdf
M. Wańkowicz, Karafka La Fontaine'a, Kraków 1972, s. 59.
K. Wolny-Zmorzyński, Ryszard Kapuściński w labiryncie współczesności, Kraków 2004, s.10.
J. Rurawski, O reportażu [w:] Reportaż. Wybór tekstów z teorii gatunku, red. K. Wolny-Zmorzyński, Rzeszów 1992, s. 11.
M. Miller, Reporterów sposób na życie, Warszawa 1983, s. 239.
K. Kąkolewski, Reportaż [w:] Reportaż. Wybór tekstów z teorii gatunku, red. K. Wolny-Zmorzyński, Rzeszów 1992, s. 70.
Cyt. za J. Maziarski, Anatomia reportażu, Kraków 1966, s. 119.
Tamże, s. 121
R. Kapuściński, Autoportret reportera,
Cyt. za E. Chylak-Wińska, Afryka Kapuścińskiego, s. 152 cyt za e c w 152
R. Kapuściński. Tymi słowami charakteryzuje Kapusciński Herodota w rozdziale „Szczęście i nieszczęście Krezusa”
Por. Z. Bauer, Antymedialny reportaż Ryszarda Kapuscińskiego, Warszawa 2001, s. 23.
miler 93
Walery Pisarek, szkice, 17
http://www.wyklady.ekpu.lublin.pl/wyklady/mironowicz/mironowiczw3.htm
bpp 11
bpp 17
R. Kapuściński, Busz po polsku, Warszawa 1962, s. 153.
Wszystkie cytaty z „Buszu po polsku”, „Imperium” i „Podróży z Herodotem” pochodzą z wydań podanych w bibliografii podmiotu.
http://kapuscinski.info/poeta-kapuscinski.html
por. ja inny kisiel 157
poe. http://free.art.pl/akcent_pismo/pliki/nr1.08/wolski.html
Podroze 26
Por her 42
Por Domoslawski 152
Kazimierz Wolny - O TWORCZOSC
szkice o tworczosci 44
Kazimierz Wolny - Ryszard w labiryncie
Por wolny
R. Kapuściński, Busz po polsku.
Miller166
Z. Bauer , tamże s. 40.
za miller
30
Skoro tak to czemu nikt poza WO DF i Polityką nie drukuje poważnych reportaży?
Chyba na stronie Sczygła jest dyskusja na ten temat ale nie pamiętam do końca…
Jakich? Nazwiska by się przydały skoro takie to popularne.
Za wielką wodą RK jest na półkach z literaturą ale wiadomo że jankesi to faktograficzni ekstremiści.
W. Jagielski na wstępie Nocnych wędrowców „Jest to opowieść prawdziwa tak jak prawdziwe jest miasteczko […].
Nora, Jones i Jackson na potrzeby powieści zostali stworzeni z kilku rzeczywistych postaci''.
Do końca wierzył w socjalizm…
Albo walczysz ramie w ramie z karabinem w ręku. Patrz. „Jeszcze jeden dzień z życia”
Postawiłbym grubą krechę między wczesną majakowszczyzną a późniejszą poezją za którą zbierał nagrody.
Wojna Futbolowa 29 z nowego wyd i 30 z czytelnika 1988
Niemyta
Cut & Burn
Odpowiednich czy samych w sobie?
Filozofia podróżowania W. Cejrowskiego.
???????????
?????????????????????
Herodot z perspektywy doświadczonego, cenionego na całym świecie RK - rodzaj sumy reporterskiej?
Ładnie napisane, spójne i logiczne. Całkiem przyjemnie się czyta mimo miliona przymiotników.
Spokojnie do oddania.