Urodził się w Pińsku, 4 marca, 1932 r. W miejscu granicznym. I przez cale jego życie przewijała się granica. Mawiał, że może prowadzić w dwie strony - jednych zamyka na świat, odgradza jeszcze bardziej. Drugim pozwala się otworzyć, napawa ich ponadprzeciętną ciekawością i chęcią poznania.
1. Podróże z Herodotem
Jaki był Ryszard Kapuściński?
Trudno oprzeć się podobieństwu. Do postaci, którą on sam darzył niezwykłym szacunkiem. Herodot. Autor dziejów, pierwszy globalista.
Był dla autora „Cesarza” nie tylko wzorem. Sam Kapuściński nazywa go w „Podróżach...” bratnią duszą.
Byłem mu wdzięczny, że w Indiach w chwilach niepewności i zagubienia był przy mnie i pomagał mi swoją książką.
Ich życiem rządzi ta sama potrzeba: pojechać, zobaczyć, poznać. Pęd ciekawości, chęć poznania, to, co polski reporter ujmuje jako pragnienie, żeby tam być, za wszelką cenę to zobaczyć, koniecznie to przeżyć. To rzeczywiste uczestnictwo, a nie symulacja uczestnictwa.
Kapuściński często zadaje sobie pytanie, jak pracuje Grek.
To rasowy reporter: wędruje, patrzy, rozmawia, słucha, żeby później zanotować to, czego dowiedział się i zobaczył, lub żeby po prostu rzecz zapamiętać.
Autor Cesarza cenił Herodota. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że nawet nieco mu zazdrościł.
Herodot żyje pełnią życia, nie przeszkadza mu brak telefonu i samolotu, nie może się nawet martwić, że nie ma roweru
Sam rzadko korzystał z nowoczesnych form. Prawie nie używał dyktafonu. Nie korzystał z dóbr techniki, mimo że miał je pod ręką. Zawsze cenił najwyżej cenił rozmówcę, a co za tym idzie - moment słuchania. Zadaniem reportera jest uważnie słuchać, szukać wspólnego języka. Nie można peszyć rozmówcy, okazywać wyższości, trzeba być wdzięcznym ludziom, że w ogóle chcieli coś powiedzieć. Z uwagą wysłuchuje dziewięcioletniej Tanii w Imperium. Wie, że w warunkach jakuckich mrozów poradzi sobie lepiej, niż nie jeden dorosły, wykształcony Europejczyk.
Szacunek ten jest niezbędny w pracy reporterskiej. Trzeba umieć rozmawiać z ludźmi. Trzeba starać się ich zrozumieć. Potrafi to Herodot:
Herodot szybko adaptuje się do nowego środowiska. Ten wówczas trzydziestoparoletni mężczyzna to człowieka otwarty, przyjazny ludziom, urodzony brat łata.
Potrafił to i Kapuściński - i czyni to wręcz modelowo. W Imperium czytamy o matkach, które zjadały swoje dzieci, o ludziach, którzy zabijali synów, córki, aby nie patrzeć, jak umierają z głodu. Kapuściński nie pisze jednak po to, aby szokować, epatować okrucieństwem. Tłumaczy przyczyny, szuka zrozumienia. Brak świadomości, odczłowieczanie i pozbawianie ludzi godności napędzane były przez makabryczną machinę hybrydycznego imperium.
Podróże z Herodotem to książka wyjątkowa. Łącząc w sobie elementy autobiografii, eseju i reportażu, jest pisarstwem pogłębionym, wzbogaconym o refleksję. To moment zastanowienia nad dziennikarską misją, nad potrzebą, która wciąż gna prawdziwych reporterów po całym świecie, ku poznaniu i przekazaniu prawdy. Grek jest tutaj ogromną pomocą, wspaniałym kompanem w owej często trudnej, skomplikowanej drodze. Wspiera, prowadzi, tłumaczy.
Mój doświadczony, mądry Grek był mi przewodnikiem. Wędrowaliśmy razem latami.
Często nazywa się Kapuścińskiego mistrzem reportażu. Jednak to, co pisał, trudno jest ująć w gatunkowe ramy. Tymbardziej, iż sam reportaż, do dzisiaj zdaje się być gatunkiem niedefiniowalnym.
Nazywany mgliście gatunkiem pogranicza, pozwala jedynie na oscylowanie wokół zasadniczych cech. Kolejne dopowiedzenia tymczasem, miast rozjaśniać sprawę powodują raczej mnożenie się typologii i podziałów.
Najczęściej występującym w wypowiedziach znawców podziałem jest odróżnienie reportażu literackiego (artystycznego) od dokumentarnego (dziennikarskiego) - takie rozwiązanie proponują między innymi M. Grygar, B. Polewoj czy W. Bogdanow. Pojawiają się jednak kolejne rozróżnienia - ze względu na formę i treść (K. Kąkolewski), relacje i ujęcia (J. Maziarski) czy sposób publikacji (K. Wolny-Zmorzyński). Mnożenie typologii w żaden sposób nie ułatwia jednak odpowiedzi na pytanie „co to w ogóle jest”?
Sam Kapuścińskim swoją twórczość nazywał nowym dziennikarstwem, creative non fiction.
Ryszard Kapuściński stworzył oryginalny model reportażu. Umieszczano go gdzieś między Diderotem, Swiftem a Kafką lub też między Wolterem, Kischem a Camusem. Słowem - w szerokich kontekstach literackich. Tymczasem on co rusz wymykał się jednoznacznym klasyfikacjom.
pisze Beata Nowacka.
Autorka drąży jednak dalej, poszukując możliwie najbliższej definicji twórczości autora „Szachinszacha”. Poszukiwania kwituje krótko:
(…) Zatem i ta próba ustalenia rodowodu literackiego autora „Cesarza” kończy się fiaskiem. Nic w tym dziwnego: Wszak fenomen, jako zjawisko rzadkie i niepowtarzalne, niechętnie poddaje się jakimkolwiek klasyfikacjom. Wydaje się więc, że usilne poszukiwanie antenatów pisarstwa Ryszarda Kapuścińskiego, nie jest ani konieczne, ani niczym uzasadnione.
Czytając Kapuścińskiego mamy do czynienia z niesamowitą poetyką, językowym perfekcjonizmem.
Przykładam sporą wagę do języka. Szukanie klucza językowego, szukanie w słownikach świeżych, niezużytych słów zabiera mi lwią część pracy nad każdą książką.
Jak sam mówił nie pisał na miejscu. Czytał dzieła klasyków, językowe perełki, klasyki literatury. Zasięga słowników, a styl dostosowuje do tematu.
Maziarski nazywa to literacką transformacją faktów. Ja poszłabym o krok dalej - nazywając to artystyczną transformacją rzeczywistości.
Jedną z wyjątkowych cech prawdziwych dziennikarskich „zapaleńców” jest ciekawość dziecka. Ciekawość, która nie chce czekać, która szuka zadowalającej odpowiedzi na pytanie, odrzucając jednocześnie odpowiedzi wymijające, odrzucając półśrodki.
O co pyta Herodot?
Dlaczego Grecja (to jest - Europa) prowadzi wojnę z Persją ( to jest z Azją), dlaczego te dwa światy - Zachód i Wschód walczą ze sobą na śmierć i życie? Zawsze tak było? Zawsze tak będzie?
Kapuściński tez pytał. Jednak są to pytania innego typu, jak określił je Bauer - pytania nie z tego świata.
Ale dlaczego ten sam przedmiot ludzie opisują za pomocą znaków zupełnie różnych? (…) Dlaczego ta pierwsza, najpierwsza w każdej kulturze istota, chcąc opisać kwiat, stawia kreskę pionową, inna robi w to miejsce kółko, inna - dwie kreski i stożek. Czy decyzje w tej sprawie podejmują się kolektywnie?
Te pytania zmuszają do refleksji, do wysiłku ze strony czytelnika.
Bólem dzisiejszych mediów jest całkowity brak refleksyjności. Nie zmuszają do niczego, na tacy podając suche fakty, wycinki bez interpretacji, bądź z jednym, narzuconym wytłumaczeniem.
Fakty, faktoidy. Bez przyczyn, skutków, okoliczności. Jako „tłumacz kultur” autor „Cesarza” zachęcał nas do zastanowienia. Do szerszego spoglądania na fakty. Najprościej mówiąc - do myślenia.
Był świadom, że rynek medialny ma określone prawda. Co więcej, ukazuje, że świadom był tego również Herodot.
Pytanie: dlaczego Herodot zaczyna dzieje od sprawy porwania kobiet? Odpowiedź:
bo respektuje prawa medialnego rynku: historia, żeby ją dobrze sprzedać musi być ciekawa, musi zawierać odrobinę pieprzu, coś sensacyjnego, jakiś dreszcz. A te właśnie warunki spełniają opowieści o porwaniu kobiet.
Wie, że aby znaleźć audytorium musi wplatać wątki budzące zaciekawienie, sensację. Jednak nie są to wstawki obdarte z zasadności:
Ale w relacjach o porwaniu kobiet nie szło tylko o łatwą sensację o wątki dwuznaczne i pikantne. Bowiem już tu, na samym początku swych dociekań formułuje pierwsze prawo historii (…) Kto zaczął?
Świadomość obowiązywania rynkowych reguł, nie oznacza bezmyślnego podporządkowania się. Poczytność Kapuścińskiego jest najlepszy dowodem, iż nie trzeba pójść na daleko posunięte kompromisy, aby osiągnąć medialny i komercyjny sukces.
Ryszard Kapuściński w pracowni, 31.03.2006 r, zdj. Natalia Wilk
2. Magiczne dziennikarstwo
On się nie podporządkował. A mimo tego, popularność, komercyjny sukces jego reportaży zadziwił - chyba najbardziej - jego samego.
Ogromnie ważna jest tutaj funkcja „eksperta”, o której pisze Bauer - potrzebni są ludzie, którzy sortują informacje, hierarchizują je, łącza w spójną całość. W dzisiejszych mediach, reporterka stała się anonimowa, a prawdziwy reportaż traci swoje znaczenie. Ważna jest informacja, ważne jest, aby była szokująca, aby dotrzeć do brutalnych zdjęć, makabrycznych relacji. Niestety, jest to dostosowane do rynkowych wymagań, gdzie odbiorca coraz częściej poszukuje silnych wrażeń, a powszechna znieczulica, brak wrażliwości popycha publikę do karmienia się tanią sensacją. Sam Kapuściński dostrzegał problem określając swoje stanowisko w „Autoportrecie reportera”:
Ekipy telewizyjne nie jada do Angoli, gdzie od dwudziestu lat toczy się mało spektakularna wojna, czy do południowego Sudanu, gdzie trudno się dostać. Rwanda jest łatwo dostępna, wszyscy, więc chcą być na miejscu, gdzie dzieje się tragiczna, ale „fotogeniczna” masowa apokalipsa.
Może właśnie dlatego, Ryszard Kapuściński jest najczęściej tłumaczonym polskim pisarzem. Szacunek dla bohaterów, dla odbiorcy, niezwykły takt i subtelność to cechy, które zdecydowanie wyróżniają go na tle współczesnej sztuki dziennikarstwa i przysparzają wielu wiernych czytelników. Są to ludzie znudzeni medialną manipulacją, zniekształconym obrazem świata, nieetyczną walką w obszarach medialnego imperium. Kapuściński przekazuje bogaty obraz, o ile to możliwe - hierarchizuje wiadomości, pisał z pełną odpowiedzialnością za swoje pióro. Niezależny i bardzo prawdziwy:
Przez 30 lat nie był wpuszczany do RPA. Przeszkodą był napisany przez niego krytyczny esej o apartheidzie.
Etyka dziennikarska, dziś często spychana jest w kąt:
Do lamusa odchodzą pojęcia takie jak „prawda” czy uczciwość, wartością nadrzędna ma być atrakcyjność przekazu. (…) We współczesnym świecie działalność mediów postrzegana jest jako biznes i podlega prawom rynku.
U Kapuścińskiego uderza chyba najbardziej. W swoich reportażach jest nie tylko mistrzem warsztatu, perfekcyjnym obserwatorem. Często ukazuje swoją bardzo ludzką twarz - pełną współczucia i zrozumienia. Wiedzial, że reporter musi być dobrym człowiekiem. Wiedział też, że wręcz obowiązkiem jest tłumaczenie świata. Bo czytelnika nie można zostawić samemu sobie.
Kiedy bowiem powodem pracy dziennikarzy staje się jedynie chęć sprostania potrzebom medialnego imperium, informacje stają się tym, co Kapuściński nazywa flashem. Krótka migawka, maleńki, często niereprezentatywny, wycinek całości - to działanie prowadzące dziennikarstwo na manowce. Wtedy praca pozbawiona jest większego sensu, nie daje bowiem odbiorcy szansy analizy i interpretacji problemu. Potrzeba, która pcha „herodotów” - zarówno greckiego ojca historii, jak i polskiego reportażystę - ku reporterskiej misji, niewątpliwie wpływa więc na jakość i owoce przekazu. Jest to dziennikarstwo głębokie, którego ideą jest poznanie prawdy, a następnie możliwie wierne jej odtworzenie, oddanie.
Praca takiego reportera rozpoczyna się o wiele wcześniej niż rzeczywista podróż w przestrzeni. Jest on bowiem tak jak Herodot badaczem, aby uchwycić sens problemu, wyciągnąć wnioski, zostać ekspertem, musi posiadać ogromną wiedzę, zarówno tematyczną jak i ogólną. Kapuściński w swoich książkach przytacza bardzo wiele „materiału dowodowego”, powołuje się na różne głosy, stanowiska. Najlepszym przykładem jest „Imperium” - bardzo obszerna bibliografia, łącząca pozycje skrajnie różne. Sam Kapuściński pisał w „Autoportrecie reportera”:
Przygotowując się do pisania „Imperium”, studiowałem materiały, które właśnie wtedy zostały ujawnione, ale także studiowałem historię rosyjskiej filozofii, dzieje cerkwi, prawosławia, powracałem do klasycznych dzieł wielkich pisarzy rosyjskich.
Spotkanie
Czytając Jego teksty, nietrudno stworzyć sobie obraz, wyobrażenie tego, jakim był człowiekiem. Nie zaznacza namolnie swojej obecności, ale też nie ukrywa się za tekstem. Wiele dowiadujemy się o nim z Imperium, z Podróży z Herodotem. Jednak równie wiele da się odczytać z tego jak pisze, jak pyta, jak rozmawia.
Spotkanie w jego warszawskim domu, uczyniło to wyobrażenie rzeczywistym. Potwierdziło je i zintensyfikowało.
Przy wejściu do swojej pracowni wita podając rękę.
Wokół masa książek. I zadziwiający porządek. Wszystko ułożone z jakimś niesamowitym wręcz pietyzmem, posegregowane jak w szkolnej bibliotece. Nie wg alfabetu, ale tematycznie, siecią skojarzeń. Na ścianach poprzypinane notatki z podróży, rysunek Stachury, małe karteczki z nieczytelnymi zapiskami. Czytając Autoportret dowiadujemy się, że to nie tylko część biblioteki Ryszarda Kapuścińskiego.
Jego twórczość została opisana wielokrotnie. Przez krytyków, fascynatów, językoznawców. Sama ilość opracowań jest najlepszym dowodem jak wielkie piętno odcisnął Kapuściński w historii polskiego dziennikarstwa i literatury. Moją pracę chcę poświęcić twórczości człowieka, którego miałam ogromne szczęście poznać osobiście, którego reportaże powinny być wzorem dla dziennikarstwa współczesnego, warsztatowo, ale przede wszystkim etycznie.
Jego opowieści były długie i wyczerpujące. My, byliśmy grupą młodych ludzi, on opowiadał o sobie o twórczości, ale przede wszystkim o kondycji dzisiejszego człowieka, o zagrożeniach jutra.
Opowiadał o tym, dlaczego nie może usiedzieć na miejscu, o tej chorobie - jak sam ją nazywa - zwanej reporterką. Kiedy nie może być tam gdzie coś się dzieje, musi wymyślać sobie powody - dlaczego mnie tam nie ma?
Spotkałam go w specyficznym okresie, kiedy powodów już nie trzeba było wymyślać. Całe życie pisał o granicy. O jej właściwościach, o szansach które daje.
chodziło mi o jedno tylko - sam moment, sam fakt, najprostszą czynność przekroczenia granicy. Przekroczyć i zaraz wrócić, to by mi, myślałem, zupełnie wystarczyło, zaspokoiło mój niewytłumaczalny właściwie, a jakże ostry głód psychiczny.
Na początku była granica państwa. Najbardziej rzeczywista, dotykalna, najłatwiejsza do przekroczenia.
Chciałem tylko, żeby gdzieś przekroczyć granicę, wszystko jedno, którą, bo dla mnie ważny był nie cel, ale sam niemal mistyczny i transcendentny moment przekroczenia granicy.
Z czasem przekraczanie ustawionych przez człowieka barierek przestaje być wystarczające, pojemność słowa „granica” się zwiększa.
Moment, w którym go poznałam, to tez moment granicy. Jednej z najtrudniejszych do przekroczenia.
Problemy ze zdrowiem, na twarzy widoczne zmęczenie. Granica wieku. Choroba. I planowanie kolejnej podróży - tym razem na wyspy Pacyfiku.
Emerytura?
Nie przewiduję przejścia na emeryturę z bardzo prostego powodu. W tym fachu nie ma czegoś takiego. Reporterka to mój sposób na życie. Więcej, to rodzaj widzenia świata, a takiego sposobu postrzegania nie zamieniłbym na żaden inny.
Pracownia Ryszarda Kapuścińskiego, zdj. Natalia Wilk
SZTUKA REPORTAŻU RYSZARDA KAPUŚCIŃSKIEGO
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dorota Wójcik
R. Kapuściński, Podróże z Herodotem, Kraków 2006, s. 47.
Z. Bauer, Antymedialny reportaż Ryszarda Kapuscińskiego, Warszawa 2001, s. 23.
R Kapuściński, Tamże, s. 101.
R Kapuściński, Tamże , s. 208
R. Kapuściński, Imperium, Warszawa 2006, s. 185-188.
R. Kapuściński, Podróże z Herodotem, Krakow 2006, s.50.
J. Maziarski, Anatomia reportażu, Kraków 1966.
B. Nowacka, Mag reportażu, http://www.kapuscinski.info/ksiazka/281,mag-reportazu-recenzja-ksiazki-cesarz.html
B. Nowacka, Magiczne dziennikarstwo, Katowice 2006, s. 22.
R. Kapuściński, Autoportret reportera, Kraków 2005, s. 68
R. Kapuściński, Podróże z Herodotem, Kraków 2006, s. 79.
R. Kapuściński, Tamże, s. 67.
R. Kapuściński, Tamże, s. 83.
Tamże
Określenie stosowane przez Beatę Nowacką
R. Kapuściński, Autoportret reportera, Kraków 2005, s.110.
http://serwisy.gazeta.pl/kapuscinski/1,23082,588432.html
A. Drzał, Siła slowa w imadle prawa krótkiej pamięci. Ryszard Kapuściński o mediach, Ryszard Kapuściński, w: Próba portretu, pod red. M. Sokołowski, s. 71
R. Kapuściński, Tamże, s. 68.
R. Kapuściński, Podróże z Herodotem, Kraków 2006, 13
R. Kapuściński, Tamże, s. 14
R. Kapuściński, Autoportret reportera, Kraków 2005, s. 139