Krakowiak Robert - Wycieczka w głąb siebie, pedagogika


REGRESJA
- wycieczka w głąb siebie

Aby coś zmienić,
najpierw należy to poznać.

Aby zmienić siebie,
najpierw należy poznać siebie.

       W naszym codziennym życiu bardzo często zachowujemy się nie tak jak byśmy chcieli. Ulegamy emocjom, boimy się w różnych sytuacjach, jesteśmy często niepewni, nieśmiali, nie wierzymy we własne możliwości lub nieprawidłowo postrzegamy sytuacje, w której się znaleźliśmy itp.

       Najczęstszą przyczyną takiego zachowania są nasze traumatyczne doświadczenia w przeszłości, w czasie których powstały w nas błędne decyzje i negatywne emocje. Takie nie odreagowane urazy przejawiają się więc w naszym dorosłym życiu w postaci negatywnych, nieracjonalnych wzorców zachowania oraz emocjonalnego reagowania. Uzdrawianie takich wzorców wymaga naszej konfrontacji z dawnymi, nierzadko przykrymi doświadczeniami. Taka konfrontacja z przeszłością nazywana jest stanem regresywnym.

Regresja jest to zjawisko celowego wywołania powrotu pamięcią z obecną świadomością do wcześniejszej fazy rozwoju celem uwolnienia powstałym w owym czasie negatywnych wzorców reagowania. 

       Samo słowo regresja pochodzi z języka łacińskiego i oznacza dosłownie: cofanie się, ruch wsteczny. Opisywane przeze mnie zjawisko regresji polega na cofaniu się pamięcią do pierwotnej przyczyny psychicznego urazu. Takie cofnięcie się pamięcią z obecną świadomością umożliwia nam uświadomienie dawnych doświadczeń, co za tym idzie, zrozumienie i zweryfikowanie błędnych decyzji oraz wyobrażeń powstałych w owym okresie, w rezultacie zmianę ich na przytomne i korzystne dla nas w obecnym życiu. Jest to więc konfrontacja umysłu świadomego z przetrzymywanymi przez podświadomość negatywnymi wzorcami zachowania. Regresja umożliwia nam uświadomienie przeżyć z okresów: wczesnego dzieciństwa jak również prenatalnego oraz poprzednich wcieleń.

       W większości przypadków wykorzystane w tej książce przykłady wspomnień z dzieciństwa ujawniły się pod wpływem zjawiska regresji wykorzystywanego w terapii. W stan regresywny można wprowadzić poprzez głęboki relaks, w czasie którego, poddająca mu się osoba koncentruje się na pozytywnym obrazie siebie przeciwstawnym do negatywnego, psychicznego wzorca. Jeśli taka koncentracja jest wystarczająco mocna, wówczas podświadomość tej osoby uzewnętrznia wszystkie negatywne opory przed przejawianiem pozytywnych aspektów osobowości. Takie opory przejawiają się zazwyczaj w postaci odczuwanych emocji, tych samych jakie towarzyszyły danemu traumatycznemu doświadczeniu. Osoba poddana takiej terapii, czyli wprowadzona w stan regresywny, bardzo często uzewnętrznia i chwilowo wzmacnia odczuwanie owych emocji. Takie ponowne ich uzewnętrznienie umożliwia nam wgląd w przeszłe doświadczenia, co za tym idzie poznanie i zrozumienie przyczyn powstałych wówczas urazów, emocji i wzorców nieracjonalnego zachowania. Dzieje się to za pośrednictwem sugestii terapeuty, który widząc przejaw emocji u swojego klienta, sugeruje mu powrót pamięcią do pierwotnej przyczyny tych emocji, czyli do traumatycznego przeżycia. Dzięki temu ta osoba jest w stanie przyjrzeć się i zrozumieć przyczynę powstania swoich emocji oraz zaobserwować, jakie błędne decyzje podjęła pod ich wpływem i jak one pokutowały w jej dorosłym życiu. Dzięki takiemu przeglądowi możemy łatwo zmienić błędne, bazujące na ówczesnym niezrozumieniu, wzorce myślowe, co za tym idzie uwolnić się od zaburzeń oraz napięć psychicznych. 

Regresja udowadnia, że każda dolegliwość, jak również wszelkie powstające w naszym obecnym życiu problemy, mają swoją przyczynę w błędnych i niekorzystnych dla nas wyobrażeniach i decyzjach, podjętych w przeszłości, w różnych stanach naszej świadomości i w różnym stanie emocjonalnym, co powodowało niepełny przegląd konsekwencji owych decyzji. 

       Przyjrzyjmy się temu procesowi bardziej szczegółowo. Najpierw należy rozróżnić dwa rodzaje pamięci: świadomą i podświadomą. 

       Świadomie zapamiętujemy to, co było niedawno, natomiast łatwo zapominamy to, co jest odległe. Nasza podświadomość zapamiętuje to, co uznaje za ważne, a za ważne uznaje to, wobec czego mieliśmy stosunek emocjonalny. Wszystkie takie emocjonalne kody pozostawia w swojej pamięci dopóty, dopóki świadomie nie podejmiemy innej decyzji związanej z daną sytuacją i nie uznamy ich za niepotrzebne. Rzeczy mało istotne nie są w niej rejestrowane.

       Pamięć świadoma rozwija się u dzieci od trzeciego miesiąca życia, wcześniej nie jest w niej nic rejestrowane. Pamięć podświadoma natomiast towarzyszy nam od zawsze, jednak my na co dzień mamy z nią znikomy kontakt.

       Jak ma się to w praktyce i na czym polegają najczęstsze konflikty między obiema jaźniami? Główny problem polega na słabym kontakcie i braku umiejętności porozumienia się z własną podświadomością. Umysł podświadomy, by przestać podtrzymywać dawny, wyuczony, systematycznie powtarzany a niepotrzebny nam w obecnym czasie wzorzec zachowania, potrzebuje deklaracji i decyzji w tej sprawie ze strony umysłu świadomego. Jednak my świadomie nie pamiętając już zdarzenia, które doprowadziło do błędnego myślenia i postępowania, nie potrafimy zmienić podjętych wówczas decyzji. Godzimy się więc na dalszą jego realizacje twierdząc: „Taki już jestem i nie wiem jak miałbym to zmienić”.
       Na przykładzie wygląda to tak: Jako małe dziecko usłyszeliśmy od własnej mamy, że nie możemy wchodzić sami do ciemnego pokoju, gdyż tam są „baboki, które mogą nas pożreć”. Jako małe i łatwowierne dzieci uwierzyliśmy w to, gdyż w tym okresie wierzymy we wszystko, do czego przekonują nas inni, a w szczególności rodzice. Dla podświadomego umysłu to twierdzenie stało się ważne i zostało przez niego zapamiętane, co w dorosłym życiu przeradza się w ciągły i nieuzasadniony lęk przed ciemnymi pomieszczeniami. 

       Wydaje się to śmieszne i mało racjonalne, jednak w rzeczywistości takie, wydawałoby się, banalne wzorce z dzieciństwa sterują naszym dorosłym życiem. Nasza podświadoma jaźń, mając słaby kontakt ze średnim Ja, nie potrafi przekazać nam zapamiętanego obrazu przeszłych i obciążających nas doświadczeń, mimo to powstałe w owym okresie emocje często paraliżują funkcjonowanie całej naszej osobowości. By swój wzorzec zachowania zmienić, potrzebujemy decyzji naszego średniego Ja, które miałoby zlecić podświadomej jaźni, by ta przestała się bać ciemności tłumacząc, iż „baboków” po prostu nie ma, gdyż były one wyłącznie wymysłem naszej mamy. Jednak umysł świadomy tego nie robi, ponieważ nie pamięta już zdarzenia odpowiedzialnego za ten wzorzec zachowania.

       Jedynym znanym mi skutecznym sposobem na uzdrowienie wzorców zachowania, w tym wypadku lęku przed ciemnymi pomieszczeniami, jest nawiązanie lepszego kontaktu z niższym Ja, aby przypomnieć sobie całe zdarzenie. Taka pamięć przeszłości umożliwia rozwiązanie problemu poprzez spojrzenie w dojrzały, przytomny sposób na dawną sytuację i wyciągnięcie zdrowych wniosków, oraz podjęcie odpowiednich decyzji uwalniających nas od destrukcyjnych wzorców zachowania. Takim wspomnieniom powinny towarzyszyć emocje, co jest gwarantem ich autentyczności. Ponieważ wyobrazić sobie, że byłem „księciem z bajki” nie będzie nam trudno, natomiast z rozpłakaniem się na urojone wspomnienie pięknej księżniczki będziemy mieć już problem.

       Ważnym czynnikiem wpływającym na nasze zachowanie są również wzorce skojarzeniowe. 

       Jeśli doświadczaliśmy czegoś, co wywołało w nas silne emocje, na przykład, zostaliśmy przez kogoś skarceni, a towarzyszyło temu coś charakterystycznego, lub działo się to w charakterystycznych okolicznościach, wówczas to coś, czy takie okoliczności, będą nam się zawsze kojarzyć z odczuwaną wówczas emocją i w podobnych okolicznościach owa emocja będzie paraliżować nasze funkcjonowanie. W takiej sytuacji również potrzebujemy powrotu pamięcią do danego zdarzenia, po to, by uświadomić sobie, że przeżywane obecnie emocje są tylko na zasadzie skojarzenia z dawnym doświadczeniem i że teraz pojawienie się podobnych sytuacji nie pociąga za sobą kary, której wówczas doświadczyliśmy.

Wyuczone w dzieciństwie, nie przeprogramowane schematy,  choć nie racjonalne i nie adekwatne do obecnych sytuacji,  mają na nas wpływ i paraliżują nasze funkcjonowanie.

       Regresja umożliwia nam więc zweryfikowanie dotychczasowych wyobrażeń i poglądów oraz zmianę naszego myślenia i postępowania. Czyli stwarza możliwości otwarcia się na przemiany w naszym życiu. Jest jednak skuteczna wówczas, kiedy dajemy sobie zgodę na pozytywne myślenie i koncentrujemy się na realizacji swoich celów. Terapia regresywna stawia nas w sytuacji, w której nie musimy już iść starą i błędną dla nas drogą, do której czuliśmy się przywiązani i zobowiązani. Otwiera nas ona na nowe kierunki postępowania i stwarza możliwość wybrania nowej drogi, ale gotowej receptury na zdrowe życie nam jeszcze nie podsuwa. Uczy nas jednak podejmowania w pełni korzystnych, rozsądnych i bezpiecznych dla nas decyzji, oraz jak w zdrowy i bezpieczny sposób korzystać z kryteriów, które sobie obraliśmy. Jest więc skuteczna wówczas, gdy realnie dopuszczamy możliwości pozytywnych zmian w swoim życiu. Dlatego należy łączyć regresję z innymi praktykami, które umożliwiają nam nowe i korzystne dla nas kierunki i możliwości. Regresja w połączeniu z innymi praktykami pozwala również bardziej efektywnie z nich korzystać, uwierzyć w ich realność oraz skuteczność. 

Regresja uwalnia od wszelkich zablokowań, starych wzorców myślenia i postępowania a w zamian pozwala zobaczyć nowe możliwości, ale tylko wówczas, gdy jesteśmy na nie ukierunkowani.

       Regresja jest dla osób zdrowych psychicznie. Dla osób, które samodzielnie dążą do osiągnięcia konkretnych, stawianych przez siebie celów, wykorzystując w tym celu, oprócz terapii, inne praktyki.

       Regresja odwołuje się do pamięci na płaszczyźnie emocjonalnej, czyli jest to praca z emocjami i ewentualnie towarzyszącymi im wspomnieniami. Najpierw więc pojawiają się emocje, a dopiero później ewentualne obrazy związane z tymi emocjami.

       Regresja jest to stan podwyższonej świadomości, w której uaktywnia się pamięć przeszłych doświadczeń. Nie jest to więc hipnoza, ani żaden inny odmienny, nieprzytomny stan świadomości. 

       Dzięki zjawisku regresji odreagować można praktycznie każdą dolegliwość i wzorzec błędnego zachowania. Jednak regresja nie działa na każdego człowieka. W stanie regresywnym cofamy się z obecną świadomością, czyli możemy świadomie, na trzeźwo i przytomnie zweryfikować błędnie podjęte, nieświadome wówczas decyzje. Jesteśmy teraz bardziej świadomi, potrafimy więc podejmować słuszne decyzje i wyciągać wnioski zgodne z rzeczywistością. Jeśli jednak osoba, która poddaje się regresji nie jest wciąż w pełni świadoma, przytomna lub ma nieczyste intencje, którymi podtrzymuje stare urazy, ewentualnie nie potrafi szczerze przyznać się do własnych intencji i programów, a także nie dąży do realizacji stawianych przez siebie celów, nie będzie mogła uwolnić się od swoich destrukcyjnych wzorców, gdyż nie zmieni błędnych decyzji i nie wyciągnie słusznych wniosków z dawnych doświadczeń. 

       Regresja umożliwia nam więc szczere wejrzenie w głąb siebie, czyli jest to konfrontacja z przechowywanymi w podświadomości emocjami i myślokształtami.

"CO ŁASKA"


       Kilkadziesiąt lat temu nie było Internetu, telewizji i innych środków, którymi obecnie dopływa do nas masowa reklama. Słyszy się obecnie o setkach uzdrowicieli, bioterapeutów, radiestetów, jasnowidzów, wróżek czy mistrzów duchowych oferujących nam cudotwórczą pomoc i masowo reklamujących się gdzie i jak popadnie. Potencjalny klient uważnie śledzi owe reklamy i stara się dobrać sobie terapeutę, który sprawia wrażenie najwiarygodniejszego, nie znając jednak kompetencji i kwalifikacji owej osoby. Jedynym sposobem na sprawdzenie wiarygodności i skuteczności wydaje się być sprawdzenie uprawnień i wykształcenia, czyli "papierka" wystawionego przez inną osobę oznajmującego, że dana osoba ukończyła odpowiedni kurs czy szkołę, przeszła szkolenie w zakresie swojej działalności i pomyślnie zdała egzamin. Jednak w praktyce owy "papierek" nie zawsze trudno jest zdobyć, a nierzadko potwierdza on jedynie wiedzę teoretyczną danej osoby, a jak doskonale wiemy, teoria nie zawsze idzie w parze z praktyką, więc owy papierek nie będzie 100%-owym gwarantem, że osoba go posiadająca jest rzeczywiście kompetentna i skuteczna w tym, co robi. Mocy, skuteczności i wiarygodności bioterapeutów, radiestetów, jasnowidzów, wróżek, itp. nie da się zmierzyć i potwierdzić, a reklamować się może kto chce, jak chce, kiedy chce i z czym chce. Myślę że w owych dziedzinach oszustów jest nie mało, chyba nie przesadzę jeśli napiszę, iż jest ich większość spośród reklamujących się. To znaczy osób, które stwarzają jedynie image swojej osoby jako wiarygodnego terapeuty, co jednak nie ma poparcia w autentycznych zdolnościach. No cóż, wiarygodnie mówić o sobie, ładnie składać rączki i gestykulować, przy czym szczerze się uśmiechając każdy może. Myślę więc, że mniej wiarygodni są ci, którzy bardziej krzyczą o swoich zdolnościach i starają się wywołać szerokie zainteresowanie swoją osobą tworząc image wiarygodnego terapeuty.

       Jak to ma się w praktyce? Każdemu dana została taka sama ilość czasu w ciągu dnia. Jedni dany im czas przeznaczają na rozwijanie swoich zdolności, a inni wolą ten czas poświęcić na stwarzanie swojego wizerunku, szukaniu skutecznych form reklamy itp. Owszem są i tacy, którzy potrafią swój czas podzielić na rozwijanie swoich zdolności i na tworzeniu image, jednak zdolności to zdolności, a image to image. Pozostaje jeszcze jedno wyjście, znaleźć sobie dobrego menadżera, jednak dobry menadżer równie skutecznie może wypromować kompetentną osobę jak i tą niekompetentną, zależy to tylko od tego, która lepiej mu zapłaci. Niewątpliwie wiarygodny terapeuta będzie się czuł bardziej pewny siebie, swojej wiedzy i ewentualnych sprawdzianów, ale to chyba jedyny atut w gąszczu ludzi potrafiących stworzyć fantastyczny lecz sztuczny show wokół swojej osoby. Jednak potencjalni klienci bardziej "lecą" na owy image, niż na rzeczywistą wiarygodność. To proste, ktoś kto spokojnie opowiada o swoich zdolnościach i możliwościach może łatwo zostać zakrzyczany przez osoby, które zawsze znajdą jakąś wymówkę i sposób by podważyć wiarygodność swojego przedmówcy, przy czym pokażą znacznie lepsze przedstawienie przekonujące odbiorców takiej reklamy o ich większej mocy, gdyż to jest ich specjalnością, niestety często jedyną!! Jak więc reklamowali się ludzie ze swoimi zdolnościami za czasów, kiedy nie było Internetu, prasy, radia, telewizji? I dlaczego nie było tylu oszustów, a wróżki, jasnowidzowie itp. byli chyba od zawsze. Czy jednak w ostatnich latach zdecydowanie nie przybywa osób reklamujących różne zdolności, których nijak nie da się sprawdzić? Czy przybywa ludzi, którzy mają moc? Czy jednak przybywa tylko oszustów?

       Mieszkam od dziecka w Częstochowie i obecnie przeglądając lokalne gazety, wizytówki i reklamy znajdę np. wielu kręgarzy, masażystów, uzdrowicieli, bioterapeutów, którzy oferują mi swoją pomoc w zakresie dolegliwości z kośćmi i stawami, w których niekompetentni są lekarze. Jako małe dziecko miałem problem ze stawem kolanowym, rodzice postanowili coś zaradzić jednak nie zastanawiali się zbyt długo. Znany był wówczas w Częstochowie człowiek, który specjalizował się w owych dolegliwościach, nie miał on żadnej reklamy, mieszkał w małym domku na uboczu miasta, gdzie w zasadzie trudno go było znaleźć. Dziwne. Wszyscy w Częstochowie go znali i wszyscy byli pewni jego zdolności. Jak on to robił? W dobie współczesnych mediów rzadko komu się to tak świetnie udaje. To proste, jedyna reklama jaka wówczas działała to "poczta pantoflowa", pomógł jednej osobie a ta opowiedziała o jego skuteczności innym i tak wieść o cudotwórczym uzdrowicielu szybko rozeszła się po całym mieście, a owi reklamodawcy byli naocznymi świadkami jego zdolności. Do dziś są znane jego dwie córki, które owej pomocy uczyły się od ojca. Chyba wszystkie babcie w Częstochowie i okolicy do dziś je dobrze znają. Dlaczego jego reklama była tak skuteczna i dlaczego taka reklama nie skutkuje obecnie? Sam tego do końca nie wiem. Myślę że obecny łatwy dostęp do reklamy i możliwości reklamowania się oszustów zmieniły ludzką mentalność. Ktoś mógłby zapytać: "Dlaczego miałbym wierzyć komuś, kto obecnie mi kogoś poleca skoro "przejechałem się" na 10-ciu innych? Skąd mam wiedzieć, że to nie jest kolejny naciągacz? Skąd mam wiedzieć, że osoba, która mi ją poleca nie ma z nią jakiegoś interesu? Dlaczego miałbym wierzyć jakiemuś "małemu człowieczkowi" skoro wkoło słyszę o innych znacznie lepszych i skuteczniejszych..? Skąd mam wiedzieć, kto tak naprawdę mi pomoże a nie chce mnie tylko naciągnąć?" Takie pytania i wątpliwości biorą się z naszej obecnej mentalności i nieufności, która wzięła się z obecnie dostępnej reklamy i niejednokrotnym nacięciu się na oszusta. Kiedyś był jeden, wszyscy go znali, polecali i mu ufali. Obecnie świat jest o wiele bardziej podporządkowany pieniądzu. Pieniądz narzuca modę i styl życia.

       Zastanówmy się teraz nad pytaniem zawartym w tytule artykułu. Ile brać? Dlaczego dawni mistrzowie brali co łaska, a świetnie zarabiali i byli darzeni szacunkiem, a obecnie ta forma "cennika" rzadko się sprawdza? Obecnie łatwy dostęp do reklamy, a co za tym idzie możliwość natknięcia się na oszusta, jak wspomniałem, zmieniło naszą mentalność i stosunek do wydawanych przez nas pieniędzy. Ostrożniej je wydajemy, bojąc się, że mogą one być po prostu "wyrzucone w błoto", gdyż owa cudowna terapia, której się poddaliśmy może nie zadziałać tak, jak zapewniał nasz "genialny uzdrowiciel". Boimy się także, że po wielu próbach zabraknie nam funduszy na wiarygodnego i skutecznego uzdrowiciela, na którego w końcu trafimy. Dlatego słysząc "co łaska" staramy się wydać jak najmniej tzn. możliwie najniższą cenę. "Co łaska" obecnie znaczy coś w rodzaju "a daj parę złoty, symboliczną opłatę, nie będę z ciebie zdzierał". Ja obecnie za swoje usługi mam ustalony ścisły cennik. Z praktyki wiem, że mówiąc "co łaska" dostałbym zaledwie jakieś 15-20zł w miejsce oczekiwanych 100zł. W takiej sytuacji nie zarobiłbym na przysłowiowy chleb i musiałbym iść np.: na hutę do roboty (o ile by mnie przyjęli), ale wtedy nie miałbym czasu, ani tym bardziej ochoty, by uskuteczniać jakąś cudotwórczą działalność, a skąd tu jeszcze wziąć czas na zareklamowanie się i przebicie się w mass-mediach przez nawał osób reklamujących jedynie swój image? Osobiście marzą mi się czasy, w których mógłbym mówić "co łaska"! Zdaję sobie sprawę, że narzucając swoją cenę, klient którego nie stać na zapłacenie takiej ceny po prostu do mnie nie przyjdzie, bo go na to nie stać, natomiast klient którego stać jest zapłacić znacznie więcej, więcej nie zapłaci, bo skoro sam zaproponowałem cenę, to dlaczego nagle miałby ktoś zapłacić więcej. Kiedyś "co łaska" znaczyło "sam zweryfikuj na ile cenisz moją pracę, na ile ona zaskutkowała i na ile realnie cię stać byś mógł mi zapłacić". Wiedziałbym wtedy że przyszedłby, klient który jest otwarty na moją pomoc, ale nie zbyt bogaty. Zapłaciłby mniej ale by zapłacił, co nie zaniżyłoby wcale moich zarobków z innych źródeł, natomiast bogaty klient, który doświadczyłby pomocy z mojej strony zapłaciłby więcej, znacznie więcej. Moje zarobki w takiej sytuacji byłyby znacznie, znacznie większe, niż przy cenie narzucanej przez samego siebie. A obecnie ksiądz, mówiąc "co łaska" często dodaje "ale nie mniej niż 200", sam słyszałem! Niech więc klienci, którzy mają pretensje, iż obecnie nawet mistrzowie duchowi mają swoje cenniki zastanowią się, tak rzetelnie i bez skąpstwa, na ile tak naprawdę cenią czyjąś zbawienną pomoc, ile w ostateczności byliby gotowi zapłacić i czy na pewno nie wyjdzie im znacznie więcej niż obecnie narzucany cennik.

       Zastanówmy się jeszcze nad źródłem czyichś kompetencji.

       Wiedza i umiejętności skądś muszą się wziąć. Kompetencje mogą bazować na zdobytej wiedzy i obytym szkoleniu, ewentualnie ktoś sam do czegoś doszedł poprzez samodzielną pracę i dzięki niej wypracował u siebie cenne umiejętności. Ale te przypadki mówią o poświęconej dużej ilości czasu i zaangażowaniu w zdobycie swoich umiejętności. Pozostaje jeszcze jedna możliwość, że ktoś z cudotwórczymi zdolnościami się po prostu urodził, ale to by znaczyło, że ma je od dziecka, więc raczej nie mogłyby nagle się ujawnić. Samo przeczytanie książek nie wystarcza by mieć kompetencje i móc się z nimi reklamować.
       Zdarza mi się jednak spotykać z takimi sytuacjami, że ktoś, przez całe swoje życie, nie przejawiał żadnej większej umiejętności, a nawet, przez dłuższy czas nadużywał alkoholu czy narkotyków i nagle, postanawiając zmienić swoje życie, zaczyna interesować się ezoteryką. Poznając społeczność ezoteryczną, zaczyna nagle nazywać siebie ezoterykiem, magiem, mistykiem, oświeconym mistrzem itp. nie mając do tego żadnych kompetencji, a nierzadko prywatnie pozostając dalej przy swoich nałogach, wulgarnym zachowaniu czy nieuczciwości. Kompetencji nie da się sprawdzić, więc osoby niekompetentne zaczynają mieszać się wraz z kwalifikowanymi mistrzami, reklamując się w tych samych miejscach i w taki sam, jak oni, sposób. Taka osoba może na przykład, poznając mandale, pomyśleć sobie, że dlaczego ona nie mogłaby ich malować i sprzedawać. Tworzenie prawidłowej mandali polega na pracy w stanie medytacyjnym i dobieraniu do siebie energetycznie pasujących kolorów, kształtów i symboli. Nie przygotowana do ich tworzenia osoba kieruje się wyłącznie wyglądem estetycznym i logiką, która to nie daje możliwości stworzenia dobrze oddziaływujących na podświadomość zestawów kształtów, symboli i barw. Wniosek z tego taki, że pseudo mandala stworzona przez nieświadomą osobę wizualnie nie odróżnia się od prawdziwych mandal, a może nawet być od niej ładniejsza, czy bardziej staranna. Skutki praktyki medytacyjnej z takimi obrazkami mogą jednak przynieść ugruntowanie negatywnych emocji, gdyż ich twórca mógł, przejawiając negatywne emocje w czasie ich tworzenia, nieświadomie zawrzeć w nich symbolicznie swój stan emocjonalny. Podobnie może być z uzdrowicielem, radiestetą, bioterapeutą czy egzorcystą. 

       Moim zdaniem osoba chcąca nazywać się nauczycielem duchowym czy podobnie, nie powinna stosować jakichkolwiek używek. Używki to używki, a do przejawiania duchowości niezbędna jest czysta, przytomna świadomość.

       Zabawnymi jak dla mnie, ale jednocześnie groźnymi oszustami okazują się ludzie, którzy w celach marketingowych uczą się języka perswazji oraz tak zwanej "mowy ciała". Chodzi o osoby które poprzez takie techniki wypracowują u siebie sztuczny wizerunek. Uczą się, czyli prosty wniosek że ich gesty i wypowiedzi nie wypływają z ich natury, czyli wypowiadane przez nich zdania nie są ich naturalnymi wypowiedziami a jedynie wyuczonymi schematami, natomiast ich ciało swoimi gestami wcale nie miałoby ochoty potwierdzać wypowiadanych przez nich słów. Prosty z tego wniosek, iż osoba ucząca się mowy ciała chce ukryć ruchy i gesty demaskujące ją jako niekompetentną i niewiarygodną. Osoba ucząca się języka perswazji chce zmieniać swoje wypowiedzi tak, by świadczyły one o jej wiarygodności. Jedna i druga technika stosowana w celach marketingowych oczywiście nie podnosi kompetencji i umiejętności, a jedynie wprowadza w błędne wyobrażenie o osobie je stosującej. Techniki takie dodatkowo zabijają w osobach fanatycznie je praktykujące ich naturalne uczucia oraz zdolność do naturalnego i spontanicznego wyrażania siebie. Stają się marketingowymi automatami, czego ceną jest nierzadko utrata przez nich przyjacielskich relacji.

       Podsumowując: wykorzystywanie nauk mowy ciała i języka perswazji w promowaniu swoich usług, jest zwykłą manipulacją mającą zataić brak kompetencji, wiarygodności i pewności siebie. Dla osoby kompetentnej, co za tym idzie pewnej siebie i proponującej swoje rzetelne usługi, ruchy, gesty i słowa potwierdzające wiarygodność będą naturalne i spontaniczne. Nie chcę jednak do końca takich nauk krytykować, gdyż mogą one wyeksponować pewność siebie osoby kompetentnej nie umiejącej jednak do tej pory sprzedać swoich ofert, lub mające inne przyczyny braku pewności siebie. Mnie jednak nasuwa się pytanie. Jak teraz odróżnić ładnie gestykulującą i wypowiadającą się, kompetentną, od wyuczonej gestykulacji i mowy niekompetentnej osoby?

       Zaobserwowałem, że osoby mające autentyczne, nadprzyrodzone zdolności np: jasnowidzenia nie zapewniają o 100%-owej skuteczności. Często dopuszczają możliwości pewnych pomyłek a nierzadko zaczynają od słów: "zaznaczam że mogę się mylić". Takie osoby jednak chętniej poddają się weryfikacji klienta, który chce skorzystać z ich usług (choć na pewno będą unikać sytuacji, w których ktoś będzie próbował robić z nich "króliki doświadczalne"). Po prostu się tego nie boją, w przeciwieństwie do oszusta, który będzie się wystrzegał sprawdzianów powtarzając np. że ich technika jest pewna skuteczna i nie ma sensu jej testować.

       Spotkałem się wielokrotnie z zarzutem iż za nauki i pomoc duchową nie powinienem brać żadnych opłat, gdyż prawdziwi mistrzowie mieszkający np. w Indiach takowych nie pobierają. Biorąc pod uwagę taką sytuację w której praktyka duchowa i pomaganie innym za jej pośrednictwem jest moim głównym środkiem utrzymania, nie wiem z czego miałbym zarabiać chociażby na stworzenie godziwych warunków do prowadzenia terapii swoim klientom? Skąd więc ów wielcy mistrzowie Jogi biorą na swoje utrzymanie? Tutaj znów okazuje się różnica w mentalności, tym razem miedzy ludźmi zamieszkującymi różne kontynenty. Okazuje się iż w Indiach wielcy mistrzowie nie pobierają opłat za same nauki,  jednak łatwo przyjmują oferty noclegu, pokarmu, jak również datków pieniędzy od ludzi którzy czują się zaszczyceni iż dany mistrz zgodził się na posiłek lub nocleg właśnie u nich. Nie wyobrażam sobie jak takie podejście do czerpania korzyści materialnych przenieś na polskie warunki i nie wiem jakim wyobrażeniem byłbym potraktowany gdybym wpychał się na noc i na obiad swoim klientom? Mogę się jednak tych wyobrażeń domyśleć. Gdybym ja w obecnych czasach w Polsce stał i żebrał pod kościołem, raczej nie byłbym odbierany przez mijających mnie przechodniów za wielkiego duchowego mistrza, a jedynie za zwykłego biedaka, który nie potrafi zapracować na bochenek chleba. W przeciwieństwie do Indii gdzie mistrzowie duchowi nierzadko w taki sposób się utrzymują. 

      Jako ciekawostkę i podsumowanie dodam, iż niedawno dostałem reklamę zajęć mistrza Jogi z Indii z informacją iż 3 dniowe zajęcia z ów mistrzem kosztowały prawie 400zł. Jak widać jest pewna różnica w mentalności Polaków i Hindusów która obowiązuje również mistrzów duchowych nawet hinduskiego pochodzenia próbujących nauczać w Polsce.

       Do wszystkich osób krytykujących moją postawę.

       Wobec klientów otwartych na moją pomoc, jednak nie mających na nią pieniędzy, stosuję zasadę: "co możesz dla mnie w zamian zrobić?". Nie do końca chodzi mi o to by za wszystko, co robię mieć jakąś zapłatę, jednak potrzebuję pewności, że ów klient jest w stanie docenić moją pracę.

LIST OD ANIOŁKA

Witaj!

      Pewnie chcesz wiedzieć skąd się wziąłem i kim jestem. Jestem anielską częścią swojego pana. To ja zawsze mam rację, ale mój pan nie zawsze mnie słucha. To dobry człowiek, stara się pomagać ludziom i nawet mu to wychodzi. Czasem jednak mnie nie posłucha i zaufa niewłaściwym osobom, potem ja muszę go wyciągać z opresji. Na szczęście w krytycznych sytuacjach umie się zwrócić do mnie o pomoc. Szkoda tylko, że nie słucha mnie jeszcze na co dzień, ale staram się mu wiele rzeczy tłumaczyć i pomału się przekonuje.

      Pokazałem mu już szerokie duchowe sfery. Zgodził się odbyć kilka razy daleką podróż w głąb swojej duszy. Parę razy odwiedziliśmy wspólnie moich przyjaciół. Najbardziej zaprzyjaźnił się z Siddharthą i nawet długo ze sobą rozmawiali. Ale wciąż ciągną go mało istotne przyziemne sprawy. Choć ostatnio przyznał się, że chciałby w życiu osiągnąć coś więcej niż to, co oferuje mu świat fizyczny. Uczę go więc ciągle, jak patrzeć na świat, by doświadczać w nim duchowych aspektów, ale on ciągle jest taki nieufny. Czasami popełnia podstawowe błędy i błądzi jeszcze na swojej duchowej ścieżce, choć ma na niej już niemałe osiągnięcia.

     Ach, jak byłoby fajnie gdyby już teraz zgodził się przejść w duchowy wymiar do moich znajomych, oświeconych istot.

     Staram się ciągle zapoznawać go z nowymi ludźmi, którzy pomogą mu przekonać się, by bardziej mnie słuchał i zaufał, że ja dobrze go prowadzę przez życie. Wierzę w niego i ufam, że kiedyś razem zasiądziemy do stołu, wyjaśnimy sobie wszystko, pozwolimy by stare doświadczenia i urazy odeszły w przeszłość, a my zjednamy się w jedną całość i powrócimy do domu naszego ojca Boga.

      W momencie, kiedy pojawiłem się jako istota byłem doskonały. Byłem szczęśliwy, czułem się kochany, przejawiałem dostatek i bezwzględny wpływ na swoje życie. Jednak nie byłem pewny czy na to wszystko zasługuję, więc czułem pewien niedosyt. Dlatego postanowiłem zejść na ziemię i stać się człowiekiem. Jednak bałem się, że jako człowiek zawładnie mną pycha tak, jak innych i dlatego odciąłem się od swojej mocy i mądrości, by swej mocy i wiedzy nie wykorzystywać przeciwko innym. W tym momencie dokonał się we mnie podział na, jak to ludzie nazywają, świadomość i nadświadomość, o której to istnieniu średnie Ja przestało wiedzieć. Jednak znając ludzi i ich zachłanność bałem się, że mój umysł świadomy z braku wyobrażeń o sobie będzie drążyć i może w nieodpowiednim momencie odkryć istnienie nadświadomości, czyli mnie Aniołka. Dlatego stworzyłem zbiór sztucznych wyobrażeń oraz intelekt, które to miały zajmować mojego pana, czyli umysł świadomy. Miały one sprawiać wrażenie dających moc i wiedzę jednak brnąć w pustkę i nicość, by pycha nie zawładnęła mojego pana, a on, zajmując się tym w poczuciu, że to ciekawe i słuszne, nie dowiedział się za wcześnie o mnie i w pokorze czekał na właściwy moment. Ta trzecia część to zwana przez ludzi podświadomość, która te bzdury wymyślone przeze mnie przechowuje. Tą trzecią jaźń postawiłem właśnie między siebie, a mojego pana po to, by mój pan gdyby chciał mnie odkryć zbyt wcześnie i spoglądał w moją stronę, widział właśnie ten sztuczny wizerunek siebie i jego traktował jako mnie Aniołka. Wiem, że to była manipulacja moim panem, ale cóż miałem czynić. Dlatego też utarło się wśród osób otwierających się już na swoje anioły, że umysł nadświadomy jest w podświadomości. Tak istoty, które są w drodze do ich odkrycia postrzegają anioły. Odnajdują swoją nadświadomą jaźń, gdy przedrą się przez sztucznie stworzony i wypychający umysł intelekt.


      Ten moment, w którym mój pan jest gotów do poznania mnie i zjednania się ze mną właśnie nadszedł.

      Jednak to mój pan o wszystkim decyduje, a przyzwyczajony do urojonych i sztucznie kręcących pociech, które sam mu stworzyłem, nie chce teraz uwierzyć w moje istnienie, gdyż próbując mnie odkryć nie raz wcześniej zawiódł się i zwątpił.

      Dlatego teraz potrzebuję pomocy takich osób jak Ty, które pomogą mu uwierzyć w anielskość swojego istnienia.

      Pomału mój pan przekonuje się do mnie i pozwala sobie na przejaw swojej anielskiej jaźni na planie fizycznym, czasami mój pan pozwala mi więc przejawiać się w jego ciele i dzięki temu mogłem napisać ów list. Ale to wciąż za mało, by móc zabrać swojego pana do ogrodu wiecznej miłości, szczęścia, piękna i bogactwa.

      Mój pan zaczął od pozwalania sobie na to, na co nie pozwolono mu w okresie dzieciństwa, w ten sposób odkrył swoją podświadomość i zaskarbił sobie jej zaufanie. Niektórzy ten etap nazywają "uzdrawianie wewnętrznego dziecka". Teraz mojemu panu do pełnego urzeczywistnienia potrzebny jest następny krok, w którym również Ty możesz mu pomóc. Taki krok jest potrzebny niejednemu panu swojego anioła! A aniołowie lubią pomagać sobie nawzajem!

      Dlatego niech nasi aniołowie pomagają sobie nawzajem i wspólnie się inspirują! Niejeden anioł jeszcze błądzi i nie może odnaleźć swojego pana, a wspólnie możemy pomóc aniołom dotrzeć do swoich właścicieli.

      Proszę Cię więc, jeśli możesz porozmawiaj z moim panem i przekonaj go do mnie, by bardziej mi ufał, on na pewno Ciebie posłucha. To dobry człowiek, ale potrzebuje więcej miłości i ciepła.


      Czekam na twoją pomoc oraz pozdrawiam Ciebie i twojego Anioła.

JAKA JEST ROLA BOGA?


    Mówi się, że Bóg jest surowy, że karze nas cierpieniami, wystawia na ciężkie próby i za wszelkie niepowodzenia w naszym życiu obwiniamy właśnie Boga. Powszechne jest przekonanie, że za wszystko, co nas w życiu spotyka, odpowiedzialny jest właśnie Bóg, a my wobec jego woli jesteśmy bezradni, pokornie godzimy się więc na wszelkie cierpienia, które rzekomo dla nas przygotował. Często spogląda się na Boga, jak na łaskawcę, który albo ześle na nas karę, albo dzięki naszym modłom się nad nami zlituje.

    W tym wyobrażeniu za dużą odpowiedzialność przypisuje się Bogu, natomiast biorąc pod uwagę wiarę w brak reinkarnacji, trudno jest sobie wyobrazić inny obraz Boga. Bóg tworząc człowieka dał mu wolną wole i pozwolił by to on sam kreował swoją rzeczywistość. Choć nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, to właśnie my (nasz umysł) kreujemy sobie wszystko to, co nas w życiu spotyka.

    Ludzka psychika podzielona jest na trzy jaźnie:

  1. Świadomość - której przypisuje się cały ludzki umysł.

Pozostałe dwie jaźnie przyporządkowuje się właśnie woli Boga.

  1. Podświadomość - jest również częścią naszej jaźni, z którą najczęściej mamy bardzo słaby kontakt, mimo to, to właśnie ona jest odpowiedzialna za cały los, jaki nas spotyka. W życiu spotyka nas wszystko to, co jest wyobrażeniem o życiu, w naszej podświadomości a wszystkie te wyobrażenia, podświadomość wyrabia sobie, pilnie obserwując decyzje, myśli i poczynania naszej świadomości. Tak więc, to nasz umysł świadomy, wpływa na wyobrażenia naszej podświadomości. Natomiast często nie zdajemy sobie sprawy, w jaki sposób to się odbywa i dlatego za wszystkie nieszczęścia materializujące się w naszym życiu, obwiniamy właśnie Boga nie zdając sobie sprawy, że to jest tak naprawdę nasza własna wola.

  2. Nadświadomość - jest jaźnią łączącą nas z Bogiem, jednakże kontakt ten odbywa się za pośrednictwem naszej podświadomości. Kontakt z Bogiem i wszystko to, co tak naprawdę przygotował dla nas Bóg, możemy mieć wówczas, gdy uwolnimy się od wszelkich wyobrażeń i programów, które przechowuje nasza podświadomość, przekonamy ją o istnieniu naszej nadświadomości (czyli naszej doskonałości) i zachęcimy do tego, aby wyobrażenia o nas i naszym życiu czerpała właśnie z niej.

    Tak więc nie za wszystko, co nas w życiu spotyka należy winić Boga. W zasadzie Boga nie należy za nic winić, gdyż ma On dla nas i daje nam jedynie to, co jest dla nas dobre i tylko wtedy, kiedy jesteśmy gotowi to przyjąć.


      Dlaczego więc sami kreujemy sobie tyle nieszczęść?

    Zapytaj siebie, jak postrzegasz świat i swoje życie na nim i czy w ogóle dopuszczasz taką możliwość, aby mieć pełny wpływ na swoje życie i czy dopuszczasz taką możliwość by to boska wola, czyli wszystko to co dla ciebie najwspanialsze materializowało się w twoim życiu. Pomyśl czy nie ma na świecie ludzi szczęśliwych, którzy w lekki i naturalny sposób osiągają i przejawiają to, o czym ty tak bardzo marzysz a co jest ci tak trudno osiągnąć? Czym się więc od nich różnisz? Czy może jednak sam nie dopuszczasz do siebie takiej myśli, by poczuć w sobie pełne prawo do tego, czego sam chciałbyś dla siebie. By to wszystko osiągnąć wystarczy przekonać o tym swoją podświadomość. Problem jednak w tym, że ona niechętnie daje się przekonać do czegoś nowego, co jest sprzeczne z jej dotychczasowymi wyobrażeniami. Pomyśl ile energii, czasu i wysiłku wkładałeś w swoje dotychczasowe wyobrażenia i czy w takich wyobrażeniach o świecie, jakie podtrzymujesz do tej pory, mieści się twoje szczęście, czy w świecie, jaki podtrzymujesz w swojej wyobraźni da się urzeczywistnić wszystkie twoje plany i marzenia? Tak więc byś mógł je zrealizować najpierw musisz zmienić wyobrażenie o świecie w jakim "los zgotował ci życie". Potem potrzebne jest podniesienie swojej samooceny i postawienie sobie celów niekolidujących z życiem innych osób. Do tego wszystkiego możesz przekonać swoją podświadomość systematycznie praktykując i przekonując ją o pozytywnych wartościach życia i świata, o swoich ukrytych talentach i nieograniczonych zdolnościach, które możesz praktycznie zastosować w życiu, o tym, że zawsze są dobre rozwiązania każdego problemu i ty możesz je znaleźć. Na początek należy przestać narzekać i marudzić.



    Wydaje się to trudne i niemożliwe?

    Sprawdź!

    Nie masz na co czekać.

    Zacznij już teraz!!

KRÓTKA OPOWIEŚĆ
O STWORZENIU

Słyszałem wiele o początku powstania istnienia ludzkiego, o różnicy między ludźmi, aniołami i istotami oświeconymi. Wiele z tych opowieści wydaje się być sprzecznych z sobą jednak wiele z nich, nawet pochodzących z różnych źródeł, w rzeczywistości mówi o tym samym.

    Często jeden człowiek czuje się zupełnie odmienny od drugiego, ma wrażenie, że los mu bardziej sprzyja a inny czuje się wyjątkowo pokrzywdzony i nie widzi sprawiedliwości Boga w stworzeniu ludzi różniących się od siebie. Jeden człowiek ma wrażenie, że inaczej postrzega świat i zupełnie nie rozumie postępowania drugiego. Niektórzy wręcz boją się objawić światu swoje odkrycia, umiejętności lub doświadczenia z obawy, że ktoś uzna ich za nienormalnych lub chorych psychicznie.

    Każdy z nas na pewno zastanowił się kiedyś nad pytaniem: skąd tak naprawdę się wzięliśmy, co jest celem naszego istnienia i czemu różnimy się od innych istot?

    Z założenia ponoć wszyscy jesteśmy tacy sami, mamy takie samo źródło pochodzenia, mówiąc krótko: "wszystkich nas stworzył Bóg na wzór i podobieństwo swoje". Gdzieś już to słyszałeś, prawda?

    Pozwolę sobie teraz w niniejszym artykule przedstawić swoją krótką wersję powstania i przyczyny wielu różnic w zachowaniu i poglądach między ludźmi. Może ta historia jest zbyt bajkowa, ale coś w niej chyba jest, a być może pomoże ona komuś rozwiać swoje wątpliwości i zrozumieć swoją inność.


    Przyglądając się trendom i rozwojowi współczesnej techniki zauważyłem, iż człowiek w jej postępie dąży do tego by stworzyć samodzielnie myślącą maszynę, samodzielnie działającego robota itp., czyli mówiąc krótko sztuczną inteligencję. Jak doskonale wiemy daremny dotychczasowy ludzki trud. Bóg doskonale wiedział, że żeby stworzyć w pełni samodzielną istotę musi ona tak naprawdę stworzyć się sama. Bóg mógł stworzyć "formy", w jakich ta istota mogła się przejawiać, ale to ona sama musiała się zauważyć i jak gdyby "zaskoczyć" swoje istnienie.

    Bóg stworzył więc istotę i powiedział jej "możesz być, kim sobie tylko chcesz i robić to na co masz ochotę" po czym pokazał jej bramę i powiedział: "pomyśl sobie życzenie i przejdź przez nią a ono spełni się". W ten sposób myśląc sobie życzenie owa istota wykształciła sobie "formę" w jakiej chciała się przejawiać i w którą, po przejściu przez wskazana przez Boga bramę, miała wlać się energia przybierająca jej kształt.

    I tak: jedni uwierzyli w siebie i swoje możliwości, pomyśleli sobie jakieś fajne życzenie, jakby chcieli się przejawiać i przeszli. - Obecnie będą to tak zwane oświecone istoty, które w pełni przejawiają boską doskonałość i doświadczają pełni szczęścia i miłości.

    Drudzy myślą sobie tak: "przejść, nie przejść, jeszcze nie wiem, co bym tak naprawdę chciał" - i to będą tak zwane anioły. Anioły żyją w raju, ale nie potrafią tego jeszcze w pełni doświadczać, nie potrafią tego docenić, są świadome oświecenia ale nie koniecznie zainteresowane dążeniem do niego, są jakby trochę rozkojarzone i za bardzo same nie wiedzą jeszcze czego chcą. W zasadzie anioły w niewielkim stopniu różnią się od ludzi. Anioł przejawia się w miłości (nie doświadcza cierpienia), natomiast człowiek bardziej w emocjach. Poziom świadomości i postrzeganie rzeczywistości aniołów od ludzi są raczej większe, reszta, np. samoocena, jest podobna. Anioły swoim bytem i zachowaniem przypominają dzieci. Naturalny jest dla dzieci przejaw miłości. One kochają swoją mamę za to, że jest, bez względu jaka jest. Naturalne dla nich jest okazywanie uczyć, spontaniczność, cieszenie się chwilą i beztroskość. Przejawiają to wszystko, co jest typowe dla aniołów. Jednak tak jak i anioły są roztargnione, nie zawsze wyciągają słuszne wnioski, nie w pełni dobrze oceniają rzeczywistość i łatwo ulegają sugestii z zewnątrz, co właśnie było zgubne dla poniżej opisanej formy.

    Następni pomyśleli coś, co było sprzeczne z sobą, z ideą doskonałości, wytworzyli w sobie emocje, pragnienie i pożądanie typu: "chcę być lepszy od innych, chcę mieć coś, czego nie mają inni, chcę mieć coś, w co mnie Bóg nie wyposażył, itp.". W ten sposób emocje wytworzyły w nich napięcia i cudotwórcza energia nie mogła swobodnie przepływać wiec uszkodziła ową "formę". - To są anioły, których świadomość upadła.

    Czwarta część pomyślała tak: "Ja tam w to nie wierzę, to niemożliwe bym ja mógł mieć wszystko co najlepsze, to niemożliwe że jestem, ja tak naprawdę nie istnieje" - To są ludzie, którym Bóg stworzył materialne ciała by mogli się zauważyć i w ten sposób zaskoczyć swoje istnienie. To była jedyna forma, na którą się godzili i pomału przez ewolucje do oświecenia jednak dążyli. Człowiek charakteryzuje się tym, że żyje podsuniętymi mu schematami, nie lubi sam nic wymyślać, świetnie się podporządkowuje, ale nie najlepiej sprawdza się na przywódczych stanowiskach. Jest raczej bierny wobec życia a cele w życiu stawia sobie raczej wyłącznie materialne i raczej nie za wiele od siebie i życia oczekuje. Człowiek żyje w troskach, rozważając o przyszłości i o przeszłości, planując i zamartwiając się nad nią, zapomina o doświadczaniu chwili obecnej, co jest naturalne dla aniołów. Człowiek nigdy nie uwierzył w oświecenie i nadal powątpiewa w jego istnienie, mimo to ludzie to też anioły zdolne do rozwoju, tylko zazwyczaj tego zupełnie nieświadome.

    Bóg, zbłąkane, zszokowane i rozwścieczone "upadłe anioły", które w rezultacie nie wiedziały co o sobie myśleć i co z sobą w owej sytuacji zrobić, umieścił na tym samym świecie co ludzi, by mogli od nich uczyć się pokory, a ludzie od owych aniołów że doskonałość, moc i nieograniczone możliwości jednak są możliwe, bo te anioły, choć zbłąkane i zagubione, czasem swoją anielskość przejawiają. "Upadłe anioły" oświecenia jak gdyby dotknęły - z jednoczesnym przerażeniem, szokiem i upadkiem świadomości, ale dotknęły, obecnie wiec boją się oświecenia, bo boją się, że ta energia znów ich uszkodzi i zrobi im krzywdę, dlatego nie chcą o tym pamiętać, często wmawiając sobie, iż poza ziemskim życiem nic innego nie istnieje. Owe "upadłe anioły" nie lubią popadać w schematy, wolą się z nich wyłamywać, prowadzą raczej oryginalny tryb życia i pociągają ich mniej ziemskie tematy.

    Ale nie zawsze tak jest z racji tego, że owym aniołom często zależy by się do ludzi upodobnić, dlatego silnie koncentrują się na ludzkich wzorcach zachowań, traktując je jak własne. "Upadłe anioły" trzymają się ludzkiego życia również dlatego, że jako anioły nie w pełni oświecone nie potrafiły docenić i w pełni doświadczyć tego, co miały, czyli raju, w którym się przejawiały, mimo że były go świadome, miały więc poczucie straty nie korzystając z tego. Posiadanie wszystkiego było dla nich normą i to stanowiło główny problem. Zazdrościły ludziom tego, że oni nie posiadając pożądanej przez siebie rzeczy, a otwierając się na nią w pewnym momencie, potrafili się nią przez chwile cieszyć. Gryzło więc aniołów sumienie, że mając świadomość swojej doskonałości i życia w raju nie potrafiły się tym tak naprawdę cieszyć i tego w pełni doświadczać. Dlatego postanowiły swój raj porzucić by stać się ludźmi mającymi znacznie mniej, ale mającymi możliwości emocjonalnego doświadczania namiastki szczęścia. "Upadłe Anioły" upodabniają się do ludzi, więc często przejawiają ich cechy i świadomość typową dla ludzi. Dla anioła pragnącego ludzkiej formy i dostrajającego się do świadomości i wibracji człowieka nie było istotne czy dostraja się do pozytywnych czy negatywnych emocji. Liczył się dla niego jedynie fakt uczłowieczenia i możliwości doświadczania ludzkiego życia za wszelką cenę. Zanegowały więc swą anielskość z przekonaniem, że to ona jest zła i ograniczająca a nie cierpienie typowe dla ludzi oraz wyrzekły się Boga, kontaktu z nim i pomocy z jego strony, co miało gwarantować pełne wyzbycie się anielskości. Anioły, mając do dyspozycji tylko miłość i szczęście nie rozumiały cierpienia i niemocy, wydawało im się to niewiele różniące się od dostępnych im wówczas uczuć, nie rozumiały, że te doświadczenia mogą być nieprzyjemne. Gdy się opamiętały, że te emocje, do jakich się dostrajały nie należą do najprzyjemniejszych było już za późno. Jako anioły mogły wszystko, więc również zaniżyć sobie wibracje i stracić moc, ale jak tu ze świadomością ludzką i brakiem mocy stać się z powrotem aniołem - to był już problem. Problem w tym, że dostrajając się do świadomości i wibracji ludzkiej doszły do wniosku, że muszą uznać za swoje wszelkie aspekty przejawiania się w formie ludzkiej. Miały poczucie, iż tylko to gwarantuje im pełne uczłowieczenie się. Owe anioły były zachłanne na ludzkie przeżycia, doznanie i uczucia a ludzie cechują się częstym przeżywaniem niskich emocji, więc i one były pożądane przez "Upadłe anioły". W związku z tymi emocjami zdarza się czasem, iż czują wewnętrzną radość, że stały się ludźmi i mogą doświadczać jak ludzie, co było ich największym pragnieniem.

    Dlatego teraz często trudno im osiągać sukcesy bez przeżywania negatywnych emocji. To może wyjaśniać niezrozumiałe zadowolenie przeżywaniem negatywnych emocji oraz szybkie wzloty i nagłe upadki niektórych osób. Tłumaczyć to może również niezrozumiałe zachowanie niektórych osób, które przy łatwych i oczywistych możliwościach poprawy jakości swojego życia wolą pozostać w trudnej sytuacji życiowej lub w dołku psychicznym, udając, że takowych możliwości nie widzą i przekonują o tym również innych.

    Mogą czuć się również niezadowolone z tego stanu, ale mają wrażenie, że to jest niezbędna składnia człowieka i że to jest cena, jaką się płaci za ludzkie doświadczenia. Dlatego więc takie anioły w pełni się godzą na negatywne emocje, depresje itp. "Upadły anioł" często nie chce się wywyższać, osiągać poważnych sukcesów w życiu i systematycznie stara się powracać do negatywnych emocji z lęku, że zatraci w sobie człowieczeństwo. Jeśli już odnosi sukcesy, to często je niszczy lub w tym samym czasie przyciąga do siebie sytuacje, które wywołują w nim niskie emocje np.: żalu, pretensji, cierpienia, zawiści, lęku itp. Takie właśnie zachowania charakteryzują anioły chcące upodobnić się do ludzi. 

    Czasem więc trudno rozróżnić człowieka od dostrajającego się do niego "upadłego anioła". Może jedynie po tym, że człowiek niedowierza w swoją doskonałość i jest wobec niej emocjonalnie obojętny, jest przekonany, że pozostaje ona jedynie w sferze jego marzeń i fikcji. Człowiek jeśli już zauważy i uwierzy w możliwości poprawy jakości swojego życia natychmiast przystępuje do jej realizacji, problem jedynie w tym, że trudno jest mu w to uwierzyć. Natomiast "upadły anioł" pragnący upodobnić się do człowieka będzie się pozytywnych zmian wystrzegał i bronił przed nimi jak ognia, jego marzeniem będzie pozostanie w stagnacji typowej dla człowieka. Anioły bywają zachłanne, często nawet na wyjątkowo niskie emocje, gdyż one gwarantują głębokie doświadczanie, upragnionej przez nich formy ludzkiej.

    Jednak nie trudno zauważyć, że są na świecie ludzie, którzy przejawiają nadprzyrodzone zdolności, wyjątkowo genialny umysł. Są ludzie, którzy czują się inni, niezrozumiani, wyjątkowo pokrzywdzeni i zagubieni. Są również ludzie, którzy zupełnie nie rozumieją innego zachowania i postępowania od potocznie przyjętych norm poddając wątpliwości wszystkie od tego odstępstwa.

    "Upadłe anioły" różnią się od ludzi jedynie tym, że przeżyły doświadczenia, których nie przeżyli ludzie, są o nie bogatsze - nic więcej. Zadaniem anioła z upadłą świadomością nie jest zanegowanie i zaprzestanie przejawiania się w ludzkiej formie a otwarcie się na Boga. Forma ludzka wcale nie ogranicza. Jest wiele osób przejawiających anielskość w ludzkiej formie, a nawet bliskich oświecenia. Należy więc uświadomić sobie iż anielskość można przejawiać w ludzkim ciele i że ciało materialne nie ogranicza nas na drodze do pełnego urzeczywistnienia.

    Oświecenie jest stanem pełnego urzeczywistnienia szczęśliwości i miłości oraz umiejętności świadomego korzystania z tego. Do tego stanu mogą oczywiście dojść wszystkie anioły jak i ludzie, czyli doskonałość można osiągnąć przejawiając się zarówno w ludzkiej jak i w anielskiej postaci, jednak wszystkie wyżej opisane formy mają do przejścia odpowiednią drogę, by ten stan urzeczywistnić. Jedni i drudzy, by osiągnąć pełne oświecenie, mają więc wiele do zrobienia. Mimo że anioły sprawiają wrażenie bardziej urzeczywistnionych to możliwe, że to właśnie "upadłe anioły" są jeszcze w najlepszej sytuacji, gdyż doświadczyły zarówno anielskości, jak i formy ludzkiej, ale doświadczenia to oczywiście nie wszystko. Być może niektóre formy przejawiania się są do tego stanu bliższe, ale niewątpliwie by go osiągnąć należy podjąć wyzwanie, jakim jest praca nad sobą, głównie nad oczyszczaniem swoich intencji i rozwojem świadomości. Oświecenie nie mieści się ani w anielskości ani w człowieczeństwie, jest to zupełnie inna forma przejawiania się. Nie trzeba więc urzeczywistniać formy anielskiej również powracać do niej i na odwrót. To jest zupełnie inna forma leżąca zarówno obok anielskości jak i formy ludzkiej. 

    Nie wszystko w tej opowieści należy brać dosłownie a jedynie jako symbol, ważna jest jednak idea i przesłanie tego tekstu. Pomyśl nad tym, co napisałem i spróbuj zrozumieć siebie samego jak i również innych. Pamiętaj! Wszyscy z założenia jesteśmy tacy sami, mamy prawo do tego samego, wszyscy jesteśmy doskonałymi dziećmi Boga i mamy prawo dążyć do pełnego oświecenia, choć niektórzy nie są tego w pełni świadomi, a niektórzy sprawiają wrażenie zupełnie jeszcze uśpionych.

ANIELSKI SEKS

    Poznając różne kultury religijne oraz teorie na temat aniołów - ich "życia i funkcjonowania" zazwyczaj spotykałem się z teorią, iż anioły nie miały pożycia seksualnego a ów brak był głównym motorem całej transformacji z anioła w człowieka. Moim zdaniem anioły są jednak zdolne do przeżywania seksualnych uniesień, choć myślę, że nie wszystkie anioły są tym zainteresowane. Nie jest to jednak zbliżenie dwóch ciał, ani tym bardziej „kopulacja”, ale bardziej połączenie energetyczne i po części psychiczne, nazwałbym to „energetyczny dotyk”. Taki „akt miłosny” odbywa się w pełnym spokoju, pojawia się delikatnie i delikatnie wygasa, nie paraliżuje, nie wytrąca z równowagi, ale rozpływająca się po ciele energia daje ogromną ilość przyjemnych doznań. Z punktu widzenia ziemskiego trudno to nazywać seksem, ale śmiało nazwałbym to „erotyczna ekstaza miłości”, doznanie takie jest szalenie przyjemne, ale w pełni trzeźwe i spokojne.

    Aniołom seks ludzki zdawał się być bardziej efektywny, wydawał się on im być bardziej satysfakcjonujący i dający znacznie więcej ciekawych wrażeń. Przeżywanie ludzkiego orgazmu było dla nich obce tak jak i pożądanie, pragnienie i podniecenie, bo jak tu pożądać czy pragnąć czegoś w sytuacji, kiedy z założenia wszystko jest jakby w zasięgu ręki i dostępne w każdej chwili. Zachowanie człowieka w czasie gry wstępnej przed stosunkiem przypominało aniołom ów akt miłosny w ekstazie, typowy dla nich, dlatego podejrzewały, iż ludzie w czasie samego orgazmu doświadczają czegoś znacznie lepszego, o czym może świadczyć zachowanie człowieka, który orgazm stawia sobie za cel, a w trakcie doświadczania go sprawia wrażenie bardziej szczęśliwego niż w czasie gry wstępnej. Sądzę, iż w czasie owej gry wstępnej ludzie czasem doświadczają uniesienia erotycznego typowego dla anielskiego seksu, jednak nie zawsze, a nawet rzekłbym bardzo rzadko. Wygasa on niestety natychmiast, kiedy u człowieka włącza się instynkt samozachowawczy i dążenie do orgazmu - wytrysku.

    Dlatego to właśnie anioły były zachłanne na przeżywanie seksualnych uniesień w ludzkiej formie, jednak szukały czegoś, co raczej nie istnieje. Rozczarowane, ciągle więc poszukują, uciekając się do bardziej wymyślnych form pożycia, próbując wzbudzać w sobie większe emocje np. poprzez różne formy perwersji, ciągle jednak nie znajdują tego, co wydawało im się, że przeżywają ludzie w czasie stosunku. Często przy tym zakłamują się, że taka forma od owej anielskiej bardziej ich satysfakcjonuje, ale to już chyba dlatego, iż o niej dawno zapomniały. To, co człowieka zazwyczaj wprowadza w euforię podczas stosunku i czego zazdrościły mu anioły, to był instynkt samozachowawczy, w który człowiek, jako istota nie w pełni świadoma, został wyposażony, a który dla anioła był zupełnie niezrozumiały, gdyż aniołowi, jako istocie bardziej od człowieka świadomej, jest on niepotrzebny.

    Pożądanie jest właśnie niczym innym, jak tylko pozostałością po instynkcie samozachowawczym z czasów, kiedy człowiek przejawiał jeszcze świadomość zwierzęcą, może trochę inną, zmienioną, ale ciągle bazującą na instynkcie samozachowawczym. Pożądanie było częścią owego instynktu, który zapewnia zachowanie danego gatunku i raczej niczym więcej.

    Anioły mogły mieć więc seks, można by nazwać, typowo ludzki, bazujący na instynkcie samozachowawczym, ale wydaje mi się, iż nie znalazły w tym satysfakcji i spełnienia. Okazuje się, że tak samo ludzie mogą w ludzkim ciele doświadczać uniesień seksualnych typowych dla aniołów, jest to jednak zupełnie inne doświadczenie od typowego dla człowieka instynktu do zachowania gatunku.

    Być może to moje osobiste spostrzeżenia doświadczeń erotycznych, ale warto zastanowić się czy takich doznań jak: „ekstaza miłości”, rozkosz seksualna, rozerotyzowanie, czy jakby to nazywać inaczej, nie doświadczamy najczęściej i w najprzyjemniejszej formie właśnie nie w czasie samego aktu seksualnego, a tak bardziej spontanicznie, w czasie owej gry wstępnej, w czasie spaceru, w czasie pocałunku. O czym wtedy myślimy? Pragniemy wtedy z tą osobą jak najszybciej odbyć stosunek seksualny, prawda? A teraz warto zastanowić się nad następnym, ciekawym pytaniem: czy przypadkiem w czasie takiego szybkiego stosunku to piękne uczucie nie zatraca się? Może jednak warto nie spieszyć się, nie ulegać zwierzęcym instynktom, a pozwolić sobie nacieszyć się tym uczuciem, cieszyć się nim tak, jakby nie było nic innego i pozwolić, by właśnie to uczucie rozwijało się. Przypomnij sobie o najpiękniejszych chwilach uniesienia erotycznego, które przeżyłeś a potem zastanów się czy choć raz pomyślałeś o orgazmie?

    Wyróżniłbym więc dwa doświadczenia, które można nazwać orgazmem:

  1. Orgazm - wytrysk: typowy dla człowieka, dążenie do zapłodnienia, instynkt samozachowawczy.

  2. Orgazm - ekstaza miłości: seks bardziej anielski, ze świadomą koncentracją na uczuciach, erotycznych doznaniach i przepływie energii, koncentracja na sercu, bez emocji w pełnym poczuciu spokoju.

Zdarza się, że te dwie formy łączą się ze sobą i ktoś w czasie dążenia do orgazmu w niewielkim stopniu doświadcza ekstazy miłości, ale chwilę później ulega pożądaniu i dostaje wytrysk, który natychmiast niweluje całą ekstazę.

    Seks anielski, czyli ekstazę miłości, odczuwa się w całym ciele, czasem może się ta energia kumulować w różnych częściach ciała, ale nie ma to wiele wspólnego z tak zwanymi punktami erogennymi. By odkryć taką formę doświadczeń erotycznych należy na seks spojrzeć w zupełnie nowy sposób, nie poprzez pożądanie, a jak na zupełnie nowe doznanie z poczuciem spokoju, ciepła, miłości do siebie i swojego partnera oraz z oczekiwaniem doświadczania przyjemności w miejsce pożądania i dążenia do szybkiego zaspokojenia się. Należy nie ulegać mechanizmom - instynktowi samozachowawczemu, a podejść do aktu miłosnego w pełni świadomie, zastanawiając się, jakie zachowanie, uczucia i sposób kierowania w sobie energii daje większą przyjemność w danej chwili i co sprawi, że będzie ona dłuższa i pogłębiająca się. Na początku tej praktyki należy pamiętać, iż instynkt samozachowawczy jest wyłączony, że on nie stanowi o twoim zachowaniu, a dzięki temu nie będziesz mu ulegać. Pożądanie, jeśli się pojawia, należy zaakceptować, nie walczyć z nim, nie tłumić, jednocześnie mu nie ulegać, tylko pozostać w spokoju i poczekać by wygasło. Takie przestawienie się nie jest trudne, wymaga jednak trochę treningu. Na początku przydatne będzie powtarzanie sobie: „instynkt samozachowawczy teraz nie decyduje” lub „pożądanie teraz nie decyduje”, „pożądanie teraz mnie nie interesuje” i przypominanie sobie o tym, powtarzanie za każdym razem, kiedy czujesz, że cię to „ściąga”, zniewala.

    By doświadczać owej ekstazy i nie ulegać pożądaniu należy, jak już wspomniałem, podejść do aktu seksualnego w nowy sposób, również pod kontem „technicznym”. W sytuacji, gdy na początku pożycia pojawia się pożądanie należy pozostać w nieruchomym połączeniu narządów i poczekać, aż ono wygaśnie. Tak wiem, każdy mężczyzna będzie się bał, że straci wzwód, jednak by taką ekstazę doświadczyć należy być wolnym od jakichkolwiek lęków, kompleksów itp. Również należy być wyrozumiałym dla swojego partnera. Pierwsze nieudane próby należy potraktować jako trening, zastanawiając się i uzgadniając z partnerem, co należy zmienić i jak do tego podejść bardziej świadomie. Jeśli nawet członek miałby opaść w czasie pierwszych prób, należy się tym nie przejmować i nie bać krytyki ze strony partnerki, natomiast pozwolić sobie na to i poczekać, aż erekcja znów się pojawi. Gdy jesteśmy już wyciszeni i emocjonalnie uspokojeni pozwalamy sobie na wykonywanie głębszych, wolniejszych ruchów od typowego, mechanicznego dążenia do wytrysku. To tak jakby wykonywało się wszystko w zwolnionym tempie z większą koncentracją na wewnętrznych doznaniach i uczuciach. Dobrze jest także nie wykonywać monotonnych, automatycznych ruchów, a pozwolić sobie troszkę pofantazjować np. wykonywać kilka luźniejszych ruchów, a potem jeden głębszy. Można również w czasie stosunku wykonywać jednocześnie ruch biodrami na boki, czy inne fantazje, ale najważniejsze jest by być w pełni świadomym swoich doznań i uczuć do partnera. Takie podejście do pożycia intymnego, na początku jego praktykowania, może wydawać się nudne, można mieć wręcz wrażenie, iż w czasie takiego aktu zatracamy w sobie pewną przyjemność, ale jest to niezbędne do tego by przestawić się na nowe doświadczenia.

    Sama jednak strona techniczna nie jest taka ważna. Jak wspomniałem anielska ekstaza nie musiała być związana z kontaktem cielesnym i nie należy jej utożsamiać z punktami erogennymi. Ważne jest więc, by bardziej koncentrować się na sercu i na uczuciach. Jeśli ważny jest dla nas kontakt wzrokowy to lepiej jest koncentrować się na całym kształcie ciała partnera, a nie na poszczególnych jego częściach. Koncentracja na sercu - to znaczy traktowanie pożycia seksualnego jako akt uczuciowy, czyli stan, jakby serca kochanków były połączone. Wtedy zachowania narządów płciowych można pozostawić samym sobie, nie koncentrując na nich swojej uwagi, pozwalając by to się samo działo, pod warunkiem, że nie ma już pożądania, a my czujemy już przepływ przez swoje ciało oczekiwanej przez nas ekstazy miłości. Kontrola narządów płciowych i ich ruchów przydaje się na początku, gdy uwalniamy się od instynktu i pożądania po to, by im nie ulegać. W czasie takiego aktu, bez zwierzęcych instynktów, a z koncentracją na uczuciu miłości w sercu, orgazm - ekstaza pojawia się spontanicznie, błogie uczucie ekstazy miłości odczuwa się raczej w całym ciele, trwa znacznie dłużej i spokojnie wycisza się. W czasie takiego orgazmu wytrysk w ogóle nie powinien się pojawić, natomiast mężczyzna jest zdolny do dalszego stosunku i może doświadczyć nawet do kilkunastu takich orgazmów, które jednak są zupełnie innym doświadczeniem, niż związanym z orgazmem - wytryskiem, jednak o wiele przyjemniejszym, dodatkowo energetyzującym a nie wypompowującym jak w przypadku wytrysku.

    Piszę z punktu widzenia mężczyzny, bo nim jestem, jednak myślę, iż w dużym stopniu ten tekst może przydać się również kobietom, bo sądzę, iż często podobnie przeżywają orgazm, a niewątpliwie mają prawo do anielskiej jego formy. Takie podejście do aktu seksualnego może przydać się kobietom również po to by np. zainspirować do innych doznań swoich partnerów.

PIENIĄDZOWI SIĘ ZAWIERZYŁEM”


    Jak wspomniałem w artykule: „Co łaska” obecnie Ameryka narzuca niemalże całemu światu styl, modę jak również stosunek do pieniędzy.

    Pieniądze, jak wszyscy dobrze wiemy, są środkiem płatniczym i pomimo, że różne waluty różnie stoją na światowym rynku to każdy przyzna, iż pieniądz każdego kraju nie ma większego od płatniczego znaczenia. Dlaczego wobec tego ludzie starają się podporządkować pieniądzom i ich zarabianiu niemalże wszystko, od ustalania sobie rozkładu zajęć w ciągu dnia, podporządkowaniu im własnej osobowości, na oddawaniu za nie życia skończywszy? Czy nie jest tu uderzające podobieństwo ludzkich zachowań w stosunku do pieniędzy, jak u wielu ugrupowań religijnych, które w imię stworzonego przez siebie obrazu Boga, są skłonni oddać nawet swoje życie? Może to właśnie fanatyczne podejście do pieniędzy, które narzuciła nam Ameryka, bierze się stąd, iż Amerykanie w pieniądzu widzą właśnie Boga? Dosłownie widzą, gdyż wystarczy spojrzeć gołym okiem na banknoty dolarowe, by go tam zobaczyć. Oszczerstwo? Otóż nie. A oto dowody:


0x01 graphic

    To jest „oko w trójkącie” - znany z chrześcijaństwa symbol Boga, wyraźnie widniejący na rewersie banknotu dolarowego.

0x01 graphic

    To również fragment tego samego banknotu. Kto choć trochę zna język angielski, doskonale powinien poradzić sobie z przetłumaczeniem tego tekstu.

    Ktoś przyzna, że intencja umieszczenia takich znaków i napisów była słuszna, iż miało to służyć temu, by ludzie wydając i zarabiając pieniądze nie zapomnieli o Bogu i jemy powierzać się w czasie obracania nimi. Jednak ja myślę, iż efekt takiego czynu był nieco odwrotny, czego rzeczywistość zdaje się być najlepszym dowodem. Ludzie zamiast pamiętać o Bogu wydając pieniądze, zaczęli Boga postrzegać w samych pieniądzach. Należy wiedzieć, że podświadomość bierze wszystko dosłownie to, co postrzega, a postrzega symbole Boga na banknotach amerykańskich, które to później właśnie z Bogiem zaczynają jej się kojarzyć. Taka sugestia skojarzeń na podświadomość niestety działa tym bardziej, jeśli nie zwróciło się na takie symbole świadomie większej uwagi i nie zajęło się wobec nich świadomego stanowiska, czyli obserwująca je osoba nie zastanowiła się, co owe symbole mogą dla niej znaczyć. Ludzie najprawdopodobniej z pogoni za pieniądzem zapomnieli o Bogu i o tym, by zastanowić się, co oznaczają owe symbole na banknotach i jakie mają przesłanie, a niewątpliwie, każdy kto miał taki banknot w ręku musiał je dostrzec. W powyższej sytuacji, bez deklaracji umysłu świadomego, umysł podświadomy próbuje wyciągnąć własne wnioski biorąc wszystko wprost i dosłownie, wykorzystując mechanizm skojarzeń. Skoro nie zrobił tego człowiek świadomie to podświadomość danej osoby wyciągnęła sobie własne wnioski, widząc symbole Boga na kawałku papieru, który dla umysłu świadomego jest bardzo ważny i potrzebny, a który później z samym Bogiem podświadomości zaczyna się kojarzyć i tak owe papierki zaczyna postrzegać. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, iż dla Amerykanów pieniądz stał się symbolem religijnym, któremu się podporządkowali, a zarabianie pieniędzy zaczęli traktować jako największy, a nawet jedyny cel i sens swojego życia. Dlatego właśnie Amerykanom pieniądz narzuca modę i styl życia.

    Pieniądze to pieniądze, Bóg to Bóg, o czym wydaje się, Amerykanie trochę zapomnieli i trochę im się to poplątało.

    Na koniec tego artykułu każdy czytelnik powinien się zastanowić: jaka dla niego jest największa wartość w życiu, dla której poświęca najwięcej czasu i uwagi? 

    Oczywiście nie chcę krytykować pieniędzy i ich zarabiania, ale uważam, iż ludzie obecnie w swoim działaniu bardziej kierują się wartościami materialnymi niż duchowymi, a moim zdaniem zdrowiej jest odwrotnie. Dla tych, którzy w swoim działaniu kierują się sercem, pieniądze jakoś się zawsze znajdują.

KRÓTKA OPOWIEŚĆ
O DRODZE DO URZECZYWISTNIENIA


      Anioł pyta Boga:

„Boże, skoro jestem tak samo doskonałą istotą jak ludzie, to dlaczego ich nie uszczęśliwiasz tak jak mnie? Dlaczego z nimi nie rozmawiasz? Nie mówisz im o tych samych możliwościach doświadczania co mnie? Nie mówisz o bezwarunkowej miłości i o wiecznym szczęściu?”

      Na co Bóg odpowiedział:

„Dlatego że życie ziemskie było jedynym, na które te istoty były w stanie się otworzyć, a cokolwiek bym im powiedział o tym, o czym mówię tobie, to i tak by nie uwierzyli.”

      Na co anioł stwierdził:

„Przecież wystarczy, że zejdę na ziemie, by im o istnieniu tego wszystkiego powiedzieć i staną się szczęśliwi, zaczną się kochać, przestaną nienawidzić i niszczyć nawzajem.”

      Na co Bóg rzekł:

„Nie został byś przez nich zauważony, ponieważ ludzie nic poza światem fizycznym nie chcą widzieć, a ty jesteś aniołem.”

      Na co anioł odparł:

„To zejdę na ziemie i stanę się jednym z nich, człowiekiem, który będzie nauczał o szczęściu i miłości.”

      Na co Bóg nieustępliwie:

„Jeśli byś to zrobił, został byś przez nich tylko wyśmiany i odrzucony, a ich krzywdy dotknęłyby również ciebie.”

Anioł jednak nie posłuchał i chcąc udowodnić Bogu, że się myli, zszedł na ziemie...


      Jak sam tytuł artykułu wskazuje tekst ten nawiązuje do artykułu: „Krótka opowieść o stworzeniu” i jest jego kontynuacją. Chcę w nim rozważyć błędy, jakie popełniają istoty z doświadczeniem upadku świadomości, tak zwane „upadłe anioły” na swojej drodze do samo urzeczywistnienia związane z wzorcami, które powstały w czasie owego upadku.

Wszystkie opisane tutaj potyczki jak również sam upadek świadomości
wzięły się z zanegowania w sobie boskości, wyparcia się Boga.

      Nieporozumienie z Bogiem wzięło się głównie z dwóch powodów: Po pierwsze: niezrozumienie przez buntujące się anioły, dlaczego Bóg nie uświadamia ludziom w pełni swojego istnienia i nie daje im tego całego dobra, raju, w jakim żyje anioł, co przedstawiłem symbolicznie w dialogu anioła z Bogiem na początku artykułu. Człowiek otwiera się na Boga w powolnym tempie, co należy zaakceptować i zaufać, że w swoim czasie w pełni się na niego otworzy i urzeczywistni oświecony stan swojej świadomości. Tego właśnie ów polemizujący z Bogiem anioł nie mógł zrozumieć, dlatego postanowił udowodnić Bogu, że jest inaczej.

      Anioł wiedział, że chcąc nauczać ludzi i być przez nich zauważonym trzeba było się nim po prostu stać. By stać się człowiekiem i zacząć przejawiać świadomość ludzką, trzeba było zamknąć się na Boga, na doświadczaną z jego strony miłość i na to wszystko, co się od niego doświadczyło. Trzeba było więc zamknąć się na bezwarunkową miłość by móc o niej nauczać. Aby taki anioł z ludzką świadomością nie starał się powrócić do anielskiego bytu przed zrealizowaniem swojej misji, wmówił sobie, że do tego czasu nie będzie pamiętał o swoim pochodzeniu. „Upadłe anioły” dostrajając się do ludzkiej świadomości często jednak zachowywały wiele odmiennych od ludzi cech, przez co mimo wszystko były postrzegane jako odmieńcy. Takie odrzucenie i nie rozumienie ze strony ludzi sprawiło, iż „upadłe anioły” nie pamiętający o swoim pochodzeniu poczuły się nie w pełni wartościowe, co stało się siłą napędową większego dostrajania się do świadomości ludzkiej nawet za cenę porzucenia mądrości duchowych, czy zdolności postrzegania pozazmysłowego, co za tym idzie całą misję nawracania ludzi, z jaką przyszły na świat. Wielu z nich wręcz przekornie zaczęło negować istnienie Boga i świata pozafizycznego i tego zaczęli nauczać w miejsce wcześniejszej misji porzuconej dla ratowania swojej samooceny. Mimo wszystko dalej czuły się nie na swoim miejscu i nie mogły się w pełni odnaleźć w nowej sytuacji, czuły się więc niegodne korzystania z dóbr materialnych. Często taki „upadły anioł” może zachowywać się wręcz wulgarnie lub agresywnie, mimo że to nie leży w jego naturze, nie mając ku temu potrzeby i zupełnie sam może nie rozumieć, po co to robi.

Drugim powodem zaparcia się Boga była nieumiejętność
pełnego docenienia i korzystania
z „rajskiej świadomości” przez nieoświecone anioły.

      Wzięło się to głównie z przekonania: „to co przychodzi łatwo, nie jest wartościowe, a to, co wypracowuje się z trudem i mozołem jest bardziej trwałe i jedynie to można naprawdę docenić”. Doszły więc do wniosku że: „to co od Boga jest wciąż od Boga, a to, do czego dążą ludzie i osiągają w trudzie i mozole jest ich tak naprawdę, dzięki czemu bardziej to doceniają i bardziej się z tym utożsamiają”.

      Głównym celem upadku świadomości w tej sytuacji mogła być podjęta przez upadające istoty decyzja, iż bez Boga osiągną swój cel, czyli dojdą do tego sami ciężką pracą i mozolnym trybem życia. Zaczęły się więc wzorować na ludziach, którzy to właśnie nie widząc Boga i możliwości łatwego przejawiania zadowolenia z życia, sprawiali wrażenie, że osiągają wszystko sami bez udziału Boga. Dla tak postrzegających rzeczywistość aniołów oczywiste stało się, że: „Bóg to oszust, który manipuluje i ściąga do siebie urojonym przekonaniem o lekkości i łatwości, ale to co daje jest tak naprawdę bez wartości i możliwości pełnego doświadczania”. Paradoks polega na tym, że to, co wypracowane w trudzie przez ludzi jest również od Boga, o czym do końca ludzie nie wiedzą. Natomiast to, co dostajemy od Boga jest również nasze tak naprawdę gdyż jesteśmy jego nieoderwalną częścią czy jesteśmy tego świadomi czy nie, czy to akceptujemy i bez względu na poziom naszej świadomości. W tym wypadku anioły zaczęły zazdrościć ludziom, iż oni to co mają, mimo że mają znacznie mniej, mają to tak naprawdę. Dlatego postanowiły zamknąć się na to wszystko, co doświadczyły od Boga i z zatraceniem „rajskiej świadomości” otwierać się na realizacje swoich celów z trudem i mozołem naśladując w tym ludzi. Bóg powiedział aniołom: „będziecie mieć moc i władzę nad swoim życiem jak będziecie kierować się w życiu miłością”, więc „upadłe anioły” postanawiając urzeczywistnić moc i szczęście bez Boga zamknęły się na miłości w przekonaniu, że nie przejawiając jej, nie pozwolą by Bóg je kontrolował, co według nich miało gwarantować w pełni samodzielne i wartościowe życie.

      „Upadłe anioły” zarówno w pierwszym i drugim przypadku wyrobiły sobie przekonanie, że ludzie są doskonali tacy, jacy są i nie ma co tego u siebie polepszać tylko dokładnie wzorować się na ludziach przyjmując ich wady i zalety. Wypracowały w sobie również przeświadczenie, że nie wolno tego udoskonalać, bo można wtedy zatracić w sobie człowieczą formę, co za tym idzie możliwości doświadczania w ludzkiej formie, a z zatraconą świadomością swoich korzeni, czyli przekonaniem, iż forma ludzka jest jedyną forma przejawiania się, przeradza się to w paniczny lęk przed nicością. W takiej sytuacji „upadłe anioły” pozostają w stagnacji i mają problemy z rozwijaniem się. Jeśli osiągną coś więcej niż zezwala na to średni standard otaczających ich ludzi często łatwo upadają i zatracają to co osiągnęły. Pozostają więc przekonanie, że nie mogą osiągnąć nic więcej niż otaczająca ich norma, a muszą realizować średnią wypadkowa ludzkich doświadczeń. Często mają przymus robienia tego, czego nie chcą, tylko dlatego, że robią to ludzie. Z drugiej strony resztki świadomości swoich korzeni, co za tym idzie świadomość, iż są nie na swoim miejscu, zmuszają je do buntowania się również przeciwko przejawianiu w sobie ludzkiej natury, a wyobrażenia o nicości, która miałaby nastąpić po zatraceniu w sobie człowieczeństwa sprawia, iż niektóre istoty zaczęły dążyć właśnie do niej.

Dążenie do nicości jest kolejna pułapką,
w której sidła wpadły „upadłe anioły”.

      Mając dodatkowy opór przed przyznaniem Bogu racji ciągle usiłują realizować misję wyciągania ludzi ze „świadomości ciężaru, trudu i mozołu” typowej dla ludzi. Takie zachowania doprowadzają je jedynie do chaosu i pomieszania w ich życiu i ich umysłach, co finalnie wprowadza je w zupełne zwątpienie i zawód.

Jeszcze jednym ograniczającym wzorcem, nie pozwalającym
na dalszy wzrost istot, które przeżyły upadek świadomości,
jest syndrom ucieczki od siebie.

      Istoty które nie potrafiły umiejętnie przejść przez: (nazwijmy to) „świetlistą bramę oświecenia”, o której mowa w „krótkiej opowieści o stworzeniu” szukały praktyk i sposobów na życie mających za zadanie uwolnić je od szoku, rozpaczy i przerażenia, jakie pozostało im po pierwszej nieudanej próbie przejścia przez ową bramę. „Upadłe anioły” po tych doświadczeniach nie potrafiąc odnaleźć się w sferze anielskiej, która ciągle przypominała im o doświadczonych urazach, postanowiły ją zanegować i znaleźć inną formę przejawiania się, na którą nieświadomie przeniosły jednak ogólny szok i niechęć do życia, które zostały w ich psychice silnie zakodowane. Takie doświadczenia i powstałe w ich psychice wzorce sprawiły, że również na planie fizycznym, który to miał być od owego szoku ucieczką, czuły podobną niechęć do życia, dlatego że po szoku powstała w nich niechęć i ogólny uraz do przejawiania się w jakiejkolwiek formie. Obecnie ta niechęć przeradza się często w intencje ucieczki przed światem fizycznym, do formy astralnej, w której również nie są w stanie zanegować wzorców szoku i niechęci do życia, co sprawia, że z powrotem wracają na plan fizyczny. Takie ciągłe czucie się nie na właściwym sobie miejscu sprawia, że istoty te ciągle czują się zagubione, niechciane, niegodne życia i odrzucone. Takie poczucie ciągle im towarzyszy bez względu, w jakiej formie się przejawiają. Niestety do formy anielskiej nie ma powrotu do momentu, kiedy nie przeprogramuje się wszelkich negatywnych wzorców i nie wypracuje się w sobie przekonania, że w jakiejkolwiek formie pozostaję mam pełne prawo do szczęścia, zadowolenia i dalszego rozwoju. Zadaniem upadłej istoty jest więc, uwolnić się od niechęci do życia i przejawiania się w formie, w której akurat się znajdują oraz od intencji uciekania od siebie.

Nie istotna jest forma, tylko stan naszej świadomości,
czy potrafimy się z niej cieszyć i ją doceniać.

      Jeśli nauczymy cieszyć się życiem w formie materialnej to również będziemy umieli cieszyć się bytem anielskim czy stanem oświecenia. Jeśli tego nie zrobimy a będziemy próbowali zmieniać formę przejawiania się to swój stan niezadowolenia i poczucie braku możliwości realizowania się, przeniesiemy na nową formę.

      Istoty upadłe panicznie boją się powrotu do Boga i uznać się jako istoty anielskie mające bezgraniczne prawo do wszystkiego oraz realizacje tego w bezwysiłkowy sposób z kilku powodów: Pierwszym powodem, bardziej właściwym dla osób opisanych w pierwszym przypadku, może być przeświadczenie, że powrót okaże się nudny i dalej będą doświadczać takiej stagnacji, której doświadczali przed upadkiem świadomości a która wynikała jedynie z nieumiejętności docenienia tego, co dostawały od Boga. Pozostają więc z przekonaniem, iż byt ludzki jest lepszy od anielskiego gdyż sprawia wrażenie bardziej realnego. Dodatkowo pojawia się obawa, że powracając do anielskiego raju stracą wszystkie cenne rzeczy wypracowane na ziemi. Może być również lęk przed karą bożą za zaprzepaszczenie Jego dóbr i zniszczenie „rajskiej świadomości” z dodatkowym przekonaniem, że Bóg się na nie obraził i wyparł jako swoje dzieci. Do tego dochodzi poczucie winy i niegodności, które nie pozwalają im wrócić i dalej się rozwijać.

      Kolejnym i trudnym do uwolnienia jest strach bezprzyczynowy, kodowany przy autoinicjacji upadku: „sam nie wiem czemu ale muszę się panicznie bać powrotu do Boga, wzrostu duchowego jak również jakichkolwiek łatwych sukcesów”.

      Aby uwolnić się od oporu przed przejawianiem tego, co zatraciliśmy w czasie upadku świadomości musimy najpierw przyznać Bogu rację, wybaczyć i odpuścić sobie intencje udowadniania Bogu, że jej nie miał, uznać jego racje za swoją i przyjąć na nowo jego schronienie w pełnym do niego zaufaniu. Zaakceptować stan, iż jestem jego nieoderwalną częścią i że Bóg chce z miłością dla mnie jak najlepiej. Należy również docenić to, co przychodzi z łatwością jako w pełni wartościowe i realne doświadczenie oraz dać sobie pełną zgodę na korzystanie z tego przywileju. By odzyskać aspekty świadomości anielskiej (która nie jest jeszcze oświeconą świadomością), trzeba zdjąć kilkakrotnie nakładane blokady pamięci służące temu by nie pamiętać o swoich korzeniach. Blokady takie bazowały zazwyczaj na panicznym, jednak nie uzasadnionym strachu. Samo odnawiająca się blokada pojawiała się w momencie, kiedy przypominało nam się coś z poziomu świadomości anielskiej. Automatycznie nakładaliśmy sobie blokadę o takiej lub podobnej treści: „nie chcę o tym pamiętać, nie chcę tego, nie chcę do tego wracać, tego nigdy nie było”.

      Następnym krokiem jest uwolnienie pierwotnego wzorca, na którym bazowała nasza ludzka świadomość, chodzi o uświadomienie sobie sytuacji, kiedy zaczęliśmy utożsamiać się z wzorcami pierwszego człowieka, do którego się dostrajaliśmy i zaprzestanie traktowania tego jako fundamentu swojej osobowości, swojej egzystencji na ziemi, swojego istnienia, czyli jako siebie. Należy również uświadomić sobie, iż bez ów wzorców „pierwszego człowieka” również jest możliwa egzystencja na ziemi, czyli uwolnić się od przekonania: „bez naśladowanie ludzkich zachowań nie mogę żyć, bez tego stracę siebie, swoje życie, możliwość doświadczania tego, co wydaje mi się najcenniejsze i najbardziej wartościowe oraz możliwość przejawiania się w ciele na ziemi”. Oczywiście należy pamiętać o uwolnieniu panicznego lęku towarzyszącego takim przemianą.

      Kolejnym krokiem na drodze do pełnego urzeczywistnienia, czyli otwarcie się na świadomość oświeconą, jest rozróżnienie i rozdzielenie świadomość anielską od świadomość ludzkiej i zaprzestanie utożsamiania się z jakąkolwiek z nich. Nie chodzi tutaj o zanegowanie owej formy a o zaprzestania uzależniania się od niej. Chodzi o wypracowanie w sobie przekonania, iż ta forma, w której jestem, nie jest w żaden sposób ograniczająca mnie, jednocześnie nie jestem zamknięty na inne formy przejawiania się. Czyli w każdej z nich mogę realizować stawiane przez siebie cele, w każdej z nich mogę robić coś, co daje mi pełną satysfakcję i mogę przejawiać pełne szczęście, miłość i zadowolenie z siebie. Następnie należy postawić sobie jasno określony celu, jaki chce się w życiu osiągnąć, weryfikując wcześniej jego konsekwencje i konsekwentnie go realizować.

      Należy podjąć wyzwanie pracy również z ewentualnymi negatywnymi wzorcami, odczuciami i wspomnieniami, które sprawiały, że czuliśmy się nieszczęśliwy i nie na swoim miejscu. Przede wszystkim chodzi tutaj o wszelkie intencje ucieczki od siebie, negatywne emocje związane głównie z formą, w której chcemy dany cel realizować, i przeprogramować wszelkie niekorzystne dla nas, podjęte wcześniej decyzje. Uwolnić się od żalu i pretensji do życia, świata fizycznego, do siebie do losu oraz Boga. Również należy przetrawić szok pierwszego nieudanego przejścia przez opisywaną wcześniej „bramę oświecenia”, wypracować w sobie poczucie pewności siebie, spokoju i bezpieczeństwa na myśl o kolejnych etapach rozwoju i o osiągnięcia stanu oświecenia swojego umysłu. Należy przekonać się, że dalszy rozwój i powtórne przejście przez „bramę oświecenia” z czystymi intencjami jest w pełni bezpieczne. Oczywiście należy pamiętać przy tym wszystkim o przejawianiu w pełni czystych intencji, które zagwarantuje nam kierowanie się życzliwością do siebie i innych. Można poprosić opiekuna duchowego by pokazał najlepszą drogę i z pokorą z naszej strony, poprowadził przez nią do pełnego urzeczywistnienia.

      Błędną wydaje mi się postawa powrotu upadłych aniołów.

Dla umysłu świadomego powrót może wydawać się atrakcyjny,
jednak podświadomie mamy przed nim opór.

      Boimy się, że powrócilibyśmy do sytuacji, która doprowadziłaby nas do ponownego upadku, którego nie chcemy powtórnie przeżywać. Taka postawa dodatkowo sprawia, że podświadomie negujemy wszystko, co wypracowaliśmy po upadku świadomości, również to, co dobre. Należy więc koncentrować się nie na powrocie a dalszym rozwoju. Nie patrzeć w przeszłość i rozpamiętywać popełnione błędy i zmarnowaną energie a wyciągając pozytywne wnioski ze swoich doświadczeń iść dalej do przodu.

      Należy również nauczyć się rozdzielać formę anielską od ludzkiej. Zdarza się, iż niektórzy ludzie z wzorcami upadku świadomości na siłę próbują przejawiać pewne anielskie wartości zaniedbując ludzkie potrzeby.

Na plan fizyczny nie da się przełożyć
pewnych reguł i wartości ze sfery anielskiej.

      Niektórzy w pewniej nieprzytomności, zapominając, że znajdują się na planie fizycznym i przejawiają się w ludzkiej formie, zaniedbując ją, próbują uskuteczniać wartości znane im ze świata anielskiego. W sferze anielskiej nie trzeba było sprzątać, jeść, załatwiać potrzeb fizjologicznych. Owszem są na ziemi np. niejedzący adepci ścieżek duchowych, ale osiągają to poprzez pracę nad sobą i rozwój a nie poprzez zapomnienie i zanegowanie formy fizycznej.

Należy zaobserwować, na jakim etapie swojego rozwoju się aktualnie znajdujemy, w jakiej formie, zaakceptować w pełni swój aktualny stan
i z tego poziomu kontynuować swój rozwój.

      Jeśli np. chcesz koniecznie stać się niejedzącym to powinieneś zaobserwować, jakie na danym poziomie masz możliwości, na co możesz sobie pozwolić, a na co jeszcze nie i z aktualnego poziomu kontynuować realizacje postawionego sobie celu. Pewne rzeczy trzeba rozwijać, nie da się ich po prostu przeskoczyć, gdyż takie działanie może doprowadzić jedynie do chaosu i bałaganu w swoim życiu.

      Należy jednak pamiętać że:

Świat materialny zapewnia nam stuprocentowe warunki
do przejawiania pełni szczęścia, rozwoju i drogi do pełnego oświecenia.

KRÓTKA INSTRUKCJA
"UŻYWANIA ŻYCIA"


„Zapukajcie, a będzie wam otwarte.
Proście, a będzi
e wam dane.”

     Usłyszałem kiedyś stwierdzenie, iż człowiek został stworzony bez instrukcji obsługi. Przyglądając się ludzkiemu zachowaniu stwierdziłem, że coś w tym jest. Wystarczy przyjrzeć się temu, w jaki sposób ludzie traktują się nawzajem i jakie konsekwencje przynoszą ich nieprzemyślane decyzje by przekonać się, że człowiek rzeczywiście nie potrafi posługiwać się swoim życiem. Każdy z nas w swoim życiu podejmuje określona ilość decyzji, które z założenia miały doprowadzić nas do szczęścia. Pomyślmy ile z nich przynosi zamierzony efekt. Warto więc zastanowić się, co chcemy w życiu osiągnąć, a do czego tak naprawdę dążymy i na czym się koncentrujemy.

Brak dostatecznej wiedzy na nasz temat, a co za tym idzie, nasze życiowe doświadczenia skłaniają nas do poszukiwania samego siebie. Każdy z nas niewątpliwie zadał sobie nie raz pytania, skąd przyszliśmy i dokąd tak naprawdę zmierzamy. Na to drugie pytanie każdy powinien sam poszukać odpowiedzi, gdyż ścieżka rozwoju duchowego jest indywidualna dla każdego z nas. Jednak niewątpliwie naszym wspólnym celem w życiu jest osiągnięcie pełni szczęścia i miłości, a do tego niezbędny jest rozwój pełnej samoświadomości i samowystarczalności. Gdy zaczynamy poznawać siebie, uświadamiamy sobie, że jesteśmy nie tylko materialnymi istotami. Zauważamy, że mamy pragnienia, uczucia, emocje i intencje, które sterują naszym życiem, chociaż - musimy przyznać - nie zawsze tak, jak byśmy tego chcieli.

Kiedy nauczam, że każdy z nas decyduje o swoim losie i sam wybiera sposób, w jaki będzie żył, spotykam się z częstą krytyką tej teorii typu: „Przecież nikt nie wybrałby sobie nędzy i cierpienia, każdy na pewno chciałby być bogaty i to tak, by nie musiał nic w życiu robić”. Jednak myślimy w taki sposób wyłącznie częścią naszego umysłu - świadomym, średnim Ja. Natomiast o naszym losie decydują wszystkie nasze jaźnie. Podświadoma jaźń, między innymi, stara się wyrażać dawne nie uzdrowione urazy, paraliżuje nasze decyzje zakodowanymi w sobie lękami. Nadświadomość inspiruje nas i pcha do dalszego rozwoju, dalszej pracy nad sobą, materializując nam różne życiowe lekcje, co może nie zawsze podoba się świadomej części naszego umysłu, która skłania się raczej ku bierności.

Pod wpływem medytacyjnych praktyk między naszymi trzema jaźniami rodzi się coraz większy kontakt, zaczynamy myśleć nie tylko świadomą - logiczną częścią umysłu, ale bardziej bierzemy pod uwagę pragnienia i intencje pozostałych jaźni. Wtedy często okazuje się, że przestaje być dla nas najważniejszym posiadanie mnóstwa pieniędzy, nie potrzebujemy podróżować po świecie, a zaczynamy chcieć mieć czystość w sobie, harmonię, spokój i poczucie szczęścia w swoim wnętrzu.


     Postanowiłem napisać ten artykuł dla wszystkich tych, którzy poważnie traktują siebie, swój rozwój i swoja obecność na tej planecie. Tekst ten jest przeznaczony do praktycznego zastosowania. Ma on za zadanie pomóc w dążeniu do doskonałości, ale doskonałości dobrze rozumianej, której miarą jest szczęście.

Poczucie szczęścia jest miarą doskonałości.

Postanowiłem zamieścić tutaj informacje na temat wszystkich czynności, które należy wziąć pod uwagę w czasie realizacji stawianych przez siebie celów. Poszczególne fazy są opisane ogólnie, nie wyczerpuję w nich tematu, dlatego należy poszerzyć tę wiedzę.


     MAPA ŚWIADOMOŚCI

„Poznaj swoją mapę i naucz się drogowskazów,
abyś przestał błądzić i szybko dotarł do celu swojego istnienia”

     By bardziej obrazowo przedstawić naszą psychiczną konstrukcję, naszą świadomość, spróbuję porównać ją do mapy. Będzie to mapa naszej świadomości, która ułatwi wyobrażenie sobie zależności zachodzących między obiektami na niej zawartymi. Najpierw podzielmy ją na 3 części, trzy jaźnie: świadomą, podświadomą i nadświadomą. Kolejność nie jest tutaj przypadkowa, gdyż w takiej kolejności mają kontakt między sobą czyli że umysł świadomy i nadświadomy komunikują się między sobą za pośrednictwem jaźni podświadomej.

     Umysł świadomy, czyli średnie Ja, przyjmuje informacje z zewnątrz czyli z otaczającego nas środowiska i naszych w nim doświadczeń, analizuje je i wyciąga osobiste wnioski. Na podstawie których podejmuje decyzje i poprzez to wpływa na nasze życie, kierując się przy tym głównie logicznym myśleniem, oraz wyuczonymi schematami. Zdarza się jednak, że ulega emocjom, pragnieniom, wyobrażeniom i programom, które przechowuje podświadomość. W umyśle świadomym, który cechuje się właśnie logicznym i intelektualnym myśleniem, znajduje się, nazwijmy to „monitor” oraz „kodeks moralny”.

     Podświadoma - niższa jaźń natomiast przechowuje wszelkie wyobrażenia i programy, które powstały przy udziale umysłu świadomego. Steruje również częściowo naszym życiem, a dokładniej sytuacjami, które przypisujemy losowi i prawom natury w przekonaniu, iż nie mamy na nie najmniejszego wpływu. 

To co potocznie nazywamy losem i prawem natury,
a co ingeruje w nasze życie,

leży w kwestii działań naszej podświadomości.

     Za wszystkie losowe zdarzenia  w naszym życiu, jak również za zasady rządzące światem fizycznym, które nas dotykają,  jest odpowiedzialna nasza podświadomość, która kieruje się przechowywanymi w sobie programami i wyobrażeniami przyjętymi w zdecydowanej większości z zewnątrz, od otaczających nas ludzi. To, że na przykład, ulegamy prawom grawitacji, to tylko nasze wyobrażenie w które świece wierzymy, a wierzymy bo inni w to wierzą itd. To prawo znają i zmieniają Jogini którzy lewitują. W świadomości europejskiej jest jednak przekonanie, że to tylko wymyślone bajki. 

     Tak więc każdemu zostają wykreowane jego życiowe zdarzenia, przypisywane wypadkom losowym, bądź prawom natur. Wykonuje to jednak nasza podświadomość będąca przekonana o wpływie takiego prawa na nas. Takie programy w podświadomości kodują się, jak wspomniałem, za sprawą naszego umysłu świadomego, a dokładnie za sprawą tego na czym się on koncentrował, co zaobserwował, w co uwierzył i do czego dał się przekonać. Nasza podświadomość, bacznie przyglądając się temu, na czym koncentruje się umysł świadomy i stara się dokładnie odwzorować jego myślenie. Niższa jaźń, za wszelką cenę, stara się więc wykreować w postaci „losowego zdarzenia” coś, co w jej odczuciu jest przez nas, czyli umysł świadomy, oczekiwane. Wniosek z tego:

Umiejętnie sterując koncentracją umysłu świadomego,
możemy mieć pełny wpływ na nasz los i kontrolę nad nim.

     Naszym losem kieruje również pewien mechanizm, którym częściowo zawiaduje umysł podświadomy a częściowo wyższa jaźń. Mechanizm ten znany jest w naukach buddyjskich jako prawo karmy - prawo przyczyny i skutku (został on pokrótce przedstawiony przeze mnie w rozdziale: „Co tak naprawdę decyduje o naszym losie”). Podświadoma jaźń realizuje również zakodowane w przeszłości programy i wzorce myślowe, które wydają jej się nadal potrzebne, nie zawsze jednak adekwatne do naszej aktualnej sytuacji.
     Niższe Ja cechuje się prostym myśleniem typowym dla dziecka. Ta jaźń bierze wszystko dosłownie, kieruje się emocjami, myśli jedynie w czasie teraźniejszym i wyciąga proste wnioski na podstawie dostarczanych jej informacji, bez głębszej ich analizy. Z podświadomością należy więc rozmawiać podobnie jak rozmawia się z dzieckiem. Jest ona bowiem łatwowierna, często nawet żarty traktuje poważnie. Należy o tym pamiętać szczególnie w czasie układania sobie afirmacji. Podświadoma jaźń posługuje się językiem obrazów i symboli, tzn. należy jej w formie komunikatu podsyłać obraz, np. jakiegoś przedmiotu, który kojarzy się z tym, co chcemy jej przekazać, i na odwrót, obrazy z podświadomości należy odbierać jako symboliczne, czyli należy zastanowić się nad ich znaczeniem i skojarzeniami.

     Jeśli do czegoś dążymy i koncentrujemy się na tym naszym umysłem świadomym, ale cel ten jest niesprecyzowany, nierealny, bądź nasze dążenia są sprzeczne z sobą, wykluczające się, to nasza niższe Ja kreuje nam to, co jest najbardziej zbliżone do naszych aspiracji, bądź jest im najbliższe skojarzeniowo. W przypadku sprzeczności szuka kompromisów, jednak są to kompromisy na miarę jej wyobrażeń, co znaczy, że mogą one być zupełnie niezgodne z intencjami świadomej części naszego umysłu. Ta jaźń zawiera w sobie „wyobrażenia o nas” oraz „moc sprawczą”.

     Trzecia jaźń - wyższa, zwana nadświadomą, przez wielu zapominana i niedoceniana, cechuje się intuicyjnym, wydawałoby się czasem nieracjonalnym, jednak w praktyce najbardziej trafnym, myśleniem. Pokazuje nam najlepsze rozwiązania, dzięki którym możliwe jest nasze w pełni stabilne funkcjonowanie oraz dalszy rozwój. W niej zawarta jest „matryca naszej doskonałości” oraz „intuicja”, która podsuwa nam najlepsze rozwiązania zbliżające nas do doskonałego obrazu siebie.

0x01 graphic



     Przyjrzyjmy się teraz poszczególnym częściom naszych trzech jaźni.

     Monitor ma za zadanie monitorować otaczającą nas rzeczywistość i procesy myślowe zachodzące w świadomej jaźni. Charakteryzuje się on zdolnością wizualizacji. Wszystkie zaobserwowane otaczające nas zdarzenia, które zarejestrował oraz nasze świadome decyzje, a także wizje stworzone oczami wyobraźni, przekazuje na przechowanie do podświadomości, gdzie są magazynowane w „zbiorze Ego”.

     Ego to magazyn wyobrażeń o sobie, otaczającym nas świecie i możliwościach przejawiania się w nim. Przechowuje wszystkie informacje i wyobrażenia, które biorą się z tego, na czym koncentruje się średnia jaźń a dokładnie nasz „monitor". Średnią wypadkową tych wyobrażeń  kieruje się „moc sprawcza” w czasie kreacji zdarzeń, których doświadczamy. „Ego” lubi wiedzieć o sobie jak najwięcej, nie lubi zmian i pozbywania się jakichkolwiek wyobrażeń, nawet jeśli są one negatywne. Jednym słowem, woli mieć złe wyobrażenia niż nie mieć ich w ogóle. Jeśli przechowuje w sobie sprzeczne z sobą wyobrażenia, to wprowadza w zakłopotanie, dysharmonię, a nawet doprowadza do głębokiej depresji całą „mapę” czyli naszą świadomość, nas samych. 

     Kodeks moralny jest wyznacznikiem naszego świadomego postępowania. Został wypracowany głównie przez system wychowawczy w okresie naszego dzieciństwa. Zajmuje on funkcje centrum dowodzenia naszej świadomości, naszej deski rozdzielczej, gdyż z niego wychodzą wszelkie decyzje które podejmujemy. Nim przede wszystkim kieruje się nasz świadomy, logiczny umysł podejmując wszelkie decyzje, wykonanie których zleca kolejnemu punktowi naszej mapy, tj. „mocy sprawczej”.

     Moc sprawcza zawiera się w podświadomej części naszej mapy i przez nią jest zawiadywana. Owa moc jest odpowiedzialna za nasze zdarzenia losowe, czyli za to, co i kogo na swojej drodze życiowej spotykamy, czego dzięki tym osobom i z ich strony doświadczamy itp. „Moc sprawcza” obecnie kieruje się zawartością „magazynu wyobrażeń” i realizuje wypadkową tego, co jest w nim zakodowane, mimo iż początkowo, gdy nie mieliśmy jeszcze wyobrażeń, słuchała naszego, słabo rozwiniętego wówczas,  „kodeksu moralnego”. Nasza świadoma część umysłu, nie wierząc wówczas w siebie i w to, że może sama decydować o naszym życiu, zaczęła gromadzić wyobrażenia na swój temat, przyjmując je od otoczenia. Średnie Ja nie wiedząc zupełnie, co miałoby zlecić „mocy sprawczej”, nie wierząc jeszcze, że cokolwiek samo może, co wynikało z nieznajomości siebie i niskiej samooceny, zleciło „mocy sprawczej” kierowanie się „zbiorem wyobrażeń”, w których przechowywane są w większości wyobrażenia i opinie innych na nasz temat i nasze, wyciągnięte na podstawie powyższych wnioski. A działo się tak dlatego, że mieliśmy przekonanie, iż to inni wiedzą lepiej, co ja - jako jednostka - mogę, na co ja zasługuję, co ja potrafię, a co mi się nigdy nie uda.

     Matryca doskonałości, która jest atutem wyższego Ja, jest niczym innym jak obrazem nas doskonałych. W niej znajdują się wszelkie informacje o naszej nieograniczonej doskonałości, nasz doskonały wizerunek, nasze wszelkie możliwości, predyspozycje i umiejętności, które ułatwiają i umilają nam życie. Nasza nadświadomość, korzystając z „matrycy”, potrafi pokazać nam najlepsze rozwiązania naszych problemów, przy czym nakłania nas do kierowania się miłością, dobrocią i do dążenia ku wiecznemu szczęściu. Jeśli średnia jaźń nie ma kontaktu z wyższym Ja, a co za tym idzie, nie wzoruje się na zawartej w niej „matrycy”, to za taką matrycę traktuje otaczającą nas rzeczywistość i otaczających nas ludzi, do których się upodobniamy.

     Poznając całą naszą świadomość, nietrudno stwierdzić, że im słabszy jest kontakt między poszczególnymi jaźniami, tym trudniejsze jest funkcjonowanie całego umysłu czyli trudniejsze poruszanie się po naszej mapie i w rezultacie - słabsza kontrola naszego losu. Jednak dzięki jej poznaniu możemy znacznie łatwiej zrozumieć samych siebie, sprawniej poruszać po całej świadomości i nauczyć się żyć w radosny i korzystny dla nas sposób.


     O różnicach między średnim i niższym Ja, konfliktach między nimi, oraz o tym jak lepiej porozumiewać się z podświadomością możesz przeczytać w artykule: „Co to jest regresja”.

     RUCHY TEKTONICZNE NASZEJ ŚWIADOMOŚCI


     Z lekcji religii na pewno pamiętamy nauki, iż człowiek jest stworzony na wzór i podobieństwo Boże. Podobne przekonanie panuje prawie w każdej religii, co znaczyłoby, że z założenia mamy prawo rozwijać się i urzeczywistnić porównywalny do Boga poziom świadomości. Dlaczego więc takiej doskonałości nie przejawiamy? 

     Sięgnijmy więc do historii i zastanówmy się. Bóg stworzył nas jako istoty doskonałe czyli stworzył nas z „matrycą doskonałości” i „mocą sprawczą”, jednak dał nam wolną wolę, no i oczywiście nie dał nam instrukcji używania życia ;). Na początku powstała jedna myśl „JESTEM” i tak się zaczęło. Wyodrębnił się wówczas „monitor”, który to zaobserwował oraz „centrum dowodzenia” (zwane tutaj „kodeksem moralnym”), które to stwierdziło. Owszem, dochodziły do nas sygnały z naszej „matrycy” o naszej doskonałości, ale mając niewypracowane poczucie własnej wartości, brak wiary w siebie i deklaracji, co chcielibyśmy robić i jak się rozwijać, odrzucaliśmy sugestie z wyższego Ja, traktując je jako nierealne. Powątpiewając w swoją doskonałość, odizolowaliśmy się od swojej „matrycy” czyli zamknęliśmy się na „intuicję”. W tym momencie zrodził się podział na świadomą i nadświadomą jaźń.

     Życie jednak pchało nas do przodu. Skoro byliśmy świadomi naszego istnienia, ale odcięliśmy się od doskonałego obrazu siebie, to w efekcie zaczęliśmy się zastanawiać: „Kim jestem i co ja tu robię?”. W tym momencie zaczął się rozwijać intelekt oraz podatność na przyjmowanie wyobrażeń o sobie z zewnątrz, w przekonaniu, że skoro ja nie wiem, kim i jaki jestem, to może otaczające mnie osoby coś o mnie wiedzą. I tak posypała się lawina informacji na nasz temat. Potrzebny stał się nam więc magazyn, który by te informacje przechowywał. W tym celu stworzyliśmy sobie „magazyn wyobrażeń”, który zaczął gromadzić wszelkie informacje w przekonaniu, że może kiedyś się przydadzą. Z chaosu myśli i sprzecznych z sobą wyobrażeń, a co za tym idzie, braku klarownego obrazu siebie, wpadliśmy w pęd gromadzenia informacji. Chcieliśmy mieć ich jak najwięcej wierząc, że jeśli dowiemy się jeszcze więcej, to w końcu poznamy siebie i wyklaruje się pełny obraz nas, w którym nie będzie sprzeczności. Efektu można było się łatwo domyślać - coraz więcej komunikatów z coraz to różnych źródeł, z różnymi wobec nas intencjami, w konsekwencji coraz większy chaos informacyjny. Próba poskładania tego i stworzenia sensownego wizerunku, biorąc pod uwagę oczywiście wszelkie zakodowane informacje, zawsze spalała na panewce, a czasem nawet doprowadzała do wściekłości i depresji. I tak zaczęły rodzić się nasze emocje i intencje. Ponieważ dłużej tego nie mogliśmy znieść, nie pozostało nam nic innego, jak zacząć odcinać się od magazynowanych wyobrażeń.

     W tym samym czasie nasza „moc sprawcza” ciągle dopytywała się „kodeksu moralnego”, co ma robić, jak się przejawiać, co ma kreować w naszym życiu, co może nas w nim spotykać. Zagubiony i słabo rozwinięty wówczas „kodeks moralny” odsyłał ją do „magazynu wyobrażeń” w przekonaniu, że sam nic nie wie, a otaczający nas ludzie na pewno są na nasz temat bardziej poinformowani. „Moc sprawcza” została więc skierowana do „magazynu wyobrażeń” i zaczęła materializować wypadkową zawartych w niej informacji. Efektem tego stały się, potocznie uznane za losowe, zdarzenia nie zawsze dla nas korzystne.
     W powstałym chaosie, nie umiejąc i nie chcąc decydować za siebie ani odczuwać nagromadzonych informacji, emocji i wyobrażeń postanowiliśmy od nich się odciąć, dzięki czemu stworzył się kolejny podział naszego umysłu na jego świadomą część oraz podświadomą, która zawarła w sobie „magazyn ego” i „moc sprawczą”, którą odesłaliśmy do słuchania i materializowania wyobrażeń o sobie. Tak wytworzyła się obecna mapa naszej świadomości.
     Początki i potyczki narodzin podziału naszej świadomości są również zawarte w artykułach: „List od aniołka”, „Krótka opowieść o stworzeniu” oraz „Krótka opowieść o drodze do urzeczywistnienia”.

BŁĘDNE SZLAKI NA MAPIE ŚWIADOMOŚCI

     Ludzie, podejmując decyzje dotyczące np. współpracy z innymi czy rozpoczęcia jakiejś działalności, kierują się zazwyczaj umysłem świadomym czyli racjonalnym myśleniem. Kierują się wówczas jedynie informacją, którą na dany temat posiadają, stosując czystą kalkulację, wyliczając, co się bardziej opłaca a co nie, co wydaje się bardziej realne, bezpieczne, a co mogłoby być bardziej ryzykowne. Wyliczenia takie biorą się z rachunku prawdopodobieństwa. Taka wiedza, informacje i przemyślenia często są niewystarczające, nie jesteśmy bowiem świadomi wielu zagrożeń bądź celowo zostaliśmy wprowadzeni w błąd przez innych. Nie jesteśmy również świadomi pozytywnych wartości, które mogą przynieść inne decyzje. Na podstawie takich informacji nasze przemyślenia, a nawet ich dogłębna analiza, może okazać się błędna.

     Adepci ścieżek duchowych, chcący kierować się w życiu intuicją, zaczynają najpierw od nawiązywania kontaktu z niższym Ja, dzięki czemu są w stanie uniknąć wielu zagrożeń. Zaobserwowałem u takich osób, że często unikają one jednak i pozytywnych decyzji, gdyż przestają one myśleć racjonalnie, a chcąc słuchać wyłącznie intuicji, często nie potrafią odróżnić jej od podświadomych podszeptów, które biorą się z zakodowanych w niej wzorców zachowań, często błędnych. Podświadoma jaźń takiej osoby często odradza jej podejmowanie decyzji, które przyniosłyby wiele pozytywnych zmian, dlatego że ta jaźń nie lubi właśnie zmian nawet wtedy, jeśli są one korzystne.

     Jak to ma się w praktyce. Jeśli kierujemy się wyłącznie świadomą jaźnią czyli logicznym myśleniem, to wykorzystujemy wyłącznie wiedzę, jaką posiadamy, a która dotarła do nas z zewnątrz, wobec której nie mamy pewności, czy jest słuszna i prawdziwa. Jeśli kierujemy się jedynie umysłem podświadomym czyli odczuciami, to jaźń podświadoma podsuwa nam pomysły, które w jej odczuciu są dobre dla nas (najczęściej będzie to brak zmian i realizowanie dotychczasowego stanu). Często ta jaźń może wręcz zachęcać do destrukcyjnego działania, gdyż w jej wyobrażeniu właśnie ono jest dla nas korzystne.
     Umysł podświadomy przechowuje wiele destrukcyjnych programów, które możemy traktować jako dobre dla nas, dlatego zdarza się, że swoje wzorce destrukcyjne traktujemy jako intuicję. Niższe Ja stara się za wszelką cenę udowodnić rację swoich wzorców, które przechowuje, dlatego że kiedyś uznaliśmy je za dobre i od tamtej pory nie zostało zmienione nasze stanowisko wobec nich, mimo iż radykalnie mogła zmienić się nasza życiowa sytuacja. Dlatego też w czasie pracy z afirmacjami często napotykamy na opór ze strony podświadomej części umysłu.

Podświadomość nie odróżnia dobra od zła,
rozróżnia jedynie programy, z którymi się utożsamia,
od tych, które nie zostały zapisane w magazynie ego.

     Skąd się takie programy w nas biorą, szerzej wyjaśnia również artykuł: „Co tak naprawdę decyduje o naszym losie

     Kolejną, bardzo istotną kwestią na ścieżce samorealizacji, o której nie należy zapominać jest praca nad podnoszeniem samooceny. Jeśli nasza samoocena będzie niska, wtedy trudniej jest nam uwierzyć w pozytywne programy, a łatwiej ulegamy destrukcyjnym wzorcom, nie umiejąc ich odróżnić od korzystnych dla nas.

     Człowiek, który dąży do doskonałości we wszystkim, chcący sobie udowodnić, że we wszystkim jest dobry, tak naprawdę ma niskie poczucie własnej wartości. Najczęściej są to wyłącznie intencje dowartościowywania się, które bazują na jego niskiej samoocenie. Człowiek naprawdę wartościowy potrafi powiedzieć: „Nie wiem, nie umiem tego, nie jest mi to potrzebne”. Będzie w swoim życiu realizował wyłącznie to, co tak naprawdę jest mu przydatne i co będzie dawało satysfakcję, bez potrzeby udowadniania czegokolwiek sobie i innym. Ale równocześnie musimy pamiętać, że nie należy czuć się lepszymi od innych, możemy za to przejawiać w danym momencie większe ambicje i wiarę w siebie od innych konkretnych osób.


     PIERWSZE WYPRAWY SZLAKAMI MAPY

     Co więc należy zrobić, by nasze decyzje były w pełni korzystne dla nas? Należy przede wszystkim zaobserwować myślenie obu jaźni, świadomej i podświadomej, przyjrzeć się obiektywnie informacjom, jakie dostajemy z ich strony, nauczyć się odróżniać wzorce zachowań zakodowane w podświadomej części umysłu od informacji z umysłu nadświadomego, które będą w pełni dla nas korzystne. A jak je odróżnić? W tym celu trzeba unikać pożądania, emocjonalnego popędu, pośpiechu, które zazwyczaj towarzyszą sugestiom z podświadomości. Sugestii nadświadomej zawsze towarzyszy spokój i przyjemne odczucie, pewność, że ta decyzja, to działanie będzie dla nas dobre. Nie będzie tam również lęków czy przestróg przed złem, które mogłoby nas spotkać a jedynie, w poczuciu spokoju, przyjemnie kojarzące się najlepsze rozwiązanie. W sytuacji błędnych decyzji wyższe Ja przejawia opór przed ich realizacją.

     Aby prawidłowo posługiwać się naszą mapą, należy rozróżnić, a następnie umiejętnie połączyć informacje z wszystkich trzech jaźni. Umysł świadomy ma wiedzieć, czego chce, jednak ma skoncentrować się na efekcie ostatecznym zamierzonego celu. Sugestie z podświadomości mają przestrzegać nas przed ewentualnymi zagrożeniami i realizacją negatywnych wzorców, które należy przeprogramować poprzez pracę z afirmacjami, medytacją itp. Powinno nauczyć się umiejętnie, ze spokojem i pokorą, wsłuchiwać w głos nadświadomości, która pokazuje nam najlepszą drogę do celu i podpowiada najtrafniejsze rozwiązania. Jednak kierować się nim możemy wówczas, kiedy będziemy umiejętnie rozróżniać ten głos od podpowiedzi podświadomych, czyli wtedy, kiedy będziemy pewni, że jest to głos z nadświadomej części umysłu. Jeśli zlecamy swojej „mocy sprawczej” przekonanie, że możemy coś zrobić, stać nas na to, są możliwości ku temu, pomimo że nie wiemy jeszcze, jak to zrobić, wówczas nasza podświadomość sama kontaktuje się z umysłem nadświadomym, by on podsunął nam najlepsze rozwiązanie.

     Należy pamiętać, że intuicja często podpowiada nieoczekiwane, zaskakujące lub, wydające się nam, ryzykowne decyzje, które z rachunku prawdopodobieństwa i z posiadanej wiedzy mogłyby nie mieć racji bytu, jednak w praktyce okazują się najbardziej trafne i korzystne. Intuicyjne podpowiedzi wraz z wizją celu ostatecznego, na którym się koncentrujemy, przechwytuje umysł podświadomy, który za pomocą „mocy sprawczej”, popartej naszym świadomym działaniem, wdraża je w życie. 

     W skrócie można powiedzieć, że umysł świadomy jest zleceniodawcą, podświadomy wykonawcą a nadświadomy pomysłodawcą. Niższe Ja jest więc robotnikiem, który wykonuje zlecenia pozostałych jaźni. Należy pamiętać, że gdy zostanie coś owemu robotnikowi zlecone, ale nie zostanie wyjaśnione, co i jak dokładnie ma zrobić, to on zlecenie wykona po swojemu, na miarę wyuczonych przez siebie schematów, co nie zawsze daje pożądany efekt. Trzeba więc pamiętać, by dokładnie precyzować i wyjaśniać swoje zlecenia.

Średnie Ja - zleceniodawca.
Niższe Ja - wykonawca.
Wyższe Ja - pomysłodawca.

     Możemy więc wpływać na „moc sprawczą”, naszym „centrum dowodzenia”, ale za pośrednictwem „magazynu wyobrażeń” i należy to robić umiejętnie. „Magazyn wyobrażeń” nie ma również bezpośredniego kontaktu z naszym „moralnym centrum”, ma go za pośrednictwem „monitora”. W praktyce wygląda to tak, że podświadomość nie rozumie słów, tylko obrazy, jakie tworzą wypowiadane przez nas słowa, które są systematycznie powtarzane.

     Pierwszym krokiem, by umiejętnie wpływać na naszą „moc sprawczą” tak, by cała nasza mapa odzyskała zdrowe funkcjonowanie, jest nauka pozytywnego myślenia. Chce jednak podkreślić, że chodzi tutaj o zdrowe podejście to takiej nauki. Chodzi mi o pozytywne myślenie, które nie polega na oszukiwaniu się czy okłamywaniu, ale o takie, które łączy się z uwalnianiem negatywnych i destrukcyjnych wzorców zachowań. Na ten temat polecam rozdział: „Pamiętaj o optymizmie”.

     Wiedząc, iż „magazyn ego” karmi się obrazami, musimy nauczyć się konstruować swoje myśli i wypowiadane zdania tak, by stworzyły one pożądany przez nas obraz. Nasz cel, jaki sobie planujemy, musi więc być dobrze zobrazowany w sposób zrozumiały dla podświadomości. Przez systematyczne wizualizacje tego celu, lub powtarzanie właściwie ułożonych zdań - afirmacji, formułujemy podświadomości cel, jaki ma nam ona zmaterializować. By mieć pewność, że nasze afirmacje są prawidłowe, najlepiej jest powiedzieć je sobie w myślach i sprawdzić, jak te słowa malują się w naszej wyobraźni i zastanowić się, czy to jest dokładnie to, czego tak naprawdę oczekujemy. Niezbędne tutaj będzie nauczenie się języka podświadomości, która nieco inaczej postrzega i interpretuje wypowiadane przez nas słowa i myśli. Aby samodzielnie pracować z afirmacjami, należy nauczyć się umiejętnie je układać, tak by były one trafne i odpowiednie dla nas. Dokładniej i szerzej piszę o tym w mojej książce: DZIECI REGRESJI - Terapia dzieciństwa, w rozdziale pod tytułem „Nie bójmy się afirmacji”. Wyjaśniam w nim, jakie afirmacje działają w danej sytuacji i jakie afirmacje w pewnych sytuacjach mogłyby okazać się wręcz szkodliwe dla nas.
     Podam taki przykład, jeśli będziesz powtarzał sobie myśl: „W moim życiu nie pojawiają się żadne zagrożenia”, to Twój umysł świadomy zinterpretuje ją pozytywnie. Jednak w „monitorze” powstanie obraz wszelkich zagrożeń, które rzekomo mają się nie wydarzyć w Twoim życiu, a zgodnie z zasadą: „W naszym życiu materializuje się to, na czym się koncentrujemy”, wizja wszelkich zagrożeń zakoduje się w „magazynie wyobrażeń” i dokładnie taki obraz zacznie materializować się w Twojej „mocy sprawczej”.
     Należy więc postudiować głębiej techniki pozytywnego myślenia czyli nauczyć się swoimi myślami tworzyć pozytywny, pożądany przez nas obraz. W powyższym wypadku poprawna afirmacja powinna brzmieć: „Zawsze jestem swobodny, bezpieczny i spokojny, gdyż w moim życiu pojawiają się same pozytywne i korzystne dla mnie wydarzenia”. Co się teraz stało w naszym „monitorze”? Powstały w nim pozytywne i dobre dla nas obrazy naszego życia. Takie obrazy, coraz częściej podsuwane naszemu „magazynowi wyobrażeń”, sprawiają, że zmienia się jego ogólny kształt, a co za tym idzie - zmienia się wypadkowa wyobrażeń przechwytywanych przez „moc sprawczą”.

     I tutaj kolejna miła niespodzianka. Im więcej pozytywnych myślokształtów, może jeszcze nie w pełni zgodnych z naszą „matrycą doskonałości”, ale znacznie zbliżonych do niej, a przede wszystkim nie zaprzeczających naszej „matrycy”, tym szybciej podświadoma jaźń zauważa ową „matrycę”, utożsamia się z nią i stwierdza: „Skoro moje myśli i programy nie zaprzeczają tym zawartym w „matrycy”, które jednak są o wiele lepsze, to może warto zacząć je przyjmować do swojego „magazynu wyobrażeń”?” I tak pomału, w myśl zasady, że praktyka czyni mistrza, odbudowuje się zaufanie do naszej doskonałości, a wraz z wypracowaną wysoką samooceną i wiarą w siebie sprawiamy, że doceniamy siebie i zaczynamy w pełni korzystać z przekonania, że jesteśmy stworzeni na wzór i podobieństwo Boga.

     Jednak w opisywanej przeze mnie na początku sytuacji, którą raczej każdy z nas jeszcze przejawia, nie ma takiej możliwości, abyśmy swoim „kodeksem moralnym” wpływali bezpośrednio na „moc sprawczą”, ani też zwrócili ją w stronę „matrycy doskonałości”, co jednak jest przecież naszym finalnym celem. Wszystko wymaga czasu i pracy - również rozwój duchowy - a więc zacznijmy od podstaw.


     BUDOWA NOWYCH SZLAKÓW

     Jednym z pierwszych kroków, jakie powinniśmy zrobić, by zacząć przejawiać w życiu codziennym swoje kreacje oraz wizerunek z własnej „matrycy doskonałości”, jest, nierzadko radykalna, zmiana naszego stosunku do otaczającego nas świata. Należy wiedzieć, że jeśli otoczenie przestanie na nas oddziaływać, wówczas pozwoli to naszej „matrycy” swobodniej się ujawniać w naszej codzienności. W mniejszym lub większym stopniu bowiem mamy zakodowany przymus standardowego zachowywania się, czujemy się zobowiązani pamiętać, jak i gdzie należy postąpić, co i w jakiej sytuacji nam wypada zrobić, a co nie, zastanawiamy się, czy nasze zachowanie jest stosowne w danej sytuacji, wobec kogo musimy czuć się pokorni, itp. Przy takim podejściu do życia zapominamy o naszej „matrycy” czyli o naszym luzie, dobrym samopoczuciu i swobodzie.

     Dobrze jest odpuścić sobie stereotypy materialnego świata czyli życia według wyuczonych wzorców i schematów, naśladowanie innych ludzi, przejmowanie się opinią innych, kierowanie się emocjami, rywalizacją, pogonią za materią, aktualną modą, itp. Można być od tego wolnym, żyć zgodnie z własną wolą i z własnym sumieniem, robiąc to, co uznajemy za zdrowe, z czym sami się dobrze czujemy. Zazwyczaj wtedy okazuje się, że ludzie doceniają nas i kochają właśnie za nasz własny styl bycia. Wiele osób niewątpliwie może się od nas w takiej sytuacji odsunąć, ale mogą to być wyłącznie osoby, które nie miały do nas w pełni zdrowego stosunku. Należy nauczyć się nie przejmować opinią ludzi i nie starać się spełniać ich oczekiwań oraz uwolnić się od nikomu niepotrzebnego współczucia. Jeśli my sami swój nowy styl życia w pełni zaakceptujemy i poczujemy się z nim dobrze i niewinnie, to zostanie on również zaakceptowany i będzie normalnie traktowany przez innych, nawet, jeśli będziemy zachowywać się nieracjonalnie.

     Kolejnym krokiem do osiągnięcia jakiegokolwiek sukcesu jest uwolnienie się od negatywnych, ograniczających nas wzorców zachowania. 

Należy uświadomić sobie, że jestem Ja, a nie wyobrażenia o mnie.
Trzeba nauczyć się to rozróżniać.

     Nasz „magazyn ego” może przechowywać mnóstwo negatywnych, destruktywnych programów, które nie pozwalają na przejaw pozytywnej kreacji. Dlatego, aby pozytywne afirmacje mogły wpływać na nasz los i przybliżać nas do naszej „matrycy doskonałości”, musimy najpierw oczyścić „magazyn ego” z negatywnych wzorców zachowania. Stres, negatywne emocje, lęk wpływają w znaczny sposób na realizację naszych planów. Koncentrując się na lękach i napięciach, nie potrafimy racjonalnie myśleć, gdyż te emocje zaprzątają nasz umysł.

     Gdy nasze ciało jest napięte pod wpływem negatywnych emocji, powstają w nim długotrwałe mikronapięcia mięśni, które przyczyniają się do nieprawidłowej pracy układu nerwowego, co powoduje dostarczanie przez niego nieprawdziwych informacji do naszych organów wewnętrznych. W efekcie organizm zaczyna nieprawidłowo funkcjonować i ciężko chorować. Napięcia mięśni wokół kręgosłupa doprowadzają z kolei do jego skrzywienia, w wyniku czego poszczególne jego kręgi również uciskają na nerwy, wychodzące z rdzenia kręgowego. Napięcia, stres, nerwica, pogarszają nasze krążenie. Nasz oddech staje się niepełny, płytki, a nawet przerywany na parę sekund. W konsekwencji doprowadza to do niedotlenienia organizmu, w tym mózgu, i wtedy nie potrafimy już trzeźwo i racjonalnie myśleć. 

Nasze zdrowie jest zależne od naszego stanu psychicznego.

     Jeśli natomiast mamy pogodę ducha, jesteśmy zadowoleni, uśmiechnięci, wolni od lęków i negatywnych odczuć, a naszego umysłu nie zaprzątają niepotrzebne myśli, odciągające nas od zdrowej i pełnej analizy danej sytuacji, to wówczas łatwiej przychodzą nam do głowy dobre pomysły i dobre rozwiązania powstających trudności. Więcej na temat zdrowia w rozdziale: „Samouzdrawianie fizyczne”.

     Teraz możemy już postawić pierwszy poważny krok na drodze do realizacji naszego celu. Należy podjąć stanowczą decyzję: „Chcę, by to życie, w którym właśnie się przejawiam, dawało mi satysfakcję i możliwości pełnego realizowania siebie. Chcę doświadczać szczęścia i radości w tym świecie, tu i teraz. Chcę czuć się niezależny od materii, ale umieć się nią cieszyć i z niej korzystać. Tu gdzie jestem, czeka mnie wspaniałe życie”. Myśląc tak, wypracowujemy w sobie przekonanie, że miejsce, gdzie jesteśmy, jest dla nas najlepsze i najkorzystniejsze dla naszego rozwoju i urzeczywistnienia szczęścia, do którego przecież dążymy.

     Każdy teraz pomyśli, że przecież to oczywiste, że z takimi intencjami żyjemy i dokładnie tego chcemy już od dawna. Jednak czy tak naprawdę powiedzieliśmy to sobie? Czy tak naprawdę zrobiliśmy cokolwiek, by ten swój cel - szczęście zacząć realizować? Czy może jednak woleliśmy wybrać narzekanie i poddanie się presji wyobrażeń otoczenia? Jeśli jednak ulegałeś temu drugiemu, to nie ma co zwlekać. Stań teraz przed lustrem i powiedz głośno i wyraźnie: „Zrobię teraz wszystko, by być szczęśliwym” i zacznij każdą czynność dnia wykonywać pamiętając o swoim postanowieniu i o codziennym pozytywnym nastawieniu. Pamiętaj o tym, to bardzo ważne.

     Jeśli już wiesz, że chcesz być szczęśliwy i gotowy zrobić wszystko, by ten nasz świat do tego wykorzystać, możesz przystąpić do dalszej pracy.

     Teraz należy postawić sobie cel jak najbardziej zbliżony do boskiego obrazu siebie. By mieć tego pewność, można w medytacji poddać go weryfikacji umysłowi nadświadomemu. Z owym obrazem należy dobrze się czuć, mieć w i z nim dobre samopoczucie, czuć się niewinnie, bezpiecznie i w porządku wobec siebie i innych, a przede wszystkim czuć pełną radość i wewnętrzną satysfakcję z jego realizacji. Nie powinno w nim być nic, co wprowadzałoby cię w zakłopotanie czy negatywne emocje. Wtedy masz pewność, że ten obraz jest bosko doskonały lub zbliżony do owego ideału. Należy również uwierzyć w realność stawianego przez siebie celu. Początkowo nie musisz widzieć szczegółów, wystarczy, że zobaczysz siebie z wyobrażeniem, iż cokolwiek to jest, daje ci to pełną satysfakcję. Na tym etapie nie jest jeszcze konieczne byś zobaczył czym dokładnie masz się zajmować, powinieneś za to mieć pewność, że właśnie to, pomimo że jest jeszcze nie sprecyzowane, jest dokładnie tym czymś, co daje ci pełnie szczęścia i zadowolenia, w dodatku z poczuciem, że przychodzi ci to łatwo i w prosty sposób.
     Ważne jest, by nie szukać drogi do postawionego sobie celu i na niej się koncentrować, ale skupiać swoją uwagę na celu ostatecznym, już zrealizowanym czyli zobaczyć siebie już z celem urzeczywistnionym, z urzeczywistnionymi cechami pożądanymi przez siebie, zobaczyć siebie cieszącego się i korzystającego ze swoich osiągnięć. Należy wszystkie swoje czynności wykonywać z silnym przeświadczeniem, iż postawiony przez nas cel jest oczywisty, a my jesteśmy pewni jego materializacji. Należy pamiętać, by każdą swoją pozytywną myśl potwierdzać swoimi czynami w codziennym życiu.

     Należy również ustalić z niższym Ja nowy wizerunek siebie - wolny od podatności na sugestie z zewnątrz, od kierowania się emocjami, zwątpień oraz z poczuciem własnej wartości i pewnością siebie. Zapytać, czy niższa jaźń ma coś przeciwko niemu i nakazać jej jego realizację. Jeśli będzie od tego wizerunku uciekać w negatywne emocje i zwątpienia, wówczas należy jej wydać stanowczy nakaz, by trzymała się zleconego zadania i zaprzestała utożsamiania się z negatywnymi emocjami. Należy dobrze jej wyjaśnić nasze idee, zachęcić do realizacji pozytywnego celu, a w ostateczności stanowczo jej nakazywać wykonanie powyższego. Trzeba również wysłuchać argumentów podświadomości, spełnić jej ewentualne wymagania, o ile są one pozytywne. Należy więc nauczyć się odróżniać potrzeby niższego Ja od negatywnych, destrukcyjnych i niepotrzebnych nam obecnie wzorców zachowania.

     Wybór drogi do realizacji celu należy pozostawić do uzgodnienia między jaźniami nadświadomą i podświadomą. W tym momencie umysł świadomy nie powinien ingerować a jedynie realizowaną, opracowaną przez pozostałe jaźnie, drogę, zaakceptować i zaufać, że jest najlepsza. Z upływem czasu, w wyniku systematycznej praktyki koncentrowania się na doskonałym obrazie siebie, powinny spontanicznie pojawiać się w twoim życiu konkretne rzeczy, które mieszczą się w ramach owego obrazu, a ty wtedy będziemy mieć pewność, że są one właśnie tym, co daje ci szczęście i satysfakcję. Na tak stworzonym obrazie siebie należy się koncentrować i w miarę możliwości najbardziej do niego dostrajać czyli starać się każdego dnia robić wszystko to, co jest do tego obrazu najbardziej zbliżone.

     W czasie dłuższej i systematycznej praktyki co jakiś czas mogą pojawiać się opory przed dalszą realizacją naszej kreacji. Może pojawić się znużenie, zniechęcenie, nieuzasadnione lęki, obawy a nawet, choć to mało prawdopodobne, depresyjne i agresywne stany. Często w takiej sytuacji ludzie rezygnują z dalszej pracy nad sobą i pozostają z uzewnętrznionymi emocjami. W takich sytuacjach nie przerywając swojej pracy, należy ją kontynuować. Dobrze jest postarać się nie ulegać negatywnym odczuciom, zastępując je wiarą w moc pozytywnej kreacji. Można powtarzać sobie wówczas myśl typu: „Ja i tak swój cel osiągnę i tak nadal jest to możliwe”. Jednak w sytuacji powtarzających się negatywnych myśli należy zastanowić się nad ich przyczyną i skupić się na ich uwolnieniu. Są to emocje i ograniczające wzorce zachowań, które były głęboko stłumione, a które uzewnętrzniają się wraz z pracą nad pozytywną kreacją i podnoszeniem samooceny. Trzeba pamiętać, że rozwój duchowy, czyli praca nad sobą, to nie oszukiwanie siebie, ale przekonywanie samego siebie o swoich możliwościach i o słuszności pozytywnych wartości życia. Ważna jest także praca nad uwolnieniem oporów czyli negatywnych programów przeciwstawnych pozytywnym celom. 

     ŚLEPE ULICZKI


     Możemy wyodrębnić kilka przyczyny bezskutecznego dążenia do realizacji postawionego przez siebie celu. 

     Po pierwsze - zbyt niska samoocena czyli niewiara w to, że możemy swój pozytywny cel urzeczywistnić, że możemy zmienić swój dotychczasowy sposób życia; pokutujące w nas przekonanie, że nie zasługujemy na to, nie mamy prawa, że jesteśmy za mało warci, by osiągnąć jakikolwiek sukces. 

     Po drugie - niezrozumienie siebie lub stawianego przez siebie celu. Można mieć niesprecyzowany swój cel i realizować go bez głębszego zastanowienia się nad jego sensem i przydatnością.

     Po trzecie - możemy próbować realizować sprzeczne z sobą programy, a jak wiemy, sprzeczności nie dają się zmaterializować. Cel mógł na przykład nie być zgodny z „matrycą doskonałości”. To znaczy, że podświadomość dostaje zlecenie z umysłu świadomego sprzeczne z informacją z wyższego Ja. Możemy chcieć osiągnąć coś nie dla naszego osobistego rozwoju, ale na przykład z egoistycznych pobudek, typu chęć zemsty na kimś. Możemy chcieć komuś zaszkodzić swoimi czynami, jednak nasza „matrycowa natura” nie ma w sobie zawistnych cech. Możemy chcieć się dowartościować, zaszpanować, lub komuś coś udowodnić, natomiast nasza nadświadoma jaźń nie ma w sobie żadnych emocji i nigdy się nimi nie kieruje. Egoistyczne cele nigdy nie dają się zmaterializować kiedy angażujemy do pracy wszystkie nasze jaźnie.

     Po czwarte - mogły zostać uwolnione nie wszystkie negatywne wzorce myślowe przeciwstawne do stawianego sobie celu. Wiele takich wzorców może być głęboko ukrytych, i dlatego nie zdajemy sobie sprawy z ich istnienia. Możemy się silnie, podświadomie utożsamiać z tym, co nas ogranicza. Głównie będzie to bazować na traumatycznych przeżyciach w przeszłości, co przeradza się w brak wiary w siebie i w realność stawianych sobie obecnie celów. Możemy również bać się, że wraz z uwolnieniem ograniczających nas wzorców, z którymi się utożsamiamy, stracimy coś, co wydaje nam się jeszcze cenne, atrakcyjne lub przydatne. Możemy również obawiać się jakiejkolwiek zmian, ponieważ nie wierzymy, że może nas spotkać w życiu coś lepszego od tego, co aktualnie doświadczamy.
     W sytuacji pojawienia się wyżej wymienionych powodów należy powrócić do pracy nad uwolnieniem przyczyn negatywnych wzorców myślowych.

     Procesów zachodzących w podświadomości jesteśmy świadomi najwyżej w 10 procentach. Czasem zdarza się, że ktoś po krótkim czasie pracy z sobą ma wyraźne efekty i od razu doświadcza mocy pozytywnej kreacji. Jednak w niedługim czasie może przekonać się, że pojawi się problem z osiągnięciem następnego celu. Dzieje się tak dlatego, że mamy silnie zakodowane negatywne wzorce, przeciwstawne do kodowanych pozytywnych kreacji. Nie urzeczywistnimy nic z tego, co zawiera nasza „matryca doskonałości”, dopóki nie popracujemy nad uwolnieniem negatywnych wzorców.

     Żyjemy w społeczności, w kraju, w którym od wieku dziecięcego koduje się właśnie takie negatywne wzorce. Dzieci motywuje się destruktywnie, strachem, krzycząc np. „Zacznij się, głąbie, wreszcie uczyć.” Być może jest to przesadny przykład, ale jest on stosowany w wielu rodzinach. Z takiego kodowania czasem rodzi się mobilizacja do pracy, ale również zostaje ugruntowana niska samoocena, czyli wewnętrzne przeświadczenie, że tak naprawdę to jestem mało wartościowy i tylko ciężką pracą mogę coś osiągnąć. Takie przekonania są silne, dlatego że pojawiają się w okresie naszego dzieciństwa. Jako dzieci jesteśmy łatwowierni, a dodatkowo pierwsze przekonania i wyobrażenia silnie się kodują w świadomości dziecka i trudno je w późniejszym okresie wykorzenić. Podświadomość chłonie jak gąbka uzmysławiane w dzieciństwie wyobrażenia, ale niechętnie zmienia już zaistniałe na nowe i to na tym polega cały problem.

     Jeśli nie możemy czegoś urzeczywistnić poprzez pracę nad pozytywną kreacją, to może to znaczyć, że mamy silne przeświadczenie z przeszłości, przeciwstawne do tego, które próbujemy wykreować. Zbawienna może okazać się tutaj praca z afirmacjami uwalniającymi i przebaczającymi oraz praca z technikami regresywnymi.

     Należy również pamiętać o tym, żeby w czasie stawiania sobie celu nie ingerować w życie konkretnych ludzi, gdyż nie mamy pewności, że te osoby są w stanie i gotowe spełnić nasze oczekiwania. Masz jednak prawo dostać to, co sobie zaplanujesz od innych osób, ale nie możesz sugerować konkretnie od których. Możesz sobie afirmować idealnego partnera, który okaże ci pełną miłość, ale nie możesz skupiać się na konkretnej osobie. Jeśli już mamy partnera, a on nie jest w stanie odwzajemnić naszych uczuć i tym samym nie jest w stanie ofiarować nam tego, czego od niego oczekujemy, musimy być gotowi na pojawienie się w naszym życiu innego partnera.

     Podobnie będzie z pracą. Jeśli ta praca, w której aktualnie pracujesz, nie jest w stanie zaspokoić twoich oczekiwań, to musisz być przygotowany na zmianę zatrudnienia. Jednak nie zawsze będzie nam to potrzebne. Ta praca, w której pracujesz, może okazać się korzystna i w pełni satysfakcjonująca cię po niewielkich zmianach. Również partner, z którym obecnie jesteś związany, może nagle się zmienić i zacząć odwzajemniać twoje uczucia. Jednak ty nie powinieneś sugerować, która z sytuacji miałaby się zmaterializować. Co do tworzenia związków, to należy pamiętać, że chodzi tutaj o odwzajemnienie uczuć a nie tylko o to, co się dostaje od innych czyli należy być gotowym na odwzajemnienie własnych oczekiwań. Natomiast w przypadku kreacji satysfakcjonującej pracy należy wypracować również poczucie własnej kompetencji, rzetelności i skuteczności, a nie oczekiwać tylko wysokiego wynagrodzenia.


     WYPRAWA DO CELU NASZEJ PODRÓŻY

     Jeśli masz już swój cel zaplanowany i jesteś gotów spełnić wszystkie powyższe warunki, to możesz wybrać się w dalszą wyprawę.

     Należy, najlepiej w głębokiej medytacji lub modlitwie, powiedzieć sobie to, co chcesz osiągnąć i nakazać niższemu Ja, w formie stanowczego żądania, wykonanie tego. Pamiętać przy tym, powinniśmy, by odpuścić sobie wszelkie złe, nieczyste i egoistyczne pobudki, czyli pozostawać w pełni wolnym od negatywnych emocji, myśli, zwątpień i lęków, które nie pozwoliłyby na przejaw pozytywnej kreacji. Jednak zlecając podświadomej jaźni powyższe zadanie, należy wysłuchać tego, co ona na ten temat sądzi. Umysł podświadomy może zasygnalizować nam pewne zmiany do spełnienia których potrzebowałby pewnych warunków ze strony średniego Ja. Należy pamiętać, że to ma być współpraca między jaźniami, nie można traktować niższego Ja jak niewolnika. Należy jednak być stanowczym w sytuacji przejawiania się negatywnych oporów, typu niechęć do zmian. W sytuacji pojawiania się lęków należy zastanowić się nad ich przyczyną i popracować nad ich zniwelowaniem. Ma to więc być stanowcze zlecenie zadania naszemu podświadomemu „robotnikowi”, wysłuchując jego sugestii.

     Jeśli nasze żądanie jest realne a umysł podświadomy przejawia opory przed jego realizacją, twierdząc: „Tego się nie da zrobić, to jest niemożliwe do wykonania”, wtedy powtarzamy mu takie myśli: „Ja nie wiem jak, ale wiem, że to jest możliwe, wiem, że to się da zrobić, to jest dla nas naturalne, jest wiele sposobów, by to osiągnąć”. Jeśli przekonamy swoja podświadomość do tego, a mimo to ona nie znajdzie żadnego pomysłu na realizację naszego żądania, to zwróci się w stronę nadświadomej jaźni, prosząc ją o wskazówki.

     W czasie przekonywania podświadomości do realności tego, co dla niej wydaje się niemożliwe wiem, z własnego doświadczenia, jak silnych argumentów potrafi ona użyć, by odciągnąć nas od zamierzonego celu. Trzeba jednak być stanowczym, nieugiętym i wytrwałym. Można do tego używać różnych technik medytacyjnych bądź afirmacyjnych. Na początku takiej pracy podświadomość zazwyczaj będzie przekonywać nas twierdzeniami typu: „To niemożliwe, tego się nie da, to się nam nigdy nie uda, nie ma takich możliwości”. Po pewnym czasie zacznie twierdzić, że: „To może jest możliwe, ale nie dla nas, innym tak, ale nam się nigdy nie uda”. W czasie dalszej, wytrwałej pracy zacznie się uginać i pojawią się myśli typu: „To jest możliwe, ale jeszcze nie teraz, nie w tych czasach, warunkach”. Może również zrzucać brak możliwości na innych, np. polityków, przełożonych w pracy, rodzinę itp. Może wymyślać inne powody, przez które miałaby być niemożliwa nasza kreacja. Należy się nad tym zastanowić i ewentualnie inaczej skonstruować naszą afirmację - żądanie lub - w zależności od argumentów - zmienić własne podejście bądź przekonać ją, iż jej argumenty są bezpodstawne. W czasie dalszej pracy negatywne argumenty podświadomości powinny słabnąć i powinna ona udzielać coraz to przychylniejszych odpowiedzi.

     Podejrzewam, że w czasie takiej pracy niejeden z was ulegnie podświadomym oporom i zwątpi w swoje możliwości, bądź pobłądzi na swojej „mapie świadomości”. Dlatego pamiętaj, trzeba być stanowczym i wytrwałym, jednak nie rozkazywać, terroryzować podświadomości, a wsłuchiwać się w nią i pertraktować, przekonywać do realności naszego zlecenia. Dobrze jest pamiętać, że podświadoma jaźń, jak małe dziecko, lubi zabawę i przyjemności, dobrze jest więc sugerować jej, że w naszym zleceniu będzie to, co ona lubi. Dobrze jest również pochwalić ją i nagrodzić w jakiś sposób za choćby niewielki postęp.

     Cała tajemnica mocy kreacji tkwi więc w pełnym spokoju i w silnym niewzruszonym przeświadczeniu naszego umysłu, że postawiony przez nas cel jest w pełni realny, jest dla nas korzystny, przyjemny i bardzo przez nas oczekiwany, a cały wszechświat już dąży do jego realizacji.

Pewność, wiara w siebie i spokojne, ale stanowcze żądanie.

     Z takim przeświadczeniem, oraz w wolności od zwątpień, należy pozostać do momentu pełnego urzeczywistnienia naszego celu. Jednocześnie własnymi czynami należy potwierdzać swoje przekonanie.

     Co więc w skrócie jest nam potrzebne do osiągnięcia pełnego sukcesu:

    1. Postawienie sobie celu zgodnego z matrycą doskonałości, lub zbliżonego do niej.

    2. Stworzenie nowego wizerunku siebie bazującego na wypracowanych w sobie pozytywnych cechach.

    3. Stanowcze żądanie realizacji celu skierowane w stronę podświadomości.

    4. Praca nad uwolnieniem negatywnych wzorców, przeciwstawnych do zaplanowanego celu.

    5. Podtrzymywane przekonanie, że są możliwości do realizacji naszego celu, pomimo, że świadomie takowych możemy jeszcze nie dostrzegać.

    6. Systematyczna praca związana z koncentrowaniem się nad celem ostatecznym.

     Do tego niezbędne jest: zaangażowanie, wiara, samozaparcie, wytrwałość i systematyczność.

     Jeśli spełnisz warunki o których mowa w artykule i będziesz w pełni wolny od zwątpień, a równocześnie pozostaniesz w poczuciu miłości i życzliwości do siebie i innych, cel zaś będzie zgodny z „matrycą doskonałości”, to w odpowiednim momencie zostaniesz nagrodzony za swoją wytrwałość.

     Może i będzie to od ciebie wymagać trochę pracy, ale nikt za ciebie jej nie wykona, a przy systematycznej, rzetelnej praktyce na efekty nie trzeba będzie długo czekać.


     To co zrobisz, w którą pójdziesz stronę, na ile twoje życie będzie szczęśliwe i przybliży cię do boskiej doskonałości, zależy wyłącznie od ciebie. Ja ze swojej strony życzę owocnej pracy nad sobą, a przede wszystkim odkrywania własnej mocy, zdolności oraz poznawania i rozwijania pełnej świadomości własnego istnienia.


     Jeśli zainspirował cię mój artykuł to już teraz odpowiedz sobie na pytanie, od czego zaczniesz i co zrobisz by zrealizować swoje życiowe plany?



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
POSTRZEGANIE SIEBIE, pedagogika
Świadomość samego siebie, Pedagogika, Resocjalizacja, Komunikacja
Interakcjonizm symboliczny - poznawanie siebie, Pedagogika
Krakowiak Robert Dzieci regresji 2
Nora Roberts Skazani na siebie
Sheckley Robert Wycieczka
Sheckley Robert Wycieczka
Krakowiak Robert Duchowa Wiedza
konferencja - kuratorium - kraków, pedagogika, PEDAGOGIKA SPECJALNA
Kraków- Kubuś Puchatek, Wycieczki szkolne i kolonie
scenariusz ....Kultura regionu krakowskiego, pedagogika, pedagogika wczesnoszkolna
WYCIECZKI SZKOLNE, Pedagogika Przedszkolna i Wczesnoszkolna Uniwersytet Pedagogiczny Licencjat, Moel
I pracownia, Odrywanie pierscieni, Akademia Pedagogiczna Kraków

więcej podobnych podstron