II. „CZŁOWIEKOZNAWSTWO” - KAPUŚCIŃSKI O TYM I INNYM WE WSPÓŁCZESNYM ŚWIECIE.
ANTROPOLOGIA I FILOZOFIA W POZNAWANIU RÓŻNORODNOŚCI
Przestańcie nazywać błędem to, co jest przeciwieństwem waszej prawdy, a prawdą to, co jest przeciwieństwem błędu.
Antoine de Saint-Exupéry
Przekonanie, że społeczeństwo, z którego wywodzi się obserwator, zajmuje centralne, „środkowe”, a więc zawsze uprzywilejowane miejsce w świecie, a inne kultury i społeczeństwa leżą na rubieżach „naszego świata” towarzyszy ludzkiej świadomości od zarania dziejów
Dzicy, barbarzyńcy, inni. Określeń jest wiele. Wyznacznik, jeden, prosty - wszyscy poza nami. Burszta ukazuje szeroką tendencją niezależną od czasów i szerokości geograficznej. Tendencję do nazywania siebie środkiem, odgradzania, podboju, aneksji. Chiny (Państwo Środka) jako centrum świata traktowali Lojang, Żydzi - Jerozlimę, Francuzi - St. Denis, a nieco później - Paryż.
To towarzyszące człowiekowi przez wiele wieków przekonanie (którego żywot wszak jeszcze się nie zakończył) w swej intensywnej formie skutecznie uniemożliwiało rozwój nauki nazywanej antropologią. Znamię etnocentrycznej pychy stało na drodze do pełnej otwartości, będącej podstawą rzetelnego poznania.
Pewność własnej centralności, nieuchronnie prowadziła do traktowania własnej kultury jako jedynej, właściwej i uzasadnionej. Do wartościowania, którego konsekwencje widoczne są w wielu teoriach długiej historii antropologii.
Do dziś w języku polskim, jak również w innych językach występują często dwa przymiotniki powstałe od słowa kultura - kulturalny i kulturowy. Pierwszy, pochodzi od znaczenia, którego wartościujący charakter nie podlega wątpliwości. Od kultury, której można odmówić, oznaczającej obycie, towarzyską kompetencję, znajomość zasad obowiązujących na przyjęciu czy biznesowym spotkaniu, będącej jedynie wyuczoną czynnością, opartą o przyjęte konwenanse. Kulturowymi - jak pisze Marian Filipak - są wszystkie zjawiska niezależnie od ich oceny. Tak pojmowana kultura, jest immanentnym przymiotem ludzkich społeczności, ale i każdej jednostki, w każdym przejawie jej działania. Jak pisze Hofstede - obejmuje ona nie tylko działania wysublimowane, ale także całą sferę zwykłych, codziennych zachowań, takich jak sposób pozdrawiania się, okazywanie lub skrywanie uczuć, jedzenie, zachowywanie fizycznej odległości w kontaktach z innymi, sposoby uprawiania miłości czy dbałość o hiegienę osobistą.
Obejmowała również i przed tym, nim słowo colere zaczęło znaczyć coś więcej, niżli tylko uprawę ziemi.
Ojcem tego, bliższego nam znaczenia jest Cyceron. Jego cultura animi to uprawianie umyslu, doskonalenie i rozwój, wyobrażenie wewnętrznego wysiłku zmierzającego do przekształcenia sfery ludzkiego myślenia w sposób analogiczny do przeobrażeń, jakim ludzka poddawała naturalną strukturę gleby, zewnętrzny świat przyrody. Choć rozumienie to szybko doczekało się światowej kariery, problemy definicyjne nie ucichły, a ustalenie jednej odpowiedniej definicji wydaje się w dalszym ciągu po prostu niemożliwe.
W ciągu wieków systematycznie zwiększa się zakres użycia terminu kultura. Wchodzi on do arsenału intelektualnego początkowo filozofii, następnie nauk społecznych i życia społeczno-politycznego. Rezultatem stała się notoryczna wieloznaczność tego słowa. Jest to zresztą nieunikniony los takich wyrażeń językowych, które wchodząc w skład leksykonu róznych grup społecznych i zawodowych, nie dadzą się ująć w karby ścisłości, nawet w obszarze języka nauk humanistycznych.
Słowo kultura, z licznymi dookreśleniami dzisiaj spotyka się w niezliczonej ilości kontekstów. Jego - wspomniany wyżej - niezwykle szeroki zasięg sprawia, że pojęcie to mętnieje, nie dając się zamknąć w wyraźne granice.
Ilość powstałych definicji sprawy nie ułatwia. Już Kroeber i Klukhohn w swej rozprawie Culture. A Critical Review of Concepts and Definitions zebrali ponad 120 ukutych wytłumaczeń, szeregując je i przyporządkowując konkretnym podtypom. W swej pracy wyróżnili oni sześć typów definicji. Ich mówiące nazwy doskonale opisują cechy konstytutywne, którymi kierowali się twórcy podziału. Wyróznili więc definicje historyczne, genologiczne, psychologiczne, opisowo-wyliczające, strukturalistyczne i normatywne. Czy jest to zbiór pełny, zamknięty? Jak nietrudno się domyślić - nie do końca. Kłoskowska zwraca uwagę na pewne niedociągnięcia Nie wszystkie terminy klasyfikacji są szczęśliwie dobrane, nie wszystkie typy-aspekty dostatecznie uzasadnione w postaci odrębnych kategorii ujęcia kultury. Wskazuje jednak jednocześnie, na słuszną ideę, która przyświecała niemieckim badaczom.
Czy zarzuty im stawiane są jednak słuszne w obliczu tak skrajnego skomplkowania materii, którą przyszło im badać?
Na jednych z zajęć Teorii Kultury prowadzący polecił studentom politologii, aby łącząc różne typy stworzyli własnem mieszane definicje. W ciągu bodaj dziesieciu minut powstało więc sześć nowych, świeżych wytłumaczeń. Pomijając ich merytoryczną wartość i metodologiczną poprawność warto zwrócić uwagę na fakt, który miał ów eksperyment unaocznić. Fakt, iż mimo wielowiekowych trudów sprawa tego problematycznego pojęcia nie rokuje szans na ostateczne zakończenie. Typy wyróznione przez niemieckiech naukowców to typy idealne, mające na celu raczej wskazanie pewnych tendecji definicyjnych niżli ukazanie pełnego, ostatecznego podziału. Taki podział, jest bowiem niemożliwy.
Nie ma bowiem nic bardziej niedokoreślonego niż kultura - pisze Herder. Jego zasługa - prócz powyższego, bez wątpienia trafnego spostrzeżenia, to przede wszystkim propagowanie uniwersalistycznego poglądu na kulturę. Jak pisze Kłoskowska zgodnie z tym (Herdera - D.W.) rozumieniem kultury nie mogło być bowiem ludów niekulturalnych; były społeczeństwa mniej lub bardziej kulturalne (…) kultura została jednak uznana za powszechny atrybut społecznego życia
Jednym z niewielu faktów, które w kwestii kultury nie ulegają wątpliwości, jest stwierdzenie, iż to właśnie kultura, wraz z człowiekiem, którego jest immanentnym przymiotem, leży w centrum zainteresowań antropologii, a zwłaszcza antropologii kulturowej:
Termin kultura należy do grona najważniejszych pojęć jakimi posługuje się współczesna humanistyka. Dla antropologii kultury termin ten stanowi zaś jej raison d'etre w tym sensie, iż nie tylko pojawia się w nazwie samej dyscypliny, ale ukierunkowuje sposób, w jaki określa ona świat ludzkiej intencjonalności.
Jak stiwerdza Ewa Nowicak- jeśli socjologia zajmuje się człowiekiem jako istotą społeczną to antropologia człowiekiem jako istotą kulturową.
Burzliwe losy nauki, której początków doszukiwać się można już w okresie pierwszej refleksji nad istotą ludzką, w niczym nie przypominają współczesnej dziedziny. W ciągu długiego okresu rozwoju przyglądać możemy się powolnemu przechodzeniu, do tego co dziś, najpełniej określa chyba pojęcie nauki o kulturowej różnorodności.
Szeroki przegląd koncepcji przedstawiają w swoim dziele Ewa Nowicka i Małgorzata Głowacka-Grajper. Opasły tom to antologia tekstów klasycznej antropologii, w której znakomicie ukazano dynamikę (może raczej proces?) przemian nauki o człowieku.
Początkiem szerokiego pochylenia się nad problematyką kulturowej, ludzkiej róznorodności - jak nietrudno się domyślić - są czasy wielkich odkryć geograficznych.
Znane jest powiedzienia Lintona, że ryba odkryje istnienie wody dopiero wtedy, gdy prądy wyrzucą ją na powierzchnię, słowem gdy się zetknie ze środowiskiem, które wodą nie jest. Człowiek nie mógł w ogóle zauważyć zjawiska kultury, dopóki nie zetknął się z czymś innym niż jego własna kultura.
To właśnie nagły, zwielokrotniony kontakt z drugim, obcym i innym stał się spiritus movens rozwijającej się dziedziny, ktorej dojrzały kształt możemy obserwować od końca XIX w.
Przyglądając się kolejno opisywanom koncepcjom, wyraźnie dostrzegana jest tendencja, o której pisze w swojej pracy Antonina Kłoskowska, polegająca na trudnym i żmudnym torowaniu sobie drogi przez koncepcję kultur różnorodnych a równorzędnych.
Autorki wspomnianej nieco wcześniej antologii zgrabnie ów długą drogę ukazują.
Pierwsze istotne naukowe ruchy - ewolucjonizm i dyfuzjonizm nie dają jeszcze szans na rozpatrywanie kultury w jej roznorodności i równości. Przedstawiciele pierwszej, traktując rozwój drabinowo z zasady nie przyjmowali innego kierunku rozwoju, wynikającego np. z innych podsatw i wartości. Dyfuzjoniści, pochłonięci śledzeniem elementów wspólnych i rożniących kultury, nie zbliżali się w żaden sposób do dystrybutywnego ujęcia kultury.
Ważny okres to pojawienie się dwóch nowych kierunków - europejskiego socjologizmu i amerykąńskiej szkoły Franza Boasa. Ten ostatni zaczyna głośno mówić o kulturach, postulując badanie ich w konkretnym obrębie. W europejskiej szkole, największą uwagę zwrócić należy na Marcela Mausaa, ucznia Durkheima, którego koncepcja daru była początkiem idei wzajemnej wymiany jaką może przynieść spotkanie z inną kulturą. Spuściznę Franza Boasa kontynuowały tymczasem w Stanach Zjednoczonych Ruth Benedict i Margaret Mead. Dla pierwszej z nich, antropologia stała się orędziem walki z nierównością i uciśnieniem. Kultury rozpatrywała ona jako konfiguracje - nazywane przez nią wzorami kultury. Pojęciem tym nazwała zresztą swoje nabardziej znane dzieło, w którym opisuje teoretyczną koncepcję i własne badania terenowe w spotkaniach z Indianami. Jej uczenninca, czy też również jak twierdzą niektórzy, kochanka, Margared Mead, poświeciła się badaniom spoleczności kulturowych, zwłaszcza Samoa. Co prawda, już po jej śmierci, wzniosła się krytyka nad rzekomym oderwaniem jej tekstów od rzeczywistości. Nie należy jednak zapominać, że zarówno jej jak i jej mentorki praca, wniosły wiele do popularyzowania idei kulturowej rónwnorzędności. W Europie, równocześnie, głównie za sprawą Bronisława Malinowskiego kształtuje się funkcjonalizm, postulujący badanie konkretnych społeczności, a jako ich znawców traktowanie tubylców, najlepiej z ową kulturą zaznajomionych. Poglądy te - o czym jednak nieco później - niezwykle bliskie są autorowi Cesarza.
Tymczasem, wracając do historii, wydaje się, iż to właśnie ów moment - przełom lat 20. i 30. przyniósł najważniejsze zwroty w historii antropologii - niezwykle głośną i dosadną artykulację kulturowego relatywizmu i postulat wewnętrznego badania kultur. Wśród nastepujących później koncepcji i i idei wyróznić należy kolejnego polskiego naukowca - Jerzego Szackiego, reprezentującego psychokulturalizm oraz przede wszystkim Clauda Levi Straussa - przedstawiciela strukturalizmu. Filozof Terry Eagleton napisał: "Wygląda na to, że Bóg nie był strukturalistą". Ale strukturalizm miał własnego Boga - Claude'a Lévi-Straussa. Ten, w strukturach doszukuje się nie tylko sensu elementów, ale także istniejących między nimi związków i zależności. Elementy te trzeba babać obiektywnie, najlepiej z dystansu - jak pisze Nowicka: niczym astronom
Ostatni wymieniony przez autorki okres szkoły krytycznej to próba rzekomego rozliczenia się z zarzutami, które antropolodzy stawiają często samym sobie.
Wobec uzyskania niepodległego bytu narodowego przez państwa znajdujące się dotychczas pod władzą mocarstw kolonialnych antropolodzy poczuli, że ciąży im poczucie winy, że należą do społeczeństw „kolonializatorów”, a ich prace były często wykorzystywane do utrzymania wladzy nad poszczególnymi ludami, a nawet pisanie na zamówienie kolonialnych władz
Problem obiektywności badań i wykorzystywania ich w celu zgoła odmiennym niż szerzenie rzetelnej wiedzy, znany jest nie od dziś.
Nauka ze swej zasady obiektywna, uwikłana jest często w cały szereg nieszlachetnych pozwiązań. Niejednokroć to rzekomo naukowe podstawy stawały się przecież przyczynkami do monstrualnych wymiarów ogólnoludzkich tragedii. Często nie chodziło nawet o naukę, ale pseudonaukwoy bełkot, tworzony na potrzeby podbudowy konkretnej ideologii.
O instrumentalnym wykorzystywaniu badań - także ich wyników wspomina w swojej pracy Hofstede, traktując o badaniach, które swego czasu wbudziły duże zainteresowanie, dając dowód iż przeciętny czarnoskóry mieszkaniec Stanów Zjednoczonych odznacza się mniejszą niż przeciętny Biały inteligencją. Dyskusja natychmiast przycichła, gdy okazało się iż przeciętny Azjata, dysponuje większą inteligencją niż biały. Oczywiście, jak pisze Hofstede nikt nie starał sie spojrzeć na ów wyniki z perspektywy równości szans, które otwierają się przed konkretnymi nacjami, a które dla rezultatow ów badań mają przecież znaczenia zasadnicze.
Faktem jest jednak, iż mimo pewnych grzechów, o których nie należy co prawda zapominać, trudno nie przyznać antropologii szczególnego miejsce w rozwoju idei równości, a także w jej wpływie na masowe postrzeganie problemów kulturowej różnorodności.
Antropologia wyrosła w gruncie rzeczy właśnie z zaangażowania w obronę określonych wartości, a wśród nich bodaj najważniejsze miejsce zajmowała tolerancja dla odmienności.
Czasem mówi się nawet o antropologii walczącej, której głównym celem jest pomoc, przemówienie głosem uciśnionyh i opresjonowanych.
Postmoderniści, przedstawiciele szkoły krytycznej wskazują na fakt, iż sama idea badań innych kultur, Europejczyka wchodzącego w inny świat jako badającego, zgoła narusza postulowaną równość. Należy jednak pamiętać - o czym pisze także Kapuściński - że obraz człowieka, bialego badacza spoza, odchodzi z czasem do lamusa, otwierając drzwi tubylczym antropologom, znającym przecież kulturę od wewnątrz, ze wszystkimi jej meandrami.
Niemniej, wciąż w wielu sferach widoczne jest przedmiotowe traktowanie. Odwołam się w tym momencie do Stiglitza i jego znakomitej Globalizacji:
Ćwierć wieku temu ludzie w krajach rozwijających się mogli zasadnie darzyć "ekspertów" z MFW pewnym szacunkiem. Ale gdy tylko doszło do przesunięcia w militarnej równowadze siły, nastąpiło jeszcze bardziej radykalne przesunięcie w intelektualnej równowadze siły. Rozwijający się świat ma dziś swoich własnych ekonomistów - często wykształconych w najlepszych instytucjach akademickich na świecie. Ekonomiści ci mają znaczącą przewagę, która wynika z długotrwałej znajomości miejscowej polityki, warunków i biegu wydarzeń.
Owi znawcy, choć opierający swoje sugestie na wiedzy i bezcennej znajomości lokalnej sytuacji, byłi konsekwentnie ignorowani przez wysłanników Funduszu. Trudno stwierdzić, czy wynikało to z trafności ich wskazań, niekorzystnej dla MFW, czy może jedynie ze zwykłej ignorancji, zamkniętych umysłów dawnych kolonizatorów.
Antropologia, z takimi zamkniętymi umysłami starała się walczyć. Byli wśród przedstawicieli dyscypliny i tacy bowiem, dla których nauka była punktem wyjścia do szerzenia postawy opartej na etyce i zrozumieniu. Doskonalym przykladem jest tutaj Ruth Benedict, amerykańska badaczka, uczennikca Franza Boasa.
Benedict jest nie tylko przekonana o konieczności uznanania równości. Swoje poglądy wyraża mocno i zadziornie: Niektórzy twierdzą, że przekroczyła zasady kulturowego relatywizmu, pokazując, że skoro w jednej kulturze pewne wartości są czymś oczywistym, to może tak być również i w innych. Nie zmienia to jednak faktu, iż prócz propagowania naukowych prawd robiła wiele na rzecz walki z rasizmem i niesprawiedliwością. Być może to ten rodzaj postrzegania nauki, jest tym czego w dzisiejszym świecie najbardziej potrzeba?
Myślę, że tak. Pomimo słuszych idei pojawiających się u kolejnych, coraz bardziej skłaniających się ku idei rowności, wzajemne poszanowanie wciąż sprawia problem. Być może jest to kwestia zbyt intensywnego spotkania z obcym, który nagle stał się obcym-bliskim, obcenym w naszych miastach, w szkołach, w pracy?
Tymczasem jednak dominuje strach i lęk przed obcością, jak Jest ona kusząca, ale także jest niepokojąca. Z narastającą jej powszechnością staje się bardziej trywialna i potoczna. Nie intryguje, nie zmusza do refleksji, nie epatuje oryginalnością. - pisze ..
Brkauje inicjatywy i chęci poznania, niezbędnej w drodze do prawdziwego dialogu. Przeszkadza fakt, iż obcy mówi coraz głośniej, upomina się o swoje prawa. Zakończył się czas białych specjalistów, o czym pisałam już wcześniej, wtórując Stiglitzowi. Coraz głośniej odzywają się rodzimi naukowcy, tubylczy i walczący.
Trudno nam to zaakaceptować. Zwłaszcza, iż głośny głos Innego, nie zawsze harmonijnie współgra z naszym.
Postępująca globalizacja, globalna wioska o której mówił McLuhan, miała być początkiem nowego całościowego świata. Tymczasem, jak pisze Katarzyna Wielechowska - We wpółczesnej refleksji humanistycznej wskazuje się - mniej lub bardziej wprost - na problem obecności lęku w różnych sferach ludzkiego życia.
Czego potrzeba aby ów barierę zniszczyć?
Ruth Benedict pisze: Istnienie antropologii było ex definitione niemożliwe tak długo, jak długo tkwiły w umysłach ludzkich rozróżnienia między nami a ludami prymitywnymi, między nami a barbarzyńcami, między nami a poganami. Trzeba było najpierw osiągnąć ten stopień dojrzałości, który nie pozwala już przeciwstawiać naszych własnych przekonań przesądom naszych bliźnich.
Dzisiaj, z tego typu sądów wyciąga się daleko idące wnioski. Czy bowiem, pełna otwartość możliwa będzie jedynie wówczas, gdy z chłodnym dystansem podejdziemy do wartości własnych, kultywowanych przez pokolenia, będących konstytutywnymi dla naszej kultury? Pyta o to i Leszek Koławski w swoim eseju Szukam barbarzyńcy.
(…) czy życzliwe zainteresowanie i tolerancja względem innych cywilizacji są możliwe tylko wtedy, kiedybyśmy uprzednio przestali brać naszą całkiem serio? Innymi słowy: do jakiego stopnia możemy afrimować naszą wyłączną przynależność do jednej cywilizacji bez jednoczesnej ochoty niszczenia innych?
Jest to pytanie o kulturowy relatywizm, którego daleko posunięte konsekwencje doprowadzić mogą do lekceważnia a w dalekich konsekwencjach unicestwienia własnej kultury. Encykledia PWN definiuje relatywizm kulturowy jako dyrektywę metodologiczną postulującą obiektywizm i antydeterminizm w badaniach zjawisk kulturowych, zalecającę dostrzeganie swoistych cech badanej kultury, a nie widzenie jej przez pryzmat kultury, z której badacz się wywodzi.
Wnioskiem z rozważan na temat słabnącej roli wartości w życiu Europy winna być moim pozytywna konkluzja oparta na trafnych spostrzeżeniach polskiego mistrza reportażu. Otóż elementem kulturowym, na stałe, wpisanym w ducha europejskiej tożsamości była otwartość i zdolność do dialogu. I to właśnie ta wartość, winna stać się podstawą nowej Europy, gotowej do dialogu, z ciekawością wpatrzonej w Innego, zapamiętałej w ideach, które stały się tej otwartej podstawy silną podbudową.
Jacek Kurzepa pisze - wędrówka ku byciu transgresyjnym powinna dokonywać się, z jednej strony przez szacunek i pełną świadomość własnego dziedzictwa kuturowego, z drugiej zaś na podstawie posiadanych przedzałożeń o potencjalnej wartościowości napotkanych kultur, ludzi, sprzeczności. Jego zdaniem spotkanie jest więc źródlem wzajmnego wzbogacenia, na które powinniśmy - także dla naszego dobra - ostatecznie się otworzyć.
Wracając do tematu kulturowego relatywizmu, warto zwrócić uwagę na fakt, iż razem z nim nasuwają się jednak również i inne, ważkie pytania:
Jak mianowicie reagować na praktyki, które z punktu widzenia naszej kultury są skrajnie niesprawiedliwe czy niehumanitarne? Antropologia daje prostą i jednoznaczną odpowiedź.
Tak jak moralnie nie oceniamy zachowania polarnego niedźwiedzia, który rozszarpuje fokę, jastrzębia, który pożera gołębia, kota, który poluje na mysz, tak nie oceniamy praktyk okaleczających organy płciowe powodujących tyranię jedynych nad drugim, przemoc i okrucienstwo wśród innych kultur. Zawieszenie oceny moralnej jest oddalaniem, wzbudzaniem dystansu i poczucia obcości.
Ale czy jednak, nauka służaca polepszeniu naszego życia nie powinna reagować na ludzkie cierpienie..? Na te pytania nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Pomiędzy swoma możliwściąmi - naukowego obiektywizmu i zwykłej ludzkiej empatii szarpią się najwięksi. Także, i Kapuściński, o czym więcej za chwilę.
Wszystkie te pytania nastręczają antropologom wielu zawiłych problemów. Nie tylko im zresztą.
Nawiązując do słow Lintona przytoczynnych nieco wyżej, stwierdzić można iż owe ryby, w dzisiejszych czasach wyłowione zostają w sposób nagły i dramatyczny. Sytuacja zetknięcia się z Innym skłania do refleksji. W tej refleksji wsparciem może okazać się filozofia dialogu, młody nurt, niezwykle istotny dla autora Wojny futbolowej.
Spotkanie, Drugi, Inny. Tematy te zwlaszcza w wieku XX. stały się ważnym obiektem zainteresowania filozofii. W tym momencie pozwolę sobie wspomnieć o dwóch postaciach, wyjątykowo istotnych dla polskiego reportera.
To reprezentanci filozofii dialogu. Jej bodaj najważniejszy przedstawiciel - Emmanuel Levinas i polski kontynuator (kontynuator-polemik?), niezwykle znaczący dla autora Czarnych gwiazd - Józef Tischner.
To, że Levinas był jedną z najważniejszych inspiracji dla Tischnera nie ulega żadnej wątpliwości. W przeciwieństwie jednak do tych wszystkich filozofów, którzy pojawiali się na jego drodze, z którymi się spierał albo, do których nawiązywał w poszczególnych, istotnych dla siebie kwestiach, Levinas jest obecny stale jak pewnego rodzaju wyzwanie, z którym trzeba się było mierzyć niemal na wszystkich etapach myślenia.
Adam Henras wymienia wspólne idee: Twarz Innego, Pragnienie, Ślad Nieskończonego, Odpowiedzialność.
Mimo tego, wiele ich rózni. Sam Tischner, pisze już na początku swojej filozofii drmaatu: O tym, że Levinas jest ostatnim wielkim jej przedstawiecielem, który wprowadza sprawę świadectwa w samo jądro filozofii. Pisze o tym, że Levinas jest inspiracją, której jednak nie zamierza przyjmowac bez zastrzeżeń.
Filozofia Tischnera - jak pisze Agnieszka Szkolka - w przeciwieństwie do nauk żydowskiego myśliciela nie jest filozofią akademicką:
celem Tischnera nie było stworzenie systemu filozoficznego z wytyczonymi granicami zainteresowań, niezdolnego do zaakceptowania odmiennych spostrzeżeń. Zaangażowany społecznie, odważnie poszukujący, pisał o problemach ludzkich i „pracował” nad ludzką nadzieją. Przez całe życie mówił, pisał, myślał i działał z myślą o człowieku. .
To co tych dwoje najbardziej łączy to fakt, że istotne, centralne wręcz miejsce- zajmuje w ich rozważaniach problem Innego, jakkolwiek nazywanego. Filozofia dramatu jest uznawane za największe dzieło góralskiego filozofa. Levinas, przez swoje rozważanie nad innym, często nazywany jest nie filozofem, a sumieniem.
Dlatego właśnie wydaje się, ze jest to filozofia odpowiednia dla czasów nieznanego do tej pory w takiej instensywności kulturowego spotkania. Choć nie ma w niej rozważań nad międzynarodową komunikacją, i spotkaniem w czasach globalizacji, jej zasadnicze założenia winny zostać przełozone na moment spotkania w międzykulturowej rzeczywistości. Przeciez ten Inny, skądkolwiek by nie pochodził, jest tak samo ludzki.
Mimo słusznych, naukowych idei, zbliżenie wciąż sprawia problem. Często okazuje się jedynie pozorne, terytorialne. Problem Innego staje się szczególnie jaskrawy, gdy wchodzi on w rejony nam znane. O tym, ze naukowe refleksje często nie wystarczają, świadczą ciągle widoczne akty wandalizmu i nienawiści. Zwłaszcza gdy obcy, bedąc do tej pory jedynie jakimś odległym członkiem globalnej wioski, trafia do naszej wioski lokalnej - mieszka obok nas, studiuje na naszym uniwersytecie, kupuje w osiedlowym sklepie. Jakiś czas temu, przez media przewinęła się szeroka dyskusja poświęcona problemom, na jakie napotykają cudzoziemcy, zwłaszcza młodzi, przybyli do Białegostoku. Wielu z nich, co krok spotykało się z wyrazami wulgarnego rasizmu, nietolancji i zwyczajnego pospolitego chamstwa. Dlaczego w mieście dawniej, tak wielokulturowym, obytym z innością dochodzi do w XXI wieku do rastistowkich wybryków?
Być może to brak odpowiedniej edukcji.
Być może brak autorytetów, którzy przez te trudne czasy mogliby dzisiejszość poprowadzić, wskazując właściwą drogę.
KAPUŚCIŃSKI - CZŁOWIEKOZNAWCA
Ludzie sądzą, że zrobili dość nie zabijając nikogo. W rzeczywistości żaden człowiek nie może umierać w spokoju jeśli nie zrobił wszystkiego co trzeba, aby inni żyli.
Albert Camus
Pojęcie to zastosował w swym eseju Bogdan Dziemidok. Słowo - choć w swym językowym brzmieniu, nieco niefortunne - znaczeniowo oddaje chyba najlepiej to, co tak naprawdę jest istotą tworczości autora Hebanu.
W jego twórczości ściera się wiele nauk, dlatego prawdopodobnie pochylają się nad nią specjaliści róznorodnych dyscyplin - w swych odwołaniach, nawiązaniach, analizach i intepretacjach. Jest to wyraz pewnej fascynacji i zauroczenia twórczością, naznaczoną niezwykła jakością - znakiem firmowym - jak pisze Tadeusz Szkołut Czy fascynacja ta nosi znamię przesady? Być może. Być może wynika to z faktu, iż nad twórczością Kapuścińskiego chylą się nie tylko specjaliści, ale także po prostu - przyjaciele, dla których prócz reportera był także - a może przede wszystkim - Ryśkiem.
Mimo tego, pojawiają się oczywiście głosy - czasem nieco zabawnego - sceptycyzmu, wobec fascynacji dziełem autora Cesarza. Pzykładowo, Dziennikarz dziennika Bałtyckiego, Henryk Tronowicz opublikował felieton (przy czym słowo felieton w przypadku tekst jest może nieco na wyrost) w którym dość bezpośrednio pokpiwia sobie z ocen i refleksji gdańskich naukowców, także i z Dziemidoka, i słowa które przyjęłam jako tytuł podrozdziału swojej pracy. Mówiący tytuł - Raport z fascynacji. Dom wariatów. świadczy o dość jednoznacznej ocenie przedstawicieli gdańskiej uczelni:
Stając przed salą wykładową wypełnioną przez studentów, dr Marcin Całbecki wyliczył domeny, w których Kapuściński okazywał biegłość. Wyliczył ich cały tuzin. Kapuściński to dziennikarz, eseista, antropolog kultury i filozof kultury, historyk, pisarz, podróżnik, poeta, reportażysta i reporter, fotograf i fotografik
To zaniepokoiło prof. Bohdana Dziemidoka, który do ogródka uprawianego przez Kapuścińskiego bez namysłu dorzucił kulturoznawstwo i człowiekoznawstwo (!). Po czym - na jednym oddechu - nazwał Kapuścińskiego mędrcem. Dla pani prof. Małgorzaty Czermińskiej z kolei Kapuściński to pisarz. Pisarz mędrzec. Pisarz erudyta. I znów na jednym oddechu - Kapuściński to Herodot współczesny!
Faktycznie. Liczba dookreśleń, oznaczającyh najczęściej specjalizacje, może budzić zdziwienie. Być może Kapuściński, ze specyficną dla siebie skromnością sam żżymałby się na takie postawienie sprawy. A jednak, trudno odmówić mu którejkolwiek z wymienionych specjalizacji. I nie chodzi tutaj o posiadanie dyplomów, czy liczbę naukowych opracowań (bo takich stricte Kapuściński nie tworzył). Chodzi o fakt, iż kiedy sięga on do rozważań nad człowiekiem, są to rozważąnia głebokie, unikatowe a jednocześnie dzięki omijaniu stricte naukowej estetyki, przemawiające także do tych, którym trudno zrozumieć Levinasa czy Levi Straussa w ich źródłowych tekstach.
Kiedy robi zdjęcia, to jest w nich to coś, czego brakuje często zawodowym fotografom. Kiedy pisze, to tysiącom ludzi na całym świecie - w czaach światowego kryzysu ksiązki i czytelnictwa - chce się to czytać.
Niewatpliwie, tworczść Kapuścińskiego jest przedmiotem kolosalnej liczby opracowań. Brnąc przez kolejne szkice, artykuły, notatki spotyka się często postawę zacaczającą swą wymową o pewien rodzaj apoteozy. Zwłaszcza od momentu śmierci pisarza, liczba poświęconych mu artykułów, rozpraw i esejów dramatycznie wzrosła. Pojawiają się więc publikacje literaturoznawców, językoznaców, medioznawców i nieskończeniu wielu tych, dla których twórczość, jak i sama postac autora Hebanu staje się tworzywem twórczej (lub mniej twórczej) refleksji.
Czy jest w tym coś niezdrowego i śmiesznego? Nie sądzę. Twierdzę raczej, że tworczość Kapuścińskiego naznaczona jest rzadko spotykaną wielowymiarowością. Jednocześnie, jednoznaczny odbior sensów zawartych w analizach ich autorów, świadczy o tym, iż w doskonały sposób przekazuje on to, co chce przekazać. To świadczy o wielkości. I tej wielkości, opisywanej często ze specyficzna, może nieco na wyrost, wrażliwością, nie da się zanegować prostą ironią. Jednocześnie warto zwrócić uwage na fakt, iż ilość kontekstów, odwołań i interdyscyplinarnych refleksji pozwala na odkrywanie wielu rzeczy na nowo, często nawet przy kolejnych czytaniach.
Kwestia przesady? W samym Kapuśćińskim była jakaś jej doza. I chciałabym na chwilę, pozbawić słowo to jakichkolwiek pejoratywnych odcieni. Była w nim przesada w ciekawości, w poznawaniu drugiego i w szacunku, który do niego żywił. Czerpał z filozofii Levinasa, którego filozofia nazywana jest właśnie filozofią hiperboli i przesady. Jego życzliwość była mocno ponad normę. Tyle o przesadzie Kapuścińskiego.
Ponadto, niezwykła wiedza uczestnictwo w wieloletnim dzianiu się, niespotykana interdyscyplinarna wiedza i talent literacki dają wypadkową tak intrygującą, że trudno oprzeć się uzasadnieniom masowego zauroczenia.
Nie jest to jednak zauroczenie ślepe i bezmyślne, co nietrudno dostrzec. Szczególnie interesujący szkic Tadeusza Szkoluta dotyka głęboko problemów zwiazanych z tłumaczeniem kultur, z kulturowym relatywizmem. Szkolut, ewidentnie nawiązując do wspomianego przeze mnie wcześniej eseju Leszka Kołakowskiego wskazuje na pewne sprzeczności w opowieściach Kapuscinskiego. Sygnalizowałam je już wcześniej pisząc o problemach kulturowego relatywizmu. Jak twierdzi Szkołut, Kapuściński, gorący orędownik rowności kultur, często nie zgadza się ze zwyczajami, których wydźwięk jest dla człowieka piętnem i upokorzeniem. Jako przykład podaje Szkołut o system kastowy czy kamieniowanie cudzołożnych kobiet jednocześnie ukazując niedostatecznie przekonujące tlumaczenia Kapuscińskiego: twierdzącego, iż potępia je wyłącznie jako ekscesy władzy nie kultury. Przeczy to - o czym Szkolut nie pisze bezpośrednio powtarzanej przez Kapuścińskiego w innym miejscu tezie - jedności systemu islamskiego, jedności prawa i obyczaju. Wytłumaczenie, które nazywa Szkołut statycznym, oparte o znikomą liczbę hołdujących tym zwyczajom ekstremistów wydaje się równie mało dosadne.
Dochodzimy ta drogą do antropologicznych kontekstów tworczości Ryszarda Kapuścińskiego. Dla mnie, pojęcie człowiekoznawstwo związane jest przede wszystkim właśnie z antropologią i - po części - filozoficznymi inspiracjami, które prowadzą autora Podróży z Herodotem do ogólnej refleksji nad światem.
Kapuściński po wielokroć powołuje się na mistrzów nauki o człowieku - by wspomnieć chociażby Maussa i Margaret Mead, a także a może przede wszystkim polskiego mistrza, czyli Bronisława Malinowskiego.
Naszym zadaniem jest więc znalezienie sobie w tym świecie miejsca, a pierwszą zasadą owego poszukiwania jest zasada tolerancji, uznania, że - jak mówił Bronisław Malinowski - nie ma kultur wyższych i niższych. Zasadzie tolerancji musi towarzyszyć poznawcza ciekawość
Kapuściński wielokrotnie podkreśla, iż to właśnie autor Życia seksualne dzikich zwrócił uwagę, że świat kultur nie jest światem hierarchicznym (było to wówczas bluźnierstwo dla wszystkich eurocentryków), że nie ma kultur wyższych i niższych, że wszystkie są równe, tylko po prostu - różne.
Spostrzeżenie to, w myśli Kapuścińskiego jest niezwykle istotne. Wyraźna jego artykulacja, jest bowiem kamieniem milowym, nie tylko dla antropologii, ale także i relacji w codziennym kontakcie z drugim. Ważną cechą antropologii jest postrzeganie jej jako dyscypliny mającej istotne oddziaływanie społeczne; bywa ona niekiedy określana jako nauka szczególnie wyzwalająca. - pisze Ewa Nowicka. Dalej wskazuje na proces - jak nauka, przechodząc na usta polityków, trafia w końcu do masowej percepcji, mając bezpośredni wpływ na traktowanie Innego.
Kapuściński przyjmuje Malinowskiego teorię wymiany, mówiącą - podobnie jak teorie Lintona i Maussa o tym, że spotkanie do droga do wzbogania, tak samo wartościowe dla obu stron, przynoszące wzajemne „zapładnianie”.
Kapuściński u Malinowskiego ceni jego rzeczywistą obecnyść, wśród tych których pragnie poznać. Sam po wielokroć mówił, iż żeby pisać, musi dotknąć, zobaczyć, poczuć.
Doświadczenie innych nie może być tylko zasłyszane, przeczytane oglądane. Pełne poznanie doświadczenia innych staje się dla Kapuścińskigo nakazem doświadczania na sobie: wilgotnego tropiku, mrozu strachu, radościa, pragnienia. - pisze Jan Iwanek
Jako reporter, wchodził w lokalną społeczność, ale trwał w niej jako reporter-antropolog.
Ryszard Kapuściński jest w pełni świadomy swojej roli poznającego, badającego elementy innej kultury i opisującego znaczenia tych elementów. W wielu wywiadach nazywa siebie tłumaczem kultur i analizuje problemy, bariery, jakie wiążą się z poznaniem i opisaniem innego niż europejski kręgu kultury (język, stereotypy).
Świat chciał poznawać w całej rozciągłości, wiedząc, że jest to cecha w dzisiejszym świecie unikatowa. Dzisiejsi ludzie są boweim według autora Wojny futbolowej osiadli, przyzwyczajneni do miejsca w którym żyją. Nawet jego dawni kompani, reporterzy, dzisiaj zajmuję się raczej pracą redakcyjną, czy zajmują miejsca dyrektorów. Kapuściński dostrzega różnice w dzisiejszym człowieku, człowieku którego osiadłość jest też swego rodzaju osiadłością umysłową:
Umysł człowieka kultury masowej to jest inny umysł. Różnica między takim umysłem a umysłem intelektualisty nie jest różnicą stopnia, ale różnicą gatunku. Są to mózgi zadrukowane różnymi kodami. Nie można wprowadzać tu rozróżnienia wyższy - niższy, chodzi bowiem o inność, o odmienność struktur mentalnych. Cechy umysłu człowieka kultury masowej: a) brak ciekawości świata, nie chce wiedzieć, b) obojętność, pasywność, myślowa drzemka, c) jeżeli jakieś myślenie, to powolne, bez tempa, bez polotu, d) ślepa wiara w stereotypy, mity, brednie; niechęć, aby je rewidować, odrzucać, e) nieufność.
Nie można wprowadzić tu rozróżnienia wyższy niższy - pisze. A jednak, słowa, których używa to slowa mocne, chłodne, z których wyłania się obraz jakiegoś apatycznego osobnika, niechętnie podchodzącego, czy nawet nieprzystosowanego do jakiegokolwiek intelektualnego czy emocjonalnego wysiłku. On jest skrajnie inny. Napędzany ciekawością, pragnieniem poznania, totalnej orientacji na wrzenie, która pozwala mu dłużej usiedzieć w jednym miejscu.
Źle się czuję w warunkach stabilizacji. Moja szkoła życia to wojna, ruch, konflikty, napięcia, dużo zdarzeń. Dlatego nie interesuje mnie Europa. Nie potrafiłbym teraz napisać słowa o Paryżu, chociaż byłem tam parę razy. Potrzeba mi silnych wrażeń, muszę coś przeżywać, bym mógł napisać reportaż.
Na spotkaniu, w którym miałam okazje uczestniczyć sam wyraził to jasno mówiąc, że musi być tam, gdzie coś się dzieje. Jeden z artykułów, powstałych po owym spotkaniu zatytułowany był „Jak trąbka do boju”. Dla niego, informacja o tym, ze wrze była zawsze taką trąbka. I faktycznie, ludzi takich jest dzisiaj niewielu.
Czy więc słowa, którymi opisuje człowieka masowego to pogarda dla dzisiejszego? Generalnie, nie ma u Kapuścińskiego pogardy. Nie ma też defetyzmu czy przesadnego ponuractwa. Kapuściński wskazuje tendencję, stara się pokazać, że coś się dzieje, że coś jest warte uwagi. Czasem, że zaczyna tlić się coś, co powinniśmy szybko ugasić. Refleksję i reakcję powierza odpowiedzialności swych odbiorców.
Pisze, że los jest w złych rękach - w rękach ludzkości. Rzadko zdarząją mu się myśli tak przygnębiające. Być może takie zapiski to chwila słabości, która udowadnia jak bardzo był ludzki i emocjonalny. Katarzyna Mroczkowska-Brand, opierając się nie tylko na znajomości jego dzieł, ale i na wieloletniej znajomości jego samego pisze o tym, że walczą w nim dwie sprzeczności. Z jednej strony - potrzeb obiektywnego obrazu reporterskiego, z drugiej niezwykła emocjonalność odbijająca się w przedstawianych dziełach. Ta dychotomia - obiektywnej racjonalnośći i emocjonalnego, człowieczego stosunku pełnego empatii odbija się również w jego postawie antropologicznej. Być może właśnie ta sprzeczność jest przycyzną jego odejścia od relatywizmu, w momencie, w którym relatywizm pociąga za sobą cierpienie drugiego, za którego Kapuściński, zgodnie z myślą Tischnera czuje się przecież odpowiedzialny.
Wygrywa wówczas mózg ssaka. Pojęcia tego używa Hall w swojej znakomitej książce Poza Kulturą. Przeciwstawia mu neocortex - mózg naukowca. Jest to podsumowanie opowieści, która spotkała go w Japonii, gdzie służba hotelowa, bez pytania i uprzedzenia, co rusz przenosiła jego rzeczy, przenosząc i jego samego. Hall, znawca kultur, mimo swojej wiedzy i kompetencji nie potrafił zapanować nad poczuciem przedmiotowego traktowania. Kierował nim bowiem mózg ssaka, zinternalizowane wzorce, wyuczone w kulturze zachodniej. W niej przenoszenie kogoś, przywiązanego do miejsca, budzi z goła negatywne konotacje.
Neocortex posiada i Kapuściński. To mózg naukowca, posiadacza ogromnej wieloaskeptowej wiedzy pozwalającej na zrozumienie skomplikowanych procesów spółczesności.
Słowo naukowiec brzmi jednak tutaj cierpko i blado. Chodzi tu raczej o mózg humanisty - zdolność, która pozwala patrzeć na Innego w wielorakim wymiarze - pamiętając o racjonalnych naukowych podstawach, z jednoczesnym udziałem ogromnej empatii i pragnienia poznania.
Dziś nauka mocno związana jest z wąskimi specjalnościami, w których prym wiodą przede wszystkim dyscypliny ścisłe. Brakuje szerokiej humanistycznej refleksji, globalnego myślenia, którego reprezentantem, w najpełniejszym chyba wymiarze jest własnie autor Cesarza.
Nazywa siebie tłumaczem kultur. Z czego w tym tłumaczeniu korzysta? Przede wszystkim z wiedzy i doświadczenie. Wiedzy, będącej efektem gruntownego przygotowania przed wyjazdem, doświadczenia którego zdobywa w kontaktach z innymi. Wspiera się autorytetami. Tymi, których motta wyraża później w ksiązkach, którzy go inspirują i jak Herodot dodają otuchy będąc towarzyszami kolejnych podróżymi. Także, tymi których naukowe odkrycia docenia.
Wie, że tłumaczenie kultur jest coraz trudniejsze. Świat się zmienia. Stwierdzenie to jest być może truizmem, jednak nie chodzi tu o pretendowanie do odkrywczości. Chodzi jedynie o to, że ta zmienność pociąga za sobą daleko idące konsekwencje. Obserwował ją polski Herodot na przełomie wielu lat. Przyglądając się nowej duszy budzącej się Afryki, będąc w sercu wrzenia, które niustannie go fascynowało. Świat pulsuje. To pulsowanie narasta, intensyfikuje się, budzi niepokój i napięcie. Nastaje nowy porządek. I celowo, używam tutaj formy niedokonanej. Bo to dzianie się nigdy nie będzie skończone, a wielkie wydarzenia w ciągu jednego dnia, dzięki światowemu echu jakie umożliwia globalizacja, zmieniają jego kształt i obraz. Europejczyk, przyzwyczajony mimo wszystko do pewnego wygodnego status quo, skazany jest na nieprzyjemne zdziwnie.
Rozsrastają się nacjonalizmy a Afryka wychodzi spod panowania. Afryka zaskoczona i pobudzona irracjonalnością białego:
Dlaczego biali ludzie tak się nienawidzą, że mordują się milionami? W ich oczach, w XX wieku biała rasa popełniła samobójstwo. To ich ośmieliło, aby rozpocząć walkę z kolonializmem.
Rwący nurt historii - tak zatytułowana jest książka, ktorej treścią, są zapiski Kapuścińskiego o dokonującej się historii. Rwący nurt. Sformuowanie, przywołujące w wyobraźni czytelnika, obraz niezwykle dynamiczny, dziki, nieokiełznany. Taki jest świat dzisiaj. I to dzisiaj, najbardziej chyba potrzebuje ludzi takich jak On. Nie można się łudzić, iż będzie ich wielu. Coraz mniejn w dzisiejsym świecie autorytetw. A autorytetem jest niewątpliwie. Liczne spotkania z młodzieżą udowodniły, jak ogromnnym szacunkiem zaufaniem i podziwem daży go najmłodsza część czytelników. Co szczególnie intrygujące, tych, którzy od najmłodszych lat wychowywali się w swiecie flashy i płytkiej obrazowości. W życiu autora młodzi ludzie są niezwykle ważni. Doświadczyłam tego osobiście, podczas spotkania z nim. A Kapuściński potrafił zauroczyć, także - a może przede wszystkim - w spotkaniu twarzą w twarz. Szalenie otwarty, z zainteresowaniem słuchający pytań. Bez jakiegokolwiek odcienia ignoracji, rozmawiał z nami tak, jak gdyby nie istniało w tamtym momencie nic poza kameralnym spotkaniem w pracowni na Prokuratorskiej. Swojej otwartości dawał wyraz po wielokroć. Spotykając się z młodzieżą, ale także z ogromną ciekawościa spoglądając na tych najmłodszych, będących przecież przyszłością globalnej wioski. Piękną anegdotę opowiada w swym eseju Jan Miodek.
Oto na przykład Ryszard - w parę godzin po wspomnianej uroczystości wręczenia mu dyplomu honoris causa , oczekując w Auli Leopoldyńskiej na kolejne oficjalne spotkanie - nagle wdał się w rozmowę z kilkuletnimi dziećmi, zaintrygowany ich obecnością wśród dorosłych. Wyrazu jego twarzy, świadczącego o najwyższym stopniu zaciekawienia tym, co miały mu one do przekazania, nigdy nie zapomnę (…) Alicja Kapuścińska zaś stwierdziła, że z identycznym zaangażowaniem emocjonalnym mąż reaguje na niemal każdy, w jego odczuciu, odgłos za oknem.
Ta opowieść, świadczy o otwartości i ciekawości drugiego człowieka. Miodek, swój esej rozpoczyna od myśli filozofa, który dla Kapuścińskiego, był niezwykle istotny: Pogranicze, napisał Józef Tichner, dziwne rzeczy wyczynia z człowiekiem. Może go zawężać albo poszerzać.
Być może faktycznie granica. Może pogranicze faktycznie otwiera. Może to jest przyczyną pędu z jakim Kapuściński biegnie poznawać drugiego człowieka. Może też dzieciństwo, bieda i wojna, pozwalają mu na spotkanie Innych-swoich, z którymi łączy go wspólnota: doświadczeń i przeżyć.
Bardzo lubię tamten świat, i Afryki, i Ameryki Łacińskiej, i Azji. Dobrze się tam czuję. Sam jestem z Polesia, takiej bardzo dziwnej społeczności, która już nie istnieje, zniknęła. To była taka przedwojenna Afryka Polski, ci, którzy wyprawiali się na Polesie, pisali o tym książki. I moja literatura pisana jest w zasadzie w formule antropologicznej. Więc odczuwam jakieś wewnętrzne pokrewieństwo z tamtym światem, dobrze się w nim czuję, wiele z przypadłości trapiących jego mieszkańców znam z własnego życia.
Wie, co to znaczy chodzić bez butów, wie, co to znaczy być głodnym. Kapuściński, kiedy mówi o tych głodnych, biednych, uciśnjionych, staje się antropologiem walczącym i wyzwalającym.
Daje głos ubogim. Czasem nie zna języka. ale jest otwarty i niezwykle chłonny, i ta chłonność połączona z przenikliwą obserwacją pozwala mu na trafną ocenę sytuacji i tym samym - ominięcie językowych problemów. To porozumienie z biednymi jest czymś wyjątkowym. Kiedy czyta się Lapidaria, we fragmentach ukazujących tak znaczący podział Półoc-Południe, można mieć wrażenie że fakt ten jest dla niego porażką, ityrtującą porażką ludzkości,k tóra nie stara się robić nic aby podziały te wyrównać. Obrazowe zestawienie to nie populistyczne zabiegi. Choć uderzają swoją trafnością i symboliką, są stwierdzeniem istniejących faktów.
Sprawdziło się natomiast w praktyce zupełnie co innego, mianowicie to, że rozwój świata okazał się jednocześnie rozwojem nierówności. Dzisiaj mamy taką sytuację, że około 300 multimilionerów zgromadziło bogactwo równe temu, czym dysponuje niemal połowa ludzkości.
Problem polega na tym, że rzadko zdarza nam się o tym pamiętać. Kapuściński nazywa obojętność straszną chorobą. Remedium na nią jest postawa, ktorą sam reprezentuje. Ts ciekawość przywoływanej już w mojej pracy po wielokroć.
Kapuściński poobnie jak Malinowski docenia bliskość spotkania.:
Hinduskie słowo upaniszada oznaczało: siedzieć blisko, być blisko. Ja przekazywało się Innemu nie tylko w słowie, ale również swoją bliskością, bezpośredniością, byciem razem. Tego doświadczenia, tego przeżycia nic nie jest w stanie zastąpić.
Chyba dlatego tak bardzo bliska jest mu filozofia dialogu, sprowadzająca się przede wszystkim do odpowiedzialności za Innego.
Jego pierwszy mistrzem jest Levinas - jak pisze Ewa Podres - przełamujący immanencję „ja” na rzecz transcendencji drugiego człowieka i transcendencji Boga. Levinas to filozofia po Oświęcimiu, przed która stały podobne, jeśli nie większe wyzwania jak przed sztuką, literaturą, nauką.
Co znajduje u niego Kapuściński? Przede wszystkim totalne skupienie na Innym. Innym, którego jak pisze indyfernecja jest jedynym celem.
Levinas poświęcił całe swoje dzieło - po etapie fenomenologicznym (modelowa konfrontacja Husserla i Heideggera) - detronizacji filozofii na rzecz etyki. To jemu zawdzięczamy pewien rodzaj etycznego radykalizmu znaczenie wyprzedzający dzisiejszą modę.
Levinas wskazuje na fakt, iż naszym głownym celem, obowiązkiem jest odpowiedzialność za Innego. … wskazuje na bblijne źródla tej idei - rozmowę Boga z Kainem, świeżym mordercą swojego brata. Jak pisze … to wlaśnie w pytaniu tym, glownym sensem jest pytanie o odpowiedzialność, o troskę za drugiego, drugiego po stokroć ważniejszego od nas samych.
Levinas był w większym stopniu sumieniem niż filozofem i jego dyskurs, tak mocno naznaczony wartościami i tradycjami Zachodu, tyleż duchowymi co filozoficznymi, niesie w sobie, poza koncepcjami bytu i nicości, czasu i śmierci, a nawet transcendencji i metafizyki, kwestię uzasadnienia ludzkiego życia.
Sam Kapuściński pisze o filozofii Levinasa jako o filozofii postulującej - ktorej glownym nakazem jest Nie zabijaj. A zabijać można przecież wszelako.
Prócz Levinasa, ozywistą inspiracja jest Tischner - filozof który jego zdaniem w niezwykły sposób rozszerza wizje Levinasa. Rozszerza wlasnie o niezbędną, najistotniejszą odpowiedzialność, odpowiedzialnosc, ktorej przedmiotem jest drugi czlowiek.
Tischner, o spotkaniu pisze jako o wydarzeniu, oddzielając to wydarzenie od codziennego kontaktu z setkami ludzi, których po prostu mija na swojej drodze. Spotkanie jest dialogiczne. Człowiek jest aktorem na scenie świata, a spotkanie z innym jest największym najważniejszym wydarzeniem. Tischner, odwołując się oczywiście do twórców filozofii dialogu wprowadza kilka zmian - jak pisze Kapuściński - rozszerzając pojęcie odpowiedzialnośći, ale także wprowadzając pojęcie symetryczności, które negował Levinas.
Polski filozofi, pisze zrozumiałym językowiem, tworząc jednocześnie, jedno z najważniejsztch dzieł polskiej filozofi - Filozofię dramatu.
Co w tej filozofii ujmuje Kapuścińskiego najbardziej?
Wielką zasługą tej filozofii jest już to, że w ogóle mówi ona o poszczególnym człowieku, o każdej jednostce jako wartości samej w sobie, że ciągle przypomina o jej istnieniu, jej prawie do egzystencji i artykulacji. W naszym posmodernistycznym szumie, w naszym pomieszaniu języków bezcenny jest ten mocny i wyrazisty głos podnoszący takie wartości, jak tożsamość, szacunek, dostrzeganie i poważanie drugiego - Innego.
W Lapidarium znajdziemy smutną notatkę o śmierci Levinasa.
Kapusciński szczególną mocno przywiązywał się do swoich autorytetów. Tak jak w przypadku Herodtoa, często kiedy pisze o wielkich, których szanował i podziwial, wyczuwalny jest u niego ten specyficzny serdeczny ton, którego doświadczali jego towarzysze.
Czy Kapuścińskiego można nazwać filozofem? Jeśli o Levinasie mówi się, że był raczej sumieniem to i to samo można powiedzieć chyba o autorze Hebanu. Nie tworzy Kapuściński wszak jakichś rozbudowanych filozoficznych systemów, nie pisze o nich w skomplikowanych dzielach. Kiedyś sam powiedział, że najlepszą ksiegą byłaby ksiega cytatow. Jakoś tak dziwnie się stalo, ze ksiega jego cytatow - Lapidaria, sa lekturą doskonala. Opartą o relfeksje jednego człowieka, siegajać czaseem jedynie do swych insporatorow i przyjaciol.
Bliższe już niż filozof, byłoby tu słowo myśliciel. O co opiera się sedno jego refleksji? Przede wszystkim o szacunek dla owego Innego. Nie o tolerancję, bo ta jest jedynie bierną akceptacją. Chodzi o szacunek powodowany chęcia poznania. … pisze o miłości do drugiego człowieka (za co momentalnie przeprasza). Wydaje się, że opis postawy Kapuścińskiego nie wymaga tak przesadnego patosu. Sam autor Hebanu, nigdy przecież po taki nie sięgal.
Nawet kiedy mówił o potencjalnej śmierci zaglądającej w oczy podczas kolejnych wypraw, nigdy nie starał się robił z niej widowiska.
III. MYSLICIEL. KAPUŚCIŃSKIEGO DZISIAJ I JUTRO W GLOBALNEJ WIOSCE
Globalizacja nie jest a priori dobra ani zła. Będzie taka, jaką uczynią ją ludzie. Żaden system nie jest celem samym w sobie, należy zatem konsekwentnie głosić, że globalizacja, jak każdy inny system, musi służyć człowiekowi, musi służyć solidarności i dobru wspólnemu.
Jan Paweł II
Ten kto biernie akceptuje zło, jest za nie tak samo odpowiedzialny jak ten, co je popełnia.
MARTIN Luther KING
Być człowiekiem to właśnie być odpowiedzialnym.
AEDE
Dużo jest u Kapuścińskiego refleksji nad przyszłością. Świadomy jest on zmienności świata jego coraz większego skomplikowania. Dostrzega niepokojące zmiany, wiedząc jednocześnie, że rwący nurt hitorii będzie długo pędził swym oszalałym tempem.
Kapusciński nie ma recepty na nowe tysiąclecie. Nie ma człowieka, który by ją miał. Stając u progu nowego millenium, przez każdym, postawione zostaly nowe pytania, na które odpowiedzi nie przychodzą latwo
Niewykluczone, iż nasza fundamentalna bezradność poznawcza - maskowana zalewem książek na temat globalizacji, mediów, komunikacji, kultury - jest nieusuwalnym efektem złożoności, niestabilnośći, „płynośći”, bądż po prostu niehcwytności, niefeiniowalnośći współczesnego społeczeństwa jako przedmiotu badań
Możemy jednak korzystać z jego obserwacji opartych o poznanie, którego niewielu w skali globu mogło doświadczyć. Jest doskonałym znawcą meandrów polityki i władzy - do całej listy epitetów, niektórzy dodają włąsnie - politlogo. W opracowaniach mu poświęconych mówi się w ilu wydarzeniach, historycznych i politycznych, uczestniczył. On sam traktował to jak pracę, i nieustanną realizację pragnienia uczestnictwa.
W spotkani z nami mówił, że nie potrafi wytrzymać bez tego dziania. Że lubi wracać do domu, ale za chwilę pragnie gnać dalej.
Kapuściński z zainteresowaniem przygląda się światu. Nie popada jednak - ani on ani Levinas - w apokaliptyczny ton. Jeśli znajdujemy w jego zapiskach pesymizm, to jest on wyrazem wielkiej troski, może chwilowej rezygnacji, co nie zmienia faktu, że z jego filozofii życia i sposobu myślenia, płynie optymizm, którego warunkiem jest zmiana współczesnej mentalności:
Świat wielokrotnie był wystawiany na wielkie próby, ale zawsze była granica, na której się wszystko zatrzymywało. Po II wojnie światowej właściwie nie doszło do żadnego zbiorowego konfliktu, wszystko to są wojny lokalne, przewroty, wojny domowe. Gdy gdzieś wybucha wojna, jak na przykład ta na Bałkanach czy na Bliskim Wschodzie, zawsze budzą się siły, które nie dopuszczają, żeby się rozprzestrzeniła i rozlała na całą planetę. Ludzkość wytwarza antyciała, które izolują konflikt i zamykają go w sobie.
Nie zgadza się Kapuściński z Huntngtonowskim zderzeniem kultur, nie zgadza się i z teorią Fukuyamy. Zaryzykować można stwerdzenie, że ich dzieła traktuje z lekkim przymrużeniem oka, nie widzą w nich - tak naprawdę - czegoś więcej poza chwytliwymi tytułami, odpowiadającymi na ptorzebę pewnego poskładania otaczającego ludzi świata:
Dzisiejszego globalnego świata człowiek nie potrafi objąć świadomością, wyobraźnią umyslem. I ludzie najczęściej unikają próby jego ogarnięcia. To widać dobrze w literaturze - ludzie uciekają w nisze, w prywatność, opowiadają historię rodziny, dzieciństwa, miasta. Tu się kończy horyzont ich świata. Rzeczywistość świata przekroczyła granice naszej świadomości - stąd nasza poznawcza bezradność. Próby amerykańskich myślicieli takich jak Huntington, Fukuyama czy Kagan to nic innego jak próby wyjścia z niszy i skonstruowania opisów, które pomogłyby nam ten świat ogarnąć.
Nie zgadza się Kapuściński z teorią zderzenia cywilizacji. Co więcej, w świetle jego inspiracji - filozofią dialogu, koncepcją wzajemnej wymiany, teoria ta jest nazwyczajniej w świecie nie do przyjecia. Wydaje się, iż to, czemu hołduje Kapuściński nie jest jakimś wyimaginowanym pustym frazesem. Nie zmienia to jednak faktu, iż dialog kulturowy wymaga ogromnego wysiłku - mentalnego i emocjonalnego. Wymaga także skupienia - nieprzystającego do dzisiejszej epoki.
Dialog kulturowy zawsze był dialogiem umysłów wysokich, dialogiem głębokiej refleksji, skupienia i ciszy. Jeżeli wszyscy zaczynają mówić naraz, jak to się dzieje w Internecie, rozmowa schodzi do poziomu jarmarku.
Tezy te, nie dają się pogodzić z koncepcją zderzenia. Kapuścinśki w to zderzenie nie wierzy wiedząc jednocześnie, że starzejąca się Europa już niedługo będzie musiała korzystać z sił witalnych południa. Póki co nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Huntingotnowi jak pisze…- zarzuca Kapuściński jednostronną perspektywe, mocno zamerykanizowaną. Zgadza się - jak pisze - w odrzuceniu wizji Fukyamy. Zarzuca mu bowiem mylenie dwóch pojęc, bynajmniej nie jednoznacznych. Modernizacja, faktycznie postępująca, to wszak nie westernizacja. Czasem, ogłądając dokumenty z Afryki (tej Afryki, pełnej wojen, biedy, i ludzi w opaskach z liści bananowca) dziwić mogą młodzi chłopcy, grający w piłkę, biegający w koszulkach Nike czy Pumy, jakby włozeni, wklejeni w dobrze znaną, stereotypową rzeczywistość Czasrnego Ląsdu.
Jednak wielu z nas włąsnie tak postrzega globalizację. Ta, w kolokwialnym w prostym wyobrażeniu to internet, to to że nasz afrykański przyjaciel nosi takie same buty jak my, pije ten sam popularny napój, słucha tej samej muzyki i tez chcialby mieć Ipada 3G. Z drugiej strony, globalizacja budzi jakieś ciemne skojarzenia, z czymś nie dokońca określonym, ale opartym na manipulacji i partykularnych interesach wielkich koncernów, pociągających za sznurki rozmaitych procesów. Kapuściński pokazuje absrurdy globalizacji, która ze swej natury - obejmuje caly globalny swiat. Caly piękny, polnocny swiat.
Zgadza się z …, którymi mówi, że Afryce rzucony został ochłap wolności. Tylko tej politycznej.
Duża część bogactwa i potęgi Europy i Ameryki Północnej bierze się z eksploatacji surowców Trzeciego Świata. Stany Zjednoczone konsumują przecież czwartą część całej ropy naftowej świata, podczas gdy same dysponują zaledwie 2 proc. naftowych złóż. A trzeba pamiętać, że konsumpcja w krajach bogatych rośnie dużo szybciej niż w krajach słabo rozwiniętych. To powoduje coraz większą nierówność między światem bogatym a krajami biednymi i ich zależność od Europy i Ameryki.
Dziwić mogą nas koszerne McDondly i młode muzulmanki ubierające się zdecydowanie europejsko. Dziwić może Facebook dostepny w w Mali czy Kambodży. Ale niefrsobliwością jest dopisywanie do Internetego łącza, koszernego Bic Maca czy koszulki z trzema paskami przekonania o postępującej zmienie kulturowej. Kapuściński pisze (noś N- 211) że w Emiratach widział muzułmankę ubraną w obcisłe jeansy i również obcisły t-shirt. Na głowie miała typową, znaną z południowych obrazków chustę.
Wzorce związane z pwoierzchownośćią, roznoszą się szybko, i z zaskakującą łatwością. Świat zalewa przecież tania odizeż, zachodnia moda. Wartości, system postrzegania świata i etyczny kodeks zmienić się dużo trudniej, o czym często zdają się nie pamiętać siewcy idei westernizacji.
Takie myślenie, to ciągle odbijające się echo białej dominacji. Kapuściński pyta o miejsce Europy w nowym ,przeorganizowanym świecie. Otóż, na jego oczach - i nie jest to żadna przenośnia - budziła się Afryka a wraz z nią, budziła się nowa mapa świata, całkowicie przeorganizowana. Działo się to na przestrzeni lat, jednak skutki nowego ładu, dopiero zaczynają być odczuwalne. Kapuściński jasno wskazuje kto jest gospodarzem Czarnego Lądu, jak bardzo zmieniło się postrzeganie białego, jak bardzo u siebie byliśmy kiedyś i jak bardzo nie jesteśmy dziś:
Dialog kulturowy zawsze był dialogiem umysłów wysokich, dialogiem głębokiej refleksji, skupienia i ciszy. Jeżeli wszyscy zaczynają mówić naraz, jak to się dzieje w Internecie, rozmowa schodzi do poziomu jarmarku.
Dawniej, Europejczyk mógł posługiwać się w Afryce swoim językiem, mógł kupić angielską prasę, słuchać małego przenośnego radyjka. Dzisiaj - to się zmieniło. Hotele, sklepy - wszystko to staje się wlasnośćią rodowitych mieszkańców, którzy coraz lepiej zdają sobie z tego sprawę. Zmiany już się zaczęły, jednak należy pamiętac też o tym, że wielu lat podległości nie da się naprawić krótkim: Africa Wake Up.
Oczywistym jest fakt, że za politycznym ożywienie Trzeciego Swiata, nie poszla jego samodzielność gospodarcza. Nie wojna jest największym problemem Afryki powiada Kapuściński - nie wojna, a bieda. Ta pociąga za soba konsekwnecje dużo poważniejsze. Kiedy jesteś głosny, nie pójdziesz do szkoły, nie pójdziesz do teatru, nie przeczytasz książki.
Wie autor Cearza, że świat Zachodni jest w stanie temu głodowi zapobiec. Nie chodzi jednak o wysyłanie paczek z żywnością. Chodzi o wprowadznie nowych technologii - odsalania wód, wprowadzanie nowych bardziej wydajnych odmian kukurydzy. Ale Zachód się przez tym wzbrania. Tak samo jak wzbrania się przez pomoą medyczną:
Jedną z chorób, które najbardziej dziesiątkują, jest malaria (zabiera rocznie ponad milion istnień). Występuje w regionach tropilalnych i półtropikalnych. Strefę tropikalną zamieszkują ludzie biedni, a zatem podobnie jak w przypadku AIDS - by wynaleźć skuteczne leki na malarię,trzeba skorzystać z funduszów państw bogatych. Jednak firmy farmaceutyczne nie chcą inwestować w badania nad tą chorobą, ponieważ wiedzą, że gdy wynajdą lekarstwo, to i tak nie zdołają go sprzedać, bo potencjalni nabywcy są zbyt ubodzy. W rezultacie nie podejmuje się badań na malarią. jednocześnie jednak wydaje się olbrzymie sumy na wynalezienie setek nowych leków, kktórymi zainteresowane są społeczeństwa zamożne, bo to się opłaca.
Nie chce Kapuścński pogodzić się z hipokryzją zachodu. Hipokryzją, głupotą, zwał jak zwał.
Zachód notorycznie podpycha Trzeciemu Śwatu rybę. Często nadpsutą, traktując peryferia jak śmietnisko I świata. Porównanie, wytarte i kolokrowila, ale oni naprawdę potrzebują wędki. I co większa, mają wszelkie zdolności ku temu aby się nią posługiwac. Kapuściński jest o tym przekonany:
Bogaci i biedni żyją w różnych światach. Ludzie bogaci myślą, że rozwiąża problemy biednego, dając mu miskę ryżu. Swiat zamożny widzi w ubogim Trzecim Świecie wyłącznie problem biologiczny: jak wyżywić tych ludzi. Nie - jak nauczyć ich myśleć, jak wykształcić i gdzie zatrudnić, tylko - jak nakarmić.
To smutne wnioski. Kapuściński jednak nie pozostawia nam smętnej spuścizny. Pokazuje jedynie największe bolączki. Kłując nas trafnymi spostrzeżeniami zmusza do myślenia. Nad tym co warto zmienić i jak można to zmienić. Nawet w tym stwierdzenie - ludzkość jest w strasznych rękach, pomimo metaforycznego wskazania na pewne błędy ludzkiej natury, nie jest tak, że świat i jego losy skazane są na jakieś bezlistotne fatum. A jeśli tak, to będzie to wina mieszkańców globalnej planety.
Tych problemów wesług autora Czarnych gwiazd nie można dłużej ignorować. Nie da się pozostawać w kulturowej izolacji - powiada autor Podrozy z Herodotem, dlatego musimy się do tego dialogu żywo, z równą jemu ciekawością przygotować. Będzie to tym trudniejsze, że kolonialny status quo trwał ponad pięc wieków, ucząc Europy swojej niepodważalnej roli, dominatorki.
Ta dyfuzja kulturowa na światową skalę utrudniła nam, jak nikomu dotąd, poważne traktowanie cywilizacji innych ludów; nadała naszej kulturze imponującą uniwersalność, którą dawno już przestaliśmy tłumaczyć historycznie i którą interpretujemy raczej jako coś koniecznego i nieuniknionego.
Jest w tym stwierdzeniu wielka nadzieja, która jednak w wielkim stopniu zależy od tego, jaką drogą pójdzie współczesne społeczenstwo. Kapuściński często podkreśla, że wszystko można zmienić i zatrzymać, że masowe ruchy antyglobalistyczne, to dowod tego, że coś się dzieje.
Byłby pewnie Kapuściński znakomitym komentatorem dokonujących się wczoraj, dzisiaj przemian świata arabskiego. Wydaje się zresztą, że w tych wielkich momentach, brakuje nam przewodników. Arabskie rewolucje, większość odbiorców kojarzy pewnie głównie w obrazami - krzyczącycch mężycznzn o ciemniej karnacji, wystraszonych oczu spoglądajaćych zza chust, ognia i płaszczących dzieci.
Przypominając jednak jego optymistyczną refleksję - wiek, w który weszliśmy może intensyfikować napięcia, aby może to równez być ten czas, w którym wiszące nad globem problemy zostaną rozwiązane..
Kapuściński ukazuje trzy drogi, którymi może potoczyć się dalej międzykulturowe spotkanie. Wskazuje na te trzy drogi i Szkołut w swym przywoływanym już w mojej pracy skzicu. Pierwsza z nich to wojns, druga to izolacja, trzecia - dialog.
Jedyną słuszą jest ostatnia. Izolacja nie ma racji bytu. Limes nie wytrzymają naporu. Zresztą, jaki bylby sens w ich budowaniu.
Wojna jest dla Kapuścińskiego przegraną
Wojnę trudno usprawiedliwić; myślę, że przegrywają ją wszyscy, ponieważ jest ona porażką istoty ludzkiej, obnaża jej niezdolność do porozumieni, do wczucia się w Innego, do dobroci i rozumu.
Słowo porażka, zastosowane do jej opisu jak chyba żadno inne nie oddaje jej charakteru. To jest słowo pozbawione jakiegokolwiek patosu. Porażka jest cicha, smętna, nie ma w niej nic podniosłego. Nawet jej tragizm jest zwykłą klęską.
Burszta W., Antropologia kultury: tematy, teorie, interpretacje, Poznań 1998, s. 13.
Tamże, s. 14
Filipiak M.,
20
kloskowska 9
filipiak, 10
nowicka 11
http://wyborcza.pl/1,97738,7230491,Lévi_Strauss__mistrz_ukryty.html
nowicka
swiat czlowieka2
wszyscy jesteśmy
antologia 64
stiglitz 36
14
http://encyklopedia.pwn.pl/haslo/3966979/relatywizm-kulturowy.html
nowicka 149
fillozfia dramartu, 19
http://www.dziennikbaltycki.pl/opinie/89436,raport-z-fascynacji-dom-wariatow,id,t.html?cookie=1
rwacy nurt 121
autoporet 21
dzieglewski
iwanek 18
AR 12
tamze 14
lapidarium I-III 74
AR 44
spotkanie 59
ten inny
szkice 136
autoportret
tamże
ten inny, 60
w kregu dobra i zla, 172
Globalizacja mediów i chaois kultorowy
antycla
rwacynurt 25
refleksje 128
detronizacja euroy
rwh 182
doctor 34
rnh
ruth83
dalem glos ubogim 70
ten inny, 67