Wykłady ks. Jana Guzowskiego, 9. Teologia Duchowości, rok IV teologia duchowości II


TEOLOGIA DUCHOWOŚCI

Rok V

Studia Niestacjonarne

Wykłady na Wydziale Teologii

w roku akademickim 2009/2010

Semestr I 
 

opr. Ks. Jan Guzowski 

Olsztyn 2009


 
 

Część I

Życie duchowe ochrzczonego i modlitwa

Wprowadzenie

Już na samym początku należy rozróżnić między pojęciami: duchowość i duchowości. Już Louis Bouies1 pisał o pewnych dewiacjach duchowych, o pewnych patologiach, które pojawiały się w środowisku katolickim:

1. Psychologizm, a mianowicie zredukowanie życia duchowego do niektórych etapów rozwoju świadomości.

2. Synkretyzm, a mianowicie potwierdzenie doświadczenia religijnego gdziekolwiek się ono objawia.

3. Fragmentaryzm duchowości w jakiejś większej duchowości, z powodu różnych specjalizacji: duchowość kapłana, rodziny, świeckiego, misjonarza, itp. I jeśli jest prawowitą sprawą podział dla ukazania specyficzności każdego powołania, to ryzykowną jest rzeczą stworzenie nadmiernych podziałów nie rozumiejąc już jedności życia chrześcijańskiego, które jest znacznie większe niż to, które dzieli na stany życia.

I w biegu trzydziestu lat, jakie upłynęły od tego napomnienia, patologie te rozwinęły się bądź zakorzeniły się:

1. Zawsze górę brały, bowiem instancje higieny, wyzwolenia i zanieczyszczenia myśli ludzkiej dzięki technikom medytacji i troski o siebie, ale taki typ życia duchowego dąży do przesunięcia właściwego centrum z Jezusa na samych siebie.2 Również tu, oczywiście, że ważny jest podmiot i jego uzdrowienie, ale nie należy zbytnio przesadzać, ponieważ cierpienie i śmierć pozostają zagadką nawet dla chrześcijanina, wiara nie zawsze niszczy zło, ale zawsze daje nadzieję, aby żyć w tych warunkach. Ryzyko krótko mówiąc jest odwrotem narcystyczno-autystycznym do miejsca, gdzie życie duchowe jest widziane, jako to, co pozwala mi czuć się dobrze. Oczywiście, że ważne jest, czucie się dobrze, ale centrum życia duchowego chrześcijanina nie jestem ja, ale jest ciągłe wychodzenie z siebie, ciągłe poszukiwanie drugiego, aby otworzyć się na Drugiego, jeśli natomiast jestem zbyt zajęty w poszukiwaniu samego siebie, to nie wyjdę na spotkanie z Drugim.

2. Radykalny pluralizm dzisiejszego kontekstu faworyzował rozwój tendencji synkretycznej, która pozwala widzieć każdą religię, jako doświadczenie Boga, i która pokazuje je jako wszystkie równe, a do podmiotu należy jedynie wybranie albo uczynienie kolażu. I to w Kościele katolickim widzi się w coraz większym „odklejeniu” między tym, na co wskazuje magisterium, przede wszystkim na polu moralnym, a tym, czym lud żyje, krótko mówiąc, wzrosła u wiernych nie-operatywność tego, w co się wierzy, niezdolność do uczynienia społecznie operatywnymi wyborów wiary. Subiektywizm spowodował oderwanie od tradycji, i jeśli dla jednej strony może pójść dobrze, to dla drugiej prowadzi to do upadku w relatywizm, który nie czyni dobrze, ponieważ tradycja jest korzeniem, z którego „ssie”, i przerywając te więzy stwarza się obiekty chaotyczne o wielorakich przynależnościach ze swobodnymi przywłaszczeniami wielu elementów innych tradycji duchowych. Konfiguracja coraz bardziej wielo-rasowa i wielo-religijna społeczności sprzyja i popularyzuje to ukierunkowanie, ale jeśli przyjęcie różnic i różności jest coraz bardziej ważne, to jednak nie powinno popychać do obojętności, ale do stosunku i do relacji z innymi, ponieważ im bardziej ja jestem samym sobą i im bardziej mam jasną swoją tożsamość, to tym bardziej potrafię porozumieć się z innymi, a spotkanie z innymi wymaga ode mnie, abym poznawał coraz lepiej swoją tradycję. Krótko mówiąc nie dla synkretyzmów, ale również nie dla integralizmów!

3. Fragmentaryzm wybuchł w ostatnim czasie, istnieje bowiem duchowość kapłańska, świeckiego, rodziny, itp. Oczywiście, istnieją rozróżnienia, ale to, co jest specyficznego, to jest to sposób, w jaki oni przeżywają tę samą treść! I tak, na przykład kapłan uświęca się rzeczywiście przeżywając swój chrzest w wypełnianiu swojego szafarstwa. To, co określa duchowość chrześcijanina jest, więc jedna wiara, jeden Bóg, jeden Duch, który we wszystkim i we wszystkich i wymaga wypełnienia różnych funkcji w jednym ciele Chrystusa: ta sama duchowość, więc ma różne zastosowania, ale przez to nie ma różnych duchowości. Rozmnożenie duchowości może posiadać skutek destrukcyjny, ponieważ zamiast pozostawać otwartymi na przedmiot wiary, popada się w podmiot, który nią żyje i nie wychodzi się już z centrum, ale z tego, co różni. Dziś istnieje próba, aby dążyć do dostrzegania wspólnoty relatywizując różnice i ten kierunek przyniesie owoce, jeśli jest autentyczny, w przeciwnym razie, jeśli będzie jedynie „chwytem politycznym”, upadnie. A zatem pluralizm, czy warto właśnie nalegać na różnice? Zdrowa mnogość jest oznaką typowej inności wspólnoty, ale uwaga, aby nie czynić tak, że różnice w sposobie przeżywania duchowości chrześcijańskiej będą prowadziły do przeciwstawień tracąc w ten sposób z oczu przedmiot wiary i pozostając odesłanymi do podmiotu, który nią żyje! We wszystkim tym należy się następnie liczyć, że dziś mówi się, że istniej powrót do chęci bycia pobożnym, ale chrześcijanin dobrze wie, że to jest pomieszane z wieloma świętościami i Kościół w mówieniu do tych podmiotów może ryzykować, że da odpowiedzi skażone „światowymi przekonaniami”:

a. Ciągła oferta różnych duchowości ze strony świata, która czyni nabór dla indywidualizmu panującego dziś w społeczności sprawia, że to samo chrześcijaństwo nie jest już tak samo-oczywiste, trudzi się w znalezieniu widzialności również dlatego, że w różnych częściach planety różna jest „mowa”;

b. Brak znaczenia języka religijnego, a więc również katechetyczno-liturgicznego;

c. Komercjalizacja wszelkiego aspektu życia.

I z tymi zjawiskami należy się liczyć w konkretnym określeniu życia duchowego chrześcijanina, które uwzględnia istnienie, a więc widzialność wiary, ponieważ z nimi spotyka (zderza) się chrześcijanin, który chce żyć swoją wiarą.

Duchowość chrześcijańska jest „po prostu” urzeczywistnianiem „wiecznej ewangelii” (Ap 14, 16) dziś, we własnym życiu, wewnątrz dokładnych współrzędnych czasowo-przestrzennych, dobrze wiedząc, że jedynym wyborem pośród życia jest Ewangelia, która zawsze była i zawsze będzie, ale spotkanie (zderzenie) Ewangelii z życiem, ze społecznością, która prowadzi do proroctwa, to jest do słowa innej możliwości życia jako ludzie. Zatem, jeśli prawdą jest, że doświadczenie duchowe jest zawsze określone kulturowo, relatywnie i wewnątrz jakiejś perspektywy kulturalnej, to jednocześnie jest ono wybieraniem, jest diastazą (=ruchem serca), krytyką pewnego sposobu życia. Witalność doświadczenia duchowego, jeśli nie pojedynczego chrześcijanina, to chrześcijaństwa w jego złożoności, jest, więc zdolnością wyrażania tego doświadczenia językiem nie powtarzającym, nie formalnym, jak język Jezusa, który swoim sposobem bycia wierzącym, swoim życiem duchowym budził zainteresowanie, ponieważ był językiem nowym. Musimy, więc próbować uniknąć powtarzalności, formalizmów, ponieważ nasz sposób przepowiadania Ewangelii powinien być nowy, i jeśli o nowości Ewangelii nie można dyskutować, to należy zapytać się, czy ona jest przede wszystkim nowością dla mnie, i powinno się ją widzieć, ponieważ wiara zmienia mój sposób bycia, mój sposób relacji z innymi. Nowość, więc nie dotyczy treści, ale żywotności i kreatywności, dzięki czemu ta stara treść stanie się nowa.

Wracając, więc do sytuacji dzisiejszej prawdą jest, że niedostateczna dostrzegalność chrześcijaństwa prowokuje niedostateczny sens przynależności i prowadzi do wchodzenia w ruchy, grupy, wprost sekty, właśnie dlatego, że dają one sens przynależności i tożsamości, ale trzeba zwrócić uwagę na ten sens tożsamości zbyt silnej, na aktywne działanie (walkę), ponieważ Jezus chce uczniów, a nie wojowników. Zasada terytorialna dla Kościoła jest, bowiem podstawową, i jeśli oczywiście w chrześcijaństwie są konieczne elementy ekstra-terytorialne, to trzeba uważać, aby one nie porwały tkanki kościelnej: dziś bardziej niż kiedykolwiek konieczne jest, bowiem odkrycie parafii i niedzieli, ponieważ jest się chrześcijanami w miejscu, gdzie jest biskup bądź jego pomocnik, a nie abstrakcyjnie. Trzeba wypełnić, mianowicie dystans, jaki powstał między przestrzenią kościelną a duchowością, między doświadczeniem kościelnym a doświadczeniem duchowym, ponieważ nie istnieje autentyczne doświadczenie duchowego życia chrześcijańskiego poza Kościołem.

Te przestrzenie (kościelna i duchowa), więc zamiast być stycznymi, alternatywnymi, powinny być zbieżnymi, i aby parafia odnowiła tę zbieżność powinna umieć rozpoznawać znaki czasów. Jest faktem, że chrześcijanie trudzą się w znajdowaniu miejsc, gdzie mogliby nauczyć się modlić, gdzie mieliby możliwość towarzyszenia duchowego, gdzie mogliby zrozumieć ważność walki duchowej, i właśnie, dlatego szukają zewnętrznych doświadczeń duchowych, poza parafią, która nie jest już miejscem, gdzie można spotkać istniejącego Jezusa. Przesadne zaangażowanie społeczne parafii wyzerowało resztę, ale być chrześcijanami nie oznacza jedynie żyć wymiarem społecznym i wolontariatem. Trzeba czuwać nad aktywizmem w praktyce kościelnej, który jest ciągłą pokusą, ponieważ aktywności wymagają struktur i biurokracji, które następnie idą naprzód na siłę. W ten sposób przestrzenie parafialne są niechętne i podejrzliwe na indywidualne drogi pogłębienia osobistego, ludzkiego i duchowego, ponieważ duszpasterstwo uwewnętrzniło, że doświadczenie człowieka pobożnego raczej koliduje z zaangażowaniem w świecie, niż z relacją z Bogiem w Kościele, i w ten sposób fakt religijny i doświadczenie duchowe zostały pomniejszone, ale jaka jest, więc w tym punkcie oryginalność wiary chrześcijańskiej w odniesieniu do zewnętrznego wolontariatu w stosunku do Kościoła? Natychmiast należy powiedzieć, że solidarność daje wielkie wynagrodzenie, podczas gdy modlitwa często nie, ponieważ jest prostym staniem z Bogiem, i jeśli miłość przeżywana jest celem chrześcijaństwa, to, aby dojść do tego punktu istnieje cała droga, która jest ważna tak samo jak cel.

Na mocy bycia stróżem etyki Kościół w swoim zwykłym duszpasterstwie zapomniał, aby dostarczać również wskazań duchowych, przesadna uwaga na rzeczy przedostatnie, spowodowała utratę z pola widzenia rzeczy ostatnich. A więc, jeśli katecheza, liturgia, przepowiadanie i towarzyszenie duchowe są pilastrami życia duchowego w parafii, to czy daje się im należną przestrzeń? Czy nasze parafie próbują, mianowicie przechwycić i skierować pytanie o duchowość, niepokój duchowy, który zamęcza wielu chrześcijan? Czy parafia umie być przestrzenią i czasem spotkania w społeczności osób nie posiadających relacji? 
 
 Rozdział I

Chrzest źródłem życia duchowego chrześcijanina

Po dokonaniu analizy patologii i relatywnego środka zaradczego, spójrzmy teraz na Chrzest, który jest źródłem, bramą życia duchowego chrześcijanina.3 I rzeczywiście Chrzest jest tym, co daje dostęp do życia chrześcijańskiego, do życia w wierze, w nadziei i w miłości wynikającej z przymierza z Panem. Chrześcijanin przeżywa Chrzest i jedynie to stanowi prawdziwą równowartość: życie duchowe - świętość. Chrzest, bowiem jest figurą decydującą, przedmiotową i kościelną wiary, i jeśli bycie ochrzczonym jest z zasady wierzeniem, to wierzenie jest z zasady byciem ochrzczonym, ponieważ to w Chrzcie wiara znajduje swoją podstawową formę. Jest to o wiele łatwiej uczynić dla tego, kto został ochrzczony jako dorosły, i przeżył go bardziej świadomie, ale niemniej jednak trzeba odkryć na nowo tę świadomość chrzcielną, która jest elementem konstytutywnym twarzy Kościoła i twarzy wierzącego, tym bardziej, że jest teraz wiele sposobów przywrócenia drogi uświadamiania.

Następnie patrząc na Chrzest, widzimy, że jest on umieraniem z Chrystusem, byciem pogrzebanymi z Nim, aby następnie zmartwychwstać, i tak życie duchowe ma wymiar ściśle paschalny, do tego stopnia, że ojcowie apostolscy podkreślali nowe życie chrześcijanina, jego odmienność w byciu człowiekiem w odniesieniu do świata, odmienność, która jest związana właśnie z tym byciem zanurzonym w tajemnicy paschalnej, z powodu życia jak Jezus i bycia włączonymi w koncepcję trynitarną: dla Ojca, przez Chrystusa w Duchu Świętym. Chrzest wcielając w Chrystusa wciela w Kościół. W momencie, w którym życie duchowe chrześcijanina jest takie, jest różne od innego to staje się świadectwem. Ale jakie jest życie duchowe ochrzczonego dziś? Istnieją trzy punkty centralne: 

1. Prymat wiary

Centrum w liturgii chrzcielnej jest wyznanie wiary i zobowiązanie do życia nią, aby wierzyło się i przeżywało to, co jest celebrowane. Wiara jest, więc nośnym dźwigarem życia duchowego, ponieważ wprowadza na drogę ożywienia ludzkiego i duchowego, które pomaga uciec od niedyspozycji, którą osoby i wielu chrześcijan przeżywa swoje życie w następstwie niezdolności do czynienia syntezy między tym, co czasowe i wieczne, ludzkie i duchowe, osobiste i wspólnotowe, między tradycją a nowością, tym, co święte i świeckie, między życiem i modlitwą, itp. Te podziały, bowiem nie są jedynie zewnętrzne, ale dotykają również coś w głębi w nas, i często objawiają się w obozach, które dzielą się na konserwatorskie i innowatorskie, duchowe i społeczne. Ale Pawłowa katecheza chrzcielna do Galatów (Gal 3, 26-28), mówi, że wszystkie podziały zostały pokonane, ponieważ ochrzczony odnajduje swoją głęboką tożsamość w Chrystusie. Jedność z Chrystusem jest tym, co daje mi moją tożsamość bardziej prawdziwą i głębszą. Podczas gdy często chrześcijanie zatracają się w gorliwych poszukiwaniach, jak często bez rozeznania, integrystycznych, aroganckich, dumnych z własnej tożsamości, które następnie prowadzą do samo-pogwałcenia, ponieważ narzucamy tożsamości, która w rzeczywistości nie są naszymi.

Dziś ochrzczony powinien być natomiast przede wszystkim wierzącym, to jest jedyne wymagane dzieło (J 6, 28-29), często, bowiem traci się wiele w celu zamaskowania braku wiary. Z tego wynika, więc, że decydującym kryterium przynależności do Kościoła jest osobista relacja z Jezusem, a więc tym, co należy ciągle żądać od aktywności duszpasterskiej, jest czy wiąże się osoby bardziej osobiście z Chrystusem. Chrześcijanin, więc jest tym, który kocha Chrystusa bez widzenia Go i bez dotykania Go, ale pomimo wszystko wierzy w Niego (1 Pt 1, 8). Jedyną tożsamością chrześcijanina jest, więc Chrystus, a zadaniem teologii duchowości jest właśnie to, aby zwrócić bogactwo znaczeń słowu wiara, w celu odnalezienia na nowo etymologii i umiejętności odmieniania jej dziś przez przypadki, i aby w ten sposób zwrócić również bogactwo znaczeń symbolom wiary, ponieważ jeśli nie rozpozna się znaczenia, i że są znaczące, jeśli zabraknie mi celu symbolu, to nie zrozumie się symboli w ogóle. I, aby to uczynić, trzeba powrócić do tego co istotne w wierze, do korzeni, aby oderwać się od fragmentaryzacji, która jest źródłem dzisiejszego niepokoju, ponieważ jedyność Jezusa, poprzez wiarę, staje się współczesnością nie tylko modelu życia, a więc staje się zasadą życia „jestem chrześcijaninem i w moim imieniu istnieje moje powołanie”.

2. Centralność Słowa Bożego

Prymat wiary odsyła bezpośrednio do prymatu, do centralności słowa Bożego w własnym życiu. Słowo Boże, które jest zawarte w Pismach, i które właśnie z tego powodu rozważamy i interpretujemy4, zdrapujemy przypadłości, aby wypłynęła krew, właśnie Słowo Boga, aby postawić nas w bliskim kontakcie z samym źródłem duchowości chrześcijańskiej, ponieważ ciągłe powracanie do Pism jest jak chodzenie osoby spragnionej ze szklanką wody do źródła: W świętych bowiem księgach Ojciec, który jest w niebie, z wielką miłością wychodzi swoim dzieciom naprzeciw i rozmawia z nimi. Tak wielka zaś w słowie Bożym zawiera się moc i potęga, że staje się ono dla Kościoła podstawą i siłą żywotną, a dla dzieci Kościoła umocnieniem wiary, pokarmem duszy, czystym i trwałym źródłem życia duchowego. Toteż bardzo słusznie do Pisma świętego odnoszą się słowa: „Żywe jest Słowo Boże i skuteczne” (Hbr 4, 12), „Władne zbudować i dać dziedzictwo ze wszystkimi świętymi” (Dz 20, 32; por. 1 Tes 2, 13).5 Duchowość chrześcijańska, więc nie może być inną niż biblijną, obchodzoną uroczyście w liturgii, a poznanie nie jest typu intelektualnego, ale dynamicznego i egzystencjalnego6. W ten sposób czytanie duchowe i medytowane Pisma, osobiście i wspólnotowo, powinno być coraz bardziej duszą duchową ochrzczonego, jak powinno to być ponad to duszą teologii, ponieważ teologia jest rzeczywistością jednoczącą życie osobiste i spotkanie z osobami, będąc słowem, na podstawie którego robię syntezę. W ten sposób Ewangelię Jana rozdział 6 można czytać nie tylko odnosząc się do ciała eucharystycznego, ale również do słowa czytanego, które prowadzi do otwarcia na drugiego i na jego odkrycie. Jak, bowiem ołtarz jest wspomnieniem brata (Mt 5, 23-24: Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam sobie przypomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj.) tak również słowo-brat są dwoma biegunami, które należy zawsze połączyć, i które mają syntezę w agape, we wspólnocie: słowo i eucharystia są pokarmem dla przeżywania relacji z innymi, dla wypełniania przykazania jedynego i nowego Jezusa, którym jest przykazanie miłości braterskiej. Dla nas drugi jest, bowiem ciągłym apelem o miłość, ponieważ Chrystus umarł również za niego, jest on moim bratem, a miłość najbardziej autentyczna jest miłością, którą żyjemy w sposób nieświadomy (Kiedy widzieliśmy Cię, Panie? Mt 25, 38-39), podczas gdy ta zorganizowana często ryzykuje, że będzie ciągłym źródłem hipokryzji.

Życie duchowe powinno dążyć w ten sposób coraz bardziej do świętości, której treścią jest miłość, która jest miłością do Boga i do braci, która nie wydaje się, ale jest aktem jedynym w swoim rodzaju, ponieważ moją zdolność miłości ku Bogu weryfikuję w mojej zdolności miłowania drugiego. Fakt, że przykazanie główne jest aktem jedynym, przypomina nam, że jesteśmy harmonijni, i do tego powinniśmy dążyć bez oddzielania więc, słowa Boga i oblicza drugiego, jak pewne duszpasterstwo dziś to czyni, ponieważ straciło swoje korzenie.

To pokazuje również jak życie duchowe i życie duszpasterskie są bardzo powiązane dla zwykłego chrześcijanina, ponieważ to, co duszpasterstwo mu proponuje jest jego życiem duchowym, ale skoro duża część duszpasterstwa redukuje się do aktywizmu charytatywnego, zdradza swoje korzenie, którymi są zjednoczenie słowa Boga z bliźnim: tracąc też tylko jeden z biegunów tego, co się wypełnia, nie jest już aktywnością teologiczną. Słuchanie słowa Bożego, jego centralność popycha nas, więc do bycia coraz bardziej osobami słuchania, ponieważ nasza zdolność słuchania Pism jest zdolnością słuchania innego, i jeśli ja nie umiem słuchać drugiego, to nie umiem słuchać także pism: słuchanie jest więc nade wszystko aktem wewnętrznym i zakłada wyjście z siebie, zrobienie pustki w sobie samym, aby zrobić miejsce dla innych. Uczestniczenie bardziej aktywne w liturgii jest, więc uwewnętrznieniem tego, czym żyję, a nie czynieniem tylu rzeczy. 
 
3. Życie teologiczne i modlitwa

Dlaczego Bóg stał się człowiekiem? Wschód pogłębił motyw ubóstwienia, podczas gdy Zachód motyw Odkupienia, dziś próbując zrobić syntezę możemy powiedzieć, że: Bóg stał się człowiekiem po to, aby człowiek był rzeczywiście człowiekiem, to znaczy według planu Boga, stać się uczestnikiem boskiej natury oznacza stać się rzeczywiście ludźmi, żyć codziennie własną humanizacją. Jednocześnie odkryć własne człowieczeństwo oznacza odkryć coraz bardziej własną śmiertelność, jak czyni to Piotr w Dz 10, 26: Wstań, ja też jestem człowiekiem, ponieważ nasze życie jest drogą ku śmierci, tym bardziej, że stopniowo rozwijając się nasze ciało ulega rozkładowi, i to jest ważne również dla modlitwy, im bardziej idzie się do przodu, to tym bardziej rozpoznaje się niezdolność modlenia się, jak mówi Paweł w Liście do Rzymian 8, 26: Podobnie także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. I modlitwa jest właśnie przyjęciem życia boskiego w nas, dając przestrzeń modlitwie we własnym życiu, wychowuje się, bądź jest się wychowanym, do tego, co niewidzialne, do przyjęcia życia trynitarnego, a więc do relacji z kimś, kogo nie widzę. Jeśli następnie z pewnością Bóg jest ten sam wszędzie, to ja nie jestem wszędzie równy, oto dlaczego chwile modlitwy w przestrzeni modlitwy (przede wszystkim sam) są fundamentalne, ponieważ ja potrzebuję chwil i miejsc, w których jestem inny, w których mam łatwiejszą możliwość spotkania z Bogiem, ponieważ poświęcam Mu więcej czasu. Po świecku mówi się dziś wiele o życiu wewnętrznym, o życiu duszy, a to jest bardziej lub mniej tym, co my nazywamy życiem duchowym, tym bardziej, że możemy również powiedzieć, że nazwą bardziej autentyczną modlitwy jest „myśl w obecności Kogoś”, ponieważ jeśli ktoś nie umie myśleć, to nie umie również modlić się, a to pokazuje jak modlitwa jest wymaganiem antropologicznym, które połączone z nieumiejętnością modlenia się, porusza samych chrześcijan do rozpoczynania modlitw słowami „Panie otwórz wargi moje”, ponieważ modlitwa jest dziełem Boga w nas. Sam Pan jest naszym warunkiem dla modlenia się.

Ale jak wcielić, jak żyć wszystkimi tymi formułami tak abstrakcyjnymi? Strukturę trynitarną modlitwy widzi się również w życiu chrześcijańskim, które jest oparte na wierze (w Ojca), na miłości (objawionej w Synu) i na nadziei (naszego uświęcenia dzięki Duchowi Świętemu), ale wiara karmi się modlitwą, bo gdzie gaśnie wiara, tam gaśnie rzeczywiście modlitwa, a miłość odłączona od wiary jest czystym wolontaryzmem, podczas gdy nadzieja bez wiary jest ideologią. Sercem życia teologicznego, życia chrześcijańskiego, tego, co jednoczy wiarę, nadzieję i miłość jest, więc modlitwa, a przede wszystkim modlitwa osobista, samotna, ponieważ spotkanie osobiste jest determinujące i twórcze i tylko, jeśli istnieje to, nabiera sensu również modlitwa liturgiczna, ponieważ Bóg nie spotka nas jako lud, jeśli wcześniej nie spotka nas osobiście. Jeśli, więc nie umiemy znaleźć przestrzeni i czasu dla modlenia się samemu, to nigdy nie będziemy się modlili rzeczywiście, modlitwa jest, bowiem dawaniem czasu Panu, a dawanie czasu oznacza w głębi dawanie trochę naszego życia. Człowiek współczesny bardzo trudzi się w zarządzaniu czasem, pożera go, żyje w skurczu przestrzenno-czasowym, jest w ciągłej walce z nim, ale pożerając czas, pożera samego siebie! Ten stosunek niewolnictwa z czasem prowadzi również do konsekwencji: frustracja czasu prowadzi, bowiem do nieodpowiedzialności ku innym; szybkość prowadzi do bycia ciągle gdzieindziej w odniesieniu do tego, gdzie się jest; trudność w byciu wiernymi i wytrwałymi; wzrosła nostalgia do powolności. W głębi instytucja szabatu jest właśnie dla sprzeciwienia się bałwochwalstwu czasu, ponieważ wierzący żyje zakorzeniony w jakiejś historii, a kult, w szczególności eucharystia jest jej wspomnieniem; relacja z przeszłością pomaga w pamiętaniu o Bogu, Bóg pamięta o nas i daruje nam zbawienie dziś, które otwiera się pomimo wszystko na przyszłość, ponieważ ono jeszcze nie urzeczywistniło się w pełni. Relacja między przeszłością, teraźniejszością a przyszłością jest, więc fundamentalna i wywraca się w strukturze modlitwy, aby zakorzenić coraz bardziej osobę w wierze, otwierając ją na czas nadziei i miłości. Modlitwa i życie teologiczne, więc wszczepiają się w życie ludzkie bez negowania go. Należy odzyskać wymiar ludzki życia duchowego! 
 

Rozdział II

Życie w Duchu Świętym

1. Wlanie Ducha Świętego w człowieka

Duch Święty został na nas wylany przynajmniej od dnia Chrztu, z wszystkimi swoimi darami: na pierwszym miejscu z miłością agape albocaritas.

Ale gdzie właściwie zamieszkuje Duch? Chodzi o obecność tak przenikającą i głęboką, jak żadna inna osoba różna od nas będzie mogła kiedyś upominać się w naszym względzie. Św. Jan opisuje ją trzema przyimkami, które formułują progresję intensywności: „z wami (meta), u was (para), w was (en)” (J 14, 16-17: Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Parakleta da wam, aby z wami był na zawsze - Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie).

Spróbujmy jednak uniknąć niebezpieczeństwa pojmowania zbyt materialistycznie tej obecności, jakby treść była wewnątrz jakiegoś pojemnika: Sam Duch - pisze św. Paweł do Rzymian - wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jest to obecność, ścisła jedność, ale koniec końców nie wypowiedzialna. Jednakże, na podstawie dwóch dalszych wskazań Pawłowych, spróbujemy powiedzieć o niej coś bardziej konkretnego. Duch Święty został wylany:

- w kardia, to jest w sercu, jak twierdzi w Gal 4, 6: Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg zesłał do serc naszych Ducha Syna swego; Rz 5, 5: A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany; 2 Kor 1, 22: On też wycisnął na nas pieczęć i zostawił zadatek Ducha w sercach naszych. Teksty te należy uważać jako orędzie realizacji proroctwa Ezechiela 36, 26-27: I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, zabiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was…

- w soma, to znaczy w ciele, jak twierdzi Paweł w 1 Kor 6, 19: Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest przybytkiem Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga. Jednak nie w ciele, jako części osoby w przeciwieństwie do duszy, lecz w całej osobie, która objawia się w wymiarze cielesnym, to jest ziemskim, widzialnym.

Jakie ma znaczenie to podwójne rozmieszczenie?

Duch nie może być wylany nigdzie indziej, jak tylko w zdolności duchowe człowieka, a mianowicie w rozum i w wolną wolę. Jednak nie pozostaje ograniczony w nich, jak w wierzchołku osoby. Obraz „serca” mówi nam dokładnie, że Duch Święty zamieszkuje w największej głębi naszej istoty, to jest w najbardziej intymnym sanktuarium naszego sumienia, tam, gdzie człowiek decyduje o sobie samym, tam, skąd wypływają jego pragnienia, jego preferencje, jego wybory, jego uczucia, tam, gdzie - jak mówi Jezus w zgodności z całą tradycją biblijną - człowiek staje się dobry bądź zły (por. Mk 7, 21).

A więc, zamieszkanie Ducha Świętego w sercu nie polega tyle na wskazaniu rozmieszczenia fizycznego, ani nie ma do czynienia z ideą sentymentalną serca symbolu albo wprost organu miłości, ale jest metaforą dla wskazania nam, że Duch Święty jest obecny i aktywny w głębi człowieka, w źródłowym centrum życia religijnego i moralnego: powraca w myśli zawołanie św. Augustyna: interior intima mea.

Serce dla św. Pawła, jak dla autorów Starego Testamentu, jest centrum całego życia uczuciowego, rozumowego i moralnego; uniwersalna siedziba uczuć i zmysłów, pamięci i wyrzutów sumienia, radości i smutku, świętych rozwiązań i perwersyjnych pragnień; kanał wszystkich tchnień Ducha Świętego; sanktuarium sumienia, gdzie są wyryte w niezatartych cechach tablice prawa naturalnego, gdzie żaden wzrok nie przenika oprócz oka Boga. Prawda je oświeca, niewierność zaślepia, zatwardziałość usztywnia, hipokryzja fałszuje, szczęście poszerza, niepokój ściska, wdzięczność raduje. Serce jest miarą człowieka, jest po prostu samym człowiekiem. I jest z tego powodu motywem dla Boga, który dla rozpatrzenia jego słusznej wartości „patrzy mu w serce”.

Z drugiej strony, zamieszkiwanie w ciele nie stoi w sprzeczności z tym co do tej pory zostało powiedziane. Ciało nie jest czymś zewnętrznym bądź dołączonym do osoby lub do duszy: nie oznacza jedynie części człowieka, lecz całą osobę w jego wymiarze ziemskim i zmysłowym. A więc, jeśli serce jako mieszkanie Ducha wskazuje wewnętrzność i głębię zamieszkiwania, to „ciało” oznacza wyraźnie całkowitość i konkretność: cały człowiek w całej swojej konkretnej egzystencji jest zainteresowany przez Bożą obecność. Konsekwentnie, należy oczekiwać, że działanie Ducha nie pozostanie ograniczone jedynie do centrum duszy, ale może odbijać się i objawiać się również w uczuciach zmysłowych i w gestach, jak również może znajdować w nich uwarunkowania i przeszkody. Możliwość przeszkody jest należna temu rodzajowi niejasności, którą uwarunkowanie ziemskie przeciwstawia Duchowi, i które pomniejsza się z progresywnym potwierdzaniem się Ducha aż do całkowitego zniknięcia, kiedy - poprzez śmierć i zmartwychwstanie - ciało nie będzie już „zmysłowe” czy „psychiczne”, ale „duchowe”, to znaczy całkowicie włączone w nowe stworzenie, całkowicie zajęte i posiadane przez Ducha (por. 1 Kor 15, 35nn).

Stąd, pewne przewidywanie: dwa rozmieszczenia, każde na swój sposób, pozwalają przeczuwać, że Duch, wypływając z serca na wszystkie kierunki osoby wolnej i interesując również „ciało” (soma), da znaki swojej aktywnej obecności, zarówno wewnętrzne (sugerowane przez rozmieszczenie w sercu), jak i zewnętrzne (sugerowane przez zamieszkiwanie somatyczne).

Jednakże, ciągle według nauczania Pawłowego, w nas nie zamieszkuje jedynie Duch Święty, lecz, jak już zostało wspomniane, również inna energia, inna zasada działania: ciało. Tym pojęciem oznaczamy nasz wrodzony egocentryzm, który popycha nas do myślenia, czucia i działania w sensie przeciwnym do Ducha, jakkolwiek nie zawsze i nie koniecznie popycha nas do grzechu. W każdym przypadku popycha nas do działania nie według logiki ewangelicznej daru i darmowej miłości, ale według logiki naturalnej-ziemskiej naszej korzyści.

Duch Święty, jako nasza wewnętrzna zasada napędowa (…wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi, Rz 8, 14-15) przeciwstawia „pragnieniom ciała” swoje impulsy bądź pragnienia (Gal 5, 21; Rz 8, 5nn), które pozwalają nam ufnie przeżywać relację z Ojcem (Rz 8, 14-17; 26-27) i produkować, jako owoc nowe zwyczaje współżycia braterskiego: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie, Gal 5, 22).

Na podstawie tego, co zostało powiedziane do tej pory, życie w Duchu może być określone, jako droga ciągłego nawrócenia od człowieka cielesnego do człowieka duchowego, od człowieka starego do człowieka nowego: szybki opis takiego nawrócenia może być uchwycony - jeszcze raz spod pióra Pawła - w Pierwszym Liście do Koryntian (2, 14-3, 3).

Jest to droga, która trwa i obejmuje całe życie. Powoli dajemy przestrzeń człowiekowi duchowemu, a człowiek cielesny - możemy powiedzieć - cofa się. Jednak całkowite nawrócenie zrealizuje się dopiero w naszym zmartwychwstaniu końcowym, które pozwoli nam wejść całkowicie w sferę Ducha, z całą naszą istotą, a więc również z ciałem (por. 1 Kor 15, 35nn.).

2. Trzy poziomy życia w Duchu

U nowego człowieka istnieją trzy poziomy życia w Duchu:

a. Istnieje poziom ontologiczny, poświadczony jedynie przez wiarę. Duch, który w nas zamieszkuje jest rzeczywistą osobą i rzeczywiste są również jego dary; jesteśmy - jak mówi Paweł - nowym stworzeniem. Nazywamy się i rzeczywiście jesteśmy dziećmi Bożymi, jak przypomina nam apostoł Jan (por. 1 J 3, 1). I rzeczywistym jest również największy dar Ducha „agape”, która upodabnia nas do Boga, „Agape” z definicji (por. 1 J 4, 8. 16).

b. Istnieje poziom moralny. Właśnie z powodu tego, że jesteśmy rzeczywiście dziećmi Bozymi, kierowanymi przez Ducha, powinniśmymyśleć, czuć i działać w sposób godny tego naszego synostwa, tego naszego bycia duchowymi. Etyka chrześcijańska nie jest etyką moralizatorską, dokładnie dlatego, że rodzi się z wewnętrznego wymagania przemiany, która - zarówno w zalążku, jak i w rdzeniu - została zasiana w nas przez chrzest, sakrament naszego narodzenia boskiego.

c. W końcu istnieje poziom doświadczalny. Przez doświadczenie rozumiemy poznanie lub świadomość tego, co się przeżywa. W tym przypadku chodzi o przemyślane poznanie działania Ducha Świętego w nas.

Z pewnością Pismo, - które w całości, albo prawie w całości jest opowiadaniem doświadczenia, jakie cały naród i niektórzy jego autorytatywni bohaterowie, mieli z Panem - pozwala nam mówić o „wewnętrznym doświadczeniu Boga”, szczególnym i nadzwyczajnym, kiedy chodzi o teofanie przyznane niektórym prorokom, ale także prostsze i bardziej zwyczajne, kiedy odsyła nas na przykład do uczuć i postaw synowskich wzbudzonych przez Ducha w sercu wierzących (por. Rz 8, 15-16. 26). 
 

3. Istotne cechy chrześcijańskiego doświadczenia Ducha Świętego

Teraz konieczna jest rzeczą spróbować sprecyzować niektóre istotne cechy chrześcijańskiego doświadczenia Ducha Świętego:

a. Przez takie doświadczenie rozumiemy pewną świadomość życia pod wpływem Ducha. Aby nie popaść w dwuznaczność, dodajemy natychmiast: nie chodzi o uchwycenie Ducha w samym sobie (poznanie Boga jest zawsze w ciemności wiary), ale w niektórych znakach albo skutkach jego obecności.

b. Na drugim miejscu, doświadczenie Ducha jest „integralne”: to znaczy nie uchwyci się go zwyczajnie w akcie epizodycznym, pojedynczym, ograniczonym, ale w złożoności znaków, które określają życie ochrzczonego. I tak, na przykład, doświadczenie Ducha trudno można objawić i pozwolić ocenić automatycznie w jakimś jednym epizodzie modlitwy, ale w złożoności modlitwy i życia chrześcijańskiego osoby.

Doświadczenie to jest integralne również w sensie, że wciąga całą osobę na wszystkich poziomach: rozum, wola, uczuciowość, działanie… Na przykład, akty wiary, nadziei i miłości, - które są same w sobie najwyższymi aktami, w których zostało nam dane poznanie obecności Ducha - powinny, przynajmniej w pewnych momentach i w pewnym wymiarze, pobrzmiewać, na mocy jedności podmiotu, w jego warstwach uczuciowych, choćby nawet w zmysłowości, i następnie przekształcać się w akty i zachowania, które będą godnymi owocami Ducha.

c. Ponadto, na podstawie tego, co powiedzieliśmy o drodze nawrócenia od człowieka cielesnego do człowieka duchowego, życie w Duchu zawiera również doświadczenie poruszeń cielesnych przeciwnych Duchowi i walki, która to zakłada.

4. Duchowa zdolność rozpoznawania - uległość kierownictwu Ducha

A. Zdolność rozpoznawania duchów: problem duchowego życia osobistego

Jeśli relacja między Bogiem a człowiekiem wypełnia się w Duchu Świętym, to między osobą ludzką a jej Panem istnieje, więc prawdziwa komunikacja, która dla posiadania gwarancji wolności, wykorzystuje myśli i uczucia człowieka. Zdolność rozpoznawania jest, zatem częścią relacji przeżywanej między Bogiem a człowiekiem, więcej jest właśnie przestrzenią, w której człowiek doświadcza relacji z Bogiem, jako doświadczenie wolności, wprost jako możliwość „tworzenia się”.

Zdolność rozpoznawania jest, więc rzeczywistością relacyjną, podobnie jak sama wiara. Wiara chrześcijańska jest, bowiem rzeczywistością relacyjną, ponieważ Bóg, który się objawia komunikuje się jako miłość, a miłość zakłada rozpoznanie jakiegoś „ty”. Bóg jest miłością, dlatego jest komunikacją absolutną, wieczną relacyjnością, zarówno w akcie pierwotnym wzajemnej miłości trzech Osób Boskich, jak i w stworzeniu. Z tego powodu doświadczenie relacji wolnej, jaką człowiek doświadcza w rozpoznawaniu nigdy nie jest tylko relacją między człowiekiem a Bogiem, ale zakłada relację człowiek-człowiek i wprost człowiek-wszechświat, od chwili, kiedy wejście w autentyczną relację z Bogiem oznacza wejście w tę optykę miłości, jaką jest ożywiająca relacja z wszystkim tym, co istnieje.

Zdolność rozpoznawania jest, więc sztuką rozumienia samych siebie licząc się z tą strukturą spajającą, z całością, widzenia się w jedności, ponieważ widzi się okiem Boga, który widzi jedność życia. Jest wyrażeniem rozumu kontemplacyjnego, jest sztuką, która zakłada umiejętność kontemplowania, widzenia Boga.

Człowiek istnieje, ponieważ Bóg skierował do niego słowo, powołał go do istnienia powołując do bycia jego rozmówcą. Powołanie jest słowem, które Bóg kieruje do człowieka, i pozwala mu żyć wyciskając na nim ślady dialogiczne. Powołaniem człowieka jest życie w miłości. A zatem, powołanie jest pełną realizacją człowieka w miłości, a więc, wewnątrz zasady dialogicznej, w której został stworzony, z Bogiem jako pierwszym rozmówcą.

Zdolność rozpoznawania jest określana jako ta sztuka, poprzez którą człowiek rozumie słowo, które zostało do niego skierowane, i w tym słowie odkrywa drogę, którą powinien przejść, aby odpowiedzieć na Słowo. Zdolność rozpoznawania pomaga człowiekowi w uświęcaniu czasu, który Bóg dał mu do dyspozycji dla wypełnienia swojego powołania, którym jest miłość, a więc, dla zrealizowania w Chrystusie, pełnej realizacji miłości w jego misterium paschalnym. Powołanie nie jest, więc faktem automatycznym, ale procesem dojrzewania relacji, począwszy od tej opierającej się na Bogu. Jest progresywnym widzeniem samych siebie i historii z innymi, i jak ja mogę ustawić się w tym dziele w taki sposób, aby stać się częścią ludzkości, którą przyjmuje Chrystus, i poprzez którą przyjmuje również stworzenie, aby złożyć wszystko Ojcu.

W naszym życiu, rozróżnienie między tym, co jest niesłuszne, od tego, co nim jest, nie przedstawia większej trudności. Ale między dwoma możliwościami dobrymi, jak wybrać lepszą, jest to już o wiele trudniejsze. Skąd pochodzi trudność? Istnieje ludowe powiedzenie, że „to, co jest dobre dla jednego nie zawsze jest dobre dla innych”. Każdemu jego doskonałość: nie istnieje świętość ogólna. Każdy powinien szukać własnej drogi. Racją tego zjawiska jest to, że Bóg powołuje każdego człowieka osobiście. Oczywiście, że istnieją przykazania ogólne, którymi wszyscy powinni żyć, ale również te reguły ogólne będą wprowadzane w praktykę przez każdego w inny sposób. Plan, jaki Bóg ma dla ludzkości zawiera dla każdego plan życia osobistego.

Zdolność rozpoznawania powoli planu życia osobistego, jaki Bóg ma dla mnie, jest celowością rozeznawania duchów. Postępujemy w ten sposób odpowiednio do tej samej postawy, jaką Jezus stosował względem swojego Ojca: Niech stanie się Twoja wola. Postawa, o którą prosimy, jako dzieci w modlitwie Ojcze nasz (Łk 22, 42; Mt 6, 10).

W rozpoznawaniu duchów chodzi, więc o odkrywanie woli Ojca. Zadanie trudne, jeśli od początku chcielibyśmy nałożyć granice naszemu własnemu chceniu. W ten sposób do rozpoznawania duchów należy zerwanie, nade wszystko z wszelkim przywiązaniem do własnej woli, uwolnienie się z wszystkiego tego, czego my chcemy od nas samych, abyśmy stali się wolni dla pragnienia, z Ojcem, tego, czego On chce. A więc, będziemy mogli powiedzieć z Chrystusem: Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie] (Mk 14, 36). W tym punkcie należy urzeczywistnić obojętność: być wewnętrznie wolnymi, aby móc objąć wolę Ojca.

Ale kiedy raz odnaleźliśmy ją, ta trwa w określaniu naszego życia dalej. W okolicznościach, które zmieniły się i według ewolucji osobistej, powinniśmy czuwać, aby decyzja raz kiedyś podjęta, pozostawała ciągle wierna i była jeszcze wyrażeniem woli Boga. Wybór, który był ustalony na zgodę z Bogiem nie powinien tylko wpływać na nasze życie na sposób wyniku, jako program życia, ale powinien działać, na pierwszym miejscu, jako dyspozycja ducha, przyzwyczajenie, skierowane na Boga. Zawsze gotowi do zgadzania się z wolą Ojca.

Ale jak odkryć pozytywnie to, czego Ojciec chce? W Chrystusie. On jest tym, którego sam Ojciec uczynił widzialnym: Kto mnie widzi, widzi Ojca (J 14, 9).

Tego, kto chciałby dokonać wyboru św. Ignacy Loyola odesłałby go do sekwencji rozważań, gdzie jedno tylko rozważanie powinno by uczynić: zgodzić się z Chrystusem. Kosztować rzeczy wewnętrznie w Chrystusie (por ES 2). Rozważając Chrystusa w kontemplacji, jesteśmy prowadzeni do dzielenia głodu i pokarmu Syna: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który mnie posłał i wykonać Jego dzieło (J 4, 34).

Duch, który został nam darowany w Chrzcie, i który jednoczy Ojca i Syna, jednoczy również nas z Ojcem, kiedy naśladujemy Chrystusa i żyjemy we wspólnocie z Nim. Z tego powodu Duch czyni nas zdolnymi do doświadczania samego Ojca i do zrozumienia jego woli.

B. Bóg mówi poprzez myśli i uczucia osoby.

W jaki sposób Bóg mówi do człowieka? Poprzez myśli i uczucia samego człowieka. Bóg nie działa w człowieku jako istota obca, zewnętrzna, wprowadzając do niego rzeczywistości, które nie są jemu właściwe. Ponieważ Bóg jest miłością, i ponieważ człowiek uczestniczy w tej miłości w Duchu Świętym, to Duch Święty jest tym, który działa w miłości, jako w swojej najbardziej autentycznej tożsamości. Działanie Ducha Świętego, właśnie dlatego, że jest działaniem w miłości, jest postrzegane przez człowieka jako sama prawda o człowieku. Konsekwentnie myśli inspirowane przez Ducha bądź uczucia przez Niego rozpalane są postrzegane jako „autentycznie moje”.

Ale we mnie, uobecniają się również uczucia i myśli, które pochodzą z „ciała”, jak również od Kusiciela. Stąd konieczność rozpoznawania pochodzenia ich.

C. Rozpoznawanie duchów.

Św. Ignacy apelując do mądrości ludzkiej i chrześcijańskiej wzdłuż jego drogi nawrócenia, dostarcza nam „reguł” dla rozpoznania skąd pochodzi wewnętrzny ruch lub „poruszenie duchowe”, i dokąd mnie prowadzi, w końcu, aby „zezwolić na ten dobry (to jest na ten, który pochodzi od „dobrego ducha”: jest to terminologia używana, przez św. Ignacego) i oddalić ten zły (pochodzący od „złego ducha”)” (por. EE 313). Krótko mówiąc „reguły” pomagają nam w nadaniu imienia ruchom wewnętrznym i, raz kiedyś rozpoznane, w zdecydowaniu, czy je popierać, czy je odrzucić. 

D. Rozpoznawanie jako postawa.

Istnieje duża różnica między rozpoznawaniem jako ćwiczeniem duchowym wewnątrz modlitwy a postawą rozpoznawania już nabytą jakohabitus, jako postawa stała, jako dyspozycja modląca, do której prowadzą wszystkie ćwiczenia modlitwy. Postawa rozpoznania jest stanem ciągłej uwagi na Boga, na Ducha i praktyczną pewnością, że Bóg mówi, komunikuje się, że już moja uwaga skierowana na niego jest moim radykalnym nawróceniem. Postawa rozeznania jest ciągłym przeżywaniem relacji otwartej, jest pewnością, że to, co się liczy jest utkwieniem oblicza na Pana, i że ja nie mogę zamknąć procesu mojego rozumowania bez przedmiotowej możliwości, którą jest Pan w jego woli dla mnie.

Postawa rozeznania jest, więc wyrażeniem modlącej się wiary, i nie do pomyślenia jest, abyśmy nie byli porwani przez falę miłości, ponieważ aby to czynić, koniczna jest radykalna pokora.

5. Etapy życia duchowego

Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy (1 J 3, 2). Między obecnie a jeszcze nie rozwija się nasze życie wiary.

A. Wspieranie życia duchowego

Historia wspólnot chrześcijańskich pierwszych wieków, nauczyła nas odkrywać, szanować i wspierać czasy wzrostu tego życia według Ducha.Katechumenat był czasem, w którym było się kształconym w podstawowych prawdach wiary i zaczynało się żyć według Ewangelii. Chrzest w noc Paschy kończył ten pierwszy etap i wprowadzał w etap następny: aktywne uczestnictwo w życie Kościoła: Eucharystia i inne sakramenty, wiara i kult, poznanie bardziej pogłębione orędzia chrześcijańskiego i jego wymagań. Następnie następował czas wyborów fundamentalnych i odpowiedzialności do przyjmowania wewnątrz Kościoła, żyjąc własnym powołaniem osobistym w służbie wspólnoty i świata. W końcu czas starości, życia oświeconego mądrością Ewangelii, mądrej obecności wewnątrz wspólnoty; ostatni etap drogi w przygotowaniu na spotkanie z Panem.

Według niektórych współczesnych interpretacji, ale które podejmują starożytne intuicje, cztery Ewangelie wydaja się być skierowane do tych różnych stanów życia wiary.

a). Ewangelia Marka towarzyszy okresowi katechumenatu i wprowadza powoli w tajemnicę Jezusa, Syna Bożego, zabitego i zmartwychwstałego za nas.

b). Ewangelia Mateusza, w której znajdujemy pięć wielkich mów Jezusa i obfitą katechezę dla tych, którzy przyjęli dobrą nowinę Ewangelii, towarzyszy okresowi pogłębienia wiary u ochrzczonego i jego włączeniu w rózne zadania wewnątrz wspólnoty chrześcijańskiej.

c). Ewangelia Łukasza, która również charakteryzuje się szeroką katechezą o wymaganiach bycia uczniem, przygotowuje do różnych służb wewnątrz wspólnoty, a przede wszystkim do zadań i do odpowiedzialności, jakie wierzący w Chrystusa powinien przyjmować w stosunku do historii i świata.

d.) Ewangelia Jana jest dla ludzi w podeszłym wieku. Starość wypływa zarówno z dojrzałego doświadczenia w czasie, jak i z działania Ducha, które pozwala widzieć sprawy z perspektywy i w sposób bardziej kontemplatywny. Człowiek stary jest mądrą obecnością w Kościele, mniej skierowaną na czynienie, ale bogatszą w tę głęboką intuicję, która jest duszą każdej aktywności, która rodzi się z wiary.

B. „Trzy drogi”

W tradycji Kościoła etapy życia duchowego zostały opisane również innymi schematami wziętymi ze poprzednich środowisk kulturalnych i adaptowanymi do doświadczenia chrześcijańskiego. Na uwagę zasługuje przede wszystkim nauka o trzech drogach: oczyszczenie, oświecenie, jedność.

Przedstawiając ten schemat w trzech etapach - oczyszczenia, oświecenia, jedności - już tradycja zauważała to, co było proste i pojęciowe. Precyzowała, że chodzi o etapy bardziej uzupełniające niż etapy następujące po sobie: oczyszczenie pozostaje obecne, ale pod innymi kształtami, w sercu samej jedności.

Jakkolwiek klasyczny, to jednak nie jest to schemat wyłączny; niektórzy mistycy woleli inne schematy: siedem mieszkań św. Teresy z Avila, etapy wchodzenia na Górę Karmel dla św. Jana od Krzyża czy cztery tygodnie ćwiczeń duchowych św. Ignacego Loyoli. Skoncentrowany na decyzji wolnej, przygotowanej i towarzyszącej, Ignacy podkreśla charakter paschalny wzrostu duchowego: przechodzi on poprzez śmierci i zmartwychwstania, ciągle powtarzające się; i tak następuje wzrastanie w Duchu.

C. Etapy „wejścia na Górę Karmel” według św. Jana od Krzyża

W drodze duchowej - najbardziej złożonej - wejścia na Górę Karmel porządek oczyszczenia przez porządek oświecenia w modlitwie są dwoma aspektami zawsze paralelnymi, nieoddzielnymi, jednej rzeczywistości duchowej, którą jest przemienienie duszy w Bogu.

Istotne elementy nośnego schematu Drogi na Górę Karmel (DK) i Nocy Ciemnej (NC) są następujące: po podwójnym oczyszczeniu zmysłów i ducha, dochodzi się do stanu jedności; oczyszczenie przedstawia nie tylko aspekt aktywny: moment ascetyczny uznany przez wszystkich, ale także aspekt pasywny, którego opis jest najbardziej oryginalnym wkładem św. Jana Od Krzyża do teologii duchowości.

Oto ogólny schemat w sześciu etapach.

OCZYSZCZENIE                                         MODLITWA

1.

Światło dnia

Pociecha zmysłowa

Dusza znajduje zadowolenie i smak w ćwiczeniach i w dziełach miłosierdzia, i w ten sposób oddziela się od dóbr świata.

Bóg powoli odzwyczaja dusze od mleka słodyczy

Modlitwa opisowa: początkujący ćwiczą się w medytacji i w modlitwie (NC I, 8).

Przejście do kontemplacji (DK II, 13-14): niemożliwość medytowania i niesmak w czynieniu jej; nieobecność jakiegokolwiek pragnienia; wewnętrzna radość, jaką dusza znajduje w samotności.

2.

Noc ciemna zmysłów

Zmierzch

Podwójne oczyszczenie:

aktywne: dobrowolne umartwienie pożądań i zmysłów (DK I)

pasywna: oschłość i próby duchowe (NC I)

Poznanie ogólne i miłujące Boga

Działanie bardziej skupione, delikatniejsze, spokojniejsze (pomaganie sobie w sposób umiarkowany rozumowaniem

3.

Okres pośredni (NC II, 1)

Kontemplacja pogodna (NC II, 1)

Intensywne, ale krótkie ciemności i niepokoje

(Ten stan trwa przez lata)

Serce bardziej rozszerzone; kontemplacja miłosna.

4.

Noc ciemna Ducha

Kontemplacja ciemna oczyszczająca (NC II)

Podwójne oczyszczenie:

aktywna: kroczenie w wierze (DK I, III), w nadziei (III, 1-14) i w miłości (III, 15-do końca)

pasywna: bojaźń Boża, samotność i opuszczenie, utrapienia (NC II)

Oczyszczenie rozumu, pamięci, woli.

Takie oczyszczenie trwa przez lata (NC II, 1-10)

- Dusza pozostaje pasywna

- Światło Boże

- Poznanie rzeczy Bożych

- Uczucie całkowicie Boże

- Wyniki: ogień miłości i oświecenie (II, 11-19)

5.

Noc spokojna

Kontemplacja oświecająca oczyszczajaca (Pieśń Duchowa A, st. 11-26)

- Niecierpliwość i strapienie (PD, st. 6-10b

- niepokoje, lęki, oschłości (PD, st. 25-26

- Poszukiwanie Ukochanego w samotności

- Poznania o stworzeniu i o Wcieleniu

Zaręczyny duchowe

- Pokój -zadowolenie -poznanie  mądrości Boga

6.

Noc pogodna

Kontemplacja jednocząca (Pieśń DuchowaA, st. 27-29)

- Sprostowanie wszystkiego zmysłowego

- Pragnienie słodkie i rozkoszne

- Małżeństwo duchowe: poznanie tajemnic Wcielenie i Odkupienia.

- Rozpalenia miłości.

Cztery uwagi:

a) Jak widać, taki schemat przedstawia się jako przykładny i normatywny, o ile podąża z pewnej konieczności ontologicznej: oczyszczenie zmysłów, którego celem jest poddanie ich rozumowi podtrzymywanemu przez łaskę, poprzedza oczyszczenie ducha, dzięki któremu ten poddaje się działaniu Ducha Świętego; z punktu widzenia sposobów modlitwy, medytacja konwersacyjna poprzedza kontemplację. Ten podwójny ruch oczyszczenia i oświecenia rozwija się według paralelizmu dość sztywnego. W końcu, według św. Jana od Krzyża, następstwo różnych etapów jest często występujące również empirycznie i Święty nie boi się przyznać im określonego czasu trwania.

b) Czy następstwo czasowe weryfikuje się zawsze? Przyznajemy, że w życiu kontemplacyjnym, przede wszystkim w środowisku klauzury, ono weryfikuje się często, ale nie z koniecznością absolutną.

Jeśli weźmiemy, na przykład przypadek życia św. Teresy z Lisieux, która była karmelitanką i uczennicą św. Jana od Krzyża, to zobaczymy, że droga duchowa różni się znacznie i to w ważnym punkcie: Teresa osiąga jedność z Trójcą Przenajświętszą przed wejściem w noc ducha, która musiała trwać aż do śmierci.

Licząc się z różnością dróg duchowych, wielu autorów, zamiast obstawać przy sztywnym następstwie różnych momentów, woli mówić o alternacji (zmienności) doświadczeń i Bożych łask, bądź o smutkach i pociechach: i tak na przykład, autor O naśladowaniu Chrystusa, św. Teresa z Lisieux… i św. Ignacy Loyola. Rozważanie o alternacji momentów pozytywnych i negatywnych w każdym życiu duchowym unika troski o ustalenie stopnia doskonałości osiągniętej przez osobę i może być łatwiej aplikowana do całej drogi duchowej.

c) Jeśli chodzi o stopnie modlitwy, zauważamy podobnie jak sama Teresa od Jezusa, która pisała do kontemplujących, dopuszcza istnienie drogi modlitwy różnej od tej kontemplacyjnej. Nie oznacza to, że kontemplacja jest formą modlitwy wrodzonej dla życia doskonałości, ale jedynie to, że nie jest ściśle konieczna.

d) Św. Jan od Krzyża pozwala nam zrozumieć, że podczas gdy my jako owoc dojrzałości duchowej wzrastającej oczekujemy napotkania pierwszych przejawów świętości widzialnej i wynagradzającej, to często zdarza się raczej przeciwnie. On, na mocy swojego głębokiego doświadczenia osobistego, potrafił zidentyfikować, sformułować i wytłumaczyć doświadczenie nocy ciemnej ducha jako decydującej fazy w drodze duchowej. Owoc takiego doświadczenia może tak być opisany:

…wielką łaskę Bóg wyświadcza duszy oczyszczając ją i uzdrawiając twardą próbę i gorzkim oczyszczeniem, tak w części zmysłowej jak i duchowej. Oczyszcza ją ze wszystkich odczuć i niedoskonałych nawyków, jakie miała co do rzeczy doczesnych, naturalnych i zmysłowych, spekulatywnych i duchowych. Zaciemnia jej władze wewnętrzne i opróżnia je ze wszystkiego. Poskramia i wysusza jej odczucia zmysłowe i duchowe osłabiając i wyniszczając względem nich jej siły naturalne. […] A wszystko to czyni Bóg w tym celu, by duszę ogołoconą i wyzutą ze starego człowieka przeobrazić w nowego. I „odnawia się jak u orła jej młodość” (Ps 102, 5) i zostaje „przyobleczona w nowego człowieka, który - wedle słów Apostoła - według Boga jest stworzony” (Ef 4, 24). To wszystko zaś nie jest niczym innym, jak tylko oświeceniem umysłu duszy nadprzyrodzonym światłem do tego stopnia, że rozum ludzki staje się boskim przez złączenie z boskim. Wola duszy zostaje również przekształcona miłością Bożą tak, że staje się wolą boską, kocha na sposób boski, zjednoczona i zespolona z wolą i miłością boską. Również pamięć, odczucia i wszystkie pożądania zostają przemienione i urobione wedle Boga i na sposób boski. Dusza taka staje się już wtedy duszą z nieba, niebiańską i więcej boską niż ludzką.

Tego dzieła […] dokonuje Bóg za pośrednictwem tej nocy. Oświeca ją i rozpłomienia boskim sposobem, wzniecając w niej udręki miłości jedynie dla samego Boga, wyłączywszy jakąkolwiek rzecz.7

D. Siedem mieszkań w Twierdzy wewnętrznej św. Teresy od Jezusa (z Avila)8

Święta Teresa od Jezusa cały gmach doskonałości chrześcijańskiej przedstawia w alegorii zamku, czyli twierdzy, którą nazywa wewnętrzną, bo chodzi jej przede wszystkim o budowę życia wewnętrznego, duchowego. Twierdza wewnętrzna wyobraża duszę, w której mieszka Bóg nie tylko przez swoją wszechmoc, lecz także przez swoją łaskę. Stan łaski może i powinien rozwijać się aż do pełni zjednoczenia z Bogiem. Tę drogę duszy do najgłębszego wnętrza swej istoty, gdzie mieszka sam Bóg, Teresa przedstawia w postaci siedmiu mieszkań twierdzy. Człowiek o życiu wewnętrznym, postępując w doskonałości przechodzi niejako z mieszkania niższego do mieszkania wyższego i dociera do siódmego mieszkania, gdzie mieszka Bóg i gdzie następuje mistyczne zjednoczenie między duszą a Bogiem. Mieszkania te można nazwać językiem nowoczesnym apartamentami. Apartament zaś posiada kilka, nawet kilkanaście pokoi czy komnat.

Siedem mieszkań w Twierdzy wewnętrznej oznacza siedem etapów życia duchowego. Każdy etap trwa przez pewien czas i wymaga od duszy pracy nad swoim udoskonaleniem. Człowiek o życiu wewnętrznym, w miarę udoskonalania się, przechodzi z komnaty do komnaty, czyli z jednej do drugiej części twierdzy, coraz piękniejszej i rozkoszniejszej, aż dotrze do siódmego mieszkania, najgłębszego i najpiękniejszego, gdzie mieszka sam Bóg. Św. Teresa opisuje życie duchowe tak z punku jego rozwoju, jak i zjednoczenia z Bogiem.

1. Pierwsze mieszkanie oznacza przejście duszy ze stanu grzechu do życia łaski i pierwsze uświadomienie sobie o stanie nadprzyrodzonym. Modlitwa jest jeszcze niedoskonała.

2. Drugie mieszkanie: pierwsze kroki w życiu duchowym, pierwsze uświadomienie sobie niebezpiecznego stanu, w jakim się toczy życie w walce z instynktami i namiętnościami. Dusza zaczyna modlitwę mylną w znaczeniu terezjańskim, tj. rozmowę z Bogiem, nie słyszy jednak głosu Boga, ponieważ namiętności tłumią ten głos.

3. Trzecie mieszkanie oznacza początek prawdziwego życia duchowego, według kryteriów duchowych i wymogów łaski. Dusza osiągnęła już doskonalszą formę modlitwy myślnej, słyszy głos Boga w postaci głosu sumienia, co ma wielki wpływ na postęp w doskonałości.

4. Czwarte mieszkanie: trwa nadal walka duchowa, ale jawią się pierwsze interwencje Boga, budzą się nowe siły, jawią się nowe racje i nowe formy życia razem ze szczególnym skupieniem. Mieszkanie to oznacza początek modlitwy nadprzyrodzonej, czyli kontemplacji wlanej, tzw. modlitwy mistycznej, odpocznienia. Dusza żyje aktami cnót teologalnych: wiary nadziei i miłości. Jest to jednak mieszkanie modlitwy mieszanej, przyrodzonej i nadprzyrodzonej.

5. Piąte mieszkanie: Bóg i życie Boże opanowują duszę i przeważają jako forma życia nad życiem naturalnym. Zaczyna się dokonywać zjednoczenie z Bogiem, charakteryzujące się kontemplacją życia i śmierci Chrystusa. Dusza dochodzi do habitualnego stanu modlitwy zjednoczenia. Jest to już prawdziwy stan mistyczny. Następuje doskonałe zjednoczenie woli duszy z wolą Boga. Rozpoczyna się nowy sposób życia wewnętrznego.

6. Szóste mieszkanie: Bóg przemienia wewnętrznie duszę, która przyjmuje działanie Boże. Następują gwałtowne ekstazy, radykalne oczyszczenie duszy, które wywierają ogromny wpływ na postęp w doskonałości. Bóg objawia się duszy przez widzenie i mówi do niej słowami skutecznymi. Jest to stan modlitwy ekstatycznej i zaręczyn duchowych. Modlić się, znaczy dla duszy tyle, co żyć. Dusza stale trwa w intensywnej modlitwie wewnętrznej.

7. Siódme mieszkanie jest ostatnim etapem w zjednoczeniu duszy z Bogiem. Następuje tu tzw. małżeństwo duchowe między duszą a Bogiem. Dusza, spokojnie i słodko, bez przerwy współżyje z Bogiem, z całą Trójcą Najświętszą. Następuje utwierdzenie duszy w łasce, przekazanie wzajemne dóbr, zjednoczenie przemieniające. W tym mieszkaniu realizuje się ostatecznie cel życia wewnętrznego: najgłębsze zjednoczenie z Bogiem, czyli duchowe zaślubiny, jakie sprawia najwyższy stopień modlitwy.

E. Od świętości upragnionej do ubóstwa ofiarowanego

Jeśli w końcu - poza różnymi próbami wskazania etapów drogi duchowej - chcemy, opisać trajektorię wzrostu duchowego według Ewangelii, to możemy powiedzieć, że ona idzie ciągle od świętości upragnionej do ubóstwa ofiarowanego.

Wszystko zaczyna się, bowiem z pragnieniem świętości: nawrócenie, pierwsze wezwanie do życia religijnego. Jest to dynamizm, która pozwala wybrać się w drogę. „Uczynić to, co uczynił św. Dominik i św. Franciszek”: to było pierwszym marzeniem Ignacego Loyoli w epoce jego nawrócenia. Bierze się na siebie życie w następstwie objawiania się części marzenia i iluzji, które może zawierać takie pragnienie. A więc, podejmujemy bardzo poważne ryzyko: zważywszy, że nie jesteśmy tymi, kim chcielibyśmy być, jesteśmy kuszeni, aby cofnąć się do samych siebie, aby pogodzić się z byciem tylko tymi, kim jesteśmy. Jakbyśmy, w przygodzie świętości, byli, jedną czy druga chwilę, pozbawieni ciężaru, pozostawieni na brzegu. Chcemy, więc być jedynie lojalnymi sługami Boga, pokornie pogodzonymi z pozostawieniem innym szaleństwa krzyża.

Myślenie w ten sposób oznacza pomylenia naszych iluzji ze śmiercią powołania. Jest zapomnieniem, że to bolesne oczyszczenie naszych wystarczalności i naszych iluzji jest konieczne, abyśmy mogli usłyszeć drugi apel, apel do świętości już nie upragnionej w poszukiwaniu naszej doskonałości, ale przezywanej w ofiarowaniu naszego ubóstwa.

Tak, my nie jesteśmy tymi, kim chcielibyśmy być; życie objawiło nam nasze słabości i nasze ograniczenia, okoliczności nie pozwoliły nam rozwinąć tego czy innego aspektu naszej osobowości. Duch poprowadził nas drogami, które nie były tymi, które przewidzieliśmy. Grzech sprawił, że zaniedbaliśmy źródła życia i zostaliśmy doprowadzeni do popękanych cystern, przy których wahaliśmy się. Jedynie Bóg wie, ile czasu i ile łask roztrwoniliśmy! Ale Bóg pozostaje nam wierny, i dla uświęcenia nas, potrzebuje jedynie naszej pokornej gotowości do przyjęcia Go. My nie jesteśmy uczniem - wzorem, którym chcielibyśmy być, ale możemy być słabością, kruchością, w której lśni miłość Boga, ubóstwo przemienione mocą łaski. I przez to potrzeba i wystarczy, że ofiarujemy Bogu to samo ubóstwo. I właśnie tu - mistycy po Chrystusie, potwierdzali - punkt docelowy każdego wzrostu duchowego: w Twoje ręce powierzam ducha mego (Łk 23, 46).

6. Charyzmaty

A. Czym są charyzmaty?

Sam Duch jest tym, który działa i objawia się w różnych osobach i charyzmatach. W myśli św. Pawła charyzmaty są darami przyznanymi w perspektywie dobra wspólnego. Śledząc naukę Pawłową, Sobór Watykański II ukazał obecność charyzmatów w Kościele i uznał nie tylko charyzmaty instytucjonalne, dzięki którym ciało wzrasta dobrze zorganizowane pod przewodnictwem biskupów, ale również inne dary posiadane przez wszystkich wiernych, którzy również są powołani do budowania Kościoła:

Ponadto ten sam Duch Święty nie tylko przez sakramenty i posługi uświęca i prowadzi Lud Boży i przyozdabia cnotami, ale „udzielając każdemu tak, jak chce” (1 Kor 12, 11) swoich darów, rozdziela między wiernych w każdym stanie także specjalne łaski, przez które czyni ich zdolnymi i gotowymi do podejmowania rozmaitych dzieł lub funkcji mających na celu odnowę i dalszą skuteczną rozbudowę Kościoła, zgodnie ze słowami: „Wszystkim zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra” (1 Kor 12, 7). Ponieważ wszystkie te charyzmaty, zarówno niezwykłe, jak i te bardziej zwyczajne, szerzej rozpowszechnione, są bardzo stosowne i potrzebne Kościołowi, dlatego trzeba przyjmować je z wdzięcznością i radością.9

Istnieją, zatem dla każdej klasy i dla wszystkich osób i służb. Niektóre są „niezwykłe”, inne „bardziej zwyczajne i ogólne” (KK 12). Charyzmat nie oznacza przywileju ani dziwactwa, ale po prostu łaskę i uczestnictwo aktywne i odpowiedzialne wszystkich członków Kościoła w jego budowaniu i odnowie. Teoretycznie mówiąc, nie powinno być ani jednego bezrobotnego w Kościele.

Ta łaska jednakże, będąc wrodzoną w Duchu jak i w naturze i w funkcji Kościoła wymaga zaangażowania, rozpoznawania, oczyszczania wszystkich tych darów, scalając je harmonijnie we współpracy braterskiej i konstruktywnej. Kościół jest wspólnotą i współistnieniem charyzmatyków. Nie jest to łaska niektórych, którzy mówią, podczas gdy inni słuchają, ale łaska wszystkich, którzy „na zmianę” wyrażają własny charyzmat i jednocześnie słuchają i przyjmują charyzmat innych.

Ducha nie gaście (1 Tes 5, 19). I nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego (Ef 4, 30); jest to podwójne zalecenie św. Pawła do podjęcia na serio. Nakazuje i wpaja postawy uległości, poczynania i współpracy w stałym i różnym działaniu Ducha Świętego dla Kościoła i ludzkości.

B. Charyzmaty w Kościele pierwotnym

Charyzmatem najczęściej poświadczanym wśród chrześcijan jest charyzmat prorocki. Dzień Pięćdziesiątnicy św. Piotr ogłasza wypełnieniem przepowiadania Joela, w którym Bóg oznajmiał: I wyleję potem Ducha mego na wszelkie ciało, synowie wasi i córki wasze prorokować będą (Jl 3, 1); Dz. 2, 17). Dzieje Apostolskie wspominają liczne przypadki natchnienia prorockiego, niekiedy kolektywnego (Dz 19, 6), częściej indywidualnego. Są chrześcijańscy prorocy w Jerozolimie (11, 27) i w Antiochii (13, 1). Słowo Boga daje się słyszeć za ich pośrednictwem pod formą przepowiadania (11, 28; 21, 10n) bądź komunikacji woli Boga (13, 2). Dar proroctwa objawia się również pośród kobiet (21, 9; por. Łk 2, 36; Wj 15, 20; Sdz 4, 4; 2 Krl 22, 14). Listy Pawłowe poświadczają podobnie ważność daru proroctwa w pierwszych wspólnotach chrześcijańskich. Już w 1 Tes 5, 20 Paweł czyni akcent, a później czyni go regularnie w listach (1 Kor 12, 10.28; Rz 12, 6; Ef 4, 11). Również kobiety mogą mieć profetyczne natchnienia (1 Kor 11). Paweł bardzo podkreśla wartość daru proroctwa dla budowania Kościoła (1 Kor 14). Przedkłada go, w zgromadzeniu chrześcijańskim, nad mówienie językami.

Mówienie językami bądź glosolalia jest przedstawiany w różny sposób przez Pawła i przez Łukasza. W Dz 2, 4-11 Łukasz wskazuje, że chodziło o obce języki rozpoznawalne. Łukasz nie kładzie wyraźnej różnicy między „mówić językami”, a „prorokować” (Dz 19, 6: A kiedy Paweł położył na nich ręce, Duch Święty zstąpił na nich. Mówili też językami i prorokowali). Paweł natomiast wyraźnie to rozróżnia (1 Kor 14).

Dar czynienia cudów objawia się przy wielu okazjach. Łukasz relacjonuje, że wiele znaków i cudów działo się wśród ludu przez ręce Apostołów (Dz 5, 12) i opowiada w szczegółach rózne cuda dokonane przez Piotra (Dz 3, 6nn; 9, 32-42) i przez Pawła (14, 8nn; 20, 9nn). W swoich listach sam Paweł mówi o cudach, które towarzyszyły jego przepowiadaniu (2 Kor 12, 12; Rz 15, 19) i o tych, które Bóg działał we wspólnocie chrześcijańskiej (Gal 3, 5; 1 Kor 12,  9).

Jest rzeczą naturalną, że dary mniej okazałe nie są podkreślane. Pośród nich należy zacytować „pełną odwagę” w głoszeniu słowa Bożego (Dz 4, 31), owoc modlitwy i interwencji Ducha Świętego. „Dar wspierania” (1 Kor 12, 28) może być uznany w życiu Tabity (Dz 9, 36-39) i wielu kobietom chrześcijańskim; „dar rządzenia” (1 Kor 12, 28) w oddaniu wielu kierujących Kościołem (1 Tes 5, 12; 1 Kor 15, 15n); „służba” (Rz 12, 7; 1 Pt 4, 11) ma bardzo liczne możliwe kształty. Kościół pierwotny charakteryzował się bogatym rozkwitem charyzmatów.

C. Istotne kryterium dla oceny wartości charyzmatów

Istotnym kryterium dla oceny wartości charyzmatów nie jest ich charakter bardziej czy mniej spektakularny ani intensywność doświadczenia duchowego w nim zakładanego, lecz ich użyteczność w perspektywie budowania wspólnoty: Tak też i wy, skoro jesteście żądni darów duchowych, starajcie się posiąść w obfitości te z nich, które się przyczynią do zbudowania Kościoła (1 Kor 14, 12).

Ale ponad każdym charyzmatem, ważnym zarówno dla życia osobistego jak i dla wspólnoty, znajduje się dar miłości. Jej wyższość należy wartościować nie tylko według jej przedmiotu, którym jest Bóg i bliźni, ale również według jej natury: ona jest, bowiem uczestnictwem Ducha Świętego i od niego pochodzi w sposób szczególny: miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany (Rz 5, 5).

Jak pokazuje doświadczenie, wszystkie charyzmaty, chociaż są dobre same w sobie i przyporządkowane do dobra wspólnego, mogą zawierać niebezpieczeństwo poszukiwania ich dla samych siebie zamiast dla służby innym; mogą również nabrać przeciwności do ducha ewangelii, ducha pokory i pragnienia życia ukrytego.

Bardzo surowy tekst Mateusza ostrzega przeciwko takim iluzjom: możliwe jest czynienie cudów i innych nadzwyczajnych rzeczy i jednocześnie zaniedbywać istotne aspekty życia chrześcijańskiego (Mt 7, 22-23: Wielu powie Mi w owym dniu: „Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?” Wtedy oświadczę im: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości”).

W przeciwieństwie, dar miłości rozpoznaje inne; jedynie jej obecność daje życie wszystkim cnotom i zapewnia autentyczność życia duchowego. Ona powiększa serce i pokonuje granice pochodzące z przesądów, z wychowania i z egocentryzmu; ona ponadto jest pełnią nowego prawa, którego bezpośrednim źródłem jest obecność Ducha Świętego w naszych sercach.

D. Integracja i dezintegracja charyzmatów

Ducha nie gaście; Nie zasmucajcie Ducha Świętego. Należy zachować to napomnienie w całej jego sile i w całej jego rozciągłości, które dotyczy wszystkich sektorów i członków Kościoła. Zwykle jest ono rozumiane i aplikowane w sposób ubogi i jednokierunkowy: możliwe opory hierarchii, zapominając, że orędzie kieruje się do osób równie charyzmatycznych, a nie do masy nieskażonych słuchaczy; wiele jest czynników gaszących Ducha w Kościele.

Sam charyzmatyk może być pierwszą przyczyną ewentualnego zgaszenia charyzmatu. Marnuje całkowicie lub częściowo swoją łaskę i służbę charyzmatyczną przez ludzkie powiązania wewnętrzne i zewnętrzne: niespokojne poszukiwanie rozgłosu i wsparcia, pogarda dla charyzmatów odmiennych i uzupełniających, brak roztropności i mądrości w realizacji, niepotrzebna konfliktowość. Łaska charyzmatyczna powinna przemienić na pierwszym miejscu podmiot, przed służeniem jednocześnie „orędziu” do przekazania innym.

- Integracja charyzmatów. Tym wyrażeniem odnoszę się do zadania kościelnego, które dziś przybiera szczególnej powagi i konieczności. Integracja, na pierwszym miejscu, służby kościelnej w życiu duchowym samego charyzmatyka i w jego doświadczeniu teologicznym, dla polepszenia jakości funkcji publicznej. Jest to także integracja różnych łask i służb w jedności ciała kościelnego. To, co osobiste i wspólnotowe idzie razem i uwierzytelnia się wzajemnie w pełnej realizacji służby w budowaniu Ciała Chrystusa.

- Dezintegracja charyzmatów. Łaska i dzieło Ducha kończą się w rękach i w sercu osób ludzkich, z niedostatkami i przywiązankami wszelkiego typu. Jest faktem częstym i łatwo zrozumiałym niewykorzystanie częściowe lub całkowite charyzmatów. Zdarza się to w tym przypadku, jak i w jakimkolwiek innym powołaniu. Duchowość uważna i otwarta na fakty próbuje zidentyfikować możliwe przyczyny. To zjawisko sprawdza się i się analizuje śledząc ten sam schemat duchowy, jaki zastosowuje się do integracji.

„Neutralizacja charyzmatów” ma miejsce wtedy, kiedy działają w paraliżującym kontraście dwie siły działania kościelnego, które dyskredytują się i przeszkadzają sobie wzajemnie: to, co jedno czyni, drugie następnie albo jednocześnie psuje; te rzeczy, które dla jednego są korzyściami, dla drugiego przedstawiają straty i zniszczenia, itp. Wynik: w jednym i drugim, obserwator widzi korzyści ludzkie i zawziętość, a nie łaskę i siłę Ducha. Niebezpieczeństwo trudne dziś do uleczenia, zważywszy na polaryzację, w której zgoda bądź kompromis są trudne do uczynienia. Dochodzi się nawet do prowokowania w sposób zamierzony konfliktów w Kościele. Brakuje zgody i porozumienia, dwóch możliwych punktów wsparcia dla wspólnoty i współpracy. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Część II

TEOLOGIA modlitwY

Rozdział I

Znaczenie i rola modlitwy w życiu duchowym chrześcijanina

I. MODLITWA

Wprowadzenie

Jeden jest tylko mistrz modlitwy: Duch Święty. Oznacza to, że ludzie nie są nigdy rzeczywistymi mistrzami modlitwy, a Tym, kto ma inicjatywę w modlitwie, dopełnia ją i ją ożywia jest Duch Święty. Zadziwiające jest to, że jedną z niewielu rzeczy, o które prosili uczniowie Jezusa, jest to, aby On nauczył ich się modlić. Modlitwa jest następnie otchłanią, w której nigdy nie można do końca zagłębić się albo, z której nigdy do końca nie można się wynurzyć, ale jest jednak trudno modlić się, może jest operacją najtrudniejszą duchowego życia chrześcijanina (mówię jedną z najtrudniejszych) i im bardziej się wzrasta, tym bardziej powinien powiększać się czas modlitwy, jeśli nawet jest coraz trudniejsza.

1. Modlitwa zjawiskiem powszechnym

Człowiek zawsze się modlił, i to prowadzi do zapytania się, czy modlitwa jest stałą antropologiczną, czy człowiek modli się, ponieważ jest człowiekiem. Odpowiedź jest potwierdzająca, ponieważ również dziś, podobnie jak w epokach, w których mówi się, że modli się mało, idzie się w miejsca święte i widzi się ludzi modlących. Modlitwa jako zjawisko religijne należy, więc również do niewierzących i do areligijnych, ponieważ jest wokalizacją apelu, okrzyku wielkiej radości albo rozpaczy, który brzmi ciągle w nas, i który objawia się na przykład, kiedy przekraczam samego siebie i odnoszę się do kogoś, kto znajduje się obok, idąc nawet poza niego: i tak, na przykład, jeśli krzyczę „pomocy”, to krzyk ten jest skierowany do osoby, którą kocham, ale idzie poza nią, pokonuje ją. Możemy, więc powiedzieć, że fragmenty modlitwy obecne są trochę u wszystkich, ponieważ modlenie się nie jest tak łatwe do odróżnienia od myślenia i następnie, jeśli u wszystkich jest dusza, duch…

2. Od ducha do Ducha

Człowiek różni się od zwierząt, ponieważ jest zamieszkały przez ducha, ale jakie jest przejście do bycia zamieszkałym również przez Ducha? Jak go mierzyć? Jak go określić? Oczywiście Ducha otrzymuje się na Chrzcie, ale Duch bierze udział również w akcie stworzenia człowieka i obraz Boga, który został odciśnięty w nim, był zawsze widziany przez wielu Ojców jako pieczęć Ducha Świętego i ten obraz nigdy nie jest stracony, nawet przez najbardziej nieszczęsnego grzesznika, to, co pomniejsza się to jest to podobieństwo do tego obrazu, do którego można powrócić poprzez nawrócenie. Istnieje, więc oczywiście różnica między duchem a Duchem, ale trudna do uchwycenia; istnieje, rzeczywiście ludzkie myślenie, które w pewnym punkcie staje się modlitwą, a w samej naszej modlitwie trudno jest często wyraźnie oddzielić chwałę od wstawiennictwa, ponieważ w nas zamieszkują jednocześnie dwa typy Modlitwy. Specyficzność modlitwy chrześcijańskiej oczywiście różni się, a niekiedy zderza się z ludzką, ale opiera się na fakcie antropologicznym, który nie przeciwstawia się, ale humanizuje.

3. Modlitwa, wiara, religia

Jeśli Bóg, jak mówi Feuerbach jest projekcją człowieka, to wtedy modlitwa nie jest rozmową, ale monologiem, ale jeśli tak nie jest, to nie jest powiedziane, że będzie ciągle rozmawianiem z samym sobą. Istnieje następnie pokolenie, tych aktualnych sześćdziesięciolatków, dla których według najbardziej klasycznego zróżnicowania Karla Bartha, wiara i rozum są rzeczami wyraźnie oddzielonymi, jak również wiara i religia, dla których pierwsza zbawia, druga natomiast jest tylko relacją człowieka z Bogiem, a to doprowadziło do wielkiej nieufności w stosunku do modlitwy.

Dziś jednak istnieje inne niebezpieczeństwo, które podkopuje modlitwę, a jest nim zredukowanie wiary do etyki, do moralności, które chociaż są ważne, to nie jest słuszne, aby odbierały przestrzeń modlitwie, bo czy chrześcijanin jest tylko tym, który odbywa służbę? Powstaje, więc spontaniczne pytanie o to, czym jest wiara i, czy miejscem, gdzie weryfikuje się wiara jest właśnie modlitwa, może również bardziej niż miłość, (która niekiedy może powodować sens zadowolenia) i Jezus bardzo nalegał na modlitwę, szczególnie samotną, ustronną. Możemy, więc powiedzieć, że modlitwa jest testem, bankiem próby naszego zrozumienia Boga i parafrazując Teofila z Antiochii, który mówił: „Pokaż mi twojego boga, a ja pokażę ci twojego człowieka”, my możemy powiedzieć”: Pokaż mi twoją modlitwę, a ja pokażę ci twojego boga”. Nasz „prawdziwy” Bóg jest Bogiem, do którego modlimy się w naszej tajemnicy, jest Bogiem, z którym w rozmowie szukamy, aby mieć relację, a zatem dobrym rachunkiem sumienia byłoby zapytanie się siebie, jakim jest Bóg naszej modlitwy i jeszcze bardziej, dlaczego wierzę w Boga.

Z tego powodu, więc modlitwa odsyła do mojej wiary:

- Ponieważ istnieją w świecie ludzie, którzy nie wierzą i są to mężczyźni i kobiety wartościowe, oznacza to, że wierzenie jest aktem wolnym i biada bogu, który zobowiązywałby mnie do wierzenia!

- Właśnie dlatego, że jestem otoczony przez wielu niewierzących, znam także niewiarę, która jest we mnie, wiara i niewiara przenikają wszystkich, tak, że Jezus mówił często do apostołów: „Ludzie małej wiary”. Nie mówił do nich: „Nie macie wiary”, ale „macie jej trochę”. Biedny, rozczarowany jest, więc ten, kto wierzy, że ma jedynie wiarę, a nie ma niewiary. Wewnątrz nas, bowiem jest wiele obszarów ciemności, do których Ewangelia jeszcze nie dotarła. Jezus zresztą powinien dotrzeć do głębi królestwa zmarłych, aby wydźwignąć Adama. Ten, kto nie powątpiewa, więc, jest teistą i uczynił ze swojej wiary filozofię.

- Należy następnie zauważyć, że wchłaniamy wiarę ze środowiska, w którym się rodzimy, ponieważ Bóg, przed byciem naszym Bogiem, był Bogiem Abrahama, Izaaka, Jakuba i moich rodziców: Boga otrzymaliśmy, byliśmy wyprzedzeni nie tylko biologicznie, ale także kulturowo, żyć naszą tożsamością, więc oznacza żyć naszymi narodzinami. Oczywiście, że do pewnego stopnia ten „bagaż, który otrzymuję” jest bagażem, który ja się decyduję nieść i czynię go swoim, ale…

- Wiara mnie buduje i stanowi o mnie, bez wiary nikt nie może żyć, i jeśli rozumie się sens narzeczeństwa, rozumie się również wiarę. Jeśli ja nie wierzę również jedynie w drugich, to nie mogę żyć w pełni, myślenie bez dania zaufania innym jest niemożliwe! Człowiek bez wiary ryzykuje, że stanie się szaleńcem, zresztą autyzm jest właśnie procesem braku wiary, nie posiadania zaufania do świata, który prowadzi do zamknięcia się w swoich granicach. Istnieje, więc głęboka jedność między dojrzałością duchową a dojrzałością ludzką.

- Wierzę w Boga chrześcijańskiego, ponieważ nie pochłania mnie całkowicie, to nie prawda, że Bóg jest wszystkim: Boga należy kochać przede wszystkim i nade wszystko, ale On nie chce być wszystkim! Oto dlaczego chcę być chrześcijaninem, chcę być uczniem, ponieważ nie chcę niczego przedkładać w wezwaniu Chrystusa, które jest pierwszym, jest zasadą inspiracji, ponieważ podporządkowuję wszystko Jemu, i tak wiara nie zamyka mnie w Bogu, ale otwiera mnie na wszystko i wszystkich;

- Wierzę w tego Boga, ponieważ jest Jezusem Chrystusem: jedynie Syn Boży mógł wiedzieć i mówić tak dobrze o Bogu, i jedynie ten, kto stał się człowiekiem może być tak dalece człowiekiem do bycia moim bratem.

W ten sposób modlitwa nie jest wszystkim i nie alienuje mnie, przechodzi przez Jezusa Chrystusa i buduje mnie jako człowieka. Właśnie ćwiczenie modlitwy przemienia mnie jeszcze wcześniej niż Bóg, ponieważ modlitwa przemienia mój sposób myślenia, modlitwa, bowiem nie zmienia nade wszystko idei o Bogu, ale zmienia nas wobec Boga. Bóg wysłucha, bowiem całkowicie wszystkich naszych modlitw, jedynie z powrotem jego Syna. Cała ta zmiana wydarzy się w postawie relacji, tak, że strukturalizm mówi, że: „Na początku Było Objawienie”, a prolog Jana byłby lepiej przetłumaczony tak: „Słowo było skierowane do Boga, a słowem był Bóg.” Samo Słowo jest mianowicie gotowe do relacji i jest w relacji, a zatem relacja karmi się komunikacją. Teraz my jesteśmy owocem relacji mężczyzny-kobiety, jesteśmy wezwani po imieniu jeszcze wcześniej niż znaliśmy nasze imię. Tak w modlitwie prawdziwą sztuką jest komunikacja, i to mnie kształtuje, z tego powodu używanie języka w modlitwie oznacza budowanie i konstruowanie siebie i skutkiem końcowym jest moja przemiana. Pierwszym skutkiem jest to, że modliłem się i jeśli nasze wydarzenie duchowe powoduje przemianę we mnie, powoduje również przemianę w innych.

Św. Grzegorz Wielki mówiąc o św. Benedykcie mówił, że przed śmiercią widział on świat skupiony jakby w promieniu światła, widział go przemieniony, ale nie dlatego, że niebo i ziemia skurczyły się, ale dlatego, że serce Benedykta zostało poszerzone. 

4. Modlitwa jako postawa dialogiczna

Dla Martina Bubera: Ponieważ chodzi o Boga, do którego można mówić ja wierzę. Móc pokazać, że Bóg istnieje, ale że nie ma możliwości mówienia z Nim, budowania z nim relacji, przymierza, byłoby smutkiem. I następnie właśnie na możliwości komunikacji z Bogiem opiera się wierzenie, a więc i modlitwa, ponieważ istnieje Ktoś, kto nie pozwoli upaść mojemu krzykowi. I modlitwa jest właśnie wydarzeniem między mną a Bogiem, ale również to, co zdarza się w historii jest wydarzeniem między Bogiem a tym, kto się modli. Oczywiście modlitwa jest jedynie odpowiedzią na interwencję Boga, który mnie uprzedził, ja mogę wzywać Boga jako syn, jedynie dlatego, że On mnie wyprzedza i mnie zgłębia. Osobliwą jest sprawą zauważenie, jak w psalmach zdarza się zawsze coś, istnieje przemiana w tym, który mówi, ponieważ Bóg objawia się w tych dialogach, oświeca tego, kto „staje w kontakcie z Nim” i pozwala mu wejść w jego myśli: modlitwa jest zresztą właśnie stawaniem wobec Boga, aby razem z Nim zrozumieć rzeczywistość i to, co o mnie stanowi coraz bardziej jako wierzącego.

Rozdział II

Modlitwa biblijna

Wprowadzenie

Zauważyliśmy, więc, że granica między myślą a modlitwą, między religią a wiarą jest subtelna, istnieje już pewna immanentność modlitwy chrześcijańskiej w modlitwie człowieka, ale teraz warto zobaczyć specyficzność modlitwy biblijnej, która oparta jest na specyficzności wiary, która potrzebuje owszem religii, ale ją rozróżnia, analizuje i krytykuje.

1. Wiara a religia

Przez „religię”, rzeczywiście rozumie się wszystko to, co znajduje się w człowieku, i co próbuje iść ku Bogu, podczas gdy wiara jest tym, co pochodzi od Boga, tym, co jest jego darem, albowiem nie wszyscy mają wiarę (2 Tes 3, 2), ponieważ wiarę można jedynie nabyć, nie można jej stworzyć. Kult sam z siebie jest elementem religijnym, który należy jednak do wiary, która go krytykuje, ocenia i ciągle mnie pyta, czy jest w harmonii z moją postawą w stosunku do bliźniego. W religii natomiast zwykle nic nie jest oceniane, ponieważ religia jest ostatnim wyrażeniem między Bogiem a ludzkością, a więc nie dającym się ocenić. To tłumaczy, dlaczego wewnątrz tradycji judeochrześcijańskiej na postawę magiczno-zabobonną patrzy się źle, ponieważ religia sama w sobie jest rzeczą dobrą, ale musi być ciągle analizowana, również wtedy, kiedy prorocy krytykują kult, to nie krytykują go jako takiego, ponieważ gdziekolwiek wiara zakorzenia się nabiera cech religii, ale chcą ukazać prymat wiary nad dziełami religijnymi.10 Wiara i religia, więc nie przeciwstawiają się sobie, ale pierwsza ciągle czuwa nad drugą, ponieważ judeochrześcijanin wie, że na drodze człowieka ku Bogu interweniuje zawsze Bóg, aby go pociągnąć ku sobie na swój sposób. I teraz, jeśli wszystkie modlitwy używają zmysłów, miejsc, czasów, różnych sposobów, to modlitwa chrześcijańska ma specyficzności, których nie należy jednak przeceniać z uszczerbkiem dla innych, negując możliwość ich istnienia, również dlatego, że sam Jezus żył wiarą jak jego lud. Należy, więc uważać w okazywaniu w sposób ekstremalny szczególności Jezusa, która ryzykuje jedynie, że oddali się Go od naszego konkretnego człowieczeństwa. U tych, u których gloryfikuje się następnie specyficzność chrześcijańską, można poza tym wskazać brak wiary, który prowadzi do uczynienia z Jezusa i z jego uczniów „supermenów”.

2. Czy mogą modlić się razem ludzie różnych religii?

Jeśli chodzi o Żydów, wizyta Jana Pawła II w synagodze w Rzymie stworzyła precedens, jeśli nawet brakuje im specyficzności „przez Chrystusa”, to nasz Bóg jest pomimo wszystko Bogiem Abrahama, Izaaka, Jakuba, a jeśli chodzi o postać Jezusa można by modlić się bez aspektów mesjanistycznych.

W odniesieniu do muzułmanów sprawa jest bardziej skomplikowana, ponieważ, jeśli oni nawet wierzą w jednego Boga (i tak jest), to jednak ich objawienie jest zdecydowanie inne.

Z przedstawicielami innych religii można się modlić, ale należy być czujnymi, krytycznymi. Na przykład w pierwszym spotkaniu, które odbyło się w Asyżu, nie modlono się jednocześnie, ale każdy wznosił swoją modlitwę do własnego Boga, gdy zapalał świeczkę.

W stawianiu czoła temu tematowi należy unikać ideologii kół koncentrycznych, które widzą w centrum katolików-rzymskich i w miarę jak się oddala, dochodzi się do koła najbardziej oddalonego, gdzie znajdują się ateiści, albo też należy myśleć o relacji między wiarą a religią w schemacie Organizacji Narodów Zjednoczonych, jest, bowiem bardziej prawdopodobne, że ja jestem w wspólnocie z ateistą, a nie jestem z Żydem. Często ten, kto neguje Boga ma taką pasję do prawdy, o jakiej my nie marzymy, i rzuca do gry o wiele więcej niż inni, i Bóg, do którego nieświadomie dąży jest o wiele bardziej czystszy i lepszy niż ten, którego my mamy w głowie.

Solidarność między religiami jest, więc ważna, ale nie może być przeciwko komuś lub czemuś.

3. Sens wieczności

„Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują.” Nam zaś objawił to Bóg przez Ducha. Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego. Kto zaś z ludzi zna to, co ludzkie, jeśli nie duch, który jest w człowieku? Podobnie i tego, co Boskie, nikt zna nikt, tylko Duch Boży (1 Kor 2, 9-11). I Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi (Rz 8, 16). Duch Święty jest, więc tym, który buduje sens modlenia się: każdy człowiek ma możliwość, aby dać sens samemu sobie, w świecie i w przestrzeni boskiej, jakikolwiek człowiek czuje nadmiar tego, co przekracza go, ponieważ jak mówi Kohelet: Uczynił wszystko pięknie w swoim czasie, dał im nawet wyobrażenie o dziejach świata, tak jednak, że nie pojmie człowiek dzieł, jakich Bóg dokonuje od początku aż do końca (Koh 3, 11). I to jest ważne również dla nas wierzących, którzy wiemy więcej niż inni, jak i do kogo kierować to wewnętrzne pragnienie.

4. Specyficzność modlitwy biblijnej

A. Bóg szukał nas jako pierwszy

Również modlitwa biblijna próbuje postawić w komunikacji Boga i człowieka, ale w Biblii nie ma jedynie wsłuchiwania się, lecz żądanie: Bóg wyprzedza człowieka objawiając się. Na początku modlitwy biblijnej, więc nie istnieje „doświadczenie o Bogu”, ale „doświadczenie Boga”, dzięki działaniu, które wychodzi od Boga, i który poszukuje człowieka, pytając się go natychmiast: Gdzie jesteś? (Rdz 3, 9). Pytanie, które w Jezusie Chrystusie objawia się w swojej pełni, ale nie znajdując go w pełni na ziemi, idzie aż do otchłani piekielnych, gdzie znajduje właśnie całego „Adama” i wyrywa go z mocy piekielnych. Istnieje, zatem a priori absolut Boga, który dla chrześcijanina nie może nigdy być widziany jako wynik naszego poszukiwania, naszych wysiłków, a więc, bardziej niż „w poszukiwaniu Boga” powiedzieć jest lepiej „Bóg w poszukiwaniu człowieka”.11

Na początku jest zawsze słowo, które ma za podmiot Boga, a nie człowieka, ponieważ warunkiem objawienia Boga nie jest poszukiwanie człowieka, ale wolna inicjatywa Boga: Ja jestem Pan, Bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej, z domu niewoli (Wj 20, 2) i Przystępny byłem dla tych, co o Mnie nie dbali, tym, którzy Mnie nie szukali, dałem się znaleźć. Mówiłem: Oto jestem, jestem! do narodu, który nie wzywał mego imienia (Iz 65, 1). W ten sposób wiara nie jest przede wszystkim poznaniem, ale byciem poznanym, tym bardziej, że jest się z określonymi osobami, z „ludźmi Boga”. Jezus, który mając wielką zdolność komunikowania się, pozwala odczuć wszystkim, do których się zbliża, jako poznanym do głębi. I w życiu duchowym jest bardzo trudno pozwolić się poznać, również dlatego, że im większe zaawansowanie w poznaniu Boga tym bardziej czujemy się poznanymi, i sam Paweł pokazuje to, kiedy mówi: Teraz jednak, gdyście Boga poznali i, co więcej, Bóg was poznał… (Gal 4, 9). Gloria sama przez się nie mówi „ludziom dobrej woli”, ale „ludziom kochanym przez Pana, przedmiotowi miłości Boga”.

Człowiek, zatem jest owszem człowiekiem pragnienia, ale przed jego poszukiwaniem, znajduje się zawsze samo objawienie się Boga, i tak w modlitwie człowiek biblijny idzie do Boga jedynie dlatego, że On szukał go jako pierwszy i to widzi się już również w klasycznej formule Stworzyciel-Stwórca. I tak modlitwa jest bardzo zrelatywizowana, ponieważ to nie ona przynosi mi zasługi przed Bogiem, może mnie najwyżej predysponować do takich zasług, a dobrze patrząc w Piśmie św. Bóg jest bardziej tym, który prosi człowieka. Właśnie taka jest specyfika biblijna, nieobecna albo mało ważna w innych religiach. Modlitwa jest absolutnie darmowa, jest nade wszystko czasem, który ja poświęcam Bogu, który mnie szuka, albo przynajmniej na próbowaniu uświadomienia sobie o tym, jest pozostawieniem otwartych drzwi, aby „ten, kto stoi przy drzwiach i puka” mógł wejść i coś zjeść, do nas należy jedynie przygotowania stołu.

B. Komunikacja prowadzi do poznania Boga

Bóg przychodząc do mnie, daje mi nade wszystko dar poznania Jego, ponieważ jak mówi św. Paweł: nie zaprzestaję dziękczynienia, wspominając was w moich modlitwach. [Proszę w nich], aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego (Ef 1, 16-17). Bóg, zatem objawia się od Abrahama aż do Jezusa w sposób pełny, aby człowiek mógł Go poznać. Katechizm Piusa X na pytanie „Dlaczego Bóg nas stworzył?” odpowiedź brzmiała właśnie: „Dla poznania i kochania Go”. Pierwszym owocem powołania Boga powinno być poznanie, ale ta „zasada objawienia” ważna jest również w jakimkolwiek spotkaniu ludzkim: relacja, jeśli powstała z wzajemnej woli poznania siebie, jest w sposób fundamentalny poznaniem drugiego, jeśli drugi mi się objawia, ja go poznaję na nowo i odwrotnie, nie powinienem się lękać, aby dać się poznać przez drugiego, kim jestem.

a). Poznanie Boga jest dynamiczne

Ale to poznanie nigdy nie jest wyczerpujące, i tak ta interwencja Boża powoduje we mnie poszukiwanie, drogę w oczekiwaniu innej interwencji, jak dla Abrahama. I tak wiara jest kroczeniem, do tego stopnia, że Dawid mówi: Teraz więc, Boże nasz, dzięki Ci składamy i wychwalamy przesławne imię Twoje… Albowiem od Ciebie to wszystko pochodzi i co z ręki Twojej mamy, dajemy Tobie. Jesteśmy bowiem pielgrzymami przed Twoim obliczem i przybyszami, jak byli wszyscy przodkowie nasi (1 Krn 29, 13-15) albo autor Listu do Hebrajczyków, który zaprasza nas do wyjścia: do Niego poza obóz, dzieląc z Nim Jego urągowisko. Nie mamy tutaj trwałego miasta, ale szukamy przyszłego (13, 13-14). I właśnie to ostatnia przestroga pokazuje nam również, jak ta droga jest zderzeniem, jest jak rzeka Jordan, która, kto wie gdzie ma początek i dokąd zmierza, ale jest pełna zakoli i w końcu jak Hiob możemy powiedzieć: Dotąd Cię znałem ze słyszenia, teraz ujrzało Cię moje oko (42, 5). 
 

b). Walka Jakuba

I to poznanie jest całkowicie niespokojne, że dochodzi aż do punktu bycia walką, jak ta Jakuba z Bogiem: w tym poznaniu, bowiem istnieje nasze umieranie, istnieje pęknięcie czegoś w nas. To nie prawda, że poznanie jest zawsze wchodzeniem lub schodzeniem, często jest na górze albo na dole. Nie jest tak, że im więcej modlisz się, to tym bardziej modlitwa cię udoskonala, istnieją po prostu różne etapy, ponieważ poznanie będąc istotnym węzłem dla modlitwy, to zmieniając poznanie, zmienia się również modlitwa. Życie modlitwy jest progresywne, ale skokowo, nierówne. Wiara i modlitwa, więc zmieniają się z wiekiem, i nie istnieje jedna forma modlitwy. I tak człowiek bardzo się modli za młodu i to z polotem, ale później zmienia się to i często między latami 35-45 nie modli się już prawie wcale, nie jest się już zdolnymi, ponieważ nie rozumie się, że dla każdego wieku istnieje modlitwa, i ten, kto ciągle zachowuje swoją modlitwę, ma wątpliwości, że w nim nigdy nic się nie zmieniło. A więc, w życiu poznania Boga i konsekwencji w modlitwie do pewnego punktu istnieje kryzys, którego archetypem jest walka Jakuba z aniołem i zmiana, jaką ten kryzys wywoła będzie tak mocna, że u Jakuba pozostanie znak na ciele: złamane biodro.

Kryzys jest należny przez fakt, że często Bóg żąda, aby zmienić ideę o Nim. Robienie postępów w życiu duchowym jest, więc ciągłym zmienianiem idei Boga i Abraham w tym jest mistrzem i z tego powodu jest ojcem wiary: wychodzi z obietnicą Boga, kiedy już Abraham jest stary i wierzenie w realizację obietnicy staje się coraz trudniejsze wtedy Bóg daje mu Izaaka, ale następnie żądając od niego ofiary z syna i zakazując mu jej złożenia Bóg żąda od niego, aby wyrzekł się obrazu, jaki Abraham ma o Nim, żąda od niego, aby był ojcem nie według ciała, ale według wiary; żąda od niego, aby wierzył bardziej w obietnicę niż w środki, jakimi ją realizuje; przypomina mu, że ważniejsze jest, kto obiecuje niż obietnica.

Sam Jakub po walce z aniołem wychodzi z inną świadomością o Bogu, ponieważ wygrał z Bogiem. I tak się funkcjonuje w życiu, ponieważ pierwsze doświadczenie poznania nowonarodzonego jest z piersią matki, która dla niego jest jak góra do ssania i ona prowadzi go do uczynienia z matki matrycy, ale gdy skończy się mleko jest wezwany do przejścia od piersi matki do matki, do uważania matki już nie jako matrycy, ale jako matki i parafrazując ewangelię można by powiedzieć, że „nie samym mlekiem żyje dziecko, ale każdym słowem, które wychodzi z ust matki”: aby pomóc w tym przejściu niekiedy matka zabarwia pierś, tak, że dziecko nie rozpoznając już piersi jest zmuszone do wzniesienia oczu i do skrzyżowania swoich z oczami matki. Powiedziawszy to zmiany są zawsze wielką tajemnicą i muszą być przeżywane w modlitwie i tylko w ten sposób pomagają nam w przejściu coraz bardziej od potrzeb do pragnień. W rozwoju poznania Boga, On jest, więc tym, który pomaga nam i często czyni to ze zmianami „stylowymi”, które zachęcają nas do drogi.

C. Poznanie prowadzi do miłości

Jeśli jesteśmy rozpoznani, jesteśmy prowadzeni do poznania, jeśli jesteśmy umiłowani jesteśmy prowadzeni do miłowania, poznanie Boga, bowiem ukrywa się i gości w miłości. Najwyższą formą poznania ludzkiego jest miłość. Zna się, rzeczywiście bardziej tego, kogo się bardziej kocha, ponieważ odsłania się wzajemnie i to tylko dzięki miłości. Poznanie Boga nie jest, bowiem jedynie dzięki wysiłkowi intelektualnemu, ale można je mieć tylko w pełnej miłości: tylko ten, kto kocha Boga zna go rzeczywiście. I „nowe przykazanie” mówi nam właśnie to, jak również „Shema Israel”: Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem - Pan jedynie. Będziesz, więc miłował Pana Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił (Pwp 6, 4-5). Słuchaj (ponieważ jest Bóg, który działa jako pierwszy) => będziesz miłował.

Rozdział III

Specyficzność modlitwy chrześcijańskiej

Nawrócenie wymagane jest nade wszystko w sposobie rozumienia go, a później w sposobie przeżywania go, a dla pogłębienia specyficzności modlitwy chrześcijańskiej centralnym jest passus z św. Pawła: Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując „przybrania za synów” - odkupienia naszego ciała. W nadziei bowiem już jesteśmy zbawieni. Nadzieja zaś, której [spełnienie już się] ogląda, nie jest nadzieją, bo jak można się jeszcze spodziewać tego, co już się ogląda? Jeżeli jednak, nie oglądając, spodziewamy się czegoś, to z wytrwałością tego oczekujemy.

Podobnie także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, [wie], że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą (Rz 8, 22-27).

1. Modlitwa chrześcijańska dziełem Ducha Świętego

Chrześcijanin wie, że jest zbawiony, ale często nie pamięta, że jest zbawiony w nadziei, albowiem skutków zbawienia (brak śmierci, grzechu, chorób, itp.) my jeszcze nie widzimy. Żyjemy wydarzeniem jakiegokolwiek człowieka na ziemi i właśnie dlatego w całym okresie Adwentu możemy śpiewać: „Przyjdź i przynieś nam zbawienie” bez bycia nazwanymi schizofrenikami.

W tym oczekiwaniu „pełnym nadziei” tym, kto przychodzi nam na pomoc jest Duch Święty, który przenika plan zbawienia, zna tajemnice Boga i pokazuje je ludziom, wstawiając się u wierzących i poruszając ich do modlitwy. Właśnie On jest warunkiem modlitwy, ponieważ On jest tym, który jest warunkiem współczesności z Chrystusem i jego zbawieniem.

a). Duch Święty warunkiem modlitwy

My często żądamy tyle rzeczy od Boga, ale czy jesteśmy pewni, że staną się według Jego woli? Nigdy nie będziemy tego wiedzieć i jeśli wyznaje to Paweł, to większa racja w nas. Przychodzi nam jednak na pomoc Duch Święty, który zasiewa w nas, w sposób niewyrażalny, słowa, które nie wszystkie są w modlitwie, zawsze jest kilka ziaren, które ją podtrzymują. Duch św., który zamieszkuje nas od Chrztu, jest mistrzem naszej modlitwy, podtrzymuje ją, inspiruje ją i czyni ją chrześcijańską, a kiedy pragnę Boga i rozpoznaję Go w Jezusie Chrystusie, to Duch jest tym, który mnie popycha, bo ciało nie byłoby do tego zdolne: Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew. lecz Ojciec mój, który jest w niebie (Mt 16, 17).

Początkiem modlitwy chrześcijańskiej jest, więc Duch Święty. Typową modlitwą poruszoną przez Ducha jest modlitwa Anny, matki Samuela (1 Sm 1, 12nn.), która jest całkowicie dziełem Ducha, aby być wysłuchaną, ale jednocześnie kapłan Heli nie rozpoznaje „prawdziwej modlitwy” i myśli, że ona upiła się. I tak zdarza się u nas, kiedy często nie rozpoznajemy modlitwy poruszonej przez Ducha, czy również, kiedy jest roszczeniem, iluzją posiadania świadomości własnej modlitwy i chęcią zmierzenia jej jakości również dlatego, że jakikolwiek osąd, byłby zawsze oparty na warunkach psycho-emocyjnych, tym bardziej, że kiedy „nic nie czujemy” myślimy, że nie modliliśmy się. Oczywiście, kiedy wszystkie zmysły są włączone w Duchu i z Duchem cieszymy się bardziej, ale rzeczywistość naszej modlitwy, jej przedmiotowość uczynił Duch Święty. Jedyną rzeczą, której nie możemy oceniać, wartościować jest jedynie to, czy jesteśmy rozproszeni i to przypomina nam, że Duch Święty nie redukuje się do psyche, jeśli nawet jest pierwszym miejscem, w którym On pracuje! Fakt, że Duch jest warunkiem modlitwy, jest dobry, również dlatego, że jeśli nie znajdziemy liturgii godnej tego imienia, wiemy, że modlitwa chrześcijańska jest tym samym, jakakolwiek eucharystia jest w ten sposób działaniem łaski Boga: to nie liturgia jest tym, co gwarantuje modlitwę, ale działanie Ducha Świętego.

Ważne jest, więc, że my jesteśmy mieszkaniem Ducha Świętego, tym bardziej, że spokojne stanie i posiadanie świadomości, że Duch modli się w nas jest modlitwą: danie czasu modlitwie jest ważniejsze niż sama modlitwa, która się mówi czy się czyni, często wystarcza być. Sam Jezus mówi nam, że: Nadchodzi jednak godzina, nawet już jest, kiedy to prawdziwi cz ciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie (J 4, 23-24).

Istnieje, rzeczywiście fakt przedmiotowy zewnętrzny i historyczny modlitwy, którym jest Jezus i my nie możemy go lekceważyć, Jezus jest stałym porównaniem, z którym nasza modlitwa powinna się mierzyć i nie jest przypadkiem, że jedyną modlitwę radości (Łk 10, 21) Jezus wypowiada radując się w Duchu, w Jego Mocy, poruszony przez Niego. Zatem również Jezus, kiedy się modlił, czynił to w Duchu, ale nie tylko, przecież Jezus został poczęty przez Ducha Świętego, namaszczony przez Ducha Świętego, zmartwychwstał mocą Ducha Świętego, a my Ducha stawiamy zawsze na ostatnim miejscu w naszej nauce i w naszej modlitwie.

b). Duch Święty pierwszym przedmiotem modlitwy

Oprócz tego, że Duch Święty jest warunkiem modlitwy, to jest również przedmiotem naszej modlitwy, ponieważ o jakąkolwiek rzecz prosimy, jeśli jest nam dana, dana nam jest przez Ducha Świętego, „otulona” Duchem Świętym, który jest darem w najwyższym stopniu, do tego stopnia, że sam Jezus mówi, że jeśli prosimy Boga daje nam zawsze rzeczy dobre (Mt 7, 7-11), ale „dobrą rzeczą” w najwyższym stopniu jest właśnie Duch Święty, ponieważ: Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej Ojciec z nieba udzieli Ducha Świętego tym, którzy Go proszą (Łk 11, 13).

A zatem, pierwszym przedmiotem do proszenia w modlitwie, i którego jesteśmy pewni otrzymania jest właśnie Duch Święty. I jeśli prosząc o uzdrowienie, ciało jest tym, które mówi, to, jako chrześcijanie wiemy, że nie jest zagwarantowane zdrowie, ale jesteśmy pewni, że będzie nam darowany Duch, aby odnaleźć sens we tym wszystkim, i aby być drogą miłości dla innych, aby pomóc im w dojściu do Boga, aby być, mianowicie przemienionym przez uczynienie z choroby ważnego momentu dla siebie samego i dla innych. Również wszyscy bohaterowie Starego Testamentu, kiedy modlili się byli poruszeni przez Ducha Świętego, w szczególności prorocy, którzy byli namaszczani, właśnie dla symbolizowania namaszczenia Ducha Świętego.

2. W imię Jezusa pośrednika

I teraz modlitwa chrześcijańska poruszona przez Ducha Świętego nie może być uczyniona inaczej, jak w imię Jezusa Chrystusa, który jest Jedynym Pośrednikiem między Bogiem a ludźmi (1 Tm 2, 5; J 10, 7. 9; Hbr 8, 1-2). U Ojca mamy, więc dwóch orędowników, Syna i Ducha Świętego, ale dzięki Synowi, który umożliwił dostęp do Ojca i przez to, że Go wskrzesił (Fil 2) otrzymując imię, które jest ponad wszelkim innym imieniem, i którego, przez to można wzywać. Podobnie jak dla Żyda imię wskazuje tożsamość, osobę, jest skuteczną obecnością osoby, tak imię Jezusa wskazuje skuteczną obecność Jezusa:

Duch i Jezus Chrystus są, więc obydwaj „parakletami”, obydwaj „powołanymi obok” i mówi to sam Jezus: Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Parakleta da wam, aby z wami był na zawsze (J 14, 16).

3. Modlitwa jest zawsze skierowana do Ojca

Na końcu modlitwy zawsze jest Ojciec, który jest początkiem i końcem wszystkiego tego, co istnieje, a więc również wszystkich modlitw, tym bardziej, że wszystkie modlitwy eucharystyczne są zawsze skierowane do Ojca. Już dla Żydów Bóg był Ojcem, a dla Jezusa jest Abbà.

Modlitwa jest trynitarza: proszę Ojca, przez Syna, w Duchu Świętym.

Rozdział III

Prymat słuchania

Jeśli, więc poruszeni przez Ducha w Chrystusie prosimy Ojca, to prymat modlitwy chrześcijańskiej należy dać słuchaniu, a nie mówieniu, podczas gdy my, przede wszystkim na Zachodzie, jesteśmy zbyt przyzwyczajeni do mówienia, tym bardziej, że przez powiedzenie „modlić się” w języku łacińskim mówi się „orare”. Podczas gdy Samuel wskazuje nam słuszny sposób modlenia się mówiąc: Mów, bo sługa Twój słucha (1 Sm 3, 10) my zbyt często mówimy: „Słuchaj Panie, bo twój sługa mówi!”

1. Poziom antropologiczny

Wychodzimy tu z przekonania, że to, co jest w pełni ludzkie, jest w pełni chrześcijańskie. W naszej myśli zachodniej prymatem jest widzenie i przyjęliśmy to ze świata greckiego, z tego powodu istnieje to, co widzę, podczas gdy wszystkie inne zmysły są drugorzędne, tak, że jesteśmy pewni tylko, kiedy widzieliśmy, świadek jest świadkiem, kiedy jest naocznym, raj jest „wizją błogosławioną”, ktoś istnieje tylko, jeśli widać go w TV, itp. Oczywiście wzrok ma silną zdolność syntetyczną, ale przede wszystkim dziś, gdzie obraz jest determinujący, również w życiu duchowym, to, co umiera to słuchanie, podczas gdy komunikacja z rzeczywistością zachodzi poprzez otwory, części otwarte, które czynią nas bohaterami przekazu, ponieważ to my jesteśmy tymi, którzy decydują o otworzeniu czy zamknięciu różnych otworów: jedynym otworem, nad którym nie mamy władzy i, który jest nieruchomy jest ucho, które jest zawsze otwarte, zawsze w działaniu, w znaczeniu jakby słuchanie było znakiem bycia, istnienia nas. Aktywność słuchania pomaga mi w ulokowaniu się w jakimś miejscu i jest determinująca, jest pełną biernością, ponieważ jest się jedynie dla słowa. I w naszym życiu wewnątrz-macicznym jednym z pierwszych funkcjonujących zmysłów jest właśnie zmysł słuchu. Już w łonie matki życie jest „nasłuchujące”, ponieważ postrzega uczucie matki, jej emocje, fale dźwiękowe, itp. i to predysponuje dziecko już w pewien sposób. Ucho jest, więc tak ważne, że dla Anny Arendt12: „Jeśli ciało człowieka jest samym człowiekiem, to w uchu istnieje sakrament istnienia.” Sugestywne jest następnie, jeśli nawet trochę nieprawdopodobne, że dla niektórych etymologów słowo „persona” nie pochodzi od „prosopon”, ale od „per-suono”, a mianowicie „tam, gdzie przechodzi dźwięk”.

2. Zbieżność między danymi antropologicznymi a biblijnymi

Również dla Pisma Świętego prymat ma słuchanie, albowiem, kto widzi Boga wprost umiera, tak, że Bóg nie może być widziany, a Mojżeszowi pokazuje jedynie plecy, wskazując nam, że mamy doświadczenie Boga dopiero wtedy, kiedy przeszedł, a Jezus wprost powie:Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli (J 20, 29). Ale dla bycia prawdziwymi wierzącymi, powinniśmy coraz bardziej kształtować się na sposób bycia człowiekiem, jak mówi Biblia, na antropologii biblijnej, również dlatego, że, jak widzieliśmy również nauka zaczyna przyznawać rację danym biblijnym. Tak w życiu duchowym najpierw słuchamy, a później mówimy, zdolność słowa jest dopiero druga, w stosunku do zdolności słuchania: głuchy jest siłą rzeczy niemym, niemy nie jest powiedziane, że jest głuchy. Jeśli na poziomie biblijnym na początku było słowo, oznacza to, że dla człowieka na początku jest słuchanie!

3. Od słuchania do poznania

Zdolność słuchania jest, więc podstawowa dla mówienia. Dziecko nie wymyśla, bowiem języka, pochłania go, tak. że od kiedy dziecko mówi może wejść zwykle dość łatwo w środowisko, w którym żyło lub żyje. Salomon, kiedy został zapytany przez Boga, co chciałby, odpowiedział:Racz więc dać Twemu słudze serce rozumne (dosł.: „słuchające”, „do słuchania”13) do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra od zła (1 Krl 3, 9) dla wskazania, że proszenie o serce słuchające jest jak proszeniem o poznanie odpowiedzi, co wynika z Drugiej Księgi Kronik: Teraz udziel mi mądrości i wiedzy, abym mógł występować wobec tego ludu (1, 10).

4. Od słuchania do posłuszeństwa

Z serca, które umie słuchać poza rozumem pochodzi następnie posłuszeństwo, ponieważ słuchanie jest autentyczne jedynie wtedy, kiedy jest praktykowane. I tak u proroka Jeremiasza Bóg mówi: Ale to nakaż im: Słuchajcie mojego głosu! ponieważ słuchanie Boga będąc mu posłusznym jest ważniejsze niż wszystkie ofiary i w Ewangelii Marka czyta się: Podszedł także jeden z uczonych w Piśmie, który się im przysłuchiwał, gdy rozprawiali między sobą. Widząc, że Jezus dobrze im odpowiedział, zapytał Go: „Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?” Jezus odpowiedział: „Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jedynym Panem. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych” (Mk 12, 28-31). Bez wysłuchania Boga nie można Go kochać, ponieważ w przeciwnym razie będzie kochało się bożka, własną projekcję, której nie pozwoli się mówić, objawić się. Bóg, więc w Biblii nie nakazuje, aby Go kochać, ale aby Go słuchać nade wszystko, a więc tylko sukcesywnie, aby Go kochać i jedynie dwa razy, kiedy słyszy się głos Ojca, jest to Chrzest i Góra Tabor, za drugim razem mówi jedynie: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie! (Mt 17, 5; Mk 9, 7; Łk 9, 35). „Shema Israel” jest, więc skierowane teraz do Chrystusa. Jezus jest jedynym głosem do słuchania, nie ma już więcej ani prawa, ani proroków, a to odsyła nas natychmiast do Emmaus.

5. Od słuchania do wiary

Pierwszą, więc postawą w modlitwie jest słuchanie, dlatego dla św. Pawła „Fides ex auditu”, jak dla średniowiecznego autora „Spes ex auditu” i dla Wilhelma z Saint-Thierry14 „Amor ex auditu”. Trzy cnoty teologiczne są, więc wszystkie zaszczepione w słuchanie i poprzedzone warunkami słuchania, tak, że w epizodzie Marty i Marii (Łk 10) Jezus przypomina nam, że nie tak bardzo ważne jest czynienie czegoś dla Niego, również kochanie Go bądź nakarmienie Go, ile raczej słuchanie Go jak czyni to Maria. Wielokrotnie następnie w Biblii głos wyprzedza słowo i w samym Nowym Testamencie Jan Chrzciciel jest Głosem, który poprzedza Słowo, którym jest Jezus.

6. Od słowa do wydarzenia

W opowiadaniach mistycznych istnieją zawsze wielkie prawdy, a dziś dzięki wielkim filozofom zrozumiało się, że słowa nie są jedynie znakiem rzeczy, ale rzeczy są powołane do istnienia przez słowa, które kształtują naszą myśl. Nadanie nazwy rzeczy oznacza właśnie powołanie jej do życia, tak, że w Księdze Rodzaju: Bóg powiedział: „Niech się stanie światłość!” I stała się światłość (Rdz 1, 3). Słowo wypowiedziane przez Boga staje się „rzeczą”, staje się rzeczywistością, tak, że Bóg bardziej niż ktoś, kto jest, jest kimś, kto mówi, a kiedy mówi zdarza się to, co powiedział.15

Zakończenie

Jeśli zatem pierwszą postawą w modlitwie jest postawa słuchania, to istnieje potrzeba, aby każdy nawrócił się, tym bardziej, że rachunkiem sumienia jest właśnie postawienie siebie w wysłuchanie faktów i spotkań dnia, a na początku każdej liturgii mówi się „Panie otwórz wargi moje”, aby postawić siebie w całkowitej pasywności i pozwolić, aby On się modlił. Jasne, więc jest, że trzeba przestać myśleć o Bogu, jako o kimś, kto jest poza nami, ale z dojrzałością wiary i modlitwy oczywiście ważne jest posiadanie obrazów, ale powinniśmy coraz bardziej dostrzegać, że Chrystus jest w nas: Siebie samych badajcie, czy trwacie w wierze; siebie samych doświadczajcie. Czyż nie wiecie o samych sobie, że Jezus Chrystus jest w was? (2 Kor 13, 5): wiara w Chrystusa prowadzi nas, zatem do wiary ze słuchania w nas. Rabini pytali się, jak to jest, że Bóg mówi właśnie na pustyni:

- nade wszystko należy natychmiast zauważyć grę słów w języku hebrajskim „dabar” (słowo) - „midbar (pustynia);

- następnie na pustyni człowiek bardzo trudzi się, aby mieć oczy otwarte, i jeśli nawet otworzy się je, to nie ma nic do widzenia, a więc widzenie staje się drugorzędne;

- ledwie co kończy się pustynia zaczyna się niebo.

Krótko mówiąc na pustyni prymat słuchania narzuca się i dlatego tam „rodzi się” słowo.

Jezus następnie czyni trzy napomnienia, mówiąc, aby uważać:

- na tego, kogo się słucha, ucząc się rozróżniać między słowami a Słowem;

- na to, czego się słucha rozróżniając między myślą świata a myślą Bożą;

- na sposób w jaki się słucha (przypowieść o ziarnie wrzuconym w ziemię). 

Rozdział IV

Formy modlitwy chrześcijańskiej

Wprowadzenie. Związek między modlitwą prośby a dziękczynienia

To są dwa bieguny, między którymi toczy się modlitwa, która jest zdolna prosić, ale także dążyć do podziękowania. W ekonomii chrześcijańskiej pierwszy nie jest prostym przedłużeniem ludzkiej potrzeby, ile raczej odpowiedzią na słowa Jezusa: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam (Mt 7, 7), a także w wielu psalmach można zauważyć, jak wychodzi się ciągle od błagania, aby następnie skończyć z radością i z podziękowaniem. Dziś natomiast uczestniczymy w kryzysie modlitwy prośby, ponieważ albo jest ona rozcieńczona albo nie czynimy jej wcale, podczas gdy towarzyszy nam ożywienie modlitwy dziękczynienia, jeśli nawet albo umiemy rozpoznać, że Bóg, którego wielbimy jest tym, który stworzył świat i wszystko, co w nim istnieje, On, który jest Panem nieba i ziemi, w którymżyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17, 24. 28) albo nasza modlitwa nie jest włączona w relacyjną dynamikę. Ale my często jesteśmy jak Zachariasz i wierzymy bardziej w modlitwę, którą czynimy niż w jej zrealizowanie. Typowa deformacja zawodowa kapłanów, ale Jezus napomina nas przypominając z jednej strony, że: wszystko, o co prosicie w modlitwie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie (Mk 11, 24), a z drugiej krytykuje bardzo pewne modlitwy dziękczynienia, typu modlitwy faryzeusza w świątyni.

I. Modlitwa prośby (cz. 1)

W modlitwie prośby istnieją dwa problemy radykalne:

1. Po Oświęcimiu pytano się, czy istnieje jeszcze sens prosić Boga, kiedy widziało się efekty, ale chrześcijanin powinien wiedzieć, że odpowiedź jest pozytywna przede wszystkim dlatego, że również tam w Oświęcimiu nie przestało się modlić, ale przede wszystkim dlatego, że tam przeżyło się wymiar krzyża Jezusa, który również w tym momencie nie przestał błagać Ojca. Tak umierając w modlitwie na krzyżu, gdzie Jezus umarł bez Boga za ludzi, i ponieważ sam Jezus już nie „słyszał” Go (por. H. Urs von Balthazar), Jezus urzeczywistnił warunki dla jakiejkolwiek modlitwy wstawienniczej, w jakichkolwiek warunkach, przede wszystkim, kiedy Bóg postrzegany jest jako bardzo odległy. Z drugiej strony, jaką relacją jest relacja, w której nie doświadcza się opuszczenia drugiego z konsekwentnym oddaniem się pomimo wszystko w ręce drugiego? Doświadczając absolutnego dystansu od Boga, Jezus pozwolił cierpieć Bogu, i ten, kto, podczas gdy cierpi podnosi krzyk do Boga, przyłącza się do krzyku Jezusa, który jest ludzkim bratem, który woła z nami. Oczywiście rozwścieczenie zła może prowadzić do pokusy rozpaczy i do pokusy mówienia, że Bóg nie słucha i nie troszczy się o nas, wcześniej czy później dotyka to wszystkich, ale jeśli pozostaje takie pytanie, oznacza to, że nie odeszło się jeszcze od zgorszenia krzyża, i jeśli wszystko pada, i przestaje się modlić oznacza to, że modlitwa była prostym wyrażeniem ludzkiej potrzeby, a więc, czemu służby Bóg, który nie pomaga? Bóg ze swojej strony nie pyta się, czy Bóg umarł, ale czy ludzkość umarła w rzeczywistości Boga.

2. Proces dzisiejszej sekularyzacji nacechowany jest pełną autonomią nauki i techniki w odniesieniu do tajemnicy, a więc świat jest zdesakralizowany z odpowiednim wzrostem sensu odpowiedzialności człowieka, który z jednej strony oczyścił bardzo naszą wizję Boga, a z drugiej strony odrzucił modlitwę, ponieważ podejrzana, że pomaga ucieczce od historii, i pomniejsza własne odpowiedzialności. Dla Luisa Evely16 (w Padre nostro dimenticato) nasza kultura w zaawansowanym rozwoju technologicznym jest zasadniczo ateistyczna i prowokuje radykalną jedność między człowiekiem a naturą. Danil Stanlode natomiast zauważa, jak człowiek oddzielił modlitwę i naturę i jak świat jest coraz bardziej przeszkodą, przeciwko której trzeba walczyć dla zachowania wiary.

W sensie ogólnym:

1. Jedność między planem stwórczym i odkupicielskim. W Piśmie św. stworzenie jest wydarzeniem zbawienia, Paschy, przejścia, a mianowicie od nieistnienia do istnienia, a zbawienie ze swej strony widziane jest, jako nowe stworzenie, tak, że Chrystus widziany jest, jako pierworodny wszelkiego stworzenia. Dlatego też schematu „stworzenie, następnie grzech i wreszcie odkupienie” nie da się już utrzymać, tym bardziej, że odkupienie jest już w planie Boga i grzech jest jedynie warunkiem wyjścia tego świata. Człowiek jest grzesznikiem, od kiedy się rodzi i jest ciągle wzywany do przechodzenia z grzechu do raju: trzeba, więc bardziej docenić poziom stwórczy i zmniejszyć ważność duchową związaną z odkupieniem. Dla Pisma św. stworzenie jest, bowiem procesem ciągłym. Każda chwila istnieje, ponieważ istnieje akt stwórczy Boga żyjącego i w ciągłym działaniu, jeśli nawet trudno jest umieć rozróżnić działanie Boga w historii. Ciągle według Biblii człowiek jest wezwany do działania na stworzeniu, tak, że jest współ-stwórcą. Rzeczywiście w Księdze Rodzaju plan stworzenie jest śledzony przez narodziny różnych zawodów, różnych sztuk, dzięki którym człowiek jest wezwany do pomagania dziełu Boga, i które są realizacją początkowego błogosławieństwa Boga nad ziemią. W tej optyce jest, więc pozytywny rozwój naukowy, technologia, ponieważ jest na służbie człowieka i jest owocem Bożego błogosławieństwa, ale z drugiej strony jest dwuznaczny, ponieważ z nim wzrasta równym krokiem zło; wzrost panowania nad rzeczywistością idzie równym krokiem z autodestrukcją.

Ale jak to wszystko ma się z modlitwą? Ona nie jest konkurencją dla techniki, ani jej nie zastąpi, ale ponieważ technika jest na służbie człowieka i obrazu miłości Boga i jest utrzymywana w tym polu, to właśnie temu służy modlitwa, ponieważ dzięki niej przypomina się nam, że Bóg jest Bogiem, że On jest autorem i źródłem życia, i że nie należy wznosić się przeciwko Niemu, ponieważ On powierza nam wszystko i każdego dnia powinniśmy otrzymywać to wszystko od Niego: wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus - Boga (1 Kor 3, 23).

2. Człowiek powołany do życia i do relacji z Bogiem. W każdym z nas istnieje pragnienie wychodzenia poza siebie, wzrastania, a źródło tego ruchu rezyduje właśnie w naszym najgłębszym „ja” i nie my jesteśmy jego sprawcami, ponieważ my „odnajdujemy go istniejącym”, otrzymujemy od innych, z naszych relacji i z naszej historii, która nas poprzedza. Bez innych będziemy powierzchowni, to inny jest tym, który mówi, kim jesteśmy. My jesteśmy pragnieniem, porywem, pożądaniem, powołaniem do życia, (które jest pierwszym i podstawowym powołaniem), my jesteśmy ontologicznie powołanymi, wezwanymi, a źródło tego pragnienia jest właśnie w Bogu, ponieważ w Nim jest źródło życia (Ps 36, 10). Bóg jest w ten sposób po tej stronie, wewnątrz tego bodźca, ale jest jednocześnie po drugiej stronie, jest tym, ku czemu ten bodziec się przeciąga. Znajdujemy się, więc w tej relacji, którą Biblia nazywa Przymierzem, z Bogiem, ponieważ jedynie nasze „ja” jest przyjmowane przez Boga, a my stajemy się rzeczywiście samymi sobą. I ta relacja nie jest należna naszemu życiu, dorównuje mu, jak dorównała życiu Józefa, który myśli tak dalece o tym, co się mu wydarza, że myśl trwa w śnie, i jedynie tam rozumie, że jest on w genealogii Dawida i przypomina obietnice dane Dawidowi, w ten sposób rozumie, że nie tylko Słowo zostało do Niego skierowane, ale mówi o Nim: Jezus nie umarł tylko według Pism, ale rodzi się również według Pism!

Słowo Boga dotyka, więc konkretnych spraw życia, naszą głębię, aby pokazać, że drugi świat Boga jest centrum naszego życia. Bóg jest w centrum tego, czego my jesteśmy rzeczywistością, jest całkowicie drugim, ale nie jest obcym dla mojego życia, Pismo św. nie mówi do mnie, ale mówi o mnie! I Bóg w objawieniu schodzi powoli między nas, aby stać się naszą rodziną (Synaj → Namiot → Świątynia → Chrystus → wierzący), a więc nie możliwe jest oddzielenie naszego uwarunkowania od Boga, ponieważ w Jezusie Chrystusie zszedł do naszego uwarunkowania, aby spotkać się tam, gdzie jesteśmy.

3. Chrześcijańska modlitwa prośby podmiotowa i przedmiotowa. Modlitwa prośby jest najbardziej rozpowszechnioną, ale kiedy jest chrześcijańską? W Nowym Testamencie Jezus mówi, aby prosić i Kościół wie, że kiedy prosi jego modlitwa jest wysłuchana, również dlatego, że samo proszenie Boga prowadzi już do zamiany, przemienia tego, kto ją realizuje, działając zatem na podmiocie modlącym się. W liturgii, bowiem problemem bardziej niż rzeczywista obecność Boga jest problem naszej rzeczywistej obecności. To powiedziawszy, czy modlitwa ma przedmiotową skuteczność? Wielu wątpi w to, dla Ryszarda od św. Wiktora17: „Istnieje modlitwa autentycznie czysta, którą jest modlitwa rozpłomienionego ducha, która już nie stawia pytań o powód swojej miłości do Boga”, a Orygenes: „Jeśli Bóg przewidzi wydarzenie i trzeba, aby jego plan się zrealizował nasza modlitwa jest próżna”. Dla Hailer'a: „Jak mógłby Bóg być na służbie naszych potrzeb?” Oczywiście wnioski tego mogą być końcem procesu duchowego, ale czy jest to konkluzja dozwolona czy jedynie jest wyrażeniem drogi osobistej? Mowa wchodzi, więc w tę mowę najszerszą, gdzie pyta się nas, czy dwie wolności, ta boska i ta ludzka, mogą na siebie wpływać.

4. Schemat religijny. Partnerów jest dwóch: człowiek i Bóg. Człowiek ma nadzieję w reakcję Boga w następstwie swojej modlitwy, ma nadzieję, że „fatyguje bogów dla otrzymania tego, o co prosi” (Lukrecjusz). Ten schemat jest obecny u wszystkich, również w Piśmie św. i jest owocem niepokoju, tym bardziej, że często duża wiara rodzi się z lęku a nie ze słuchania. Jak jednak wiara, tak również powołanie może narodzić się bardziej z projekcji rodziców, ale następnie musi być wybrana, musi być uczyniona własną, do pewnego punktu musi być przyjęta, przez punkt, w którym się jest, i to samo jest ważne dla modlitwy; często patologie ludzkie i te duchowe są ściśle powiązane.

5. Schemat chrześcijański. Istnieje trzy ruchy-momenty modlitwy chrześcijańskiej:

- interwencja Boga, który mnie tworzy, używając obrazu, jest jakby słońcem, które jest już wysoko na niebie a do mnie należy po prostu otwarcie okna;

- modlitwa chrześcijańska realizuje się następnie w ruchu ku innym;

- właśnie dlatego, że błogosławieństwo otrzymane od Boga pozwala mi żyć w pełni z innymi, nie mogę niczego innego, jak powrócić do Niego, aby błogosławić Boga i chwalić Go.

Trzeba teraz zapytać się, gdzie w tym schemacie usytuowana jest modlitwa prośby? Jest ona właśnie tam, gdzie mieści się czwarty ruch-moment:

- od chwili, kiedy wiem, że Ojciec mnie poprzedza mogę prosić Go o wszystko, ponieważ wszystko od Niego pochodzi i powoli dojdę tak do rozróżniania między potrzebami a pragnieniami, jak dziecko prosi Ojca, tak i ja proszę Boga i powoli wchodzę w jego tajemnicę, ponieważ porównując coraz bardziej między tym, o co ja proszę, a tym, co On daje, rozumiem coraz bardziej, że On jest wierny swoim obietnicom a nie moim żądaniom, i jeśli zbliżając się do tajemnicy Boga proszę coraz bardziej według jego serca, to, o co proszę będzie wysłuchane i spełnione.

6. Potrzeby, pragnienie, życzenia. Jeśli jest to schemat, to dobrze rozumiemy, że jesteśmy zamieszkali przez życzenia i przez pragnienie, jesteśmy wiązką życzeń i w tym rozważeniu pozwolimy się kierować przez Grzegorza Wielkiego. Każdy z nas ma potrzeby, które są odróżnione od materialności (dom, ubrania, itp.), ale mamy również życzenia i to, co je odróżnia od pierwszych jest to, że dla zaspokojenia tych, potrzeba nam czasu, podczas gdy potrzeba ze swej natury związana jest z bezpośredniością. Życzenie, więc żyje odłożeniem zaspokojenia, a kiedy to opóźnia się w realizacji, ono wciąż żyje.

Poważny problem dojrzałości znajduje się właśnie w umiejętności rozróżnienia potrzeb od życzeń, ponieważ, jeśli przemienię życzenie w potrzebę, stanę się natychmiast frustratem, zważywszy, że potrzeba swojego jest żarłoczna! Poza życzeniami istnieje jednak również pragnienie, które stoi u podstaw życzeń. Pragnienie życia w pełni, sensu i wieczności, a Grzegorz Wielki dodaje, pragnienie Boga jest pragnieniem Świętym. Problem życia autentycznie chrześcijańskiego znajduje się w umiejętności rozróżnienia między tymi trzema-czteroma poziomami, i modlitwa przychodzi z pomocą właśnie w tej pracy. Tak, że św. Benedykt nazywa modlitwę „warsztatem życzeń i pragnienia”, ponieważ jest w modlitwie, którą się buduje, modlitwa prośby, ponieważ kładę tam życzenia wobec pragnienia, a w szczególności pragnienie Boga i szukam, aby zobaczyć, o co jest wolno prosić, i gdzie Bóg może nas wysłuchać, a więc poprzez modlitwę dochodzę do rozeznania, jakie jest pragnienie, które zamieszkuje we mnie. I przez to stajemy się wierzącymi, uczniami Pana, powoli, wzrasta się jako chrześcijanie, nie rodzimy się nimi, a ten wzrost dokonuje się dzięki modlitwie.

7. Prosić czy nie prosić? Dając przykład, można zobaczyć przypadek poważnej choroby → ta przynosi kryzys mojej istocie, i jeśli uczynię jak np. uczy Orygenes, nie powinienem o nic prosić, jeśli natomiast uczynię jak poganie, będę czynił coś, aby Bóg mnie uzdrowił, ale droga środka, chrześcijańska, w której Bóg mnie wyprzedza, i daje mi życie, uczy mnie, że jeśli Bóg dał mi życie, to może mi również dać zdrowie, a więc → modlitwa, którą formułuję, i która może być pod formą żądania, na przykład „uzdrów mnie”, ale również pod formą przekleństwa, w głębi domyśla się innej modlitwy prośby o sens, jaką kieruję do Ojca, i którą jest „Dlaczego?”; i to rozróżnienie powinno służyć mi w umiejętności ciągłego rozróżniania między językiem namiętnym a językiem racjonalnym, ponieważ mają dwie różne logiki i modlitwa używa nade wszystko pierwszego języka, a więc modlitwa jest drogą, dzięki której dochodzi się przed Boga, i nie proszenie pomocy od Boga, byłoby nieużytecznym tytanizmem. Sam Jezus w Getsemani wie w świetle wiary, że dla Niego nadszedł już koniec, jak nadszedł dla Chrzciciela, i rozumie, że zaistniał spisek, który doprowadzi Go do gwałtownej śmierci i jest zdecydowanie przestraszony tak, że upada kilka razy na ziemię (Marek), trzęsie się (Mateusz) i poci się krwią (Łukasz). Myśl o gwałtownej śmierci odpycha Go i trzykrotnie prosi, aby być uwolnionym od tej gwałtownej śmierci, i jest to ta sama prośba, którą uczyniłby ktokolwiek. A dla nas chrześcijan prośba ta nabiera jeszcze większego prawa, ponieważ, jeśli wyraża ją Jezus, to możemy również i my ją postawić. A Jezus mógł bardzo dobrze uciec z tej sytuacji, jak zrobił to innym razem, ale tym razem nie ucieka, ponieważ jeśli chcielibyśmy uprościć sprawę, myślał, że po trzech dnia zmartwychwstanie. Niemniej jednak, faktycznie Ojciec nie odbiera mu „kielicha”, ale posyła anioła, aby pocieszył Go, i ponieważ wiemy, że anioł wskazuje objawienie boskie, oznacza to, że Jezus miał pomoc w przejściu na drugi poziom w zrozumieniu, że znaczenie jego śmierci jest gestem miłości do Boga i do braci, tym bardziej, że Jan wyraża to w obmyciu nóg, a synoptycy w Eucharystii.

Getsemani jest, więc utrapieniem tej świadomości, która kończy się stwierdzeniem: „nie moja, ale twoja wola niech się stanie”, kończy się, więc całkowitym posłuszeństwem Jezusa, który umiłował aż do końca i spełnił wolę Ojca, który wysłuchał jego modlitwy, jednak według swojej obietnicy. My, więc wiemy, że przechodząc poprzez jakąkolwiek rzeczywistość śmierci, doświadczamy następnie zmartwychwstania, i jeśli chcemy, możemy również przeklinać dzień, w którym się narodziliśmy, chwytając się za „bary” z Bogiem, pogrążając się w konfrontacji między życiem, które pochodzi od Boga, z rzeki Jego błogosławieństw a naszymi pragnieniami, które powinny, jednak pozostać pragnieniami, a nie stawać się potrzebami.

I. Modlitwa prośby (cz. 2)

W tej modlitwie, więc, bardziej niż w innych, ma miejsce zderzenie między wymaganiami Ewangelii a naszym sposobem proszenia Boga, i właśnie w zależności od tego, jak prosimy, pokazujemy oblicze Boga, jakie mamy w głowie, tym bardziej, że wracając do fragmentu Listu do Rzymian, trudnością jest właśnie, jak prosić i o co prosić, a nie, o co i jak wypada prosić.

1. Nauczanie Jezusa. Kiedy Jezus uczy modlić się mówi, aby nie modlić się jak czynią to poganie: Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani (Mt 6, 7). Nasza religijność naturalna jest, więc, pogańska i my powinniśmy pamiętać o tym i sam Jezus przypomina nam o tym, dając nam jednak również pomoc (Ducha Świętego), a kanon, sposób dla modlenia się po chrześcijańsku, wymaga zrywu.

2. Pogański schemat modlitwy. Schemat ten w sposób istotny nie jest otwarty na pierwszeństwo Boga, na ojcostwo Boga. Już to jest gorsze od tego, jak Jezus krytykuje postawę, która może opierać się na przekonaniach takich jak: 1) Bóg musi mi pomóc; 2) Proszę Boga, ponieważ się Go boję; 3) Relacja stosowności, korzyści: „do ut des”; 4) Relacja użyteczności. Jakąkolwiek czynimy prośbę, jeśli stajemy w jednej z tych czterech postaw, jesteśmy poganami, ponieważ patrząc dobrze, widzi się, że człowiek spogląda jedynie na swoje potrzeby i czyni wszystko, mówi tysiące formuł i czyni tysiące ofiar, czyni wszystko, aby przypodobać się Jemu, ale to w głębi jest bałwochwalstwem, ponieważ podporządkowuje się Boga własnym kategoriom, własnym potrzebom i obcuje się z Nim jedynie dlatego, że służy mi albo też dla usprawiedliwienia moich czynów wobec innych, i tak jeśli zakładam imperium nadając mu sakralnej patyny, usprawiedliwię jakikolwiek akt. Poganin patrzy, więc, czy rzecz jest możliwa czy nie, i jeśli jest możliwa, wtedy wzywa Boga! Zatem, aby poznać się rzeczywiście, musimy poznać poganina, który jest w nas, i aby uczynić to, powinniśmy wiedzieć, że mamy zdolność prolongowania, np. jedzenia, ponieważ sposób, w jaki ja jem jest sposobem, w jaki się modlę, i jeśli umiem jeść dobrze, wtedy również pożywienie z prostej pierwszej potrzeby staje się pokarmem i to pokarmem wspólnotowym: zwierzę zjada, człowiek się karmi i czyni to z innymi. Bardzo ważna jest następnie w tym względzie modlitwa nad jedzeniem, ponieważ ona głównie pomaga sięgnąć wszystkiego, tego, kto je dał, kto je przygotował i z km go jem.

3. Chrześcijanin, człowiek pragnień. Chrześcijanin ze swej natury jest tym, który ćwiczy się w oczekiwaniu, ponieważ wie, że dla spraw ważnych potrzeba wiele czasu, a dla życia wiecznego, (które jest najważniejsze) wprost całego życia! Dobra, które obiecuje wiara są, więc wszystkie prolongowane, są właśnie obiecane, nigdy nie można zapomnieć o horyzoncie eschatologicznym, ponieważ, jeśli wszystko byłoby już zrealizowane, jeśli mielibyśmy już wszystko, niczemu nie służyłoby już wierzenie. Daniel w Wulgacie jest przedstawiony, jako człowiek pragnień, tak, że pości i odkłada ciągle na jutro, i chrześcijanin powinien właśnie być taki, powinien nauczyć się spełniać pragnienia i prolongować je. Modlitwa jest właśnie miejscem, gdzie spotyka się to pragnienie z pragnieniem, jakie ma Bóg, a że Bóg pragnie widzimy to wielokrotnie:Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani. Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swoje pisklęta pod skrzydła, a nie chcieliście! (Łk 13, 34) i także pragnienia Boga nie realizują się!

Bóg, więc pozwala, aby o zaspakajaniu potrzeb myślał człowiek, również dlatego, że dał mu stworzenie dla czynienia tego, uczynił nas zdolnymi, aby zaspokoić te potrzeby. Trudno to może zrozumieć, ale jeśli nie zrobimy tego wysiłku, to uczynimy z Boga dystrybutora pożywienia lub podstawowych dóbr. Bóg nie da nam chleba, jeśli nie będziemy pracować. Tym bardziej jest to prawdą, kiedy umiera się z głodu i pragnienia w świecie, i jeśli Bóg mógłby dać chleb, a nie daje go, byłby Bogiem perwersyjnym. Natomiast ziemia ma wszystko dla wszystkich, jeśli pracujemy na niej i każdy człowiek ma obowiązek nie tylko pracowania dla jedzenia, ale dzielenia się tym jedzeniem ze wszystkimi, podczas gdy poganin przed Bogiem jest zajęty jedynie swoimi potrzebami i nie widzi potrzeb braci. I jeśli pozostanę w schemacie poganina, i jeśli następnie na moją prośbę Bóg odpowie, wtedy będę dziękował mu tysiąckrotnie, ale jeśli nie odpowie, przeklnę Go zmieniając nawet boga! Chrześcijanin, więc modli się nie dlatego, że Bóg będzie działał, ale dlatego, że Bóg już działa i to ja powinienem odpowiedzieć Mu.

4. Przypowieść o „synu marnotrawnym” (Łk 15, 11-32). Tę bardzo ważną przypowieść czytamy w perspektywie modlitwy. Kiedy ten syn jest daleko, nikt mu nie dawał już nawet strąków do jedzenia, nie było już nikogo, kto by go kochał, ponieważ jeśli ktoś mnie kocha myśli o rzeczach elementarnych, a jeśli nikt nie myśli o nich, oznacza to, nikt mnie nie kocha nawet trochę! I kiedy myśli o ojcu bardziej, niż myślał o nim w jego domu, w którym: iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba (w. 17), ale jest to normalne, ponieważ, kiedy ktoś czuje się źle natychmiast robi porównania, kalkulacje, i sama litania słów, którą się przygotowuje, jest wymyślona ad hoc, nie tyle dla przedstawienia jej ojcu, ale managerowi, panu, bo trzeba coś powiedzieć, aby go zjednać, aby się mu przypodobać. Ważne są trzy momenty tej litanii: pochlebstwo - samo upokorzenie - szantaż; i nasza modlitwa często i chętnie funkcjonuje właśnie tak! Ważne jest natomiast, również w życiu proszenie, stawianie pytań w sposób jasny, bez różnych przygotowań, które dyktują i szantażują bardziej niż żądają! Prawdziwe nawrócenie syna może zaczyna się wtedy, kiedy widzi on Ojca wychodzącego ku niemu, i właśnie przez to nawrócenie jest owocem działania Boga w nas, ponieważ my idziemy do Niego jedynie z powodu potrzeby, i nie będziemy dojrzałymi chrześcijanami, dopóki nie zrozumiemy wartości i znaczenia Boga jako Ojca, ponieważ ojcostwo Boga wskazuje również na braterstwo Jezusa i dotyka, więc głębi. I my jesteśmy bardziej niż kiedykolwiek marnotrawnymi synami, ponieważ często poruszamy się jedynie z powodu żalu, jeśli bowiem grzechy nie dokuczają nam, chlapiemy się w nich, ale czy jesteśmy zdolni zachować wiarę nawet wtedy, kiedy jesteśmy pośród świń (w całkowitym brudzie), i nikt nie daje nam nawet strąków?

Tu otwiera się problem równoczesności, który porusza również, św. Paweł: Chrystus, bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy jeszcze byli bezsilni (Rz 5, 6). Największym darem, jaki rodzic może się pozbawić nie jest, bowiem, własne życie, ale życie własnego syna, i tak czyni Ojciec, i prosi, abyśmy również my umieli żyć w tej równoczesności i umieli kochać, zatem nieprzyjaciół: chrześcijaństwo pomaga właśnie wyjść z zasługowości, z prawa.

Wymagania modlitwy prośby:


 
 
 

Część III

Kierownictwo Duchowe

Czego możemy oczekiwać od kierownictwa duchowego? Jest ono z pewnością pożyteczne, ale nie powinniśmy oczekiwać, że zdziała cuda. Niektóre osoby, a przede wszystkim osoby zakonne, wierzą, że mogą znaleźć kierownika duchowego, zdolnego, jednym słowem, rozwiązać wszystkie ich problemy. One nie szukają kierownika, ale cudotwórcę. Rzeczywiście, my często rościmy sobie pretensje, aby inni rozwiązywali problemy, które powinniśmy być w stanie rozwiązać sami, nie na mocy naszej mądrości, ale stawiając czoła wspaniałomyślnie tym trudnościom i tym obowiązkom, które dla nas przedstawiają wolę Boga. Ale ponieważ natura ludzka jest słaba, życzliwe wsparcie i mądre rady kogoś, do kogo mamy zaufanie, pozwolą nam często zaakceptować w sposób doskonalszy to, co już w sposób niejasny znamy i rozumiemy. Może zdarzyć się, że kierownik duchowy nie objawi nam niczego, czego już nie znamy, ale jest już dużą sprawą, jeśli nam pomoże przezwyciężyć naszą bezradność, i jeśli wzmocni naszą wspaniałomyślność w służeniu Panu. Jednakże, w wielu okolicznościach, kierownik duchowy, objawi nam rzeczy, których wcześniej nie potrafiliśmy pojąć, chociaż były jasne i oczywiste. Również to jest bez wątpienia wielką łaską, która powinniśmy rozpoznać. Tomasz Merton.

Definicja: Kierownikiem duchowym jest starszy brat, który dzieli z kierowanym drogę, aby mógł on rozeznać działanie Ducha i zdecydować odpowiedzieć w wolności za własną transcendencją w dojrzewaniu własnej tożsamości.

Kierownik duchowy: ogólna charakterystyka

Można wziąć przykład Mojżesza z wszystkimi jego cechami:

1. Powinien być posłany przez Boga, a mianowicie oficjalnie delegowany do tej misji ze strony Kościoła (kapłan albo świecki)

2. O ile chodzi o jego misję szczególną, powinien czynić ją ze względu na posłuszeństwo Bogu, a nie z powodu osobistego wynagrodzenia: powinien być raczej oporny niż zbytnio spragniony przyjęcia tej odpowiedzialności, powinien ją sprawować jako krzyż niesiony i akceptowany z miłości. Nie ufać tym, którzy proponują się z entuzjazmem jako kierownicy duchowi.

3. Podobnie jak Mojżesz, nie wie, gdzie Bóg chce zaprowadzić. Jego zadaniem jest rozeznanie i oznajmienie woli Boga w twoim względzie. Bardziej niż przewodnikiem jest narzędziem, drogą. Sługa Ducha Świętego.

4. Powinien być również twardy i nieustępliwy w pewnych punktach podstawowych, ze względu na strach, że się zagubisz. Powinny istnieć chwile, w których przychodzi ci chęć odejścia od niego: kto ciągle przyznaje ci rację, ten nie kocha ciebie. Przed Bogiem wstawia się za tobą, ale przed tobą umie być nieugiętym.

5. Powinien dawać oznaki prawdziwego proroka, a mianowicie, rzeczy, które mówi funkcjonują i zdarzają się na serio, jeśli nawet nie jest czarodziejem i może również popełnić błąd w niektórych punktach.

6. Powinien być w znajomości z tym, co mówi Kościół, powinien oznajmiać ci Słowo Boga tak, jak Kościół je rozumie, a nie, co on subiektywnie o nim myśli. Powinien kochać Kościół również w jego kompetentnej hierarchii, nie powinien być polemiczny w stosunku do niej, albo stawać, jako alternatywa.

7. Powinien być jak Jan Chrzciciel: Chrystus powinien wzrastać, a ja zmniejszać się, nie powinien dążyć do związania ciebie ze sobą, ale czynić cię coraz bardziej wolnym od siebie. Nie powinny istnieć zazdrości żadnego typu, powinieneś czuć się całkowicie wolnym i wolnym, aby pójść do każdego innego bez dąsów czy infantylnych reakcji.

8. Powinien czynić tę służbę gratis, nie chcąc nic od ciebie, nie powinien mieć żadnych korzyści. Fakt, że ty możesz mu być pożyteczny w jakiś sposób nie powinien absolutnie wpływać na to, co ci radzi. Powinien szukać szczerze woli Boga w stosunku do ciebie, (jeśli nawet pójście za nią może doprowadzić cię do oddalanie ciebie od niego i do bycia już dla niego niepotrzebnym) a nie do śledzenia jakiegoś swojego celu, nawet najlepszego i najświętszego.

Wydaje się, że w kierownictwie duchowym można spotkać dwa nadużycia:

- Kiedy ktoś jest nadmiernie spragniony, to może wynikać z pragnienia osobistej gratyfikacji;

- Można również spotkać ryzyko przeciwne, a mianowicie, kiedy ktoś jest nadmiernie niechętny, ponieważ w tym przypadku może to nie pochodzić z autentycznej pokory, ale z niechcenia przyjmowania odpowiedzialności w stosunku do nikogo, a mianowicie, z ucieczki i z niedojrzałości z fundamentalnym egoizmem.

Dzieci niosą zawsze kłopoty i troski, wywracając życie i programy. Nie można usiłować być ojcem bez woli pozwolenia na zakłócanie we własnych planach, podobnie, jakby matka chciała ograniczyć własne zaangażowania jedynie do pewnych chwil dnia.

Dzieci wiążą, a ten, kto nie chce pozwolić się związać nie wzrasta w życiu.

Początek

Jak mówi słusznie mądrość Kościoła, wierzę, że pierwszy krok weryfikuje się, jeśli narodziła się wiara.

Z tego powodu wcześniej niż jakikolwiek początek towarzyszenia, osoba powinna przynajmniej usłyszeć coś, kurs, katechezą, homilię. Powinna być dotknięta w sercu.

Zapowiedź wiary otwiera drzwi na horyzont Boga, ale jeszcze nie daje wiary prawdziwej i właściwej. Jest początkiem, jest częścią, którą czyni Bóg, ale aby narodziła się wiara, potrzeba jej ratyfikowania przez człowieka konkretnym aktem posłuszeństwa, który jest postrzegany jako dorosłe zaprzeczenie siebie.

Łk 5. Cudowny połów. Dopiero po tym, jak zaufał w akcie posłuszeństwa, Piotr rzeczywiście zdobywa wiarę. Wiara nie narodzi się, jeśli ktoś nie doświadczył jasno przeciwieństwa między ciałem a duchem. Między człowiekiem starym a człowiekiem nowym.

Rz 7; 1 J 1. Zaledwie dochodzi światło Chrystusa, odkrywa się człowieka starego, który się buntuje. Należy usłyszeć krzyk ciała, należy próbować zanegować samego siebie, szukając pokonania go i doświadczyć zbawienia Chrystusa. My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia, ponieważ kochamy braci. Ktoś musi świadomie przeżyć ruch. Jeśli te dwie lektury nie dźwięczą, oznacza to, że osoba, jeśli nawet działa dobrze, działa jeszcze według ciała, z powodu dobrego usposobienia albo z powodu przyzwyczajenia.

Różnica między pomocą psychologiczną a Kierownictwem Duchowym

Pomoc psychologiczna czy spowiedź?

Nie jest rzeczą możliwą absolutne oddzielenie tych dwóch pól, realistycznym jest raczej mówienie o odróżnieniu. Potrzebne jest posiadanie jasnej idei odpowiednich kompetencji, aby móc ofiarować przebaczenie Boga w sposób skuteczny w szacunku do wewnętrznych dynamizmów osoby:

Pomoc psychologiczna

i/albo Psychoterapia

Spowiedź

Cel: uzdrowienie psychiczne, rozwiązanie objawów, poznanie siebie, niekiedy restrukturyzacja osobowości

Skutki: przyniesienie ulgi w napięciach, uzdrowienie psychologiczne, dobrobyt psychiczny, zdolność przystosowania się do rzeczywistości.

Metoda: przyjęcie (bardziej lub mniej empatyczne) bez żadnej oceny, co zostało powiedziane. Oferta interpretacji i techniki dla traktowania ewentualnych konfliktów.

Treść: cały materiał psychiczny, jaki osoba rozpoznaje w sobie (fakty, marzenia, wspomnienia, pragnienia, itp…)

Role: lekarz-pacjent, psycholog-klient, psychoterapeuta-klient. Psychoterapeuta nie ocenia moralności, ale normalność-dojrzałość aktu.

Relacje: relacja od człowieka do człowieka, w niej zachodzą czynniki emotywne, dostrzegalne (relacje przenoszenia się)

Cel: pojednanie z Ojcem, przywrócenie stanu łaski, ponowne stworzenie w wolności dzieci Bożych.

Skutki: przebaczenie Boga (rozgrzeszenie), jest to niezależne od oddźwięków psychologicznych, realizuje się na poziomie łaski.

Metoda: przyjęcie dla poznania i osądzenia według prawdy Boga. Kapłan jest sędzią i lekarzem. 
 

Treść: grzech, który krępuje relację z Bogiem. 

Role: wierny i kapłan, (która działa in persona Christi, kapłan jest sędzią-lekarzem miłosierdzia Bożego. Ocena o moralności.

Relacje: relacja jest między penitentem a Bogiem, pośredniczy jej Kościół (w osobie kapłana). To pośrednictwo zawiera weryfikowanie się dynamizmów psychologicznych podobnych do tych w relacji psychoterapeutycznej (relacje przenoszenia się).

Rozgrzeszenie: jest ono istotą sakramentu, kapłan je udziela na mocy władzy, jaką Chrystus dał Kościołowi, jest darmowym darem, nie jest osiągnięte z wysiłków ludzkich, tym niemniej nie zależy od osobowości (cnotliwej czy nie) kapłana.

Przemiana: jest w porządku do łaski, nieuchwytna psychologicznie, jeśli nawet normalnie penitent, któremu odpuszczono grzechy czuje się podniesiony.

Kierownictwo duchowe mieści się na granicy między tymi dwoma polami. Niekiedy może służyć, jako początkowa podpora psychologiczna i psychoterapeutyczna, ale jego terenem i jego celem jest usprawnienie osoby na polu łaski, a więc, jako punkt wyjścia i dojścia ma nawrócenie osoby. Z tego powodu jest związane często z Sakramentem Pojednania.

Mówimy to, ponieważ „łaska zakłada naturę”, dlatego Kierownictwo duchowe obraca się wokół polepszenia i poprawienia tych aspektów ludzkich, słabości, itp., które hamują po ludzku działanie łaski Ducha.

Nikt dziś nie może prowadzić Kierownictwa duchowego bez minimum poznania nauk ludzkich, przede wszystkim psycho-pedagogicznych.

Na początku, przed rozpoczęciem części o Kierownictwie duchowym posłużmy się dość znanym schematem zaproponowanym przez Johari (tzw. okna Johari):


Obszar publiczny (świadomy)


Obszar prywatny (ukryty)


Obszar niewidoczny


Obszar podświadomości

Obszar publiczny jest świadomy „Ja wiem, widzę, inni wiedzą, widzą”. Oznacza aspekty rzeczywistości wiadome i dostępne wszystkim, również pacjentowi.

Obszar prywatny, ukryty. „Ja wiem, widzę, inni nie widzą, nie wiedzą”. Oznacza obszar dostępny jedynie pacjentowi, niewidoczny dla otoczenia.

Obszar niewidoczny. „Ja nie wiem, nie widzę, inni wiedzą, widzą”. Oznacza aspekt rzeczywistości niewidoczny dla pacjenta, a widoczny dla otoczenia. W jego poznaniu może pomóc pacjentowi informacja zwrotna.

Obszar podświadomość. „Nikt nic nie widzi, nie wie”.18 Może być osiągalny poprzez analizę psychoanalityczną i pogłębione i systematyczne kierownictwo duchowe.

Podczas gdy pierwsze trzy obszary są osiągalne normalnym kierownictwem duchowym, to obszar podświadomości nie jest tak łatwo osiągalny, ale jak wiemy może on ograniczać podmiotowi odpowiedź Bogu… w tym obszarze istnieją te emotywne dążenia podświadome, (jak część potrzeb i obron psychologicznych, pewne emocje, pewne kroki bądź style psychologiczne), które osoba nosi wewnątrz siebie, ale nie jest ich świadoma.

Wpływają one i mogą ograniczać jego odpowiedź na łaskę Słowa Bożego (przypowieść o ziarnie), i przeciwstawiają się pragnieniom Ducha (Gal 5, 13-26), tak, że uzdrowienie przedmiotowe (zdolność przedmiotowa, aby przeżywać i zaświadczać wartości Chrystusa we własnym powołaniu) jest ograniczone, ponieważ wolność faktyczna osoby jest ograniczona.

Kierownictwo Duchowe: droga do nawrócenia

Kierownictwo Duchowe jest szczególną służbą ofiarowaną dla wzrostu ludzko-chrześcijańskiego osoby. Takie narzędzie pomaga chrześcijaninowi w zgłębieniu wartości w celu przejścia od tego, co poznane do tego, co przeżywane; rzeczywiście jest to wskaźnik, że osoba wzrasta, to znaczy, że wartościom głoszonym pozwala przejść przez serce: kto słucha moich słów i wprowadza je w czyn… jest to atak serca na prawdę, od rozumu do uczucia.

Ponadto kierownictwo duchowe pomaga osobie w pokonywaniu słabości psychicznych i nerwic: niekiedy myśli się, że jest się tym, kim pragnie się być!

Osoba zamykając się stopniowo absolutyzuje siebie i zniekształca się w sposobie myślenia i chcenia - typowe dla dorastających. Faktycznie często wiek chronologiczny nie odpowiada wiekowi psychicznemu i są tacy, którzy żyją w ciągłym dorastaniu.

W kierownictwie duchowym, zatem, nie ważne jest „sprzedawanie” treści ze strony kierownika, czy przyjmowanie treści ze strony kierowanego, ale raczej, widzenie oznak uwewnętrzniania osoby;

- pobożność, zachowania, treści;

- wartości, postawy, życie;

Dzisiejsze zdobycze pedagogiczne i duszpasterskie nie powinny nie doceniać czy przeceniać treści i zachowania pochodzące z pobożności, potrzeba tylko, aby pójść głębiej i widzieć stopień uwewnętrznienia wartości ewangelicznej.

Człowiek młody przeżywa słabości w postawie konfliktu między potrzebami a wartościami, droga kierownictwa duchowego nie daje łatwych recept, które pomijają trud!

Drugie pojęcie niezwykle ważne do podkreślenia jest takie, że chrześcijański system psychoanalityczny wierzy w możliwość transcendencji podmiotu; podczas gdy dla Freuda pozostawało się takim, jakim się było: czy ulżysz sobie czy opanujesz się --- nie ma transcendencji.

To pojęcie antropologiczne zanieczyściło wiele aspektów i perspektyw współczesnej psychoanalizy, która stawia jako absolut zawsze podmiot jako „sam w sobie”, a nie jako „sam” w „relacji do” i otwarty na „transcendencję”.

Natomiast w autotranscendencji chrześcijańskiej istnieje przezwyciężenie siebie i otwiera się na zdrową relację;

JA zaczyna się zmieniać według:

- ortodoksji

- ortopatii (zdolność właściwego odczuwania)

- ortopraksji;

Jak widać istnieje wybrakowanie między świadomym a nieświadomym; niekiedy istnieją braki lub rozdźwięki, które nie są prawdziwymi i właściwymi winami, ale niedozwolone przeciekanie podświadomych energii… zdarza się, że ktoś bierze je za inne używając różnych pretekstów i obron… niektóre obrony objawiają się we wszystkich swoich niezręcznościach.

Dojrzałość w antropologii Jezusa ma się wtedy, kiedy przyjmuje się na siebie agresję drugiego, a mianowicie, żyje się Miłością, na obraz i podobieństwo Boga.

Psychologia, w różnych ujęciach (głębi, Junga, systematyczna, itp.) posiada funkcję pomagania we wzrastaniu osoby, aby człowiek mógł:

- poznać siebie (ja aktualne i ja idealne);

- zaakceptować siebie

- wzrastać i zmieniać się.

Kierownictwo duchowe nie może absolutnie zatrzymać się na pierwszych dwóch punktach, właśnie dlatego, że nie realizuje ono funkcji politycznie poprawnej, ale bodziec podmiotu ku boskiemu potencjałowi, który został mu wlany w serce przez Ducha Świętego.

- W rozeznaniu powołaniowym nie wolno jest przyjąć tego, kto nie wyjaśnił własnej tożsamości, zadawala się fałszywą tożsamością albo ucieka od swojego prawdziwego obrazu… Postawą dojrzałą jest mówienie bez patologicznych zgrzytów: „Panie, co chcesz, abym uczynił?”

W oczywistych przypadkach rozdźwięków największą miłością jest prawda.

- Efekt tunelu: w tej dynamice podmiot wchodzi w zamknięte koło rozdźwięków psychicznych, które prowadzą go do tego, że nie dojrzewa on w pełni swojego powołania i nie wykorzystuje w pełni całej swojej podświadomej energii afektywnej na służbę Królestwa Boga. W takich przypadkach terapia psychologiczna i Posłuszeństwo Wiary dają najlepsze wyniki.

Osoba jest przez to wezwana do poznawania siebie zaczynając od tego, kim ona jest aż do tego, do czego została wezwana, aby się stać.

Trudności w Kierownictwie Duchowym

Wśród trudności kierownictwa duchowego istnieje identyfikacja „projekcyjna” [rzutowa] (pojęcie wypracowane przez M. Klein'a, mechanizm obronny): jest to klasyczna postawa osoby dorastającej: Idę do kierownika, ponieważ myśli jak ja -- świadomie czy nieświadomie jest to próba kontroli ze strony człowieka młodego, (ale również czynią to „dorośli”; ponadto każdy z nas dąży do projekcji w drugim własnego ciężaru psychicznego… jest to normalne, ponieważ organizm dąży do bronienia siebie.

Na podstawie tych dynamik projekcyjnych ktoś szuka kierownika duchowego na własny obraz i podobieństwo, i to jest normalne, że dąży do tego, aby nie wzrastać jako osoba.

Mogą istnieć dwa typy projekcji:

- dodatkowa

- uzupełniająca

Projekcja, więc wypacza i blokuje komunikację i wzrost; chcąc dać przykład mechanizmu identyfikacji projekcyjnej: siostra zakonna, nadzwyczaj zaangażowana w pracę z biednymi przeciwko przełożonym, którzy jej nie rozumieją (nieświadomie utożsamia się ona z biednymi).

W takim przypadku należy pomóc osobie wyciągnąć na wierzch całe jej „ja”, unikając wszelkiej ucieczki bądź jałowych prób obrony. Kilka przykładów osób, które uciekają: super-pewni, którzy nie mają nigdy problemów; spokojni; zbyt pobożni i zbyt czyści; neokonwertyci. Te podmioty wobec poważnego kierownictwa duchowego dążą do bycia agresywnymi, do bycia posłusznymi jedynie wobec samych siebie albo próbują zadowolić kierownika. Jeśli kierownik szuka pochwał wywraca się i w ten sposób potwierdza histerię prowadzonego.

Inną problematyką, jaką znajdujemy na poziomie psychologicznym jest transferencja (przeniesienie).

Przeniesienie jest odpowiednie do relacji, jaką osobie została powierzona od dzieciństwa; na przykład, z postacią ojca… jeśli oduzależnienie nie zostało przezwyciężone to kierowany przeniesie całą energię nie-miłości, jaką ma w stosunku do postaci ojcowskiej na kierownika, atakując, nie szanując, „grzebiąc nogą” jak czynią to dzieci w wieku niedojrzałym i dorastającym w stosunku do rodziców.

Kierowany szuka w kierowniku tej dynamiki, odwodząc, w ten sposób, od poważnego poszukiwania woli Boga. W rzeczywistości relacja kierowany-kierownik nie jest relacją typu przyjacielskiego, ale jest dla wzrostu i transcendentnej promocji podmiotu.

Nierealistyczne oczekiwania kierownika w Kierownictwie Duchowym

- Jednym z oczekiwań nierealistycznych Kierownictwa Duchowego jest wyobrażenie go sobie jako magicznego systemu dla przeżywania życia, a nawet do ucieczki od niego;

- Innym jest patrzenie na drogę Kierownictwa Duchowego jako na schemat, który się powtarza;

- Są tacy, którzy wyobrażają sobie Kierownictwo Duchowe jako pewnego rodzaju obowiązkowy wzlot i stopniowy wzrost;

- Są też tacy, którzy wyobrażają go sobie jako sakrament ex opera operato niezależnie od wad i błędów tego, kto prowadzi czy jest prowadzony.

Kim jest osoba, która prosi o Kierownictwo Duchowe?

Jest to osoba nade wszystko, ale nie jest to przypadek do badania, jak mówi Redemptor hominis w numerze 14 …ten człowiek jest drogą, jaką kroczy Kościół.

W historii osoby należy uchwycić rzeczywistości, które nie humanizują jej w postawie Jezusa Chrystusa; będzie jej trzeba pomóc na różnych poziomach, aby osiągnęła cel swojego powołania w ciągłym dialogu z Bogiem.

W rzeczywistości osoba przeżywa w sobie różne walki, ale jedyna walka dozwolona, jaką może posiadać jest walka przeciwko Bogu żyjącemu jest walka przeciwko Bogu Żyjącemu (osoba bowiem jest dynamizmem, ale jest również entropią psychiczno-duchową).

Błędne oczekiwania ze strony tego, kto zbliża się do Kierownictwa Duchowego:

Niedojrzałe wsparcie w Kierownictwie Duchowym jest należne przy absolutyzacji takich dynamik:

To są wszystkie oczekiwania do natychmiastowego wyjaśnienia, ponieważ staną się oporem w przemianie; ryzykiem jest praca w pustce a nie kroczenie.

Niektóre elementy, które mogą przepowiadać dobrą skuteczność Kierownictwa Duchowego:

Wizja człowieka kierownika duchowego i konsekwencje pedagogiczne:

Kierownictwo duchowe z wolnością, dla uczenia wolności

w praktyce:

- trzeba mieć ustalony kalendarz spotkań a nie w zależności od osobistych humorów;

- należy być punktualnymi;

- należy uczyć się wzajemnie tajemnic i poufności absolutnej

- należy odmawiać podarunków czy ofiar;

- nie można prowadzić Kierownictwa Duchowego przez telefon;

- nigdy nie należy rozmawiać przez trzecie osoby;

- istnieje życie modlitwy Kierowanego i Kierownika;

- stopniowanie w problemach zwyczajnych i szczególnych;

- powściągliwość

- prowadzenie do wartościowych wyrzeczeń dla Jezusa Chrystusa

- ciągle czynić odniesienia do punkty, w jakim się znajdujemy.

Trzy etapy Kierownictwa Duchowego

Kierownik niekiedy powinien drażnić i kłuć podmioty, doświadczać ich w posłuszeństwie według takiej dynamiki:

1- przyjęcie; 2- destrukturyzacja, osoba wchodzi w kryzys; 3- restrukturyzacja

w której pokonane największe obrony prowadzą do tego, że osoba próbuje wypośrodkować

SZACUNEK DLA SIEBIE w Panu Jezusie

Kiedy dojdzie się do tego punktu towarzyszenie nabiera innego oblicza i innej częstotliwości w spotkaniach, które będą mniej częste.

Z pewnością metoda nie może być dedukcyjna i na służbie zewnętrzności moralnej, dla której podmiot powinien by dostosować się do zewnętrznych wartości przedmiotowych, do których powinien by dostosować się wysiłkiem dobrowolnym. Ta metoda działania, która może miała swoją ważność w przeszłości, w innych systemach relacyjnych, społecznych i rodzinnych teraz okazałaby się nie tylko ograniczona, ale szkodliwa. Ile szkód zostało uczynionych przez osoby „święte”, a nie obdarzone równowagą teologiczną, duszpasterską i ludzką. Niekiedy szkody, jeśli chodzi o powołanie, trwałe.

Metoda Kierownictwa Duchowego powinna być natomiast indukcyjna. Wartości, bowiem, jedność z Bogiem najbardziej kochanym, naśladowanie Chrystusa ubogiego i ukrzyżowanego, niewinnego i posłusznego, przyjście Królestwa - są owszem rzeczywistością przedmiotową i ponad człowiekiem, ale nie są mu obce, co więcej, zaspakajają wcześniejsze oczekiwania (ze względu na stworzenie i wybranie).

Powołanie jest progresywną realizacją wartości Ja-idealnego, nie tylko zalet czy wrodzonych dążeń Ja-aktualnego… specyficznym oczekiwaniem i predyspozycją, a nie predeterminacją… W ten sposób pomaga się powołanemu w odkrywaniu jego pragnień głębszych i bardziej autentycznych, aby następnie wszczepić je w odpowiednie wartości ewangeliczne, które są następnie uwewnętrznione i staja się jego tożsamością osobową i powołaniową.

Konkretnie wychodzi się z przedstawienia wartości w sposób pośredni wychodząc z tego, co młody przeżywa:

i powoli wprowadza się go coraz bardziej w POZNANIE CHRYSTUSA.

1. W pierwszym etapie poddaje się pod dyskusję poziom życia chrześcijańskiego;

Dlatego konieczną jest rzeczą skierowanie uwagi, mianowicie na próbę widzenia poza zniekształceniami nieświadomymi i bezwiednymi, (co istnieje i zdarza się w osobie), w znaczeniu pozytywnym i negatywnym, w świecie wokół niej, w historii przeżywanej często jako miejsce, gdzie działa Bóg jako partner człowieka. Należałoby dojść do odkrycia głównych potrzeb psychologicznych (zarówno tych ukierunkowanych na wartości, jak i tych sprzecznych z nimi), najczęstszych stanów duszy, głównych postaw, wartości głoszonych i tych przeżywanych;

2. Następnie kształtować na wezwanie… mistrzowską drogę modlitwy i Słowa Bożego… faworyzować proces autotranscendencji ku Bogu;

3. Chodzi o faworyzowanie wolności od stanów emocjonalnych w celu zaakceptowania ich i stawiania im czoła bez pozwolenia na ich panowanie… również tu mówi się o faktach codziennych… próbując przeszkodzić powiedzeniu PODOBA MI SIĘ, TO CZYNIĘ… Aby dojść do tego punktu trzeba dużo cierpliwości, stałości, zrozumienia, modlitwy… Aby dojść do nauczenia się dążenia do rezygnacji, motywując ją pragnieniem bycia coraz bardziej jak Chrystus;

4. W tej fazie będzie chodziło i ukształtowanie wolności - (Gal 5, 13: Wy zatem, bracia, powołani zostaliście do wolności. Tylko nie [bierzcie] tej wolności jako zachęty do [hołdowania] ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie) przeżywanej codziennie we własnym ciele, aby móc wybierać życie w Duchu budując w ten sposób szacunek do siebie podmiotu na towarzystwie Jezusa Chrystusa.

5. Nikt nie ma absolutnych pewności: ani wychowawca, ani pasterze Kościoła, ani przełożeni wyżsi, którzy robią rozeznanie… nikt nie może wyręczyć się w krokach powołaniowych osoby.

11



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
wykłady-Światowe rynki żywności, Notatki Rolnictwo, 4 rok, IV rok
wyklady i zal onkologia, studia -farmacja gumed, rok IV, onkologia
Wykłady ks. dr Zygmunta Zapaśnika TDII, 9. Teologia Duchowości, rok IV teologia duchowości II
Teologia Duchowości, Teologia, Skrypty, Rok IV, Duchowość
semestr letni, Teologia, Skrypty, Rok IV, Duchowość
Duchowość pracy - referat na ćwiczenia, 9. Teologia Duchowości, rok IV teologia duchowości II
zarzadzanie wyklad 2, studia, Maja, Studia, II rok, IV semestr, Organizacja i Zarzadzanie
3-7.12.09, Studia, IV rok, IV rok, VII semestr, Waloryzacja przyrodnicza, wyklady cwiczenia w word
WYKŁAD (2008) - Hormony kory nadnerczy, materiały ŚUM, IV rok, Farmakologia, IV rok, 8 - Hormony (Th
Wykłady bromatologia 2009-2010, Płyta farmacja Poznań, IV rok, bromatologia 2, wykłady
Liturgika - Eucharystia, Teologia, ROK IV, Studia IV
rok IV se. zimowa, Teologia Moralna sem I i II rokIV, TEOLOGIA MORALNA SZCZEGÓŁOWA
rok IV se. zimowa, Teologia Moralna sem I i II rokIV, TEOLOGIA MORALNA SZCZEGÓŁOWA
10 wyklad, Studia, IV rok, IV rok, VII semestr, Waloryzacja przyrodnicza, wyklady cwiczenia w word
WYKLAD 5, Studia, IV rok, IV rok, VII semestr, Waloryzacja przyrodnicza, wyklady cwiczenia w wordz
Wyklad VIII, Studia, IV rok, IV rok, VII semestr, Waloryzacja przyrodnicza
Wyklad IX, Studia, IV rok, IV rok, VII semestr, Waloryzacja przyrodnicza
Istota i natura misji wg RM, Teologia, ROK IV, Studia IV
chirurgia, WYKŁADY - rok IV, WYKŁAD 1

więcej podobnych podstron