III. „CZŁOWIEKOZNAWSTWO”. KAPUŚCIŃSKI O INNYM WE WSPÓŁCZESNYM ŚWIECIE.
NAUKA W POZNAWANIU RÓŻNORODNOŚCI
Przestańcie nazywać błędem to, co jest przeciwieństwem waszej prawdy, a prawdą to, co jest przeciwieństwem błędu.
Antoine de Saint-Exupéry
Szeroka refleksja nad mediami, o której piszę w poprzednim rozdziale nie została w jego rozważaniach oderwana od kontekstu zmieniającej się sytuacji globu.. Kapuściński swoje rozważania poświęcał wielu kwestiom - rosnącej nierówności, globalnym zmianom, problemom międzykulturowego porozumienia. Przede wszystkim temu, co wpływa na zmianę sytuacji współczesnego człowieka, zachodzącą szybko, bez ostrzeżenia, bez wskazówek jak w tym nowym, raczej nie wspaniałym świecie, znaleźć drogę dla siebie.
Pojęciem, które może stać się zbiorczą, obejmującą wszystkie wspomniane zjawiska, będące pokłosiem dziejącej się dynamiki, można objąć wspólną nazwą globalizacja: istnieje zgoda co do tego, że służy ono do opisu najważniejszych zjawisk, które w różny sposób dotykają każdego człowieka i świadczą o gwałtownym przyspieszeniu naszych czasów.
Nie są to tematy nowe. Jak pisze Ryszard Paradowski zanim jeszcze pojawiło się słowo „globalizacja”, przedmiotem zainteresowania były kwestie spotkania, zderzenia i konfliktu, związane najpierw z ekspansją i kolonizacją, a następnie z migracjami wielkich ras ludzkich.
Dzisiaj pojęcie to używane jest zarówno w naukowych rozprawach jak i potocznie, rodząc jednocześnie wiele niejasności. Często wykorzystywane w teoretycznych rozważaniach słowa Zygmunta Baumana, doskonale pokazują do czego doprowadziło nadużywanie modnego pojęcia: (…) jest na ustach wszystkich. Słowo na czasie, które szybko zamienia się w slogan, w magiczną formułę, w hasło otwierają bramy wszystkich tajemni teraźniejszości i przyszłości.
O globalizacji dyskutują więc wsyzscy. Także, najznakomitsze umysły, kontestatorzy, obserwatorzy, prognostycy współczesnego świata. Wśród nich był i Ryszard Kapuściński, które swoje reefleksje opierał nie tylko na bogatym doświadczeniu, ale także na zdobywanej wiedzy, na poznawaniu naukowych teorii. Wiedział, że osobiste poznanie, musi być połączone z teoretyczną podbudową. A tą znajdowa głównie w książkach. Wpajał wartość czytania - na jedną stronę tekstu, radził przecztać 100. Wiedział też, że to dopiero połowa, pierwszy krok przed dotknięciem i realnym wejściem.
Korzystal z dorobku wielu dziedzin, na co wskazuje Dzięglewski. Nietrudno dostrzec ów tendencję, nawet pobieżnie przegląjąc poświęcone reporterowi opracowania. Kapuściński umiłował sobie te, traktujące o człowieku, a zwłaszcza o jego różnorodności, bogactwie, relacjach z drugim - Innym, ale nie Obcym, równie ważnym i cennym. Jak pisze Krzysztof Mroziewicz wspierał go warsztat antropologa, wiedza filozofa, doświadczenia historyka. Pisał o tym bezpośrednio, odwołując się do swoich autorytetów, mówiąc o nich w wywiadach, przytaczając ich słowa w cytatach poprzedzających Przede wszystkim będą to antropolodzy - a wśród nich Ci, zaangażowani w szerzenie idei równości i poszanowania, wolni od etnocentrycznego nadęcia.
Arkadiusz Dudziak myślenie Kapuścińskiego nazywa właśnie antropologicznym - wskazując na szerokie rozumienie i całościowe spoglądanie na współczesność. Są jednak wśród mistrzów polskiego reportera i filozofowie, a zwłaszcza dialogicy, dla których spotkanie z Innym, postać innego byłą najgłębszym sensem rozważań.
O wielkości Kapuściskiego świadczyć może fakt, że odwołania nie pozostają jednostronne. Myśli reportera stawały się indpiracja dla socjologów by przywołać chociażby Thomasa Hyllanda Eriksena, czy znawców komunikacji międzykulturowej. Dostrzegają oni wartość refleksji autora cesarza mimo iż powtarzając za Żejmo - on sam nigdy nie uważał się za teoretyka.
Kapuściński sam przyznaje się do fascynacji tymi, którzy swoimi naukowymi dzialaniami walczyli z istniejącymi mitami i podzialami. Pojęcie dialogu i zrozumienia, były jednymi ze slow kluczy do jego twórczosci. O jego szczerości świadczy fakt, że czasem przyznaje się do zwątpienia. Zastanawia się głośno, czy ono tak naprawdę jest możliwe. (cyat o masce). Niemniej, cala jego twórczosc przeniknieta jest otwartością na drugiego, połaczoną z trudem i wysiłkiem jakich postaa taka wymaga.
Trudno nie zauważyć, iż aby w naukowych teoriach pojawiły się owe szlachetne, wyzwalające elementy, które doceniał Kapuściński musiało minąć wiele lat, od pierwszych wzajemnych, obserwacji nad Innym, Drugim, tym spoza. A początki zdecydowanie, nie były łatwe:
Przekonanie, że społeczeństwo, z którego wywodzi się obserwator, zajmuje centralne, „środkowe”, a więc zawsze uprzywilejowane miejsce w świecie, a inne kultury i społeczeństwa leżą na rubieżach „naszego świata” towarzyszy ludzkiej świadomości od zarania dziejów
Dzicy, barbarzyńcy, inni. Określeń jest wiele. Wyznacznik, jeden, prosty - wszyscy poza nami. Burszta ukazuje szeroką tendencją niezależną od czasów i szerokości geograficznej. Tendencję do nazywania siebie środkiem, odgradzania, podboju, aneksji. Chiny (Państwo Środka) jako centrum świata traktowały Lojang, Żydzi - Jerozolimę, Francuzi - St. Denis, a nieco później - Paryż.
To towarzyszące człowiekowi przez wiele wieków przekonanie (którego żywot wszak jeszcze się nie zakończył) w swej intensywnej formie skutecznie uniemożliwiało rozwój nauki nazywanej antropologią, a także rozwój międzykulturowych relacji, opartych na równości i otwartości. Znamię etnocentrycznej pychy stało na drodze do pełnej otwartości, będącej podstawą rzetelnego poznania.
Kapuscinski pisze o tym, ze ludzie lubia podbijac, być najeźdzcą. Sam takie podejście traktuje z niechęcią. Z niechęcią mówi o Afryce - rozgrabionej, okradzionej ze swych największych dóbr. Bo to są absurdy. Mówiąc o niewolnictwie nie przebiera w słowach:
Ocena kolonializmu musi być złożona, natomiast ocena handlu niewolnikami jest jednoznacza: to okrucieństwo.
Rzadko wyraża zresztą swoją opinię tak dosadnie. Jest jednak zażenowany słysząc głosy wykształcowanych, mówiących że kolonializm był jedyną drogą.
Pewność własnej centralności, nieuchronnie prowadziła do traktowania własnej kultury jako jedynej, właściwej i uzasadnionej. Do wartościowania, którego konsekwencje widoczne są w wielu teoriach długiej historii antropologii.
Przykłady? Do dziś w języku polskim, jak również w innych językach występują często dwa przymiotniki powstałe od słowa kultura - kulturalny i kulturowy. Pierwszy, pochodzi od znaczenia, którego wartościujący charakter nie podlega wątpliwości. Od kultury, której można odmówić, oznaczającej obycie, towarzyską kompetencję, znajomość zasad obowiązujących na przyjęciu czy biznesowym spotkaniu, będącej jedynie wyuczoną czynnością, opartą o przyjęte konwenanse. Kulturowymi - jak pisze Marian Filipiak - są wszystkie zjawiska niezależnie od ich oceny. Tak pojmowana kultura, jest immanentnym przymiotem ludzkich społeczności, ale i każdej jednostki, w każdym przejawie jej działania. Jak pisze Hofstede - obejmuje ona nie tylko działania wysublimowane, ale także całą sferę zwykłych, codziennych zachowań, takich jak sposób pozdrawiania się, okazywanie lub skrywanie uczuć, jedzenie, zachowywanie fizycznej odległości w kontaktach z innymi, sposoby uprawiania miłości czy dbałość o higienę osobistą.
Obejmowała również i przede tym, nim słowo colere zaczęło znaczyć coś więcej, niżeli tylko uprawę ziemi.
Ojcem tego, bliższego nam znaczenia jest Cyceron. Jego cultura animi to uprawianie umysłu, doskonalenie i rozwój, wyobrażenie wewnętrznego wysiłku zmierzającego do przekształcenia sfery ludzkiego myślenia w sposób analogiczny do przeobrażeń, jakim ludzka poddawała naturalną strukturę gleby, zewnętrzny świat przyrody. Choć rozumienie to szybko doczekało się światowej kariery, problemy definicyjne nie ucichły, a ustalenie jednej odpowiedniej definicji wydaje się w dalszym ciągu po prostu niemożliwe.
W ciągu wieków systematycznie zwiększa się zakres użycia terminu kultura. Wchodzi on do arsenału intelektualnego początkowo filozofii, następnie nauk społecznych i życia społeczno-politycznego. Rezultatem stała się notoryczna wieloznaczność tego słowa. Jest to zresztą nieunikniony los takich wyrażeń językowych, które wchodząc w skład leksykonu różnych grup społecznych i zawodowych, nie dadzą się ująć w karby ścisłości, nawet w obszarze języka nauk humanistycznych.
Słowo kultura, z licznymi dookreśleniami dzisiaj spotyka się w niezliczonej ilości kontekstów. Jego - wspomniany wyżej - niezwykle szeroki zasięg sprawia, że pojęcie to mętnieje, nie dając się zamknąć w wyraźne granice.
Ilość powstałych definicji sprawy nie ułatwia. Już Kroeber i Klukhohn w swej rozprawie Culture. A Critical Review of Concepts and Definitions zebrali ponad 160 ukutych wytłumaczeń, szeregując je i przyporządkowując konkretnym podtypom. W swej pracy wyróżnili oni sześć typów definicji. Ich mówiące nazwy doskonale opisują cechy konstytutywne, którymi kierowali się twórcy podziału. Wyróżnili więc definicje historyczne, genologiczne, psychologiczne, opisowo-wyliczające, strukturalistyczne i normatywne. Czy jest to zbiór pełny, zamknięty? Jak nietrudno się domyślić - nie do końca. Kłoskowska zwraca uwagę na pewne niedociągnięcia Nie wszystkie terminy klasyfikacji są szczęśliwie dobrane, nie wszystkie typy-aspekty dostatecznie uzasadnione w postaci odrębnych kategorii ujęcia kultury. Wskazuje jednak jednocześnie, na słuszną ideę, która przyświecała badaczom.
Czy zarzuty im stawiane są uzasadnione w obliczu tak skrajnego skomplikowania materii, którą przyszło im badać?
Na jednych z zajęć Teorii Kultury prowadzący polecił studentom politologii, aby łącząc różne typy stworzyli własne mieszane definicje. W ciągu bodaj dziesięciu minut powstało więc sześć nowych, świeżych wytłumaczeń. Pomijając ich merytoryczną wartość i metodologiczną poprawność warto zwrócić uwagę na fakt, który miał ów eksperyment unaocznić. Fakt, iż mimo wielowiekowych trudów sprawa tego problematycznego pojęcia nie rokuje szans na ostateczne zakończenie. Typy wyróżnione przez autorów Culture. A Critical… to typy idealne, mające na celu raczej wskazanie pewnych tendencji definicyjnych niżeli ukazanie pełnego, ostatecznego podziału. Taki podział, jest bowiem niemożliwy.
Nie ma bowiem nic bardziej niedookreślonego niż kultura - pisze Herder. Jego zasługa - prócz powyższego, bez wątpienia trafnego spostrzeżenia - to przede wszystkim propagowanie uniwersalistycznego poglądu na kulturę. Jak pisze Kłoskowska zgodnie z tym (Herdera - D.W.) rozumieniem kultury nie mogło być bowiem ludów niekulturalnych; były społeczeństwa mniej lub bardziej kulturalne (…) kultura została jednak uznana za powszechny atrybut społecznego życia
To jednak dopiero początek drogi, prowadzącej do powszechnego już dzisiaj stanowiska równości kultur. Drogi trudnej, naznaczonej wieloma niejasnościami.
Jednym z niewielu faktów, ktote wątpliwości nie ulegają, jest stwierdzenie, iż to właśnie kultura, wraz z człowiekiem, którego jest immanentnym przymiotem, leży w centrum zainteresowań antropologii, a zwłaszcza antropologii kulturowej:
Termin kultura należy do grona najważniejszych pojęć, jakimi posługuje się współczesna humanistyka. Dla antropologii kultury termin ten stanowi zaś jej raison d'etre w tym sensie, iż nie tylko pojawia się w nazwie samej dyscypliny, ale ukierunkowuje sposób, w jaki określa ona świat ludzkiej intencjonalności. Jak stwierdza Ewa Nowicka - jeśli socjologia zajmuje się człowiekiem jako istotą społeczną to antropologia człowiekiem jako istotą kulturową.
Burzliwe początki nauki, sięgające refleksji nad istotą ludzką, w niczym nie przypominają współczesnej dziedziny. W ciągu długiego okresu rozwoju przyglądać możemy się powolnemu przechodzeniu, do tego co dziś, najpełniej określa chyba pojęcie nauki o kulturowej różnorodności.
Szeroki przegląd koncepcji przedstawiają w swoim dziele Ewa Nowicka i Małgorzata Głowacka-Grajper. Opasły tom to antologia tekstów klasycznej antropologii, w której znakomicie ukazano dynamikę (może raczej proces?) przemian nauki o człowieku.
Początkiem szerokiego pochylenia się nad problematyką kulturowej, ludzkiej różnorodności - jak nietrudno się domyślić - są czasy wielkich odkryć geograficznych.
Znane jest powiedzenia Lintona, że ryba odkryje istnienie wody dopiero wtedy, gdy prądy wyrzucą ją na powierzchnię, słowem gdy się zetknie ze środowiskiem, które wodą nie jest. Człowiek nie mógł w ogóle zauważyć zjawiska kultury, dopóki nie zetknął się z czymś innym niż jego własna kultura.
To właśnie nagły, zwielokrotniony kontakt z drugim, obcym i innym stał się spiritus movens rozwijającej się dziedziny, której dojrzały kształt możemy obserwować od końca XIX w.
Przyglądając się kolejno opisywanym koncepcjom, wyraźnie dostrzegalna jest tendencja, o której pisze w swojej pracy Antonina Kłoskowska, polegająca na trudnym i żmudnym torowaniu sobie drogi przez koncepcję kultur różnorodnych a równorzędnych. Autorki wspomnianej nieco wcześniej antologii zgrabnie ów długą drogę ukazują, wskazując jednocześnie na tych, którzy prszyczynili się do przejścia
Wskazuje na nich również i Kapuściński.
Blisko mu do Franza Boasa, który postulował rozumienie i opis innej kultury za pomocą jej własnych kategorii Powołuje się na Marcela Maussa, ucznia Durkheima, którego koncepcja daru była początkiem idei wzajemnej wymiany, jaką może przynieść spotkanie z inną kulturą. Przypomina o Margered Mead. W swoich poglądach zbliża się do Ruth Benedict dla której, antropologia stała się orędziem walki z nierównością i uciśnieniem.
Największym jednak autorytetem, był dla Kapuścińskiego polski naukowiec - Bronisław Malinowski.
Dlaczego właśnie oni? Pisze o tym sam Kapuściński, prosto i bezpośrednio:
Bo zetknięcie kultur i cywilizacji nie musi prowadzić do zderzenia. Może ono - jak dowodzili choćby Marcel Mauss, Bronisław Malinowski czy Margaret Mead - być obszarem wymiany, pożadanego kontaktu, wzbogacenia.
Wśród samych antropologów widoczne jest wyraźne poczucie, świadomosć iż ich dziedzina nie zawsze spełnia rolę, jaką powinna. Ostatni wymieniony przez autorki okres szkoły krytycznej to próba rzekomego rozliczenia się z zarzutami, które antropolodzy stawiają często samym sobie.
To właśnie Ci, których docenia Kapuściński, stanowią jasną kartę w historii nauki, potrafiąc krytycznie odnieść się do wcześniejszych dokonań. Także tych, wyjątkowo mrocznych.
Wobec uzyskania niepodległego bytu narodowego przez państwa znajdujące się dotychczas pod władzą mocarstw kolonialnych antropolodzy poczuli, że ciąży im poczucie winy, że należą do społeczeństw „kolonializatorów”, a ich prace były często wykorzystywane do utrzymania władzy nad poszczególnymi ludami, a nawet pisanie na zamówienie kolonialnych władz
Problem obiektywizmu badań i wykorzystywania ich w celu zgoła odmiennym niż szerzenie rzetelnej wiedzy, znany jest nie od dziś.
Nauka ze swej zasady obiektywna, uwikłana jest często w cały szereg nieszlachetnych powiązań. Niejednokroć to rzekomo naukowe podstawy stawały się przecież przyczynkami do monstrualnych wymiarów ogólnoludzkich tragedii. Często nie chodziło nawet o naukę, ale pseudonaukowy bełkot, tworzony na potrzeby podbudowy konkretnej ideologii.
O instrumentalnym wykorzystywaniu badań - także ich wyników wspomina w swojej pracy Hofstede, traktując o badaniach, które swego czasu wzbudziły duże zainteresowanie, dając dowód, iż przeciętny czarnoskóry mieszkaniec Stanów Zjednoczonych odznacza się mniejszą niż przeciętny Biały inteligencją. Dyskusja natychmiast przycichła, gdy okazało się, iż przeciętny Azjata, dysponuje większą inteligencją niż biały. Oczywiście, jak pisze Hofstede nikt nie starał się spojrzeć na ów wyniki z perspektywy równości szans, które otwierają się przed konkretnymi nacjami, a które dla rezultatów ów badań mają przecież znaczenia zasadnicze.
Faktem jest jednak, iż mimo pewnych grzechów, o których nie należy co prawda zapominać, trudno nie przyznać antropologii szczególnego miejsce w rozwoju idei równości, a także w jej wpływie na masowe postrzeganie problemów kulturowej różnorodności.
Antropologia wyrosła w gruncie rzeczy właśnie z zaangażowania w obronę określonych wartości, a wśród nich bodaj najważniejsze miejsce zajmowała tolerancja dla odmienności.
Postmoderniści, przedstawiciele szkoły krytycznej wskazują jednak na fakt, iż sama idea badań innych kultur, Europejczyka wchodzącego w inny świat jako badającego, zgoła narusza postulowaną równość. Należy jednak pamiętać - o czym pisze także Kapuściński - że obraz człowieka, białego badacza spoza, odchodzi z czasem do lamusa, otwierając drzwi tubylczym antropologom, znającym przecież kulturę od wewnątrz wraz ze wszystkimi jej meandrami.
Niemniej, wciąż w wielu sferach widoczne jest przedmiotowe traktowanie. Odwołam się w tym momencie do Stiglitza i jego znakomitej Globalizacji:
Ćwierć wieku temu ludzie w krajach rozwijających się mogli zasadnie darzyć "ekspertów" z MFW pewnym szacunkiem. Ale gdy tylko doszło do przesunięcia w militarnej równowadze siły, nastąpiło jeszcze bardziej radykalne przesunięcie w intelektualnej równowadze siły. Rozwijający się świat ma dziś swoich własnych ekonomistów - często wykształconych w najlepszych instytucjach akademickich na świecie. Ekonomiści ci mają znaczącą przewagę, która wynika z długotrwałej znajomości miejscowej polityki, warunków i biegu wydarzeń.
Owi znawcy, choć opierający swoje sugestie na wiedzy i bezcennej znajomości lokalnej sytuacji, byli konsekwentnie ignorowani przez wysłanników Funduszu. Trudno stwierdzić, czy wynikało to z trafności ich wskazań, niekorzystnej dla MFW, czy może jedynie ze zwykłej ignorancji, zamkniętych umysłów dawnych kolonizatorów.
Antropologia, z takimi zamkniętymi umysłami starała się walczyć. Byli wśród przedstawicieli dyscypliny i tacy bowiem, dla których nauka była punktem wyjścia do szerzenia postawy opartej na etyce i zrozumieniu. Doskonałym przykładem jest tutaj wspomniana wcześniej Ruth Benedict.
Ta, jest nie tylko przekonana o konieczności uznawania równości. Swoje poglądy wyraża mocno i dosadnie. Niektórzy twierdzą, że przekroczyła zasady kulturowego relatywizmu, pokazując, że skoro w jednej kulturze pewne wartości są czymś oczywistym, to może tak być również i w innych. Nie zmienia to jednak faktu, iż prócz propagowania naukowych prawd robiła wiele na rzecz walki z rasizmem i niesprawiedliwością. Być może to ten rodzaj postrzegania nauki jest tym, czego w dzisiejszym świecie najbardziej potrzeba?
Benedict pisze: Istnienie antropologii było ex definitione niemożliwe tak długo, jak długo tkwiły w umysłach ludzkich rozróżnienia między nami a ludami prymitywnymi, między nami a barbarzyńcami, między nami a poganami. Trzeba było najpierw osiągnąć ten stopień dojrzałości, który nie pozwala już przeciwstawiać naszych własnych przekonań przesądom naszych bliźnich.
Piękna refleksja. Dzisiaj jednak z tego typu sądów wyciąga się daleko idące wnioski. Czy bowiem, pełna otwartość możliwa będzie jedynie wówczas, gdy z chłodnym dystansem podejdziemy do wartości własnych, kultywowanych przez pokolenia, będących konstytutywnymi dla naszej kultury? Pyta o to i Leszek Kołakowski w swoim szkicu Szukanie barbarzyńcy….
(…) czy życzliwe zainteresowanie i tolerancja względem innych cywilizacji są możliwe tylko wtedy, kiedybyśmy uprzednio przestali brać naszą całkiem serio? Innymi słowy: do jakiego stopnia możemy afirmować naszą wyłączną przynależność do jednej cywilizacji bez jednoczesnej ochoty niszczenia innych?
Jest to pytanie włąsnie o kulturowy relatywizm, którego daleko posunięte konsekwencje doprowadzić mogą do lekceważenia a w dalekich konsekwencjach unicestwienia własnej kultury. Encyklopedia PWN definiuje pojęcie jako dyrektywę metodologiczną postulującą obiektywizm i antydeterminizm w badaniach zjawisk kulturowych, zalecające dostrzeganie swoistych cech badanej kultury, a nie widzenie jej przez pryzmat kultury, z której badacz się wywodzi. Czy posunięty zbyt daleko, może pozbawić tożsamości? Własnych korzeni?
Wnioskiem z rozważań na temat słabnącej roli wartości w życiu Europy winna być moim zdaniem pozytywna konkluzja oparta na trafnych spostrzeżeniach polskiego mistrza reportażu. Otóż według Kapuścińskiego, elementem kulturowym, na stałe, wpisanym w ducha europejskiej tożsamości była zdolność do przemiany, reformy, asdaptacji. I to właśnie ta wartość, winna stać się podstawą nowej Europy, gotowej do dialogu, z ciekawością wpatrzonej w Innego, zapamiętałej jednocześnie w ideach, które stały się tej otwartej podstawy silną podbudową.
Podobną opinię znajdziemy również w eseju Jacka Kurzępy. Ten, pisze - wędrówka ku byciu transgresyjnym powinna dokonywać się, z jednej strony przez szacunek i pełną świadomość własnego dziedzictwa kulturowego, z drugiej zaś na podstawie posiadanych przedzałożeń o potencjalnej wartościowości napotkanych kultur, ludzi, sprzeczności.
Jego zdaniem spotkanie jest więc źródłem wzajemnego wzbogacenia, na które powinniśmy - także dla naszego dobra - się otworzyć.
Temat kulturowego relatywizmu budzi jednak kontrowersje również i z innych, ważkich przyczyn.
Jak mianowicie reagować na praktyki, które z punktu widzenia naszej kultury są skrajnie niesprawiedliwe czy niehumanitarne? Antropologia daje w tym dylemacie prostą i jednoznaczną odpowiedź.
Tak jak moralnie nie oceniamy zachowania polarnego niedźwiedzia, który rozszarpuje fokę, jastrzębia, który pożera gołębia, kota, który poluje na mysz, tak nie oceniamy praktyk okaleczających organy płciowe powodujących tyranię jedynych nad drugim, przemoc i okrucieństwo wśród innych kultur. Zawieszenie oceny moralnej jest oddalaniem, wzbudzaniem dystansu i poczucia obcości.
Ale czy jednak, nauka służąca polepszeniu naszego życia nie powinna reagować na ludzkie cierpienie..? Na te pytania nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Pomiędzy dwoma możliwościami - naukowego obiektywizmu i zwykłej ludzkiej empatii szarpią się najwięksi. Także, i Kapuściński, o czym więcej za chwilę.
Wszystkie te pytania nastręczają antropologom wielu zawiłych problemów. Nie tylko im zresztą. W refleksji Ryszarda Kapuścińskiego, dostrzeżemy inną postawę, której przyczyny i postaram się rozwinąć w kolejnych częściach.
Przytoczone powyżej pytania i wątpliwości, wydaje się być dzisiaj ważniejsze, niż kiedykolwiek wcześniej. Sytuacja spotkania się z Innym skłania do refleksji. Zwłaszcza iż często jest to Inny spoza. Dla wielu Obcy. Obcy-bliski, coraz bardziej intensywnie obecny jest w naszych miastach, w szkołach, w pracy?
Tymczasem jednak dominuje strach i lęk przed obcością, jak Jest ona kusząca, ale także jest niepokojąca. Z narastającą jej powszechnością staje się bardziej trywialna i potoczna. Nie intryguje, nie zmusza do refleksji, nie epatuje oryginalnością. - pisze Jacek Kurzępa.
Brakuje inicjatywy i chęci poznania, niezbędnej w drodze do prawdziwego dialogu. Przeszkadza fakt, iż obcy mówi coraz głośniej, upomina się o swoje prawa. Zakończył się czas białych specjalistów, o czym pisałam już wcześniej, wtórując Stiglitzowi. Coraz głośniej odzywają się rodzimi naukowcy, tubylczy i walczący.
Trudno nam to zaakceptować. Zwłaszcza, iż głośny głos Innego, nie zawsze harmonijnie współgra z naszym.
Postępująca globalizacja, globalna wioska, o której mówił McLuhan, miała być początkiem nowego całościowego świata. Tymczasem, jak pisze Katarzyna Wielechowska - We współczesnej refleksji humanistycznej wskazuje się - mniej lub bardziej wprost - na problem obecności lęku w różnych sferach ludzkiego życia. Dosadnie pisze o tym Zygmunt Bauman: Widmo krąży po planecie - widomo ksenofobii. Stare i nowe nie do końca wygasłe lub świeżo wzniecone plemienne zadry i waśnie, spotkały się, zmieszały i stopiły w jedno z obawami i obsesjami całkiem nowego chowu: ze strachem o bezpieczeństwo osobiste, wydestylowanym ze starych i nowych niepewności i chybotliwości płynno-nowoczesnego bytu. Iście piekielna to mieszaknka.
Spotkanie, Drugi, Inny. Tematy te zwłaszcza w wieku XX., po doświadczeniach o których pisałam wcześniej stały się ważnym obiektem zainteresowania filozofii. Kapuściński powołuje się więc również na przedstaiwicieli folozogii dialogu - nurtu który bodaj najglębiej dotykał wspomnianych kwestii. Pojawia się tu kilka nazwisk, spsód których najważniejsze to Martin Buber, Emanuel Levinas czy Józef Tischner.
To, co ich łączy to fakt, że istotne, centralne wręcz miejsce - zajmuje w ich rozważaniach problem Innego, jakkolwiek nazywanego. Levinas często nazywany jest nie filozofem, a sumieniem. Jak pisze Agnieszka Szkółka celem Tischnera nie było stworzenie systemu filozoficznego z wytyczonymi granicami zainteresowań, niezdolnego do zaakceptowania odmiennych spostrzeżeń. Zaangażowany społecznie, odważnie poszukujący, pisał o problemach ludzkich i „pracował” nad ludzką nadzieją. Przez całe życie mówił, pisał, myślał i działał z myślą o człowieku..
Dlatego właśnie, wydaje się, ze jest to filozofia odpowiednia dla czasów nieznanego do tej pory w takiej intensywności kulturowego spotkania. Zrozumienie, że Inny jest tak samo ludzki, że wszyscy jesteśmy częścią tej jednej człowieczej rodziny to szansa na omienięcie międzykulturowych nieporozumień.
Niestety, jak się okazuje, naukowe podstawy i etyczne drogowskazy na niewiele się zdają. O tym, ze naukowe refleksje często nie wystarczają, świadczą ciągle widoczne akty pogardy i nienawiści.
Być może to brak odpowiedniej edukacji. Być może brak autorytetów, którzy przez te trudne czasy mogliby dzisiejszość poprowadzić, wskazując właściwą drogę.
Takim autorytetem był niewątpliwie Kapuściński, szerząc naukowe idee w sposób, przystępny, niebanalny, zrozumiały. Docierając do wyobraźni przedstawicieli różnych pokoleń, zyskując uznanie i poważanie dla własnych sądów. Nazywał siebie tłumaczem kultur. Moim zdaniem był też wybitnym tłumaczem nauki.
Kim był Ryszard Kapuściński?
KAPUŚCIŃSKI - CZŁOWIEKOZNAWCA
Ludzie sądzą, że zrobili dość nie zabijając nikogo. W rzeczywistości żaden człowiek nie może umierać w spokoju, jeśli nie zrobił wszystkiego, co trzeba, aby inni żyli.
Albert Camus
Dla określenie specjalizacji Japuścińskiego człowiekoznawstwo, wydaje mi się idealną nazwą. Primo - nauka taka nie istnieje, dlatego nikt nie będzie się przesadnie zżymał na dodawanie Kapuścińskiemu akademickich specjalizacji, której formalnie nie posiada. Po drugie - wielu zauważa, i docenia fakt, iż jego refleksja przesiąknięta jest przede wszystkim zwracającą uwagę ciekawością i afirmacją Innego, czyli po prostu - drugiego człowieka.
Pojęcie wprowadzone przez Bohdana Dziemidoka - choć w swym językowym brzmieniu, nieco niefortunne - znaczeniowo oddaje chyba najlepiej to, co tak naprawdę jest istotą twórczości autora Hebanu.
W jego tekstach ścierają się inspiracje wielu dyscyplin, dlatego nie powinno dziwić, iż pochylają się na nimi - w swych odwołaniach, nawiązaniach, analizach i interpretacjach - znawcy wielu, rozmaitych dziedzin.
Jacek Sobczak pisze,że w swojej twórczości Ryszard Kapuściński jest jednocześnie polonistą - z finezją operującym słowem, historykiem - z uporem dociekającym prawdy, socjologiem - stosującym metody obserwacji uczestniczącej i wywiadu środowiskowego, filozofem - przenikliwie komentującym świat, głoszącym potrzebę tolerancji i szacunku dla innych, psychologiem - tłumaczącym przyczyny ludzkiego postępowania, i politologiem - starającym się objaśnić zawirowania stosunków międzynarodowych. Nigdy nie przestaje być jednak dziennikarzem, reporterem i podróżnikiem nieulegającym doraźnym prądom i modom. Jest znamienitym pisarzem o światowej sławie. W pierwszym rzędzie jest jednak autorytetem moralnym, którego wpływ i znaczenie trudno przecenić
Jest to wyraz pewnej fascynacji i zauroczenia twórczości, naznaczonej niezwykła jakością - znakiem firmowym - jak pisze Tadeusz Szkołut Czy fascynacja ta nosi znamię przesady? Być może. Być może wynika to z faktu, że do dzieła autora Wojny Futbolowej odnoszą się nie tylko Ci którzy znali go z kart jego książek, wywoadów i komentarzy, ale także po prostu przyjaciele, dla których prócz reportera był także - a może przede wszystkim - Ryśkiem.
Mimo tego, pojawiają się oczywiście głosy - czasem nieco zabawnego - sceptycyzmu wobec fascynacji dziełem autora Cesarza. Przykładowo, dziennikarz Dziennika Bałtyckiego, Henryk Tronowicz opublikował felieton (przy czym słowo felieton w przypadku cytowanego tekstu jest może nieco na wyrost), w którym dość bezpośrednio pokpiwa sobie z ocen i refleksji gdańskich naukowców, także i z Dziemidoka, i słowa, które przyjęłam jako tytuł podrozdziału swojej pracy. Mówiący tytuł - Raport z fascynacji. Dom wariatów. świadczy o dość jednoznacznej ocenie przedstawicieli gdańskiej uczelni:
Stając przed salą wykładową wypełnioną przez studentów, dr Marcin Całbecki wyliczył domeny, w których Kapuściński okazywał biegłość. Wyliczył ich cały tuzin. Kapuściński to dziennikarz, eseista, antropolog kultury i filozof kultury, historyk, pisarz, podróżnik, poeta, reportażysta i reporter, fotograf i fotografik
To zaniepokoiło prof. Bohdana Dziemidoka, który do ogródka uprawianego przez Kapuścińskiego bez namysłu dorzucił kulturoznawstwo i człowiekoznawstwo (!). Po czym - na jednym oddechu - nazwał Kapuścińskiego mędrcem. Dla pani prof. Małgorzaty Czermińskiej z kolei Kapuściński to pisarz. Pisarz mędrzec. Pisarz erudyta. I znów na jednym oddechu - Kapuściński to Herodot współczesny!
Faktycznie. Liczba dookreśleń, oznaczających najczęściej specjalizacje, może budzić zdziwienie. Być może Kapuściński, ze specyficzną dla siebie skromnością sam zżymałby się na takie postawienie sprawy. A jednak, trudno nie znaleźć u niego pierwiastków wszystkich wymienianych nauk. I nie chodzi tutaj o posiadanie dyplomów, czy liczbę naukowych opracowań (bo takich stricte Kapuściński nigdy nie tworzył). Chodzi o fakt, iż kiedy sięga on do rozważań nad człowiekiem, są to rozważania głębokie, unikatowe a jednocześnie, dzięki omijaniu stricte naukowej estetyki, przemawiające - jak wspominałam już wcześniej - także do tych, którym trudno zrozumieć Levinasa czy Levi Straussa w ich źródłowych tekstach.
Kiedy pisze, to tysiącom ludzi na całym świecie - w czasach rzekomego światowego kryzysu ksiązki i czytelnictwa - chce się to czytać. Jak pisze Magdalena Winiarska, Cesarz przetłumaczony został na dwadzieścia jeden języków, Imperium można było przeczytać w dziewiętnastu, a Wojnę Futbolową w 12 różnych językach.
Kiedy był wśród nas obecny, czekano na nowe reportaże i książki, które - pojawiając się na półkach księgarskich - stawały się niemal natychmiast bestsellerami i otwierały publiczną debatę na tematy dotyczące sposobu sprawowania władzy, nad znaczeniem kontekstu kulturowego dla zrozumienia specyfiki innych kultur politycznych, ubóstwa społecznego i jego złożoności itp. I ta debata będzie się dalej toczyć choć zabrakło już w niej głównego rozmówcy.
Niewątpliwie, twórczość Kapuścińskiego jest przedmiotem kolosalnej liczby opracowań. Brnąc przez kolejne szkice, artykuły, notatki spotyka się często postawę zahaczającą swą wymową o pewien rodzaj apoteozy. Zwłaszcza od momentu odejścia autora Hebanu, liczba poświęconych mu artykułów, rozpraw i esejów drastycznie wzrosła. Pojawiają się więc publikacje literaturoznawców, językoznawców, medioznawców i nieskończenie wielu tych, dla których twórczość, jak i sama postać autora Hebanu staje się tworzywem twórczej (lub mniej twórczej) refleksji.
Czy jest w tym coś niezdrowego i śmiesznego? Nie sądzę. Twierdzę raczej, że jesto to dowód fenomenu postaci Ryszarda Kapuścińskiego, świadczący o jego wielkości. I tej wielkości, opisywanej często ze specyficzna, może nieco na wyrost, wrażliwością, nie da się zanegować prostą ironią. Jednocześnie warto zwrócić uwagę na fakt, iż ilość kontekstów, odwołań i interdyscyplinarnych refleksji pozwala na odkrywanie wielu rzeczy na nowo, często nawet przy kolejnych czytaniach. Balansując pomiedzy literaturą, dziennikarstwem, reflkesja kapuscinski daje niewyczerpane pole badań: nad formą tekstu, mechanizmami wladzy, rolą dziennikarza, miejscem filozofii
Przeasada? W samym Kapuścińskim była jakaś jej doza. I chciałabym na chwilę, pozbawić słowo to jakichkolwiek pejoratywnych odcieni. Była w nim przesada w ciekawości, w poznawaniu drugiego i w szacunku, który do niego żywił. Czerpał z filozofii Levinasa, którego Ricoeur nazwał filozofem hiperboli i przesady. Jego życzliwość była mocno ponad normę. Każdemu słuchał - okazując zainteresowanie w obecności bzdur Tyle o przesadzie Kapuścińskiego.
Ponadto, niezwykła wiedza, uczestnictwo w wieloletnim dzianiu się, niespotykana interdyscyplinarna wiedza i talent literacki dają wypadkową tak intrygującą, że trudno oprzeć się uzasadnieniom masowego zauroczenia. Co należy podkreślić, nie jest to jednak zauroczenie ślepe i bezmyślne. Szczególnie interesujący szkic Tadeusza Szkołuta dotyka głęboko problemów związanych z tłumaczeniem kultur, z kulturowym relatywizmem. Szkołut, ewidentnie nawiązując do wspomnianego przeze mnie wcześniej eseju Leszka Kołakowskiego wskazuje na pewne sprzeczności w opowieściach Kapuścińskiego. Sygnalizowałam je już wcześniej pisząc o problemach kulturowego relatywizmu. Jak twierdzi Szkołut, Kapuściński, gorący orędownik równości kultur, często nie zgadza się ze zwyczajami, które niosą nierówność, ból, upokorzenie. Jako przykład podaje Szkołut o system kastowy czy kamieniowanie cudzołożnych kobiet jednocześnie ukazując niedostatecznie przekonujące tłumaczenia Kapuścińskiego: twierdzącego, iż potępia je wyłącznie jako ekscesy władzy nie kultury. Przeczy to - o czym Szkołut nie pisze bezpośrednio powtarzanej przez Kapuścińskiego w innym miejscu tezie - jedności systemu islamskiego, jedności prawa i obyczaju. Wytłumaczenie, które nazywa Szkołut statycznym, oparte o znikomą liczbę hołdujących tym zwyczajom ekstremistów wydaje się równie mało dosadne.
Powracam ta drogą do antropologicznych kontekstów twórczości Ryszarda Kapuścińskiego. Dla mnie, pojęcie człowiekoznawstwo związane jest przede wszystkim właśnie z antropologią i - po części - filozoficznymi inspiracjami, które prowadzą autora Podróży z Herodotem do ogólnej refleksji nad światem.
Kapuściński po wielokroć powołuje się na mistrzów nauki o człowieku - o czym wspominałam już wcześniej . by wspomnieć chociażby Maussa i Margaret Mead, a także - a może przede wszystkim - polskiego mistrza, czyli Bronisława Malinowskiego.
Naszym zadaniem jest więc znalezienie sobie w tym świecie miejsca, a pierwszą zasadą owego poszukiwania jest zasada tolerancji, uznania, że - jak mówił Bronisław Malinowski - nie ma kultur wyższych i niższych. Zasadzie tolerancji musi towarzyszyć poznawcza ciekawość
Kapuściński wielokrotnie podkreśla, iż to właśnie autor Życia seksualnego dzikich zwrócił uwagę, że świat kultur nie jest światem hierarchicznym (było to wówczas bluźnierstwo dla wszystkich eurocentryków), że nie ma kultur wyższych i niższych, że wszystkie są równe, tylko po prostu - różne.
Spostrzeżenie to, w myśli Kapuścińskiego jest niezwykle istotne. Wyraźna jego artykulacja, jest bowiem kamieniem milowym, nie tylko dla antropologii, ale także i relacji w codziennym kontakcie z drugim. Ważną cechą antropologii jest postrzeganie jej jako dyscypliny mającej istotne oddziaływanie społeczne; bywa ona niekiedy określana jako nauka szczególnie wyzwalająca. - pisze Ewa Nowicka. Dalej wskazuje na proces - jak nauka, przechodząc na usta polityków, trafia w końcu do masowej percepcji, mając bezpośredni wpływ na traktowanie Innego.
Kapuściński przyjmuje Malinowskiego teorię wymiany, mówiącą - podobnie jak teorie Lintona i Maussa o tym, że spotkanie do droga do wzbogania, tak samo wartościowe dla obu stron, przynoszące wzajemne „zapładnianie”.
Kapuściński u Malinowskiego ceni jego rzeczywistą obecność, wśród tych których pragnie poznać. Sam po wielokroć mówił, iż żeby pisać, musi dotknąć, zobaczyć, poczuć.
Doświadczenie innych nie może być tylko zasłyszane, przeczytane oglądane. Pełne poznanie doświadczenia innych staje się dla Kapuścińskigo nakazem doświadczania na sobie: wilgotnego tropiku, mrozu strachu, radości, pragnienia. - pisze Jan Iwanek
Jako reporter, wchodził w lokalną społeczność, ale trwał w niej jako reporter-antropolog.
Ryszard Kapuściński jest w pełni świadomy swojej roli poznającego, badającego elementy innej kultury i opisującego znaczenia tych elementów. W wielu wywiadach nazywa siebie tłumaczem kultur i analizuje problemy, bariery, jakie wiążą się z poznaniem i opisaniem innego niż europejski kręgu kultury (język, stereotypy).
Świat chciał poznawać w całej rozciągłości, wiedząc, że jest to cecha w dzisiejszym świecie unikatowa. Dzisiejsi ludzie są bowiem według autora Wojny futbolowej osiadli, przyzwyczajeni do miejsca, w którym żyją. Nawet jego dawni kompani, reporterzy, dzisiaj zajmuję się raczej pracą redakcyjną, czy zajmują posady dyrektorów. Kapuściński dostrzega różnice w dzisiejszym człowieku, człowieku którego osiadłość jest też swego rodzaju osiadłością umysłową:
Umysł człowieka kultury masowej to jest inny umysł. Różnica między takim umysłem a umysłem intelektualisty nie jest różnicą stopnia, ale różnicą gatunku. Są to mózgi zadrukowane różnymi kodami. Nie można wprowadzać tu rozróżnienia wyższy - niższy, chodzi bowiem o inność, o odmienność struktur mentalnych. Cechy umysłu człowieka kultury masowej: a) brak ciekawości świata, nie chce wiedzieć, b) obojętność, pasywność, myślowa drzemka, c) jeżeli jakieś myślenie, to powolne, bez tempa, bez polotu, d) ślepa wiara w stereotypy, mity, brednie; niechęć, aby je rewidować, odrzucać, e) nieufność.
Nie można wprowadzić tu rozróżnienia wyższy niższy - pisze. A jednak, słowa, których używa to słowa mocne, chłodne, z których wyłania się obraz jakiegoś apatycznego osobnika, niechętnie podchodzącego, czy nawet nieprzystosowanego do jakiegokolwiek intelektualnego czy emocjonalnego wysiłku. On jest skrajnie inny. Napędzany ciekawością, pragnieniem poznania, totalnej orientacji na wrzenie, która pozwala mu dłużej usiedzieć w jednym miejscu. Tą gorączką, o której pisałam w pierwszym rozdziale.
Źle się czuję w warunkach stabilizacji. Moja szkoła życia to wojna, ruch, konflikty, napięcia, dużo zdarzeń. Dlatego nie interesuje mnie Europa. Nie potrafiłbym teraz napisać słowa o Paryżu, chociaż byłem tam parę razy. Potrzeba mi silnych wrażeń, muszę coś przeżywać, bym mógł napisać reportaż.
Na spotkaniu, w którym miałam okazję uczestniczyć sam wyraził to jasno mówiąc, że musi być tam, gdzie coś się dzieje. w pełni oddał się temu co robił, przyjmując swoje powołanie z pełną świadomością jego trudów.. I faktycznie, ludzi takich jest dzisiaj niewielu.
Czy więc słowa, którymi opisuje człowieka masowego to pogarda dla dzisiejszego? Generalnie, nie ma u Kapuścińskiego pogardy. Nie ma też defetyzmu czy przesadnego ponuractwa. Kapuściński wskazuje tendencję, stara się pokazać, że coś się dzieje, że coś jest warte uwagi. Czasem, że zaczyna tlić się coś, co powinniśmy szybko ugasić. Refleksję i reakcję powierza odpowiedzialności swych odbiorców.
Pisze, że świat jest w niebezpiecznych rękach - własnych. Rzadko zdarzają mu się myśli tak przygnębiające. Przynjanmniej w jego wypowiedziach publicznych. Prywatnie, podobno bywa katastrofistą Być może takie zapiski to chwila słabości, która udowadnia jak bardzo był ludzki i emocjonalny. Katarzyna Mroczkowska-Brand, opierając się nie tylko na znajomości jego dzieł, ale i na wieloletniej znajomości jego samego pisze o tym, że walczą w nim dwie sprzeczności. Z jednej strony - potrzeba obiektywnego obrazu reporterskiego, z drugiej emocjonalność odbijająca się w przedstawianych dziełach. Ta dychotomia - obiektywnej racjonalności i emocjonalnego, człowieczego stosunku pełnego empatii odbija się również w jego postawie antropologicznej. Być może właśnie ta sprzeczność jest przyczyną jego odejścia od relatywizmu, w momencie, w którym relatywizm pociąga za sobą chłodne przechodzenie nad cierpieniem drugiego, za którego Kapuściński, zgodnie z myślą Tischnera czuje się przecież odpowiedzialny.
Wygrywa wówczas mózg ssaka. Pojęcia tego używa Hall w swojej znakomitej książce Poza Kulturą. …Przeciwstawia mu neocortex - mózg naukowca. Jest to podsumowanie opowieści, która spotkała go w Japonii, gdzie służba hotelowa, bez pytania i uprzedzenia, co rusz przenosiła jego rzeczy, przenosząc i jego samego. Hall, znawca kultur, mimo swojej wiedzy i kompetencji nie potrafił zapanować nad poczuciem przedmiotowego traktowania. Kierował nim bowiem mózg ssaka, zinternalizowanie wzorce, wyuczone w kulturze zachodniej. W niej przenoszenie kogoś, przywiązanego do miejsca, budzi z goła negatywne konotacje.
Neocortex posiada i Kapuściński. To mózg naukowca, posiadacza ogromnej wieloaspektowej wiedzy pozwalającej na zrozumienie skomplikowanych procesów współczesności.
Słowo naukowiec brzmi jednak tutaj cierpko i blado. Chodzi tu raczej o mózg naukowca-humanisty - zdolność, która pozwala patrzeć na Innego w wielorakim wymiarze - pamiętając o racjonalnych naukowych podstawach, z jednoczesnym udziałem ogromnej empatii i pragnienia poznania.
Dziś nauka mocno związana jest z wąskimi specjalnościami, w których prym wiodą przede wszystkim dyscypliny ścisłe. Brakuje szerokiej humanistycznej refleksji, globalnego myślenia, którego reprezentantem, w najpełniejszym chyba wymiarze jest właśnie autor Cesarza.
Nazywa siebie tłumaczem kultur. Z czego w tym tłumaczeniu korzysta? Przede wszystkim z wiedzy i doświadczenie. Wiedzy, będącej efektem gruntownego przygotowania przed wyjazdem, doświadczenia, którego zdobywa w kontaktach z innymi. Wspiera się autorytetami. Tymi, których motta wyraża później w książkach, którzy go inspirują i jak Herodot dodają otuchy będąc towarzyszami kolejnych podróży. Także, tymi których naukowe odkrycia docenia.
Takich tłumaczy dzisiaj potrzeba. Śiadczą o tym powstające kierunkii studiów, specjalizacje. Różnice kulturowe w globalnym świecie wymagają komentarza. Ważne jesdnak aby jego autorami byli ludzie posiadającykompetencje, a jednocześnie dużą dozę wrażliwości i dobroci.
Bo to wielkie wyzwanie. Choć teoretycznie, wszyscy jesteśmy coraz bliżej niwelując bariery czasu i przestrzeni, coraz trudniej o realną bliskosc. Pradoklsanie tluymaczneie staje się coraz trudniejsze. wie to tym Wie, że tłumaczenie kultur jest coraz trudniejsze. Świat się zmienia. Stwierdzenie to jest być może truizmem, jednak nie chodzi tu o pretendowanie do odkrywczości. Chodzi jedynie o to, że ta zmienność pociąga za sobą daleko idące konsekwencje. Obserwował ją polski Herodot na przełomie wielu lat. Przyglądając się nowej duszy budzącej się Afryki, będąc w sercu wrzenia, które nieustannie go fascynowało. Świat pulsuje. To pulsowanie narasta, intensyfikuje się, budzi niepokój i napięcie. Nastaje nowy porządek. I celowo, używam tutaj formy niedokonanej. Bo to dzianie się nigdy nie będzie skończone, a wielkie wydarzenia w ciągu jednego dnia, zmieniają jego kształt i obraz. Europejczyk, przyzwyczajony mimo wszystko do pewnego wygodnego status quo, skazany jest na nieprzyjemne zdziwienie.
Rozrastają się nacjonalizmy a Afryka wychodzi spod panowania. Afryka zaskoczona i pobudzona irracjonalnością białego:
Dlaczego biali ludzie tak się nienawidzą, że mordują się milionami? W ich oczach, w XX wieku biała rasa popełniła samobójstwo. To ich ośmieliło, aby rozpocząć walkę z kolonializmem.
Rwący nurt historii - tak zatytułowana jest książka, której treścią, są zapiski Kapuścińskiego o dokonującej się historii. Rwący nurt. Sformułowanie, przywołujące w wyobraźni czytelnika, obraz niezwykle dynamiczny, dziki, nieokiełznany. Taki jest świat dzisiaj. I to dzisiaj, najbardziej chyba potrzebuje ludzi takich jak On. Nie można się łudzić, iż będzie ich wielu. Coraz mniej - o czym już pisałam - w dzisiejszym świecie autorytetów. A autorytetem jest niewątpliwie. Liczne spotkania z młodzieżą udowodniły, jak ogromnym szacunkiem, zaufaniem i podziwem darzy go najmłodsza część czytelników. Co szczególnie intrygujące, tych, którzy od najmłodszych lat wychowywali się w świecie flashy i płytkiej obrazowości. W życiu autora młodzi ludzie są niezwykle ważni. Doświadczyłam tego osobiście, podczas spotkania z nim. A Kapuściński potrafił zauroczyć, także - a może przede wszystkim - w spotkaniu twarzą w twarz. Szalenie otwarty, z zainteresowaniem słuchający pytań. Bez jakiegokolwiek odcienia ignorancji, rozmawiał z nami tak, jak gdyby nie istniało w tamtym momencie nic poza kameralnym spotkaniem w pracowni na Prokuratorskiej. Swojej otwartości dawał wyraz po wielokroć. Spotykając się z młodzieżą, ale także z ogromną ciekawością spoglądając na tych najmłodszych, będących przecież przyszłością globalnej wioski. Piękną anegdotę opowiada w swym eseju Jan Miodek.
Oto na przykład Ryszard - w parę godzin po wspomnianej uroczystości wręczenia mu dyplomu honoris causa , oczekując w Auli Leopoldyńskiej na kolejne oficjalne spotkanie - nagle wdał się w rozmowę z kilkuletnimi dziećmi, zaintrygowany ich obecnością wśród dorosłych. Wyrazu jego twarzy, świadczącego o najwyższym stopniu zaciekawienia tym, co miały mu one do przekazania, nigdy nie zapomnę (…) Alicja Kapuścińska zaś stwierdziła, że z identycznym zaangażowaniem emocjonalnym mąż reaguje na niemal każdy, w jego odczuciu, odgłos za oknem.
Ta opowieść, świadczy o otwartości i ciekawości drugiego człowieka. Miodek, swój esej rozpoczyna od myśli filozofa, który dla Kapuścińskiego, był niezwykle istotny: Pogranicze, napisał Józef Tischner, dziwne rzeczy wyczynia z człowiekiem. Może go zawężać albo poszerzać.
Być może faktycznie granica. Może pogranicze faktycznie otwiera. Może to jest przyczyną pędu, z jakim Kapuściński biegnie poznawać drugiego człowieka. Może też dzieciństwo, bieda i wojna, pozwalają mu na spotkanie Innych-swoich, z którymi łączy go wspólnota: doświadczeń i przeżyć.
Bardzo lubię tamten świat, i Afryki, i Ameryki Łacińskiej, i Azji. Dobrze się tam czuję. Sam jestem z Polesia, takiej bardzo dziwnej społeczności, która już nie istnieje, zniknęła. To była taka przedwojenna Afryka Polski, ci, którzy wyprawiali się na Polesie, pisali o tym książki. I moja literatura pisana jest w zasadzie w formule antropologicznej. Więc odczuwam jakieś wewnętrzne pokrewieństwo z tamtym światem, dobrze się w nim czuję, wiele z przypadłości trapiących jego mieszkańców znam z własnego życia.
Doświadczenie dzieciństwa - bieda i głód. Kapuściński, kiedy mówi o tych głodnych, biednych, uciśnionych, staje się antropologiem walczącym i wyzwalającym, jednocześnie dobrze zaznajomionym z problemami swoich bogaterów. Daje głos ubogim. Czasem nie zna języka. ale jest otwarty i niezwykle chłonny, i ta chłonność połączona z przenikliwą obserwacją pozwala mu na trafną ocenę sytuacji i tym samym - ominięcie językowych problemów. To porozumienie z biednymi jest czymś wyjątkowym. Kiedy czyta się Lapidaria, we fragmentach ukazujących tak znaczący podział Północ-Południe, można mieć wrażenie, że fakt ten jest dla niego porażką, irytującą porażką ludzkości, która nie stara się robić nic, aby podziały te wyrównać. Obrazowe chwyty to nie populistyczne zabiegi. Choć uderzają swoją trafnością i symboliką, są stwierdzeniem istniejących faktów:
Sprawdziło się natomiast w praktyce zupełnie co innego, mianowicie to, że rozwój świata okazał się jednocześnie rozwojem nierówności. Dzisiaj mamy taką sytuację, że około 300 multimilionerów zgromadziło bogactwo równe temu, czym dysponuje niemal połowa ludzkości.
Problem polega na tym, że rzadko zdarza nam się o tym pamiętać. Kapuściński nazywa obojętność straszną chorobą. Remedium na nią jest postawa, którą sam reprezentuje. To ciekawość przywoływanej już w mojej pracy po wielokroć.
Kapuściński podobnie jak Malinowski docenia bliskość spotkania.:
Hinduskie słowo upaniszada oznaczało: siedzieć blisko, być blisko. Ja przekazywało się Innemu nie tylko w słowie, ale również swoją bliskością, bezpośredniością, byciem razem. Tego doświadczenia, tego przeżycia nic nie jest w stanie zastąpić.
cytat o kawirniach z kofester
Chyba dlatego tak bardzo bliska jest mu filozofia dialogu, sprowadzająca się przede wszystkim do odpowiedzialności za Innego.
Jego pierwszy mistrzem jest Levinas - jak pisze Ewa Podres - przełamujący immanencję „ja” na rzecz transcendencji drugiego człowieka i transcendencji Boga. Levinas to filozofia po Oświęcimiu, przed która stały podobne, jeśli nie większe wyzwania jak przed sztuką, literaturą, nauką.
Co znajduje u niego Kapuściński? Przede wszystkim totalne skupienie na Innym.
Levinas poświęcił całe swoje dzieło - po etapie fenomenologicznym (modelowa konfrontacja Husserla i Heideggera) - detronizacji filozofii na rzecz etyki. To jemu zawdzięczamy pewien rodzaj etycznego radykalizmu znaczenie wyprzedzający dzisiejszą modę.
Levinas wskazuje na fakt, iż naszym głównym celem, obowiązkiem jest odpowiedzialność za Innego. Marek Jędraszewski wskazuje na biblijne źródła tej idei - rozmowę Boga z Kainem, który chwilę wcześniej zamordował swojego brata. Jak pisze, to właśnie w pytaniu tym, głównym sensem jest pytanie o odpowiedzialność, o troskę za drugiego, drugiego po stokroć ważniejszego od nas samych.
Kiedy więc Bóg pyta Kaina: Gdzie jest brat twój, Abel?, pyta go w pierwszym rzędzie nie tyle o zbrodnię, którą przed chwilą on popełnił ile raczej o jego człowieczeństwo. Pytanie Boga można więc rozumieć następująco: „Kainie, kim Ty naprawdę jesteś?”, „ Czy ty przejmujesz się losem swego brata”. Idąc dalej tym tropem myślenia, jawi się kolejne pytanie: „Kainie, czy pojmujesz, że istotą twego bycia człowiekiem jest dogłębna odpowiedzialność za los twego brata.
Sam Kapuściński pisze o filozofii Levinasa jako o filozofii postulującej, której głównym nakazem jest Nie zabijaj. A zabijać można przecież wszelako.
Prócz Levinasa, oczywistą inspiracja jest Tischner - filozof który jego zdaniem w niezwykły sposób rozszerza wizje tego pierwszego. Rozszerza właśnie o niezwykle silnie wyeksponowaną, najistotniejszą odpowiedzialność. Odpowiedzialność, której przedmiotem jest drugi człowiek.
Pośród wielu problemów podejmowanych przez księdza profesora Józefa Tischnera w jego dociekaniach filozoficznych znajdują się również przemyślenia na temat Innego - innej osoby, z którą stykamy się, wchodzimy w kontakt, nawiązujemy nić komunikacji. Jest Tischner jedynym ze znanych mi myślicieli polskich, który tak szeroko i w tak dogłębny sposób traktował i rozwijał problematykę Innego.
Tischner, o spotkaniu pisze jako o wydarzeniu, oddzielając to wydarzenie od codziennego kontaktu z setkami ludzi, których po prostu mija na swojej drodze. Spotkanie jest dialogiczne. Człowiek jest aktorem na scenie świata, a spotkanie z innym jest największym najważniejszym wydarzeniem. Tischner, odwołując się oczywiście do twórców filozofii dialogu wprowadza kilka zmian - jak pisze Kapuściński - rozszerzając pojęcie odpowiedzialności, ale także wprowadzając pojęcie symetryczności, które negował Levinas.
Polski filozof, pisze zrozumiałym językiem, tworząc jednocześnie, jedno z najważniejszych dzieł polskiej filozofii - Filozofię dramatu.
Co w tej filozofii ujmuje Kapuścińskiego najbardziej?
Wielką zasługą tej filozofii jest już to, że w ogóle mówi ona o poszczególnym człowieku, o każdej jednostce jako wartości samej w sobie, że ciągle przypomina o jej istnieniu, jej prawie do egzystencji i artykulacji. W naszym postmodernistycznym szumie, w naszym pomieszaniu języków bezcenny jest ten mocny i wyrazisty głos podnoszący takie wartości, jak tożsamość, szacunek, dostrzeganie i poważanie drugiego - Innego.
W Lapidarium znajdziemy smutną notatkę o śmierci Levinasa. Kapuściński szczególnie mocno przywiązywał się do swoich autorytetów. Tak jak w przypadku Herodota, często kiedy pisze o wielkich, których szanował i podziwiał, wyczuwalny jest u niego ten specyficzny serdeczny ton, którego doświadczali jego towarzysze.
Czy Kapuścińskiego można nazwać filozofem? Jeśli o Levinasie mówi się, że był raczej sumieniem to i to samo można powiedzieć chyba o autorze Hebanu. Nie tworzy Kapuściński wszak jakichś rozbudowanych filozoficznych systemów, nie pisze o nich w skomplikowanych dziełach. Kiedyś sam powiedział, że najlepszą księgą byłaby księga cytatów. Jakoś tak dziwnie się stało, ze księga jego cytatów - Lapidaria, są lekturą doskonałą. Opartą o refleksje jednego człowieka, sięgające często do inspiracji wielkich umysłów, dla autora Cesarza -niezwykle ważnych.
Bliższe niż filozof, byłoby tu słowo myślicie, ale to ciągle nie to. O co opiera się sedno jego refleksji? Przede wszystkim o szacunek dla owego Innego. Nie o tolerancję, bo ta jest jedynie bierną akceptacją. Chodzi o szacunek powodowany chęcią poznania.
Krystyna Kurczab-Redlich pisze o miłości do drugiego człowieka. Wydaje się, że opis postawy Kapuścińskiego nie wymaga tak przesadnego patosu. Sam autor Hebanu, nigdy przecież po taki nie sięgał. W Buszu po polsku zawozil siostrze krzyk matki. Bez względu na motywację, nieco pretensjonalne. Pózniej, pisał z coraz większą oszczednością, trafnością. Był precyzyjny. Kiedy pisał o śmierci nie sięgał po górnolotne słowa. Opisywał raczej to, co dzieje się z człowiekiem. O tym, że ciało oblewa pot, taki, że papierosy schowane w kieszeni stają się mokrym sianem. Pisał o tym, jak to jest godzić się ze śmiercią. Opisywał proces. Mechanizm.
W tej oszczędności, kryła się uderzająca jasność przekazu.
3.3 KAPUŚCIŃSKIEGO DZISIAJ I JUTRO W GLOBALNEJ WIOSCE
Globalizacja nie jest a priori dobra ani zła. Będzie taka, jaką uczynią ją ludzie. Żaden system nie jest celem samym w sobie, należy zatem konsekwentnie głosić, że globalizacja, jak każdy inny system, musi służyć człowiekowi, musi służyć solidarności i dobru wspólnemu.
Jan Paweł II
Ten kto biernie akceptuje zło, jest za nie tak samo odpowiedzialny jak ten, co je popełnia.
Martin Luther King
Być człowiekiem to właśnie być odpowiedzialnym.
Antoine de Saint-Exupéry
Dużo jest u Kapuścińskiego refleksji nad przyszłością. Świadomy jest on zmienności świata jego coraz większego skomplikowania. Dostrzega niepokojące zmiany, wiedząc jednocześnie, że rwący nurt historii będzie jeszcze długo pędził swym oszalałym tempem.
Kapuściński nie ma recepty na nowe tysiąclecie. Nie ma człowieka, który by ją miał. Stając u progu nowego millenium, przez każdym, postawione zostały nowe pytania, na które odpowiedzi nie przychodzą łatwo:
Niewykluczone, iż nasza fundamentalna bezradność poznawcza - maskowana zalewem książek na temat globalizacji, mediów, komunikacji, kultury - jest nieusuwalnym efektem złożoności, niestabilności, „płynności”, bądź po prostu nieuchwytności, niedefiniowalności współczesnego społeczeństwa jako przedmiotu badań
Możemy jednak korzystać z jego obserwacji opartych o poznanie, którego niewielu w skali globu mogło doświadczyć. Jest doskonałym znawcą meandrów polityki i władzy - do całej listy epitetów, niektórzy dodają właśnie - politolog. W opracowaniach Jemu poświęconych mówi się w ilu wydarzeniach, historycznych i politycznych, uczestniczył. On sam traktował to jako powołanied, i nieustanną realizację pragnienia uczestnictwa.
Gdy przywołuje się jego życiorys, bardzo często padają liczby rewolucji, których był świadkiem, daty konfliktów, które relacjonował, wreszcie, ile razy stawał przed plutonem egzekucyjnym. Widział więc Kapuściński ewoluujące ustroje, euforię po uzyskaniu niepodległości, rodzące się państwa, które popełniały rychło grzechy kolonialnego najeźdźcy.
Kapuściński z zainteresowaniem przygląda się światu. Nie popada jednak - ani on ani Levinas - w apokaliptyczny ton. Jeśli znajdujemy w jego zapiskach pesymizm, to jest on wyrazem wielkiej troski, może chwilowej rezygnacji, co nie zmienia faktu, że z jego filozofii życia i sposobu myślenia, płynie optymizm, którego warunkiem jest zmiana współczesnej mentalności:
Świat wielokrotnie był wystawiany na wielkie próby, ale zawsze była granica, na której się wszystko zatrzymywało. Po II wojnie światowej właściwie nie doszło do żadnego zbiorowego konfliktu, wszystko to są wojny lokalne, przewroty, wojny domowe. Gdy gdzieś wybucha wojna, jak na przykład ta na Bałkanach czy na Bliskim Wschodzie, zawsze budzą się siły, które nie dopuszczają, żeby się rozprzestrzeniła i rozlała na całą planetę. Ludzkość wytwarza antyciała, które izolują konflikt i zamykają go w sobie.
Nie zgadza się Kapuściński z Huntingtonowskim zderzeniem kultur, nie zgadza się i z teorią Fukuyamy. Zaryzykować można stwierdzenie, że ich dzieła traktuje z lekkim przymrużeniem oka, nie widząc w nich - tak naprawdę - czegoś więcej poza chwytliwymi tytułami, odpowiadającymi na potrzebę pewnego poskładania otaczającego ludzi świata:
Dzisiejszego globalnego świata człowiek nie potrafi objąć świadomością, wyobraźnią umysłem. I ludzie najczęściej unikają próby jego ogarnięcia. To widać dobrze w literaturze - ludzie uciekają w nisze, w prywatność, opowiadają historię rodziny, dzieciństwa, miasta. Tu się kończy horyzont ich świata. Rzeczywistość świata przekroczyła granice naszej świadomości - stąd nasza poznawcza bezradność. Próby amerykańskich myślicieli takich jak Huntington, Fukuyama czy Kagan to nic innego jak próby wyjścia z niszy i skonstruowania opisów, które pomogłyby nam ten świat ogarnąć.
Nie zgadza się Kapuściński z teorią zderzenia cywilizacji. Co więcej, w świetle jego inspiracji - filozofią dialogu, koncepcją wzajemnej wymiany, teoria ta jest najzwyczajniej w świecie nie do przyjęcia. Wydaje się, iż to, czemu hołduje Kapuściński nie jest jakimś wyimaginowanym pustym frazesem. Nie zmienia to jednak faktu, iż dialog kulturowy wymaga ogromnego wysiłku - mentalnego i emocjonalnego. Wymaga także skupienia - nieprzystającego do dzisiejszej epoki.
Dialog kulturowy zawsze był dialogiem umysłów wysokich, dialogiem głębokiej refleksji, skupienia i ciszy. Jeżeli wszyscy zaczynają mówić naraz, jak to się dzieje w Internecie, rozmowa schodzi do poziomu jarmarku.
Tezy te, nie dają się pogodzić z koncepcją zderzenia. Kapuściński w to zderzenie nie wierzy wiedząc jednocześnie, że starzejąca się Europa już niedługo będzie musiała korzystać z sił witalnych południa. Póki co nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Huntingtonowi jak pisze Szkołut zarzuca Kapuściński jednostronną perspektywę, mocno zamerykanizowaną. Zgadza się z nim - w odrzuceniu wizji Fukuyamy. Zarzuca mu, bowiem mylenie dwóch pojęć, bynajmniej nie jednoznacznych. Modernizacja, faktycznie postępująca, to wszak nie westernizacja. Czasem, oglądając dokumenty z Afryki (tej Afryki, pełnej wojen, biedy, i ludzi w opaskach z liści bananowca) dziwić mogą młodzi chłopcy, grający w piłkę, biegający w koszulkach Nike czy Pumy, jakby włożeni, wklejeni w dobrze znaną, stereotypową rzeczywistość Czarnego Lądu. ---- tutaj z dzihadu i mcswiata
Jednak wielu z nas właśnie tak postrzega globalizację. Ta, w kolokwialnym w prostym wyobrażeniu to internet, to to że nasz afrykański przyjaciel nosi takie same buty jak my, pije ten sam popularny napój, słucha tej samej muzyki. Z drugiej strony, globalizacja budzi jakieś ciemne skojarzenia, z czymś nie do końca określonym, ale opartym na manipulacji i partykularnych interesach wielkich koncernów, pociągających za sznurki rozmaitych procesów. Kapuściński pokazuje absurdy globalizacji, która ze swej natury - obejmuje cały globalny świat. Północny świat.
Zgadza się z Wojciechem Jagielskim, który mówi, że Afryce rzucony został ochłap wolności. Tylko tej politycznej.
Duża część bogactwa i potęgi Europy i Ameryki Północnej bierze się z eksploatacji surowców Trzeciego Świata. Stany Zjednoczone konsumują przecież czwartą część całej ropy naftowej świata, podczas gdy same dysponują zaledwie 2 proc. naftowych złóż. A trzeba pamiętać, że konsumpcja w krajach bogatych rośnie dużo szybciej niż w krajach słabo rozwiniętych. To powoduje coraz większą nierówność między światem bogatym a krajami biednymi i ich zależność od Europy i Ameryki.
Dziwić mogą nas koszerne restauracje McDonald's i młode muzułmanki ubierające się zdecydowanie - w naszej opinii - nie muzułmańsko. Dziwić może Facebook dostępny w Mali czy Kambodży. Ale niefrasobliwością jest dopisywanie do internetowego łącza, koszernego Big Maca czy koszulki z trzema paskami przekonania o postępującej zmianie obowiązujących w tych krajach tradycji i wartości. Kapuściński wspomina, że w Emiratach widział muzułmankę ubraną w obcisłe jeansy i również obcisły t-shirt. Na głowie miała typową, znaną z południowych obrazków chustę.
Wzorce związane z powierzchownością, modą i rozrywką roznoszą się szybko i z zaskakującą łatwością. Świat zalewa przecież tania odzież, tania muzyka, tanie gadżety. Wartości, system postrzegania świata i etyczny kodeks zmienić jest dużo trudniej, o czym często zdają się nie pamiętać siewcy idei postępującej westernizacji. Wiedzial ze to wieksze zagrozenie
Takie myślenie, to ciągle odbijające się echo białej dominacji. Kapuściński pyta o miejsce Europy w nowym, przeorganizowanym świecie. Otóż, na jego oczach - i nie jest to żadna przenośnia - budziła się Afryka a wraz z nią, budziła się nowa mapa świata, całkowicie odmienna od tej znanej przez lata kolonizacji. Działo się to na przestrzeni lat, jednak skutki nowego ładu, dopiero zaczynają być odczuwalne. Kapuściński jasno wskazuje, kto jest gospodarzem Czarnego Lądu, jak bardzo zmieniło się postrzeganie białego, jak bardzo u siebie byliśmy kiedyś i jak bardzo nie jesteśmy dziś.
Dawniej, Europejczyk mógł posługiwać się w Afryce swoim językiem, mógł kupić angielską prasę, słuchać małego przenośnego radyjka. Dzisiaj - to się zmieniło. Hotele, sklepy - wszystko to staje się własnością rodowitych mieszkańców, którzy coraz lepiej zdają sobie z tego sprawę. Zmiany już się zaczęły, jednak należy pamiętać też o tym, że polityczna niepodległość to dopiero początek.
Oczywistym jest bowiem fakt, że za politycznym ożywieniem Trzeciego Świata, nie poszła jego samodzielność gospodarcza. Nie wojna jest największym problemem Afryki powiada Kapuściński - nie wojna, a bieda. Ta pociąga za sobą konsekwencje dużo poważniejsze. Kiedy jesteś głodny, nie pójdziesz do szkoły, nie pójdziesz do teatru, nie przeczytasz książki.
Wie autor Cesarza, że świat Zachodni jest w stanie temu głodowi zapobiec. Nie chodzi jednak o wysyłanie paczek z żywnością. Chodzi o wprowadzanie nowych technologii - odsalania wód, wprowadzanie nowych bardziej wydajnych odmian kukurydzy. Ale Zachód się przez tym wzbrania. Tak samo jak wzbrania się przez pomocą medyczną:
Jedną z chorób, które najbardziej dziesiątkują, jest malaria (zabiera rocznie ponad milion istnień). Występuje w regionach tropikalnych i półtropikalnych. Strefę tropikalną zamieszkują ludzie biedni, a zatem podobnie jak w przypadku AIDS - by wynaleźć skuteczne leki na malarię, trzeba skorzystać z funduszów państw bogatych. Jednak firmy farmaceutyczne nie chcą inwestować w badania nad tą chorobą, ponieważ wiedzą, że gdy wynajdą lekarstwo, to i tak nie zdołają go sprzedać, bo potencjalni nabywcy są zbyt ubodzy. W rezultacie nie podejmuje się badań na malarią. jednocześnie jednak wydaje się olbrzymie sumy na wynalezienie setek nowych leków, którymi zainteresowane są społeczeństwa zamożne, bo to się opłaca.
Nie chce Kapuściński pogodzić się z hipokryzją Zachodu. Hipokryzją, głupotą, zwał jak zwał.
Zachód notorycznie podpycha Trzeciemu Światu rybę. Często nadpsutą, traktując peryferia jak śmietnisko tego pierwszego świata. Porównanie, wytarte i dość kolokwialne, ale oni naprawdę potrzebują wędki. I co większa, mają wszelkie zdolności ku temu, aby się nią posługiwać. Kapuściński jest o tym przekonany:
Bogaci i biedni żyją w różnych światach. Ludzie bogaci myślą, że rozwiążą problemy biednego, dając mu miskę ryżu. Świat zamożny widzi w ubogim Trzecim Świecie wyłącznie problem biologiczny: jak wyżywić tych ludzi. Nie - jak nauczyć ich myśleć, jak wykształcić i gdzie zatrudnić, tylko - jak nakarmić.
To smutne wnioski. Autor Cesarza nie pozostawia nam jednak smutnej, depresyjnej spuścizny. Pokazuje jedynie największe bolączki. Kłując nas trafnymi spostrzeżeniami zmusza do myślenia. Nad tym, co warto zmienić i jak można to zmienić. Nawet w tym stwierdzeniu - ludzkość jest w strasznych rękach, pomimo metaforycznego wskazania na pewne błędy ludzkiej natury, nie jest tak, że świat i jego losy skazane są na jakieś bezlitosne fatum. A jeśli tak, to będzie to tylko i wyłącznie do siebie żywić będziemy mogli pretensje.
Tych problemów według autora Czarnych gwiazd nie można dłużej ignorować. Nie da się pozostawać w kulturowej izolacji - powiada autor Podróży z Herodotem. Dlatego musimy się do tego dialogu aktywnie, z równą jemu ciekawością przygotować. Będzie to tym trudniejsze, że kolonialny status quo trwał ponad pięć wieków, ucząc Europy swojej niepodważalnej roli, dominatorki.
Ta dyfuzja kulturowa na światową skalę utrudniła nam, jak nikomu dotąd, poważne traktowanie cywilizacji innych ludów; nadała naszej kulturze imponującą uniwersalność, którą dawno już przestaliśmy tłumaczyć historycznie i którą interpretujemy raczej jako coś koniecznego i nieuniknionego.
Jest w tym stwierdzeniu wielka nadzieja, która jednak w wielkim stopniu zależy od tego, jaką drogą pójdzie współczesne społeczeństwo. Kapuściński często podkreśla, że wszystko można zmienić i zatrzymać, że masowe ruchy antyglobalistyczne, są znaczącym wyrazem tego, że rodzi się niezadowolenie, sprzeciw wobec panującej niesprawiedliwości.
Byłby pewnie Kapuściński znakomitym komentatorem dokonujących się wczoraj, dzisiaj przemian świata arabskiego. Wydaje się zresztą, że w tych wielkich momentach, brakuje nam przewodników. Arabskie rewolucje, większość odbiorców kojarzy pewnie głównie w pobudzającymi wyobraźnię obrazami - krzyczących mężczyzn o ciemniej karnacji, wystraszonych oczu spoglądających zza chust, ognia i płaszczących dzieci.
Przypominając jednak jego optymistyczną refleksję - wiek, w który weszliśmy może intensyfikować napięcia, ale może to również być ten czas, w którym wiszące nad globem problemy zostaną rozwiązane..
Kapuściński ukazuje trzy drogi, którymi może potoczyć się dalej międzykulturowe spotkanie. Wskazuje na te trzy drogi i Szkołut w swym przywoływanym już w mojej pracy szkicu. Pierwsza z nich to wojna, druga to izolacja, trzecia - dialog.
Jedyną słuszną jest ostatnia. Izolacja nie ma racji bytu. Limes nie wytrzymają naporu. Zresztą, jaki byłby sens w ich budowaniu? Limes to dobrowolna, irracjonalna rezygnacja z możliwości wzajemnego wzbogacenia.
Wojna jest dla Kapuścińskiego przegraną.
Wojnę trudno usprawiedliwić; myślę, że przegrywają ją wszyscy, ponieważ jest ona porażką istoty ludzkiej, obnaża jej niezdolność do porozumienia, do wczucia się w Innego, do dobroci i rozumu.
Słowo porażka, zastosowane do jej opisu jak chyba żadne inne nie oddaje jej charakteru. To jest słowo, pozbawione jakiegokolwiek patosu. Porażka jest cicha, smętna, nie ma w niej nic podniosłego. Nawet jej tragizm jest zwykłą klęską.
Dialog, choć wymaga wiele wysiłku, jest szansą. Z której warto, trzeba skorzystać.
Globalizacja, globalizm, globalność - Wprowadzenie.
R. Paradowski, Globalizacja w świetle dominant kulturowych, s. 23.
Bauman, Globalizacja, s,
K. Mroziewicz, Eschatologia Kapuścińskiego, w: Ryszard Kapuściński. Próba portretu, Warszawa 2008.
por. J. Wojciechowska, 68
K.Mroziewicz, Eschatologia Kapuścińskiego w: Ryrszard, 5
A. Dudziak, Wybrane problemy antropologiczne w refleksji Ryszarda Kapuścińskiego, w: Ryszard Kapuściński. Próba portretu, Warszawa 2008, s. 12.
I. Hofman, Reporterska szkoła Mistrza, w: Ryszard Kapuściński, Portret dziennikarza i myśliciela, Opole 2008, s. 62.
W.J. Burszta, Antropologia kultury: tematy, teorie, interpretacje, Poznań 1998, s. 13.
Tamże, s. 14
R. Kapuściński, Rwący nurt historii, s. 46.
Filipiak M., Socjologia kultury. Zarys zagadnień, Lublin 2000, s. 20.
Tamże.
Hofstede G., Kultury i organizacje: zaprogramowanie umysłu, Warszawa 2007, s. 17.
A. Kłoskowska, Kultura masowa, Warszawa 2005, s. 9.
Tamże.
Filipiak M., dz. cyt., s. 10.
Kłoskowska, dz. cyt., s.21
Tamże.
W. Burszta, dz. cyt., s. 35.
E. Nowicka, M. Głowacka-Grajper, Świat człowieka - świat kultury. Antologia tekstów klasycznej antropologii, Warszawa 2009.
Tamże, s. 11.
A. Kłoskowska, dz. cyt., s. 18.
E. Nowicka, M. Głowacka-Grajper, dz. cyt., s. 9-61.
R. Kapuściński, Rwący nurt historii,
M. Horodecka, Ryszard Kapuściński, Pisarz jako antopolog. Rozważania o afrykańskim nurcie w twórczości reportera, w: Ryszard Kapuściński. Portret dziennikarza i myśliciela, Opole 2008, s. 319.
J.W. Adamowski, Ryszard Kapuściński o warsztacie dziennikarskim i powinnościach dziennikarzy.
R. Kapuściński, Rwący nurt historii, s. 164
R. Kapuściński, Rwący nurt historii, s. 164
E. Nowicka, M. Głowacka-Grajper,dz. cyt., 65.
Hofstede G., Kultury i organizacje: zaprogramowanie umysłu, Warszawa 2007.
E.Nowicka, dz. cyt., s.21
E. Nowicka, M. Glowacka Grajper, dz. cyt., s. 64
J. E. Stiiglitz, Globalizacja, Warszawa 2006, s. 36
E. Nowicka, M. Głowacka-Grajper, dz. cyt, s. 39
R. Benedict, Wzory kultury, przeł. J. Prokopiuk, Warszawa 2005, s. 80-81.
L. Kołakowski, Szukanie barbarzyńcy. Złudzenia uniwersalizmu kulturowego [w:] Tenże, Czy diabeł może być zbawiony i 27 innych kazań, Kraków 2006, s. 14.
http://encyklopedia.pwn.pl/haslo/3966979/relatywizm-kulturowy.html
R. Kapuściński, Rwący nurt historii, s. 164
J. Kurzępa, dz. cyt., 66-67.
E. Nowicka, dz. cyt., s. 149.
A. Piejka, Znaczenie twórczości Ryszarda Kapuścińskiego dla kształtowania kultury pokoju. Refleksje pedagoga, w: Ryszard Kapuściński. Próba portretu, s. 92
J. Kurzepa, Lęk przed obcością w: Migracja, uchodźstwo, wielokulturowość. Zderzenie kultur we współczesnym świecie, pod red. D. Lalak, Warszawa 2007, s. 66.
K. Wielechowska, Oblicza Trzeciego: od lęku do współdziałania, w: Tropy tożsamości: Inny, Obcy, Trzeci, pod red. W. Kalaga, Katowice 2004, 65.
M. de Saint Cheron, Rozmowy z Emmanuelem Levinasem, Warszawa 2008, s.
http://www.anthropos.us.edu.pl/anthropos3/teksty/tekstA3.htm
J. Sobczak, Ryszard Kapuściński - mistrz repotażu w: Ryszard Kapuściński. portret dziennikarza i myśliciela, s. 50
B. Dziemidok, O filozofii człowieka i filozofii kultury w:„Życie jest z przenikania”, Szkice o twórczości Ryszarda Kapuścińskiego, Warszawa 2008, s. 207-224.
ryskowi
http://www.dziennikbaltycki.pl/opinie/89436,raport-z-fascynacji-dom-wariatow,id,t.html?cookie=1
M. Winiarska, Wizerunek Ryszarda Kapuścińskiego w prasie francuskiej po 23 stycznia 2007 roku, w: Portret dziennikarza i myśliciela, s. 156
T. Sasińska-Klas, Ryszarda Kapuścińskiego spojrzenie na media i dzienikarstwo, w: Portret dziennikarza i myśliciela, pod red. K. Wolnego-Zmorzyńskiego, Opole 2008, s.13.
T. Szkołut, Ryszard Kapuściński - tłumacz kultyur współczesnej, w: „Życie jest z przenikania”, Szkice o twórczości Ryszarda Kapuścińskiego, Warszawa 2008, s. 187-206
Tamże, 199.
R. Kapuściński, Rwący nurt historii, Kraków 2007, s. 121.
R. Kapuściński, Autoportret reportera, Kraków 2006, s. 21
E. Nowicka, dz. cyt., s. 19
M. Dzięglewski, Reportaże Ryszarda Kapuścińskiego źródło poznania społeczeństw i kultur, Lublin 2009.
J. Iwanek, w: Ryszard Kapuściński - doctor Honoris Causa Universitatis Silesiensis, oprac. M. Szczepański, Katowice 1997, s.18
M. Dzięglewski, dz. cyt, s. 82.
R. Kapuściński, Autoportret reportera, Kraków 2005, s. 12
Tamże, 14.
R. Kapuściński, Lapidaria I-III, s. 74
Tenże, Autoportret reportera, Kraków 2005, s. 44
Tenże, Lapidaria IV-VI, Warszawa 2008, s. 105.
K. Mroczkowska-Brand, Spotkanie z Innym - granicy literatury pięknej i literatury fakty w: Spotkanie w twórczości Ryszarda Kapuścińskiego, pod red.. M. Horodeckiej, Gdańsk 2009, s. 59
E. Hall, Poza kulturą, Warszawa 1984, s. 101.
R. Kapuściński, Ten Inny, Kraków 2006, s. 37.
J. Miodek, Człowiek pogranicza. O Ryszarda Kapuścińskim w: „Życie jest z przenikania”. Szkice o twórczości Ryszarda Kapuścińskiego, red. B. Wróblewski, Warszawa 2008, s. 136
Tamże, 131
R. Kapuściński, Autoportret reportera, Kraków 2005, s. 56.
Tamże.
http://kapuscinski.info/dwa-rozne-swiaty.html
R. Kapuściński, Ten Inny, Kraków 2006, s.60
E. Podrez, W kręgu dobra i zla. Wybrane teksty z etyki współczesnej od Hegla do Levinasa dla uczniów i studentów, Warszawa 1994, s. 172
A. Badiou, Etyka: przewodnik Krytyki Politycznej, Warszawa 2009, s. 36.
Tamże.
Kapuściński R., Ten Inny, Kraków 2007.
Tenże, Ten Inny, Kraków 2006,
Tenże, Rwący nurt historii, Kraków 2008, s. 172.
K. Kurczab-Redlich, Wspólnota odczuwania, w: Spotkanie w twórczości Ryszarda Kapuścińskiego, pod red. M. Horodeckiej, Gdańsk 2009, s. 125.
J. Jastrzębski, Na rynku wartości: o mediach i etyce dziennikarskiej, Wrocław 2009, s. 32-33.
K. Wojtasik, Reporter - tłumacz kultur, w: Ryszard Kapuściński, Próba portretu, pod red. M. Sokołowskiego, Warszawa 2008, s. 52.
http://kapuscinski.info/antyciala.html
T. Szkołut, Ryszard Kapuściński - tłumacz kultury współczesnej, w: „Życie jest z przenikania”. Szkice o twórczości Ryszarda Kapuścińskiego, red. B. Wróblewski, Warszawa 2008, s. 189.
Tamże.
R. Kapuściński, Rwący nurt historii, Kraków 2007, s. 25
Tenże, Autoportret reportera, Kraków, 2005, s. 132.
http://kapuscinski.info/detronizacja-europy.html
R. Kapuściński, w: Ryszard Kapuściński - doctor Honoris Causa Universitatis Silesiensis, oprac. M. Szepański, Katowice 1997.
R. Kapuściński, Rwący nurt historii, Kraków 2007, 182
R. Kapuściński, w: Ryszard Kapuściński - doctor Honoris Causa Universitatis Silesiensis, oprac. M. Szepański, Katowice 1997.
R. Kapuściński, Rwący nurt historii, Kraków 2007
R. Benedict, Wzory kultury, przeł. J. Prokopiuk, Warszawa 2005, s. 83.
R. Kapuściński, Dałem głos ubogim: „rozmowy z młodzieżą”, Kraków 2008, 70
Kapuściński R., Ten Inny, Kraków 2007, s. 67.