Polska-w-Gdansku, Dokumenty 1


Jan Kilarski

„Tęcza”, nr 2, Luty 1935, str. 7-11.

POLSKA W GDAŃSKU

0x08 graphic
Na wojnę z Moskwą ofiarowali Gdańszczanie panu swemu miłościwemu, królowi polskiemu Zygmuntowi Augustowi złota szczerego beczek trzy. Szczerą też swą wdzięczność wyrazili i to po wieczne czasy figurą królewską w złoto obleczoną, ozdabiając nią iglicę swej dumnej ratuszowej wieży. Ten znak głębokiej treści lśni nad miastem dotąd — na długo przedtem uzyskał Gdańsk zaszczytny przywilej na wieńczenie krzyży swego herbu jagiellońską koroną. U szczytu proporca, dzierżonego królewską dłonią prastare godło, jeszcze z przed krzyżackiej okupacji, z pierwszych czasów przynależności do Polski — korab z rozwiniętymi żaglami.

Snuje się ten korab poprzez całą historię naszego wiślanego portowego miasta, tłumaczy dewizę wypisaną w gdańskim ratuszu: „Ex undis dioitiae, ex agris vita" — z fali morskiej bogactwo, z ziemi życie. Tak zawsze bywało: Najjaśniejsza Rzeczpospolita miastu swemu wiernemu, choć często i krnąbrnemu z morza swego dawała bogactwo bez miary, z ziem swoich rozległych i żyznych życia w bród.

Miasto to jest nasze — jest portem Polski. Mamy port gdyński i port gdański. Miasto to jest nierozerwalną częścią gospodarczego organizmu Rzeczypospolitej Polskie. Łączą je z nią także wiekowe węzły i normy traktatu wersalskiego.

*

0x08 graphic
Jesteśmy w fazie przyjaznego ustalania form współpracy Gdańska Polską. I przedtem także łatwym nam bywał szary człowiek portu i sta rej ulicy. Szybko nawiązuje się przygodna znajomość, zrobi się z tego pogawędka na przedprożu, w izdebce, do której z wąskiej ciemnej ulicy drapać się trzeba po stromych, ciasnych schodkach. U tych ludzi tradycja polska najwyższa. Z przekazanych opowiadań pamiętają wiele o złotym wieku Gdańska — jest też w nich sporo krwi kaszubsko-polskiej. W rozmowie często jeszcze słowo polskie padnie, a z reguły słyszy się jakby usprawiedliwienie, nie pozbawione przy tym odcienia chełpliwości, że „matka jeszcze dobrze po polsku mówiła”, że „gdzieś tam jeszcze jest zapomniana książka polska do nabożeństwa, z której dziadkowie się modlili”. Gdy zaś na ulicy obcego zagadnąć nie po polsku, często rozmowa w tym właśnie języku się kończy; okazuje się, żeśmy Polaka zagadnęli. — Jest ich wielu, bardzo wielu.

Gdańsk - jest śliczny. Ciągle to odczuwamy wśród jego cudów, które nam tak bliskie. Dominuje w nim niemieckość, język ulicy, urzędów jest niemiecki. Długie wieki wytwarzały Gdańsk i Gdańszczan. — Z rozmaitego tworzywa ten stop powstawał. Rosła w nim wciąż przymieszka niemiecka, ale nie ona była wyłącznym składnikiem. Po cóż więc od czasu do czasu wybucha głośne: „Danzig muss deutsch bleiben”, ulotkami i nalepkami zapewniając o tym przybyłych z Rzeszy rodaków? Czyżby naprawdę mogły istnieć przyczyny mogące budzić takie wątpliwości? Przeciw nim to zapewne nagromadził Steffen „argumenty" w swej książce osobliwie zatytułowanej: „4000 Jahre bezeugen Danzigs Deutschtum!!" W książce tej ciekawej pisano między innymi tak: ,,Po gwałtownym wcieleniu Prus Zachodnich w organizm państwowości polskiej systematycznie polonizowano Niemców — jak i dziś zmusza się ludność na Pomorzu do polszczenia swych imion. Polska ma wprawę w tym." — Więc widocznie stąd tak liczne nazwiska polskie wszędzie widne i słyszalne w Gdańsku — że Niemców spolonizowano, a regermanizacji ich nazwisk nie było! Autor podaje przykłady takich metamorfoz, wnioskując, że z pewnością Karliński musiał się zwać von Karlovitz, Kochański von Kochenstein, Kowalski pochodzi od Schmidta, Rogowski to niechybnie pierwotny Horn, Fischa przemianowano na Rybińskiego itp. — Przekonywujące!

Gdy tak tę sprawę nam tłumaczą, weźmy do ręki książkę adresową Wolnego Miasta Gdańska. Od początku zaraz, litera B. Po porządku czytamy: Babitzki, Bardischewski, Barloschky, Bially, Biedzitzky, Bitschkowski, Blokuschewsky, Bonschkowsky... Teraz rozumiemy... polonizację. A bardziej jeszcze — nieprawdopodobne to, ale prawdziwe — w książce adresowej (o ile pamiętam z r. 1923) na stronach 58 i 59 znalazłem jedynie tego rodzaju, tylko polskiego pochodzenia nazwiska, dotyczące około trzystu osób. Zniekształcenia w nich jeszcze potworniejsze: Czeracki, Czenkusch i Czersnowski urobiony z Dzierżanowskiego!

Nazwiska polskie widzimy w Gdańsku wszędzie, na wywieszkach sklepowych, rzemie­ślni­czych warsztatów, a bardziej jeszcze gęsto w bramach domów, na spisach lokatorów, zwłaszcza w staromiejskiej dzielnicy. Wzdłuż Raduni idąc, w zakamarkach „Starego Gdańska" spotykamy nie tylko nazwiska — ale i żywą niestłumioną polskość tubylczą, uparcie dawien dawna tkwiącą na miejscu, i w pobliżu dawnego „Hakelwerku", pierwotnej, a tak przez Niemców nazwanej osady słowiańskiej.

O kulturalne dobro Polaków dba zasłużona Macierz Szkolna, nad pełnym korzystaniem z należnych praw czuwa Związek Polaków. Gdy władze gdańskie nie kwapią się z zaspokojeniem szkolnych potrzeb polskiej mniejszości, obowiązek ten spełnia Macierz Szkolna, która utrzymuje gimnazjum, szkołę średnią, szkołę handlową, liczne szkoły powszechne i ochronki, opiekuje się młodzieżą pozaszkolną, organizuje kursy dla dorosłych, kolonie wakacyjne dla dzieci i młodzieży, do Polski ich wysyłając. Świetlice Związku Polaków skupiają młodzież i dorosłych. Tam rozwija się wszelka praca, wiążąca dotychczas na ogół luzem chodzących — niestowarzyszonych, chociaż uświadomionych Polaków.

0x08 graphic
Wejdźmy w mury Gdańska. Towarzyszy nam wszędzie miły nastrój. Idąc od strony dworca kolejowego przed siebie, albo zabłądzimy w jakieś zacisze otoczone kształtem odległej przeszłości, albo też, wolnym krokiem idąc i ciesząc się po drodze koronką szczytów ulicy i pięknem fasad jej domów, dojdziemy do Motławy. To arteria życia Gdańska. Dawniej i dziś. Przez którąś ze starych bram wychodzimy na widok szeregu spichrzów. Sąsieki ich pełne naszego zboża. Przywiozły je długie czarne szkuty; z głębi ich czerpią ziarno elewatory, wynosząc je w zapylone, ciemne czeluście spichrzów. Stamtąd spłyną życiodajną strugą w głębiny okrętów. Wszystko przechodzi przez ręce Gdańska — jak niegdyś. A może się mylimy? Nie nasze to zboże? Czytajmy: „Centrala Rolników w Poznaniu" — napis na spichrzach; robotnik z łopatą stojący po kostki w nasypie ziarna swój, na szkutach tabliczka z Nakła, Bydgoszczy, Poznania.

Możemy skorzystać z parowczyka, który nas po porcie obwiezie. Obszar to olbrzymi. Pobrzeża obwiedzione torami kolejowymi. Wszędzie czerwień naszych wagonów towarowych. Dowożą i zabierają. Dźwigi stałe i pływające, współzawodniczące ze sobą w sprawności pracy, wciąż czynne, lecz przeładunek obfity, nie nastarczą: worki zboża i inny towar wędruje na plecach robotnika. — Szybciej sprawia się przeładownica taśmowa i wywrotnica przeładowująca nasz węgiel. — A dalej w ramieniu Martwej Wisły, długie, długie ciągi drzewa spławem spędzonego z dalekich lasów Polski.

0x08 graphic
Wśród bander często widna na chyżych łodziach motorowych bandera Rady Portu, gospodarza tych miejsc — wiadomo po połowie w skład jej wchodzą Gdańszczanie i Polacy — na niej połączone godła Rzeczypospolitej i Wolnego Miasta. Z kilku związanych z portem warsztatów okrętowych najbardziej nas interesuje Stocznia Gdańska, w której poważny procent polskiego kapitału i znaczny odsetek polskiego robotnika. Stąd pochodzą monitory pińskiej flotylli, tu często zawijają statki polskie, gdy wymagają poważniejszej naprawy, stąd rozchodzą się po Polsce tu odlane dzwony.

Pójdziemy po kościołach. Jest ich wiele. Są piękne. Najmilszą nam św. Katarzyna, jej cudny ,,polski hełm" barokowy i prześliczna gra dzwonów, towarzysząca biciu godziny. Mury tego kościoła pochodzą jeszcze z wolnych przed krzyżackich czasów Gdańska, który był wtedy książąt pomorskich i polskich. Na mszę świętą pójść można do św. Józefa lub Brygidy, kościołów katolickich niemieckich. W pierwszym z nich polskie nagrobki (innych niema), u Brygidy też są. W Królewskiej Kaplicy, budowanej przez króla Jana III, choć kościół ten katolickim się ostał, nijako się czujemy. Wnętrze przeinaczono tak, że znamion przeszłości można sie dogrzebać tylko w szufladach zakrystii, w których spoczywają szaty liturgiczne, zdobne w herby polskich fundatorów.

Polonii gdańskiej służy stary podominikański kościół św. Mikołaja (w XIII wieku przywiózł ich tu z Krakowa św. Jacek). W niedzielę przepełnienie. Polska pieśń i kazanie. Mamy też „własny", świeżo ze składek zbudowany kościół, a raczej kaplicę pod wezwaniem Chrystusa Króla — tuż przy niej miejsce pod przyszłą świątynię.

Śladów dawnej polskości w Gdańsku nie trzeba aż szukać. Wszędy są liczne. Cały zresztą Gdańsk jest po niej jedną wielką pamiątką. — W ratuszu i w Dworze Artura, w tych dwu reprezentacyjnych gmachach dawnego i dzisiejszego Gdańska najrozmaitsze znajdziemy znaki zależności i współżycia. Posągi królów, obrazy symbolizujące wzajemne stosunki i ciągle powtarzający się orzeł polski, którym zresztą znaczyły się nietylko gmachy publiczne lecz i prywatne domy. Jest ich wiele, Gdańsk je szanuje, chociaż nie brak i objawów dziwnej bezmyślności. Nad wejściem do staromiejskiego ratusza w pierś orła — dawno już — wbito hak żelazny, może na zawieszenie latarni. Niedawno jednemu z orłów w okratowaniu studni Neptuna ułamano skrzydło, a w zimowej sali ratusza „musiano" ze stropu usunąć orła, bo tylko tam właśnie można było umocować wiszącą lampę. Wypadek to dość świeży, jak i to że w Dworze Artura przy odnowieniu sali pominięto jedynie miejsce z orłem polskim i napisem o osobliwej pisowni lecz znamiennym: „Viv Rex Polonia".

Chcąc poznać życie polskiego Gdańska, należy poświęcić niejedną

chwilę — zostanie ona miłem wspomnieniem — świetlicy, ochronce, i gdy

pozwolą, szkole polskiej. W świetlicach nawet w urządzeniu i ozdobie

odzwierciedla się Polska. Tu otoczenie krakowskie, tam łowickie, czy

śląskie, opoczyńskie, kaszubskie... To samo już stwarza atmosferę, która

wychowuje. Jednej z ochronek zawdzięczam wzruszający obraz, gdzie

niewiele starsze dziecko — uczennica gimnazjum — pełniła służbę na­

uczycielską i macierzyńską wśród dziatwy robotniczych rodzin przedmie­

ścia. Przez pieśń i zabawę uszlachetniała dusze i Polskę w nich stwarzała.

Nie mam zaś w całej mej wieloletniej pracy szkolnej tak podniosłego

i pięknego momentu, jak ten, w jakim mi się objawiła skromna praca pol­

skiego nauczyciela w wiejskiej szkółce Macierzy Szkolnej. Jakże mu jej

zazdroszczę. W ławach głowy chłopczysków płowym włosem nastroszone,

rzędem wiszą drobno zaplecione koski dziewczęce, — Wszystko tam w tej

„lekcji" było. Cały mały światek. Religja: katechizm i modlitwa się mie­

szały. Z trudem jeszcze dziecko, które może w swym domu językiem

obcym posługiwać się musi, powtarza podane słowa modlitewne. Ślicznie

w tem brzmią kaszubskie zabarwienia: ,,i ducha swentego", ,,mędzy newia-

stami".

A potem Erich i Hildegarda o nazwiskach przy swych imionach

bardzo wyraźnie „spolonizowanych" nucą pieśń: „...nie przyjdzie na nas

żadna straszna trwoga". — Nie, dzieciny kochane, już nie przyjdzie! Bóg da!

Szybkim przelotem trudno nam objąć choć na tak niewielkim skraw­

ku ziemi Wolnego Miasta wszystkie miejsca, gdzie ludność polska żyje.

Już nie wstąpimy do tego kościoła, gdzie na chórze chowa się stary obraz

z polskiemi napisami, a u księdza proboszcza liber natorum

z ostatnich lat wieku XVIII wykazuje prawie wyłącznie same nazwiska polskie. Ani też nie przejdziemy się po tej wsi, gdzie lud wieńczy kwiatem ostatnią już figurę z polskiem woła­

niem: „Okaż się Matką naszą!"

Na zakończenie polskiej po Gdańsku wędrówki wstąpimy... do Piekła.

W widłach Wisły, najdalej na południe wysunięta miejscowość, należąca do Wolnego Miasta, to wieś Piekło, Polska wieś, w 90-ciu procentach Polacy. Kościołem się swoim chełpią, nowym. I radują się zdobytym wreszcie prawem: będą polskie nabożeństwa i kazania. Właśnie lud z kościoła wychodzi — dzień powszedni. Różny, stroju swego

odrębnego nie ma, ale słowo jak skiba razowego chleba, cudne polskie.

A oto i krzvk dziecka u wiślanego wału się niesie: „maaamo!" — i zda-

leka matczyne słowo uspakajające. — Echem mi się być zdało czujnej

Macierzy, co słowem swem ważkiem i wolą umie skutecznie uspokoić

dziecka swego obawę przed zatraceniem.

Opuszczamy Gdańsk pod urokiem jego piękna, w którem jest pamięć

naszej przeszłości. Teraźniejszość wspólna niezaprzeczona. O rozwój

Gdańska porówno i zgodnie z Gdańszczanami dbamy i dbać będziemy.

„Miasto niegdyś nasze" wolne jest, lecz jest i nasze. Z nami być

musi z woli swej własnej, choćby może głośno nie wypowiadanej.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Tusk gra Polska, Film, dokument, publcystyka, Dokumenty dotyczące spraw bieżących
ukryci zydzi zadza polska, ► Ojczyzna, Dokumenty
Kultura polska w oświeceniu, Dokumenty- spr
Polska w liczbach, Dokumenty Textowe, Nauka
Tusk gra Polska, Film, dokument, publcystyka, Dokumenty dotyczące spraw bieżących
D19210231 Rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 18 kwietnia 1921 r w przedmiocie ruchu
D19200526 Rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych w przedmiocie ruchu granicznego między Polską
Moskwa Krzepice Wieluń Westerplatte Moskwa wybiera Bermana Poczta Polska w Gdańsku 1939 Powsta
Polska w Gdansku
daty polska, Dokumenty - głównie filologia polska
Doktryna obronna RP z 1990 r., Bezpieczeństwo narodowe, dokumenty strategiczne - Polska
Sur le pont d'Avignon, Dokumenty - głównie filologia polska, Wstęp do interpretacji
zbrodnia i kara zagadnienia, Dokumenty - głównie filologia polska, Język polski - liceum
E. Balcerzan - Sytuacja gatunków, Dokumenty - głównie filologia polska, Teoria literatury, Genologia
WSPOŁCZESNY POLSKI FILM DOKUMENTALNY, Filologia polska, polonistyka, rok III, specjalizacja filmozna
Polska Rzeczpospolita Ludowa, Dokumenty Free
Polska nie ma żadnych przyjaciół, Film, dokument, publcystyka, Dokumenty dotyczące spraw bieżących
Polska najwieksze jaskinie, Dokumenty Edukacyjne, Geografia
STROFY, Dokumenty - głównie filologia polska, Teoria literatury

więcej podobnych podstron