Kalendarium wydarzeń, Obrona Krzyza Mietne


Kalendarium wydarzeń związanych z obroną krzyża w Zespole Szkół Rolniczych im. Stanisława Staszica w Miętnem GRUDZIEŃ 1983 - KWIECIEŃ 1984

Jesienią 1980 r. na fali historycznych zmian społeczno-politycznych w kraju i spontanicznych działań podejmowanych przez społeczeństwo polskie w okresie legalnej działalności NSZZ „Solidarność” uczniowie Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem zawiesili krzyże we wszystkich pracowniach. Po zakończeniu stanu wojennego (13 grudnia 1981 - 22 lipca 1983) krzyże zaczęto stopniowo usuwać, we wrześniu 1983 r. zdjęto dwa krzyże umieszczone przy drzwiach wejściowych szkoły, a pod koniec 1983 r. pozostały jedynie w ośmiu pracowniach.

W pierwszych dniach grudnia 1983 r. dyrektor ZSR Ryszard Domański od dyrektora Departamentu Oświaty i Wychowania w Siedlcach otrzymał polecenie zdjęcia pozostałych krzyży. Zdecydowanych działań w tym zakresie domagał się również Komitet Wojewódzki Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Siedlcach. Rok 1983 3 XII (sobota) - Dyrektor ZSR Ryszard Domański przeprowadził indywidualne rozmowy z opiekunami pracowni. Podczas tych spotkań polecił nauczycielom zdjąć krzyże w tych pracowniach, w których one jeszcze wisiały. Polecenie dyrektora Domańskiego wykonał tylko jeden nauczyciel.

5 XII (poniedziałek) - Uczniowie i nauczyciele konstatują zniknięcie krzyży ze wszystkich pozostałych pracowni. Próby wyjaśnienia, kto to zrobił i na czyje polecenie, okazują się bezowocne, co potęguje wzburzenie społeczności szkolnej.

19 XII (poniedziałek) - Samorząd szkolny, spełniając wolę uczniów, wręczył dyrektorowi szkoły petycję, w której domagano się wyjaśnienia przyczyn zdjęcia krzyży i żądano ich ponownego zawieszenia. W piśmie zawarte były m.in. następujące pytania: Kto i na czyje polecenie zdjął krzyże? Na jakiej podstawie prawnej oparto tę decyzję? Dlaczego nie konsultowano tej decyzji z uczniami, mimo że krzyże zawieszono oficjalnie, za zgodą i przy aprobacie dyrekcji? Dlaczego krzyże nie mogą wisieć w Miętnem, podczas gdy w innych szkołach wiszą nadal? Gdzie znajdują się zdjęte krzyże i czy uczniowie mogą je dostać z powrotem?

Tego samego dnia odbył się apel, podczas którego dyrektor ustosunkował się do petycji, udzielając następujących odpowiedzi: Krzyże zdjęto przywracając porządek prawny w szkole; szkoła jest instytucją świecką, a państwo jest tolerancyjne w myśl Konstytucji (której art. 81 i 82 zacytował i zinterpretował według własnego uznania); krzyże powieszono w okresie działania „Solidarności”, kiedy wymuszano na władzy różne decyzje; w innych szkołach krzyże będą również zdjęte w najbliższym czasie.

Wyjaśnienia te nie usatysfakcjonowały uczniów. Ich reakcją była odmowa rozejścia się do klas. Przez 1,5 godziny młodzież pozostała na miejscu apelu, śpiewając pieśni religijne, m.in. „My chcemy Boga”. Demonstrację przerwano po uzyskaniu od dyrektora zapewnienia, że sprawa zostanie ponownie rozważona z władzami i ostatecznie załatwiona do 2 stycznia.

20 XII (wtorek) - Do szkoły na rozmowę z dyrektorem Domańskim w sprawie ponownego zawieszenia krzyży udało się czterech księży z Garwolina, jednakże dyrektor zdecydowanie odmówił spełnienia ich prośby. W związku z tym dziekan garwoliński ks. dr Władysław Zwierz wydał komunikat informujący wiernych o profanacji krzyży w ZSR. Zobowiązał podległych księży do jego odczytania w dniu 25 grudnia we wszystkich kościołach dekanatu.

21 XII (środa) - Służba Bezpieczeństwa Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Garwolinie (RUSW) wszczę-ła sprawę operacyjnego sprawdzenia (SOS) o kryptonimie „Apel”; 20 stycznia 1984 r. przekwalifikowano ją na sprawę obiektową o tym samym kryptonimie, zaangażowano do tego dwóch tajnych współpracowników. W wyniku podjętych działań operacyjnych garwolińskiej Służby Bezpieczeństwa z Rejonowego Urzędy Spraw Wewnętrznych (RUSW) ustalono, iż na negatywne - jej zdaniem - zachowanie się młodzieży ZSR wpływ mieli przede wszystkim ks. Stanisław Bieńko - wikariusz parafii Garwolin oraz nauczycielki: Stanisława Makara i Bogumiła Szeląg z „Solidarności”. Teczki z dokumentami na ten temat zostały zniszczone w garwolińskim RUSW w 1990 r.

22 XII (czwartek) - Wychowankowie internatu wbrew zakazom władz szkoły zorganizowali wspólną wieczerzę wigilijną, na której dzielili się opłatkiem i śpiewali kolędy.

23 XII (piątek) - Odbyła się narada Komitetu Gminnego PZPR poświęcona problemowi krzyży w ZSR. Komitet zalecił m.in. zorganizowanie w tej sprawie zebrania Podstawowej Organizacji Partyjnej i posiedzenia Rady Pedagogicznej ZSR z udziałem przedstawicieli władz polityczno-administracyjnych województwa. Zaproponował też omówienie sytuacji w Miętnem podczas mającego się odbyć w najbliższym czasie spotkania wojewody siedleckiego płk. Janusza Kowalskiego z ordynariuszem diecezji siedleckiej bp. Janem Mazurem.

25 XII (niedziela - pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia) - W kościołach dekanatu garwolińskiego został odczytany list ks. dziekana Władysława Zwierza informujący wiernych o wydarzeniach w Miętnem oraz wzywający wiernych do wsparcia młodzieży „modlitwą i postawą”.

28 XII (środa) - Komitet Wojewódzki PZPR postanowił nie ulegać żądaniom uczniów ZSR uznając, iż w sprawie krzyży „nie można się cofnąć”.

29 XII (czwartek) - Ordynariusz siedlecki ks. bp Jan Mazur wystąpił z pismem do wojewody siedleckiego, prosząc o zadośćuczynieniu życzeniom wierzącej młodzieży.

31 XII (sobota) - Wojewoda siedlecki spotkał się z ordynariuszem siedleckim. Bp Jan Mazur podtrzymał swoje wcześniejsze stanowisko w sprawie przywrócenia krzyży w ZSR.

Rok 1984

2 I (poniedziałek) - Na cotygodniowym apelu dyrektor zapowiedział popołudniowe zebranie Rady Pedagogicznej, na którym zapadną decyzje w sprawie konfliktu. Uczniowie czują się dotknięci niedotrzymaniem terminu uzgodnionego uprzednio z dyrektorem.

W posiedzeniu Rady Pedagogicznej ZSR udział wzięli przedstawiciele władz wojewódzkich: dyrektor Wydziału ds. Wyznań, dyrektor Wydziału Rolnictwa, Gospodarki Żywnościowej i Leśnictwa i kierownik Oddziału Oświaty Rolniczej Urzędu Wojewódzkiego w Siedlcach. Nie podjęto jednak żadnych konkretnych rozwiązań w sprawie konfliktu.

9 I (poniedziałek) - Na porannym apelu dyrektor ogłasza swoją decyzję: w szkole świeckiej, jaką jest ZSR w Miętnem, nie ma miejsca na formy i treści religijne. Oburzona młodzież zbiera się przed budynkiem szkolnym i przez 15 minut śpiewa pieśni religijne, po czym spokojnie rozchodzi się do klas. Niezadowolenie wzrasta, trwają dyskusje. Wśród młodych ludzi budzi się bunt.

Przedstawiciel Oddziału Oświaty Rolniczej Urzędu Wojewódzkiego w Siedlcach przeprowadził rozmowy z dwiema nauczycielkami Bogumiłą Szeląg i Stanisławą Makarą.

10 I (wtorek) - Przewodnicząca samorządu szkolnego ZSR Wioletta Sosnowska poinformowała opiekuna samorządu o rozpoczęciu protestu polegającego na nieuczestniczeniu w zajęciach lekcyjnych aż do czasu wyjaśnienia faktu zdjęcia krzyży w szkole. Ponowiła żądanie uczniów, by krzyże powróciły do szkoły.

W godzinach od 13.00 do 17.30 młodzież podejmuje strajk protestacyjny, w którym uczestniczy ok. 500 uczniów. Po wywieszeniu cytatu Mickiewicza: „Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska jest Polską, a Polak Polakiem”, zebrani uczniowie skandują hasła: „Oddajcie nam krzyże!”, „Prosimy o krzyże!”, „Żądamy krzyży!” oraz śpiewają pieśni religijne. Dyrektor z pięcioma nauczycielami usiłuje przeciwdziałać demonstracji. Młodzież nie dopuszcza do rozerwania szeregów.

O godzinie 14-tej przyjeżdżają przedstawiciele władz wojewódzkich: wicewojewoda, dyrektor Wydziału ds. Wyznań, dyrektor Wydziału Rolnictwa, Leśnictwa i Gospodarki Żywnościowej i inspektor oświaty rolniczej Urzędu Wojewódzkiego w Siedlcach. Biorą oni udział w posiedzeniu Rady Pedagogicznej, podczas której ustalono, że wychowawcy internatu przygotują młodzież do podjęcia normalnych zajęć w dniu 11 stycznia. W przeciwnym wypadku wojewoda zawiesi zajęcia w szkole aż do odwołania. Jednak nie dochodzi do spotkania przedstawicieli władz z młodzieżą, gdyż żądają oni wyłonienia kilkuosobowej delegacji, a uczniowie, bojąc się narazić swoich przedstawicieli na represje - odmawiają. Konflikt zaostrza się. Po długich pertraktacjach i otrzymaniu obietnicy władz, że nazajutrz o godz. 8.00 przedstawiona zostanie propozycja rozwiązania konfliktu, uczniowie się rozchodzą.

11 I (środa) - Protest jest kontynuowany. Rano dyrektor zakomunikował zebranym uczniom, że przedstawiciele władz wyjechali i powrócą do szkoły dopiero po południu. Nauczyciel pełniący rolę mediatora przedstawił opracowane na wczorajszej naradzie propozycje kompromisowe: powieszenie jednego krzyża w uzgodnionym miejscu, przekazanie pozostałych krzyży do kościoła parafialnego lub miejscowej kaplicy, zorganizowanie punktu katechetycznego w starym budynku szkoły. Te propozycje dyrektor szkoły od razu odrzucił, mimo że uczestniczył w ich ustalaniu.

Lekceważące niedotrzymywanie terminu przez władze powoduje oburzenie uczniów, którzy dają temu wyraz godzinną demonstracją, po czym rozchodzą się do klas, postanawiając zebrać się ponownie o godz. 15.00. W czasie lekcji młodzież wybiera swoich przedstawicieli i przygotowuje się do rozmów.

Godz. 15. - Młodzież przerwała zajęcie i zgromadziła się w auli, oczekując przybycia przedstawicieli władz wojewódzkich. W tym czasie oburzeni przeciąganiem sprawy uczniowie przesyłają dyrektorowi za pośrednictwem mediatora wotum nieufności, w którym wyrażają dezaprobatę dla lekceważącego stosunku dyrekcji do młodzieży i braku dobrej woli rozwiązania konfliktu.

Godz. 18.45 - Dyrektor Wydziału ds. Wyznań UW w Siedlcach Eugeniusz Piątkowski odbył rozmowę z proboszczem parafii w Garwolinie. Ks. Henryk Bujnik ostatecznie nie wyraził zgody na przeniesienie krzyży do kościoła, twierdząc, że ich miejsce jest tam, gdzie je powieszono - w szkole.

Godz. 20. - Narada Rady Pedagogicznej ZSR, podczas której delegacja władz województwa przekazała nieprawdę: że probosz parafii Przemienienia Pańskiego zgodził się na przeniesienie krzyży do kościoła w Garwolinie.

Godz. 20.30 - Rozpoczyna się spotkanie przedstawicieli władz wojewódzkich z wyłonioną reprezentacją młodzieży. W spotkaniu uczestniczą: przedstawiciele młodzieży w liczbie ok. 50, dyrektor Wydziału Rolnictwa Urzędu Wojewódzkiego Czesław Cąkała, kierownik tegoż Wydziału - Jan Jurczuk, dyrektor Wydziału ds. Wyznań UW - Eugeniusz Piątkowski oraz nauczyciel - mediator. Na wniosek uczniów w rozmowie nie uczestniczą nauczyciele i członkowie dyrekcji ZSR. Przedstawiciele UW próbują rozładować atmosferę opowiadaniem o swoich przeżyciach szkolnych, o sukcesach władz oraz składaniem wiernopoddańczych deklaracji pod adresem ludowej władzy, unikają zaś odpowiedzi na pytania postawione przez młodzież. Wniosek sformułowany przez przedstawicieli uczniów na podstawie przebiegu dyskusji, że „zdjęcie krzyży jest aktem bezprawia w niby demokratycznym państwie” oburza przedstawicieli władz, którzy demonstracyjnie opuszczają salę, wykrzykując: „Nie jesteście uczniami, ale graczami politycznymi”, „Kto tu rządzi - my czy wy?”, „Nie uczcie nas demokracji!”. Uczniowie zapowiadają, że nie wezmą udziału w wyborach, jeśli na odpowiedzialne stanowiska są powoływani nieodpowiedzialni ludzie.

Reprezentacja uczniów ostatecznie zgodziła się na przeniesienie krzyży do kościoła pod warunkiem zawieszenia jednego krzyża przed wejściem do budynku szkoły lub w czytelni.

12 I (czwartek) - Podczas porannego apelu, przedstawiciele uczniów składają sprawozdanie z przebiegu rozmów. Młodzież nie decyduje się na strajk, mimo że początkowo 70% uczniów opowiada się za tą formą protestu. Przekonują ich jednak argumenty: groźba zawieszenia zająć w szkole oraz zwolnienia z pracy niektórych nauczycieli. Po 1,5-godzinnym proteście uczniowie rozchodzą się do klas, postanawiając po lekcjach gromadnie odnieść odebrane od dyrektora krzyże do kościoła w Garwolinie, odległego od szkoły o 5 km.

Po lekcjach ok. 500 uczniów w zwartej kolumnie wyrusza trasą E-81 do Garwolina. Krzyże do kościoła odwożą samochodem przedstawiciele samorządu w asyście wyznaczonych przez dyrektora nauczycieli.

Godz. 16. - Księża z parafii w Garwolinie po odprawieniu nabożeństwa ekspiacyjnego przyjmują krzyże do kościoła, wyrażając przy tym nadzieję, że niebawem wrócą one do szkoły. Krzyże zostają umieszczone na biało-czerwonej tablicy z napisem „Nie było miejsca dla Ciebie, Chryste, w naszej szkole - ZSR Miętne”.

14 I (sobota) - W kościele parafialnym w Garwolinie podczas nieszporów celebrowanych przez ks. Stanisława Bieńkę modlono się w intencji tych, którzy zdjęli krzyże w szkołach, oraz o powrót krzyży do szkół. W nabożeństwie uczestniczył ks. bp Jan Mazur.

25 I (środa) - Ks. bp J. Mazur ponownie skierował pismo do wojewody siedleckiego, w którym ponowił prośbę o przywrócenie krzyży w szkole (sugerując przy okazji możliwość negatywnych reakcji społeczeństwa podczas wyborów). W odpowiedzi wojewoda podtrzymał swoje niechętne stanowisko w tej sprawie.

13-29 I - Biskup siedlecki dla podkreślenia swego uznania dla postawy uczniów z ZSR w Miętnem ofiarował im pamiątkowe krzyże, które odtąd młodzież nosi na piersiach.

Uczniowie codziennie odmawiają modlitwy przed i po lekcjach, co budzi zaniepokojenie dyrekcji i niektórych nauczycieli. Dyrektor poleca wychowawcom wezwać do szkoły rodziców najaktywniejszych uczniów. Nauczyciele, chcąc uchronić przywódców młodzieży od represji, wzywają wszystkich rodziców. Nadzieje dyrektora na to, aby skłonić ich do zakazania uczniom udziału w protestach i manifestacjach, nie ziściły się: rodzice zaaprobowali postawę swoich dzieci, żądając powrotu krzyży do szkoły.

W tym stanie strony zawiesiły działanie na okres ferii.

1 II (środa) - Księża dekanatu garwolińskiego skierowali protest przeciwko zdjęciu krzyży w ZSR do gen. Wojciecha Jaruzelskiego - Prezesa Rady Ministrów i I Sekretarza PZPR, grożąc bojkotem wyborów.

12 II (niedziela) - Krzyże zdeponowane podczas nabożeństwa w kościele w Garwolinie zostały przekazane delegacjom młodzieży z ZSR, które zawiozły je do swoich parafii, gdzie odbyły się adoracje krzyży i modlitwy.

19 II (niedziela) - Rodzice przybyli na wywiadówkę powiesili przywiezione ze sobą krzyże na korytarzach i w niektórych pracowniach, a następnie odmówili dyrektorowi ich zdjęcia.

20 II (poniedziałek) - Krzyże wiszą. Zajęcia odbywają się normalnie. Jednak w godzinach popołudniowych krzyże ponownie zdjęto i przekazano na plebanię w Garwolinie. Zdeponowano je u emerytowanego organisty, gdyż proboszcz i wikariusz odmówili ich przyjęcia.

21 II (wtorek) - Uczniowie konstatują zniknięcie krzyży. Wywołuje to ogólne oburzenie. W czasie długiej przerwy księża prefekci: Stanisław Bieńko, Sławomir Żarski i Michał Śliwowski przywieźli krzyże do szkoły i wręczyli je młodzieży. Uczniowie, po odśpiewaniu kilku pieśni, procesjonalnie obchodzą korytarze szkoły, wieszają krzyże na dawnych miejscach, po czym rozchodzą się do klas. Jednakże decyzją dyrektora ZSR ponownie zostały one zdjęte. Tego dnia władze wojewódzkie spotkały się z bp. J. Mazurem.

22 II - 3 III - Młodzież wiesza w pracowniach i na korytarzach krzyże otrzymane od księdza biskupa. Znikają one niemal natychmiast. Niektórzy nauczyciele zmuszają uczniów do zdejmowania krzyży groźbą wydalenia ze szkoły. Uczniowie zapowiadają, że ewentualne represje spowodują natychmiastowy wybuch strajku.

23 II (czwartek) - Ukazał się komunikat ks. bp. Jana Mazura, w którym ordynariusz siedlecki zapowiada wystąpienie do Przewodniczącego Rady Państwa oraz Marszałka Sejmu o zezwolenie na pozostawienie krzyży w miejscach, gdzie zostały powieszone, zwraca się także do wiernych o składanie podpisów pod protestem oraz modlitwę w intencji obecności krzyża tam „gdzie Polska uczy się i pracuje”.

W niektórych kościołach diecezji siedleckiej rozpoczęto zbieranie podpisów pod petycją w sprawie ponownego zawieszenia krzyży tam, gdzie poprzednio się znajdowały.

25 II (sobota) - Ks. bp. Janowi Mazurowi składają wizytę wojewoda siedlecki płk. Janusz Kowalski i dyrektor Wydziału ds. Wyznań Eugeniusz Piątkowski, którzy sugerują, by list biskupa nie był czytany w kościołach.

29 II (środa) - W ZSR uczniowie ponownie zawiesili krzyże.

5 III (poniedziałek) - W szkole nie ma już ani jednego krzyża. Uczniowie protestują, zbierając się na długiej przerwie na 20-minutową demonstrację ostrzegawczą.

6 III (wtorek) - Uczniowie odmawiają udziału w zajęciach, w proteście nie bierze udziału tylko kilkanaście osób, z przewodniczącą ZSMP na czele. Natomiast do szkoły przychodzą uczniowie przebywający na zwolnieniach lekarskich. Na popiersiu patrona szkoły, ks. Stanisława Staszica uczniowie zawieszają tablicę ze słowami Romualda Traugutta: „Byliśmy wierni Bogu w dniach zwycięstw i chwały, pozostaniemy Mu wierni w dniach prześladowań i klęski. Bóg nas nie opuści.” Przez 7 godzin uczniowie odmawiają różaniec, śpiewają pieśni religijne. Bezskutecznie domagają się rozmowy z dyrektorem, pragnąc wręczyć mu przygotowaną petycję.

Godz. 14. - Ok. 350 osób udaje się zwartą grupą do kościoła w Garwolinie. Na czele procesji młodzież niesie duży krzyż, a w uniesionych dłoniach uczniowie trzymają krzyże, które otrzymali od ks. bp. Jana Mazura i nosili odtąd na piersiach. Po drodze uczniowie ZSR w Miętnem wstępują do Technikum Ekonomicznego i Liceum Ogólnokształcącego w Garwolinie, część uczniów z tych szkół dołącza do protestującej młodzieży. Po nabożeństwie, podczas którego księża udzielili uczniom moralnego wsparcia, uczniowie rozchodzą się do domów, a mieszkańcy internatu wracają do Miętnego z krzyżem na czele.

Godz. 17. - Rozpoczyna się posiedzenie Rady Pedagogicznej z udziałem przedstawicieli władz, na którym zostaje ogłoszona decyzja o zawieszeniu zajęć, poparta groźbą rozwiązania szkoły, jeśli sytuacja się nie unormuje. Wicewojewoda - Jerzy Nasiadko zapowiada rozliczenie się z nauczycielami, którzy - jego zdaniem - źle wychowują młodzież.

7 III (środa) - Uczniowie proklamują strajk okupacyjny. W godzinach popołudniowych ok. 400 uczniów podjęło okupację budynku.

Decyzją wojewody zajęcia zostały zawieszone na czas nieokreślony. W rejon Miętnego i Garwolina skierowano kompanię ZOMO z Siedlec oraz kompanię ZOMO z Warszawy.

Tymczasem uczniowie okupujący szkołę zajmują się stroną organizacyjną. Zbierają pieniądze na żywność, gdyż personel stołówki na polecenie dyrektora odmawia im nawet chleba. Uczniowie wydelegowani do sklepu po żywność i do internatu po koce po powrocie zastają drzwi do szkoły zamknięte, a okna - strzeżone przez personel. Wszystkim jednak udaje się dołączyć do strajkujących kolegów, m.in. ryzykowną drogą przez dach. Strajkujący wystawili warty, zorganizowali punkt żywnościowy i miejsce do spania na macie zapaśniczej ułożonej w auli.

Godz. 21. - Władze przystąpiły do działań zmierzających do zlikwidowania okupacji budynku. Gdy uczniowie odśpiewali Apel Jasnogórski, przybył do nich prokurator rejonowy, który zagroził sankcjami karnymi za okupację budynku szkolnego. Następnie dyrektor odczytał zarządzenie wojewody siedleckiego o zawieszeniu zająć aż do odwołania. Uczniowie odśpiewali „Rotę” i przewidując wkroczenie ZOMO na teren szkoły opuścili ją, udając się do kościoła w Garwolinie.

Zwarta grupa młodzieży z krzyżem na czele wędrowała drogą E-81, kilkakrotnie mijana była przez kolumny samochodów milicyjnych z włączonymi sygnałami świetlnymi; w odległości 1 km od Garwolina natrafia na oddział ZOMO blokujący drogę. Dowódca oddziału wzywa młodzież do rozejścia się, grożąc użyciem gazów obezwładniających. Uczniowie odnoszą wrażenie, że zomowcy są pod wpływem alkoholu. Krańcowe napięcie nerwów i zmęczenie rodzi krótkotrwały popłoch, który jednak szybko zostaje opanowany.

Godz. 22.20 - W kościele w Garwolinie zaczęły bić dzwony, zgromadzeni wierni rozpoczęli przemarsz w kierunku Miętnego, jednak im także zablokowały oddziały ZOMO.

Uczniowie, eskortowani przez samochody milicyjne, zawracają do Miętnego, by po odśpiewaniu pieśni „My chcemy Boga” o godz. 23.40 udać się na spoczynek.

8 III (czwartek) - W związku z zawieszeniem zajęć w ZSR o godz. 6 rano pod szkołę podstawiono trzy autokary, które miały odwieźć uczniów do ich stałego miejsca zamieszkania. Młodzież odmawia jednak wyjazdu, mając zamiar wziąć udział w nabożeństwie o godz. 8 rano, zapowiedzianym przez księży. Obawiając się interwencji ZOMO na drodze E-81, uczniowie podążają do garwolińskiego kościoła przez pola, ale i tak przechodząc obok cmentarza napotykają na patrol ZOMO, przed którym chronią się za murem cmentarnym.

Na odgłos dzwonu uruchomionego przez młodzież na cmentarz przychodzi ks. Stanisław Bieńko. Za jego radą uczniowie rozpraszają się i małymi grupkami docierają do kościoła w Garwolinie, gdzie zgromadziło się ponad 1500 osób - mieszkańców Garwolina, uczniów garwolińskich szkół. Obecny był także ks. bp J. Mazur, homilię wygłosił proboszcz parafii ks. Henryk Bujnik.

Po nabożeństwie, w czasie wspólnego śniadania na plebanii, uczniowie postanawiają odbyć nazajutrz pielgrzymkę na Jasną Górę.

9 III (piątek) - Po nabożeństwie w Garwolinie dwóch księży i delegacja młodzieży ZSR udała się na pielgrzymkę do Częstochowy. Na dworcach i w pociągu uczniowie raz po raz identyfikują śledzących ich osobników.

Tymczasem władze szkolne zarządziły nową rekrutację młodzieży do ZSR, przy czym warunkiem przyjęcia do szkoły jest podpisanie przez ucznia i jego rodziców oświadczenia, że zapisuje się do szkoły świeckiej, w której nie ma miejsca na symbole religijne. W związku z tym wymagano od rodziców i ucznia złożenia oświadczenia o przestrzeganiu regulaminu szkoły i jej świeckiego charakteru. Większość rodziców odmówiła podpisania tego dokumentu.

Ks. bp Jan Mazur wystosował kolejne pismo do wojewody, w którym ubolewa nad sytuacją młodzieży oraz zawieszeniem zajęć w szkole, jak również nad użyciem ZOMO przeciwko młodzieży udającej się do Garwolina. Zaapelował o zezwolenie na ponowne zawieszenie krzyży; za niesprawiedliwą akcję i brutalną presję na sumienie ludzi uznał wymuszanie na rodzicach podpisywania oświadczeń o uznaniu świeckości szkoły, co było warunkiem przyjęcia dziecka do ZSR.

10-25 III - We wtorki i piątki uczniowie ZSR w Miętnem i innych szkół uczestniczą w specjalnych katechezach prowadzonych przez ks. bp. Jana Mazura. W czasie tych spotkań piszą list do Ojca Świętego oraz apel do młodzieży: „Apel młodzieży walczącej o Krzyż Chrystusowy Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem k/Garwolina do młodzieży wierzącej w Polsce i na świecie

Po długich zmaganiach o Krzyż Chrystusa w naszej szkole, ciągle niezłomni w swych przekonaniach religijnych wobec władz szkolnych, które chcą nas tego Znaku Zbawienia pozbawić, zostaliśmy wydaleni ze szkoły, bez możliwości kontynuowania nauki.

Zmuszeni tymi okolicznościami w Roku Nadzwyczajnego Jubileuszu Odkupienia, wzywamy do apelu młodzież całej Polski i świata, tę młodzież, dla której drogi jest Krzyż Chrystusa - symbol Zbawienia i Zwycięstwa, dobra nad zakłamaniem, wolności nad przemocą, sprawiedliwości nad krzywdą, miłości nad nienawiścią, życia nad śmiercią.

Prosimy Was, Przyjaciele Krzyża Chrystusowego, w imię naszej wiary i humanizmu, byście stanęli ramię w ramię z nami przy Krzyżu, który jest lub będzie w Waszych szkołach czy uczelniach i dali wyraz solidarności z nami swym protestem, modlitwą i świadectwem życia.”

Duchowym wsparciem Ojca Świętego było Jego błogosławieństwo i pamiątkowe krzyżyki dla uczniów.

W szkole trwają spotkania dyrekcji z rodzicami, mające na celu nakłonienie ich do podpisania oświadczeń. Efekt tych spotkań jest minimalny. Coraz więcej uczniów odbiera w ZSR w Miętnem dokumenty i usiłuje przenieść się do innych szkół. Do 27 marca liczba uczniów, którzy odebrali dokumenty, przekracza 390. Mają oni jednak duże kłopoty ze znalezieniem miejsca w innych szkołach, ze względu na zakaz przyjmowania uczniów z Miętnego, rozesłany przez Ministerstwo Rolnictwa do wszystkich szkół rolniczych.

Trwają negocjacje między ks. bp. Janem Mazurem a wojewodą siedleckim, mające na celu wypracowanie kompromisu.

13 III (wtorek) - Wydany został komunikat z posiedzenia Rady Głównej Episkopatu Polski, poruszający m.in. kwestię obrony krzyża w Miętnem.

21 III (środa) - Zespół Wydziału Propagandy i Agitacji KW PZPR w Siedlcach opracował program oraz wnioski dotyczące pracy politycznej wynikającej z oceny sytuacji społeczno-politycznej w województwie na tle wydarzeń w Miętnem. W programie tym zalecono m.in.: wygłoszenie we wszystkich szkołach ponadpodstawowych rejonu garwolińskiego cyklu referatów dla nauczycieli i uczniów na tematy związane ze świeckością szkół, powołanie specjalnej komisji do przeprowadzenia rozmów ze wszystkimi nauczycielami ZSR w Miętnem oraz uczniami klas maturalnych i ich rodzicami, a także podjęcie działań informujących społeczeństwo województwa o „faktycznym przebiegu wydarzeń w Miętnem”.

24 III (sobota) - Do ZSR przybyło czterech księży z parafii Garwolin, którzy na korytarzu szkoły odczytali rodzicom przybyłym na zebranie pismo ks. bp. Jana Mazura. Po rozmowie z dyrektorem księża opuścili szkołę, a rodzice odmówili podpisywania oświadczenia.

27 III (wtorek) - Zajęcia w ZSR w Miętnem zostały wznowione, ale dopuszczono do nich tylko tych uczniów, którzy podpisali oświadczenie o respektowaniu świeckiego charakteru szkoły. Jest ich ok. 90 (na 600). Jest to niezgodne z zapewnieniem wojewody, złożonym na ręce ks. bp. Jana Mazura. Ponadto odbyte przez księdza biskupa w tym czasie spotkanie z ministrem ds. wyznań Adamem Łopatką nie przyniosło żadnego rezultatu. Wobec tych faktów ordynariusz siedlecki podejmuje ścisły post o chlebie i wodzie aż do rozwiązania konfliktu.

4-5 IV - Odbywają się kolejne spotkania wojewody z ks. bp. J. Mazurem, które prowadzą do zażegnania konfliktu. Ustalono na nich następujące kwestie:

„ - rozpoczęcie zajęć w pełnym wymiarze,

- zawieszenie krzyża w pomieszczeniu bibliotecznym,

- wyciszenie nieprzychylnej postawy kleru”.

Bp J. Mazur domagał się, aby nikt z młodzieży nie był represjonowany na maturze, ponadto aby minister A. Łopatka wycofał zarządzenie Ministra Oświaty i Wychowania oraz Ministra Rolnictwa zakazujące przyjmowania młodzieży ZSR do innych szkół. Były to uzgodnienia ustne, nie podpisano żadnego protokołu oraz nie podano do mediów wspólnej informacji.

6 IV (piątek) - O godz. 11.35 dyrektor zwołuje nadzwyczajny apel, na którym ogłasza ostateczne ustalenia wypracowane między Episkopatem i Rządem oraz ordynariuszem siedleckim i wojewodą w trakcie pertraktacji:

- w czytelni szkoły będzie wisiał krzyż,

- uczniowie mogą nosić emblematy religijne i kłaść je na ławkach w czasie lekcji,

- wszyscy uczniowie mogą bez przeszkód wrócić do szkoły,

- wobec uczniów i nauczycieli nie będą stosowane represje,

- zostaną wycofane oświadczenia warunkujące powrót do szkoły.

9 IV (poniedziałek) - Po przyjętych uzgodnieniach w ZSR wznowiono naukę.

„Nie wiedziałem, że mam tak wartościową młodzież” (o uczniach)

Jak to się stało, że właśnie młodzież w Miętnem tak zdecydowanie zaprotestowała przeciwko usunięciu krzyży ze szkoły? W tym czasie krzyże znikały ze ścian i w innych szkołach, jednak często kończyło się to odniesieniem ich do kościoła i odprawieniem nabożeństwa ekspiacyjnego. Obrona prawa do obecności krzyża Piętnem Zespole Szkół Rolniczych trwała 100 dni, obfitowała w momenty bardzo dramatyczne, przebiegała w okresie bardzo trudnym dla maturzystów.

Obrona krzyży autonomicznym dziełem uczniów

Kapłani, nauczyciele, rodzice zgodnie podkreślają, że obrona krzyży była dziełem samych uczniów - wynikała z ich przekonań, to oni samodzielnie i spontanicznie rozpoczęli protest. Osoby dorosłe mogły jedynie dać im wsparcie duchowe, służyć radą, upomnieć się o ich prawa na szerszym forum, gdy młodzież o to porosiła. Jednak decyzje dotyczące przebiegu protestu podejmowała już sama. - Serca nam się rwały się uczniów podczas ich strajku, ale jedna drugą powstrzymywała, odciągała na siłę przed dołączeniem do nich, by nie było podejrzeń o sprowokowanie tych wydarzeń przez nauczycieli, o manipulowanie uczniami - twierdzą nauczycielki, które przed 20 laty opowiedziały się po stronie uczniów.

Swoiste świadectwo młodzieży uczącej się w ZSR w Miętnem dał Ryszard Domański - dyrektor szkoły i jednocześnie kierownik propagandy w Miejsko -Gminnym Komitecie PZPR w Garwolinie, który sprowokował wydarzenia związane z obroną obecności krzyża w szkole. Podczas rozmowy z katechetą - ks. Stanisławem Bieńką przyznał:

- Nie wiedziałem, że mam tak wartościową młodzież.

To jednak nie zmieniło jego postępowania wobec tej wartościowej młodzieży.

Z perspektywy lat i już bez bezpośrednich emocji towarzyszących zdarzeniu, gdy się analizuje przebieg protestu, widać wyraźnie, że uczniowie wykazali się wielką samodzielnością, dojrzałością moralną i organizacyjną. Młodzież potrafiła sformułować dojrzałe i realistyczne żądania, określić granice dopuszczalnego ryzyka, ochronić zarówno popierających ich nauczycieli jak i swych liderów, uniknąć prowokacji oraz podejmować trafne i rozsądne decyzje. Te ostatnie nie oznaczały jednak konformizmu - wyrzeczenia się wyznawanych wartości za cenę powrotu do szkoły. Konsekwentnie dążyli do celu, nawet za cenę wydalenia ze szkoły i w perspektywie - zamknięcia sobie drogi do dalszego kształcenia.

Zwraca uwagę fakt, że zarówno ówczesna dyrekcja szkoły jak i władze zwierzchnie posługiwały się innymi metodami. Oprócz gróźb, przemocy i szantażu były to krętactwa, oszustwa, niedotrzymywanie zobowiązań - nawet tych ustaleń, które były przyjmowane między władzami wojewódzkimi a ówczesnym ordynariuszem diecezji ks. bp. Janem Mazurem. Także po powrocie krzyża do szkoły.

Jeśli zaś chodzi o poziom wyrobienia politycznego uczniów tej szkoły, to świadectwo wystawił im wysoki urzędnik wojewódzki. Zapędzony przez młodzież podczas dyskusji w kozi róg i nie mogąc znaleźć argumentów merytorycznych, nazwał ich „graczami politycznymi”.

Najważniejszy był Krzyż

Jakie motywacje mieli uczniowie, gdy podejmowali protest? Czy nie był to tylko młodzieńczy bunt, potrzeba zaprotestowania, wyszumienia się? Czy rzeczywiście chodziło o krzyż? Wioletta Sosnowska ( obecnie Kluczek) była wówczas w klasie maturalnej. Uczyła się dobrze, miała też żyłkę społecznikowską, działała w samorządzie uczniowskim, koleżanki i koledzy wybrali ją na przewodniczącą Młodzieżowej Rady Internatu. Cieszyła się wśród nich dużym zaufaniem, dlatego często, także w trakcie protestu, zwracali się do niej z prośbą o radę i ufali jej decyzjom. Jako przedstawicielka szkoły przedstawiła dyrektorowi pytania dotyczące zniknięcia krzyży.

- Pochodzę z rodziny głęboko religijnej, krzyż towarzyszy mi od urodzenia. Gdy zabrano go nam ze szkoły, miałam wrażenie, że odarto nas z tego, co dla nas najważniejsze w życiu. Zakaz obecności krzyża był dla mnie jednoznaczny z dążeniem do usunięcia Boga z serca. Jak nie ma miejsca dla krzyża na ścianie szkoły, to w konsekwencji nie powinno być miejsca na rozmowy o Bogu, motywacje religijne w postępowaniu w tej samej szkole. Dyrektor zresztą powiedział nam wprost: „tu nie ma miejsca na sentymenty religijne”.

Jarosław Maczkowski rozpoczął naukę w ZSR w Miętnem w 1981 r. - w 3. klasie. Urodził się w Tczewie, mieszkał w Gdańsku i w Gdyni. Podczas strajku stoczniowców był wśród robotników, fotografował to, co się działo w Stoczni Gdańskiej. Podkreśla, że udział w tych wydarzeniach oraz fakt, iż był najstarszym uczniem w ZSR, gdyż miał dwuletnia przerwę w nauce, podczas której pracował, dał mu spory dystans do tego, co na co dzień działo się w szkole. Nie szukał zaczepki, ale też od początku nie krył swych poglądów. Mimo nacisków ze strony jednej z nauczycielek nie zapisał się do ZSMP, na niektórych lekcjach po pół godziny dyskutował z nauczycielami na temat bieżących wydarzeń i komentarzy usłyszanych w Dzienniku Telewizyjnym.

- W tym wszystkim, co się zdarzyło 20 lat temu w Miętnem, znak krzyża był najważniejszy. Skoro młodzież wierząca życzyła go sobie w szkole, to dyrekcja powinna to uszanować. A niewierzącym nie powinien przeszkadzać, skoro jest dla nich tylko nic nieznaczącym emblematem. Zresztą jeden z nauczycieli, który deklarował się jako niewierzący, popierał nasze prawo do krzyża w szkole. Ale chodziło też o pokazanie, że nie pozwolimy sobie pluć w twarz.

„Nie rzucim, Chryste, świątyń Twych”

Jarosław Maczkowski przypomina sobie, że protest rozpoczął się na początku grudnia, gdy znikły krzyże z pracowni. Na lekcji z wychowawczynią - Elżbietą Mędziło zauważyli, że na ścinanie pozostał jedynie ślad po krzyżu.

- Choć nie byłem w samorządzie, skrzyknęliśmy się, zaczęliśmy dyskutować, napisaliśmy pismo do dyrekcji. Następnie pojechaliśmy we trójkę z Wiolettą Sosnowską i Tomaszem Malickim do Garwolina, żeby poinformować o tym księży.

Zarówno pani Wioletta jak i pan Jarosław podkreślają, że nie byłoby mowy o jakimkolwiek proteście, gdyby większość młodzieży nie myślała podobnie.

- Gdyby iluś maturzystów nie chciało podjąć się obrony krzyża, nic by z tego nie wyszło. Ale znalazła się grupa dziewcząt i chłopców, którzy stanęli na czele i powiedzieli: koniec. Reszta poszła za nimi - mówi Jarosław Maczkowski.

- Podczas apelu 19 grudnia moja klasa stała obok klasy V TMR (Technikum Mechanizacji Rolnictwa) - wspomina Wioletta Kluczek. - Gdy dyrektor odmówił przywrócenia krzyży do szkoły, tych ponad 30 młodych mężczyzn nagle spontanicznie zaintonowało: „Nie rzucim, Chryste, świątyń Twych”. Ta pieśń otworzyła nam serca, uświadomiła, o co walczymy, co chcą nam odebrać. Już wówczas trzy czwarte uczniów było zdecydowanych bronić obecności krzyży. Panował wielki entuzjazm, uczniowie pisali wiersze, spisywali pamiętniki, układali piosenki i one natychmiast rozchodziły się po szkole, recytowano je, wspólnie śpiewano pieśni. Panowała też wielka zgodność.

Jarosław Maczkowski wspomina różne akcje, które udało się zrealizować dzięki jedności panującej wśród uczniów. Na przykład milczenie - gdy ponad sześciuset uczniów milczało na przerwie, to niepokoiło, drażniło dyrekcję i niektórych nauczycieli; gdy uczniowie zamiast się rozejść na przerwę, zostawali na apelu i śpiewali pieśni - religijne i patriotyczne, to też było dla niektórych nie do pojęcia, nie do wytrzymania…

Panowała jedność i zgoda

Decyzje grupy osób, które cieszyły się największym autorytetem, podejmowane bardzo spontanicznie, z minuty na minutę, były respektowane, realizowano je - nie dyskutowano nad nimi, nikogo nie trzeba było przekonywać, namawiać. Panowała jedność i zgoda.

- Gdy postanowiliśmy iść do kościoła w Garwolinie, uczniowie ubierali się i wychodzili na plac, szli zwartą kolumną. Gdy postanowiliśmy strajkować, natychmiast zorganizowały się służby porządkowe, ktoś zadbał o to, by było co jeść ( byliśmy głodni, bo dyrektor zabronił wydawać posiłki w stołówce internatu), panował idealny porządek. Młodzież była pełna entuzjazmu i wiary, przekonana, że stając w obronie krzyża dobrze postępuje - mówi Wioletta Kluczek. Ale były i chwile bardzo trudne: - Jednak wystarczyła modlitwa, śpiew, czasem - pokrzepiające słowo kapłana, nauczyciela, rodzica, aby po chwilowych załamaniach, zwątpieniu wracała wiara, entuzjazm, energia. Gdy po strajku ostrzegawczym dyrektor próbował nas rozpędzić, spisywać nazwiska uczniów, część się rozproszyła, ale na następnym apelu znowu był komplet. Tak jak w nocnym marszu podjętym w nocy 7 marca po zawieszeniu szkoły, gdy spotkali oddział ZOMO. Trzeba pamiętać, że oddziały uzbrojonych zomowców stanęły naprzeciw gromady bezbronnych uczniów w wieku 15-19 lat, w większości dziewcząt - czasem przerażonych, zziębniętych, zmęczonych. Trudno się dziwić, że były łzy i omdlenia. I chwilowe rozproszenie. Ale zaraz wszyscy wrócili do szeregu.

Jarosław Maczkowski, choć był w Stoczni Gdańskiej podczas strajków i potwierdza, że pewne elementy tam podpatrzył, przyznaje, iż nie miało to bezpośredniego przełożenia na to, co działo się w ZSR w Miętnem.

- Koledzy i koleżanki wielekroć mnie zaskakiwali - zdyscyplinowaniem, utrzymywanym porządkiem, ofiarnością.

Trudne chwile

Pytany o najtrudniejszy moment strajku, Jarosław Maczkowski odpowiada: - Dla mnie nie było to spotkanie z ZOMO. Wiedziałem, że mogą pokrzyczeć, polać wodą, nie przepuszczą nas, to się rozbiegniemy, uciekniemy i tyle nam zrobią - skończy się na strachu. Psychologicznie trudniejszy był dla mnie pat, jaki nastąpił w kilka tygodni po zawieszeniu szkoły, gdy nie było widać żadnego rozwiązania, a nie wszyscy mieli jednakową determinację. Część starała się o przeniesienie do innych szkół, tam ich nie przyjmowano. Bardzo trudne były dla mnie rozmowy z dwoma kolegami, którzy przyszli do mnie ze łzami, mówiąc, że chcieliby skończyć szkołę. Mogłem im tylko powiedzieć, że świat się nie skończy, gdy zdadzą maturę za rok - tak jak to bywa w różnych przypadkach losowych i nieszczęściach, po których ludzie żyją dalej.

Tylko 90 na ponad 600 uczniów przed 27 marca, kiedy wznowiono zajęcia w szkole, podpisało tzw. lojalki - oświadczenia zgody na „świecki charakter szkoły”, czyli na usunięcie z niej krzyży. Pozostali ich nie podpisali, mimo całego dramatyzmu sytuacji. Do końca roku i matury pozostawało coraz mniej czasu, istniał zakaz Ministerstwa Rolnictwa przyjmowania uczniów z Miętnego do innych szkół rolniczych, a dyrektor zabronił wpuszczania na lekcje w ZSR w Miętnem tych uczniów, którzy lojalek nie podpisali. Tylko niektórzy nauczyciele mieli odwagę się temu nie podporządkować

Konsekwencje udziału w obronie obecności Krzyża były dla wielu bolesne, szczególnie dla maturzystów. Długotrwały niepokój, niepewność, fakt, że po dwudniowym strajku na miesiąc zawieszone zajęcia w ZSR, uczniowie zaś, którzy przenieśli się do innych szkół, musieli zdawać matury w obcym środowisku - to nie sprzyjało skupieniu, dobrej kondycji psychicznej i intelektualnej. Ostatecznie ci, którzy wrócili do Miętnego, maturę zdali, dyrektor zresztą wydał ostatecznie instrukcję nauczycielom, by nie utrudniać uczniom egzaminu dojrzałości. Ale na przykład w Brwinowie, dokąd przeniósł się Jarosław Maczkowski z grupą kolegów tylko jemu jednemu udało się zdać maturę, reszta oblała, choć byli dobrymi uczniami i w normalnej sytuacji skończyliby na dobrych ocenach. Niektórzy uczestnicy protestu mieli potem trudności ze znalezieniem pracy.

Problemy w nowej szkole miała także Wioletta Sosnowska (obecnie Kluczek). Jeden z nauczycieli nie chciał jej zaliczyć przedmiotu, twierdząc, że jest „kompletnym zerem” i powinna iść tam, skąd przyszła. Mimo że było już po zawarciu porozumienia i uczniowie mogli wracać do Miętnego, Wioletta miała zamkniętą drogę powrotu.

- Każdego przyjmę, ale nie ją - powiedział dyrektor Ryszard Domański jej mamie. Okazało się, że gdy doszło do egzaminu komisyjnego z tego przedmiotu, zdała go na piątkę. Egzamin dojrzałości również zdała pomyślnie.

„Światło na całe życie” - Ostatecznie wydarzenia te nikomu nie złamały przyszłości, wszystko dało się nadrobić, ludzie poukładali sobie życie - twierdzi Jarosław Maczkowski. - Dla wielu osób było to ważne doświadczenie, które wpłynęło na ich dalsze postawy. Mi dało to przekonanie, że nie wolno się bać, że należy walczyć w słusznej sprawie.

On sam jest obecnie dziennikarzem - redaktorem naczelnym „Głosu Garwolina”, współpraca z dziennikarzami zachodnimi podczas protestu w Miętnem dała mu wgląd w ich pracę. Pomaga innym działając także w „Solidarności”; twierdzi, że ludzie mają do niego zaufanie, bo wierzą, że będzie o nich walczył i nie będzie się bał.

Kiedy rozmawiałam z Bogusławą Gorą, nauczycielką, która zdecydowanie opowiedziała się przed 20 laty za protestującymi uczniami, ta z dumą podkreślała, że jej uczennica z ówczesnej klasy maturalnej, obecnie nauczycielka w polskiej szkole w Wilnie, obroniła pracę doktorską. Następnie wymieniła innych doktorów z różnych dziedzin od mechanizacji rolnictwa przez geologię po … teologię. Dwie uczennice ówczesnych klas maturalnych Hanna Salwa i Anna Mroczek są siostrami zakonnymi. Bogusława Gora przypomina sobie, że jesienią 1984 r. dyrektor wymienił Annę Mroczek jako najlepszą uczennicę w szkole. Obie siostry przyznają, że wydarzenia związane z obroną krzyża szkole były dla nich ważne: choć nie miały bezpośredniego związku z wyborem drogi życiowej, to jednak rzuciły światło na całe ich życie, podziałały na kształtowanie się świadomości.

- Było jeszcze wiele znaków, które Bóg mi dawał, ale zaczęło się właśnie w Miętnem - to był pierwszy znak powołania - wspomina s. Hanna Salwa. Przyznaje również, że choć pochodziła z rodziny wierzącej, gdzie Pan Bóg był ważny, a krzyż stanowił wielką wartość i świętość, jako 19-latka zaliczała się do zwykłych dziewcząt, nie miała jakichś głębszych refleksji nad życiem. - Obrona krzyża była wezwaniem skierowanym do mnie przez Pana Jezusa. Wiedziałam, że dużo ryzykuję. Chciałam zdać maturę i miałam plany dotyczące dalszej nauki. Ale wiedziałam też, że nie mogę zdradzić Boga.

- To byli mądrzy uczniowie i uczyło się na wyższym poziomie niż obecnie. Czytali lektury, chętnie dyskutowali, pisali piękne wypracowania. Ci najbardziej zdolni podostawali się na studia i je pokończyli, inni pozakładali rodziny, pracują na swych gospodarstwach, teraz uczymy ich dzieci - opowiada pani Bogusława Gora. Dodaje także, że nikt z tych jej uczniów, z którymi rozmawiała, nie żałował udziału w obronie krzyża, nikt się nie skarżył, że to miało negatywny wpływ na dalsze życie. Aby pamiętali o tym, co jest najważniejsze

Pamiętniki pisane przez niektórych z nich kończą się na wrażeniach z pobytu w 1990 r. w szkole z okazji szóstej rocznicy obrony krzyża.

„Pełne zwycięstwo! Jaka radość!...Można się cieszyć, że nasza walka już przynosi owoce” - napisała Wioletta Sosnowska - Kluczek.

Jarosław Maczkowski tak zakończył swoje wspomnienia: : „Chciałbym, aby kolejne pokolenia uczniów ZSR pamiętały o takich symbolach jak KRZYŻ, jak orzeł w koronie, o takich wartościach jak wolność, solidarność. Trudno na pewno cieszyć się wolnością, gdy nie pamięta się czasów niewoli, ale w pogoni za sukcesem, szczęściem pieniędzmi trzeba się zatrzymać, zastanowić, co jest najważniejsze i wiedzieć o tym, że ważne jest, by orzeł miał koronę, aby KRZYŻ wisiał tam, gdzie chcą go ludzie wierzący: w szkole, w pracy, przy drodze, abyśmy mogli zawsze pełnym głosem wyrażać swoje myśli i uczucia.

Dziękuję Bogu za lekcję udzieloną mi podczas pamiętnych dni w Miętnem.”

Fragmenty pamiętników uczniów z okresu walki o obecność krzyża w szkole Z pamiętnieka Wioletty Sosnowskiej-Kluczek 12 stycznia - czwartek Ranny dzwonek jest hasłem do zebrania się w holu szkoły wszystkich uczniów na zorganizowanym naszym wspólnym apelu. Uczniowie biorący udział w rozmowach przedstawiają stanowisko władz i swoje wrażenia. Młodzi ludzie po raz kolejny czują się zawiedzeni, czego dowodem jest szmer oburzenia. Jedyną naszą bronią są pieśni. Więc znów śpiewamy. Śpiew jest coraz głośniejszy, mocniejszy.

W tym czasie dyrektor zobowiązuje nauczycieli do przekazania nam ostrzeżenia o możliwości zawieszenia działalności szkoły, jeżeli nadal będziemy protestować.

Zaczyna się dramat podjęcia decyzji. Brak jednomyślności. Wówczas jedna klasa maturalna TO4 zdecydowała przerwać strajk. Powoli wykruszyła się połowa szkoły. Ci, którzy zostali, byli zdruzgotani. Płakaliśmy, czarna rozpacz ogarnęła wszystkich, czuliśmy się opuszczeni, zdruzgotani, bo tamci odeszli.

Były z nami niektóre profesorki (one też płakały), podziwiały nas za odwagę i wytrwałość, ale jednocześnie bały się konsekwencji.

Na koniec przyszedł zastępca dyrektora, pan Janiszek i polecił nauczycielom spisać pozostałych uczniów.

Wówczas rozeszliśmy się.

Przez pozostałe cztery lekcje układaliśmy plan działania. Lekcje właściwie i tak nie toczyły się normalnie, bo prawie wszyscy gorzko płakali, dyskutowali między sobą oraz z nauczycielami. Nie dawaliśmy za wygraną. Wreszcie zdecydowaliśmy. Po lekcjach wolno nam robić wszystko, bo mamy „czas wolny”, a zatem całą szkołą, procesjonalnie - udajemy się do Kościoła w Garwolinie. Poszli wszyscy. Całą drogę śpiewali pieśni religijne.

Dyrektor tymczasem znowu uciekł się do podstępu.

Wezwał do siebie, do gabinetu (niby na rozmowę z władzami) trzy osoby: mnie, Elkę z mojej klasy i Tadka.

Gdy tylko przekroczyliśmy próg jego gabinetu, wskazał nam leżące na biurku pudełko, w którym znajdowały się Krzyże.

Kazał policzyć, zapakował je i oddał nam, byśmy odwieźli je do kościoła.

Zaniemówiłam. Nie wiedzieliśmy, co robić, baliśmy się podstępu, że odda Krzyże i będzie miał z głowy.

Widząc naszą rozterkę, dyrektor powiedział, że wyrzuci Krzyże do kosza.

Zabraliśmy je, ale nie pozwolono nam iść razem ze wszystkimi. Wsadzili nas do taksówek i inną drogą, abyśmy nie mijali procesji - zawieźli na plebanię.

Księża, kiedy się dowiedzieli, że młodzież z Miętnego idzie do kościoła - odwołali kolędę duszpasterską i wszyscy czekali na nas. My z płaczem opowiedzieliśmy o wszystkim. Proboszcz i pozostali księża odprawili specjalnie dla nas Mszę Św. przebłagalną. Była to wręcz Msza „pogrzebowa”. Płakali wszyscy: my, przybyli parafianie, a nawet Księża. Przez całą Mszę Św. trzymałam Krzyże w pudełku na rękach, a potem złożyłam je na ołtarzu.

Słowo Boże wygłosił do nas Ksiądz Stanisław Bieńko. Kochany ksiądz - widząc naszą rozterkę i rozpacz, pocieszał nas, pochwalił za odwagę i powiedział, żebyśmy się nie martwili, bo w świątyni Krzyże będą chwilowo. Poczekają tu na spokojne dni i niebawem wrócą do szkoły. Homilia Księdza bardzo nam pomogła i podniosła nas na duchu.

Końcowego błogosławieństwa udzielili nam wszyscy księża naszymi Krzyżami.

Do internatu powróciliśmy pokrzepieni i znów pełni ochoty do walki.

Ten dzień był dla nas straszny, przeżyliśmy go jako dzień żałoby. Wierzę jednak, że każdym naszym posunięciem kieruje sam Bóg i za naszym pośrednictwem ukazuje światu siłę wiary ludzi prostych, niezorganizowanych. On kieruje naszymi krokami i nie pozwoli przegrać.

W Krzyżu - zwycięstwo!

W Kościele, przed ołtarzem umieszczono Krzyże na biało-czerwonej tablicy i napisano:

Nie było miejsca dla Ciebie, Chryste, w naszej szkole ZSR Miętne

13-19 stycznia Trwają dni ciężkiej walki. Wiemy już, że o naszych wydarzeniach poinformowany jest ks. bp. Jan Mazur i Prymas Polski - Kardynał Józef Glemp.

Wiemy także, że toczą się rozmowy Księdza Kardynała z władzami.

Czekamy na szczęśliwe porozumienie i pozytywne rozwiązanie sprawy. Ksiądz Biskup dał nam jeszcze inne Krzyże (bo tamtych zabrakło) i nosimy je na piersiach.

Codziennie rano i na zakończenie lekcji - odmawiamy pacierz. Wiemy, że młodzież z innych szkół i miast solidaryzuje się z nami w modlitwie: noszą Krzyże, śpiewają Anioł Pański i zachowują całkowite milczenie na dużej pauzie.

Tymczasem nasz dyrektor nie wytrzymuje psychicznie tej zimnej wojny. Zaleca nauczycielom przeprowadzenia spotkań z rodzicami uczniów najaktywniejszych podczas protestu. Niektórzy wychowawcy, chcąc uniknąć represji wobec jednostek, wzywają całe klasy. Niektóre klasy nie pozwalają na wyłapywanie „przedstawicieli” i zgłaszają na ochotnika wszystkich rodziców.

Dyrektor zaleca przekonywanie rodziców co do świeckości szkoły, aby ci następnie wpłynęli na swoje dzieci i zabronili im protestować, demonstracyjnie nosić Krzyże, oraz modlić się w szkole.

- Od tego jest Kościół - twierdzi.

Zebrania odbywają się w obecności dyrekcji. Rodzice popierają stanowisko swoich dzieci, nie wdając się w dyskusje. Życzą sobie, aby Krzyże były w szkole, tak jak to było za ich czasów. 30 stycznia - 12 luty

Ferie szkolne. Młodzież jest w domu, lecz walka toczy się nadal. Są wysyłane pisma do Sejmu, Rady Państwa i innych władz centralnych z podpisami naszych rodziców i młodzieży o uznanie naszego protestu za słuszny i przywrócenie Krzyży w szkole. 19 luty - niedziela

Dzisiaj jest wywiadówka. Zazwyczaj przed spotkaniem rodziców z wychowawcami jest zebranie ogólne z dyrektorem.

Tym razem dyrektor zrezygnował ze spotkania z rodzicami i rozpoczęło się od wywiadówki w klasach.

Rodzice w tym dniu wykazali wspaniałą postawę. Przywieźli ze sobą Krzyże i po przekroczeniu progu szkoły zawiesili je na wszystkich korytarzach i w pracowniach. Tym czynem udowodnili świadomość postępowania swoich niepełnoletnich dzieci.

Dyrektor był zaskoczony i strasznie oburzony. Zwołał wszystkich rodziców na zebranie ogólne. Rozpoczął przekonywać ich i tłumaczyć, że szkoła ma świecki charakter. Rodzice wówczas skoczyli na niego z dowodami i przykładami. Zwymyślano go, powiedziano mu nawet, że jeśli chce zdobyć władzę i sławę, to wybrał złą drogę, oraz wiele, wiele innych argumentów.

Była to straszna i hańbiąca dla dyrektora dyskusja. My natomiast byliśmy niezmiernie zadowoleni i znów poczuliśmy pewny grunt pod nogami.

Ten dzień wyzwolił nas od niepokoju.

20 luty - poniedziałek

Jak to cudownie jest przyjść do szkoły, wiedząc, że patrzy na nas Pan Jezus z Krzyża. Jakże bardzo czujemy teraz Jego obecność i  opiekę. Nawet lekcje toczą się jakoś inaczej, jakby bardziej uroczyście. 21 luty - wtorek

O zgrozo! Krzyże zniknęły! Jest to dla nas szok, zaskoczenie. Widzieliśmy lekceważenie przez dyrekcję - nie tylko nas, ale i rodziców. Jesteśmy oburzeni, nie wiemy co robić. Na dużej przerwie przyjeżdżają księża i przywożą Krzyże, które dziś rano podrzucono kościelnemu. Księża oddają Krzyże nam i idą na rozmowę z dyrektorem.

Po południu Ksiądz Bieńko powiedział mi, że dyrektor, mimo tego, co zniósł od nas i władz wyższych, stwierdził: „Nie wiedziałem, że mam tak wartościową młodzież”.

Był jednak nieugięty i nie miał zamiaru wycofać się z rozpoczętej walki.

22 luty - środa

Dziś zbieramy się wszyscy na dużej przerwie. Śpiewamy: „Nie rzucim, Chryste”, „Czarna Madonna”, „My chcemy Boga” i wiele innych pieśni.

Z pieśnią na ustach przeszliśmy korytarzami szkoły i zawiesiliśmy Krzyże tam, gdzie poprzednio powiesili je rodzice.

23 luty - 3 marca

Nie poddajemy się. W każdej pracowni staramy się powiesić Krzyż. Jest nam ogromnie trudno. Nauczyciele wzmogli czujność. Chcą złapać wieszającego. Niestety, złapano dwóch uczniów z pierwszej klasy.

Pod groźbą usunięcia ze szkoły zmusili ich do zdjęcia Krzyży. Ci chłopcy są rozgoryczeni. Wówczas wszyscy postanowiliśmy, że w razie jakiejś represji ze strony dyrekcji - strajkujemy. Nie pozwolimy na wyrzucenie ze szkoły uczniów lub jakiegoś nauczyciela (na co się zanosiło). W szkole rygor wojskowy. Klasy zamykane na klucz. Przy drzwiach wejściowych strażnicy legitymujący każdego wchodzącego.

Marzec 1984 r.

5 marca - poniedziałek

W szkole nie ma już żadnego Krzyża. Zawrzała w nas złość. Czuję, że teraz to już koniec. Albo wygramy, albo coś się stanie. Dość tego droczenia się. Musimy iść „na całego”.

Na dużej przerwie zbieramy się wszyscy tam, gdzie zwykle śpiewamy. Jest to strajk ostrzegawczy, który trwa 20 minut. Po czym idziemy do klas. Pozostałe lekcje minęły spokojnie, ale za to w internacie nikt się nie uczył. Naradzamy się, co robić jutro, jak mamy się zachować. 6 marca - wtorek

Wszyscy przychodzą do szkoły na godz. 815, nawet ci, co mają zwolnienia lekarskie i udają się bezpośrednio na miejsce naszych strajków. Dzień przywitaliśmy pieśnią „My chcemy Boga”. W próżnych oczekiwaniach na dyrektora - śpiewaliśmy i modliliśmy się do godz. 1400. Cały różaniec odmawialiśmy klęcząc. Niestety, nikt do nas nie wychodził, nikt nie chciał czy nie umiał z nami rozmawiać. Na popiersiu Staszica umieściliśmy cytat Traugutta:

„Byliśmy wierni Bogu w dniach zwycięstw i chwały pozostaniemy Mu wierni w dniach prześladowań i klęski. Bóg nas nie opuści”.

Nie doczekaliśmy się rozmowy, udajemy się całą szkołą, procesjonalnie do kościoła w Garwolinie. Na czele niesiemy Krzyż. Po drodze dołącza do nas młodzież z Liceum Ekonomicznego i Ogólnokształcącego w Garwolinie. Niestety, większość była już po lekcjach i szkoły stały prawie puste.

W kościele odbywa się nabożeństwo błagalne. Po Mszy Św. - wsparci duchowo - wracamy również procesjonalnie do internatu.

O godz. 1700 odbywa się Rada Pedagogiczna z władzami, na której już zapowiada się zawieszenie zajęć, a być może rozwiązanie Szkoły.

Wicewojewoda, pan Nasiadko zapowiada również rozliczanie się z nauczycielami, którzy tak wychowali młodzież.

7 marca - środa

I znów nie idziemy na lekcje. Pieśni. Modlitwa. Różaniec. Podejmujemy decyzję, że nie ruszymy się stąd, dopóki nie zostaną zawieszone Krzyże. Jesteśmy głodni, bo dyrektor zabronił kelnerkom wydawać nam posiłki. Około południa chłopcy zebrali pieniądze na żywność i poszli do miejscowego sklepu coś kupić do jedzenia.

W tym czasie także kilka osób pobiegło do internatu po koce. Tymczasem dyrektor polecił zamknąć drzwi i nikogo nie wpuszczać. Na korytarzu rozstawił warty nauczycieli. Byliśmy już w strachu, że przyjdzie nam głodować. Jednakże dzielni chłopcy przemknęli się przez okno i wzmocnili nasze ciała skromnymi posiłkami.

Ci, którzy poszli po koce, nie mogli się już w żaden sposób dostać do nas. Próbowali przez dach, nawet wchodzili wciągani po pasach skórzanych. Cały czas siąpił deszcz. Wreszcie zdobyliśmy się na sposób. Jeden chłopak z naszej klasy poszedł po młodzież do internatu, a my wszyscy, o umówionej godzinie, zeszliśmy razem na dół i mimo próśb i nakazów profesorki stojącej przy drzwiach - pootwieraliśmy okna i wciągnęliśmy kolegów do środka. Oniemiała profesorka, rozpłakała się ze wzruszenia, gdyż przez cały czas młodzież z podniesionymi do góry rękami śpiewała „Boże, coś Polskę”.

Przygotowałyśmy kanapki i wszyscy kolejno klasami podchodzili po nie. Tutaj policzyliśmy strajkujących. Było nas ponad 400 osób.

Po „obiedzie” wszyscy poszliśmy do auli, gdzie rozłożone były maty treningowe. Po ciemku (bo nie pozwolono nam zapalić światła) - modląc się i śpiewając - czekaliśmy.

Po odśpiewaniu Apelu Jasnogórskiego około 2100 przyszedł do nas prokurator z wyjaśnieniem, że za okupowanie budynku nocą grozi nam kara grzywny lub pozbawienia wolności do lat dwóch. Następnie przyszedł dyrektor i odczytał zarządzenie wojewody siedleckiego o „zawieszeniu szkoły do odwołania”.

Po usłyszeniu przewidywanego przez nas werdyktu - demonstracyjnie odwróciliśmy się tyłem do dyrektora i prokuratora. Z prawą ręką, podniesioną do góry, zaśpiewaliśmy „Rotę”, następnie utworzyliśmy łańcuch jedności, zaśpiewaliśmy pieśń pielgrzymkową „Cichy zapada zmrok”. Baliśmy się, że dyrekcja znając przywódców - zechce ich ukarać.

Obawiając się wtargnięcia milicji, opuszczamy budynek szkolny. Udajemy się nocą, wszyscy razem, z Krzyżem na czele - do kościoła w Garwolinie. Ponieważ niektórzy byli tylko w swetrach i kapciach, pobiegli do internatu ubrać się. Kierownik internatu natychmiast zamknął drzwi wejściowe i nikogo nie chciał wypuścić. Z okien na korytarzach wyjęto klamki. Lecz nasi koledzy poradzili sobie. Naprawdę - trzeba było to widzieć. Skakali z okien w ciemność. Niektórzy przewracali się. Wszyscy biegli do nas, aby być razem.

Widząc to, miałam wrażenie, że oni uciekają przed pożarem. Gdy wszyscy dołączyli do nas, ruszyliśmy niosąc Krzyż na czele, z pieśnią na ustach, udaliśmy się do Świątyni Boga.

Lecz, oto nowa, przykra niespodzianka. Gdy doszliśmy do głównej szosy, z lasu wyjechały na światłach i sygnałach milicyjne nysy. Poczułam serce w gardle. Wszyscy przestraszyliśmy się tego widoku w środku nocy. Po przełamaniu zaskoczenia i strachu szliśmy dalej poboczami, aby nie zakłócać ruchu. Cały czas śpiewaliśmy. „Suki” (było ich 8 i gazik) jeździły kilka razy tam i z powrotem. Chyba chcieli nas ostrzec i przestraszyć. Wreszcie zatrzymali się i wyszli do nas uzbrojeni zomowcy. Stanęliśmy jak wryci. Dziewczyny płakały, dwie zemdlały, część rzuciła się do ucieczki, ale wszyscy zaraz wrócili. Byliśmy zdezorientowani, nie wiedzieliśmy, co mamy robić. Zomowcy mieli pały i gaz.

W Garwolinie - kiedy dowiedziano się, że idziemy nocą do kościoła - proboszcz kazał dzwonić we wszystkie dzwony, aby przygotować społeczeństwo na przyjęcie nas na noc.

Ponieważ długo nas nie było, księża przyjechali do nas samochodem i kazali nam wracać do internatu, tłumacząc, że nie mamy szans przedostania się, ponieważ za tymi zomowcami stoi następna grupa milicyjna z psami, uzbrojona od stóp do głów. Umówiliśmy się, że jutro o godz. 800 będzie dla nas odprawiona Msza Święta w kościele w Garwolinie. Wróciliśmy zatem do internatu. Przed wejściem zaśpiewaliśmy jeszcze „Rotę”.

Na koniec pożegnaliśmy „gliny” tradycyjną, kocią muzyką.

W internacie dowiedziałam się, że od zomowców czuć było alkohol.

Nie spaliśmy jeszcze długo w internacie. Rozmawialiśmy i bardzo nerwowo przezywaliśmy wszyscy ostatnie wydarzenia.

8 marca - czwartek

Straszne przebudzenia. O godz. 600 nasza wychowawczyni (straszna komunistka) budzi nas i wygania do domów. Nie chcą nam dać śniadania. Dyrekcja przygotowała trzy autobusy: do Wilgi, Sobień i Żelechowa. Pan Bogowski nie chciał, abyśmy się udali do kościoła. Nikt jednak nie chciał skorzystać z jego uprzejmości i wszyscy udaliśmy się na pieszo, przez pola do miasta (chcieliśmy uniknąć ponownego spotkania z ZOMO). Gdy byliśmy już na przedmieściach Garwolina, zomowcy znowu zaczęli nas otaczać i odcięli nam drogę. Schroniliśmy się wówczas na cmentarzu. Chłopcy wzywali ratunku, bijąc w dzwon w kaplicy cmentarnej.

Na cmentarzu byliśmy około godziny. Było strasznie zimno. Milicja kazała nam wracać do Miętnego. My nie chcieliśmy. Po pewnym czasie dotarli do nas ministranci i powiedzieli nam, iż księża radzą nam, abyśmy uciekali małymi grupkami i przedzierali się do kościoła. Z pomocą przyszli nam taksówkarze garwolińscy i kierowca jednego z autobusów, którzy podjechali po nas, aby nam pomóc i dowieźć nas do kościoła, gdzie dotarliśmy w końcu na godz. 900.

W kościele i wokół niego czekało na nas całe społeczeństwo Garwolina oraz uczniowie z LO i LE, którzy w tym czasie nie poszli do szkoły.

W kościele główna nawa była pusta, czekała na nas. Kiedy już weszliśmy zziębnięci, głodni i przestraszeni, wyszedł ksiądz proboszcz i leżał krzyżem przed głównym ołtarzem. My oraz wszyscy obecni w kościele płakaliśmy.

Przez około 15 minut słychać było jeden szloch.

Nabożeństwa skończyły się około 1230, po czym udaliśmy się na plebanię, gdzie społeczeństwo Garwolina przygotowało dla nas posiłek. Tego dnia postanowiliśmy także, że nazajutrz udamy się na Jasną Górę, by prosić Matkę Bożą o opiekę. Po południu rozjechaliśmy się do domów.

9 marca - piątek

Zjechaliśmy się wszyscy w Garwolinie. Po krótkim nabożeństwie w kościele o godz. 1700 pojechaliśmy do Częstochowy. Razem z nami udali się nasi „aniołowie stróże”.

Ks. Bieńko, kiedy zobaczył, jak liczną mamy „opiekę”, postanowił udać się wraz z nami. Tam odprawiła się dla nas Msza Święta, Różaniec, Droga Krzyżowa. (...).

Ze wspomnień Jarosława Maczkowskiego 5 - 19 grudnia

Zniknięcie krzyży z sal lekcyjnych. Zdziwienie, zaskoczenie, pierwsze dyskusje. Co robić? Piszemy pismo z zapytaniem o sprawców (sprawcę) owego czynu. Pismo to przewodnicząca samorządu wręcza dyrektorowi.

Apel na długiej przerwie. Oczekujemy odpowiedzi dyrektora. Zwykle część uczniów wydłuża sobie przerwę, nie przychodząc na apel, a pozostali kręcą się niecierpliwie oczekując końca. Ten apel był zupełnie inny niż zazwyczaj: frekwencja stuprocentowa, cisza, wyczuwa się napięcie. Przychodzi dyrektor. Zaskoczony niezwykłą atmosferą, próbuje rozładować napięcie żartami - nikt nie odpowiada. Rezygnuje i przystępuje do sedna sprawy. Przytacza fragment z Konstytucji we własnej interpretacji, mówi o przywracaniu praworządności po okresie bezprawia (czyli działania „Solidarności”).

I dalej: - Ja nie bronię wam chodzić do kościoła. Sam kiedyś chodziłem na religię. Rozumiem, to okres młodzieńczy. Ale co powiedziałby proboszcz, gdybym chciał wieszać portrety klasyków marksizmu u niego w kościele?

Przypominam sobie akademie rozpoczynająca rok szkolny, kiedy to pan dyrektor przedstawił nam się jako kierownik do spraw propagandy Komitetu Miejsko-Gminnego PZPR w Garwolinie. Dyrektor stał naprzeciw popiersia patrona naszej szkoły - ks. Stanisława Staszica. To Staszic powiedział: „Takie będą Rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie”.

Monolog dyrektora kończy się prośbą rozejścia się do klas… Cisza. Nikt nie rusza się z miejsca. Takie rozwiązanie sytuacji nie jest dla nas żadnym rozwiązaniem: zaczyna się spontaniczna demonstracja. Czujemy się oszukani. Większość z nas widzi bezsens traktowania szkoły przez nadgorliwą władzę jako pola działania ideologicznego.

Ponad godzinę śpiewamy pieśni religijne. W czasie protestu przychodzą popierający nas nauczyciele (odtąd nazywamy ich „nasi”) oraz inni - popatrzeć.

Przyszedł też nauczyciel-opiekun Samorządu Uczniowskiego. Przypomniał, że został obdarzony naszym zaufaniem. Stwierdził, że jest zainteresowany rozwiązaniem konfliktu i że najlepiej będzie, jeśli udamy się do klas; sprawa zostanie ponownie rozpatrzona do 2. stycznia 1984 r. Jeśli mu nie wierzymy i nie wykonamy jego polecenia, to natychmiast zrezygnuje z funkcji opiekuna Samorządu.

A my - jak śpiewa Jacek Karczmarski - „uwierzyliśmy megafonom”. Powiedziałem jeszcze: - Jeśli dyrektor myśli, że sprawa rozejdzie się po kościach - myli się bardzo.

Rozeszliśmy się do klas. Była to pierwsza lekcja. Pierwszy raz poczuliśmy się razem. Mimo braku wymiernego sukcesu.

Wśród nauczycieli, niestety, jedności nie było. My, uczniowie, nie byliśmy obciążeni układami, nie baliśmy się o swe posady. Nauczyciele uwikłani w to wszystko dzielą się wyraźnie na trzy grupy.

Pierwsza to „nasi” - solidarność z nami deklarowali zdecydowanie i odważnie. Druga to popierający nas „po cichu”. Trzecia - najmniejsza grupa - to obojętni i przeciwnicy.

Pamiętam wspaniałą atmosferę między „naszymi” nauczycielami a nami - uczniami: bliski kontakt, wspólna płaszczyzna porozumienia, determinacja, wzajemne dodawanie sobie otuchy.

10 stycznia - wtorek

Zaczynamy protest po godz. 13.00, kiedy już większość klas kończy lekcje. Wywieszamy hasło - cytat z Mickiewicza:

„Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem

Polska jest Polską, a Polak Polakiem”.

Śpiewamy, wznosimy okrzyki, żądając powrotu krzyży.

Dyrektor - wraz ze swą świtą - próbuje nas rozpędzić. Dochodzi do szarpania i popychania, głównie dziewcząt i młodszych chłopców. Są śmieszni i żałośni - takie jest nasze odczucie.

Około godziny 14.00 przyjeżdżają przedstawiciele władzy z Siedlec. Proponują rozmowy z kilkuosobową delegacją. Nie zgadzamy się. Oni z kolei nie chcą rozmawiać z „tłumem”.

Po negocjacjach kończymy nasz protest około godziny 17.00. Władza ma przedstawić propozycję rozwiązania konfliktu nazajutrz o godz. 8.00. Ciągle mamy nadzieję, że sprawa zakończy się pomyślnym dla nas wynikiem.

11 stycznia - środa

Zamiast „panów z Siedlec” zjawia się dyrektor, mówiąc, iż wyjechali i wrócą o godzinie 14.00. Właśnie tego dnia złożyliśmy wotum nieufności pod adresem dyrektora. Panowie władza spóźniają się. Wielka szkoda, że w owych „gorących” dniach nikt z nas nie pomyślał o magnetofonie. Spotkanie to powinno być nagrane.

Na początku podniosły ton: osiągnięcia naszej szkoły w różnych dziedzinach, szlachetność i rozwaga jej uczniów itp. itd.

Wobec braku porozumienia z nami zmiana tonu i atmosfery. Okrzyki z ich strony: „Zniszczymy! Zgnieciemy! Prowokacja! Druga WSP!” [Wyższa Szkoła Pożarnicza w Warszawie]

Mam przed oczami obraz owego spotkania - aż trudno uwierzyć: „my” odzywaliśmy się tylko po udzieleniu nam głosu przez nauczyciela -mediatora. „Oni” przekrzykiwali nas a także siebie nawzajem. Nie padło żadne obraźliwe słowo z naszej strony, „oni” obrażali nas wielokrotnie. Mimo emocji mówiliśmy spokojnie o naszych sprawach, „oni” krzyczeli, wymachiwali rękami, wychodzili z sali, trzaskali drzwiami, palili papierosy itp.

Zwykle gdy jedna strona traci panowanie, druga staje się chłodna i rzeczowa. To my wówczas okazaliśmy się bardziej dojrzałymi od naszych przeciwników. Bo, niestety, to byli nasi przeciwnicy

To był właśnie nasz sukces, bo w sprawie krzyży do porozumienia nie doszło. 7 marca - środa

Ogłaszamy strajk okupacyjny. Trzeba zebrać składki na żywność. Proszę o to. Mówię: na środku stoi koszyk… jeszcze nie skończyłem, a już musiałem odwołać - w jednej chwili z pięćset osób ruszyło do koszyka. Wreszcie z dwoma koszykami przeszliśmy wzdłuż korytarza. Ofiarność bezgraniczna: uczniowie dawali po prostu wszystko, co mieli. Udaliśmy się do sklepu i wykupiliśmy cały zapas dżemu, sera, masła, chleba itp.(w internacie nie mogliśmy dostawać nawet chleba). Szkoła była zamknięta. Do wewnątrz dostaliśmy się przez małe okienko.

Spontanicznie zorganizowane służby porządkowe poważnie traktowały swoje obowiązki. Wszędzie był wzorowy ład i porządek. Dziewczęta przygotowują kanapki. Przy tej okazji dowiadujemy się, ile nas jest, ponieważ do punktu żywnościowego podchodzimy klasami, przedstawiciele meldują stan klasy oraz ilość obecnych. Wydając kanapki dokładnie liczymy uczniów. Są klasy w komplecie, największy brak to 4 uczniów w klasie. W sumie brakuje kilkunastu uczniów z całej szkoły ( w tym przewodniczącej ZSMP). Zapada zmrok, my nie mamy światła, wreszcie uzyskujemy je po wielu naszych prośbach i interwencjach „naszych” nauczycieli.

Ok. godz. 18.00 wzywa mnie dyrektor. Mam wpłynąć na uczniów, aby opuścili szkołę. Nie zgadzam się. Wobec tego dyrektor nic więcej nie chce, tylko:

- Wyjdź stąd teraz i nie wracaj, przecież jesteś rozsądny”. Mówię, że wyjdę ostatni.

Zaczyna grozić:

- Jesteś pełnoletni, będziesz za to siedział. Dostaniesz dwa lata. Przemyśl to sobie.

W tym czasie dzwoni telefon. Słyszę odpowiedzi dyrektora:

- Sytuacja bez zmian.

- Jeśli się coś zmieni, poinformuję.

- Czekamy.

- Dobrze, do 22, tak jak ustaliliśmy.

Wracam na górę, udaje się nam dostać do hali zapaśniczej, tam lokujemy się na dwóch matach: chłopcy na prawo, dziewczęta na lewo. Do toalety na dół służby porządkowe wypuszczają dwójkami. Po pewnym czasie słyszymy wołania chłopców z młodszych klas: „Wyrzucili nas”. Wracają jednak (między innymi wchodząc na piętro po linie!). Okazało się, że „bojówki” dyrekcji wychwytywały ich i brutalnie szarpiąc i wypychając wyrzucały ze szkoły. Od tej pory z każdą grupką wychodzą silni chłopcy ze służby porządkowej.

O 21.00 odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski. Później zaczęliśmy układać się do snu. Nie dane nam było jednak odpocząć. Zjawił się prokurator rejonowy, grożąc pełnoletnim uczniom sankcjami za bezprawną okupację budynku. Następnie zjawił się dyrektor i odczytał pismo wojewody o zawieszeniu szkoły. W tym czasie ekipa esbeków filmowała nas i robiła zdjęcia. Co mogliśmy zrobić? - odwróciliśmy się tyłem. Przewidując interwencję ZOMO wyszliśmy z budynku, postanawiając udać się na noc do kościoła w Garwolinie. Wychodząc jako jeden z ostatnich, sprawdziłem porządek. Był idealny.

Idziemy zwartą kolumną. Na krzyżówkach w Michałówce mijają nas pierwsze wozy ZOMO, liczę nyski: jedna, druga… dziesiąta, jedenasta, wielkie budy - jedna, druga…ósma, dziewiąta. W sumie około dwadzieścia samochodów przeciw grupie 450 uczniów w wieku 15-19 lat ( w tym większość stanowiły dziewczęta).

Przejeżdżają obok nas trzykrotnie. Demonstracja siły. Maszerujemy dalej. Ok. 1 km od Garwolina zatrzymują nas. Widzimy ZOMO w bojowym rynsztunku, z długimi pałami w rękach. Dla większości jest to widok przerażający. Dowódca oddziału wzywa do powrotu do internatu. Uczniowie z Garwolina po wylegitymowaniu mogą przejść pojedynczo do domu. Stoimy ok. 10 m od nich. Śpiewamy, by dodać sobie otuchy. Włączają reflektory umieszczone na dachach bud. Jasno jak w dzień. Znowu zdjęcia, kręcenie filmu. Odwracam się patrzę na twarze dziewcząt: blade ze strachu, są aż przezroczyste w tym świetle. Światła gasną. Zomowcy robią ruch do przodu mocno uderzając w asfalt butami i dudniąc pałami. Napięcie rośnie. Ktoś krzyczy:

- Bij brata Polaka, bohaterze!

Drugi głos:

- Nie odzywajcie się, to nie są ludzie!

Któremuś z „demonstrujących siłę” stłukła się (lub stłukł ją specjalnie) buteleczka z jakimś płynem. Poczuliśmy fetor. Znowu robią dwa kroki naprzód. Ktoś krzyknął: „Gaz!” Obejrzałem się do tyłu - szeroka szosa prawie pusta. Stałem z grupką kilku osób, reszta w panice uciekła w pole. Teraz oświetlili pole, znowu jasno jak w dzień. Grudki ziemi prześwietlone, widoczna każda bryłka. Widzimy, że blokada drogi rozciąga się na przyległych polach. Zaczynamy nawoływać do powrotu. Po krótkiej chwili znowu jesteśmy wszyscy na szosie, a nie widząc innego wyjścia postanawiamy wrócić do internatu. Pamiętam, że kilka dziewcząt zemdlało ze strachu i wyczerpania. Zostały one odprowadzone przez nas do podstawionych karetek pogotowia. Władza spodziewała się ofiar. Wracamy do Miętnego.

Pod szkołą znowu śpiewamy pieśni. Tuż przed północą udajemy się do internatu, śpiewając zomowcom: „Nawróćcie się”. Już będąc wewnątrz budynku otwieramy okna i walimy rękami w parapety. Wielki hałas, jakieś odreagowanie. W pokoju słuchamy Głosu Ameryki. Jest już relacja z Garwolina.

9-10 marca

Pielgrzymka pociągiem do Częstochowy w towarzystwie bezpieki. Pojechało nas 387 uczniów i dwóch księży (licznie przeprowadziłem podczas poczęstunku w klasztorze).

Byłem wówczas u spowiedzi. Ksiądz spowiednik spytał, skąd jestem - odpowiedziałem. Wówczas prosił, bym wszystko o Miętnem powiedział. Wypytywał bardzo szczegółowo. Po dłuższym czasie wychylił się z konfesjonału i odesłał oczekujących do innego spowiednika. Poczułem na sobie oczy ludzi, którzy patrzyli na mnie jak na wielkiego grzesznika. Byłem bardzo zmęczony. Opowiadanie dokończyłem już w ławce.

27 marca

Do tego dnia ok. 330 uczniów na ok. 500 wycofało swe dokumenty ze szkoły i poszukiwało innych możliwości nauki. Część z nich przeniosła się do innych województw: warszawskiego, lubelskiego, a nawet gdańskiego. Biskup Jan Mazur rozpoczął post ścisły o chlebie i wodzie aż do rozwiązania konfliktu. W tym dniu wznowiono również naukę w ZSR Miętne. Deklarację lojalności podpisała grupa ok. 80 rodziców w tym w całości jedna klasa, która została sprytnie zaszantażowana przez swego opiekuna. Liczba uczniów, którzy podpisali, była znacznie mniejsza.

Ministerstwo Rolnictwa wydało zakaz przyjmowania uczniów z Miętnego do innych szkół. Trzeba było posiadać zezwolenie dyrekcji na przeniesienie. Nie spełniłem warunku do kontynuowania nauki w Miętnem, więc potrzebne mi było takie zezwolenie.

Pan z Urzędu Wojewódzkiego (który mieszkał w internacie, aby kontrolować sytuację) zaprosił mnie do siebie na rozmowę. Pytał o problemy, częstował papierosami (bardzo się zdziwił, gdy odmówiłem). Między innymi poruszyłem sprawę bezprawnie pobieranych wysokich opłat za malowanie pokoi od uczniów opuszczających internat. Przyrzekł mi, że otrzymam zezwolenie na przeniesienie (po odebraniu dokumentów miałem się do niego zgłosić) oraz że zostanie zaniechane pobieranie opłat. Następnego dnia otrzymuję od niego zezwolenie. Nie ma na nim żadnego podpisu ani pieczątki. Idziemy razem do dyrektora, który nie ma zamiaru podpisać. Zezwolenie podarł i wyrzucił do kosza. Pan z Urzędu Wojewódzkiego uśmiechnął się przepraszająco:

- Cóż, obiecałem dać, ale podpisać nie mogę.

„Kolejna lekcja życia w tym ustroju” - pomyślałem.

Dyrektor innej szkoły rolniczej

Do innej szkoły dyrektor nie mógł nas - kilku kolegów i mnie - przyjąć. Otrzymał takie polecenie z Ministerstwa Rolnictwa. Cóż można zrobić? Pojechać do źródła zakazu. Tak też zrobiliśmy.

Rozmawialiśmy z dyrektorem (lub zastępcą) Departamentu ds. Nauki i Oświaty Rolniczej. Usłyszeliśmy po raz n-ty, że aby kontynuować naukę w innej szkole, konieczne jest zezwolenie dyrekcji z Miętnego. Tłumaczę, że jestem rozliczony z poprzednią szkołą, odebrałem przecież dokumenty. Następna szkoła może wystąpić o opinię, jeśli ją to interesuje, i nic więcej.

I tak rozmawialiśmy sobie bez żadnej płaszczyzny porozumienia. Jałowe dyskusje wreszcie mnie zdenerwowały. Powiedziałem ostro, że byłem wszędzie, moją sprawę mogę załatwić tylko tu, czy może muszę udać się gdzieś bardziej na wschód?

Cisza. Za chwilę pan prosi nas o nazwiska i wyprasza z pokoju. Pomyślałem sobie: pewnie zaraz po nas przyjdą, czekamy trochę w strachu.

Po kilku minutach dowiadujemy się: jutro o 7.15 pierwsza lekcja.

Rozpoczynamy naukę w nowej szkole: w tym samym kraju, lecz w innym województwie. W szkole i w internacie wiszą krzyże, nikomu to nie przeszkadza. Spod Krzyża do pełni życia - refleksje s. Hanny Salwy Z ziemi Sienkiewicza

Pochodzę z niewielkiej wsi Mysłów koło Żelechowa. Prawdopodobnie bliskość miejsca urodzin Henryka Sienkiewicza sprawiła, że od dzieciństwa pałałam miłością do literatury polskiej. W szkole podstawowej przeczytałam chyba wszystkie książki dla dzieci i młodzieży znajdujące się w naszej wiejskiej bibliotece. Kiedy nadszedł czas wyboru szkoły średniej zdecydowałam się na Zespół Szkół Rolniczych w Miętnem. Moja decyzja była podyktowana niewielką odległością szkoły od domu rodzinnego oraz możliwością zdobycia zawodu i ukończenia szkoły średniej w cztery lata, ponieważ wybrałam czteroletnie technikum ogrodnicze.

Już na starcie do szkoły trzeba było pokonać przeszkodę. Musiałam zdawać egzamin wstępny, ponieważ do mojego wybranego technikum było wielu kandydatów na jedno miejsce. Pamiętam emocje związane z ogłoszeniem wyników egzaminu. Była ze mną mama. Pocieszała mnie, żebym się nie zniechęcała, jeśli się nie dostanę. Było mi to potrzebne, ponieważ gdy wyczytywano nazwiska uczniów przyjętych do szkoły, nie było wśród nich mojego. Wreszcie odczytano całą listę. Mnie nie było! Okazało się, że tylko dwie osoby napisały egzamin z języka polskiego z wyróżnieniem. Wśród nich byłam i ja. Czyżby pomógł mi Sienkiewicz?

Convallaria maialis

Rozpoczęłam mozolne lata nauki w Miętnem. Zamieszkałam w internacie. Byłam przeciętną uczennicą. Przedmioty zawodowe sprawiały mi trudności. Zrozumiałam, że praca w ogrodnictwie nie jest moim powołaniem. Jednak do dzisiaj pamiętam łacińskie nazwy niektórych kwiatów i warzyw (np. convallaria maialis). Moją pasją pozostała literatura piękna. Miałam szczęście spotkać wyjątkową polonistkę - Panią Profesor Bogusławę Kozar (obecnie Gora), która jednocześnie była moją wychowawczynią. Pani Profesor potrafiła zachwycić nas pięknem literatury, poruszyć bohaterstwem postaci, wychowywać przez słowo i swoją postawę. Chyba dla całej naszej klasy była wybitnym nauczycielem, przyjacielem, a czasem i matką. Pani Profesor prowadziła też Kółko Turystyczne i harcerstwo. Wspólne wyprawy w góry nauczyły nas wytrwałości, zdobywania szczytów, walki z własną słabością i umiejętności podziwiania stworzonego piękna. To tylko Krzyż

W takim środowisku dotrwałam do klasy maturalnej. Snułam plany co do przyszłości. Marzyłam już po cichu o studiowaniu filologii polskiej. Pewnego grudniowego dnia usłyszałam pokątne szepty, że dyrektor zdjął krzyże. Szepty stawały się coraz głośniejsze. Nie można było milczeć. Krzyż był dla mnie bardzo ważnym znakiem. Był nietykalną świętością. Tak zostałam wychowana w rodzinie, chociaż moja rodzina nie była nadzwyczaj pobożna. Ja też - dzisiaj przyznaję to ze smutkiem - byłam bardzo przeciętna religijnie. Wierzyłam mocno w Boga i modliłam się do Niego, ale chyba za mało dawałam dobre świadectwo. Takie było zresztą nasze szkolne środowisko: zwyczajna młodzież, rozrywkowa, hulająca na dyskotekach, odwiedzająca kino, wędrująca po górach.

Nagle stanęliśmy wobec wyzwania. Rozumieliśmy, że wydarzyło się coś ważnego. Ja też tak to odczytałam. Zrozumiałam, że to jest ta chwila, w której muszę się opowiedzieć za lub przeciw. Czy mogłam stanąć przeciw krzyżowi? Mogłam, ale nie chciałam. Najpierw stanęłam razem z setkami moich kolegów i koleżanek, aby podczas apelu szkolnego śpiewać pieśni religijne i dać do zrozumienia dyrektorowi, że nie ustąpimy. „My chcemy Boga…” My wiedzieliśmy, czego chcemy. Bałam się, nie wiedziałam, jak dyrektor zareaguje na nasze pytania, dlaczego zdjął krzyże. Moje osobiste relacje z dyrektorem były poprawne, miałam nawet piątkę z przedmiotu, który wykładał. Ale tu chodziło o krzyż. Myślę, że w tym czasie dokonałam wyboru podstawowych wartości w moim życiu. Każdy musi dokonać takiego fundamentalnego wyboru. Nie jest to łatwe.

Z nami albo przeciwko nam

Rozpoczęła się walka, która trwała przez wiele dramatycznych dni. Naszą bronią były regularne apele, podczas których wręczaliśmy dyrektorowi kolejne petycje z prośbą o wyjaśnienie, modlitwa różańcowa, pieśni religijne, strajk. Jedni nauczyciele byli z nami, inni przeciwko nam. To było bardzo bolesne i trudne do pojęcia. Sytuacja nabrzmiewała, aż musiała wybuchnąć. Postanowiliśmy nie opuszczać szkoły do ostatecznego wyjaśnienia. Była już noc. Staliśmy. Wszyscy zebrani w jednej dużej sali na piętrze. Wszedł dyrektor z jakimiś „władzami”. Krótko poinformował nas, że szkoła jest rozwiązana, uczniowie mają rano rozjechać się do domów, o dalszych krokach zostaniemy poinformowani. Klęska.

Byłam zmęczona i załamana. Chyba po raz pierwszy w życiu poczułam gorzki smak porażki. Ale nie!... Usłyszałam, że walczymy dalej. Idziemy do Garwolina, do kościoła, do naszych katechetów. I poszliśmy. A była noc… Wyraźnie widzieliśmy światła milicyjnych samochodów jadących w stronę Garwolina. Przeciwko nam? Kilkanaście dużych samochodów z migającymi „kogutami”. Niesamowite wrażenie. Szliśmy uporządkowaną kolumną, spokojnie, choć niepewni. Aż do spotkania z zomowcami. Pamiętam ich do dzisiaj. Mieli na głowach kaski z osłoną na twarz, w ręku tarcze i pałki, mocne buciory, którymi tupali, a może walili pałkami o tarcze? Stali w szeregu, naprzeciwko nas. Przestraszyłam się, uciekałam w pole… Byłam tylko młodą, wystraszoną dziewczyną.

Wróciliśmy do internatu pocieszeni i umocnieni przez naszych księży. Rano znów wyruszyliśmy do Garwolina. Znów nas osaczyły samochody milicyjne. Poszliśmy więc przez pola, przez cmentarz. Nie bez trudu udało nam się dotrzeć do kościoła. Biły dzwony, zebrały się rzesze ludzi. Płakaliśmy.

W domu

Przyjechałam do domu rodzinnego. Nie było mi łatwo powiedzieć o wszystkim rodzicom, którzy pokładali we mnie duże nadzieje. Ale oni zrozumieli, że tak trzeba. Regularnie jeździłam na katechezy, które głosił nam ks. bp Jan Mazur. Powiedział, że nauka w szkole jest zawieszona, ale katecheza nie. Otrzymaliśmy od księdza biskupa krzyże. Mam go do dzisiaj. Pewnego dnia mama musiała pojechać do Miętnego na zebranie rodziców. Z jej relacji pamiętam tylko to, że dyrektor potrafił zamanipulować tymi prostymi rolnikami, którzy chcieli dobra swoich dzieci. Po zebraniu rodziców można było przyjechać do szkoły.

Ostatni dzwonek

W dobrej wierze przyjechałam do szkoły. Okazało się, że powstały nowe dzienniki lekcyjne, z nowymi listami uczniów. Kiedy nauczyciel odczytał listę obecności w naszej klasie, okazało się, że mnie i wielu innych osób na niej nie było. Poszłam więc do sekretariatu i poprosiłam o zwrot moich dokumentów. Takich osób jak ja było dużo. Każdy musiał osobiście rozmawiać z dyrektorem. Był bardzo wzburzony, krzyczał, gestykulował, perswadował. Pomimo to odebrałam dokumenty i rozpoczęła się moja wędrówka od szkoły do szkoły. Razem z kilkoma koleżankami odwiedziłyśmy szkoły rolnicze w Konstancinie Jeziornej, pod Lublinem, a nawet w Pruszczu Gdańskim, gdzie wcześniej uczył się nasz kolega z Miętnego. Dopiero tutaj dyrektor okazał się nieczuły na szczególne zakazy swoich zwierzchników i przyjął nas do szkoły.

Po kolejnej trudnej rozmowie z moimi rodzicami, prawie miesiąc przed maturą, rozpoczęłam naukę w Pruszczu Gdańskim. Nowa szkoła, nieznani nauczyciele, zupełnie obcy koledzy - to wszystko nie sprzyjało mojej karierze naukowej. „Oblałam” egzamin końcowy z przedmiotów zawodowych, musiałam „poprawiać się” z mojego ukochanego języka polskiego i pokonać jeszcze inne trudności. W międzyczasie otrzymałyśmy informację, że w naszej szkole w Miętnem doszło wreszcie do jakiegoś kompromisu - powieszono krzyż, wyrzuceni uczniowie mogą wracać. Ja już nie chciałam wracać. Nie chciałam spotkać niektórych nauczycieli, nie chciałam spotkać dyrektora, nie chciałam pamiętać bólu i trudu.

Powroty i dary

Wróciłam dopiero po zdanej maturze. Spotkaliśmy się całą klasą, z naszą ukochaną Wychowawczynią, z kolegami z innych szkół. I spotykamy się regularnie do dzisiaj. Obchodzimy uroczyście kolejne rocznice obrony krzyża w Miętnem, poznajemy rodziny, które założyli nasi koledzy i koleżanki, spotykamy nauczycieli, którzy pozostali dla nas wzorem i autorytetem.

Po dwudziestu latach od tamtych wydarzeń wciąż żyje we mnie wspomnienie Miętnego. Krzyż jest obecny w moim życiu bardzo konkretnie i namacalnie. Z niego płynie moja wiara, miłość i sens życia. Dzisiaj wiem, że warto zaryzykować wszystko, aby otrzymać jeszcze więcej. Bóg daje obficie. Spośród wielu darów otrzymałam bezcenny dar powołania do życia zakonnego. Jestem od wielu lat osobą konsekrowaną w Zgromadzeniu Sióstr od Aniołów.

Kilkakrotnie spotkałam się z kolejnymi pokoleniami uczniów szkoły w Miętnem. Są inni, chociaż właściwie tacy sami jak my. Tak niedawno byliśmy na ich miejscu… Dane nam było przeżyć rzeczy wielkie, których wtedy nie byliśmy ani w pełni świadomi, ani godni. Potrafiliśmy jednak podjąć właściwe decyzje i dokonać dobrych wyborów. Życzę wszystkim młodym ludziom, zagubionym w morzu propozycji, które daje dzisiejszy świat, aby potrafili wybierać dobro i prawdziwe wartości. Życie trzeba przeżyć godnie i sensownie, aby ofiara krzyża nie była daremna.

Ząbki, 17.08.2004 r.

Wspomina Maria Żelazo 19 lutego - 7 marca

Zaraz po feriach 19 lutego wywiadówka. Rodzice powiesili w pracowniach i na korytarzach nowe krzyże. Wisiały jeden dzień. We wtorek rano już ich nie było. Gdzie są?

Znalazły się. Przywieźli je księża z Garwolina, ktoś podrzucił je nocą na plebanię. Wieszamy je ponownie. Wiszą godzinę, może dwie. Jesteśmy uparci. Wieszamy inne krzyże. Znikają również.

Atmosfera w szkole gorąca. Wzmagają się represje wobec niektórych uczniów. Grozi się wydaleniem ich ze szkoły. Wiemy, że grupa nauczycieli, która jest z nami, wspiera nas duchowo, również ponosi za to konsekwencje. Kochani. Oni maja więcej do stracenia niż my, a jednak… Wspierają nas uczniowie garwolińskich szkół średnich. Uczestniczą wraz z nami w nabożeństwach błagalnych odprawianych przez księdza biskupa i księży prefektów. Papież przesyła nam swe błogosławieństwo.

Trwamy. Jest dobrze. Wydaje się, że cel, do którego dążymy, uszlachetniana, oczyszcza, jesteśmy lepsi, głębiej umiemy przeżywać, mocniej kochać. 7 marca doprowadzeni do ostateczności proklamujemy strajk okupacyjny. Do końca, do powrotu krzyży.

(…) Przyjeżdżają rodzice po niektórych uczniów, zabierają kilku siła. Mnie do domu chcą zabrać znajomi. Uciekam. Zostaję. Teraz do domu? Za nic! Niech wyrzucają mnie ze szkoły, niech robią, co chcą. Nigdzie nie pójdę.

Postawa rodziców - notatki z zebrań

Zdecydowana większość rodziców poparła protest swych dzieci podjęty w obronie obecności krzyża w szkole. Dawali im też wsparcie duchowe. Niekiedy jednak sytuacja była odwrotna - dzieci uczyły swych rodziców, jak być wiernym do końca.

Wielu rodziców dowiedziało się o proteście, gdy ich dzieci przyjechały do domów na Święta Bożego Narodzenia. Wzywani do szkoły już w styczniu, żądali powrotu krzyży do szkoły. Helena Sosnowska przyznaje, że z wielką satysfakcją słuchała opowiadania córki o podjętej przez uczniów ZSR obrony obecności krzyża w szkole. Powiedziała jej: - Córko, pamiętaj, że najważniejszy jest krzyż. Jeśli postawisz Boga na swoim miejscu, wszystko będzie na swoim miejscu w twoim życiu.

Dzięki takiej postawie młodzi ludzie utwierdzili się w przekonaniu, że czynią dobrze, poczuli wielkie wsparcie duchowe.

- Poczuliśmy grunt pod nogami - stwierdziła jedna z uczennic.

O tym, że nie była to odosobniona reakcja, świadczy choćby przebieg spotkania rodziców z dyrektorem. Gdy po feriach 19 lutego przybyli na wywiadówkę, sami przywieźli krzyże do szkoły i zawiesili je na ścianach korytarza i pracowni. Oburzony tym dyrektor zwołał wszystkich na zebranie ogólne. Gdy po zawieszeniu krzyży przez rodziców dyrektor straszył:

- Dla dobra waszych dzieci i spokoju w szkole radzę państwu zdjąć krzyże i zaniechać „jątrzenia sprawy” - jeden z ojców odpowiedział:

- Dla dobra naszych dzieci niech szkoła walczy z nałogami u młodzieży, a nie z krzyżem. U mnie w zakładzie na każdym wydziale wisi krzyż, a pracują tam większe figury niż pan i mają szacunek do krzyża.

Warto też zacytować wypowiedzi innych rodziców.

Ojciec: - Tysiąc lat stoi krzyż na polskiej ziemi, a my mamy zaprzeć się go, bo pan tak sobie życzy? Jesteśmy dumni z postawy naszych dzieci!

Matka: - Nie mogę zabronić synowi upominać się o krzyż, bo sama uczyłam go żegnać się i czcić ten znak. Zawsze, kiedy wychodzi do szkoły, błogosławię go tym znakiem.

Ojciec: - Pana nie będzie, a krzyż w szkole będzie. Jak panu nie wstyd szarpać, popychać, rozpędzać dzieci, które spokojnie stały, modliły się i śpiewały? Czy człowiek wykształcony nie zna innych metod pedagogicznych, tylko posługuje się krzykiem i pałką?

Matka: - Skoro młodzież tak zdecydowała, to my tylko możemy być z niej dumni, nie będziemy na nich wpływać, chcemy mieć dzieci wychowane po katolicku

- Tym bardziej byliśmy oburzeni nieodpowiedzialnym i lekceważącym stosunkiem dyrektora do nas - podsumowali to spotkanie rodzice. - Teraz zrozumieliśmy, że postępowanie naszych dzieci jest słuszne, a ich metody protestu nie mogły być inne.

Gdy dyrektor twardo postawił sprawę podpisywania deklaracji o świeckości szkoły, wszyscy obecni na spotkaniu rodzice wstali i wyszli - nikt nie podpisał.

Po zawieszeniu zajęć w szkole, a więc po 8 marca, rodzice ponownie byli wzywani przez dyrektora do szkoły, odbywały się spotkania z wychowawcami, nadzorowane przez dyrektora lub któregoś z „jego” ludzi. Powróciła sprawa podpisywania lojalek, czyli deklaracji o świeckości szkoły i zgoda na usunięcie z niej krzyży. Tym razem sytuacja była o wiele trudniejsza, rodzice stawali bezpośrednio wobec obawy o los dzieci, o to, czy będą mogły kontynuować naukę, czy pięć lat nauki nie pójdzie na darmo. Jeszcze inni obawiali się o synów, że zostaną wcieleni do wojska, do karnych jednostek.

- To się na szczęście nie stało, ale taka groźba wówczas istniała - twierdzi Krystyna Czarnocka. Ponadto dyrektor „wychwytywał” poszczególnych rodziców pojedynczo, z korytarza. W tej sytuacji nie wszyscy potrafili mu się przeciwstawić.

Niektórzy ulegali, gdy byli w pojedynkę, inni - ponieważ nie do końca zrozumieli, o co chodzi w tekście oświadczenia, potem mówili, że czują się oszukani jego sformułowaniem, jeszcze inni byli szantażowani i zastraszani na spotkaniach z wychowawcami.

- Słyszałam, jak jeden ojciec powiedział wprost do syna: „Jak nie podpiszesz, nie pokazuj się w domu” - wspomina Bogusława Gora.

- W mojej klasie na 18 rodziców podpisało 13. Było to dla mnie bardzo bolesne, mocno to przeżyłam - wspomina Helena Sosnowska. W jednej klasie „zaszachowanej” przez wychowawcę prawie wszyscy rodzice podpisali oświadczenia. Ale w pozostałych były to z reguły pojedyncze przypadki. Fakt ten zresztą stał się źródłem konfliktów i bolesnych rozdarć w rodzinach, gdy rodzice podpisali oświadczenia, a dzieci się temu sprzeciwiały i wbrew woli rodziców zabierały dokumenty, wiedząc o tym, że inne szkoły mają zakaz władz oświatowych przyjmowania uczniów z Miętnego.

Fakt ten jeden z rodziców skomentował następująco: „Kiedy doszło do łamania postaw poprzez wymuszanie podpisów na oświadczeniach o świeckości, to znowu dzieci były pewne, że nie podpiszą, a obawy kierowały pod naszym adresem - rodziców. Zamieniły się role - jakby to dzieci nas zaczęły uświadamiać i zobowiązywać do wiernego trwania w obronie krzyża”.

W sumie jednak zdecydowana większość rodziców pozostała nieugięta. Po 27 marca z ponad 600 uczniów tylko ok. 90 mogło podjąć naukę. Większość rodziców podpisanie oświadczenia traktowała jak zdradę przekonań, wiary.

W parafii katedralnej w Siedlcach zasugerowano rodzicom, by udali się do Episkopatu przedstawić całą sprawę, by przyspieszyć decyzję władz. W delegacji były m.in. panie Helena Sosnowska i Danuta Sobiczewska. Ponad 5 godzin relacjonowały wydarzenia, jakie miały miejsce w ZSR w Miętnem, a ponieważ odbywała się w tym czasie konferencja Episkopatu, wszyscy obecni na niej biskupi mogli się dowiedzieć, co wydarzyło się w tamtejszym Zespole Szkół Rolniczych.

Za kilka dni został uzgodniony kompromis między Episkopatem a rządem.

Dyrektor Domański, mimo przyjętych uzgodnień, które m.in. dawały prawo powrotu uczniów do szkoły, nie przyjął Wioletty.

- Każdy może wrócić, ale ona nie - twierdził. Gdy matka spytała dlaczego, czy dlatego, że była przywódczynią, odpowiedział: - Tak.

W tym czasie Helena Sosnowska pojechała na pielgrzymkę do Rzymu, bo już wcześniej się na nią zapisała. Modliła się w intencji córki, a podczas audiencji znalazła się obok Ojca Świętego i powiedziała mu:

- Ojcze Święty, moja córka walczy o krzyż w Miętnem, ma problem ze zdaniem matury. Jan Paweł II pobłogosławił ją i dał jej dwa różańce. Kiedy wróciła, Wioletta zdała egzamin komisyjny na piątkę, maturę również zdała.

Pani Danuta Sobiczewska w 1984 roku miała w szkole w Miętnem dwie córki, bardzo się zaangażowała w obronę młodzieży - uczestniczyła w delegacjach do wojewody, Wydziału Rolnego UW, Kurii, Domu Prymasowskiego, Episkopatu.

- Gdy w Wielki Piątek zbliżam się do adorowanego Krzyża, myślę sobie: Pomimo wielu upadków i klęsk noszę w sobie to jedno zwycięstwo i proszę: Wspomnij , Jezu, na mnie przed Twym Ojcem.

Z UCZNIOWSKIEJ POEZJI MŁODZIEŻ Po tych wielkich strajkach, We wsi małej Miętne, Wiele osób mówi, Że to miejsce święte. Przecież to ta młodzież, Co to nic nie warta, O wiarę walczyła- Wyrzekając się czarta. Gdy już w tej wsi małej Szkołę zawiesili, Młodzież się nie ugięła, Oni wciąż walczyli! Chrystus jest wielki! Chrystus jest Panem! Nie będzie Domański Górował nad plebanem! On to jest antychryst, Co w Boga nie wierzy. Gdy zdejmował Krzyże, Hańbił los młodzieży. Lecz młodzież wierna Swemu Bogu była, I hańbę dla szkoły Czynami już zmyła! Danusia, kl. III SPRAWA DLA NAS TAK BLISKA Stoi „tłum ludzi młodych Młodych, lecz już mocnych. Szmer po sali się rozchodzi A tu nagle dyrektor wchodzi. Wtem cisza salę zalega, Dyrektor na nas nalega By sprawę dla nas tak bliską Potraktować byle jak- nisko. Krzyczy, wymachuje rękami, Jakby rozmawiał z bydlakami. Chwyta się różnych sposobów, Lecz dla nas to nie novum. My na jego wyzwanie Zaczynamy śpiewanie. Ton śpiewu wznosi się wzwyż Bo przecież chodzi o Krzyż! K.K.- Uczeń kl.II /20.XII.1983r./ O NAS Kiedyś gdy pytali: Gdzie chodzisz do szkoły, Gdy im Miętne rzekłeś, Oni kręcili głowy. Bo to lud ciekawy, Co się tam zdarzyło, Gdzie młodzież śpiewała i ZOMO wkroczyło (...) Teraz gdy usłyszą, Żeś uczeń z Miętnego, Mówią miłe słowa I „opowiadaj Kolego!” M.G.- Uczennica Kl.V Technikum. O nauczycielach wartości

Grono nauczycielskie Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem w 1984 roku liczyło blisko 60 osób. Z tego 11 jawnie popierało protest uczniów podjęty w obronie krzyży w szkole. Byli to zarówno młodzi, niezależni nauczyciele, którzy do Miętnego przybyli na przełomie lat 70 i 80 - już po wyborze Karola Wojtyły na Papieża, jak i starsze, zasłużone nauczycielki z długim stażem.

- Kończyliśmy studia w innym duchu - w opozycji do „wychowania socjalistycznego” - mówi Bogusława Gora, która w Miętnem rozpoczęła pracę w 1979 r. - Choć dyrektorem szkoły był szef propagandy Miejsko-Gminnego Komitetu PZPR w Garwolinie, my byliśmy już zupełnie inni.

Zdecydowana większość nauczycieli była jednak przeciwna protestowi. Jedni przyjmowali postawę zdecydowaną, inni „stali okrakiem na barykadzie”, niby popierając po cichu uczniów, ale oficjalnie zachowując postawę obojętną, a nawet nieprzyjazną. Zdarzały się donosy i pretensje wobec tych popierających uczniów, że swą postawą mogą doprowadzić do rozwiązania szkoły, utraty pracy i mieszkań. Jednakże jak podkreśla Bogumiła Szeląg, mimo różnych poglądów na obecność krzyża w szkole i różnych postaw w trakcie konfliktu, Rada Pedagogiczna nigdy nie podjęła uchwały popierającej decyzję o zdjęciu krzyży jako warunku funkcjonowania szkoły świeckiej, jak również uchwały o konieczności zawieszenia zajęć w szkole czy o wymogu podpisywania przez uczniów oświadczeń o lojalności. To były decyzje dyrekcji i władz zwierzchnich. Podlaska wiara

Pani Krystyna Czarnocka - w 1984 r. nauczycielka ogrodnictwa, obecnie katechetka w ZSR w Miętnem przyznaje, że wielki wpływ na jej postawę miało wychowanie w głęboko religijnej rodzinie. Rodzice często rozmawiali o Unitach Podlaskich, którzy bronili swej wiary aż do ofiary życia. Wielką rolę w życiu pani Krystyny odegrała też atmosfera rodzinnej parafii - św. Stanisława Biskupa Męczennika w Siedlcach. Od dzieciństwa miała szczególne nabożeństwo do Męki Pańskiej, jako małe dziecko ukochała duży krucyfiks wiszący w kościele i pragnęła mieć taki, by całować stopy Chrystusa. To dziecięce marzenie spełniło się w 1982 r., gdy podczas pobytu z młodzieżą zobaczyła w domu rzeźbiarza ludowego podobny krzyż.

Niemal go ściągnęłam ze ściany - wspomina. Gdy go powiesiła w swoim mieszkaniu, myślała: „Żebym tylko wytrwała przy tym krzyżu”. - Za rok stanęłam wobec sytuacji obrony krzyża. Człowiek deklarował w swoim sercu wierność, ale jak przyszła sytuacja, gdy trzeba było zweryfikować swoje deklaracje, to myślałam: „Panie Jezu, Ty mnie chyba teraz chcesz sprawdzić, a ja nie wiem, czy wytrwam”. Z drugiej strony myślałam, że bardzo bym się zawstydziła wobec Męczenników Podlaskich, gdybym nie wytrwała, od nich czerpałam duchowe wsparcie i z nich brałam wzór. To było dla mnie osobiste dorastanie do tych wydarzeń, także poprzez Eucharystię, nabożeństwa Drogi Krzyżowej, czytania duchowe.

Przyznaje, że nie zamierzała być nauczycielką - dlatego studiowała ogrodnictwo.

- Z perspektywy wydarzeń sprzed 20 lat i moich dalszych losów widzę, że mój pobyt w Miętnem i praca z młodzieżą miały sens, że byłam do tego przygotowana przez Pana Boga i On dał mi szansę uczestniczenia w tych wydarzeniach. To jest dla mnie najważniejsza sprawa w życiu. Ciągle do niej wracamy, przeżywamy te wydarzenia na nowo. A skoro krzyż powrócił do szkoły, uważałam, że trzeba wśród młodzieży i w sobie bronić wartości, które on reprezentuje. Być może ponownie Pan Jezus wysłuchał moich tęsknot, gdyż okazało się, że zostałam katechetką w szkole. Na co dzień z młodzieżą

Pani Krystyna zaprzyjaźniła się szczególnie z Bogusławą Kozar, (obecnie: Gora), która rozpoczęła pracę w Miętnem w 1979 r., a przybyła tu z Zamojszczyzny. Obie panie twierdziły, że w ich osobach spotkała się podlaska wiara z zamojską partyzantką. Pani Bogusława wychowała się także w rodzinie głęboko religijnej, w której były równie silne tradycje patriotyczne i w której był obecny krzyż związany z bolesnymi doświadczeniami naszego narodu. Jej pradziadek walczył w Powstaniu Styczniowym, dziadkowie mieszkali w Skierbieszowie - wiosce, która została wysiedlona przez Niemców już w listopadzie 1942 roku, większość rodziny zginęła w Oświęcimiu, rodzice należeli do AK, mama oraz matka chrzestna walczyły w Powstaniu Warszawskim.

- Byłyśmy razem z młodzieżą, kiedy Ojciec Św. mówił: Czuwajcie.

Połączyła nas też oaza. Wiele dziewcząt-uczennic Technikum Ogrodniczego brało udział w oazach rodzinnych.

Pani Bogusława i pani Krystyna w wakacje 1983 r. uczestniczyły w rekolekcjach oazowych dla nauczycieli w Krościenku.

- Kiedy na zakończenie śpiewaliśmy:

„Idźcie już stąd na ulice, na place waszych miast, Idźcie do swoich przyjaciół, przywróćcie im światło dnia” - to po takim chrzcie w Duchu Świętym myśmy z radością i odwagą poszli.

Pani Bogusława każdą wolną chwilę poświęcała młodzieży, co dawało okazję do wzajemnego poznania się, zrozumienia, budowy zaufania. Uczyła języka polskiego w siedmiu klasach, pracowała w internacie, prowadziła koło turystyczne, drużynę harcerską.

- Harcerstwo w tym czasie ożyło, mieliśmy bardzo ciekawe kontakty z kręgami Andrzeja Małkowskiego. Na mundurach nosiliśmy emblemat z przedwojenną rotą przysięgi harcerskiej rozpoczynającej się od słów: „Mam szczerą wolę służyć Bogu i Polsce”. Jeden z zastępców dyrektora ironizował z napisów na lilijce: „Ojczyzna, Nauka, Cnota” - że to przestarzałe ideały.

Wyjeżdżała z uczniami na rajdy, obozy wędrowne, zimowiska, spływy kajakowe; wspólnie wędrowali, czytali lektury, dyskutowali. Znali swe poglądy na wiele aktualnych problemów społecznych i historycznych. Ale także razem się modlili. Okazją ku temu była pielgrzymka Ojca Św. w 1983 roku, gdy się wybrali do Warszawy, Niepokalanowa, Częstochowy. Uczestniczyli w ważnych uroczystościach o charakterze patriotycznym - z okazji 3 Maja, 11 listopada, 17 września, byli na pogrzebie Grzegorza Przemyka. - W ten sposób poznawali prawdziwą, niezakłamaną historię, to ich zobowiązywało do zachowywania i pielęgnowania tego wielkiego dziedzictwa, „którego imię Polska” - tłumaczy pani Bogusława.

W duchu „Solidarności”

Bogumiła Szeląg należała do grona starszych nauczycieli - z ponad dwudziestoletnim stażem, była jednym z założycieli i przewodniczącą NSZZ „Solidarność” w ZSR w Miętnem. Organizacja ta była bardzo prężnym związkiem nauczycielskim w powiecie garwolińskim, należała do niej połowa nauczycieli zatrudnionych w ZSR. Środowisko „Solidarności” prowadziło ożywioną działalność.

Jedną z form działalności Związku były wykłady dotyczące m.in. „białych plam” w naszej historii. Młodzież mogła poznawać prawdę o wydarzeniach, które stanowiły tabu albo były zakłamywane - m.in. o inwazji sowieckiej na Polskę 17 września 1939 r., o Katyniu.

Elżbieta Mędziło - w 1984 r. nauczycielka przedmiotów rolniczych twierdzi, że olbrzymią podbudową dla tego, co działo się w ZSR w Miętnem były strajki robotników i powstanie „Solidarności”. - Ci młodzi ludzie mieli po 14-15 lat, gdy Polak został Papieżem, a 16-17 gdy zaczęły się strajki i powstała „Solidarność”. Wydarzenia te odbierali więc już dość świadomie, na pewno w domach wiele się o tym mówiło. - Skąd by młodzież wpadła na pomysł, żeby upomnieć się o swoje prawa, zostać w szkole, odmówić pójścia na lekcje? Skąd nauczyłaby się pokojowych form walki, poczucia, że jedność daje siłę? - pyta E. Mędziło.

Stanisława Makara: - Starałam się dopomóc uczniom, by osiągnęli to, co było im potrzebne i czego bardzo pragnęli. Zawsze byłam zdania, że uczniowie w szkole są najważniejsi, są podmiotem, a władze powinny uwzględnić ich potrzeby i żądania, jeżeli są sensowne i służące dobru. Wojnę krzyżom w 1983 r. w Miętnem wydali ludzie powodowani służalczością wobec ówczesnych władz. Przed decyzją o zdjęciu krzyży podjętą przez dyrekcję szkoły nie było rozmowy z uczniami, nie było argumentów, dyskusji. W tej sytuacji uczniowie mieli prawo sprzeciwić się usunięciu krzyży i takie prawo powinno być uszanowane. To nie uczniowie spowodowali konflikt, lecz pycha i wręcz głupota dyrekcji szkoły i władz wojewódzkich przekonanych, że kto ma władzę, ten ma rację i wszystko może. Podziwiałam ich odwagę i konsekwencję młodzieży, a także wielką odpowiedzialność za słowa i czyny. W czasie tych wydarzeń ani jedna szyba nie została wybita, żadna klamka nie została urwana, nie było żadnych zniszczeń. Uczniowie zachowali się wspaniale, można podziwiać ich dyscyplinę i mądrość. Można się zastanawiać, skąd mieli tyle hartu i odwagi, by sprzeciwić się totalitarnemu systemowi. To było naprawdę niezwykłe i optymistyczne wydarzenie.

Bogumiła Szeląg: - Poparłam protest młodzieży, bo uważałam, że uczniowie mają rację. Należało im się poważne potraktowanie, poważne wyjaśnienie sprawy i pierwsza to powiedziałam dyrektorowi. Nie można było krzyży obecnych od 4 lat w szkole zdjąć po cichu, bez jakiegoś wyjścia przed uczniów i oficjalnego poinformowania. Tymczasem dyrektor przyparty do muru i poproszony o wyjaśnienie stosował uniki, powoływał się ogólnikowo na konstytucję, krzyż nazwał emblematem, a dla ludzi wierzących - dla młodzieży i dla mnie to nie jest emblemat. Odbierałam to jako osobistą przykrość. Tym bardziej, że w pobliskich szkołach krzyże wisiały. Młodzież chciała się dowiedzieć prawdy, a wyczuła, że dyrektor mówi nieprawdę. Nie można zmusić do wyboru zła

- Opowiedzeniu się za młodzieżą towarzyszyła świadomość, że nauczyciel cieszący się jej zaufaniem ponosi wielką odpowiedzialność za to, co będzie się działo - mówi Stanisława Makara. - Uczniowie samodzielnie podejmowali decyzje, ale potrzebowali rady i potwierdzenia, że mają rację, że podejmowane przez nich decyzje są słuszne. Kontakty nie były łatwe, bo dyrekcja mi i jeszcze jednej nauczycielce wydała zakaz kontaktowania się z uczniami. Miałam zakaz wstępu do szkoły. Pamiętam taką sytuację, gdy grupa uczniów - przywódców przyszła do mnie po radę i odpowiedź na pytanie: co dalej robić. Moja odpowiedź brzmiała: „Niech wasze słowa zawsze znaczą: tak-tak, nie-nie”. Chwila zaskoczenia, namysł i radosna ulga: „Już wiemy”. Ta chwila była dla nie czymś wyjątkowym i zapamiętałam ją na całe życie.

Nauczyciele popierający uczniów ponieśli konsekwencje. Przede wszystkim była to weryfikacja. Zostali jej poddani wszyscy pracujący w szkole nauczyciele, ale ci opowiadający się za obroną krzyży, zostali potraktowani specjalnie. -To, co przeżyłam podczas tzw. weryfikacji było najbardziej nieprzyjemnym doświadczeniem w moim życiu - twierdzi Bogusława Kozar - Gora. - Przeprowadzało ją 6 mężczyzn: po dwóch przedstawicieli Ministerstwa Rolnictwa, kuratorium i urzędu wojewódzkiego. Już na wstępie zarzucono mi niewłaściwy - bo patriotyczny - repertuar piosenek śpiewanych w harcerstwie i kole turystycznym. Kierowane były do mnie takie pytania: „To ta pani od kółka różańcowego?” „Gdzie pani zdobyła wykształcenie, skoro pani szerzy taką ciemnotę?” „Humanistka, a zdeprawowała osobowości uczniów”, „Za taką deprawację powinna pani wisieć na szubienicy przed szkołą”. Kiedy to usłyszałam, byłam tak zszokowana, że nie umiałam nawet zareagować. Wstałam tylko i zapytałam: „Czy mogę wyjść?” „Proszę bardzo”- odpowiedział ktoś wesoło, szyderczo i ironicznie. Gdy wyszłam z pokoju, jedna z pań pilnujących drzwi, by nikt nie podsłuchiwał, powiedziała mi: „Chyba pani źle wypadła, bo wszyscy bardzo się śmiali po pani wyjściu”.

Na weryfikacji się nie skończyło. Mimo ustaleń, że ani uczniowie, ani nauczyciele nie będą szykanowani z powodu swej postawy, z ośmioma nauczycielkami postanowiono rozwiązać stosunek pracy. Były to panie: Bogumiła Szeląg, Stanisława Makara, Ewa Kaczyńska, Danuta Kalbarczyk, Elżbieta Mędziło, Krystyna Czarnocka i Bogusława Kozar. W tym gorącym czasie ormowcy śledzili nauczycieli, rozsyłano anonimy z pogróżkami do nich, a z oszczerstwami do ich współmałżonków. Pani Krystyna Czarnocka ostatecznie pozostała w szkole, choć była tym zaskoczona.

- Być może nie znaleziono dla mnie miejsca - twierdzi, ale przyjęła to jako wyzwanie: - Zostałam z tą biedną, rozdartą młodzieżą. Oni wiedzieli, że tylko do mnie mogą przyjść, dzielili się problemami, organizowaliśmy adorację krzyża w czytelni, składanie kwiatów, modlitwę na dużej przerwie. Trzeba ich było podtrzymywać na duchu, nadal świadczyć, że krzyż jest dla nas wielką wartością.

Pozostałe z wymienionych nauczycielek zostały przeniesione do innych szkół - czasem to były małe szkółki wiejskie. Po krótszym czy dłuższym czasie większość z nich wróciła do pracy w Miętnem.

- Rozprawiono się z nami w białych rękawiczkach - przeniesiono nas do innych szkół pod pozorem reorganizacji szkoły - twierdzi Bogumiła Szeląg. - Ale i tak uważam, że zachowano się wobec nas dość przyzwoicie, bo nie zostaliśmy zwolnieni z pracy dyscyplinarnie, co zamknęłoby nam w ogóle możliwość podejmowania pracy w szkole.

Po roku 90. były przeprosiny od władz, a nawet medale - wręczone ukradkiem, wygrzebane z szuflady, jakieś już nieaktualne, które komuś zbywały.

- Ich to pewnie wiele kosztowało, choć nas tylko rozśmieszyło - wspomina Bogusława Gora, która do Miętnego powróciła po roku pracy w ZSR w Radoryżu.

Po 20 latach w szkole są jeszcze bolesne rozdarcia.

- Rozumiejąc, że krzyż to znak miłości, od początku staraliśmy się z miłością odnosić się do tych, co byli obojętni lub stanęli po drugiej stronie barykady, bo miłość, przebaczenie to nauka płynąca z krzyża, następny motyw świadectwa krzyża - mówi Krystyna Czarnocka. - Pamięci nie da się wymazać, tutaj trzeba się było otworzyć na łaskę. Poza tym przypominam sobie słowa, które śpiewamy w Wielki Piątek: „O szczęśliwa wino, któraś sprowadziła tak wielkiego Odkupiciela”. Pan Bóg nas tak ustawił - nasza postawa nie byłaby możliwa, gdyby nie było tej drugiej strony.

- Gdy dziś myślę o wydarzeniach sprzed 20 lat  Miętnem ogarnia mnie zdumienie i radość, że komunistyczna władza musiała ustąpić przed zdecydowaniem młodzieży w obawie, że zastosowanie represji wobec krzyża może wywołać protesty w społeczeństwie. To był jeden z sygnałów, że Polacy nie godzą się na system narzucony nam przez sąsiada.

- Udział w tych wydarzeniach nauczył nas także - konkluduje Bogusława Gora - że nie ma takiej siły, takiej władzy, żeby zmusić człowieka do wybierania tego, czego on nie chce, że nie można zmusić człowieka do wyboru zła.

Kościół was nie porzuci

Obrona obecności krzyża w ZSR była autonomicznym dziełem uczniów, księża nie sprowokowali protestu ani nie uczestniczyli osobiście w strajku na terenie szkoły. Daje o tym wyraźne świadectwo proboszcz parafii Przemienienia Pańskiego ks. Henryk Bujnik, który przyznaje, że księża wikariusze, szczególnie ks. Bieńko, chcieli wejść do szkoły i być z młodzieżą. - Absolutnie się na to nie zgodziłem, bo stałoby się to dla władz argumentem, że protest został zainspirowany przez księży i to księża nim kierują, a prawda była taka, że obrona krzyża w szkole była dziełem młodzieży. Jednak trudno wyobrazić sobie zwycięstwo krzyża bez duchowego wsparcia i praktycznej pomocy, jakie uczniowie otrzymali ze strony Kościoła - księży z miejscowej parafii i dziekana dekanatu garwolińskiego, ordynariusza siedleckiego ks. bp. Jana Mazura i Sekretarza Episkopatu Polski abp. Bronisława Dąbrowskiego.

Już od początku protestu uczniowie informowali swych duszpasterzy o jego przebiegu i otrzymywali moralne wsparcie, akceptację swej postawy ze strony kapłanów, słyszeli słowa uznania i wdzięczności za godną postawę. Księża pełniący posługę kapłańską w parafii Przemienienia Pańskiego w Garwolinie, ksiądz proboszcz Henryk Bujnik oraz prefekci: ks. Stanisław Bieńko, ks. Sławomir Żarski i ks. Michał Śliwowski jednoznacznie uznali zdjęcie krzyży w szkole za akt bezprawia nadgorliwej władzy lokalnej i poważny krok w kierunku realizacji planu wychowania ateistycznego, postawę zaś młodzieży za chwalebną.

Po przeniesieniu krzyży do garwolińskiego kościoła, co miało miejsce 12 stycznia, w liście do ks. bp. Jana Mazura, komentując to wydarzenie, ks. Bujnik napisał: „Chociaż fakt, jaki miał miejsce w Miętnem napawa Waszą Ekscelencję, Pasterza Diecezji i nas wszystkich, głębokim bólem i smutkiem, to jednak Twoje Arcypasterskie Biskupie Serce niech nie będzie wolne od satysfakcji i wzruszającej radości, że w swojej rodzinie diecezjalnej masz taką wspaniałą młodzież, że polska ziemia ma takich synów i córki, którzy nie lękając się niczego, zdali wspaniały egzamin ze swojej chrześcijańskiej postawy i dali świetlany wzór i przykład miłości do Chrystusa i Jego Krzyża. To młodzież, która zasługuje na najwyższe uznanie, która uczy się z głębokim pragnieniem w sercu, ażeby naprawdę budować lepszą, prawdziwą Polskę.”

Podczas Mszy Św. odprawionej 8 marca ks. Henryk Bujnik powiedział w homilii do uczniów: „To, co się dzieje w tej chwili, można by nazwać tylko jednym słowem: to jest morderstwo. To jest zabijanie ducha w sercach młodych, bezbronnych, niewinnych ludzi, domagających się swoich słusznych, świętych praw, uszanowania swoich uczuć i przekonań. Niczym baty, niczym knuty, niczym te hełmy stalowe na głowach milicji i te pałki, i te tarcze. Po co to? Czy ktoś chce się bić? Od trzech miesięcy zdajecie wspaniały egzamin tak spokojnie a tak godnie. To piękne świadectwo. Módlmy się do Matki Bożej, by przez swoje wstawiennictwo wyprosiła spełnienie naszych żądań z arcypasterzem na czele. Nie jesteście sami. Jest z wami niemal całe społeczeństwo, czego dowodem jest składanie tych podpisów, petycji do najwyższych władz państwowych o spełnienie waszych gorących żądań.”

„Cześć, szacunek i chwała dla tej ukochanej młodzieży, która tak mężnie i z taką wiarą niesie Krzyż Chrystusowy w II Tysiąclecie na Polskiej Ziemi” - pisał proboszcz garwoliński do ks. bp. Jana Mazura, relacjonując wydarzenia z dn. 5-8 marca 1984 r.

Ważne było nie tylko motywowanie religijne postawy młodzieży, ale także wskazywanie, że ich postawa nie jest sprzeczna z prawem. Proboszcz parafii ks. Henryk Bujnik już na początku konfliktu przekazał uczniom odpis pisma Czesława Kiszczaka do Sekretarza Episkopatu Polski abp. Bronisława Dąbrowskiego z dn. 1 lutego 1982 r., w którym minister spraw wewnętrznych informuje, że „Prezes Rady Ministrów - obywatel gen. armii Wojciech Jaruzelski wydał właściwym jednostkom administracji polecenie niepodejmowania decyzji lub działań, które pozostawałyby w kolizji z potrzebą poszanowania uczuć i przekonań obywateli”, które to pisma otrzymali m.in. minister oświaty i wychowania oraz kierownik Urzędu ds. Wyznań.

Garwolińscy kapłani próbowali też w bezpośredniej rozmowie interweniować u dyr. Ryszarda Domańskiego, by uwzględnił życzenie uczniów i zezwolił na powrót krzyża do ZSR. Spotkanie to miało miejsce w szkole 20 grudnia.

„Rozmowa trwała ponad godzinę, wszyscy zabieraliśmy głos, uzasadniając niegodność czynu, który znieważa znak wiary, obraża przekonania i uczucia religijne, jest wbrew konstytucji, a szkoła jest własnością narodu, a nie państwa” - relacjonował ks. Henryk Bujnik w liście do biskupa siedleckiego z dn. 23 grudnia 1983 r. 

Jednoznaczną postawę zachowywali księża wobec władz wojewódzkich. 11 stycznia na plebanii w Garwolinie pojawił się dyrektor Wydziału ds. Wyznań UW w Siedlcach Eugeniusz Piątkowski, który w rozmowie starał się nakłonić ks. Bujnika, by ten „uspokoił całą sprawę” i przyjął krzyże do kościoła. Ks. Bujnik zdecydowanie odmawiał, nie chcąc się zgodzić na takie rozwiązanie wbrew woli młodzieży. Szantażowany przez Piątkowskiego możliwością rozwiązania szkoły i zwolnienia z pracy nauczycieli powiedział wreszcie:

- Jeśli krzyże wrócą do kościoła, to proszę przyjąć do wiadomości, że nie jest to równoznaczne z aprobatą zdarcia ich ze ścian szkoły.

- Rozmowa była krótka, bo pan Piątkowski spieszył się na Radę Pedagogiczną w Miętnem. Na odchodnym powiedziałem mu: „Sami narobiliście niepokoju, a teraz chcecie, byśmy my to uspokoili” - dodaje ks. Bujnik.

Tymczasem Eugeniusz Piątkowski bezpośrednio po tej rozmowie udał się na spotkanie z nauczycielami i przedstawicielami uczniów, podczas którego poinformował, że ksiądz proboszcz prosi o przyniesienie krzyży do kościoła w Garwolinie. - Być może przyniesienie krzyży do kościoła było powodem oszczerstwa rzuconego na mnie i księdza biskupa, jakobyśmy zgodzili się na szkołę ateistyczną w Miętnem - o czym wzmiankę spotkałem w dokumentach będących w posiadaniu pana profesora Drozdowskiego, ale sprawa wyglądała inaczej - wspomina ks. Henryk Bujnik.

Wobec blokady informacji, szczelnego ukrywania przez władze zaostrzającego się konfliktu bardzo ważne było informowanie - zarówno kościelnych władz zwierzchnich, ale także wiernych parafii, dekanatu, diecezji o tym, co dzieje się w Miętnem. Służyła temu bogata korespondencja między ks. Bujnikiem a dziekanem dekanatu garwolińskiego oraz ordynariuszem siedleckim a także komunikaty, jakie były kierowane do wiernych. Problem ten był poruszany podczas homilii, o czym skwapliwie donosili informatorzy UB.

Po otrzymaniu 23 grudnia 1983 r. informacji od ks. Bujnika, dziekan dekanatu garwolińskiego ks. Władysław Zwierz z Górzna natychmiast wystosował komunikat dotyczący wydarzeń w Miętnem z poleceniem odczytania go w kościołach dekanatu w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia, 25 grudnia. Po zrelacjonowaniu wydarzeń ksiądz dziekan zaapelował do wiernych: „Pomóżmy naszej młodzieży zachować wiarę naszą postawą i modlitwą. Mówiąc o tych bolesnych sprawach otwórzmy szeroko oczy na obecną ateizację i gwałcenie praw ludzi wierzących. Dzisiaj znalazł się pan dyrektor w Miętnem, który w imię państwa socjalistycznego profanuje krzyże, a jutro znajdzie się inny dyrektor, którym w imię tego samego państwa socjalistycznego zabroni nieść krzyż przy twojej trumnie, a nawet może przyjść do twego prywatnego mieszkania i nakaże ci zdjąć krzyż z twojej ściany, bo przypadkowo żyjesz w państwie socjalistycznym”.

Dzięki informowaniu diecezjan o wydarzeniach w ZSR w Miętnem uczniowie mieli szerokie duchowe i modlitewne wsparcie, czego wyrazem były napływające na adres garwolińskich duszpasterzy liczne telegramy i listy z wyrazami poparcia, uznania. Wiele listów zbiorowych przesyłano do władz - począwszy od wojewody skończywszy na ministrze Kiszczaku, marszałku sejmu, premierze Wojciechu Jaruzelskim. Znakiem solidarności księży z młodzieżą z Miętnego było, wspomniane w donosie, pismo z dn. 1 lutego 1984 r. skierowane przez księży dekanatu garwolińskiego do premiera Wojciecha Jaruzelskiego.

„Fakt zbezczeszczenia symbolu wiary, jakim jest krzyż, zbulwersowało wiernych naszych terenów - czytamy w liście. - Ponieważ wszelkie starania rodziców, młodzieży i księży oraz ludności nie przynoszą żadnych rezultatów i w dalszym ciągu krzyże nie wracają na swoje miejsce, przeto niżej podpisani kapłani jednogłośnie podjęli uchwałę: Żaden z kapłanów nie pójdzie do urn wyborczych i o tym poinformuje swoich wiernych przed wyborami, podając szczegółowe przyczyny”.

Protestujących uczniów, wspierających ich nauczycieli i rodziców Kościół parafialny i diecezjalny otaczał nieustannie modlitwą. Kościół parafii Przemienienia Pańskiego stał dla nich zawsze otworem, szczególnie w najbardziej dramatycznych wydarzeniach w przebiegu konfliktu. Do 7 kwietnia każdego dnia w godz. 20-21 zbierało się w nim liczne grono wiernych. Mieszkańcy Garwolina, młodzież garwolińskich szkół i członkowie Ruchu Światło-Życie - wypełniali kościół, zanosząc modlitwy w intencji zwycięstwa krzyża.

Młodzież z Miętnego też kierowała swe kroki do kościoła w chwilach zagrożeń, mając pewność, że tam znajdzie wsparcie duchowe i pomoc. Pierwszy raz młodzi przybyli wspólnie na modlitwę do kościoła 11 grudnia.

- Byliśmy zszokowani tym nieprzewidzianym, ale jakże wielkim i wymownym zrywem młodych, niewątpliwie płynącym z głębokiej wiary i umiłowania Krzyża - wspomina ks. Bujnik.

Grono ok. 400 uczniów przeszło 5-kilometrową trasę do kościoła, gdy delegacja szkoły odwoziła tam krzyże 12 stycznia. Do swej świątyni i duszpasterzy skierowali swe kroki po zawieszeniu szkoły 8 marca. Gdy drogę zastąpił im oddział ZOMO, ich dramatyczną sytuację obwieściły dzwony kościelne, które zaalarmowały społeczność Garwolina. Księży, którzy dotarli tej nocy do uczniów, ci prosili o Mszę Św. Następnego dnia, gdy część młodzieży została zablokowana na cmentarzu, interweniowali ks. Bieńko i ks. Śliwowski. 9 marca udali się z młodzieżą na Jasną Górę widząc, że wybierającej się tam młodzieży towarzyszą agenci UB.

Księża spotykali się z rodzicami, dając im moralne wsparcie, umożliwiając konfrontację poglądów i ujednolicenia stanowiska w sprawie podpisywania deklaracji o świeckości szkoły. Wobec rozwiązania szkoły nie tylko dwa razy w tygodniu odbywały się katechezy prowadzone przez ks. bp. Jana Mazura, ale również zorganizowane były wykłady przygotowujące do matury. Księża wykorzystali swe znajomości i kontakty dla poszukiwania miejsc w szkołach rolniczych dla tych, którzy nie podpisali „lojalki” i nie mogli nauki kontynuować w Miętnem.

Ich zaangażowanie w pomoc młodzieży nie obyło się bez przykrych skutków. Ks. Stanisław Bieńko przyznaje, że walka o krzyże wymagała wielkiego samozaparcia, życia w niepewności, poczuciu zagrożenia:

- Byliśmy nękani przez milicję, ZOMO, SB. Niemal co dzień przychodziło do mnie dwóch milicjantów, co drugi dzień zabierali mnie na posterunek MO na przesłuchanie. Zawsze mówiłem to samo: powodem tego, że krzyż został usunięty, jest brak wiary, nieludzkie traktowanie drugiego człowieka, a młodzież z Miętnego głosi rekolekcje dla całego świata. Szczególnie to ostatnie strasznie denerwowało esbeków, próbowali mnie straszyć, szantażować. Padały nawet takie groźby: „My mamy długie ręce i dobrą pamięć, potrafimy wymusić na tobie, żebyś był inny”. Pewnego razu, gdy jechałem samochodem do rodziców, ktoś rzucił kamieniem w przednią szybę. Szyba się rozprysła, kamień spadł mi na piersi, ale choć jechałem dość szybko, a naprzeciw mnie w tej chwili znajdował się samochód ciężarowy, zdołałem uniknąć wypadku. Początkowo myślałem, że to jakiś chuligański wybryk, ale wśród garwolińskich milicjantów miałem kolegów ze szkolnej ławy, którzy zasugerowali, że to była celowa akcja i ostrzegali mnie, żebym nie wyjeżdżał sam z domu wieczorem. Podczas pielgrzymki do Częstochowy, gdy z młodzieżą zatrzymaliśmy się w klasztorze, nawet ojcowie paulini chcieli mnie zatrzymać na Jasnej Górze. „Proszę księdza - mówili - jest przygotowywany na księdza zamach”, ale powiedziałem, że jeśli Bóg zechce, bym dał świadectwo wiary, nawet oddając życie, to jestem na to gotów - wspomina ks. Stanisław.

O tym, że nie były to groźby gołosłowne, świadczy choćby śmierć ks. Jerzego Popiełuszki, która nastąpiła jesienią tego roku.

Jeszcze większym ciężarem niż obawa o siebie, było poczucie odpowiedzialności za młodzież, która potrzebowała przede wszystkim wsparcia duchowego. Zagrożenie represjami było jak najbardziej realne, młodzi mieli przeciw sobie cały aparat państwa komunistycznego, wspieranego przez Blok Wschodni. Ciągle panowała atmosfera zastraszenia i terroru po zniesionym niedawno stanie wojennym.

- W tym czasie towarzyszyły nam ból, niepewność, udręka i łzy. Ci młodzi ludzie byli stale straszeni, szantażowani, otaczali nas ubecy. I było to zagrożenie jak najbardziej realne - mówi ks. Bieńko. - Chodziło także o przyszłość tej młodzieży, szczególnie maturzystów, którzy nie mogli się spokojnie przygotowywać do egzaminu. Na kilka tygodni przed maturą wielu z nich przeniosło się do innej szkoły, a ci, co zostali w ZSR w Miętnem, musieli zdawać egzaminy w wielkim stresie, niekiedy przed nauczycielami przeciwnymi strajkowi. Szczególnie trudne były spotkania z rodzicami, którzy byli przeciwni obronie krzyża.

Osobnego omówienia wymaga postawa ordynariusza siedleckiego ks. bp. Jana Mazura wobec protestu młodzieży Miętnego.

Od pierwszych dni protestu do ówczesnego ordynariusza siedleckiego ks. bp. Jana Mazura dochodziły echa wydarzeń mających miejsce w Zespole Szkół Rolniczych.

- Początkowo jednak nie wyglądało to groźnie ani nie zapowiadało się, że protest będzie miał większe rozmiary - wspomina ksiądz biskup. Oficjalną wiadomość o wydarzeniach w szkole zawierał list skierowany 23 grudnia 1983 r. do ordynariusza siedleckiego przez ks. Henryka Bujnika, proboszcza parafii Przemienienia Pańskiego w Garwolinie.

Pierwsza oficjalna interwencja ks. bp. Jana Mazura u władz nastąpiła 29 grudnia. Tego dnia biskup siedlecki wystosował pismo do wojewody siedleckiego płk. Janusza Kowalskiego, w którym informował o wydarzeniach w ZSR w Miętnem i wyraził protest wobec postępowania dyrekcji szkoły, które uznał za sprzeczne z oświadczeniem ministra Spraw Wewnętrznych z 1 lutego 1982 r. oraz stanowiące obrazę przekonań religijnych i wyraźny akt nietolerancji. Wskazał również na fakt, iż zachowanie dyrekcji jest sprzeczne ze względami wychowawczymi, gdyż podważa zaufanie i szacunek młodzieży do nauczycieli, a ponadto wprowadza „moment drażniący i budzący nieufność do deklaracji władz”. List kończył się wyrażeniem nadziei na zadośćuczynienie życzeniom młodzieży i powrót krzyży do szkoły.

Na to pismo wojewoda siedlecki nie odpowiedział, a spotkanie z ks. bp. Janem Mazurem, jakie odbyło się 31 grudnia, nie przyniosło rozstrzygnięcia.

Po przeniesieniu krzyży do kościoła ks. bp Jan Mazur w sobotę 14 stycznia przybył do Garwolina i uczestniczył w nieszporach odprawianych przez ks. Bieńkę w intencji tych, którzy zdjęli krzyże i powrotu krzyża do szkół. Dla podkreślenia swego uznania dla postawy uczniów z ZSR w Miętnem ofiarował im pamiątkowe krzyże, które odtąd młodzież nosiła na piersiach.

25 stycznia 1984 r. ordynariusz siedlecki ponownie zwrócił się do wojewody siedleckiego z pismem następującej treści:

„Zwracam się z usilną prośbą o przyznanie młodzieży uczęszczającej do ZSR w Miętnem możności umieszczenia zdjętych krzyży w salach, w których się one dotąd znajdowały. Problem nie został bowiem zamknięty i rozwiązany przewiezieniem krzyży do kościoła parafialnego Garwolinie. Tu wprawdzie są przedmiotem czci wynagradzającej, ale również przypominają młodzieży o doznanym zranieniu uczuć religijnych oraz zlekceważeniu ich protestów i próśb. To boli i starsze społeczeństwo wierzących. Budzi zrozumiały brak zaufania w deklaracje osób wysoko postawionych (…/. Może to również odbić się drastycznie podczas zbliżających się wyborów. Na Podlasiu znam taki wypadek sprzed kilkunastu lat. Zdaję sobie sprawę z trudnej sytuacji Pana Wojewody, ale ktoś musi położyć rozumny i sprawiedliwy kres stanowi rozdrażnienia i obrazy uczuć religijnych”.

List ten był odczytany w niektórych kościołach diecezji siedleckiej w dn. 29 stycznia.

To spowodowało reakcję wojewody siedleckiego. 2. lutego skierował on pismo do Biskupa Siedleckiego, w którym odwołał się do ustawy z dn. 15 lipca 1961 r. , w której znajduje się sformułowanie, że „szkoła i inne placówki oświatowo-wychowawcze są instytucjami świeckimi”. Wojewoda interpretował to w ten sposób, że w szkole nie ma miejsca na żadne przejawy religijności. Zaapelował też do księdza biskupa o dopilnowanie strony kościelnej, by zbliżające się wybory przebiegały „w atmosferze powagi o obywatelskiej odpowiedzialności”.

23 lutego ks. bp Jan Mazur wystosował list do kapłanów i wiernych diecezji siedleckiej, w którym podkreślił znaczenie krzyża w chrześcijaństwie i dziejach naszego narodu. Pisał tam również: „dzisiaj Krzyż wiszący w salach szkolnych, halach fabrycznych, szpitalach czy prywatnych mieszkaniach jest nadal symbolem i przypomnieniem najwyższych ideałów, największych wartości, przede wszystkim życzliwości do człowieka posuniętej aż do ofiary z życia i to ze strony Boga-Człowieka. To stanowi dla wierzących wymowną zachętę, by mimo swej słabości, nerwowości i trudów, szli jednak drogą przez Chrystusa i Jego Ofiarę wytkniętą, drogą dobroci dla każdego człowieka.” Bp Mazur powołał się przy tym na wspomniane pismo gen. Czesława Kiszczaka do Sekretarza Episkopatu Polski bp. Bronisława Dąbrowskiego z 1 II 82 r. Wobec zaś zdejmowania krzyży, co spotkało się z protestem wierzących, zachęca do modlitwy oraz „proponuje i zaleca” składanie podpisów pod petycjami kierowanymi do marszałka sejmu i przewodniczącego rady państwa.

List ten spowodował wizytę wojewody siedleckiego płk. Janusza Kowalskiego i dyrektora Wydziału ds. Wyznań Urzędu Wojewódzkiego w Siedlcach u ks. bp. Jana Mazura, która miała miejsce 25 lutego 1984. Eugeniusz Piątkowski starał się nakłonić ordynariusza siedleckiego do odstąpienia od czytania listu do wiernych w związku z obroną krzyża w Miętnem. Ksiądz Biskup tak wspomina to spotkanie: „Przyszli do mnie przedstawiciele władzy wojewódzkiej z prośbą, żeby `sprawa krzyży' została potraktowana przeze mnie łagodnie, to znaczy, żeby nie prowadziła do jakichś ekscesów. Odpowiedziałem wtedy, że owszem, będę się starał wpłynąć na młodzież, żeby nie podejmowała działań, które nie pasują do terenu szkoły, następnie by w swoich protestach nie sięgała po środki, które mogłyby na nią ściągnąć odpowiedzialność, represje i kary z innego tytułu niż upominanie się o prawa do wyznawania przekonań religijnych”.

- Naturalnie, przebieg tej rozmowy próbowano zinterpretować tak, że nie doceniam wartości upominania się o krzyż w szkole przez młodzież - mówi ks. bp Jan Mazur. Nie był to jedyny epizod, przez który władze starały się skłócić biskupa i kapłanów z młodzieżą, kłamliwie interpretując wypowiedziane przez nich słowa.

1 marca wojewoda siedlecki wysłał do kierownika Urzędu ds. Wyznań, ministra Adama Łopatki pismo, w którym wobec apelu biskupa do wiernych o kierowanie zbiorowych petycji do Przewodniczącego Rady Państwa i Marszałka Sejmu, zwracał się z prośbą o interwencję w Sekretariacie Episkopatu Polski. Wojewoda wyraził swoje niezadowolenie z postawy Księdza Biskupa wobec sytuacji w Mielnem, zarzucił mu, że nie podjął żadnych działań służących „powstrzymaniu poczynań podżegających do nieposzanowania prawa”, a wręcz aprobował działania młodzieży.

Kulminacja konfliktu i bezpośrednie włączenie się ordynariusza siedleckiego do wydarzeń związanych z obroną krzyża w ZSR w Miętnem nastąpiło 8 marca, kiedy po zawieszeniu szkoły część strajkujących, zawróconych w nocnym marszu do Garwolina, rano na skróty wyruszyła do kościoła i została przez oddział ZOMO zepchnięta na cmentarz i tam zablokowana.

- Tego dnia, jadąc do Ryk na spotkanie z zespołem charytatywnym, postanowiłem wstąpić do Garwolina, by się przekonać na własne oczy, co się dzieje z uczniami Zespołu Szkół Rolniczych - wspomina ks. bp Jan Mazur. - Gdy podjechaliśmy pod plebanię, okazało się, że właśnie w tym czasie młodzież po uwolnieniu z cmentarza już modliła się w kościele. Ktoś poinformował księdza proboszcza Henryka Bujnika, że przyjechałem, a ten zapowiedział, że zaraz przemówię do zebranych. Wówczas podziękowałem młodzieży za protest w obronie krzyża, obiecałem modlitwę w ich intencji oraz że dwa razy w tygodniu będę przyjeżdżał głosić.

- W czasie tych katechez mówiłem o zaufaniu Opatrzności Bożej, o wytrwaniu w wierności krzyżowi i obronie jego obecności w szkole, o nadziei i skuteczności wspólnej modlitwy.

Katechezy ks. bp. Jana Mazura, głoszone w kościele Przemienienia Pańskiego we wtorki i piątki, gromadziły nie tylko młodzież ZSR, mieszkańców Garwolina, ale byli tam także obecni reporterzy informacyjnych agencji zachodnich, m.in. CNN, BBC, Reutera, dzięki którym treści katechez odbiły się szerokim echem zarówno w kraju, jak i poza jego granicami.

Zawieszenie szkoły i akcja ZOMO z 7 i 8 marca stały się powodem intensywnej wymiany korespondencji między biskupem siedleckim a wojewodą Januszem Kowalskim.

Już 9 marca ks. bp. Jan Mazur apelował do wojewody o zezwolenie na zawieszenie krzyży w salach szkolnych i wyraził swoje oburzenie na fakt wprowadzenia oddziałów ZOMO do akcji przeciw młodzieży oraz protestował wobec zmuszania rodziców i uczniów do podpisywania deklaracji uznającej świecki charakter szkoły, ponadto deklarował pragnienie spokojnego rozwiązania zaistniałej sytuacji.

Negatywna odpowiedź wojewody zawarta w piśmie z dn. 10 marca spowodowała reakcję księdza biskupa. W dalszym ciągu bronił prawa młodzieży do obecności znaku wiary w szkole, wyjaśnił też, że jego deklaracja działania w kierunku spokojnego rozwiązywania zaistniałej sytuacji nie oznacza kwestionowania obrony krzyża: „Zarówno ludzie wierzący: starsi, młodzież, duchowieństwo jak i władze znają moje wypowiedzi zachęcające do zachowania spokoju, do modlitwy, do postawy godnej czcicieli Krzyża, do zaufania dialogowi, który prowadzę z Władzami albo prowadzi Episkopat. Natomiast oświadczam stanowczo, że nie będę wpływał na młodzież, by działała wbrew sumieniu, które jej nakazuje upominać się w wolnej Ojczyźnie o posiadanie przed oczyma czcigodnego symbolu Wiary, zwłaszcza w Jubileuszowym Roku Odkupienia.”

Listem tym ks. bp. Jan Mazur zdemontował szerzone przez władze informacje, będące kłamliwą interpretacją jego wypowiedzi, jakoby nie popierał poczynań młodzieży i był po stronie władz.

W odpowiedzi na pismo biskupa siedleckiego następnego dnia wojewoda Kowalski wystosował kolejny list. Tym razem wyraził niezadowolenie z postawy księży, którzy według niego pochwalają lekceważenie prawa, gloryfikuję anarchię i ukazują ją jako wzór do naśladowania, zwrócił się z prośbą o „podjęcie niezbędnych działań w celu powstrzymania nieodpowiedzialnych poczynań księży”.

15 marca ks. bp. Jan Mazur odpowiedział, że młodzież z Miętnego „daje starszym lekcję postawy ludzkiej i chrześcijańskiej”, a tłumaczenie usuwania krzyży ze szkoły ustawą z 15.07 1961 r. jest „przesadną interpretacją nie liczącą się z prawami i wolą ogromnej większości narodu”.

Korespondencja nie odniosła skutku, ponieważ wojewoda płk. Janusz Kowalski w ostatnim swym piśmie datowanym na 15 marca pozostał przy własnych argumentach i nie okazał woli zawarcia kompromisu, uwzględnienia woli młodzieży, trwając przy własnej interpretacji świeckości szkoły, praworządności, tolerancji, misji Kościoła itd.

W połowie marca wydarzenia w Miętnem stały się przyczyną wymiany korespondencji na jeszcze wyższym szczeblu. Mianowicie 6 i 8 marca minister Adam Łopatka skierował pisma do sekretarza Episkopatu Polski. Abp Bronisław Dąbrowski zajął jednoznaczne stanowisko apelując, by to władze wyznaniowe „spowodowały zaniechanie akcji zdejmowania krzyży jako opartej na błędnej interpretacji prawa i szkodliwej dla naszego kraju” i zezwoliły na powrót krzyży do szkoły, uczniom zaś - na udział w zajęciach. W piśmie tym znalazło się też zdecydowane poparcie postawy biskupa siedleckiego: „Nie ma najmniejszych podstaw do `oprotestowania' działalności Ks. Biskupa Jana Mazura, którego zachowanie w tej godnej pożałowania sprawie było pełne taktu i powagi i miało na celu uspokojenie młodzieży wstrząśniętej bezpardonową akcją usuwania krzyży ze ścian szkolnych”.

Problem postawy młodzieży broniącej krzyża w Miętnem oraz akcji władz wobec młodzieży i przebiegu katechez w kościele parafialnym w Garwolinie ks. bp Jan Mazur przedstawił Komisji Głównej Episkopatu Polski. Dzięki temu 13 marca Rada Główna Episkopatu przy Konferencji Plenarnej Episkopatu wyraziła solidarność z młodzieżą oraz swoją dezaprobatę wobec represji stosowanych przez władze wobec młodzieży.

W komunikacie Episkopatu dotyczącym wydarzeń w Miętnem czytamy: „Rada Główna wysłuchała relacji Biskupa Siedleckiego o zajściach związanych z obroną krzyża i jest tym głęboko wstrząśnięta. Nie są to, niestety, pierwsze wypadki. W historii powojennej krzyż był wielokrotnie usuwany i jest nadal usuwany ze szkół. Prowadziło to zawsze do niepokojów społecznych. Społeczeństwo katolickie chce bowiem, by krzyż znajdował się w miejscach wychowania młodzieży i dlatego krzyże zdejmowane przez władze oświatowe w najbliższych sprzyjających warunkach umieszcza się na nowo w klasach szkolnych i broni ich przed zdjęciem.

Zgodnie z wolą społeczeństwa katolickiego, w tym także uczącej się młodzieży, krzyże powinny pozostać w salach szkolnych.

Niepokojem napawają oświadczenia przedstawicieli władz, że krzyże zostaną ponownie usunięte ze szkół i zakładów wychowawczych.

Rada Główna jest przekonana, że dobro kraju wymaga spokoju. Prowadzi do niego poszanowanie praw obywatelskich ludzi wierzących”.

Przekazując w garwolińskim kościele treść komunikatu Rady Głównej Episkopatu Polski ks. bp Jan Mazur powiedział: „Episkopat Polski zawsze opowiadał się za okazywaniem odpowiedniego szacunku dla symboli wiary w miejscach publicznych i uważa, że krzyże powinny być tam, gdzie wspólnota wiernych wymaga ich obecności ( ..../. Kościół się nie cofa i nie porzuci was”.

Swoje stanowisko Episkopat Polski potwierdził w liście z posiedzenia 199 Konferencji Plenarnej, wystosowanym do duchowieństwa i wiernych dn. 29 marca 1984 r., w którym upomniał się o krzyże w miejscach, gdzie wychowuje się młode pokolenie, potwierdzając prawo ludzi wierzących do obecności symboli religijnych w ich środowiskach, i przypomniał, że ratyfikowane przez Polskę dokumenty o charakterze międzynarodowym gwarantują prawo rodziców do wychowania swych dzieci w duchu chrześcijańskim.

Ks. bp. Jan Mazur wspomina: - Rozmawiałem też osobiście z ówczesnym ministrem Adamem Łopatką, kierownikiem Urzędu ds. Wyznań na temat zaprzestania represji wobec młodzieży i powrotu krzyża do szkoły. Rozmowa, niestety, nie dała żadnego pozytywnego rezultatu, a na odchodnym A. Łopatka powiedział: „Ksiądz biskup przez swoją postawę zrobił wielką szkodę wschodniej polityce Casarolego, a nawet i Kościołowi w Polsce.”

Spotkanie to okazało się bezpośrednią przyczyną podjęcia przez ks. bp. Jana Mazura od 27 marca postu o chlebie i wodzie w intencji pozytywnego zakończenia konfliktu.

- Po rozmowie z Adamem Łopatką nie mogłem przekazać młodzieży żadnej pozytywnej wiadomości, a rozumiałem, w jak trudnej sytuacji są strajkujący uczniowie. Jadąc na kolejne spotkanie z młodzieżą postanowiłem, że muszę okazać im moją solidarność w sposób, który i dla mnie będzie uciążliwy - wspomina ksiądz biskup. Podczas homilii skierowanej do uczniów ZSR w Miętnem powiedział: „Póki nie mogę wam inaczej pomóc, będę wam towarzyszył, poszcząc o chlebie i wodzie”.

Ta decyzja odbiła się szerokim echem, ponieważ informacje zarówno o proteście młodzieży jak i treściach katechez były przekazywane przez wiele zachodnich agencji informacyjnych.

- Zaledwie wróciłem do Siedlec i nastawiłem odbiornik na Radio Wolna Europa, już usłyszałem informację na ten temat. Nie obyło się nawet bez omyłki: dowiedziałem się, że zapowiedziałem zupełną głodówkę, ale inne stacje podały prawdziwą informację i wkrótce RWE także swoją sprostowało - mówi ks. bp Jan Mazur.

Ścisły post ordynariusza siedleckiego trwał tydzień. Towarzyszyło temu wielkie modlitewne wsparcie ze strony kapłanów diecezji siedleckiej i wiernych, wielu z nich podjęło post ze swym pasterzem. Pod wpływem postu ks. bp. Jana Mazura wielu z tych, którzy wcześniej podpisali deklaracje o uznaniu świeckiego charakteru szkoły, zaczęło je wycofywać. Ale sytuacja młodzieży była trudna - pewnego razu spora grupa uczniów po katechezie stanęła z płaczem pod plebanią i księdzem biskupem, oznajmiając, że zamknięto jej dostęp do innych szkół.

Domaganie się pisemnych zobowiązań do przestrzegania świeckości szkoły mogło spowodować, że zostałaby złamana solidarność uczniów, a grono tych najbardziej aktywnych i oddanych sprawie obrony krzyży zostałoby zniszczone. Nie chcąc do tego dopuścić, ks. bp Jan Mazur wysłał jednobrzmiące pisma do Prymasa Polski i ks. abp. Dąbrowskiego z prośbą o przeprowadzenie rozmów z którymś z przedstawicieli władzy, żeby nie mścili się na młodzieży.

Gdy to pismo otrzymał abp Dąbrowski, który w tym czasie był chory na grypę, telefonicznie polecił bp. Mazurowi przedstawienie całej sprawy pracującemu w Sekretariacie Episkopatu ks. Alojzemu Orszulikowi - późniejszemu ordynariuszowi łowickiemu.

- Ten znalazł kogoś, kto miał dojście do ówczesnego ministra spraw wewnętrznych gen. Czesława Kiszczaka, Kiszczak przekazał sprawę Jaruzelskiemu. Na trzeci dzień po złożeniu pisma u abp. Dąbrowskiego, a w 6 dniu mego postu o chlebie i wodzie ks. Orszulik zadzwonił do Garwolina i do mnie, że mam pojechać podpisać porozumienie z władzami w Siedlcach - wspomina ks. bp Jan Mazur. Następnego dnia o godz. 8 rano ks. bp. Jana Mazura przyjął wojewoda siedlecki. Księdzu biskupowi towarzyszył notariusz Kurii ks. Mieczysław Głowacki, który przyniósł ze sobą projekt porozumienia. Władze nie chciały jednak nic podpisać.

- Spodziewaliśmy się tego, bo uprzedził nas o tym abp Dąbrowski - kontynuuje wspomnienia ksiądz biskup. - Porozumienie miało formę „gentelmen's agreement”, czyli ustnego zobowiązania się stron do przestrzegania obopólnych ustaleń. Strona rządowa przyjęła warunki przysłane przez ks. Alojzego Orszulika.

Według przyjętych ustaleń krzyż miał wrócić do szkoły, ale tylko do auli, młodzież mogła przynosić ze sobą emblematy religijne, wykładać je przed sobą w czasie zajęć, ale po zajęciach miała je zabierać ze sobą; ustalono także, że nie będą stosowane sankcje wobec młodzieży.

- Było to połowiczne zwycięstwo, ale strona rządowa również nie mogła się poczuć zwycięska, nawet wojewoda wyrażał obawy, czy nie będzie to okazja do ogłoszenia tryumfu Kościoła - podsumowuje ks. bp Jan Mazur, który dodaje również: - Okazało się, że strona rządowa nie dotrzymała ustaleń. Zemszczono się na grupie nauczycieli, którzy sprzyjali strajkującej młodzieży. Usunięto ich z Zespołu Szkół Rolniczych, musieli podejmować pracę w wiejskich szkołach podstawowych. Zemszczono się również na młodzieży, która pod koniec roku szkolnego musiała szukać miejsc w innych szkołach na terenie całej Polski, co było szczególnie trudne dla uczniów ostatnich klas, którzy zdawali maturę.

Wspomnienia ks. Henryka Bujnika

W pierwszych dniach grudnia 1983 r. w Zespole Szkół Rolniczych w Miętnem, miejscowości należącej terytorialnie i duszpastersko do parafii Przemienienia Pańskiego w Garwolinie, bezbożna ręka zdjęła i ukryła krzyże zawieszone w salach wykładowych i w głównym holu szkoły.

Młodzież w 99% pochodząca z rodzin katolickich, gorliwie uczęszczająca na katechizację prowadzoną przez miejscowych księży w salach parafialnych, z niepokojem, a jednocześnie z wielkim oburzeniem zareagowała na ten fakt.

Boleśnie poruszona w swoich uczuciach i przekonaniach, przywiązana miłością do Krzyża, Znaku Zbawienia, w osobach swoich przedstawicieli zainterweniowała u dyrektora szkoły pana Domańskiego. Była bowiem przekonana, że to właśnie on jest głównym sprawcą usunięcia i ukrycia krzyży. Wynikało to z przeprowadzonej z nim rozmowy, w której m.in. oświadczał, że szkoła jest świecka, świecki jest program nauczania, a krzyż zawieszony w sali nic nie daje i dlatego, jak stwierdził, „nie ma tu i nie będzie już dlań miejsca”.

Młodzież, zbulwersowana takim oświadczeniem, postawiła sobie za cel obronę krzyży: odnalezienie ich, wydobycie z ukrycia oraz zawieszenie na dawne miejsce. Chwyciła przy tym za przedziwny, można powiedzieć cudowny oręż w postaci modlitwy. Już w następne dni na apelu odbywanym na olbrzymimi korytarzu, gdzie znajduje się popiersie ks. Stanisława Staszica, patrona szkoły, zaczęła zanosić modlitwy do Boga o powrót krzyży.

O powyższym wydarzeniu powiadomiono nas, miejscowych księży. Posiadałem odpis pisma ministra Czesława Kiszczaka, w którym wyjaśnia on, że wszędzie tam, gdzie przebywają, pracują obywatele wierzący, krzyże mogą być zawieszone.

Przekazałem to pismo młodzieży z poleceniem okazania dyrektorowi, ale ten je zignorował. Trzymał się uporczywie swojego poprzedniego wyjaśnienia w tej sprawie. Wobec takiej sytuacji młodzież nadal protestowała i usilnie modliła się o spełnienie jej słusznych żądań. Czyniła to na korytarzu szkoły nie tylko podczas apelu, ale także w czasie długich przerw.

Wreszcie 11 grudnia w drzwiach garwolińskiej plebanii staje zadyszany mężczyzna i oznajmia:

- Proszę księdza, młodzież z Miętnego, czwórkami, około 400 osób, idzie do kościoła na modlitwę.

Była godz. 16.00. Natychmiast wezwałem miejscowych księży wikariuszy - prefektów: ks. Stanisława Bieńkę, ks. Michała Śliwowskiego i ks. Sławomira Żarskiego. Byliśmy zszokowani tą wiadomością, tym nieprzewidzianym, ale jakże wymownym, wielkim zrywem młodych, niewątpliwie płynącym z głębokiej wiary i umiłowania Krzyża. Gdy weszliśmy do zakrystii, młodzież już przybyła, a w świątyni rozlegał się potężny, modlitewny szturm do nieba. Zdawało się, że przebije mury sklepienia. Ten moment wspominam zawsze z wielkim wzruszeniem, ciągle słyszę ten błagalny, młodzieńczy głos.

Zaskoczeni tym, co się dzieje, nie weszliśmy jeszcze do prezbiterium, po prostu nie wiedzieliśmy, jak się zachować, co robić. Mówię po chwili do księży:

- To błaganie musi sprawić, że krzyż wróci do szkoły. Lecz oto przyszła mi myśl, aby jednak ta postawa nie sprowokowała ludzi przeciwnych Kościołowi do podjęcia drastycznych działań mających na celu stłumić protest młodzieży, co mogłoby mieć nieprzewidziane skutki.

A więc natychmiast uczyniliśmy to, co ustaliliśmy: ja powitałem młodzież, wyraziłem uznanie i wdzięczność za piękną postawę w obronie krzyża, zwłaszcza za postawę modlitewną, i poprosiłem o dalszą modlitwę i postawę pełną godności, odpowiadającą godności krzyża.

Ksiądz Stanisław Bieńko, kapłan bardzo energiczny, poprowadził nabożeństwo i w swoim słowie mocno podkreślił problem prawa chrześcijan do obecności Krzyża, także w szkole, a także obowiązku otaczania go czcią.

Po modlitwie uczniowie z modlitwą i pieśnią, w szyku zwartym wrócili do Miętnego.

Poruszeni tym wydarzeniem udaliśmy się, ja i księża wikariusze, do dyrektora szkoły. Przyjął nas. Na wstępie wyjaśniłem cel naszego przybycia i zwróciłem się z prośbą o wyjaśnienie sprawy zniknięcia i ukrycia krzyży oraz o ich ponowne zawieszenie, bowiem młodzież ucząca się w Zespole Szkół Rolniczych jest młodzieżą wierzącą, uczęszcza na katechizację, ma więc pełne prawo do tego, aby w szkole, w której co dzień przebywała, uczyła się i była wychowywana, zdobywała wartości w obecności Krzyża. Podobnie wypowiadali się obecni tam ze mną księża. Pan Domański jednak trzymał się swoich argumentów, przedstawionych wcześniej uczniom: że szkoła jest świecka, świecki jest program nauczania itd.

- Panie dyrektorze - powiadam - sprawa krzyży jest wielka i bardzo ważna. Negatywna postawa dyrekcji zbulwersuje społeczeństwo. Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, uczniowie szkoły pochodzą nie tylko z terenu Garwolina, ale i z innych rejonów Polski, pojadą do domów rodzinnych, przekażą wszystko, co się dzieje z krzyżami w szkole, pójdzie to w Polskę, a nawet dalej. A przecież w tej chwili zdążamy w Ojczyźnie do zgody, do spokoju. Tak bardzo nam tego potrzeba.

Wysłuchał tego, co mówiliśmy, i powiada:

- Na własną rękę tego nie uczyniłem.

Do rozmowy włączali się jeszcze księża. Na koniec zapytałem:

- No więc jak, panie dyrektorze? Czy zostaną spełnione żądania młodzieży i krzyże znajdą się na swoich miejscach?

Dyrektor Domański odpowiedział na to:

- Gdybym nawet otrzymał nakaz zawieszenia krzyży, to osobiście jestem innego zdania.

- Czy księża słyszeli? - pytam.

- Tak jest - zabrzmiała odpowiedź.

Wyszliśmy z gabinetu.

Uczniowie wiedzieli, że jesteśmy w szkole, nawet wylegli na korytarz. Jednak nie rozmawialiśmy z nikim, lecz pożegnaliśmy ich skinieniem ręki i wróciliśmy do Garwolina. Po drodze snuliśmy rozmowę na temat człowieka, który zajął takie a nie inne stanowisko wobec Krzyża, z tym większym zdziwieniem, że pochodzi on z okolic Miastkowa koło Garwolina, z rodziny katolickiej. Zdeklarował się więc jako wróg Krzyża i z cudzego nakazu, i z własnej woli.

Po jakimś czasie od wydarzeń w Miętnem były wojewoda siedlecki płk. Janusz Kowalski (a spotkałem go przy jakiejś okazji w Głoskowie koło Garwolina) mówi do mnie:

- A ksiądz wie, kto wtedy w Miętnem „czuwał” nad cała akcją w sprawie krzyży? To był Pietruszka.

Po powrocie na plebanię, o wydarzeniach w Szkole Rolniczej w Miętnem powiadomiłem dziekana dekanatu garwolińskiego, ks. dr. Władysława Zwierza z Górzna, który zaraz wystosował do wszystkich parafii w dekanacie ostry komunikat dotyczący wydarzeń Miętnem, zawierający wezwanie do modlitwy za młodzież, z poleceniem odczytania w kościołach.

Jednocześnie wysłałem pismo do Arcypasterza Diecezji, informujące o przebiegu wydarzeń i postawie młodzieży w obronie Krzyża.

W kościele parafialnym zarządziliśmy modlitwę w intencji uczniów z Miętnego. Codziennie od godz. 20.00 do 21.00 uczestniczyli w niej licznie zarówno uczniowie z Miętnego, z innych szkół garwolińskich jak i rodzice oraz młodzież oazowa.

Natomiast młodzież w Miętnem do ferii świątecznych w dalszym ciągu modliła się codziennie na terenie szkoły. Nie było widoków na powrót ukrytych krzyży. Jednak zdecydowana postawa młodzieży, wyrażająca się w modlitwie płynącej z serc pełnych wielkiej wiary, która przeważy nad złem i zniewagą uczynioną Krzyżowi, uprosi światło i mądrość i Krzyż powróci.

Tuż przed Świętami pojawili się w Garwolinie dziennikarze z poważnych agencji zagranicznych z Niemiec, Anglii, USA, by zdobyć informacje. Mówili, że chcą nam pomóc. Jednak od początku do końca wydarzeń żadnych informacji nie udzielaliśmy - ani my, księża, ani Ksiądz Biskup Ordynariusz. Dziennikarzy odsyłaliśmy do szkoły. Po rozpoczęciu katechez Ksiądz Biskup mówił im, że nie doda nic poza tym, co mogli usłyszeć w katechezach głoszonych do młodzieży w garwolińskim kościele.

Po feriach świątecznych młodzież wróciła do zajęć. Nie przestała jednak zabiegać o powrót krzyży. Czyniła to dalej modlitwą. Dochodziło do tego, że po apelu nie rozchodziła się do sal lekcyjnych, ale trwała na modlitwie. Niektórych uczniów przetrzymywano na zewnątrz gmachu, na mrozie, ażeby w ten sposób zastraszyć i złamać. Nic to nie pomogło. Przy końcu stycznia uczniowie ponownie przyszli w szyku zwartym na modlitwę do kościoła. Niektórzy z moich księży wikariuszy ( zwłaszcza ks. Bieńko) chcieli koniecznie wejść do szkoły i być razem z młodzieżą. Absolutnie się na to nie zgodziłem, gdyż sprawa przybrałaby inne akcenty, wówczas już nie młodzież kierowałaby cała sprawą, ale księża.

Postanowiliśmy więc nadal wspierać młodzież i być z nią przez modlitwę. Do 7 kwietnia, jak wspominałem, codziennie w kościele modliliśmy się w tej intencji od godz. 20.00 do 21.00.

W Zespole Szkół Rolniczych konflikt się zaostrzył, uczniowie coraz mocniej domagali się wydania ukrytych krzyży. Wreszcie krzyże wydano, ale nie pozwolono ich ponownie zawiesić w szkole; ilekroć uczniowie wieszali je na ścianach szkoły, jakaś ręka ponownie je zdejmowała. Wobec takiej sytuacji młodzież jakby w procesji przyniosła te krzyże do kościoła. Zawieszone są w nawie bocznej po stronie mężczyzn, na specjalnej tablicy z napisem: „Chociaż zmienia się świat, Krzyż wiecznie trwa. Krzyże zdjęte w ZSR w Miętnem.” Poświęcił je J.E. Ksiądz Biskup Jan Mazur, Arcypasterz Diecezji, w czasie prowadzonej przez siebie katechizacji po zawieszeniu zajęć w szkole.

Być może przyniesienie krzyży do kościoła było powodem oszczerstwa, jakie zostało rzucone na mnie i Księdza Biskupa, jakbyśmy zgodzili się na szkołę ateistyczną w Miętnem. Spotkałem o tym wzmiankę w dokumentach, jakie posiada pan profesor Drozdowski.

Młodzież w dalszym ciągu modliła się twardo, zawieszała krzyże przynoszone z domu, ale i te zdejmowano i ukrywano. …Ponieważ uczniowie nie ustawali w swoich żądaniach, dyrekcja szkoły rozpoczęła akcję zbierania oświadczeń podpisanych przez uczniów i ich rodziców, że syn, córka zobowiązują się do zachowania regulaminu szkoły. W praktyce miało to oznaczać całkowite podporządkowanie się wszelkim zarządzeniom. Podpisali je nieliczni.

W związku z zaistniałą sytuacją bardzo często odbywały się narady Rady Pedagogicznej (także z udziałem władz państwowych), w której gronie była część nauczycieli wierzących i jawnie popierających żądania uczniów, co przypłaciła potem wyrzuceniem z pracy w szkole i przeniesieniem do innych szkół.

Wydarzeniami w Miętnem żywo zainteresowane były władze wojewódzkie w Siedlcach. Przybyła delegacja z Siedlec, ażeby sprawę „wyciszyć”, jednak bez spełnienia żądań młodzieży. Młodzież zebrała się w auli, oczekując przedstawicieli władz. Jednak oni do auli nie weszli, zażądali wyłonienia spośród uczniów delegacji, z którą chcieli prowadzić rozmowy, ale młodzież nie wyraziła na to zgody. Wskutek tego spotkanie zakończyło się fiaskiem.

Tego samego dnia około godz. 19.00 zjawia się u mnie pan Eugeniusz Piątkowski, dyrektor Wojewódzkiego Oddziału do Spraw Wyznań, i usiłuje mnie skłonić, ażebym całą sprawę „uspokoił”, ponieważ jako proboszcz jestem odpowiedzialny za porządek i spokój.

- Proszę księdza, jest źle. Trzeba to jakoś uspokoić - powiada.

Mówię, że można to zrobić bardzo łatwo, jednym pociągnięciem ręki: po prostu zawiesić w szkole krzyż. O to tylko przecież chodzi od trzech miesięcy.

Rozmowa była krótka, bo okazało się, że pan Piątkowski miał mało czasu, ponieważ spieszył się na zebranie Rady Pedagogicznej w Miętnem. Gdy odchodził, powiedziałem mu:

- Sami narobiliście niepokoju, a teraz chcecie, żebyśmy to uspokoili?

Właśnie w czasie tej narady miały paść takie słowa: „Przegraliśmy sprawę, nie dopatrzyliśmy tak, jak należy.”

Tymczasem młodzież nadal protestuje i się modli. Nie daje się zmusić do podpisania deklaracji, wyrzuceniem ze szkoły czy niedopuszczeniem do matury.

Nadszedł 7 marca, godzina 20.00. O tej porze mam spotkanie z księżmi na temat tego, co się dzieje w Miętnem, ponieważ nadchodzą niepokojące wieści, że władze mają zawiesić zajęcia w szkole i odesłać uczniów do domów. Ktoś puka do drzwi. Otwieram, w drzwiach stoi kilku dziennikarzy z kamerami. Pytają, co w Miętnem.

- Proszę się tam udać, to powiedzą - odpowiadam.

A była to chwila bardzo gorąca i niemalże tragiczna, bo oto do szkoły przybył przedstawiciel wojewody z prokuratorem, który zgromadzonej młodzieży oświadczył, że kto wyłamuje się spod prawa, podlega karze grzywny lub aresztu do dwóch lat. Przy tym oznajmił, że zawiesza się naukę w szkole.

Około godz. 22.00 dzwoni do mnie naczelnik miasta Garwolina pani Stanisława Prządka:

- Proszę księdza, w uzgodnieniu wojewody z biskupem [kłamstwo] zostały zawieszone zajęcia w Zespole Szkół Rolniczych w Miętnem i w tej chwili młodzież idzie do kościoła.

- O tej porze? - powiadam. - Co wy robicie z tą młodzieżą??! Przecież noc, zimno!

Odłożyłem słuchawkę.

Natychmiast wezwałem księży w celu podjęcia decyzji. Doszliśmy do wniosku, że nie ma innego wyjścia, jak tylko uderzyć w dzwony. Zbiegną się ludzie i po modlitwie w kościele zabiorą uczniów do swych domów. Młodzież po ogłoszeniu zawieszenia nauki pobiegła do internatu włożyć ciepłe ubranie, ale natychmiast zamknięto drzwi, tak że do kościoła wyskakiwała przez okna. Godzina 22.30. Biją dzwony. Stoimy przed otwartym kościołem, czekamy na młodzież. Ludzie się schodzą, nie wiedząc jeszcze, co się stało. Mija godzina, dzwony dzwonią, ludzi coraz więcej. Wreszcie ktoś nadjeżdża i mówi:

- Proszę państwa! Cała trasa od stacji benzynowej aż tu, do skrzyżowania obstawiona jest przez oddziały ZOMO, zaś młodzież po dojściu na wysokość stacji benzynowej została zatrzymana i zawrócona do Miętnego. Na widok zomowców kilka dziewcząt zemdlało, samochody jadące z Warszawy w kierunku Lublina zabrały je do szpitala w Garwolinie.

Okazało się potem, że nie było to nic groźnego. Wróciły do domu. Kilku chłopców usiłowało się przebić przez kordon milicji, lecz zrezygnowali z tego.

Po otrzymaniu tej wiadomości udaliśmy się z tym gońcem zobaczyć, co się dzieje dalej. Rzeczywiście, na całej trasie mrożący krew w żyłach widok: samochody milicyjne z migocącymi kogutami, zomowcy w białych hełmach, z długimi pałami, tarczami. Za stacją benzynową w odległości 300 m zastaliśmy powracającą w kierunku Miętnego młodzież. Uczniowie szli czwórkami, ze spokojem, ale jakby przygniecenijakimś ciężarem. Zatrzymaliśmy się przed czołem. Krótka rozmowa:

- Czy nic złego się wam nie stało?

- Nie - pada odpowiedź. I nagle prośba:

- Prosimy o Mszę Świętą, jutro o ósmej

Wspaniale. Odjechaliśmy. Gdy powróciliśmy do miasta, dzwony jeszcze biły. Dochodziła godzina 24. Przy skrzyżowaniu świetlnym zebrało się dużo ludzi, z ich strony poleciało wiele epitetów, i to bardzo mocnych, pod adresem stojących tam zomowców.

Po otrzymaniu wiadomości o zawieszeniu zajęć w szkole i o marszu młodzieży do kościoła, jak również o trasie obstawionej przez ZOMO, trzykrotnie (ostatni raz o godz. 24.00) telefonicznie informowałem rektora Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Siedleckiej ks. dr. Kazimierza Białeckiego z prośbą o powiadomienie o powyższym Księdza Biskupa Ordynariusza.

Z relacji uczniów, którzy wrócili do internatu dowiedzieliśmy się, że z chwilą, gdy znaleźli się w internacie, podjechały tam samochody zomowskie i odpowiednio ustawiając się rzuciły światła reflektorów na gmach, a uczniowie w odpowiedzi na to otworzyli okna i gromko uderzyli rękami w parapety okienne, po czym je zamknęli.

Na drugi dzień rano pod gmach internatu podstawiono autokary, aby umożliwić uczniom dojazd do domów. Absolutnie nikt z tego nie skorzystał!

Młodzież zgodnie z zapowiedzią wyruszyła do kościoła na Mszę Świętą. Jednak tym razem już nie w szyku. Wiedząc, że oddziały ZOMO są jeszcze w mieście, udała się do Garwolina na skróty przez pola. Ci, którzy wzięli kierunek na cmentarz grzebalny, zauważywszy zomowców od strony bramy głównej cmentarza, wskakiwali przez parkan na teren cmentarza, jednak nie zostali wypuszczeni z cmentarza.

Dochodzi godzina 8.00. Młodzież wchodzi do kościoła, także uczniowie innych szkół średnich, wchodzą starsi. Aż tu nagle słyszymy głos dzwonu cmentarnego.

„Przecież nie ma pogrzebu, co się stało?”- myślę.

Dano znać, że to właśnie dzwoni młodzież, alarmując o zablokowaniu bramy przez ZOMO. Natychmiast udali się tam księża Stanisław Bieńko i Michał Śliwowski. Na cmentarzu gromada młodzieży. Nie mogą wyjść, przed bramą stoi kapitan MO, nie dopuszcza do bramy księdza. Ksiądz Stanisław zamierzył się na niego, lecz ks. Michał powstrzymał go:

- Stasiu, spokojnie!

Ks. Bieńko doszedł do bramy, otworzył ją i młodzież wyruszyła do kościoła.

Godzina 9.00. Kościół wypełniony po brzegi młodzieżą i starszymi. Są dziennikarze z kamerami. Wychodzę ze Mszą. Do głębi wstrząśnięty zaczynam mówić:

- Matko Najświętsza, Królowo Polski! Czy widzisz tę młodzież? Czy słyszysz jej błaganie o cześć dla Krzyża Twojego Syna… Ojcze Święty! Czy głos tej młodzieży nie dochodzi do Ciebie?

I oto ktoś podchodzi do mnie i zza pleców mówi: - Ksiądz Biskup Ordynariusz przyjechał. Zabierze głos.

Ksiądz Biskup mówił m.in., czym jest dla chrześcijanina Krzyż i o wartościach, jakie zeń płyną… Wyraził uznanie i wdzięczność młodzieży za jej postawę wobec Krzyża i zapewnił, że w dalszym ciągu będzie się starał czynić, co w jego mocy, aby młodzieży pomóc, a Krzyż by otrzymał należne mu miejsce w szkole. Ze względu na zaistniałą sytuację zapowiedział osobiste prowadzenie katechezy w kościele garwolińskim dwa razy w tygodniu, we wtorki i piątki, na którą zaprosił młodzież, zwłaszcza ze Szkoły Rolniczej.

Arcypasterz Diecezji szczególną uwagą i troską ogarniał wydarzenia, które miały miejsce w Miętnem, począł czynić starania, aby pokrzywdzonej młodzieży przyjść z pomocą, aby mogła się nadal uczyć i bez przeszkód oddawać krzyżowi należną cześć. W tym względzie był w stałym kontakcie z Sekretarzem Episkopatu Polski i władzami państwowymi. Ze strony tych ostatnich nie było nadal dobrej woli. Obiecywano powrót krzyża, ale były to słowa bez pokrycia, po prostu kłamliwe.

Zgodnie z zapowiedzią Ksiądz Biskup dwa razy w tygodniu przyjeżdżał do Garwolina w godzinach popołudniowych, sprawował Najświętszą Ofiarę i prowadził katechezę, zaś ze względu na rozpoczęty już Wielki Post uczestniczył w nabożeństwie Drogi Krzyżowej.

Kiedy młodzież po skończonej Mszy Św. w dniu 8 marca wyszła z kościoła, mieszkańcy miasta przygotowali dlań śniadanie w salach katechetycznych i zaopatrzyli w kanapki na drogę do domów.

Niedotrzymywanie obietnic ze strony władz państwowych i okłamywanie co do powrotu Krzyża spowodowało, że Ksiądz Biskup na jednej z katechez zapowiedział, że podejmuje post o chlebie i wodzie, ażeby w ten sposób usłużyć młodzieży w spełnieniu jej żądań, a sercom opornym, zaślepionym uprosić u Boga światło i mądrość. Wielkie poruszenie w świątyni! Dziennikarze, którzy po skończonej Mszy Św. wybiegli z kościoła, pytali, ile Ksiądz Biskup ma lat.

Tymczasem dyrekcja szkoły nadal wzywała rodziców do podpisywania deklaracji. Niektórzy rodzice podpisali nawet wbrew woli swoich synów i córek. Chodziło zwłaszcza o młodzież maturalną, która niestety, nie została przyjęta do innych szkół, aby tam złożyć egzamin dojrzałości. Pewnego dnia liczna grupa stanęła z płaczem przed plebanią i Księdzem Biskupem oznajmiając, że zamknięto jej drogę do innych szkół. Tymczasem Ksiądz Biskup pościł. Poszło to w świat. Reakcja w szkole w Miętnem była taka, że ci, którzy podpisali deklaracje, wobec postu Księdza Biskupa zaczęli je wycofywać.

Arcypasterz pościł już prawie tydzień, pościł ściśle, widać to było na jego obliczu. Kiedy jednego dnia dodałem do wody trochę miodu i cytryny, podziękował, nie skorzystał.

W tym czasie do parafii na mój adres zaczęły napływać bardzo liczne depesze, nie tylko z diecezji siedleckiej, ale też z innych miast Polski, nawet z zagranicy, od młodzieży szkół licealnych, podstawowych, od zakładów pracy. Nadawcy wyrażali w nich swoją solidarność z młodzieżą z Miętnego, uznanie, wdzięczność oraz zapewnienie o modlitwie w intencji zwycięstwa Krzyża Chrystusowego. Wśród depesz i pism jest odręczny list od. Ks. Jerzego Popiełuszki, przysłany przez starszą panią, ukryty pod nakryciem głowy. Dla upozorowania miała rękę na temblaku. Treść niektórych telegramów i pism odczytywałem w czasie Mszy Św. i katechezy prowadzonej przez Księdza Biskupa.

W tym czasie okazało się, że władze milicji nie mogą darować bicia dzwonów w nocy z 7 na 8 marca. W związku z tym otrzymaliśmy wszyscy, także obaj kościelni, imienne wezwania na posterunek, gdzie żądano wyjaśnienia, kto zarządził bicie dzwonów. Ja byłem wzywany dwukrotnie, lecz nie poszedłem. Przesłuchiwany był kościelny, emeryt, do którego przybył osobiście funkcjonariusz MO. Na pytanie, kto rozkazał bić w dzwony, pan Michał Litkowski, jak to potem relacjonował, odpowiedział:

- Nie wiem, nie wiem, kto to kazał.

- A słyszał pan, jak biły dzwony?

- Słyszałem, słyszałem.

- A jakie wrażenie pan odniósł?

- Myślałem, proszę pana, że to może papież umarł…

Ale oto na początku kwietnia Ksiądz Biskup przyjeżdża z pismem od Sekretarza Episkopatu, w którym jest informacja, że będą wznowione zajęcia w ZSR i że krzyż również wróci do szkoły. W kościele zapanowała radość. Potem jednak doszła do nas wiadomość, że dyrektor Domański w dalszym ciągu domaga się podpisywania deklaracji. Pojechaliśmy do niego w tym samym składzie, co w grudniu. Okazaliśmy mu to pismo, z prośbą o wyjaśnienie, dlaczego nadal to czyni, skoro zapadła taka decyzja.

Dyrektor sięgnął do biurka i powiada, że on jest w posiadaniu innego zarządzenia ( nie pokazał nam tego pisma) i musi je egzekwować. Wróciliśmy. Kiedy jednak Ksiądz Biskup przybył na następną katechezą, tym razem już przywiózł informację o zapewnieniu wznowienia nauki i powrót krzyża, zaraz na początku Mszy Św. wyraziła swoją radość ze spełnienia jej pragnień, zakończenia zmagań, przede wszystkim Panu Bogu, Księdzu Biskupowi za niestrudzoną pomoc wyrażoną w prowadzeniu katechez, za obecność z nią w trudnych chwilach, za modlitwę, za post i interwencję u władz, tak kościelnych jak i państwowych.

Należy tu dodać, że po zawieszeniu zajęć za pośrednictwem pewnej osoby udającej się do Rzymu przesłano list do Ojca Świętego. Pod listem znalazły się podpisy uczniów. Apel do młodzieży odczytano w kościele w czasie prowadzonych katechez.

Następnie w kilka dni po otrzymaniu wiadomości o powrocie Krzyża do szkoły, około godz. 22.00 jakaś ręka zapukała do emerytowanego kościelnego, który mieszkał w wikariacie, i przez uchylone drzwi podała w woreczku foliowym kilkanaście krzyży, zawieszonych w minionych miesiącach i wielokrotnie zdejmowanych i ukrywanych.

A więc Krzyż Chrystusowy, na który zapadł wyrok, że nigdy nie będzie miał miejsca w szkole, zawisł na ścianach szkoły. Wprawdzie nie w salach wykładowych, ale w czytelni, na miejscu naczelnym, gdzie każdego dnia licznie przewija się młodzież, i znak zbawienia przyozdabia kwiatami. Tak. „Choć zmienia się świat, Krzyż wiecznie trwa.”

Kiedy z rodzicami udałem się do Sekretariatu Episkopatu Polski do J.E. Księdza Arcybiskupa Bronisława Dąbrowskiego, ażeby i jemu podziękować za pomoc okazaną młodzieży, i kiedy wspomniałem, że Krzyż został zawieszony tylko w czytelni, wówczas Ksiądz Arcybiskup powiedział:

- Przecież i w każdym domu nie we wszystkich pomieszczeniach wisi krzyż. Należy się więc radować, że krzyż w szkole jest.

Wyraził przy tym uznanie i wdzięczność, zarówno za piękną postawę rodziców, jak i młodzieży.

Myślę, że pełny obraz wydarzeń w obronie Krzyża w Zespole Szkół Rolniczych w Miętnem opracuje ktoś inny, z właściwym naświetleniem.

Jako ówczesny proboszcz parafii starałem się powyższe wydarzenia przekazać chronologicznie, tak jak po dziesięciu latach zapamiętałem, i jestem pewien, że bardzo długo będę pamiętał, bowiem w czasie całej akcji wielokrotnie na różne sposoby byłem „uderzany”, zastraszany, wedle słów ”uderzą w pasterza”. A ponadto, jak można byłoby zapomnieć wspaniała postawę młodzieży - niezwykle zdyscyplinowanej? Sprawa mogłaby się wymknąć spod kontroli, czekało chyba na to ZOMO. Szkołą posiada liczne pomoce naukowe, bardzo drogie, niechby np. ktoś zaczął je dewastować…

Wdzięczny jestem moim ówczesnym wikariuszom za ich podporządkowanie się i współpracę.

Również radością napełnia mnie fakt, że w tej miejscowości, która jest już samodzielną parafią, w pobliżu Zespołu Szkół Rolniczych stoi kościół pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego.

15.08 1994 r. 

Poseł Maria Piłka

Krzyż symbolem wolności

Obrona obecności Krzyża w Zespole Szkół Rolniczych w Miętnem była wydarzeniem z jednej strony precedensowym, z drugiej zaś charakterystycznym dla całego polskiego oporu przed zniewoleniem komunistycznym.

Choć obrona symboli religijnych w życiu społecznym miała długą historię w oporze antykomunistycznym, to jednak nigdy opór ten nie był dziełem młodzieży szkolnej. Wydarzenia w Miętnem były precedensowe, bowiem jak żadna inna akcja obrony wartości religijnych w życiu społecznym nabrały wielkiego rozgłosu i były nagłaśniane nie tylko w Polsce przez media niezależne, ale także szeroko komentowane w mediach zagranicznych, które słusznie zresztą, widziały w nim charakterystyczny rys polskiego oporu przed komunizmem.

Wydarzenia te nabrały symbolicznego charakteru poprzez zsyntetyzowanie wartości oporu przed totalitarnym zniewoleniem, wpisały się w krąg doświadczeń narodowych, w których wartości religijne były fundamentem wolności narodowej i ich zagrożenie w życiu publicznym oznaczało zagrożenie narodowej wolności i tożsamości.

Oto 20 lat temu młodzież wstrząśnięta usunięciem Krzyża - symbolu naszej świętej wiary katolickiej - stanęła w obronie jego obecności w szkole i we własnych klasach. To wystąpienie było obroną obecności Krzyża i wartości z niego płynących w życiu indywidualnym, także w życiu społecznym i narodowym. Bowiem opór przeciwko usuwaniu wartości chrześcijańskich był rysem charakterystycznym całego polskiego oporu przeciwko totalitarnemu komunizmowi. Źródeł tej postawy należy szukać w naturze komunistycznego zniewolenia. U jego źródeł mamy bowiem zaprzeczenie chrześcijańskiej wizji człowieka i wszechświata. Jego podstawą jest zanegowanie religijnego charakteru ludzkiego przeznaczenia i prób budowy rzeczywistości opartej na zanegowaniu Boga.

Bezbożny charakter tej ideologii to jej cecha fundamentalna. Na zanegowaniu Boga próbowano konstruować życie społeczne, gospodarcze, kulturowe i polityczne. To zanegowanie religijnego przeznaczenia człowieka wymagało jego totalnego zniewolenia. Stąd uzurpacja komunizmu, narzuconego Polsce rosyjskimi bagnetami, do zniszczenia wiary, tradycji, tożsamości i wolności. Te wszystkie wartości były zakorzenione w Ewangelii i stały się barierą chroniącą przed totalnym zniewoleniem. Dziś wielu nie może zrozumieć antyludzkiego, antynarodowego i bezbożnego charakteru komunizmu.

To ten bezbożny charakter komunizmu prowadził do zbrodni porównywalnych ze zbrodniami innej antyreligijnej ideologii, jakim był hitleryzm. My pamiętamy komunizm w stanie postępującego rozkładu. Ale ten rozkładający się komunizm był groźny jeszcze do końca lat 80-tych, znacząc swe panowanie śmiercią Grzegorza Przemyka, księdza Jerzego Popiełuszki, księdza Niedzielaka, księdza Suchowolca i wielu innych.

Obrona wolności i wiary w systemie komunistycznym była prowadzona przez cały czas i dzięki ofierze Prymasa Wyszyńskiego, setek więzionych księży i niezliczonych wiernych broniących wolności Kościoła, zaowocowała wywalczeniem niezależności, pomimo szykan i represji przeciwko Kościołowi katolickiemu w Polsce.

Tu obrona miała często zespołowy, spontaniczny, oddolny charakter. Tak walczyli przez dziesięciolecia mieszkańcy Nowej Huty o budowę kościoła. Ale także tutaj, na terenie powiatu garwolińskiego mieszkańcy czynnie występowali w obronie wiary. Na przełomie lat 40-tych i 50-tych mieszkańcy Kozłowa w gminie Parysów obronili obecność krzyża w czteroklasowej szkole podstawowej i krzyż był tam obecny aż do momentu likwidacji tej szkoły w 1973 r.

Na początku lat 60-tych mieszkańcy Pilawy próbowali postawić kaplicę, wbrew zakazowi władz. Także mieszkańcy naszego powiatu bronili swego prawa do kapliczek na domach i figur świętych w ogródkach. Pomimo represji i kar mieszkaniec pobliskiej Michałówki obronił figurę Matki Boskiej w swoim ogrodzie.

Szczególny charakter związku naszej wiary z narodem i wolnością ujawnił się w wielkim zrywie wolnościowym, który rozpoczął się w sierpniu 1980 r. w Stoczni Gdańskiej. Był to punkt zwrotny w historii XX wieku. Od tego momentu rozpoczął się rozkład komunizmu we współczesnym świecie. Wówczas widok modlących się tłumów, spowiadających się stoczniowców i powszechne symbole naszej wiary zadziwił świat. W komunistycznym zniewoleniu, zakłamaniu i sponiewieraniu ludzkiej godności wiara była jedyną niezafałszowaną sferą ludzkiego doświadczenia.

Po kilkudziesięciu latach ludzie odnajdywali w języku religijnym jedyną możliwość niezafałszowanego porozumiewania się, komunikowania własnej postawy, własnych wartości i zachowań. Ten wielki zryw poprzedzony orędziem Jana Pawła II do ludzkiej godności, podniósł nasz naród z kolan i otworzył perspektywę wolności i godnego życia. Symbolem tej odzyskiwanej wolności i godności stał się masowy powrót symboli religijnych do szkół, fabryk i urzędów. Krzyż stał się symbolem naszej godności i wolności.

Stan wojenny dążył do przywrócenia zniewolenia, ale naród obudzony „Solidarnością” bronił resztek zdobytej wolności. Pomimo wojska, represji, aresztowań i mordów komunizm nie był już w stanie zastraszyć naszego społeczeństwa.

W tamtej sytuacji dochodziło do licznych aktów usuwania symboli religijnych ze sfery publicznej. To właśnie w Miętnem młodzież w sposób godny i spokojny rozpoczęła protest przeciwko usunięciu Krzyża, protest okupiony przerwaniem lekcji, zmuszaniem do podpisywania „lojalek”, przenoszeniem znacznej grupy uczniów do innych szkół, a także represjami grupy nauczycieli. Charakter tego wydarzenia zadziwił współczesny świat - ten, w którym młodzież zazwyczaj dąży do zrzucenia własnych obowiązków i aprobuje różne formy życia bez zobowiązań i bez odpowiedzialności; świat zdumiał się, że młodzież walczy tak dzielnie i stanowczo w obronie wiary i Krzyża, w obronie trudniejszego, ale godnego życia symbolizowanego przez Krzyż.

To wydarzenie, ta chwalebna postawa wywołała odruch solidarności, nie tylko uczniów szkół garwolińskich czy szerzej szkół w Polsce, ale wywołała odruch solidarności w całym chrześcijańskim świecie.

Co więcej pokazało, że wiara w Boga, obrona Krzyża jest nierozerwalnie związana z polskością. Nie byłoby przecież narodu polskiego bez chrztu Mieszka I. Cała nasza historia, od obrony chrześcijańskiej Europy przed Tatarami, Turkami i bolszewikami, po piękno gotyckich i barokowych kościołów, poprzez XV- wieczną filozofię Pawła Włodkowica nienawracania pogan mieczem, poprzez tolerancję religijną, początki parlamentaryzmu polskiego, aż po postawę św. Maksymiliana Kolbe, Jana Pawła II i dzieło „Solidarności” - to wszystko jest z ducha Ewangelii. Zamach na Krzyż to także zamach na naszą polskość, na naszą narodową godność Polaków.

Ale czymże byłaby nasza wiara, gdyby tylko ograniczała się do tradycji, patriotyzmu czy tożsamości narodowej? Jej siła płynie z faktu, iż jest ona wyrazem Prawdy, która przekracza narody, przekracza ziemskie doświadczenia. Jest Prawdą, która wyzwala i która nadaje sens naszemu życiu. To właśnie ta Prawda dawała siłę naszemu narodowi do przezwyciężania największych trudności i siłę do rozwoju.

Obrona obecności Krzyża w szkole w Miętnem, to był wybór drogi, jaką chce kroczyć polska młodzież, ale szerzej - polski naród. Dziś należy się hołd i uznanie tym, którzy narażając swoją przyszłość, swoje życiowe szanse i wykształcenie podjęła dramatyczny wysiłek obrony wartości katolickich w życiu naszego narodu. Ta młodzież pokazała, że ludzkie życie nie może być budowane na lotnych i zdradliwych piaskach różnych ideologii, ale na trwałym fundamencie, jakim jest Bóg i te wartości, które ustanowił w naszym życiu. Bowiem jest to fundament trwały, który pozwoli naszemu narodowi oprzeć się różnym wichrom historii i przetrwa nawet najtrudniejsze momenty naszej historii. Bez tego fundamentu nie przetrwalibyśmy jako naród i dlatego w religii, w wierze w Boga nasz naród widzi nie tylko swe przeznaczenie, ale także i obronę, która pozwala nam żyć, rozwijać się. I dlatego też każde zagrożenie wolności wiary jest także zagrożeniem wolności narodu. Zaś Krzyż jest symbolem narodu, wolności.

Hołd, który oddajemy tej młodzieży walczącej o obecność krzyża w ich szkole, to także nasz wybór, zwłaszcza dziś, gdy Polska znalazła się w Unii Europejskiej, w której coraz silniej odzywają się podobne głosy, jak w komunistycznej ideologii, głosy o laicyzacji społeczeństwa, sekularyzacji europejskiej cywilizacji, o usunięciu Boga ze sfery publicznej. Jest to zagrożenie nie tylko naszej przyszłości, ale i przyszłości Europy, dlatego też przykład Miętnego, przykład obrony Krzyża w sferze publicznej powinien być drogowskazem naszej obecności w Unii Europejskiej

Przez wieki korzystaliśmy z dorobku Europy. Stamtąd wzięliśmy naszą wiarę i fundamenty naszej kultury. Dziś, gdy Europa jest zagubiona w swej duchowej tożsamości, winniśmy dzielić się z nią naszą wiarą i miłością dla Chrystusa.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
A CO NA TO RODZICE, Obrona Krzyza Mietne
Od Wydawcy - korekta, Obrona Krzyza Mietne
Miętne 1984, Obrona Krzyza Mietne
Epilog, Obrona Krzyza Mietne
A CO NA TO RODZICE, Obrona Krzyza Mietne
Kalendarium wydarzeń
Kalendarium wydarzeń politycznych lat '40 '80
obrona krzyza swiadectwo
Kalendarium wydarzeń politycznych lat 40 80
KALENDARIUM WYDARZEŃ 1981 R sam stan wojenny
obrona krzyza kai
Krzyżacy H Sienkiewicza opracowanie plan wydarzeń
Kalendarium najważniejszych wydarzeń na świecie
PLAN WYDARZEŃ MIŁOŚCI?NUSI I ZBYSZKA KRZYŻACY
PLAN WYDARZEŃ BITWY POD GRUNWALSEM NA PODSTAWIE KRZYŻAKÓW
Mafia Pruszkowska -Kalendarium ważniejszych wydarzeń 1990 - 1998, Mafia Pruszków

więcej podobnych podstron