Korespondencja Olgi Daukszty z Kazimierzem Jaworskim, Edytor


UNIWERSYTET SZCZECIŃSKI

INSTYTUT POLONISTYKI I KULTUROZNAWSTWA

LISTY OLGI DAUKSZTY

DO KAZIMIERZA ANDRZEJA JAWORSKIEGO

Z LAT 1934-1939

Z ANEKSEM

Praca zaliczeniowa

z przedmiotu Edytorstwo naukowe

napisana przez studentów III roku FP specjalności edytorsko-wydawniczej

pod kierunkiem dr Agaty Zawiszewskiej

w roku akademickim 2009-2010

  1. Paulina Bartczak

  2. Joanna Bernacka

  3. Anna Dudar

  4. Aleksandra Dymek

  5. Katarzyna Furmaniak

  6. Maksym Gładkow

  7. Martyna Gorzko

  8. Katarzyna Grochowina

  9. Anna Jarża

  10. Karolina Kucaj

  11. Izabela Leśniak

  12. Anna Pakuła

  13. Małgorzata Pater

  14. Anna Próchniak

  15. Anna Rak

  16. Natalia Sobczyńska

  17. Agata Swerhun

  18. Katarzyna Śledź

  19. Barbara Świadek

  20. Aleksandra Żelazo

SZCZECIN 2010

SPIS TREŚCI

str.

I. Wstęp

WSTĘP

Kultura dawnych Inflant Polskich. Inflanty to nazwa krainy leżącej nad rzeką Dźwiną i Zatoką Ryską, która powstała w średniowieczu z posiadłości zakonu kawalerów mieczowych, a obecnie obejmuje tereny Łotwy i Estonii. W wyniku tzw. wojen inflanckich toczonych w XVI wieku między państwami skandynawskimi, Niemcami i Polską, za panowania Zygmunta Augusta Inflanty stały się trzecią częścią składową Rzeczypospolitej, obok Korony Królestwa Polskiego i Litwy. W wieku XVII, na mocy pokoju polsko-szwedzkiego zawartego w Oliwie w roku 1660, część północno-zachodnia Inflant przypadła Szwecji, a część południowo-wschodnia - Polsce. Część ta, zwana Inflantami Polskimi, została przyłączona do Rosji po pierwszym rozbiorze Polski w roku 1772.

Wiedza o kulturze polskiej powstającej na terenie dzisiejszej Łotwy nie jest imponująca, pomimo długiej tradycji badań tego obszaru zapoczątkowanych jeszcze w latach siedemdziesiątych XIX wieku przez Gustawa Manteuffla, a kontynuowanych przez historyków współczesnych. Podobny jest stan wiedzy o literaturze polskiej na tych ziemiach - o twórcach pochodzących z dawnych Inflant Polskich mamy skąpe informacje, a spośród pisarzy aktywnych w dwudziestoleciu międzywojennym do podręczników trafili jedynie Kazimiera Iłłakowiczówna i Edward Słoński. Szczęścia czy ambicji opublikowania osobnych zbiorów poetyckich (co pozwoliłoby na szerszą recepcję ich utworów) nie miały np. Czesława Chądzyńska-Fiszerowa, Jadwiga Korecka czy Zofia Rujkówna - poetki zamieszczające swe utwory na łamach polskich czasopism wychodzących w Dźwińsku (Dyneburgu), takich jak „Dzwon” czy „Nasz Głos”.

Olga Daukszta. Jedną z poetek tworzących w okresie dwudziestolecia międzywojennego na terenie Łotwy, ale znaną także w Polsce, jest Olga Daukszta. Chociaż nie znalazła dotąd miejsca w żadnym słowniku czy encyklopedii literackiej, podobnie zresztą jak jej przyjaciółka - poetka Hanna Nieławicka, stanowi w literaturze polskiej zjawisko interesujące zarówno z powodu twórczości dwujęzycznej, jak i nieprzeciętnej osobowości. Urodziła się w roku 1893 w Rydze, gdzie mieszkała do czasu ukończenia (ze złotym medalem) siedmioklasowego gimnazjum Emilli Lichtarowicz. Wykształcenie uzupełniła w Dźwińsku, gdzie w roku 1913 ukończyła klasę pedagogiczną (ze specjalnością historia i język rosyjski) gimnazjum dźwińskiego. Podjęła później pracę nauczycielską, którą wykonywała do połowy lat trzydziestych XX wieku, najpierw w Rydze (1914), następnie w Jarosławlu w Rosji (1915-1920), a wreszcie w Grzywie - na przedmieściu Dźwińska (1922-1936).

W Dźwińsku osiadła Olga Daukszta na stałe i pracowała jako nauczycielka między innymi języka polskiego, języka niemieckiego, literatury współczesnej, psychologii i rysunku. Ten ostatni przedmiot nauczania związany był z jej studiami w Wyższej Szkole Malarskiej w Moskwie, które odbywała w latach 1918-1921 i których nie ukończyła z powodu choroby płuc. Pęd do wiedzy cechował ją przez całe życie, dokształcała się bowiem nie tylko we własnym zakresie, lecz także podejmowała regularne studia. I tak, w latach 1928-1931 uczyła się na kursach pedagogicznych w Rydze zorganizowanych przy Ministerstwie Oświaty, a w roku 1936 wyjechała na studia do Wilna, gdzie wstąpiła na wydział literatury i języków słowiańskich Uniwersytetu Stefana Batorego. Ten ostatni pomysł został zrealizowany - paradoksalnie - z powodu nieprzychylnych dla polskich nauczycieli działań władz łotewskich, które od początku lat trzydziestych XX wieku przesuwały Polaków do szkół na niższym szczeblu nauczania, a wreszcie zamknęły szkoły polskie i szkoły prowadzące naukę języka polskiego.

Lata drugiej wojny światowej Olga Daukszta spędziła w Dźwińsku razem z matką, często cierpiąc niedostatek, a nawet głód. Pracowała wówczas w 8 Dźwińskiej Szkole Średniej, następnie w Grzywskiej Szkole Ludowej, od roku 1944 do 1948 w 3 Dźwińskiej Szkole, a po jej likwidacji - w Wieczorowej Szkole Młodzieży Pracującej. Przeszła na emeryturę w roku 1949, kiedy zamknięta została ostatnia szkoła polska na Łotwie. W tym okresie straciła także matkę. Na ostatnie lata życia Olgi Daukszty cieniem położyły się trudności materialne, osamotnienie i nieuleczalna choroba. Zmarła w szpitalu na raka gardła w roku 1956. Nie stosowała się do zaleceń lekarzy - paliła papierosy niemal do końca.

Na dorobek literacki Olgi Daukszty składają się trzy tomiki poetyckie wydane w dwudziestoleciu międzywojennym: Dźwina o zmierzchu (Dyneburg 1930), Błękitne inicjały (Dyneburg 1933), Walet kierowy (Lublin 1937), pojedyncze teksty opublikowane w „Kurierze Wileńskim” (Wilno), „Dzwonie” (Dyneburg), „Kamenie”, „Pionie” i „Skamandrze”. Jej spuścizna, przechowywana przez jej uczennicę Helenę Filipenok z Dźwińska, obejmuje także trzy niewydane książki: Nike Polska, Pańszczyzna oraz Żywioły i zmysły, a także luźne maszynopisy i rękopisy w języku polskim (ponad dwadzieścia tytułów) i rosyjskim (osiem pozycji). W ocenie dwóch pierwszych tomików recenzenci byli na ogół zgodni co do nieprzeciętnego talentu poetki i wartości artystycznej jej utworów. Znaczące rozbieżności pojawiły się dopiero w ocenie, zawierającego erotyki, Waleta kierowego.

Przychylne poetce recenzje zamieszczane w prasie polskiej nie przyczyniły się jednak do zwiększenia jej popularności wśród czytelników, dla których pozostała nieznana z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze, Olga Daukszta nie brała bezpośredniego udziału w intelektualnym fermencie środowisk artystycznych Warszawy, która była w latach międzywojennych centrum polskiego życia artystycznego. Poetka nie była także aktywna w życiu literackim Wilna, gdzie skoncentrowała się bardziej na nauce niż twórczości. Interesujące tropy znajdują się w jej korespondencji z lat wileńskich, świadczącej o niechęci, z jaką myślała o kompromisach i upokorzeniach towarzyszących staraniom o druk własnych utworów. Po drugie, model poezjowania Olgi Daukszty odbiegał znacznie od modelu skamandryckiego, który stał się niemal obowiązującym w latach trzydziestych XX wieku, a któremu ulegli także poeci lewicy i awangardy, jak np.: Władysław Broniewski czy Kazimierz Andrzej Jaworski. Po trzecie, na sposób myślenia o Oldze Daukszcie wpłynęły recenzje jej trzeciego tomiku - Walet kierowy został zaklasyfikowany jako zbiór poezji kobiecej skoncentrowanej na sprawach płci i miłości, a literatura kobieca uważana była jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym za gorszą od literatury tworzonej przez mężczyzn. Po czwarte, sytuacja polityczna w Europie po roku 1945 - wbrew enuncjacjom oficjalnym rządów poszczególnych państw - utrudniała nie tylko kontakty między Polską i Łotwą, lecz także życie obywatelom polskim na terenie Łotwy, o czym świadczy sytuacja Olgi Daukszty w ostatnich latach jej życia.

Po drugiej wojnie światowej wzmianki o Dauksztównie i przedruki jej wierszy pojawiały się rzadko. W pracach współczesnych badaczy literatury kresowej jej nazwisko przywołuje się sporadycznie jako materiał egzemplifikacyjny na marginesie rozważań na temat składników mitu Kresów, polskiego życia kulturalnego na terenach dzisiejszej Łotwy czy motywów twórczości poetów związanych z Inflantami.

W kręgu „Kameny”. W latach trzydziestych Olga Daukszta nawiązała kontakt z Kazimierzem Andrzejem Jaworskim, redaktorem miesięcznika literackiego „Kamena”. Kazimierz Andrzej Jaworski (1897-1973) studiował medycynę w Charkowie. W roku 1919 poznał Leopolda Staffa i podjął decyzję o porzuceniu medycyny, powrocie do Polski i zajęciu się literaturą, co oznaczało studia polonistyczne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i Uniwersytecie Warszawskim, a następnie pracę pisarską, nauczycielską i redaktorską. We własnej twórczości poetyckiej, na którą złożyły się tomy Czerwona i biała kochanka (1924), Księżycowy mustang (1925), Na granitowym maszcie (1928), Więcierze. Wieniec sonetów (1932) i W połowie drogi (1937), korzystał z modelu wypracowanego przez skamandrytów. „Kamena”, założona przez Kazimierza Andrzeja Jaworskiego wraz z Zenonem Waśniewskim - skarbnikiem i grafikiem pisma, ukazywała się w Chełmie od roku 1933 i szybko stała się periodykiem ogólnopolskim przyciągającym pisarzy awangardowych i lewicowych. Redaktorzy wiele uwagi poświęcali literaturom słowiańskim, ale ze szczególnym upodobaniem drukowali przekłady z języka rosyjskiego i francuskiego. Ukazały się tam utwory takich poetów i pisarzy polskich, jak: Franciszka Arnsztajnowa, Jan Brzękowski, Józef Czechowicz, Stanisław Czernik, Paweł Hertz, Mieczysław Jastrun, Józef Łobodowski, Bruno Schulz, Włodzimierz Słobodnik. Podobnie jak inne międzywojenne pisma literackie, „Kamena” wydawała serie poetyckie: Bibliotekę „Kameny” i Małą Bibliotekę „Kameny”. Trzeci tomik poetycki Olgi Daukszty Walet kierowy ukazał się właśnie w pierwszej z tych serii.

Nota edytorska. Do niniejszego tomu weszło osiemnaście listów Olgi Daukszty do Kazimierza Andrzeja Jaworskiego z lat 1934-1939 oraz sześć listów Pelagii Girwic do redaktora „Kameny” z lat 1956-1967. Pochodzą one z archiwum „Kameny” obecnie przechowywanego w Muzeum Literackim im. Józefa Czechowicza w Lublinie. Korespondencja dwojga poetów dotyczyła głównie wydania Waleta kierowego, choć odsłaniała również kulisy ich - nie zawsze bezkonfliktowej - współpracy, a także jej kontekst polityczny. Wymiana kartek i listów trwała także po ukazaniu się Waleta kierowego; kontakt urwał się dopiero w roku 1939 po wybuchu drugiej wojny światowej. W swojej książce wspomnieniowej W kręgu „Kameny” z roku 1965 Kazimierz Andrzej Jaworski wspomniał Olgę Dauksztę i zaapelował do czytelników o udzielenie informacji o jej dalszych, wojennych i powojennych, losach. Na apel odpowiedziała Pelagia Girwic, dawna uczennica i przyjaciółka poetki, która dostarczyła wielu cennych informacji o jej stylu życia przed rokiem 1939 i po drugiej wojnie światowej.

Podstawą opracowania listów Olgi Daukszty i Pelagii Girwic były nie oryginały, lecz ich kserokopie wykonane i udostępnione przez Muzeum Literatury im. Józefa Czechowicza w Lublinie. Część kserokopii jest niedokładna, niewyraźna, nie obejmuje całości reprodukowanej strony, z czego wynikają luki w tekście zaznaczane nawiasem kwadratowym i przypisem o treści „fragment nieczytelny”. Braki w tekście spowodowane są także stanem oryginalnych listów, np. duktem pisma Olgi Daukszty używającej zbyt małych liter lub zbyt ścieśnionych wyrazów pod koniec listu, gdy miejsca na karcie zostawało niewiele, a myśli domagały się rozwinięcia. Pisownia - ortografia i interpunkcja - listów nie została zmodernizowana, by nie zatrzeć cech indywidualnych obu autorek, a szczególnie Olgi Daukszty. Jej rękopisy stanowią bowiem ciekawy dokument świadomości językowej Polaków mieszkających na Łotwie, osób - jak autorka Waleta kierowego - wykształconych i parających się literaturą zawodowo, lecz nie mających kontaktu z dynamicznie zmieniającym się w dwudziestoleciu międzywojennym językiem warstw wykształconych w ojczyźnie. O inercji polszczyzny na obczyźnie świadczą nie tylko te fragmenty listów, w których Olga Daukszta odnosi się do wskazówek i zmian wprowadzonych przez Kazimierza Andrzeja Jaworskiego w jej utworach nadsyłanych do „Kameny”, lecz także fakt, że pisownia jej listów w nikłym stopniu odzwierciedla reformę ortografii języka polskiego wprowadzoną w roku 1936.

Zredagowała Agata Zawiszewska

LISTY OLGI DAUKSZTY

DO KAZIMIERZA ANDRZEJA JAWORSKIEGO

1

Szanowny Panie Redaktorze

List Pański otrzymałam 15 maja, „Kamenę” 28 maja. List i pismo wędrowały po mieście kilka tygodni, nim trafiły do rąk moich. Adres na nich wskazany był bardzo dawny. Z powodu opóźnienia nie mogłam nic napisać o Mickiewiczu do IV nr „Kameny”. Pismo bardzo mi się podobało. Najbardziej ze wszystkich, jakie otrzymuję z Polski. Jest treściwe i wytworne.

W końcu czerwca wyszlę prenumeratę i proszę mi stale „Kamenę” posyłać.

Dziękuję Szanownemu Panu za propozycję współpracy. Chętnie z tego skorzystam. Przekładów z łotewskiego nie mam. Oprócz baśni K. Skalbego literatura łotewska nie wydaje mi się ciekawą.

Z poważaniem Olga Daukszta

2/VI 1934.

Latvija

Daugavpils. Valdemara iela 25-4

Olga Daukšta

2

Wielce Szanowny Panie

Pamiętając o życzliwości Pańskiej, zwracam się z pewną prośbą, a mianowicie o wyjaśnienie mi konjunktury wydawniczej w Polsce, w miastach stołecznych i prowincjonalnych.

Mieszkam na Łotwie i to utrudnia mi poznanie stosunków wydawniczych w Polsce, a mam dwa duże poematy do wydania; jeden - na tle historji dawnych Inflant, pod tytułem: Alojzy Gryf Panlucci, drugi - aktualny utwór: Walet.

Niedawno napisałam tom nowel: Żywioły i zmysły. Wszystkie te rzeczy są dość duże i mam wrażenie, iż lepsze od mych pierwszych prób.

Pisałam do paru firm prywatnych w Warszawie, (Hoesick, Mortkowicz, Gebethner) odmawiają, albo proponują, żebym sama opłaciła nakład.

Nie mam nikogo w Polsce z osób znajomych, interesujących się literaturą, więc ośmieliłam się napisać do Sz. Pana.

Co mam robić, aby te rzeczy wydać? Do kogo się zwrócić, czy są jakiekolwiek możliwości robienia starań i w jakich miastach?

Specjalnie przyjeżdżać do Polski w tej sprawie nie uważam za racjonalne, podróż i zagraniczny paszport kosztują tyle, ile wydawnictwo jakiegoś zbiorku.

Jestem też nauczycielką w łotewskiem gimnazjum i do tego - Polką, a więc podobne podróże nie są tolerowane.

Wielce Szanowny Panie. Proszę mi wybaczyć śmiałość zwrócenia się w tej potrzebie, gdyż nie widzę nikogo, ktoby mi to wszystko wyjaśnił: jakie firmy, wydawnictwa, związki literackie mogłyby mi przyjść z pomocą.

Ostatecznie proszę mi napisać o porządnych drukarniach w Polsce, któreby me rzeczy mogły tanio wydrukować, rozpowszechnić i sprzedać w Polsce.

Poemat Alojzy Gryf Panlucci ma 112 stron maszynowego pisma (10 arkuszy druku).

Poemat Walet - 160 stron maszynowego pisma (10 arkuszy druku).

Tom nowel Żywioły i zmysły 300 stron masz. pisma.

Oprócz tego najuprzejmiej proszę o list prywatny Sz. Pana, lecz nie umieszczanie odpowiedzi w „Kamienie”.

Z wysokiem poważaniem

Olga Daukszta

30 III 1936 roku

Latvija. Grivā. Baznicas ielā 17.

Olga Daukšta

3

Szanowny Panie

Dziękuję za list. Rzeczywiście, że manjaków trudno jest opamiętać rozsądnem słowem. Stwierdzając tę prawdę, posyłam Sz. Panu swój poemat. Proszę go przeczytać, wydać sąd o nim, i jeśli nie przerazi on Pana i drukarni w Chełmie, to może zgodzi się drukarnia na sporządzenie i przesłanie mi kosztorysu nakładu Waleta.

Papier może być jak w „Kamenie”, lub cieńszy, format książki nieco mniejszy i węższy jak numer „Kameny”. Wiersze moje są długie i wąskie, więc i stosowny układ. Mogą iść jeden za drugim niby „posłuszne baranki”. Nie opłaci się umieszczać każdy wiersz na oddzielnej stronie. W takim układzie zajmą chyba 150 stron. Czcionki - petit. Nakład 200 egzemplarzy. Okładka ciemno-zielona.

Jeśli możliwem byłoby wydać poemat od imienia biblioteki „Kameny” i przy łaskawej pomocy korektorskiej Sz. Pana - byłabym niezmiernie wdzięczna.

Ogromnie mię interesuje zdanie Sz. Pana o tym utworze.

Niedawno jeden ze znakomitych krytyków w Polsce zaproponował mi swą pomoc w wydaniu mych utworów. Posłałam mu dwa poematy: Walet Kierowy i Alojzy Gryf Panlucci. Już upłynęły 4 miesiące i nie mam żadnej odpowiedzi. Wiem jedno, że ów krytyk jest bardzo wybredny i kapryśny, lecz czy nie przeraził się moich jeszcze bardziej kapryśnych „tworów”?

Myślę, że Sz. Pan mi coś niecoś odpowie. Bo wszak ostatnia literatura francuska i rosyjska jeszcze bardziej zawadjacka. (Bakunina!) Prawda, że mój Walet - ladaco, ale Panlucci wcale klasyczny i skromny, a przecie znakomity krytyk milczy.

No, ale jak pisać, to naprawdę trzeba pisać, a nie układać „bosko piękne” sztuczki i figle. - Znudziło już to mię. Wolę arogancki krzyk płci i krew niż to całe szlifowanie sztucznych kamieni.

Szanowny Panie! Proszę się nie gniewać na mnie, że zajmuję czas i narzucam Mu swój poemat. Ale naprawdę, czy nie należy go wydać? Mam nadzieję, że poszedłby przy dobrej reklamie.

Czytam polskie pisma i literaturę. Napawa mię smutkiem brzydka walka partyj i jakaś szelmowska intryga snująca się poprzez działalność tych ludzi, którzy tam stoją w Polsce na czele… Literaturą dzisiejszą polską niezbyt się zachwycam, szczególniej w uznanych koryfeuszach nie widzę wielkości. Niema ani jednego ciekawego europejskiego w Polsce pisma… Podobają mi się „Wiadomości Literackie”, „Skamander”, „Marchołt” i „Kamena”. I czasem „Prosto z Mostu”.

Co do przekładów Pana z literatury łotewskiej - to mogę powiedzieć, iż zdziwiły mię one. Szczerze mówię. Nie rozumiem bowiem, że tak można subtelnie tłumaczyć tę poezję. A przecież mówię tym językiem i w rodzinie swej mam więcej estończyków i łotyszów niż polaków i litwinów. Prawda i to, wszak Pan tłumaczy z francuskiego. W oryginale wiersze są twarde, surowe… Wyrazy składają się z samego zbiegu spółgłosek: r. d. s. g. dz. p. k. z. a szczególniej dużo jednozgłoskowych i wszędzie końcówka […]. Język jak sztorm morski, jak potrzask dębów, syczy, pruje się, rwie i dudni. Czy nie słyszy Pan w mych wierszach tej dzikiej językowej orgji?

Kiedyś jak wypiszę wszystko, co mam swego, postaram się tłumaczyć łotyszów. Co do przekładów wogóle Pańskich - to zdaje mi się, że nikt lepiej w Polsce nie tłumaczy. A wiersze Pana mają dla mnie dziwny, nieodparty urok. Są słowiańskie i biegnie przez nich coś słonecznego i złotego… Królowę Krystynę czytałam dużo razy. Jakie zbiory Pan ma swych wierszy?… Proszę mi napisać, gdzie mam je dostać. W szkicu L. Kułakowskiego jest błąd: Aspazja żyje, nie umarła jeszcze. Zapomniał recenzent wymienić łotewskiego pisarza Pludonia. Znakomity… Zdolny… I jak wszyscy obecnie tromtadrata! Powracając do Waleta, proszę Sz. Pana o sąd, kosztorys; i t.d. Jeśli niektóre wiersze będą się podobały Panu, można drukować w „Kamenie”. Co Pan uważa.

Z poważaniem

Olga Dauksztówna

Mieszkam w Dyneburgu (Daugavpils). Griva - jest to przedmieście Dyneburga. Bliżej granicy polskiej i tak listy dochodzą prędzej: Latvija. Grivā. Baznicas ielā 17.

Olga Daukszta

14 V 1936 r.

4

Szanowny Panie

Myślę, że Pan jeszcze jest w swoich ukochanych Tatrach, to też nie chciałabym mącić swym listem tego miłego wywczasu, ale co mam robić? P. Bronfeld nagli z wydawaniem książki, gdyż latem mu wygodniej to zrobić. Tymczasem czuję, że ten druk bez Pana kierownictwa może ponieść dotkliwą porażkę, bo tyle w oryginale poprawek, które tylko Pan mógłby uskutecznić. Naturalnie gdybym wiedziała, że latem łatwiej drukować, tobym dawno już pieniądze wysłała. Obecnie - coś koło połowy umówionej sumy posyłam do Chełma przez swego znajomego, mieszkającego w Warszawie. Latem do Wilna nie jeździłam, odradził mi dyrektor szkoły, bo gdybym to uczyniła, w jesieni „wyleliby” mię z posady. To zwykła u nas historja.

Co do zbiorku wierszy Walet Kierowy - praca tak się wyjaśnia:

P. Bronfeld zgodził się, że za strony druku płacę 1zł. 35g. Stron będzie 130. Niektóre wiersze wyrzucam, spis ich posyłam do drukarni. Wiersze pójdą jeden za drugim. Tytuły na marginesie, z prawej strony. Druk, papier i format Wierszy włoskich Błoka. Okładka jasno-żółta, jak w Spowiedzi chuligana Jesienina. Tytuł Walet Kierowy - ciemno-czerwoną barwą. Na ostatniej stronie okładki chciałabym mieć czerwienią odbitą (jak w rosyjskich przekładach) tę szerokoramienną Muzę p. Waśniewskiego. Bardzo mi się podoba. Bardzo. P. Waśniewski łaskawie się zgodzi, by jego linoryt był i na mojej książce.

Okładka jasna - lepsza niż zielona, nie płowieje.

Tylko nie wiem jak pisać własne nazwisko: Daukszta czy Dauksztówna. Na poprzednich zbiorkach była forma druga. Co mi Pan radzi?

Pieniądze wyślę dwa razy. Na początku sierpnia i przed ukończeniem druku. Korekta należy do Pana i o nią usilnie proszę. Według proponowanego porządku, tylko wyrazy: jung i prożektor zostawiłabym, bo są przecież w słowniku Arcta. Przed ostatecznem odbijaniem arkuszy, chciałabym widzieć ich naprawiony i czysty wzór. Napiszę o tem do drukarni. Koszta przesyłki opłacę.

Lecz co najważniejsze. Usilnie proszę Szanownego Pana nietylko o korektę, ale i o przesyłkę książek do składów w Polsce, o załatwienie umowy z księgarniami. Proszę mi wybaczyć, że męczę Sz. Pana pracą i kłopotami, ale co mam robić, kiedy siedzę tu zaszyta jak w worku…

Zdziwiło mię ogromnie, że i Sz. Pan, podobnie jak wszyscy inni mężczyźni, oburzył się zlekka na brutalne fragmenty mego poematu… Dlaczego mężczyźni tak bardzo nie znoszą brutalności w kobiecie, a sami tak łatwo jej się dopuszczają? Proszę się nie gniewać… Myślę bardzo ogólnikowo… Czasami przychodzą mi do głowy przeróżne buntownicze idee… że mężczyzna jest bardzo powierzchowny, szczególniej w swych sądach o miłości i płci… O tej ostatniej powinna mówić kobieta. Do niej prawo ostatecznego sądu należy. O grozie miłości wie najlepiej kobieta.

Prawda, że mój poemat jest przejrzysty, więc niechże i te wykrzykniki wulgarne będą z niego wyrzucone. Może mię z czasem panowie za subtelność pochwalą. Już widzę, jak Pan się zachmurza, czytając te moje słowa. Prawda, jestem czasem mocno nieznośna… Przedewszytskiem musiałam Panu za dobroć podziękować, ale kiedy te sprawy z Waletem nie dają mi wciąż spokoju. Nie omyliłam się w sądzie, że Pan jest pogodny, mówią o tem poezje Pańskie. Więcierze - są ładniejsze od sonetów Asnyka Nad głębiami.

Czy już wyszła następna książka Pańskich poezji? Już wiem, jakie one są… Bardziej wyrafinowane od poprzednich. Inne, całkiem inne. I tak będzie chyba w każdej książce. Różnorodność odbita w jednem i tem samym słońcu.

Czasem mi się zdaje, że Pan jako miłośnik gór musi być jeszcze niedostępny… Ale chyba tak nie jest. W Tatrach byłam w 1927 roku z wycieczką nauczycielską. W Zakopanem siedzieliśmy coś z 10 dni. Codzień bolała mię głowa od upału słonecznego i czułam, że rozchoruję się na dobre od tego pijanego, górskiego powietrza. I ja bezsenna zwykle - spałam jak suseł w autach, któremi nas obwożono po krętych ścieżkach. Młody jakiś profesorek, taternik z workiem na plecach, mdlał ze zgrozy na widok tego świętokradztwa wobec gór. Tylko w Pieninach nieco się pocieszył, bo obudzili mię cyganie żebrzący. Z letargu tego ochłonęłam dopiero w podziemiach Wieliczki, przypominała mi ona bowiem rodzinny klimat i zasmolone miasto-piekiełko Daugavpils. Widząc moją radość, taternik się pogniewał i powiedział:

- No tak, tak, ale niech pani poliże się w ręce… Pachnie to sadzą i smak ma obrzydliwy, soli. To Wieliczka!

Wogóle była to wycieczka dość przekorna. Nasi nauczyciele gubili się w Polsce po stacyjkach, i wesołych kawiarniach Warszawy i Krakowa. Oddzielnie wracaliśmy do naszych sielankowych „pól i niw”. Niektórzy chyba Polski i nie widzieli. Nad naszem morzem bywam każde prawie lato. Ale ładniej w jesieni. Lecz nienawidzę morza jak siebie… Rykiem swym i solą tak rozdrażnia, że od nadmiaru sił można oszaleć. Przenoszę nad to wszystko żywienny, sosną pachnący las. Żyję węchem i wzrokiem przeważnie, więc wolę żywicę niż morski jod, lub zapach piorunów górskich. W tym roku lato spędziłam na wsi, na litewskiej granicy, gdzie bardzo dużo niebieskich jezior i szumiącego ajeru.

Pyta mię Pan, czego nauczam w szkole?... Niestety, choć tyle błędów wsadziłam do Waleta, ze wstydem musze się przyznać, że (uczę… czy) wykładam (no, jak lepiej) język polski… i w paru klasach mam lekcje historji powszechnej, psychologji.

Pracuję na Łotwie od 1923 roku. Od 1918 r. do 1923 r. byłam studentką w wyższej malarskiej szkole w Moskwie, ale z powodu choroby płuc wyjechałam do krewnych na Łotwę i tu musiałam skończyć swoją malarską karjerę, ale wyleczyłam się zupełnie z ciężkiej choroby płucnej. W Rosji napewno umarłabym, choć przepowiadano mi tam dobrą przyszłość malarki lub co najmniej instruktorki w IZO. Po tem wszystkiem było mi trudno już wziąć pendzel do ręki… I jeszcze w takiej pustyni… jak Daugavpils… Była to ciężka tragedja w mem życiu. Drugi mój dramat - to Walet. Słusznie Pan napisał, że poemat „pisany krwią”. Choć jeden mój znajomy dowodzi, że nadziany lekkomyślnym pieprzem... No niech i tak będzie.

Kołaczkowski nadąsany odpisał mi, że za Waleta agitować nie będzie, ale za Panluccego - owszem… Wielki ten krytyk musi być bardzo oryginalnym człowiekiem, ale z podobnemi kaprysami jak i Walet. Sami nie wiedzą, czego chcą ode mnie. Ani ja, ani me utwory nie mogą dorosnąć do ich ideałów… W jesieni przyśle Sz. Panu swe dwa utwory do poprawienia… (Jeśli można…) Będą to: Żywioły i zmysły. Alojzy Gryf Panlucci. Ten ostatni - dość obrazowy, malarski i ma lepszą poprawniejszą formę.

Kończąc swój list, proszę Pana o szczególniejszą opieką nad moim głupim, swawolnym Waletem.

Olga Daukszta

1|VIII 1936 r.

5

Skoro Pan pozwala, no to będę pisała bez tych „szanownych” przydomków, ale jakoś niezwykle wychodzi… trudno…

Panie Kazimierzu, naprawdę nie warte są moje wiersze tyle Pańskiej fatygi i zainteresowania. Czasem gniewam się na swe własne dziwactwa ale są one silniejsze od mego rozsądku. Myślę, że pod opieką Pańską Walet stanie się przyzwoitszym. Na wszystkie propozycje się zgadzam, mogę też podpisać rachunki, jeśli mi firmy polskie je wyślą. Na Łotwę można wysłać tylko jeden egzemplarz Waleta, w przeciwnym razie zapłacę ogromne cło i karę. Sprzedaż książek polskich, wydanych w Polsce, na Łotwie jest wzbronione, chyba tylko stare zapasy, oddawna tu przywiezione, mogą być wykorzystane, lecz i to z wielkim ograniczeniem. Jak Pan przedstawia na tle tego naukę języka polskiego w szkołach? Oryginalne? Prawda?

Wysyłanie korekt do mnie jest chyba zbyteczne, bo to i kosztowne i zabiera dużo czasu. Ufam całkowicie Panu, iż wszystko będzie dobrze. Przeraża mię ten wykoszlawiony mój dopełniacz. Skąd mi się to wzięło? Badałam siebie i wykryłam, że to jest wpływ języka łotewskiego. W nim bowiem przeczenia stoją w bierniku.

Niedawno nadarzyła mi się sposobność przesłania przez polski konsulat Panluccego do Polski. Być może, iż niedobrze czynię, wysyłając go w tej chwili do Pana, skoro tyle roboty jest z Waletem. Ale była okazja. Chyba i w Panluccim jest sporo „kwiatków”. I mój klasyczny poemat stanie się po operacji bardzo potwornym… Chodzi mi bardzo o wykazanie błędów, bo tu w całym naszym kraju niema ani jednego człowieka, z którym mogłabym o sprawach literatury mówić… a tembardziej o „defektach” języka w wierszach.

Proszę jednak niespieszyć z Panluccim. To potem, gdy będzie trochę wolnego czasu. Podobny egzemplarz Panluccego ma też p. Kołaczkowski.

Żywioły i zmysły dopisuję. Jest tam 400 stron pisanych ze złością w zacietrzewieniu, niektóre są zabawne. Pan się będzie śmiał, ręczę.

Z przedostatniego listu wywnioskowałam, iż Pan mię posądza o pewną nieszczerość w zdaniu o wierszach Pańskich. Co znaczy mój sąd dla Pana? Zero. Ale mogę śmiało powiedzieć, iż jedyną moją zaletą, lub może wadą, jest właśnie nieumiejętność kłamstwa. Stąd płyną wszystkie moje klęski. Nie miałam sposobności przeczytać większości Pańskich poezyj. Te, co były drukowane w „Kamenie”, czarowały mię swojem delikatnem, nieco wyrafinowanem ujęciem spraw życia i wewnętrznego świata człowieka. Nie wiem jak mam się wyrazić… ale przy czytaniu ich czułam, że to pisze bardzo znajomy mi człowiek. Więcierze zachwycają mię płyną doskonałością formy i wyrazem dobroci, wiersze tatrzańskie mają w sobie jakiś szeroki, młodzieńczy gest.

Ogólnie słyszałam o Panu, że jest świetnym piewcą gór. I nie wiem dlaczego, dziwiło mię to bardzo. Momentalnie przedstawiłam Pana jako młodego górala lub hucuła. Z takiemi długiemi czarno-sinemi, zwisającemi włosami. Spotykałam podobnych chłopców w czasie wojny, jadących z Ukrainy do Rosji, kiedy byłam tam uczennicą i studentką. Byli jak dzieci i pomimo dziecinady - niebezpieczni. Czarnowłosi, wysocy, o niebieskich oczach. Bałam się, że i Pan jest takiż. Teraz ucieszyłam się, że Pan jest nieco starszy od tych „wspaniałych chłopców”.

Kiedy będzie na ukończeniu książka, może mi p. Bronfeld da wiadomość, abym mogła mu posłać pieniądze i jednocześnie za „Kamenę”.

Okładka najodpowiedniejsza chyba będzie […]. Do tego stosowna być musi i czerwień tytułu. Są różne przecie odcienie. Co do moich prac z zakresu malarstwa, to z tego nic niema. Od dziesięciu lat nie rysuję, nie maluję. Dlatego piszę. Tylko dlatego.

W posyłanym Panluccim są następujące poemaciki według porządku: 1) Prolog, 2) Alojzy, 3) Gryf, 4) Panlucci. Są one numerowane. Boję się, że nim dojdą do Pana, mocno się przekształcą w dotyku „wszelakich” rąk. Odsyłam wzór okładki.

Olga Dauksztówna

Panie Kazimierzu, proszę powiedzieć Bronfeldowi, że:

Nie chodzi mi o pośpiech w wydaniu Waleta, ale o bardzo staranną i porządną robotę.

16/IX 1936

6

Panie Kazimierzu. Jest Pan naprawdę trochę przeczulony względem Waleta. Nie warto, bo to zła bestja... Kiedyś mi też zadawał w samo serce bolesne ciosy. No, ale teraz to już ochłodłam. Według mnie, może i nie trzeba było musztrować tego Bronfelda, wszak pierwsza 16-ka wierszy zupełnie dobra. Nic w niej złego nie spostrzegłam, oprócz swych własnych wykrzykników: - O. Ale i te ujdą. Czy nie brzmią z grecka: E o he! Tak się pocieszam. W drugiej 16-ce jest maleńkie przeoczenie, ale i to drobiazg. Ogólnie chyba wszystko idzie dobrze. Jestem szczęśliwa, że gramatykę Waleta mi Pan naprawia. Bo z nią zginęłabym całkiem.

Myślę, że książka będzie z dołu i wzdłuż obcięta, aby nie była większa od Wierszy włoskich Błoka. Tytuł na okładce i moje nazwisko nie trzeba drukować tak dużemi literami, jak na drugiej stronie w pierwszym arkuszu. Co do korekt, to jednak może i lepiej byłoby mi przysłać po 2 arkusze do przejrzenia. Zawsze wspólnie z Panem coś więcej dostrzeżemy. Choć ja sama jestem okropnie nieuważna. Widzę zwykle to, czego inni spostrzec nie mogą, ale rzeczy prostych, grubo widzialnych - nie spostrzegam, więc i mojej rewizji proszę nie wierzyć. Korekty można wysyłać jako druk, wtedy taniej.

Już chyba Pan otrzymał mój poemat Alojzy Gryf Panlucci. Dobija mię myśl, że się naprzykrzam Panu, i niepewność, jak oni tam przesłali tego Panluccego. Może Pan zapłacił za przesyłkę, bo od nich wszystkiego spodziewać się można. Słyszałam, że poemat przez trzy tygodnie wałęsał się po konsulacie, aż go przejrzeli wszyscy, zważyli i oplotkowali, urzędnicy, ich żony i dzieci. I pomimo propozycji z ich strony nie wiem, czy wysłali go pocztą konsularną. Niedawno spotkałam konsula, rozmawiałam z nim, to mi powiedział, że to nie jest utwór lokalny ten Palucci... że na nim nie zarobię i że wogóle nie budzi patriotyzmu. Nie wiem, czy go przeczytał ten pan, chyba zasnął na drugiej kartce poematu. Pomimo to, prosi abym dała do przeczytania nowele, bo chce mi pomóc do zrobienia „amerykańskiego interesu”... Naprawdę, ten pan doskonale gwiżdże, jak kowboj, słyszałam go raz na seansie w kinie. Zresztą jest dość okrągło-miły, jak wszyscy urzędnicy przyjeżdżający do nas z Polski.

Proszę bardzo Pana nie przejmować się memi bredniami w Panluccim. I czytać to kiedykolwiek po wydaniu Waleta, bo z utworem tym nie spieszę. Rację ma konsul, na nim „nie zarobię”. I wątpię, czy ktokolwiek go wyda.

Nowele może ktoś i nadrukuje. Przed Bożem Narodzeniem napiszę do firm wydawniczych - i jednocześnie, lub po świętach wyślę tom przez moją kuzynkę do Pana. Ale do tego jeszcze daleko. Panlucci jest całkiem zmyślony, z wyjątkiem Gryfa. Napisany niedawno, daty są postawione dla orjentacji w akcji.

Posyłam Panu trochę przerobiony wiersz Wartościowanie, może się nada tak do druku. Czekam dalszych 16-tek.

Najwdzięczniejsza Panu za dobroć

Olga Daukszta

3/X 1936 r.

7

Panie Kazimierzu.

Dotychczas otrzymałam 6 arkuszy Waleta Kierowego. I przeglądając 5-ty arkusz (str 65­−80), pragnęłam umrzeć.

Co się stało? Nic zrozumieć z tych pomylonych stron nie mogłam. „Tragedja albo komedja”. Chyba robotnicy robili to wszystko w poniedziałek po wesołych świętach?

Czuję też, że Walet nie przestaje znęcać się nade mną, a swe dokazywanie rozpoczął już w Chełmie, w drukarni Bronfelda.

Kiedyś pisząc do Pana, uprzedzałam, że na Waleta trzeba mieć baczne oko, bo jest on fatalistyczny…

I jak widzę, już płata on nawet figle pod dobroczynną dłonią Pana.

Jest to demoniczny błazen. Słowo daję. Jest to coś w rzeczywistości strasznego, skoro ze mnie najspokojniejszej kobiety na świecie uczynił krzykliwą, wrzeszczącą od bólu furję. Trzeba go jednak zdławić i dokończyć druku. A dalej zobaczymy, co będzie.

Jestem zrozpaczona, że muszę naprzykrzać się Panu i wciąż Go męczyć pracą. 5 arkusz trzeba całkiem wyrzucić, bo jest jednym nonsensem. A to już wina Bronfelda, którzy spieszy, spieszy i tem wszystko psuje. Strony od 65−80 trzeba jeszcze raz nadrukować, przysłać mnie złamane i tylko potem odbijać. Momentalnie odeszlę.

A potem… co robić Panie Kazimierzu?.. Z temi innemi figlikami Waleta? Szkoda mi dobrych Pańskich oczu… Ale co robić? Jak poradzić „na to wszystko”. Mówię tu o drobnych znaczkach, których brakuje w wierszach tu i ówdzie, a przecież tak ośmiesza ten brak wiersze, honor „Kameny” i moją autorską dążność. Są małe pomyłki, które można puścić kantem, np:

W

drugim

arkuszu,

str.

30,

wiersz

6-ty

wyraz deszczcze

W

szóstym

׀׀

str.

82,

wiersz

ostatni,

wyraz puchar (zabawnie!)

Inne zaś usterki czy nie udałoby się zlekka od ręki naprawić. Są to:

W

trzecim

arkuszu,

str.

35,

wiersz

22,

wyraz będą. Można tu tuszem dodać leciutki ogonek. Bo jest tu: bedą.

׀׀

׀׀

str.

36,

׀׀

11,

wyraz kąsajaca. Też doczepić ogonek

W

czwartym

׀׀

׀׀

53

׀׀

28

׀׀

święcą. Trzeba świecą. Ogonek pierwszy scyzorykiem lekko wyskrobać.

Gdybym mogła, tobym sama do Chełma przyjechała i wmig 220 egzemplarzy tych naprawiła! Ale… Więc myślę, czy nie można byłoby tej pracy powierzyć jakiemu sumiennemu pracownikowi w drukarni. Zapłaciłabym. Chyba takie naprawienie mniej kosztuje niż powtórny druk. Zresztą kto gwarantuje, że w przedruku nie wyskoczą znowu jakieś szatanki. Ale trzeba to czysto zrobić i sumiennie, nie zepsuć. Wyliczać błędy w końcu książki - znajduję to nieestetycznym. Nie znoszę tego. Oj, czuję, że to wszystko mnie zadręczy… I Pana także.

Lecz jak z tego się wyplątać? Zostały już 3 arkusze wraz z tym V do druku. Nie trzeba spieszyć. Piszę o tem Bronfeldowi. Boję się, aby mi on nie wkleił tego zdefektowanego arkuszu. Proszę wpłynąć na niego, aby odrazu z drukarni ten zepsuty arkusz wyrzucił. Bo często tak, iż podobne monstrum trafia do książki. Wiersz W chrzęście zamarłych strun można gdzieś umieścić przed końcem. Np: po Wy[…] czasze.

Kończę ten desperacki list z myślą: jak bardzo, jak bardzo znudziłam już Pana. A przecież tylko od Niego czekam ratunku w mych autorskich kłopotach.

Olga Daukszta

30/X

8

Przez kilka ostatnich dni przebywałam w Rydze. Jadąc wczoraj do domu autem na dworzec, widziałam jak stado gołębi uderzyło się o samochód i jeden gołąb spadł mi przed oczy nieżywy z roztrzaskaną główką. Przelękłam się i pomyślałam, iż w domu czeka mnie zła nowina. Był nią faktycznie list Pana. Ten ostatni, zagniewany. Bo poprzedni otrzymałam zaraz po wysłaniu twego desperackiego pisma. Jakże ten poprzedni mię cieszył i wieścią, że Pan otrzymał nagrodę literacką i że będzie latem na Łotwie.

Chodząc po średniowiecznej Rydze, wysnuwałam różne wesołe myśli, że tu spotkam latem Pana.

I raptem w okropnym Dźwińsku list drżący od obrazy… Czy naprawdę zasłużyłam na niego? Chyba niezupełnie. Wszak piąty arkusz, przesłany mi, jest zdefektowany do szczętu. Posyłam go Panu. Wiersze są tak pokręcone wskutek złego ułożenia stronic w maszynie, iż nie może być mowy o tem, aby w podobnym stanie trafiła ta szesnastka (str 65-80) do książki. Dlatego napisałam do Bronfelda, bo przecież nie Pan, a chyba drukarze układają w maszynie strony.

A czy nie powinno mię boleć serce za własny utwór i choćby nawet za dobre imię „Kameny”, gdzie tak gościnnie przyjęto mię? Czy naprawdę jestem bardzo winna w swem zapamiętaniu, gdy pisałam o zepsutych stronach?

Nie chodzi mi o poprawki i o wszelkie „trzeźwe komentarze”. Niech będą odrzucone, skoro są słabe. Za korektę Pańską jestem wdzięczna. Brak mi wprost słów, aby podziękować za dobroć Pana. Czuję przecież żywą przychylność Pańską. Nie jestem matołkiem gruboskórnym. Ale pragnę, aby wspólna nasza praca była doskonała.

Wszystko to razem wziąwszy pod uwagę, proszę mi Panie Kazimierzu, wybaczyć owe wartkie, ekspansywne słowa. Ach, bo naprawdę, jestem czasem jak kipiąca woda.

Co do erraty - niech będzie errata, skoro tak lepiej. Tylko może wyskrobać ten jedyny znaczek „święcą”, gdzie trzeba świecą, na str. 53, bo wiersz bardzo czupurny i nie powinien zawierać najmniejszej śmieszności.

Tak. Teraz co do wiersza W chrzęście zamarłych strun. Można go gdzieś umieścić najlepiej na końcu, bo ma w sobie akcent zastygłej ciszy, pod którą tkwi „polip”.

W liście swym pyta mię Pan, co przedstawia polskie gimnazjum w Dźwińsku. Polskiego gimnazjum niema. Jest tylko łotewska średnia szkoła ze zmieszanemi narodowościami, gdzie się wykłada potroszę język polski, jako przedmiot rozmyślnie poniewierany. Przez kogo? Pan chyba rozumie. W ogóle z polskością naszą tu „finis”. I ja sama uciekłabym na kraj świata, aby nie zwarjować w tym wstrętnym Dźwińsku. Niedawno byłam właśnie w Rydze. Oto śliczne miasto, niby z Żywych kamieni Berenta.

Co ja teraz robię - pyta Pan. Mam dużo wszelakich trosk i kłopotów, o których pisać nie warto. Czytam obecnie Horacego po łacinie i uczę się troszkę klasycznych języków, bo projektuję, że na przyszły rok wyjadę do Wilna, aby w uniwersytecie przestudjować historję. Mam do niej wielki pociąg.

Nareszcie jeszcze raz proszę o przebaczenie i czekam 5-tego arkusza w takim wyglądzie normalnym, jak mi Pan pisze w ostatnim liście.

Panie Kazimierzu, proszę się nie gniewać na mnie i napisać mi taki list, jak ten, gdzie jest mowa o Rydze i Tallinie.

Olga Daukszta

7/ XI 1936 r

9

Panie Kazimierzu,

Dziękuję za książkę W połowie drogi. Przeczytałam ją kilkakrotnie. Powiedziała mi dużo ciekawych rzeczy o Panu.

Poezje Pana mają prześliczny język i charme męskiej dojrzałej pogody. Pisał je kochający ojciec i zapewne szczęściem aż do milczenia wypełniony mąż, no - i po Mickiewiczowsku słonecznie zrównoważony człowiek.

Jak Pan sądzi, co może czuć autorka Waleta, czytając taką książkę?

Zazdrość… Naturalnie, tylko zazdrość, że są na świecie tak bardzo szczęśliwi ludzie.

W liście pyta mię Pan o „Kamenie”. Moje zdanie? Jak najlepsze. Uwielbiam „Kamenę”. Przychodzi ona do mnie jak pieśń. Każe na minutę oderwać się od ciężkich myśli i szarości życia. Tylko może szafranowa, oranżowa szata lepiejby do niej pasowała niż jasno-żółta.

Pisze mi Pan jeszcze, że chyba w rzeczywistości nie jestem taka, jak w swych wierszach. Z charakteru pewno taka samiutka. Zresztą nie wiem, jak Pan to rozumie.

No, a z twarzy i postaci - chyba inna. Nie przypominam księżycowej poetki, ani moralizującej nauczycielki. Jestem zwyczajną, pospolitą kobietą, której właściwiej byłoby sprzedawać kawę i pieprz niż pisać wiersze. „Typowa mieszczanka”.

Zresztą jak wyjdzie mój Walet, to przyślę Panu kilka moich fotografij. Może się kiedy spotkamy w Polsce, bo na przyszły rok pewno będę mieszkała w Wilnie. A naprawdę nie wiem też, jak Pan wygląda. Myślę, że Pan ma niebieskie oczy, takie jak i syn Pana, a żona Pańska chyba złote. (Tatrzańskie wiersze o tym mówią)

Teraz przechodząc do Waleta, muszę zapytać, co się z nim dzieje w drukarni?

Dwa tygodnie temu otrzymałam ze Lwowa kwit z poczty od mego znajomego, inżyniera Antoniego Monyarda, że wysłał Bronfeldowi w mojem imieniu 140 złotych. Dotychczas nie wiem, czy w drukarni je otrzymano. Już tu zwróciłam już te pieniądze krewnym tego pana. Ogólnie już zapłaciłam Bronfelfowi 140 zł +130 zł = 270 zł.

Być może, że trochę nie wystarczy, ale nie wiem, ile mam dostać. Odrazu dużych sum przesyłać nie można przez granicę, to dość ryzykowne.

Po Bożem Narodzeniu wraz z mymi kuzynami miałabym dostać resztę pieniędzy za druk Waleta, za przesłanie go do księgarni, za „Kamenę”.

Co do „finałów” w wierszach, to proszę Pana dobrać co lepsze. Niech będą Gwiazdy w studni. Wszystko mi jedno.

Erraty żadnej nie trzeba, a spis rzeczy jak Pan zechce.

Tylko z tą „święcą” zamiast „świecą” w Komentarzu trzeźwym nie wiem co zrobić.

Przykro mi bardzo, że obarczyłam Pana taką żmudną pracą nad moją książką i chyba Pan już ma jej dosyć.

Szczerze, głęboko wdzięczna Panu za wszystko

Olga Daukszta

6/XII 1936 r

10

3/I 1937 r

Panie Kazimierzu

„I jak wyjdzie mój Walet, poszlę kilka fotografii” - - drwi Pan ze mnie w ostatnim liście.

I Walet wyszedł, to też fotografie posyłam. Nie robiłam tego poprzednio, bo się bałam, że dla tak nieładnej kobiety, jak ja, Pan nie zechce już więcej dołożyć starań w wydawaniu Waleta. Ogromnie podobała mi się okładka przysłanej książki. Wogóle dziękuję. Serdecznie dziękuję za pomoc, przychylność, za krzepiące słowa o mych wierszach - banialukach.

Chyba innym znawcom nie będą się podobały, no, bo Polska zawsze zostanie „sielankową” Polską i moje utwory będą ją raziły.

Niedawno przeczytałam wszystkie poezje Iłłakowiczówny. I dziwię się mocno, dlaczego ją tak chwalą. Przecież to „fujara”. Jedynie Imiona Wróżebne i Płaczący Ptak coś warte. Reszta - ludowe zawodzenie. Bezsprzecznie, Konopnickiej ona nie dorówna ani rytmem, ani barwą, ani artyzmem. Wolska już jest ciekawsza od Iłły, a Pawlikowska ze swymi madrygałami buduarowymi i cackami - zabawniejsza.

Według mnie - najlepiej pisze Tuwim. Choć brak mu większej kompozycji w pomysłach.

Dlaczego mój list ostatni nazywa Pan „chudym”. Czy dlatego, że źle zrozumiałam ostatni zbiór Pańskich wierszy? Bo pomimo wszystko, zdaje mi się, że jednak Pan jest tak „po Mickiewiczowsku” harmonijny. Nie po ludzku. Ale inaczej. Chyba Mickiewicz też nigdy nie był zrównoważony jak zażywny filister. Owszem, był szaleńcem do śmierci… bo ta Daybel Ksawera, bo te wszelakie Żydowskie legjony - toż kolosalne męczące chimery. Często bardzo śni mi się Mickiewicz. Naprawdę. Kiedy wydałam swoją pierwszą książeczkę Dźwinę, widziałam go we śnie. Był w długiej księżej sukni, ale w takiej renesansowej. Siedział na ławie we wspaniałej komnacie, przez okno której lała się dogasająca zorza. Czerwona, czerwona. Kiedy weszłam do komnaty podniósł się z ławy. Twarz miał brązową z maski Dunikowskiego, bardzo czarną grzywę. Był młody. Taki chyba jak w Rosji… Zagniewany szarpnął mię za rękę i rzekł: - Nie umiesz jeszcze pisać… I groźnie spojrzał na mnie. Był przyjacielski i zażenowany… i zakłopotany mym pisaniem.

Niedawno przed przyjściem Waleta widziałam też wspaniały sen… Coś wstrząsającego, po nim chce mi się wierzyć nawet w Boga. Kiedykolwiek napiszę o nim Panu.

Pisze mi też Pan, że jest nieobliczalny… to chwyta tak samo w kleszcze wzruszenia jak miłość króla Edwarda VIII.

No, ale prawdę mówiąc, czy Panu wystarczyłaby na całe życie tylko miłość kobiety? Mnie i to jej zamało a cóż mówić o męskim energetycznym życiu. U nas szeroko się mówi o intrydze niemieckiej w postaci p. Simpson. Na mnie jej twarz sprawia odrażające wrażenie. Ale Króla mi żal. Choć jeden mężczyzna przyznał się, że rządzić bez kobiety nie potrafi. Hamlet lub leniwy snob. Chyba ten ostatni.

Panie Kazimierzu. Proszę się zbytnio nie męczyć czytaniem mego Panluccego. Oto postanowiłam go trochę przerobić. Jednocześnie z tym listem wysyłam Gryfa. Niech tak wygląda, a poprzedni proszę wycofać. Jeśli Pana nie zanudziłam śmiertelnie, to poproszę jeszcze raz przeczytać poemat od prologu z nowym Gryfem aż do końca. Nie trzeba teraz to robić, kiedykolwiek. Błędy proszę podkreślić, co słabe i wstrętne proszę mi zaznaczyć, to wyrzucę. Poprawione strofy Pan mi przyszle, a resztę poematu można zniszczyć. Mam odpisy. Nazwę go tylko Gryfem według herbu Inflant.

Proszę także nie umieszczać mych wierszy tak często w „Kamenie”. Czytelnicy mię znienawidzą za uprzykrzanie się. Fotografji też nie trzeba długo trzymać. Spalić. Bo w redakcjach zazwyczaj z nich się śmieją, a w rodzinie obce twarze są niemile widziane. Pieniądze wyszlę po 7-mym stycznia. Jeszcze raz Panu dziękuję za pracę nad Waletem. Pamięć o dobroci Pańskiej przechowam na zawsze w swym dotychczas sceptycznym sercu, bo Pan tym sceptycyzmem mocno zachwiał.

Mam nadzieję, że Pan mi też swoją fotografię przyszle.

Olga Daukszta

11

Z różnych powodów nie mogłam odrazu odpisać Panu, choć bardzo pragnę otrzymać i przeczytać jak najprędzej Pańskie nowele.

Z tego projektowanego przymierza, chyba ja najlepiej wyjdę, bo eksploatuję wciąż Pana pracę w poprawianiu gramatyki moich wierszowanych niedorzeczności. Z mojej strony - chciałabym być Panu czymś użytecznym, aby nie tak bezwstydnie wyzyskiwać Jego czas i nerwy. Więc Pan jest taki? Nigdy nie myślałam, że tak bardzo podobny do Szweda lub do Anglika, przecież wiersze takie słowiańskie, łagodne... A twarz autora na fotografji przypomina powściągliwego, mocnego Europejczyka. Prawda, że to może być owa góralska duma. Ale oczy ma Pan smutne i bardzo rozciekawione, jak u chłopca.

I poco Pan udaje w wierszach dostojnego ojca i siwizną przyprószonego pisarza, kiedy jest taki młody? Czy to będzie „obraźliwym”, jeśli powiem, że te wolne przekłady z Louis'a są w doskonałej zgodzie z Pańską podobizną? Bo pomimo wszystko, jest Pan „dobrym ziółkiem”... z obrazu... no tego samego, odwiecznego, królewskiego portrecisty... Van-Dycka. Czy się Pan już obraził na mnie za te słowa? Panie Kazimierzu! Przecież w twórczości swej Pan bardzo przypomina M. Kuzmina (Gliniane gołąbki, Sieci, Parabole) + trochę demagogii + dużo demoktatyzmu + dobra porcja nieświadomego heraldyzmu. […].

Co do mnie, to chyba ja jestem wiedźma, jak pisze kapitalny Napierski. Jest to drugi van-Dyck - ten genialny krytyk i bezbronny blondyn. Proponuję mu straszliwą miłość nakształt mojej z Waleta. Pisze Pan, że jestem bez uśmiechu, poważna. Owszem, nie przeczę. Nawet ponura jak dźwińska noc. Tylko bardzo lubię się śmiać. Bez powodu. Idiotycznie. I przepadam za ludźmi, którzy umieją mię śmieszyć.

Co do tej wycieczki w góry - - chętnie. Z czasem odbędę, bo i sama widzę, że w ostatnich czasach jest mi ona niezbędna. Choć leniwa, leniwa jestem... Narazie pewne „zaokrąglenie form” było mi potrzebne, aby wyleczyć dziury w płucach. Ale zdaje się, że lekarze zadużo o to się troszczyli. Jest tu jeden taki, który bardzo się szczyci swoją metodą leczenia wypróbowaną na mnie.

Mam wrażenie, że na tle fotografij przedstawił mię Pan sobie jako monument, lecz to tylko iluzja zdjęcia, w rzeczywistości ledwo dorastam do średniego wzrostu. Ale wogóle, czy to ciekawi Pana, co piszę o sobie?

Czy otrzymał Pan mego nowego Gryfa? Może aniołowie, z gumowymi pałkami na granicy, dotychczas go czytają? Przyślę Panu i Błękitne Inicjały, lecz narazie trzeba odpocząć po moich bredniach. Oprócz tego, boję się że spostrzeże Pan w książeczce niektóre usterki, a te i teraz mię gryzą jak harpie. Choć mogę ujść! Mój Boże, kto jest nieomylny? A kiedykolwiek wyślę i Dźwinę o zmierzchu. Uważam, że ten tomik jest całkiem chybiony, choć wielu on się podoba. Ja najbardziej lubię Inicjały. Walet mię nuży w czytaniu. Śmiertelnie. Gryf będzie dobry, bo spokojny.

Książka przyszła w samą wigilię wraz z innym listem, szczęśliwym, bo pieniężnym. Z tych powodów miałam bardzo dobre Boże Narodzenie. Szczególniej, że Walet wyszedł. Bo muszę się przyznać Panu, przecie ten utwór już był w roku 1935 całkiem nabrany w drukarni w Warszawie. Wydawał go pewien mój znajomy „regionalny wielbiciel”. Wpakował należytą sumkę, a gdy się pokłócił ze mną, zdjął go z warsztatu. Odtąd ten pan jest zawziętym moim wrogiem i pewno będzie mnie łajać w pismach. Bo to melancholik żółciowy. Ale proszę nie myśleć, że to model Waleta. O nie. Ten nigdy nie ma pieniędzy i nienawidzi mię za wiersze. Choć w tym samym 1935 roku mój żywy bohater, wiedząc że napisałam coś o naszych wspólnych błazeństwach, zamęczał mię prośbami, bym mu to dała przeczytać. Gdy nic nie wskórał, położył się z błahej przyczyny do szpitala i zaczął mnie szturmować listami i posłańcami, żebym przyszła z utworem, bo umiera. Poszłam. Jęczał, szlochał, błaznował, że uśmiałam się serdecznie, ale naturalnie wierszy mu nie zaniosłam. Teraz nie wiem nawet, gdzie ten pajac przebywa, bo z nim zerwałam na zawsze zeszłej wiosny.

Więc książkę od Pana otrzymałam w Wigilię. W pierwszy dzień świąt z radości poleciałam do miasta przez most. Czułam, że muszę zrobić coś mocno niedorzecznego. Pod mostem szumiała kudłata, bura, szafirowa rzeka. Sława wirowała mi, rozkoszny zew pchał w przepaść. Zawsze tak czuję, stojąc nad głębią. Moje medytacje przerwał p. Józef, ten, co ma domy, żonę i już troje dzieci. Odciągnął mię od parapetu mostu, bo myślał, że chcę się topić. Ale nie myślałam o tym. Poprowadzaił do siebie p. Józef. Tu byli goście karty, przeraźliwie ryczące radio. Tu też piliśmy... ale nie czaj... nie czaj...

Ale nikomu nikomu nie mówiłam, że książka moja już gotowa. Zachowałam przyjemność dla siebie. Teraz myślę, że za tę książkę będą mię topić ci i owi. Od czasu do czasu.

W Dźwińsku i w Rydze można byłoby sprzedać ze 30-50 egzemplarzy, ale koszta przesyłki przekroczą wszelki zysk. Poproszę Pana o przesłanie książeczki do Wilna. Augustjańska 4. Pola Girwicówna.

Czy otrzymał Pan pieniądze za „Kamenę”. Posłałam 20 złotych bo przecież Pan chyba wydał moc pieniędzy za posyłki książek. Ile? Proszę napisać. Nie chcę rujnować Pana. Po świętach nie mogłam Bronfeldowi posłać 36 złotych, gdyż jechała tylko hulająca, niepewna młodzież. Ci najczęściej nie dowożą do miejsca przeznaczonego pieniędzy. Teraz poszlę. Chyba Br. nie zbankrutuje, że poczeka. Tuwimowi książki nie trzeba posyłać. Nie znam go. Boję się narzucać. Z Domu Książki Polskiej przysłali mi pokwitowanie. Z innych jeszcze nie.

Panie Kazimierzu, co to za poeta Łobodowski? Musi być to chłop na schwał. I o nim coraz głośniej w literaturze. Naprawdę, on jest ciekawy. Jakiś ogromny, rozlewny, szumiący jak gaj rosłych dębów.

Kończę swój „tłusty” list. Już późno. Dobranoc, Panie Andrzeju.

To imię ładniejsze.

Ale z Kazimierzem jest Pan w większej zgodzie. I ja z nim także.

Olga Daukszta 24/I 1937 r

Czy ten Bilans w „Kamenie” nie przedstawia redakcji? Bardzo się śmiałam.

12

Panie Kazimierzu,

Przysyłam Panu najserdeczniejsze życzenia w dniu Imienin. Aby się wszystko odtąd spełniło tak, jak Pan pragnie, aby przyszło całkowite, nasycone szczęście.

Ostatni list Pana otrzymała przed miesiącem i wciąż czekałam na zapowiedziane przysłanie nowel. Ale na próżno… ich niema… I gdzieś zginęła „Kamena”.

Zaczynam przypuszczać rzeczy najgorsze, że Pan jest chory, że Wydawnictwo pisma zawieszone, że Pan wyjechał z Chełma, lub się pogniewał na mnie.

Wszystko to ma posmak pewnego przerażenia. Nie powinien się też Pan na mnie gniewać.

Może obraziłam Pana swym ostatnim listem, który miał być szczery i żartobliwy, a Pan go wziął jakoś zbyt poważnie.

Już nie pamiętam, co nakleciłam w tym ostatnim liście. Zdaje się coś o Kuźminie, którego tak lubię czytać i którego szukałam w wierszach Pana. No, trudno, skoro go się Pan wyrzeka, to już nie będę go poszukiwała.

Błoka natomiast nie lubię. Przypomina mi on gimnazistę w sztywnym mundurku, lub klasycznego rosyjskiego retora. Połowę wierszy należy wyrzucić z jego sławy. To prawda, że dużo w nim wyraźnego, orzeźwiającego tonu. Tymczasem Kuźmin jest cały w uśmiechu, wytworny i ciepły jak krymskie słońce. I bez […].

Błoka osobiście widziałam w Moskwie w 1918 roku. Byłam wtedy bardzo jeszcze głupia, ale miałam wrażenie, że ten człowiek wprost liże stopy krasnoarmiejcom. […]. A wciąż robił z siebie Apollina. Komedia! I co właściwie stanowi jego Dwunastu? Co to ma być? Chaos duszy, duszy lękliwej, nie męskiej. Co się tyczy Jesienina - no to jego nie ma w oryginalnych Pańskich wierszach. Jest za to […] i Francuzi. To prawda. W każdym razie Jesienin - dobra cząstka duszy ruskiej, chuligańskiej, nieokiełznanej. A Pan jest typowym Polakiem - z charakteru.

Sądząc z ostatniego listu Pana, myślę, że byłam opacznie zrozumiana w tych porównaniach. Kiedy pisałam […], miałam na myśli książąt Van Dycka, lecz nie tego miłego warjata Don Kichota, za którego się Pan łapczywie złapał. O, nie! Pan nie jest Don Kichotem. Próżno! Za dużo chwały jak na rycerza z la Manchy. Lecz są inni rycerze, czyż mało napisałam o nich w swym Panluccim? Słuchałam listu Pana w radio 31 stycznia. Mało tego było. Skąpo. Dlaczego nie wszystko przeczytali? Łobodowski był szczerszy. Więc Pan lubi Amerykę, pampasy i mustangi. Przyrodę. Stąd i uwielbienie dla gór. To bardzo w pisarzu cenię. Trzeci laureat według mnie, był bardzo zabawny. Jak można stawić marionetki niż teatr i poezję? Chyba kpił wyżej ten pan poznański.

To radio było już tak dawno. Minął miesiąc i teraz myślę, że Pan się gniewa na mnie. Nie warto: jestem bardzo często nieostrożna w powiedzeniach a znowuż Pan zbyt wrażliwy.

Pisze mi też Pan że „genialny krytyk” nie chce więcej „krytykować”. Bardzo dobrze. I teraz za dużo mię chwalił. Pragnę jedynego, aby mię łajano i myślę, że niedługo o Walecie panowie pisać nie będą. Ale napiszą, napiszą. Kiedykolwiek.

Nie zdziwiły mię wcale miłostki „bezbronnego blondyna”. Ale czy on jest piękny, że Pan „efeb”? Z portretu sądząc, ma ładne usta. Cała ta miłość mię tylko śmieszy. I jedna i druga. „Naturalna i nienaturalna”. Czy nie wszystko jedno? Tak czy owak? Czy jest normalna jakaś seksualna miłość? Każda brzydka, brudna i straszna. I w przekroczeniu granic wstydu - jej właśnie potęga. Zresztą nie wiem.

Panie Kazimierzu, jeśli Pan odpowie na list, proszę mi napisać, czy Bronfeld otrzymał już 36 złotych. Posłałam wszystko z Wilna miesiąc temu. Dowidzenia… a raczej do następnego listu.

2 III 1937 r Olga Daukszta

13

Panie Kazimierzu,

Pan ze mnie żartuje. Pisze, że chyba ja się o coś gniewam, bo milczę...

Nie chcę naprzykrzać się swoimi listami. I ostatecznie, czy ciekawym jest to, co piszę?

Ostatni list Pana był bardzo miły. Doprawdy, ja nie potrafię tak pisać.

Dziwi się Pan, skąd mam takie ruskie imię „Olga”. Nie jestem Rosjanką, ani prawosławną, jak niektórzy myślą. Jestem katoliczką, ochrzczoną w Ryskim Kościele, i stąd pewna abnegacja księdza, który zapomniał mi dodać jakieś inne kalendarzowe imię: Aleksandry, Jolanty, czy Olimpji. Tak i zostałam z tym jednym ruskim imieniem, wybranym przez matkę ku czci carewny, córki Mikołaja II. (Tej zabitej przez bolszewików.) W rodzinie swej jednak nie mam całkiem Rosjan. Nazwisko moje jest żmujdzkie, a może tatarskie. Należy do bardzo popularnych tu nad Dźwiną, a w pruskim narzeczu „Daugste” „Daukste” „Daukšta” znaczy dźwiński. Daugawa to wszak Dźwina. Z drugiej strony mamy podobne pozostałości po Tatarach: Iłłukšta, Ałłukšta, Daukšta, Dukszty np. w Polsce. (Wileńscy Tatarzy) Miasteczko Dauksti na Łotwie też jest.

Ogólnie myślę, że jestem w zgodzie ze swym imieniem i nazwiskiem, tylko mniej tu wikingów i Prusów, ale przeważają Żmujdzini, Jadźwingowie, Tatarzy... Wszak i ja mam kose oczy, szerokie plecy, nieduży wzrost. Lubię długo spać i jeść chałwę. Pomarańcze też lubię. Nie znoszę baraniny. Proszę jednak nie myśleć, że nie mam w swej krwi atomów polskości. Oho! Jest ich dużo. W rodzinie mojej nie brak przyzwoitych nazwisk polskich i niemieckich, tylko na moją dolę z tych splendorów już nic nie zostało. Udekorowano mię w rezultacie chłopskim nazwiskiem dziada karczmarza Daukszty. Bardzo zabawny to był człowiek. Bajarz i pijaczyna pierwszej marki. Kochał mię i nosił na rękach, kiedy byłam dzieckiem. Gwizdał jak kos, śpiewał jak słowik... a baśnie jego były tak piękne, że dotychczas śnią mi się w snach cudownych, niewypowiedzianych.

Zresztą ja sama nie wiem, kim jestem. Piszę po polsku i lubię Polaków, bo byli zawsze dla mnie dobrzy, czego nie mogę powiedzieć o innych narodach, z którymi mię życie zetknęło. Najbliższy jest mi step i las, czuję mocno Ukrainę, którą znam, interesuje Wołyń choć tam nigdy nie byłam. Pociąga wschód, południe. W czasie mego pobytu w Rosji byłam z krótką wycieczką w Krymie i na Uralu. W tym roku, zdaje się, że Pan będzie miał dużo przyjemności w górach, słyszałam, iż ma być jakieś święto gór. Ja niestety nie mogę tego lata przyjechać do zakopanego, bo i teraz we wrześniu będę musiała wyjechać do Polski, do Wilna lub do Warszawy. Dwa razy jechać latem zagranicę to zbyt kosztowne i nużące. W połowie września już będę w Polsce. Jeśli wszystko ułoży się pomyślnie, to zostanę w Wilnie lub w Warszawie przez październik i listopad. Potem na Łotwę. Po Bożem Narodzeniu znów do Polski. Kończę bowiem moją belferkę na Łotwie i przez lat parę lub i więcej - muszę trochę odetchnąć innym, nie łotewskim powietrzem. Z wielu względów nie mogę zupełnie zrywać z moją „ukochaną ojczyzną w chodakach”, więc będę mieszkała i tu i tam... Ażeby się nie nudzić, zacznę jakiekolwiek studia, no np. historii, klasycznych języków lub polskiego. W jakimkolwiek uniwersytecie. Mogłabym i we Lwowie, ale za daleko od domu.

Tak projektuję. Lecz mogą być różne przeszkody. Do września jeszcze daleko. Lipiec i sierpień spędzę na łotewsko-litewskiej granicy u siostry, tam bowiem mieszka z mężem i 9-letnim synem, który się nazywa podobnie jak Pański „Marinen”. A Pana Maruś. Siostrzeniec mój ma imię „Ilmarinem”.

Jest to wcale dowcipny kawaler, „sportowiec”, leń do nauki.

Wciąż myślę o tem, że w Wilnie muszę wsadzić jakiemu dobrodziejowi Gryfa do wydania. Ostatnio znowu go przepisałam i nieco przerobiłam. Wszystkie bierniki i dopełniacze też naprawiłam. Piszę teraz rzecz o poezji, białym wierszem i strofą, której nauczył mię Horacy. Chciałabym, żeby brzmiała jak organ. Pan się śmieje?.. już widzę, jak mruży Pan z uciechy ciemno-błękitne oczy...

Organ ten ma się nazywać Łada. Uwielbiam Słowian. Spoczątku chciałam nazwać Muza. Ale dałam spokój. Tylko jak Pan myśli: Łada to przecież mężczyzna a Muza? Zresztą wszystko jedno. Może być androginą.

Panie Kazimierzu. Nie wiem, co tam w Polsce porabia „mój Walet”. Wyobrażam, jak z niego drwią, albo grobowo milczą. No, niech milczą, skoro już tak chcą. Jest tu w Rydze mój były wydawca Waleta, który szaleje, że książka ta wyszła. Myślę, że on nie wytrzyma i zacznie wkrótce mnie łupić, bo już kilkakrotnie podawał sygnały. Osobnik ten bawi mię nadzwyczaj, z tego powodu wciąż jestem w dobrym humorze. Coś mi się zdaje, że on rozpocznie wkrótce swoją kampanię albo wykupi całego Waleta i spali (co daj Boże niech kupi), albo się wścieknie.

Panie Kazimierzu. Gryfa nie trzeba mi przysyłać całego lub partiami. Proszę wyciąć czerwone błędy i przysłać. Tylko. Wystarczy. Taniej. Nowel Pan nie przysłał. Posyłam Panu serdeczne pozdrowienia. Salam alejkum!

O. Daukszta

12 V 1937 r.

14

Panie Kazimierzu

Bardzo przepraszam za ciągłe kłopoty, które Panu sprawiam. Przed paru dniami wysłałam do Chełma 10zł. Czy nie mogłabym otrzymać 20 książek Waleta. Muszę posłać cokolwiek na Łotwę i tu w Wilnie mieć dla znajomych kilka egzemplarzy.

W ogóle ile książek ma Pan jeszcze u siebie Chełmie? Może bym zabrała partiami? Podrzuciłam tego „nieszczęśliwca Waleta” Panu i z tego wielki ambaras. Obecnie jestem znowu w Wilnie, gdzie, jak pisałam kiedyś, z nudów łażę na USB.

Nie wiem, czy nauczę się tu gramatycznie pisać po polsku, ale fonetycznie to chyba z pewnym powodzeniem, tak że pewnego dnia otrzyma Pan list ode mnie w transkrypcji fonetycznej.

Polska nie sprawiła na mnie wielkiego wrażenia. Zresztą i dotąd znałam ją dobrze. Ogólnie czuję się tu nieźle, ale od kilku miesięcy nie dopisuje mi zdrowie z różnych powodów.

Panie Kazimierzu. Mam tu miłą przyjaciółkę w Wilnie, Hankę Nieławicką. Jest to młoda poetka wileńska. Ma średniowieczne mistyczne oczy i pisze bardzo piękne wiersze. Prosi, aby Pan był łaskaw umieścić jej kilka rzeczy w „Kamenie”. Czy może posłać? Na uwagi Pańskie o Gryfie czekam skwapliwie. Częściowo już naprawiłam go sama. Trzeba byłoby się zakrzątnąć koło wydania go Wilnie, ale w tym roku nie mam do niczego najmniejszej ochoty. Łączę wyrazy pozdrowienia i podziękowania za ogłoszenia o Walecie w „Kamenie”.

Olga Daukszta.

3/II 1938 r.

Wilno. Augustiańska 4.

15

Drogi Panie Kazimierzu!

Przed wyjazdem do Wilna nie zdążyłam napisać dłuższego listu do Pana. Dziękuję bardzo za Pańskie słowa i pamięć. Czasem wydaje mi się dziwnym, że jest ktoś na świecie tak dobry jak Pan. To też nie mogę [zrozumieć], dlaczego wciąż powtarza, że ma Pan nieszczęśliwą rękę w wydaniu Waleta. Owszem bardzo dla mnie szczęśliwa była ta ręka. Nie czekałam zupełnie wspaniałych recenzji, bo są mi niepotrzebne. Ani pochwały ani nagany nie działają już na mnie. Piszę wiersze i drukuję - nie wiem, po co. Interesuje mnie chyba fakt tworzenia, pociąga możliwość podzielenia się z kimś własnym przeżyciem lub myślą i to wszystko. Walet pierwszy dużo, komu się podoba. Jest doskonale rozumiany przez kobiety. Co do mężczyzn to niektórych to złości. Nie rozumiem, z jakiego powodu tyle ujemnego napisał mężczyzna o kobiecie. Ale nas przecież […] My kobiety lubimy nawet czytać te […]. Cieszymy się, że tej i innej z nas się dostało. A cóż znaczy mój Walet [wobec] hymnów napisanych o męskim geniuszu! Może się panowie gniewają, na źle ujęty problem miłości w Walecie?

No to też względne. Każdy rozumie miłość po swojemu. Madame Bovary umiera, bo nie ma miłości, a Salambo, że ma jej za dużo. Ostatecznie wszystko mi jedno. Ja wierzę w jej akcent prawdy, choć nie mam żadnych pretensji do jej znaczenia i wpływów. Pan Bocheński napisał piękny wiersz i przez cały tydzień chodziłam pod jego wrażeniem szukając winy w sobie. Ale jej nie znalazłam. Nie chce mi się już mówić o miłości ponad to, co napisałem, jednak nie mogę się powstrzymać, żeby nie powiedzieć, że każda miłość przestaje nią być skoro aż nazbyt naładować ją cierpieniem. Od maximum, bowiem radości, szczęścia wzajemnego ustępstwa, zależy trwałość i siła miłości. Tak myślę. Lecz skoro […] ona wypływa kończy się trumną bez wątpienia. W trumnie zaś nie ma miłości-życia […] jest próchno.

Pan się śmieje, że filozofuję?

To w ogóle już za dużo z tym Waletem! Prawda? Pisze mi Pan, że „Kamena” nie umieszczała żadnych krytyk o mojej książce. Doskonale. Nie trzeba Panie Kazimierzu. Wszystko, co Pan robi zawsze zgadza się z moim życzeniem. Gryfa będę starała się wydać w Wilnie. Zrobiono tu mi parę propozycji. Ale czy nie skończą się tylko na grzecznych projektach. Co do Pańszczyzny - czy warto ją drukować oddzielnie?

Ostatnio jest ona poszerzona ma obecnie 24 str. Po 4... na każdej.

Utwór nie jest oddzielnie dobry, jest niesmacznie regionalny. Wśród innych wierszy wygrywa. Wolałabym wydać Gryfa w średniowiecznej […] było by mu z tym do twarzy. I można było by to zrobić bez mego [...]. Ale mam tu wrogów, którzy mi wszystko psują i niweczą. A Związek Polaków z Zagranicy toleruje tu wszystkich ludzi, których już dawno należało wygnać w cztery wiatry z polskich placówek. Zamiast Pańszczyzny wolałabym w bibliotece „Kameny” wydrukować ostatnią swą rzecz Ładę. Była by to nieduża książeczka w formacie […] na 77 stron. Na każdej stronie jeden fragment na 27 wierszy. Jest to poemacik o poezji ujęty w strofy Horacego (w przybliżeniu, bo czy dorównam). Ile by kosztowała taka książeczka.

W tym roku nic nie piszę. Zbieram wrażenia, robię moje egzaminy w USB, aby prędzej zobaczyć dyplom. Jak najprędzej. Nie wiem czy mi się uda, bo uniwersytet nie jest zbyt mądry, a ja niecierpliwa jak zawsze i nie wiem czy mi się uda w roli pozornej studentki wydziału humanistycznego. Gdy byłam w malarskiej szkole w Rosji studentką, to potrafiłam rozmawiać z naszymi „mistrzami”. Ale teraz już nie. Zresztą nie ma z kim. Tu same embriony. Myślę, że pan zachowa w tajemnicy moje zwierzenia, gdyż inaczej…

Chyba się Pan domyśla, że przyjechałam do Wilna i słucham tu gramatyków, po to tylko, żeby nie zwariować. Na Łotwę i od siebie samej. Wilno bardzo powoli lgnie mi do serca. Jest brudne, barokowe i prowincjonalne. I tacy ludzie: u „Literatów” jeszcze nie byłam. Haneczka jest dotychczas moim wileńskim wierszem. Polska wasza Panie Kazimierzu jest wolna tolerancyjna z reagującym sumieniem. Gdy w całym świecie ani kszty tego sumienia już nie ma.

Obecnie siedzę na Łotwie. Humory tu kwaśne odwilżowe po awanturze kowieńskiej. Ja zaś czytam, aż trzy tomy gramatyki cerkiewno-słowiańskiej. Mam wrażenie, że wkrótce zacznę pisać epopeje.

Byłaby to ciekawa rzecz… Prawda Panie Kazimierzu? Coś w rodzaju wielkiego p. Tuwima słowiańskich Śpiewników. Ten wielki polski poeta z hebrajskim nosem nie pisał jeszcze do mnie. I nie napisze pewnie. Boi się konkurencji mojej w tych właśnie pierwocinach aryjskich Myślę, że mogłabym go w tym przewyższyć. I moje nazwisko - lepiej tu pasuje niż jego więc przeczuwa…Toż miley… miley

Długi list napisałam Panu. Dlaczego „Kamena” się przebrała w kremowo-welurowy płaszcz? Moja Łada musiałaby mieć szafranowy chimation. Przyślę panu Inicjały z dedykacją, tylko proszę być dla mnie dobrym, jak dotąd.

Olga Daukszta

5/IV 1938 r.

16

Panie Kazimierzu,

dziękuję za życzenia świąteczne. Na wzajem życzę Panu dużo szczęścia i pomyślności na zbliżający się rok 1939.

Czy ja mało piszę? Chyba Pan mniej. Prawda, kiedyś w kwietniu 1938 r. otrzymałam długi list. Ale było już to dawno.

Posyłam dla „Kameny” kilka fragmentów z Łady. Nie wiem, czy dobrze wybrałam. Posłałabym coś lepszego, ale już dwa lata jak nic nie piszę. A to wszystko, co dawniej napisałam, wydaje mi się marne. Zresztą nie lubię wracać do przeszłości, a teraźniejszości literackiej nie mam. (I przeszłości także). Jakoś zapomniałam pisać w Wilnie. Studia w Uniwersytecie, rozpoczęte naumyślnie, dla zabicia czasu, odbierają mi dużo czasu. Spodziewam się, iż w przyszłym roku 1940 skończę je. Muszę, po 3-4 latach wydrzeć jakoś dyplom, bo tak postanowiłam i nie mam więcej pieniędzy na dalsze błazeństwa pseudonaukowe.

Więc czy mogę mieć dużo czasu, aby mówić po ludzku, od siebie, ze szczerego serca, gdy muszę słuchać scholastycznych wykrętów i dla zadowolenia profesorów wpadać w infantylizm? Bo przecież, obiektywnie obserwując stwierdzam, że trafiłam do szkoły a nie do uniwersytetu. Mogę najwyżej po tym wszystkim napisać komedię: Uniwerek. (Proszę o dyskrecję, Panie Kazimierzu)

Z Wilnem już się pogodziłam. Piękne uliczki. Zaułki niebieskawo-szare. Dziedzińce z balkonami odwieczne. Kościoły poczerniałe z pyzatymi aniołkami. ,,Mekka”, do której można tęsknić i modlić się w skupieniu bolesnym. Ludzie swoi. Nie mówię tu o galicyjskiej szarańczy na urzędach… Mówię o naszych azjatach z dziada-pradziada. Litwini - polscy. Tatarzy - polscy. […] polscy. W polskości rozkochani mimo woli. I ziemia pod chmurami też swoja. Nawet literaci sympatyczni. Łopalewski bardzo uprzejmy. Piękny Putrament. Maśliński z fają okropną i popielatą głową. Biały chłopiec z cukru i z masła. W Związku Literackim jest sekretarz Szeligowski. Ciekawe monstrum, niby z XVII wieku okazały karzeł z zamku carycy Anny Iwanowny.

A potem to podwórze na Ostrobramskiej 9, przez które przechodził Mickiewicz do swej Konradowej celi. Wzrusza… Niesamowite w patynie wieków i wspomnień. Architektura tu: pierwsza polowa 19-ego wieku, car Aleksander I i nieco Arakczejew… a wokoło barok, barok, pękaty, wieżasty, z baniastymi otworami na podwórza.

Raz tylko byłam na środzie literackiej. Czytała Kuncewiczowa swe damskie preludia o strojach, dźwiękach, warszawiankach Różach i oficerach. Była ubrana à la wampirzyca. Miała na głowie jakąś czarną wronę, coś niby renesansowy beret, czerwoną różę na czarnej sukni i mocno ukarminowane usta. Sala była nabita publicznością. Przeważnie grube panie, profesory i wszelakie doktory. (Jak dużo ich w Polsce!). Wokoło jaskrawiały stylowe palmy w garnuszkach. Literaci siedzieli za swoim stołem. Sekretarz karzeł imponował nad tym wszystkim. Ja siedziałam obok Hanki Nieławickiej, trochę dalej od literatów wszyscy palili papierosy i pili herbatę z kruchymi ciastkami. Na przeciwko mnie sterczał Leczycki, bogobojnie ręce miał założone na żołądku, i wprost przed mym nosem tkwił jakiś tłuściutki, króciutki jegomość z halsztukiem 19 wieku z lat 30-tych (jak z Gribojedowa). Ten ciekawie spoglądał na nas przymrużonymi kocimi oczkami. Hanka powiedziała mi, że to poeta wileński, który napisał: Liliowe śnienia. Potem kłóciłam się z Maślińskim, bo kiedyś „Kurier Wileński” zepsuł mi wiersze, więc musiałam postraszyć tego zarozumiałego Bielaska, że zaskarżę go przed sądem. Maśliński pokazał mi ozór, potem się mitygował, długo dowodził, że napisze do p. Jaworskiego z przeproszeniem za ostrą krytykę jego tłumaczeń. Coś w tym rodzaju gadał, bo nie pamiętam dobrze. Wywnioskowałam jedno, że przeskrobał coś wobec Pana. Było to w maju 1938 r. Od tego czasu nie byłam w Towarzystwie, i zamiast literatów mam wciąż przed oczyma profesorów, z którymi ciężka sprawa. Szlagony są to przyczepialskie i o wszystko się obrażają, o każdy mój uśmiech i mocniejsze słowo. Z tego powodu często cierpię niesłusznie. Ale to nic.

Obecnie jestem na Łotwie. Jest b. zimno. Mrozy śniegi zawieje. Sypiam. Słucham radia. Szykuję egzamin na termin styczniowy z literatury powszechnej. Potroszę kocham się w Don-Kiszocie. Dziś napisałam list do Pana i Haneczki. Proszę przebaczyć mi za mój ten ton familiarny i bezładny, bo jestem dziś do niczego. Mogłabym się napić jedynie z tego góralskiego kielicha na kartce Pana.

Ciekawa jestem, czy długi mi list Pan napisze? Od 20 stycznia będę w Wilnie.

Dowidzenia, Panie Kazimierzu

Olga Daukszta

27/ XII 1938 r

17

Szanowny

Panie Kazimierzu -

list ostatni Pana, a raczej krótka kartka bardzo mię zmartwiła. Przede wszystkim, że jest Pan zmuszony zwinąć swe pismo „Kamenę”. Nie spodziewam się, aby Fundusz Kultury Narodowej pomógł pismu. O ile nie zawodzi mię moja obserwacja stosunków w kraju to podobne instytucje nigdy nie oceniają należycie artystycznych wysiłków, a tylko działają w imię czyjegoś interesu lub protekcji. Zresztą i społeczeństwo polskie nie rozumie rzeczy na prawdę wartościowych, a czyta jedynie zręcznie podsuniętą przez reklamę „sensację dnia”, zachwyca się kiczami pod wpływem sugestii, owczego pędu. Przykład - Pola Gojawiczyńska! Jej Dziewczęta z Nowolipek. Przecież to horrendalne brednie! A jak to prosperuje świetnie! Dla pocieszenia Pana muszę napisać, że i Wilno nie może utrzymać ani jednego czasopisma, poświęconego sprawom sztuki i poezji. Na przeszkodzie ku temu stoi: stępienie i marazm czytelników, zażarta walka przeciwników różnych ugrupowań politycznych i artystycznych „widzimisię” - obok tego ciągły brak funduszu.

Dalej martwi mię i niepokoi wzmianka w liście Pana o przysyłaniu mi do Wilna Waleta. Czyżby wszystkich 200 egzemplarzy? Z Domu Książki Polskiej kiedyś otrzymałam pokwitowanie na 80 egz. Czy i reszta jest tam umieszczona?

Ogarnia mię przerażenie z tego powodu, iż tych 200 książek nie sprzedam w Wilnie. Mogę tu umieścić w księgarni najwyżej 50-30. Do Łotwy wywieźć nie pozwolą. A potem czyż warto z Warszawy sprowadzać wszystkie egzemplarze do Chełma lub Wilna? Wszak to wszystko kosztuje. I w rezultacie cały ten bałagan trzeba będzie znów posłać do Warszawy.

Czybym nie mogła znów poprosić Pana o pomoc w rozmieszczeniu tych książek na miejscu w innych księgarniach w Warszawie. Wszystko, co będzie kosztowała korespondencja z księgarniami i translokata książek - opłacę. Gdybym tylko wiedziała z góry, ile wyniesie, tobym i teraz pieniądze posłała. Bo przesyłka do Wilna będzie droższa chyba niż rozmieszczenie w Warszawie. Pragnęłabym też wiedzieć, jak postąpią inni autorzy mający wydawnictwa w „Kamenie”.

Rozumiem, jak dużo zbędnych kłopotów ma Pan z nami, jak rujnujemy bezwstydnie Pana! Współczuję gorąco i pragnęłabym jakkolwiek pomóc, ale z Waletem Wilnie nie wiem jak postąpić wobec kwaśniej atmosfery wileńskiej „boćwiny”.

Przepraszam najmocniej Pana za obarczanie Go swymi sprawami, ale to chyba już ostatnia taka „nachalna” - jestem na Łotwie. Jeśli nie wybuchnie wojna, 25/IV wyjadę do Wilna.

Łączę wyrazy najwyższego szacunku.

Olga Daukszta

15.IV - 39

18

5/V 1939 r.

Panie Kazimierzu...

Gdy zaczynam ten list teraz - wydaje mi się nieco dziwny ten zwrot „Panie Kazimierzu”. A przecież dawniej szło jakoś z tym lepiej. Może dlatego, iż dwa lata już mieszkam w Polsce i nasiąkam polskim konwenansem.

I w ogóle przekonałam się, że „Polska” w Polsce jest inna niż my, „ludzie o nazwiskach nie na „ski”' ją sobie gdzieś za dalekimi rubieżami przedstawiamy.

No, niech tam będzie... Wszystko jedno. Po co mam pisać Panu o moim rozczarowaniu. I co ono znaczy wobec grozy dni dzisiejszych... Polska groza - to jest jej małość rzeczywista wobec fantazji i urojonej wielkości o niej jej wieszczów, wodzów, poetów, artystów...

Znowu wpadam w elegię w stylu Asnykowskich pierwszych wierszyków młodzieńczych.

A więc do rzeczy.

Dziękuję za Pański ostatni list. Jeśliby przysłali Panu z Warszawy Waleta, to mogę we wrześniu lub w październiku r.b. ulokować go częściowo w Wilnie (30 egzemplarzy) i w Kownie (30 egz.). Na razie latem nie mogę tego załatwić i nie mam gdzie złożyć książki, bo wyjeżdżam na Łotwę, a zostawić tu gdzie mieszkam obecnie znaczy to samo - co je wyrzucić na zawijanie „placków” - według Chudego Literata Naruszewiczowskiego. Przecież... w Wilnie, w Wilnie mieszkam. Świątobliwa ta Mekka ma dwoiste oblicze... jeśli nie troiste.

Nie wiem, jak długo tu będę jeszcze siedziała, bo mam sporo pracy z egzaminami, seminariami itd. Przypuszczam, że się to pociągnie do 15 lipca, a może zdążę wcześniej odrobić wszystko. W ogóle jestem głupio niepotrzebnie „zaambarasowana” swoją chimeryczną fantazją. Potem wyjadę na lato do siostry na wieś, by trochę odsapnąć i przyszykować się jeszcze do jednego egzaminu. Tak żeby na trzeci rok została tylko praca magisterska i ostatni egzamin.

Ale czy tak będzie? I czy w ogóle wrócę do Polski w jesieni? Ostatecznie nie martwię się z powodu wojny - niech będzie! Najlepiej płynąć z prądem, jak ja to czynię w lata ostatnie. Dlatego nic mi już nie żal.

Pisze Pan, że będzie wycieczka nauczycielska na półrocze, że Pan mógłby w niej wziąć udział. Naturalnie, to byłoby dość ciekawie porzucić choć raz góry i spojrzeć na morze. Jest ono o wiele piękniejsze niż kamienie i skały zastygłe. Gdybym wiedziała, kiedy Pan będzie w Rydze, to bym mogła przyjechać na parę dni. Tylko trzeba było by mię o tym powiadomić wcześniej. Chciałabym poznać Pana osobiście. Ale czasem myślę, że daleko ciekawiej pisać listy z nieznajomej „oddali”. Choć ja jestem zwolenniczką jasności we wszystkim - nawet w stosunkach ludzkich. Myślę gdyby ludzie byli szczersi, to by więcej było na świecie szczęścia. Z niejasności konturów, od zakłamania i fałszu płyną wszelkie błąkania się i załamania dusz.

Przepraszam za ten głupi filozoficzny ton. Naleciałości - uniwersytetu i analiz... Czyż nie? Od dawna wciąż chcę zapytać Pana i wciąż zapominam - Kto skierował list Pański pierwszy do mnie?

We wrześniu Pan mógłby też przecież na parę dni przyjechać do naszej Mekki... Ja niestety - nie mam czasu wyjechać do Warszawy choć na kilka dni. A wiem, że tam spędziłabym czas weselej niż w Wilnie, bo mam lepszych znajomych niż tu.

Moje plany literackie - są żadne. Nie mogę wydać w Polsce ani jednego utworu i nikt mi pomóc w tym nie chce. Trzeba tu za dużo prosić i „odbijać pokłony” przed każdym durniem, żeby coś uzyskać. Nie stać mię na to. Pisze Pan o J. Czernim. Jest to młody 25 letni student. Poznałam go w zeszłym roku. Prowadzi to swoje studenckie pisemko, którego ja nigdy nie czytam, bo mię mierzi szczenięcym tonem. Skradł Czerni parę wierszy ode mnie i wydrukował, doprowadzając mię do złości. Ogólnie jest to dobry, niezepsuty chłopiec, bardzo dla mnie życzliwy. A zresztą nie znam go dobrze. Ot taki sobi „embrionik” jakich tu wiele.

Posyłam Panu pozdrowienia z Wilna, od Mickiewicza i Słowackiego. Jest tu podwórze przy Zamkowej 25 - gdzie mieszkał Julek i pewno kochał się w Ludce Śniadeckiej. Ogarnia mię w tym miejscu przedziwne wspomnienie niewypowiedziane, zmuszające do napisania wiersza. Ale nie mam czasu na wzruszenia. Dowidzenia

Olga Dauksztówna

Mój adres po 15/VII.

Latvija. Subate. Kalna ielā 15. Janina Knoberg. Olgai.

ANEKS

LISTY PELAGII GIRWIC

DO KAZIMIERZA ANDRZEJA JAWORSKIEGO

1

Warszawa 10 IX 1956 r.

Szanowny Panie Redaktorze!

Serdeczne dzięki za list i Waleta Kierowego. Tak szybka odpowiedź, a zwłaszcza nadesłanie tej książki było dla mnie wielką i miłą niespodzianką. Wiele radości tym sprawił mi Pan. W zbiorach Biblioteki Narodowej z wydanych prac poetki brakuje ękitnych inicjałów, ale na to chyba nic nie będziemy mogli poradzić. Co do rękopisów to rzeczywiście starannie są przechowywane, ale przyjaciółka moja myślę, że nie będzie mogła wydać sądu pewnego (ma wykształcenie średnie, pracuje jako farmaceutka). Nie mogę odżałować, że w czasie swoich powojennych pobytów w Dyneburgu sama się tym nie zajęłam. A teraz nie bardzo wiem jak to załatwić. Myśl uczczenia rocznicy śmierci bardzo, bardzo mi się podobała. Będę oczywiście myślała jak zdobyć te utwory. Co do przyjazdu p. Olgi do Polski, to sprawa nie była prosta. Ja włożyłam w to wiele ryzyka. Z tamtych terenów nie było repatriacji. Oczywiście, jestem tego pewna, gdyby przyjechała nie cierpiałaby takiej nędzy. Paliła prawie przez całe życie, nie wiem tylko jak było w ostatnich latach życia. Co do wyglądu zewnętrznego to tak trudno opisać. Jedno tylko wiem napewno, że miała najpiękniejsze ręce jakie kiedykolwiek widziałam. Te dłonie będę pamiętała całe życie. Co do wieku, to nie wiem czy te daty są dokładne, ale na nagrobku wyryte są takie lata 1893-1956. Niepokoi mnie sprawa jej utworów w rękopisach. Osoba u której są one na przechowaniu jest ciężko chora, nie bardzo można ją prosić nawet o przepisywanie (w chwili obecnej gruźlicze ognisko w oku). Tymbardziej więc ta sprawa mnie niepokoi. Cieszę się tylko z tego, że Pana Redaktora poznałam w listach i z kontaktu bardzo się cieszę. Na wszystkie pytania będę starała się odpowiedzieć. Co do mojej pracy to jest ona bardzo zwyczajną o tyle tylko przyjemną, że przeglądam wszystkie nowe wydawnictwa na bieżąco.

Do tytułu „kustosz” nie są przywiązane jakieś konkretne obowiązki. Jest to tytuł raczej naukowy. Ja pracuję w redakcji „Przewodnika Bibliograficznego”, klasyfikując wydawnictwa według treści.

Najserdeczniej jeszcze raz dziękuję za list i książkę.

Łączę serdeczne pozdrowienia

Ela Girwic

2

Warszawa, 24 VIII 65 r.

Szanowny Panie Redaktorze!

Pewnie Pan Redaktor zdziwiony, że ktoś nieznajomy zabiera mu drogocenny czas. Ale odpowiadam tylko na wezwanie. W związku z tym, że w ostatniej swej pracy W kręgu „Kameny” Pan umieścił jeden rozdział o Oldze Daukszta i wezwanie do tych, którzy wiedzą o dalszych jej losach, chciałam Panu opowiedzieć o Niej. Tak się złożyło, że przez szereg lat życie nas łączyło i zawiązały się między nami dobre i ścisłe węzły przyjaźni. Dlatego bardzo się ucieszyłam z tej pracy Pana i wspomnień o niej. Postaram się jakoś zwięźle to opowiedzieć. Olga Daukszta była moją nauczycielką języka polskiego i rysunków przez 7 lat. Były to klasa 4 do 6-stej szkoły podstawowej i klasa 1 do 4-tej gimnazjum. Szkoły były polskie w Dyneburgu (czy jak czasami mówiono w Dźwińsku). Dla mnie to są bardzo miłe i dobre wspomnienia.

Pani Olga (tak o niej mówiło się w szkole), zaszczepiła u nas entuzjazm i miłość do języka polskiego, do literatury polskiej do dziejów ojczystych. Lekcje jej dla nas były głębokim przeżyciem i źródłem miłowania piękna i literatury. Już wtedy w latach gimnazjalnych zbliżyłam się do niej, bywałam u niej w domu i ona bywała gościem u nas. Czytała mi czasem swoje utwory, opowiadała mi o listach Pana Redaktora o jego życzliwym poparciu cieszyła się bardzo z tego kontaktu. Pożyczała mi „Kamenę” do czytania. Przeżywałam wraz z nią powstanie i druk Waleta Kierowego. Tam na obczyźnie ta łączność z krajem, z literaturą, a jeszcze świadomość o życzliwości kogoś wielkiego duchem i dobrego dodawała otuchy i entuzjazmu do pracy. Proszę mi wierzyć, że w rozmowach naszych często Pan Redaktor był wspominany. To były dobre lata także dla pani Olgi. Snuła plany na przyszłość była pełna pomysłów i zapału twórczego chociaż perspektywy nie były najlepsze. Bo właściwie nie było żadnych możliwości wydawniczych. Myśmy tam nie liczyli się. Polonia stanowiąca liczną grupę ludzkości (bo przecież to dawne Inflanty) miała ciężkie warunki i prawie żadnych możliwości rozwoju życia kulturalnego. Ale nadszedł rok 1934 który już nawet mizernym jakimś namiastkom życia zbiorowego położył kres. Ustrój nacjonalistyczny po przewrocie politycznym likwidował życie odrębne mniejszości narodowych. W Dyneburgu zlikwidowano Związek Polaków i bogatą jego bibliotekę polską. Zamknięto istniejące tam sześć szkół podstawowych polskich i jedyne polskie gimnazjum. Zresztą gimnazjum redukowano stopniowo, najpierw tworząc komplety polskie przy gimnazjum łotewskim. W tych kompletach pani Olga jeszcze wykładała. Ale to już była udręka. Prześladowania i represje gospodarcze i polityczne wobec Polonii i wogóle mniejszości rosły. I dopiero wojna je przerwała. W 1935 r. panią Olgę zwolniono i przyznano Jej emeryturę. Ja w tym czasie wyjechałam na studia do Wilna na polonistykę. W dwa lata później rozpoczęła tam studia także pani Olga. Podziwiałam Jej zapał i pragnienie wiedzy i umysł bardzo głęboki. Przez cały czas utrzymywałyśmy ze sobą żywy kontakt korespondencyjny i osobisty. Wprowadzałam ją w arkana życia USB. Rzeczywiście nie bardzo czuła się dobrze wśród profesorów i tego może zbyt rygorystycznego świata. Jej umiłowanie poezji, głód piękna i wrażliwość nie mogły się pogodzić z ćwiczeniami krytyki czasami zbyt formalistycznej i ciasnej. Ale wytrwale zastosowała się do przepisów i programu studiów i robiła w szybkim tempie potrzebne zaliczenia, wyprzedzając znacznie zakreślone programem egzaminy. Wojna przerwała jej studia w połowie, moje także zostały nieukończone. Okres wojny spędziła ze swoją matką w Dyneburgu - gdzie i ja byłam ze swoimi rodzicami. Widywałyśmy się w czasie okupacji często. Wiem, że nieprzestawała pisać. Tworzyła nowe utwory pracowała nad poprzednimi. Czasami niektóre z dzieł czytała mi. Były to dla niej już ciężkie czasy. Gnębił niedostatek materialny i niepewność jutra. Ale jednak wierzyłyśmy, że do studiów wrócimy, że wojna niedługo się skończy, starałyśmy się nawet tematykę studiów kontynuować. W 1946 r. wyjechałam jako repatriantka do Warszawy żegnana przez Nią serdecznie. Pani Olga została na miejscu, nawet przez rok pracowała jako nauczycielka w szkole polskiej. Ale szkołę zlikwidowano, a Jej wyznaczono bardzo maleńką rentę. Zmarła też w tym czasie jej matka. Zaczęły się dla pani Olgi najgorsze najczarniejsze lata. Zbyt była dumna i nieśmiała żeby szukać pomocy, ale niedostatek materialny był coraz większy. Doszła w ten sposób do skrajnej nędzy, nie raz gnębił głód, a jeszcze dołączyła się ciężka nieuleczalna choroba. Wiem o tym wszystkim bo widziałam się z nią w roku 1955 i 1956 kiedy odwiedzałam w Dyneburgu mojego ojca. Ukrywała starannie przed otoczeniem swoją sytuację, tak że nawet sąsiedzi nic o tym niewiedzieli. W 1956 roku jak pojechałam zastałam ją w szpitalu. Miała raka gardła w stanie bardzo zaawansowanym. Odwiedzałam ją w szpitalu, już nie mogła łykać. Znoszoną przez odwiedzających żywność skrzętnie czasami chowała, bo miała nadzieję, że będzie mogła jeszcze jeść, a wiedziała co to głód. Ja przynosiłam jej kwiaty. Trzeba było widzieć jak się z nich cieszyła. Zostało to wielkie miłowanie i zrozumienie piękna. Wypytywała chciwie jak wygląda Warszawa, co nowego w literaturze, pytała o Pana Redaktora, pytała o życie kulturalne kraju, ciągle i na nowo chciała o tym wszystkim słuchać. Dowiedziałam się, że nawet w tych najtrudniejszych, najsmutniejszych latach pisała i nie rezygnowała z pracy twórczej. Skończył się mój urlop w sierpniu i wyjechałam. I tak we wrześniu 1956 r. zmarła w szpitalu miejskim w Dyneburgu po przyjęciu Sakramentów św. Jest pochowana na cmentarzu miejskim na Grzywie (przedmieście Dyneburga położone po drugiej stronie Dźwiny). Zostawiła dużo niedrukowanych prac, utworów poetyckich i prozy. Powierzyła je swojej uczennicy (mojej dobrej przyjaciółce), która mieszka dotychczas w Dyneburgu i z pietyzmem całą tę spuściznę przechowuje (mam z tą koleżanką stały kontakt korespondencyjny). Gnębi mnie często myśl, że wśród tych prac mogą być dzieła nieprzemijającej wartości, a nie zostaną nigdy wydane. Dlatego też po przeczytaniu dzieła Pana Redaktora z radością piszę i ośmielam się o tym wszystkim opowiedzieć. Oczywiście gdyby Szanowny Pan chciał jeszcze o czymś wiedzieć szczegółowiej chętnie na wszystkie pytania odpowiem. Dlatego może przedstawię się bliżej Panu Redaktorowi. Po wojnie studia polonistyczne ukończyłam i pracuję od 14 lat w Bibliotece Narodowej w Warszawie jako kustosz. Jak zwykle interesuje się literaturą. Chciałabym bardzo tłumaczyć prozę z języka rosyjskiego lub łotewskiego, ale nie mam możliwości, bo propozycje moje w wydawnictwach nie przyjęto. Cóż robić tak już bywa, że zajmujemy się czasami nie tym co nas najbardziej obchodzi. Gdyby Pan Redaktor chciał do mnie napisać podaję adresy.

Mój adres domowy: Warszawa 33 - Saska Kępa,

ul. Francuska 47 m 14, tel. 9-12-03.

Adres pracy: Biblioteka Narodowa, Warszawa - Ochota, Hankiewicza 1. tel. 22-43-46

Pelagia Girwic

Proszę mi wybaczyć ten przydługi list, chociaż starałam się streszczać.

Chciałabym wyrazić, jak wiele znaczyło dla pani Olgi i jej twórczości poparcie i życzliwość Pana. Mam jej fotografie i książki z jej dedykacjami. Tylko zginął mi Walet Kierowy. Proszę o wyrozumiałość dla mojej chaotycznej pisaniny.

Łączę wyrazy szacunku i pozdrowienia

Ela Girwic

3

Warszawa 29 III 1966 r.

Szanowny Panie Redaktorze!

Nie wiem czy Pan Redaktor otrzymał mój ostatni list, bo nie miałam odpowiedzi, ale postanowiłam napisać. W między czasie otrzymałam 2 zbiory utworów Olgi Daukszty, które nie były nigdzie jeszcze drukowane, z jej papierów pośmiertnych. Chciałabym bardzo żeby Pan Redaktor je przeczytał i może mógłby coś wydać. Jeden zbiór wierszy dotyczy przeżyć związanych z Uniwersytetem wileńskim. Ten zbiór wydaje mi się jakoś niedostatecznie opracowany, może nie wszystkie wiersze mają dostatecznie dobrą formę. Zresztą może się mylę i może to jest subiektywne tylko wrażenie. Natomiast drugi zbiór dosyć duży: pod tytułem Nike - dotyczy przeżyć z lat 1939-1945 i wydaje mi się bardzo ciekawy, dobry i pod względem formy i treści. Wydaje się jednak, że w całości niemógłby być ogłoszony (ze względu na treść), ale wybór mógłby być ciekawy. Oczywiście moja opinia nie jest wystarczająco kompetentna. Bardzo chciałabym żeby Pan Redaktor przeczytał te utwory i zobaczył, czy dałoby się z tego coś ogłosić. Tylko, że całość jest niestety w rękopisie, a ja osobiście nie piszę na maszynie no i czy warto nawet to wszystko przepisywać jeżeli przypuszczalnie tylko część (przynajmniej obecnie) nadaje się do druku. Nike jest rękopisem Olgi Daugkszty a Uniwerek odpisem rękopiśmiennym z autografu. Gdyby Pan Redaktor zechciał łaskawie tym się zainteresować, to proszę mi napisać jak mam dostarczyć to Panu Redaktorowi.

Łączę serdeczne pozdrowienia i wyrazy szacunku

Ela Girwic

4

Warszawa 9 V 1966 r.

Szanowny Panie Redaktorze!

Bardzo Pana przepraszam i proszę nie myśleć źle. Nie mogę zrozumieć dlaczego mój list w którym dziękowałam Panu za przesłanie mi Waleta kierowego i opisywałam różne wspomnienia moje o Pani Oldze gdzieś zaginął. Jeszcze raz najserdeczniej Panu dziękuję za Waleta. Zrobił mi Pan tym wielką przyjemność. Proszę także źle nie zrozumieć, że na ostatni Pana list odpisuję dopiero teraz. W ciągu ostatnich miesięcy miałam bardzo ciężkie przeżycia osobiste i naprawdę nie mogłam pisać. Przez szereg miesięcy ciężko chorował mój Ojciec z którym mieszkałam. Były to przerzuty nowotworu i cierpienia niedoopisania. W połowie kwietnia zmarł. Dotychczas jakoś nie mogę z tych przeżyć otrząsnąć się tymbardziej, że zostałam w zupełniej samotności. Mam nadzieję, że Pan redaktor będzie wyrozumiały i nie gniewa się na mnie za to milczenie. Otóż przeczytałam jeszcze raz Nike i doszłam do wniosku, że nie mogę tego Panu przesłać pocztą. Nie nadaje się do takiej przesyłki, a przecież wydzierać kart z rękopisu nie należy. Nieprawdaż? Gdybym miała jakąś okazję przez kogoś zaufanego przesłać Panu Redaktorowi. A może Pan Redaktor ma kogoś kto bywa w Warszawie. Bardzo proszę o radę jak to załatwić.

Data urodzin i śmierci Olgi Daukszty 1893-1956. Niestety nie znam dokładnej daty śmierci w przybliżeniu był to wrzesień. Te daty figurują na cmentarzy, a dat dokładniejszych nie ma.

Jeszcze raz dziękuję za zwłokę w korespondencji i obiecuję, że teraz już będę odpisywała natychmiast.

Łączę serdeczne pozdrowienia

Ela Girwic

5

Warszawa 30 V 66

Szanowny Panie Redaktorze!

Serdecznie dziękuję za dobre współczujące słowa. Trudno o tych sprawach mówić, jakoś bardzo boli. Nie mogę na razie otrząsnąć się z tych przeżyć i trudno mi skupić się, więc proszę wybaczyć, że piszę chaotycznie. Równocześnie z Pana listem odwiedził mnie Pan Zdzisław i oddałam mu Nike więc Pan niedługo ją otrzyma. Bardzo przyjemnie nam się rozmawiało. Ciekawa jestem bardzo Pana zdania o tym utworze. Chciałabym, żeby jak najwięcej było wydrukowane. I marzę o tym, żeby ktoś zajął się uporządkowaniem grobu Pani Olgi. Bo ta moja koleżanka jest chora i w bardzo ciężkich warunkach materialnych. Ciężko myśleć o tym, że po paru latach może zniknąć mogiła. Właściwie wiem, że najważniejsze jest, żeby ukazywały się poezje, żeby uratowały się rękopisy, ale te całkiem ludzkie myśli i niepokoje same się nasuwają. Dobrze, że spędza Pan lato w Nałęczowie. Wiele słyszałam o jego pięknie. Mam nadzieję, że czuje się Pan dobrze. Pan Zdzisław opowiadał mi jak bardzo dużo Pan pracuje, to też bardzo cenię, że Pan chce poświęcić mi trochę czasu i odpisuje. Dziękuję serdecznie i łączę pozdrowienia

Ela Girwic

P.S. Jeden list mój do Pana zaginął na pewno, bo nie miałam na niego odpowiedzi. O sobie napiszę obszerniej później, bo teraz jakoś trudno przychodzi mi pisanie. Czy mogę się do Pana zwracać per „Panie Kazimierzu”?

6

Warszawa 11 V 1967 rok

Szanowny Panie Kazimierzu!

Serdecznie dziękuję za pamięć o mnie i miłe życzenia. Wiem, że Pan dużo pisze i pracuje, a jeszcze dla mnie znajduje trochę czasu.

W tych dniach był u mnie Pan Zdzisław Popowski. Dużo rozmawialiśmy o Panu, o poezji, o sztuce. Pan Zdzisław mówił mi, że prawdopodobnie Pan na wiersze przyjedzie do Warszawy. Bardzo się z tego ucieszyłam, że będę miała okazję poznania Pana osobiście. Mam nieśmiałą nadzieję, że będzie Pan moim gościem. Kilka numerów „Kameny” ze wspomnieniami o Pani Daukszcie przesłałam na Łotwę do dawnych jej przyjaciół i uczniów i w odpowiedzi otrzymałam list od pani, która, która przechowuje utwory Pani Olgi. Pozwalam sobie ten list Panu przesłać, bo myślę, że to Pana interesuje.

Przesyłam życzenia najowocniejszej pracy twórczej i dobrego samopoczucia.

Łączę serdeczne pozdrowienia

Ela Girwic

G. Manteuffel, Pisma wybrane. T. 1. Inflanty Polskie oraz Listy znad Bałtyku. Toruń 2009.

Polacy na Łotwie. Pod red. E. Walewandra. Lublin 1993; Łotwa - Polska. Materiały z międzynarodowej konferencji naukowej nt. Polsko-łotewskich związków politycznych, ekonomicznych i kulturalnych od XVI wieku do 1940 roku. Ryga 1995; J. Sozański, Moje Inflanty. Toruń 2005; K. Zajas, Inflanty Polskie. Nieobecna kultura. Kraków 2009.

Patrz: A. Durejko, Polscy poeci znad Dźwiny, Wrocław 1994, s. 116-117; tejże, Olga Daukszta, „Czas Łatgalii” 1996, nr 7. Cenne informacje biograficzne znajdują się także w korespondencji Olgi Daukszty i Elżbiety Girwic z Kazimierzem Andrzejem Jaworskim, redaktorem „Kameny”, przechowywane w Muzeum im. J. Czechowicza w Lublinie, a udostępnione w niniejszym tomie.

S. Napierski, U poetów, „Wiadomości Literackie” 1932, nr 38, s. 3 oraz 1933, nr 33, s. 3; Amicus, O paru książkach, „Kurier Wileński” 1930, nr 294, s. 2; R., Wśród nowych książek, „Kurier Literacko-Naukowy” 1933, nr 28, s. 7.

A. Suski, Dwa zbiorki liryki, „Marchołt” 1935/1936, nr 2, s. 353-354.

Cz. Czernik, O. Daukszta „Walet kierowy”, „Prosto z mostu”, 1938, nr 22, s. 2; H. Nieławicka, O. Daukszta „Walet kierowy”, „Życie Kulturalne” 1939, nr 9, s. 5.

Patrz: K. Kłosińska, Kobieta autorka, [w:] tejże, Ciało, pożądania, ubranie. O wczesnych powieściach Gabrieli Zapolskiej. Kraków 1999; E. Kraskowska, Pióra niewieście. Krytycy międzywojnia o prozie kobiecej, [w:] Piórem niewieścim. Z problemów prozy kobiecej dwudziestolecia międzywojennego. Poznań 1999.

Wiersze Babka Alona i Łada zostały przedrukowane w antologii Poezja polska 1914-1939. Pod red. R. Matuszewskiego. Wyd. III, Warszawa 1984, t. 2, s. 368-371 (I wyd. 1962). Fragmenty korespondencji poetki z Kazimierzem Andrzejem Jaworskim, redaktorem „Kameny”, umieszczone zostały w jego wspomnieniowej książce W kręgu „Kameny”. Lublin 1973, s. 130-134 (I wyd. 1966). W roku 1994 we Wrocławiu ukazała się antologia Polskie wiersze znad Dźwiny, które zebrała i opracowała Agnieszka Durejko. Znalazło się w niej między innymi 14 wierszy Olgi Daukszty oraz obszerna nota biograficzna.

J. Kolbuszewski, Legenda Kresów w literaturze polskiej XIX i XX wieku, [w:] Między Polską etniczną a historyczną. Pod red. W. Wrzesińskiego. Wrocław 1988, s. 76; tenże, Kresy. Wrocław 1996, s. 117-118; S. Uliasz, Literatura Kresów - kresy literatury. Fenomen Kresów Wschodnich w literaturze polskiej dwudziestolecia międzywojennego. Rzeszów 1994, s. 218-219; A. Romanowski, Inflanty i polski raj, „Tygodnik Powszechny” 1996, nr 28, s. 9.

J. Kolbuszewski, Kultura polska na Łotwie - przeszłość i teraźniejszość. Próba zarysu całości, [w:] Polacy na Łotwie. Pod red. E. Walewandera. Lublin 1993, s. 66-67; J. Byczkowski, Polacy na Łotwie w latach 1939-1990. Tamże, s. 240 i 246; A. Durejko Polskie organizacje na Łotwie w dwudziestoleciu międzywojennym. Tamże, s. 225 i 230.

A. Durejko, Rzeka Dźwina w polskiej tradycji literackiej, [w:] Łotwa - Polska. Materiały z międzynarodowej konferencji naukowej nt. Polsko-łotewskich związków politycznych, ekonomicznych i kulturalnych od XVI wieku do 1940 roku. Ryga 1995, s. 151-152.

Patrz: L.J. Okoń, Portret Kazimierza Andrzeja Jaworskiego. T. 1-2. Chełm 1983; W. Michalski, Kazimierz Andrzej Jaworski 1897-1973. Lublin 1985.

Patrz: K.A. Jaworski, W kręgu „Kameny”, Lublin 1965; B. Faron, „Kamena”1933-1939, [w:] Obraz literatury polskiej XIX i XX wieku. Seria VI Literatura polska w okresie międzywojennym. T. 1. Kraków 1979; T. Kłak, „Kamena”, [hasło w:] Literatura polska XX wieku. Przewodnik encyklopedyczny. T. 1. Warszawa 2000.

M. Chajęcka, L. Mazurkiewicz-Osetkowska, Literatura i kultura Słowian Wschodnich na stronicach „Kameny” za czasów redaktorstwa Kazimierza Andrzeja Jaworskiego 1933-1962, „Studia Polono-Slavica-Orientalia” 1984, t. 8.

Adam Mickiewicz (1798-1855) - najwybitniejszy, obok Juliusza Słowackiego i Zygmunta Krasińskiego, poeta polskiego romantyzmu; autor Ballad i romansów (1822), powieści poetyckich Grażyna (1823) i Konrad Wallenrod (1828), dramatów Dziady cz. II i IV (1823), cz. III (1832), Sonetów krymskich (1826), broszury politycznej Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego (1832), poematu Pan Tadeusz (1834) i liryków lozańskich (wydanych pośmiertnie).

Monograficzny numer poświęcony Adamowi Mickiewiczowi, „Kamena” 1934, nr 4.

Kārlis Skalbe (1879-1945) - łotewski pisarz i publicysta.

Ferdynand Hoesick (1867-1941) - polski księgarz i wydawca, historyk literatury i pisarz, redaktor naczelny „Kuriera Warszawskiego” w latach międzywojennych.

Jakub Mortkowicz (1876-1931) - polski księgarz i wydawca, znany przede wszystkim z wydawania pism Stefana Żeromskiego, Marii Dąbrowskiej i poetów Skamandra.

Gebethner i Wolf - oficyna wydawniczo-księgarska znana na przełomie XIX i XX w., założona przez Gustawa Adolfa Gebethnera i Roberta Wolfa, prowadzona następnie przez ich synów i spadkobierców, specjalizująca się w literaturze pięknej, literaturze dla dzieci i młodzieży oraz podręcznikach szkolnych.

Michaił Bakunin (1814-1876) - rosyjski rewolucjonista, twórca i ideolog anarchizmu kolektywistycznego. Zainspirował wielu artystów XIX i XX w., stając się symbolem niezłomnego i idealistycznego bojownika o wolność.

„Wiadomości Literackie” - liberalny tygodnik społeczno-kulturalny ukazujący się w Warszawie w latach 1924-1939, założony i redagowany przez Mieczysława Grydzewskiego.

„Skamander” - periodyk literacki ukazujący się w Warszawie w latach 1920-1928 i 1935-1939, redagowany początkowo przez Władysława Zawistowskiego, a od roku 1922 przez Mieczysława Grydzewskiego. W pierwszym okresie istnienia „Skamander” stanowił trybunę grupy poetyckiej o tej samej nazwie, po roku 1935 utracił charakter „skamandrycki”.

„Marchołt” - kwartalnik poświęcony literaturze i sztuce ukazujący się w Warszawie w latach 1934-1938, redagowany przez Stefana Kołaczkowskiego.

„Prosto z Mostu” - nacjonalistyczny tygodnik społeczno-kulturalny ukazujący się w Warszawie w latach 1935-1939, redagowany przez Stanisława Piaseckiego.

Fragment nieczytelny.

Królowa Krystyna - nowela biograficzna Salki Viertel i H.M. Harwood, na podstawie której w roku 1933 powstał film Queen Christina w reżyserii Roubena Mamouliana, z Gretą Garbo w roli tytułowej.

Sergiusz Kułakowski (1892-1949) - literaturoznawca rosyjski mieszkający i nauczający w Warszawie w latach międzywojennych, autor podręcznika Pięćdziesiąt lat literatury rosyjskiej 1884-1934 (Warszawa 1939).

Aspazja, właśc. Johanna Emīlija Lizete Elza Rozenberga Pliekšāne (1865-1943) - łotewska poetka i dramatopisarka, zwolenniczka emancypacji kobiet, w latach 1920-1934 posłanka na Sejm.

Vilis Plūdonis, właśc. Vilis Lejnieks (1874-1940) - łotewski poeta i autor podręcznika historii literatury łotewskiej.

Majer Josef Bronfeld - właściciel drukarni w Chełmie, który w latach 1933-1939 drukował „Kamenę”.

Wilno - obecnie stolica Litwy, w dwudziestoleciu międzywojennym miasto polskie.

Wiersze włoskie - wydany w roku 1909 tom poezji Aleksandra Błoka.

Aleksandr Błok (1880-1921) - poeta rosyjski, wybitny przedstawiciel symbolizmu.

Spowiedź chuligana - wydany w roku 1920 utwór Siergieja Jesienina.

Siergiej Jesienin (1895-1929) - poeta rosyjski, wybitny przedstawiciel imażynizmu.

Zenon Waśniewski (1891-1945) - grafik, współzałożyciel i skarbnik „Kameny”.

Słownik ilustrowany języka polskiego Michała Arcta z 1916 r.

Nad głębiami - cykl sonetów Adama Asnyka z lat 1883-1894.

Adam Asnyk (1838-1897) - polski poeta i dramatopisarz okresu pozytywizmu.

Zakopane - obecnie miasto w województwie małopolskim; na przełomie XIX i XX w. nieformalna stolica zimowa ludzi literatury i sztuki polskiej.

Wieliczka - obecnie miasto w województwie małopolskim, gdzie znajduje się najstarsza na ziemiach polskich czynna kopalnia soli.

IZO - w ZSRR funkcjonujące w szkołach artystycznych Oddziały Sztuk Pięknych przy Ludowym Komisariacie Oświaty.

Stefan Kołaczkowski (1887-1940) - polski krytyk i historyk literatury, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, w latach 1922-1923 redaktor „Przeglądu Warszawskiego”, w latach 1934-1938 redaktor „Marchołta”.

Więcierze. Wieniec sonetów - wydany w roku 1932 tom poetycki Kazimierza Andrzeja Jaworskiego.

Fragment nieczytelny.

Ryga - stolica Łotwy położona nad rzeką Dźwiną w pobliżu jej ujścia do Bałtyku w Zatoce Ryskiej.

finis (łac.) - koniec.

Żywe kamienie - wydana w roku 1918 powieść biograficzna Wacława Berenta.

Wacław Berent (1873-1940) - polski powieściopisarz i tłumacz okresu modernizmu, przedstawiciel nurtu realistycznego.

Tallin - stolica Estonii i port nad Bałtykiem.

W połowie drogi - wydany w roku 1937 tom poetycki Kazimierza Andrzeja Jaworskiego.

charme (fr.) - wdzięk, urok, czar.

Lwów - miasto na Ukrainie, do XVIII w. ważny ośrodek Rzeczypospolitej, w okresie zaborów centrum życia politycznego i kulturalnego wschodniej Galicji.

Antoni Monyard - bliższych danych nie udało się uzyskać.

Kazimiera Iłłakowiczówna (1892-1983) - poetka, prozaiczka i tłumaczka.

Imiona wróżebne, pełny tytuł Obrazy imion wróżebne - wydany w roku 1926 tom Kazimiery Iłłakowiczówny; Płaczący ptak - wydany w roku 1927 zbiór poetycki tejże.

Maria Stanisława Konopnicka (1842-1910) - poetka i nowelistka okresu realizmu; krytyk literacki, publicystka, tłumaczka i działaczka na rzecz praw kobiet.

Maryla Wolska (1873-1930) - poetka okresu Młodej Polski.

Iłła - Kazimiera Iłłakowiczówna.

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska (1891-1945) - poetka i dramatopisarka.

Julian Tuwim (1894-1953) - poeta, autor wodewilów, librett operetkowych, skeczy kabaretowych, jeden z członków najpopularniejszej grupy poetyckiej okresu międzywojennego Skamander.

Ksawera Deybel - wieloletnia pozamałżeńska miłość Adama Mickiewicza.

Legion Żydowski - określenie formacji wojskowej, o której myślał Adam Mickiewicz podczas pobytu w Turcji w roku 1855.

Xawery Dunikowski (1874-1964) - rzeźbiarz i malarz. „Maska” Adama Mickiewicza to jedna z dwunastu „głów wawelskich” wykonanych przez Dunikowskiego w latach 1925-1927, by uzupełnić zabytkowe wyposażenie Sali Poselskiej zamku Wawelskiego w Krakowie.

Edward VIII Windsor (1894-1972) - król Zjednoczonego Królestwa, który abdykował w roku 1936, ponieważ jako panujący nie mógł poślubić podwójnej rozwódki Bessie Wallis Simpson.

Bessie Wallis Simpson (1896-1986) - żona Edwarda VIII Windosora po jego abdykacji.

Hamlet - tytułowy bohater tragedii Williama Shakespeare'a napisanej na przełomie XVI i XVII w. Jego imię potocznie odnosi się do człowieka, któremu rozterki wewnętrzne uniemożliwiają działanie.

Louis Aragon (1897-1982) - francuski poeta i powieściopisarz, sympatyk ideologii komunistycznej.

Antoon van Dyck (1599-1641) - malarz flamandzki epoki baroku, uczeń Petera Paula Rubensa.

Michaił Kuźmin (1872-1936) - rosyjski poeta, krytyk literacki i kompozytor, zaliczany do przedstawicieli akmeizmu, autor między innymi tomów poetyckich Sieci (1908), Gliniane gołąbki (1914), Parabole. Wiersze 1921-1922 (1923).

Fragment nieczytelny.

Stefan Napierski, właśc. Marek Eiger (1899-1940) - poeta, eseista, tłumacz, w latach 1938-1939 redaktor warszawskiego periodyku „Ateneum”.

Pelagia Girwic - uczennica i przyjaciółka Olgi Paukszty, bliższych danych nie udało się uzyskać.

Dom Książki Polskiej - jedna z największych spółek księgarskich w dwudziestoleciu międzywojennym.

Józef Łobodowski (1909-1988) - poeta, w dwudziestoleciu międzywojennym nawiązywał do polskiej liryki tzw. szkoły ukraińskiej.  

Fragment nieczytelny.

Fragment nieczytelny.

Apollo - grecki bóg słońca, syn Zeusa i Latony, brat Artemidy; patron poezji, muzyki, sztuk i nauk, przewodnik Muz; antyczne rzeźby przedstawiają go jako młodego, wysokiego i pięknego mężczyznę.

Dwunastu - wydany w roku 1918 poemat Aleksandra Błoka.

Fragment nieczytelny.

Fragment nieczytelny.

Don Kichot - tytułowy bohater wydanej w roku 1605 powieści Miguela de Cervantesa.

Miguel de Cervantes (1547-1616) - hiszpański pisarz okresu baroku.

Pampasy - step; porośnięte trawą rozległe równiny Ameryki Południowej.

Mustang - mały wytrzymały koń żyjący na prerii amerykańskiej, zdziczały potomek koni przywiezionych do Ameryki przez Hiszpanów.

Efeb (gr.) - w starożytnej Grecji młodzieniec osiemnasto- lub dziewiętnastoletni, później potoczne określenie młodego urodziwego mężczyzny.

Mikołaj II Romanow (1868-1918) - ostatni car Rosji, uwięziony i zabity przez bolszewików.

Olga Nikołajewa Romanow (1895-1918) - córka cara Mikołaja II, uwięziona i zabita przez bolszewików.

Tatarzy - grupa ludów tureckich żyjących na terenach Azji centralnej, a od XIII w. także w Europie wschodniej.

Prusowie - lud bałtycki, który u schyłku starożytności i w średniowieczu zamieszkiwał tereny Prus, czyli ziemie między dolną Wisłą, dolnym Niemnem i Morzem Bałtyckim, językowo i kulturowo spokrewniony z Litwinami i Łotyszami.

Żmudzini - lud bałtycki, który we wczesnym średniowieczu zamieszkiwał tereny dolnej Litwy, ale podkreślający swoją językową i kulturową odmienność od Litwinów.

Jaćwingowie - lud bałtycki zamieszkujący tereny Jaćwieży (dzisiejszej Suwalszczyzny), który wymarł w XVI w., spokrewniony z Prusami i Litwinami, posługiwał się językiem jaćwieskim lub dialektem języka pruskiego.

Ukraina - państwo we wschodniej Europie, powstałe po drugiej wojnie światowej; wcześniej, na mocy Unii Lubelskiej z roku 1569 należała do Korony Królestwa Polskiego, a w czasie rozbiorów Polski została włączona do Rosji.

Wołyń - kraina historyczna w dorzeczu górnego Bugu oraz dopływów Dniepru; część Ukrainy.

Krym - półwysep na południu Ukrainy.

Ural - pasmo górskie w Rosji uważane za granicę między Europą i Azją.

Quintus Horatius Flaccus (65 p.n.e.-8 p.n.e.) - najwybitniejszy, obok Wergiliusza i Owidiusza, poeta rzymski okresu augustowskiego.

Słowianie - grupa ludów indoeuropejskich zamieszkująca wschodnią, środkową i południową część Europy oraz Azję północną, posługująca się językami słowiańskimi; do Słowian zalicza się Białorusinów, Bośniaków, Bułgarów, Chorwatów, Czarnogórców, Czechów, Kaszubów, Łemków, Macedończyków, Polaków, Rosjan, Serbołużyczan, Serbów, Słowaków, Słoweńców i Ukraińców oraz ponad sto mniejszych grup.

Muzy - w mitologii greckiej boginie opiekujące się sztukami i rzemiosłami, córki Zeusa i Mnemosyne, znajdowały się w orszaku Apollina; początkowo była jedna Muza, opiekunka aojdów, ale już u Homera jest dziewięć.

Androgynia - dwupłciowość, atrybut bogów i herosów symbolizujący pełnię i doskonałość jako jedność przeciwieństw.

Salam alejkum (arab.) - jedno z powitań w krajach muzułmańskich, dosłownie „pokój z Wami”.

USB - Uniwersytet Stefana Batorego w Wilnie, obecnie Uniwersytet Wileński.

Hanna Nieławicka - poetka polska mieszkająca w latach międzywojennych w Wilnie, przyjaciółka Olgi Daukszty, bliższych danych nie udało się ustalić.

Fragment nieczytelny.

Fragment nieczytelny.

Madame Bovary - tytuł wydanej w roku 1857 powieści Gustawa Flauberta.

Gustav Flaubert (1821-1880) - jeden z najwybitniejszych dziewiętnastowiecznych pisarzy francuskich.

Salambo - tytuł wydanej w roku 1862 powieści Gustawa Flauberta.

Tadeusz Bocheński (1895-1962) - poeta, eseista, muzykolog, tłumacz, wieloletni współpracownik „Kameny”.

Fragment nieczytelny

Fragment nieczytekny

Fragment nieczytelny.

Fragment nieczytelny.

Fragment nieczytelny.

Awantura kowieńska - 31 marca 1938 r. Polska i Litwa nawiązały stosunki dyplomatyczne wskutek kryzysu politycznego. Jego bezpośrednią przyczyną było zastrzelenie na granicy przez strażników litewskich polskiego żołnierza Korpusu Ochrony Pogranicza. 17 marca 1938 r. rząd polski wystosował wobec Kowna ultimatum, w którym jedynym żądaniem było bezwarunkowe nawiązanie stosunków dyplomatycznych. Wydarzenie było szeroko komentowane po obu stronach granicy, ponieważ w okresie międzywojennym Polska i Litwa pozostawały w stanie konfliktu, głownie z powodu przyłączenia Wileńszczyzny do Polski.

Słowiańskie Śpiewniki - cykl wierszy Słopiewnie z wydanego w roku 1923 Wierszy tomu czwartego Juliana Tuwima.

Chimation - rodzaj antycznej szaty z lnu lub wełny układanej na prawe ramię.

Mekka - święte miasto islamu, w zachodniej części Arabii Saudyjskiej; w znaczeniu metaforycznym Wilno to Mekka dla wielu narodów współżyjących pokojowo.

Fragment nieczytelny.

Tadeusz Łopalewski (1900-1979) - prozaik, poeta, dramatopisarz; redaktor wydawanego w latach 1935-1937 kwartalnika wileńskiego Środy Literackie.

Jerzy Putrament (1910-1986) - prozaik, poeta, publicysta; w latach trzydziestych XX w. członek wileńskiej grupy poetyckiej Żagary

Józef Maśliński (1910-2002) - poeta, publicysta, reżyser, krytyk teatralny i tłumacz; redaktor wydawanego w latach 1957-1990 periodyku „Życie Literackie”.

Tadeusz Szeligowski (1896-1963) - kompozytor, pedagog, prawnik i animator życia muzycznego; w latach trzydziestych XX w. wykładowca konserwatorium wileńskiego i sekretarz Związku Literatów w Wilnie; po drugiej wojnie światowej inicjator festiwalu muzyki współczesnej Poznańska Wiosna Muzyczna oraz jeden z organizatorów Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. H. Wieniawskiego.

Anna Iwanowna (1693-1740) - córka cara Iwana V Aleksiejewicza, w latach 1711-1731 księżna Kurlandii i Semigalii, w latach 1730-1740 cesarzowa Rosji.

Cela Konrada - pomieszczenie w klasztorze bazylianów Wilnie, gdzie podczas procesu filomatów i filaretów był więziony Adam Mickiewicz i gdzie rozgrywa się akcja cz. III Dziadów.

Aleksander I Romanow (1777-1825) - od roku 1801car Rosji, od roku 1815 król Polski (Królestwa Kongresowego).

Aleksiej Anrejewicz Arakczejew (1769-1834) - rosyjski polityk i generał, za panowania cara Aleksandra I szef tajnej policji; wsławił się niechlubnie prześladowaniami opozycji na terenie Rosji, stąd okres sprawowania przez niego tej funkcji zwany jest arakczejewszczyzną.

Środy literackie - spotkania poświęcone literaturze, organizowane od lat dwudziestych w murach Bazyliańskich w Wilnie, tuż obok „celi Konrada”; później także nazwa wileńskiego kwartalnika literackiego.

Maria Kuncewiczowa (1899-1989) - pisarka, śpiewaczka, publicystka współpracująca z tygodnikami międzywojennymi takimi jak „Bluszcz”, „Kobieta Współczesna”, „Wiadomości Literackie”.

Kazimierz Leczycki (1894-1941) - pisarz, publicysta, w roku 1922 założył wileńskie „Koło Nowości Literackich”.

Aleksandr Gribojedow (1795-1829) - rosyjski dramatopisarz i dyplomata.

Liliowe lśnienia - nie udało się ustalić autora i adresu bibliograficznego tego tekstu.

„Kurier Wileński” - gazeta codzienna wydawana w Wilnie w dwudziestoleciu międzywojennym; w latach 1932-1933 grupa poetycka Żagary przekształciła swój periodyk w dodatek „Kuriera Wileńskiego” ukazujący się pod nazwą „Piony”; w latach 1934-1938 Józef Maśliński redagował inny dodatek do „Kuriera Wileńskiego” ukazujący się pod nazwą „Kolumna Literacka”.

Bielasek - najprawdopodobniej żartobliwe określenie Białorusina.

Mitygować - powściągać, hamować, łagodzić; powstrzymywać się od zbyt gwałtownych reakcji lub pochopnego działania.

Szlagon (dawne) - niewykształcony szlachcic z prowincji.

Fundusz Kultury Narodowej - instytucja państwowa powołana 2 kwietnia 1928 roku, miała na celu wspieranie nauki i kultury polskiej.

Pola Gojawiczyńska, właśc. Apolonia Gojawiczyńska (1896-1963) - prozaiczka i publicystka; w dwudziestoleciu międzywojennym zdobyła popularność dylogią powieściową Dziewczęta z Nowolipek (1935) i Rajska jabłoń (1936) zaliczoną przez krytyków literatury do nurtu prozy kobiecej.

Chudy literat - pochodząca najprawdopodobniej z roku 1773 satyra Adama Naruszewicza, poruszająca problem ubóstwa i niskiej pozycji społecznej ludzi pióra. Olga Daukszta nawiązuje do fragmentu: „A ty, biedny, swe pisma, opłaciwszy druki,/ Albo spal, albo rozdaj gdzie między nieuki,/ Żeby z nich mogła imość, gdy przyjdzie Jacek/ Ze szkoły, czym podłożyć z rodzeńkami placek”.

Adam Naruszewicz (1733-1796) - poeta, historyk, ksiądz jezuita; uważany za najwybitniejszego przedstawiciela polskiego klasycyzmu.

J. Czerni - bliższych danych nie udało się uzyskać.

Juliusz Słowacki (1809-1849) - jeden z najwybitniejszych, obok Adama Mickiewicza i Zygmunta Krasińskiego, poetów polskiego romantyzmu, autor dramatów: Kordian (1834), Balladyna (1834, wyd. 1839), Horsztyński (1835), Lilla Weneda (1840), Mazepa (1839), Sen srebrny Salomei (1843), Ksiądz Marek (1843), Fantazy (1845-46) oraz poematów: Anhelli (1838), Beniowski (1841) i Król-Duch (1845-1849).

Ludwika Śniadecka (1802-1866) - córka Jędrzeja Śniadeckiego, nieodwzajemniona młodzieńcza miłość Juliusza Słowackiego, w okresie zaborów działaczka polska w Turcji, gdzie przeszła na islam i poślubiła Michała Czajkowskiego.

32



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
edytor Word Korespondencja seryjna 2
koresp handl
Edytor Paint 2
Polka Kazimierza Bylicy
cwiczenia edytor
korespondencja polecenia, Weterynaria Lublin, INFORMATYKA, cw3, cw2
Domy Olgi Tokarczuk-KW, tokarczuk
Edytor Word - ćwiczenia 2, ETI Edukacja technicyno inf,, KONSPEKTY, Konspekty
KORESPONDENCJA E, pliki
Twórczość Kazimierza Przerwy -Tetmajera, Szkoła, Język polski, Wypracowania
OSP -2006 r, OSP Kazimierz D
Rozkład autobusów PKS, informatyka, klasa 2, edytor tekstu, ćwiczenia z podręcznika
EDYTOR-1, pliki do ćwiczeń, word
Biblijna nauka o grzechu-02, Kazania, Kaznodzieje i wykładowcy polscy, Kazimierz Sosulski, Seminariu
Buddyzm a popkultura, Edytorstwo
Podstawy edytorstwa wykład cz IIa, Edytorstwo
EDYTORSTWO NAUKOWE I JEGO ROZWÓJ W POLSCE

więcej podobnych podstron