maryczny w przedziwny sposób racjonalizujący ukrytą strukturę świata i uwierzytelniając}' zgodności teoretycznych przewidywań z wynikami subtelnych doświadczeń, zrozumiałych także tylko w świetle zmatematyzowanych teorii, prawie w niczym nie przypomina wahadeł i równi pochyłych Galileusza, które dawały się łatwo modelować przy pomocy prostych modeli geometrycznych. A jednak jest to ciągle ta sama mate-matyczno-empiryczna metoda, odnosząca sukcesy dzięki temu, że nie wykracza poza swoje granice.
To, co znajduje się poza granicami, nie należy do nauki, ale stanowi dla niej wyzwanie, obietnicę dalszych podbojów, choć i możliwości wstydliwych porażek. Nic dziwnego, że myśl o drugiej stronie granicy często bywa siłą napędową nauki. Co więcej, nawet jeśli nie myśli się o niej, tkwi ona niejako w horyzoncie prac badawczych i samym swoim istnieniem wyzwala takie czy inne postawy.
Posuwy te wyrażają się w refleksjach metanaukowych i tworzą rozmaite filozofie nauki. Z grubsza rzecz biorąc, postawy wobec granic mogą kształtować się dwojako: albo uwagę przykuwają sukcesy osiągane wewnątrz obszaru kontrolowanego przez metodę naukową - wówczas powstają triumfalistyczne filozofie nauki, albo niepokoją granice, poza które metoda nie sięga - wtedy otwiera się obszar pytań metafizycznych. Pierwsza tendencja jest charakterystyczna dla wcześniejszego okresu fascynacji osiągnięciami, druga cechuje okres bardziej krytycznej refleksji nad tym, co można a czego nie można osiągnąć, stosując dotychczasowe środki poznawcze. Przejście od pierwszego okresu do drugiego w naszym kręgu kulturowym dokonało się dość późno. Wprawdzie niektóre jego symptomy dały się zauważyć już w pierwszej połowie XX stulecia, jednakże (operuję tylko grubymi przybliżeniami) wyraźniejsze tempo zmian stało się widoczne dopiero w latach siedemdziesiątych i cały proces ciągle jeszcze przybiera na sile. Przyszłość pokaże, czy dokonywające się przemiany będą głębokie i trwałe, czy też okażą się jedynie przepływającą falą naukowej i filozoficznej mody. W każdym razie zjawisko to wydaje się być na tyle interesujące, iż warto poświęcić mu nieco analitycznej uwagi.
Rozróżnienia terminologiczne w filozofii i metodologu zbyt często zastępowały analizy rzeczowe, by sobie na nie pozwalać bez należytego usprawiedliwienia. Wydaje się jednak, że tym razem odwołanie się do wstępnych analiz terminologicznych jest w pełni uzasadnione, a nawet niezbędne. Będziemy się bowiem poruszać w obszarze przygranicznym skuteczności metod naukowych (z tendencją wychylania się poza granice), a w takim wypadku nie ma do dyspozycji żadnych innych środków badawczych poza możliwie precyzyjnie ustalonymi znaczeniami wyrazów.
Najogólniej rzecz ujmując, to, co znajduje się poza granicami, jest transcendentne w stosunku do tego, co jest wewnątrz granic5.
Transcendencji można szukać niejako w dwu kierunkach: w kierunku epistemologicznym, czyli poza granicami jakiegoś obszaru poznania (coś, co wykracza - transcendit- poza granice), lub w kierunku ontologicznym, dociekając tego, co bytowo pierwotne. W tym drugim przypadku także można mówić (w każdym razie metaforycznie) o wykraczaniu poza pewne granice, z tym że obecnie granice te nie znajdują się „na brzegu” rozważanego obszaru, lecz bądź u jego podstaw czy fundamentów, których dane poznanie już nie kontroluje ale co najwyżej zakłada, bądź też „ponad” rozważaną sferą bytu, od której dana sfera bytu ontologicznie zależy.
Już z tych prostych rozróżnień terminologicznych widać, że on-tologiczne rozumienia transcendencji bardzo silnie zależą od przyjmowanego ogólnofiiozoficznego stanowiska. Co więcej, rozumienia ontologiczne i epistemologiczne mogą nie być od siebie niezależne. Doświadczenie granic poznania często w istotny sposób wpływa na ontologiczne rozumienie transcendencji. Z racji tych ogóinofilozoficz-nych uwikłań w dalszym ciągu swoją uwagę skoncentruję głównie na cpistemologicznych aspektach problemu transcendencji.
Tak więc znaczenie terminu „transcendencja” (w sensie epistemologicznym, choć mutatis mutandis mogłoby się to również odnosić do
-103-