w fundamentalizmie posiada charakter pozakulturowy. Kultura to przecież wolność wyboru, jakże niekiedy nieznośna decyzja, który z alternatywnych stylów życia przyjąć za własny; natura natomiast jawi się jako teren zasad uniwersalnych i utrwalonych, pewn3?ch i jednoznacznych; posiadając w dodatku sankcję — „przyrodzenie” — boską, jest autorytetem absolutnym, nie poddającym się dyktatowi mody i świeckich autorytetów. Co równie ważne, pozwala ludziom na poczucie, iż są razem, są wspólnotą uczuciową (ibidem, s. 77). Religare to etymologicznie tyle, co „związać się, łączyć razem”.
Antropologia współczesności, zajmująca się w dużej mierze naszą po-tocznością, światem, który nas bezpośrednio otacza, analizując różne zjawiska, niejako na marginesie pokazuje, że owo poszukiwanie tożsamości i zakotwiczenia jest powszechne przede wszystkim w warunkach metropolitalnych. Ludzie pragną mieć „coś swojego” — innych ludzi wokół siebie, którzy nie mają konkretnego interesu, aby uśmiechać się i rozmawiać, albo jakiś konkretny przedmiot, wokół którego zbudować można namiastkę rytualnych, ludzkich poczynań. Wiadomo jednak, że na to tylko czeka, opisany już szczegółowo przez Theodora Adorno, przemysł kulturalny (dzisiejsi imagolodzy Kundery), żywiący się z powodzeniem nowoplemiennością i natychmiast reagujący na ludzką potrzebę wypełnienia własnego otoczenia czymś „własnym”. Zamiast odwoływać się do szczegółowej i skomplikowanej analizy, otwórzmy jedną z codziennych gazet, a przekonamy się, jak to sprzężenie pomiędzy powyższymi potrzebami a ich spełnieniem wygląda na co dzień. Czytamy więc: „Japończycy oszaleli na punkcie tamagotchi. Za elektroniczną zabawkę w kształcie jajka płacą nawet 400 dolarów, czyli 25 razy tyle, ile kosztuje w sklepach. Ale w sklepach nie ma śladu po tamagotchi, choć firma Bandai produkuje miesięcznie aż 330 tysięcy sztuk. Na czym polega fenomen jaja? Na ciekłokrystalicznym ekranie wykluwa się witrualny kurczak. Trzeba go karmić, zabawiać i sprzątać po nim. Gdy jest znudzony, głodny lub przejedzony, stroszy piórka i piszczy Niektórzy idąc do pracy czy do szkoły, «podrzucają» pisklę troskliwej babci. Ci, którzy nie mają takiej możliwości, noszą tamagotchi wszędzie ze sobą” („Gazeta Wyborcza”, 7 marca 1997). Producenci obliczają, że za rok będzie już na świecie 13 min tamagotchi!
Psychologowie komentujący pojawienie się tego nowego gadżetu zwracają uwagę, że jest on „pożyteczny”, pozwala bowiem zrealizować potrzebę opiekuńczości i kreatywności. Istnieje też możliwość, że pozytywne efekty swoistego „treningu z dobrych uczuć” na tamagotchi przeniosą się na rzeczywiste stosunki międzyludzkie. Być może tak się stanie, choć wielce niejasna wydaje się droga od wirtualnych kurzych ekskrementów do umierającego na AIDS narkomana z metra, ale ważne jest co innego. Można się bowiem spodziewać, że lada moment pojawi się kolejne nowoplemię — powiedzmy — hodowców wirtualnych kurczaków, którego członków zespoli idea stworzenia maksymalnie dogodnych
166