228 Traktat drugi
czy dzieje się tak z prawdziwej miłości do społeczeństwa i rodzaju ludzkiego, czy z miłosierdzia, jakie winni jesteśmy sobie wzajemnie? Można w to wątpić. Nie jest to nic ponad to, że każdy człowiek, który kocha swą władzę, swe korzyści, swą pozycję, może, a z natury samej rzeczy musi nie dopuścić do tego, by zwierzęta, które mozolnie pracując harują dla jego ^ przyjemności i korzyści, okaleczały się i wyniszczały wzajemnie. Są one otoczone opieką nie z powodu miłości ich pana do nich, ale z powodu jego miłości własnej, gdyż przynoszą mu korzyści. Nasuwa się pytanie jakież to zabezpieczenie, jaka osłona istnieje w takim państwie pr^ed gwałtem i uciskiem absolutnego władcyt Takie pytanie ledwo może być zadane. Szybko okaże się, że zasługuje na śmierć ten, kto pyta o takie zabezpieczenie. Pokojowi i bezpieczeństwu wśród poddanych służyć mają wszelkie nadane im przepisy, prawa i sędziowie. Natomiast co do władcy, to ten winien być absolutny, stoi on ponad tymi wszelkimi ograniczeniami, mając możliwość wyrządzania więcej krzywd i zła, gdyż skoro on tak czyni, jest to słuszne. Pytanie o to, jak można się uchronić od niesprawiedliwości i szkód doznawanych z tej właśnie strony, z której są one najgroźniejsze, zostanie określone jako głos warcholstwa bądź rebelii. To tak, jak gdyby ludzie opuszczając stan natury i wstępując do społeczeństwa, mieli zgadzać się, by tylko jeden z jego członków stał ponad postanowieniami prawa i zachował całą wolność stanu natury, powiększoną jeszcze o sprawowaną bezkarnie, rozpasaną władzę! Można by sądzić, że ludzie są tak głupi, iż dążąc do uniknięcia szkód wyrządzonych im przez tchórze czy lisy, będą zadowoleni i czuli się bezpiecznie, kiedy pożrą ich lwy.
§ 94. Jakkolwiek pochlebcy mogą tak, ku rozbawieniu rozumnego ludu, utrzymywać, to przecież nie odwiodą ludzi od ich zmysłów. Ci, gdy tylko spostrzegą, że jakikolwiek
Człowiek, wszystko jedno jakiego stanu, przekracza granice Społeczeństwa obywatelskiego, do którego oni należą i że nie mają oni na ziemi żadnej możliwości poskarżenia się na krzywdy, jakie on im wyrządza, mogą przyjąć, że znajdują się w stanie natury wobec tego, kto w nim pozostaje, i zadbać, tak szybko jak to możliwe, o to, by osiągnąć spokój i bezpieczeństwo w społeczeństwie obywatelskim, dla których zostało ono pierwotnie powołane, a oni stali się jego członkami. I tak prawdopodobnie początkowo (jak to obszernie zostanie przed-:inawione w następnej części tej rozprawy) jakiś dobry i wspaniały człowiek mógł okazać się znakomitszy od innych i ze Względu na swą dobroć i cnotę, które stanowią rodzaj aaturalnego autorytetu, cieszyć się ich szacunkiem. W wyniku tnilezącej zgody, bez żadnych rękojmi, polegając tylko na jego łdedliwości i mądrości, złożono w jego ręce główną Władzę rozstrzygania sporów. Zwyczaje takie, którym w pier-
Jszych wiekach pozwolono lekkomyślnie, krótkowzrocznie _ zupełnie niewinnie powstać, z czasem przemieniły się we
fadzę, a ta stawała się stopniowo (jak nam niektórzy tłumaczą) iętą. One to spowodowały pojawienie się już innego rodzaju śtępców, tak że lud broniąc własności nie mógł jej utrzymać pod władzą takiego rządu (a przecież żaden rząd nie ma innego Oclu, jak zachowanie własności). Nie mógł on już czuć się bezpiecznym, ani sądzić, iż K,najduje w społeczeństwie obywatelskim dopóty, dopóki legislatywa nie została przekazana ciału kolektywnemu, które można nazwać senatem, parlamentem bądź jeszcze inaczej *. Jej poddanym stawał się zarówno każdy
■ V * Z początku, kiedy pierwszy raz Zos^ ustanowiony pewien rodzaj rządu, nie *to*yślano się pewnie nad tym, w jaki sposób należało rządzić, lecz postawiono to wiedzy * mądrości tych, którzy mieli sprawować władzę, dopóty, dopóki ^uiczenie nie wykazało, iż bardzo niekorzystne dla wszystkich stron było to, co tlono jako środek zaradczy przeciw złn> a co w rzeczywistości powiększało je