260 VU. Filozofio Kabino George 'a Collingwooda
jako całości przenikniętej procesem”4*. Pojęcie procesu odgrywa dominującą rolę w myśli trzech filozofów, których twórczość Collingwood zwięźle przedstawia: Henri Louisa Bergsona (1859-1941), Samuela Alexandra (1859-1938) i Alfreda Northa Whiteheada (1861-1947). Pochlebnie ocenia Bergsonowski witalizm, ale uważa, iż „nieożywiony świat fizyki stanowi przygniatający ciężar dla [jego] metafizyki”1 2. Krytykuje Alexandra za empirystyczne skłonności w jego filozofii. Przyjmując za punkt wyjścia czasoprzestrzeń. Alexander błyskotliwie wywfodzi. jak czasoprzestrzeń generuje materię, jak materia generuje życie i jak życie generuje umysł; wysuwa także śmiałe przypuszczenie. że umysł będzie generował Boga. Nie wyjaśnia jednak, dlaczego każda z tych rzeczy miałaby zachodzić. Wyłanianie się umysłu z życia. życia z materii, a materii z czasoprzestrzeni powinniśmy po prostu uznać jako fakty przygodne. Co się zaś tyczy Whiteheada. „nikt tak wyraźnie nie uświadomił sobie i nie opisał podobieństw, zasadniczej ciągłości przenikającej cały świat przyrody, od jego najbardziej elementarnych form takich jak elektron, proton itd., aż po najwyższe formy rozwoju, jakie są nam znane w życiu intelektualnym człowieka”47. Bardziej niż komukolwiek innemu udało mu się także- przekonać Collingwooda o tym. że „ponieważ współczesna nauka opowiada się za poglądem, że wszechświat fizyczny jest skończony - z pewnością w czasie i prawdopodobnie w przestrzeni - działanie, które ta sama nauka identyfikuje z materią, nie może powstawać samoistnie, ani też być w ostatecznym rachunku niezależnym działaniem”48 czyniąc w len sposób zadość pragnieniu Collingwooda, by znaleźć jakąś rolę dla Boga. Mimo wszystko, Whitehcad wydaje się nie mieć pewf-ności, czy ów proces rozwoju szeregu form od cząstek materialnych po ludzkie umysły jest ciągiem czasowym; nie wyjaśnia również, w jaki sposób każda z form jest związana z następną. Potrafi tylko mówić niejasno o procesie twórczym.
Gdzie to nas prowadzi? Collingwood odpowiada, że braki, jakie znajduje w dziełach nawet najwybitniejszych współczesnych metafizyków. takich jak Alexander i Whitchcacl, którzy posiadali odpowiednie kompetencje, by dokonywać oceny nauk przyrodniczych, wypływają z pewnego błędu, jaki popełniają już. w' punkcie wyjścia, a ów błąd sprowadza się do pewnego reliktu pozytywizmu. Jak ujmuje to Collingwood, „Wiąże się on z założeniem, że jedynym zadaniem kosmologii filozoficznej jest refleksja nad tym, co mogą nam pow-iedzieć o przyrodzie nauki przyrodnicze, jak gdyby nauki przyrodnicze były, nie powiem, jedyną poprawną formą myślenia, ale jedyną formą myślenia. jaką filozof powinien brać pod uwagę, kiedy próbuje udzielić odpowiedzi na pytanie, czym jest przyroda”3. Collingwood argumentuje jednak, iż. jest to stanowisko błędne. Podobnie jak przyroda jest czymś, czego istnienie jest zależne od czegoś innego, tak i „nauki przyrodnicze są formą myślenia, której istnienie jest uzależnione od pewnej innej formy myślenia”50. Czym jest owa inna forma myślenia? Przez chwilę ogarnia nas obawa, żc w' odpowiedzi usłyszymy; „Teologia”, ale tak nie jest. Odpowiedź brzmi: „Historia”.
Dlaczego „historia”? Moglibyśmy przypuszczać, iż odpowńedź na to pytanie ma jakiś związek z teorią absolutnych presupozycji Collingwooda, ale raz jeszcze bylibyśmy w błędzie. Powody są o wicie prostsze. Sprowadzają się one. po pierwsze, do tego, że skoro zdarzenie jest uznawane za fakt naukowy tylko wówczas, gdy twierdzenia jednej lub większej liczby osób, iż je zaobserwowały, uznawane są powszechnie za wiarogodne, fakt naukowy jest pewną klasą faktów historycznych; i po wtóre, to samo stosuje się do teorii naukowych. Mówiąc slow-ami Collingwooda, „teoria naukowa nie tylko opiera się na pewmych faktach historycznych; sama jest również faktem historycznym, mianowicie faktem, iż ktoś wysunął lub zaakceptował, zweryfikował lub obalił tę teorię”51. Wydaje mi się jednak, iż dowodzi to co najwyżej, ż.e nie mieliby-
to Tamże, s. 177.
5u Tamże.
Tamże, ś. 132. 2 Tamże. s. 141. 47 Tamże. s. 174.
4S Tamże, s. 155.
Tamże. s. 176.