Brenda ruszyła posłusznie w Stronę kabiny, ale wcale się nie śpieszyła. Po chwili jednak stamtąd wyszła.
— Macic może pożyczyć płyn do kąpieli?
— Nie. A wyglądamy jakbyśmy miały?
— Trudno — westchnęła Brenda be/, cienia urazy.
— Mam trochę soli do kąpieli o zapachu drzewa sandałowego w szafce w sypialni Lourdes. Możesz ją wziąć, jeśli chcesz — oznajmiłam nie przestając ściskać brzucha.
— Czemu jej tak ulegasz? Nie musisz Jej ciągle dawać swojej soli do kąpieli...
— Będę jej dawała, co mi się podoba. Przynajmniej sobie poszła, w przeciwieństwie do ciebie.
Po tych słowach Trish wyskoczyła z łazienki jak z procy.
— Tym razem poddaję się na dobre i nie będę cię już próbować ratować! — zdążyła powiedzieć na odchodnym.
— Ty mnie? — krzyknęłam za nią.
*
Odpowiedziała mi cisza, więc pobiegłam do ubikacji. Nic z tego. Owa litry wody zdążyły już przepłynąć przez rncjj żołądek. Drapałam bolące gardło, ale tylko plunęłam kilka razy krwią. Beznadziejnie wpatrywałam się w białe ściany i niebieskie listwy.
To tutaj urządzałyśmy z Colctte nasze kąpielowe noce.
Ponownie nachyliłam się nad sedesem. Wpychałam palce coraz głębiej, ale nic nie wypływało. Moje usta zdawały się opierać palcom, nie mogłam już dłużej utrzymać ich w środku. Bolało mnie gardło. Usiacłłain na posadzce myśląc o Trish. Nienawidziłam jej.
Patrzyłam na krąg światła rzucany przez lampę. Niezły byłby z niego kapelusz dla siostry Pauli. Pasowałby do jej obrzękłej warzy i całej osobowości.
Usłyszałam, jak Brenda wraca do łazienki. Pomyślałam, żc lepiej będzie wstać, ale nie mogłam zrobić żadnego ruchu. Może byłam zbyt zmęczona. Nie umiałam przestać myśleć o wściekłej, czerwonej twarzy Trish.
— Tutaj jesteś — powiedziała Brenda wchodząc ze słoikiem pomarańczowej soli do kąpieli.
— Ano jestem tutaj — odparłam próbując zażartować i udając, że panuję nad sytuacją.
Ale cierpiałam na myśl o jajecznicy podążającej w suonę moich ud. Naprawdę nic znosiłam myśli o jakimkolwiek jedzeniu odkładającym się w moim ciele. Wkurzało mnie to tak samo jak Trish. Jakbym traktowała pokarm jak osobę.
— Cieszę się, żc Trish sobie poszła — przyznała Brenda stawiając sdl na podłodze ( klękając obok mnie.
— Ja też — powiedziałam, ale natychmiast zrobiło mi się wstyd.
— Słabo ei się zrobiło? — zapytała Brenda ciepłym głosem, jakby odzywała się do swojego idola.
— Nic mi nie jest.
Brenda nachyliła się do mnie.
— Nauczysz mnie, jak wywołać wymioty? — wyszeptała.
Wytrzeszczyłam oczy. Próbowałam coś powiedzieć, ale nic nie
przechodziło mi przez gardło. Jej zielone oczy oślepiały mnie Jak latarki. Nagle wybuchnęlam płaczem.
— Przepraszam, przepraszam. Nie chciałam. Wiem, że ty tego nie robisz, ale myślałam, ŻC może pamiętasz. Dziewczyny mówią, że Colctte cię lego nauczyła.
Kiedy wypowiedziała imię Colctte, ryknęłam jeszcze mocniej.
— Przepraszam, przepraszam. Nic powinnam była wspominać o Colettc.
Brenda objęła mnie ramieniem i sadowiąc się obok mnie niechcący kopnęła nogą sól do kąpieli. Pomarańczowe kryształki rozsypały się po całej podłodze.
— O nic!
Położyłam rękę na ramieniu Brendy.
— Nic martw się. J tak nie lubię zapachu drzewa sandałowego — kłamałam. — Słuchaj, ja wcale nic wywołuję wymiotów, to naprawdę głupie.
Nic innego nie mogłam powiedzieć. Nic mogłam powiedzieć drugoklasistęe, żc to wspaniałe i żc robię to codziennie, 'lym bardziej, żc w zeszłym roku opiekowałam sic sypialnią Brendy.
Brenda milczała przez chwilę.
— Posłuchaj, przecież i tak jesteś chuda. Nie potrzebujesz tego robić.
— Ani ty.
— Przecież ci powiedziałam, że tego nic robię!
— Wiem. Daleko byś z tym nic zaszła. Mówili, żc Colettc zawsze
-163-