nia go. Kiedy chcesz zrobić wrażenie, musisz być szybki - ale czasami się nie da i robisz lepsze wrażenie równą jazdą i świadomością, gdzie jest twój limit. Ja to pokazałem.
W porównaniu z ówczesnymi kierowcami wyścigowymi BMW Sa-uber, Nickiem Heidfeldem i Jacques’em Villeneuve’em, jesteś dość wysoki. Nie było przez to problemów?
- Zmieszczenie się do kokpitu samochodu nie było najprostszą sprawą! Bolid zaprojektowano z myślą o mniejszych kierowcach, a ja jestem dość wysoki. Szczerze mówiąc, musiałem się zmieścić do bolidu na początku sezonu, bo takiej szansy po prostu nie mogłem zmarnować. Pamiętam, że przed podpisaniem kontraktu Mario Theissen i Peter Sauber poprosili, żebym wsiadł do kokpitu. Chcieli sprawdzić, czy się zmieszczę. Wiedziałem, że od tego zależy to, czy dostanę szansę w Formule 1. Wsiadłem i nic było mi za wygodnie, ale powiedziałem, że wszystko jest w porządku. Nie chciałem stracić swojej szansy. Zacząłem stosować buty z bardzo cienką podeszwą, żeby łatwiej się mieścić w kokpicie. To wiąże się z pewnymi minusami, bo z przodu samochodu mamy na przykład układ wspomagania kierownicy, który się bardzo nagrzewa i wysoką temperaturę czuć przez podeszwy. Podczas testów w sezonie 2006 miałem nawet pewne problemy, bo kiedy długo siedziałem w bolidzie, stopy niemal się odparzały.
Jak zostałeś przyjęty w światku Formuły 1?
- Zespół przyjął mnie bardzo dobrze. Już po drugim teście wiedzieli, że moja jazda, uwagi techniczne, czy też wyczucie bolidu są wiele warte. Jeśli zaś chodzi o innych kierowców, to jest sympatycznie. Oczywiście na głębsze, przyjacielskie relacje brakuje nam czasu. Są jednak chwile, w których odczuwa się pewne koleżeńskie więzi. Choć nie jest to nic bliskiego - zawsze powtarzałem, że jeśli chcesz mieć przyjaciela w padoku, to musisz kupić sobie psa.
Czy praca w takiej atmosferze nie jest jeszcze bardziej stresująca?
- To, czy będę miał wokół siebie kolegów, w żaden sposób nie wpływa na efekty mojej pracy, na jazdę. Dla mnie ten światek jest bardzo napięty, jest ogromna rywalizacja. Biorąc pod uwagę ilość wydawanych pieniędzy czy liczbę ludzi zaangażowanych w pracę na końcowy sukces, to zupełnie zrozumiałe. Wolałbym, żeby św iat Formuły 1 był bardziej otwarty, ale jest, jak jest i trzeba to zaakceptować. Zresztą, wszyscy jesteśmy tutaj po prostu w pracy. Podczas weekendu wyścigowego, czy też sesji testowej poruszamy się w swoim wyznaczonym terytorium. Na torze jesteśmy od rana do wieczora i cały czas jest wypełniony pracą, plan zajęć bywa bardzo napięty. Jak nie ma się wolnego czasu, to trudno szukać znajomości.
Jak zatem układają się twoje relacje z kolegami z zespołu?
- W przeciwieństwie do chyba większości kierowców nie oglądam się na partnera z zespołu i nie pilnuję, żeby przede wszystkim być przed nim. Na torze ścigam się ze wszystkimi i chcę być na mecie przed wszystkimi, jeśli pokonasz wszystkich, to także pokonasz partnera. Co to za satysfakcja, kiedy ja jestem szesnasty, a on siedemnasty? To już wolę być drugi, a niech on będzie pierwszy. Wtedy mógłbym się jeszcze czegoś od niego nauczyć, brać z niego przykład. Wiadomo, że to jest rywalizacja, choć ja nigdy nie miałem problemów z kolegami z ekipy. Zawsze miałem z nimi dobry kontakt, a przynajmniej neutralny.
Czułeś coś specjalnego, ścigając się po raz pierwszy z takimi kierowcami, jak Michael Schumacher czy Fernando Alonso?
- Nie, dla mnie każdy rywal to po prostu rywal. Każdego kierowcę trzeba po prostu wyprzedzić i być przed nim.
Czy kiedyś, przed laty, któryś z zawodników Formuły 1 imponował ci w szczególny sposób, miałeś swojego idola?
- Najłatwiej byłoby powiedzieć, że imponował Michael Schumacher - jego wyniki mówią same za siebie, zdobył siedem tytułów mistrza świata i z pewnością jest jednym z najlepszych kierowców w historii. Jednak mi imponował zawsze Giancarlo Fisichella, który doszedł do Formuły 1 bez sponsorów i wsparcia z zewnątrz. Ja od początku wiedziałem, że moją jedyną szansą na wejście do FI jest powtórzenie tego wyczynu. Z kolei jeśli chodzi o styl jazdy, a także częściowo o przebieg kariery, to podziwiam także Fernando Alonso. Nie tylko dlatego, że jest mistrzem świata, bo przepowiadałem to już dawno temu.
Chciałbyś jeździć z nim w jednym zespole?
- To nie jest tajemnica. Sądzę, że nie byłoby między nami żadnych dziwnych spięć i wszystko byłoby postawione jasno. Zresztą, wcale nie uważam, żebym był od niego lepszy.
Alonso twierdzi, że stać cię na zdobycie tytułu mistrza świata...
- Fernando to kierowca, który zawsze mówi to, co myśli, a nie po to, żeby komuś posłodzić - choć akurat mnie tego osobiście nigdy nie powiedział. Zobaczymy, czy kiedyś będziemy mogli świętować taki sukces.
101 —