— Mam nadzieję, że len Jego kolega ule jest dla mnie . \y
przecież, że nienawidzę mężczyzn... '
W końcu zgodziłam się z nią pójść. Pod warunkiem, że Coir zadzwoni do Noela i odwoła przyjazd jego kolegi. W sobotę r-ttc i byłyśmy gotowe. Colette pożyczyła dwie sukienki w kwiatki od jyj0 reen Ó’Donovan. Obie były niebieskie, ale moja w kolorze nici a Colette golębio-blękitna. Spod sukienki Colette wystawały jakici trzy centymetry koronki.
— Mam ją oderwać? — zastanawiała się Colette trzymane ko. ' ronkę w dłoni.
— Nie. na miłość boską — powiedziałam zdenerwowana.
— W barzc „U Rebeliantów" pomyślą, że zjawił się Legion Mani — stwierdziła Colette pizeglądając się w lustrze.
Próbowała wyglądać świętoszkowato, ale brwi zdradzały Jej prawdziwą naturę, lak że od razu zaczęłyśmy się śmiać. Rzuciłyśmy się ,ia łóżko, żeby się powstrzymać. Drgania rozchodziły się po naszych cis- | łach, jak l>ól. Kiedy się w końcu uspokoiłyśmy, musiałyśmy odwrócić | się do siebie plecami, żeby włożyć ciemnozielone skarpetki. Nic miałyśmy odwagi na Siebie spojrzeć, obawiając się nowego ataku śmiechu. Na sukienki włożyłyśmy nasze ciemnozielone płaszcze i mocno Je ściągnęłyśmy w pasie — aż do ostatniej dziurki, rak zdążyłyśmy jUŹ schudnąć.
Koronka Colette zwisała pod sukienką.
— O Jezu, zaraz, kurde?Ją oberwę.
— Nic! — prawie krzyknęłam z powodu podniecenia naszą eska- : padą. Podpięłam jej koronkę agrafka.
Włożyłyśmy też nasze zielone berety i wyglądałyśmy naprawdę dziwnie. A przynajmniej Colette. Wydawało mi się, że ja wyglądam Jak ktoś. kto Idzie wycinać darń. Jak taki leśny ludzik.
— Ty wyglądasz na kogoś z IR/\ — powiedziałam do Colette. —’ Brakuje ci tylko ciemnych okularów.
— Trafna uwagą, ochotniku Jones. Gdzie są te moje okuła1? przeciwsłoneczne?
Znalezienie ich zajęło wieki. Musiała wyciągnąć walizkę i staO’ worek marynarski spod łóżka. Potem zabrała się za szuflady. W końcu znalazła okulary w kieszeni rozpinanego swcii.i.
— Kiedy je nosiłaś / tym swetrem?
— Czasami zakładam je w c/.islc mszy.
. ^ Żartujesz!
^ jjo Jasne, że żartuję.
^ Trochc byłam rozczarowana. Noszenie okularów na mszy to byłby flotowy* pomysł
0 __ Przepraszam, ale mam tylko tę Jedną parę. towarzyszu.
__Zdaje się, że miałam być ochotnikiem. Towarzysze s;i w komunizmie. prawda?
__A ty chcesz być ochotnikiem.-
_ Tak naprawdę to nie. Uważam, ze to gluj>i pomysł. Powinny-<tny raczej być normalnie przebrane, a nie przyciągać uwagę służb
specjalnych.
— Służb sjśeęjalnych? Myślisz, że są w Mayo jakieś służby specjalne? W takiej dziurze. Chyba żartujesz.
Przekonałam ją, że powinna zdjąć okulary. Uważałam, że przyniosą nam pecha. A kiedy Już weszłystny do baru -U Rebeliantów" barman stwierdził, że zapomniałyśmy chyba tylko strzelb.
Noel też już tam siedział. I to było naprawdę krępujące. Imj wszyscy się z nas śmiali. A nawet ja widziałam, że Noel był po prostu wspaniały. Czarne, kręcone włosy miał ostrzyżone jakby na kształt czapki Eskimosa. Jego małe, opalone dłonie wyglądały na bardzo czyste. Patrzyłam, jak te dłonie głaszczą Colette po plecach, kiedy rzuciła się mu na szyję. Byli tego samego wzrostu. Kłuła mnie zazdrość, więc zajęłam się oglądaniem automatu z papierosami. Jakby nigdy nic. Nie mieli marlboro.
— Daj nam szybko papierosa, nie mogę się już doczekać... — Colette odrzuciła włosy do tyłu. jakby występowała w reklamie jakichś papierosów.
— Ty też nie możesz się doczekać? — spytał mnie Noel.
— Cały ranek czułam okropny głód nikotynowy — przyznałam. —Ja zostałem wyrzucony z Collaistc Mhuire za palenic —■ przy-
*nal Noel.
— To okropne.
— A ja byłem uszczęśliwiony. Myślałem, że Już nigdy tego nie trobią — odpowiedział
Zaczynał mnie intrygować.
— Głodzili nas tam stwierdził po chwili i wskazał na wypchaną si;,,kę. Włożył rękę do środka. — Patrzcie, co przyniosłem. Batoniki Honeyerisp. Mars. Catchcs, Crunchirs, Pub Tayos
-107