- No chyba - zgodził się starszy brat - babcia to babcia... Tylko by gotowała i gotowała.
Ale kiedy dzieci wróciły do domy, zastały babcię leżącą na tapczanie. Na stoliczku stała mocna herbata, obok leżały herbatniki i dwa jabłka, a babcia przewracała kartki bardzo grubej książki, którą wczoraj kupiła mama. Z kuchni nie dolatywały żadne przyjemne zapachy i, co gorsza, mieszkanie było niesprzątnięte.
- Żle się czujesz, babciu? - zapytała przerażona Basia.
- Przeciwnie, czuję się świetnie - powiedziała starsza pani.
- Więc co się stało?
- Nic się nic stało. Weź, Basiu, szczotkę i pozamiataj, a Jureczek powyciera kurze.
- Ale ubrania też są rozrzucone - zdziwiła się Basia. Mama zawsze mówi, że tak nic powinno być, bo ktoś się może potknąć o buty i nie wiem co sobie zrobić.
- Właśnie, bardzo słusznie mówisz - pochwaliła babcia wnuczkę. - Ja też ciągle powtarzam, żebyście od razu odkładali swoje rzeczy na miejsca. Zróbcie to przede wszystkim.
Jurek ze ścierką w ręce wszedł do pokoju i spojrzał z wyrzutem na babcię.
- Kwiatki są niepodlane...
- No to podlej - zaproponowała babcia i odwróciła się na drugi bok. - Ja chciałabym skończyć rozdział, bo to bardzo ciekawa książka.
- To ty będziesz sobie leżeć i czytać, a my wszystko mamy zrobić?
- Właśnie - stwierdziła spokojnie starsza pani i przewróciła następną kartkę.
Ale dzieci nie dały jej spokoju.
- A co będzie z obiadem?! - zdenerwował się Jurek.
- Już się nad tym zastanawiałam - kiwnęła głową babcia - bo właśnie nic nie ma w domu. Może...
- Jak to „nic nie ma”?! - przeraził się chłopiec. - W ogóle mamy nic jeść? Baśka jest głodna! W przedszkolu wszystko zostawiła!
- Nic się Basiuni nie stanie - powiedziała babcia zupełnie nie jak babcia - nawet jeżeli raz nie zje obiadu. Ale nie to wam chciałam zaproponować. Myślałam, że zaprowadzisz Basic do baru mlecznego. Nawet nie musicie przechodzić przez jezdnię. A rodzice zapowiedzieli. że i tak zjedzą obiad poza domem.
-A ty?
- Ja już sobie zjadłam jajecznicę.
-A nic mogłabyś nam też zrobić?
- Mogłabym, ale nie zrobię.
- To już lepiej pójdziemy do baru - skrzywiła się Basia i dzieci zabrały się do sprzątania.
A babcia czytała książkę. Po pewnym czasie zawołała Jurka i Basię i wręczyła im pieniądze. Jurek wytrzeszczył oczy, spojrzał na banknoty i wykrztusił:
- To przecież o wiele za dużo!
- W sam raz - uśmiechnęła się babcia - bo musicie jeszcze zrobić zakupy. Sklepy są w tym samym pawilonie co bar mleczny. Wcale dziś nie wychodziłam, nie ma więc na jutro ani chicha, ani serów, ani jarzyn. Masło też już się kończy. Weźcie siatki i kupcie, co trzeba.
- Dobrze - powiedziała oszołomiona Basia - ale powiedz, nie jesteś, babciu, chora?
- Już wam mówiłam, że nie.
- Może jednak zadzwonię do mamy - zaproponował Jurek.
- Albo po lekarza... - dodała Basia.
- Ratujcie mnie, święci anieli! - zirytowała się babcia. - Mówię wam, że nic mi nic jest. Idźcie już i dajcie mi spokojnie poczytać, bo nigdy się nie dowiem, czy Aniela wyszła w końcu za mąż za Stefana, czynie.
Dzieci spojrzały na siebie, wzięły siatki i pieniądze i wyszły z mieszkania. Od razu na klatce schodowej Jurek złapał Basię za rękaw.
- Jak myślisz - zapytał - co się dzieje? Dlaczego nagle jakaś Aniela ma być ważniejsza od nas?
- Pojęcia nie mam. Może babcia chce nas ukarać?
29