18
V.
Wkrótce zielony wieniec upną mi u czoła,
Ślubna zasłona skryje wypłakane oczy,
Orszak strojnych, wesołych rówieśnic otoczy,
I powiedzie w rozwarte podwoje kościoła.
Zabłysną światła, szmery powioną dokoła,
Na chórze głos organu zadźwięknie proroczy; Ostatnia łza paląca w głąb’ serca się stoczy.
Gdzie jej już nikt wyszydzić, nikt dostrzedz nie zdoła.
Jedna chwila... i słowo straszliwe „na wieki!“ Łączące dwoje istot ciężkiemi łańcuchy Zimnego obowiązku — usłyszy lud tłumny...
Na wieki! — szepną blade moich wspomnień duchy, Odlatując na zawsze — w świat mroczy... daleki...
I wywiodą mnie znowu... Czemuż nie do trumny?!
VJ.
Umrzeć! Ach, gdyby umrzeć! i w tym białym stroju, Jak uśpione na grobach postacie kamienne Usnąć... wpatrzona duchem w moje sny promienne, Usnąć wsłuchana duchem w harmonję spokoju !
Gdybyż spocząć już błogo po niewdzięcznym znoju Życia, co mi tak cięży — choć drugim tak cenne,
I zostawić za sobą to piekło bezdenne Obłudy, zdrad, zawiści i wiecznego boju!
Gdyby umrzeć! i unieść białe wspomnień kwiecie Pod słońce sfer jaśniejszych—sfer gdzieś zamogilnych! Możeby mu wróciły jego woń... i duszę!
Pocóż, poco szczęśliwszym zawadzać na świecie? Płonąc ciągle na stosie swoich skarg bezsilnych? Och! pozwólcie mi umrzeć! Bluźnię... ja żyć muszę!
*