Grover chciał skoncentrować się na sprawie torebko-
w ego mordercy, a nie na tej mimozie z torbą na zakupy-
— Chciałbym zameldować o tym, że ktoś zaginął —
powiedział mimoza. — Nazywa się Harold Jennings.
— Trafił pan do niewłaściwego wydziału. Wydział osób zaginionych jest piętro wyżej.
— Myślę — wtrącił się strażnik — że powinien pan wysłuchać tego pana, sir. To może mieć coś w spólnego z torebkowym mordercą.
Grovcr nieco dokładniej przyjrzał się mimozie. Metr sześćdziesiąt wzrostu, najwyżej 60 kg wagi. Czy taki Karzełek mógłby zamordować pięć kobiet? Karzełek, ponieważ Grover miał 185 cm wzrostu i ważył 90 kg. Z drugiej strony przybyły miał silne, mocne dłonie. A wszystkie kobiety zostały uduszone.
— Kto więc zaginął — zapytał.
— Mój współlokator, Arnold Hopkins.
— A co to ma wspólnego z torebkowy mordercą?
— Niech pan sam oceni — Jennings wysypał na biurko zawartość swej torby na zakupy. Było to pięć damskich torebek.
— Skąd pan ma te torebki, panie Jennings? — zapytał Grover. Jennings oblizał wargi.
— Znalazłem je wczoraj, kiedy sprzątałem pokój Arnolda. Zapytałem go, skąd je ma i wtedy doszło między nami do kłótni. On... on uderzył mnie w twarz.
— Co stało się potem?
— Arnold wyszedł i od tej pory go nie widziałem.
— Wyszedł? 1 nic nie powiedział?
— Owszem. Straszliwie mnie znieważył. — Jennings patrzył w podłogę.
— I nie wie pan, gdzie on jest?
— Nie mam pojęcia.
— W takim razie poszukamy go. A jak on wygląda?
— Jest moim absolutnym przeciwieństwem. Wysoki, barczysty, odważny, ma ogromne powodzenie u kobiet.
— Z tym opisem hartlzo trudno go Wdzie odnaleźć.
Wreszcie uzyskał Grover dokładniejsze dane: blondyn, wzrost 184 cm, 80 kg wagi, 26 lat.
— Gdzie on pracuje?
— Nigdzie. Miał ostatnio trudności 2e znalezieniem pracy. Troszczyłem się o nas obu.
— To bardzo miło z pańskiej strony, panie Jennings.
— Po prostu znamy się od dzieciństwa. Jesteśmy jak bracia i znakomicie się rozumiemy. To znaczy do wczoraj...
Grover wyrwał kartkę z notatnika i podał strażnikowi: — Proszę to powielić — a potem zwróci! się do Jen-ningsa. — Myślę, że nic będzie miał pan nic przeciwko temu, abyśmy obejrzeli pokój pana Hopkinsa?
— Naturalnie.
Mieszkanie nie było duże, ale utrzymane w wielkiej czystości i porządku. Jennings pokazywał je Groverowi i strażnikowi, który nazywał się Scalzo, z ogromną dumą.
— Bardzo tu przyjemnie — powiedział Grover. — Tak czysto. To na pewno kosztuje wiele pracy.
Jennings roześmiał się swym dziwnie fałszywym śmiechem i powiedział:
— Robi się, co można. Sprzątanie po Arnoldzie nie jest rzeczą łatwą. On jest straszliwym bałaganiarzem.
Pokój Arnolda Hopkinsa był, jeżeli to w ogóle możliwe, jeszcze czyściejszy. Wszystko lśniło. Na regalach stały książki, o ścianę oparte były wiosła, a obok leżały hantle. Na ścianie wisiało zdjęcie Jcnningsa z dedykacją: „Arnoldowi, memu najlepszemu kumplowi, od Harolda".
— Czy mógłbym przyrządzić panom kawę? — zapytał
Jennings.
— Ja dziękuję — powiedział Grover i skinął na Scalzo, aby towarzyszył gospodarzowi w kuchni. Sam zajął się przeszukaniem pokoju Hopkinsa.