A PO WAKACJACH...
Rozstajemy się trochę na dłużej. Niniejszy numer oznaczony jest cyferkami 6—7, jest więc na czerwiec i lipiec‘91. Następny ukaże się na przełomie sierpnia i
września.
W następnym numerze — nie przegap! — jeszcze wię- a
ksze szlagiery. Oto Adam Cempele ujawnia plany otwo- j
Zaraz po wakacjach kontynuować będziemy — wreszcie! — rewelacyjną powieść Mariana Mitkusa pt. „Instynkty XXIII wieku". Kanibalizm zataczał coraz szersze kręgi. Jakie były tego przyczyny? Odtąd co numer w ..Czytadłach" zawsze coś dla miłośników science-fiction!
Opowieści miłosne, to jest coś, co najbardziej podoba się naszym Czytelnikom. Ludzie na poziomie zawsze lubili sobie poświntuszyć. Gwarantujemy coraz bardziej niesamowite historie łóżkowe!
Wszystkim Czytelnikom życzymy udanych wakacji, dużo słońca, pysznego relaksu, wielu przygód...
Redakcja
— 2 —
Koma Aiter
Za chwilę zacznę wyć. Chodzę za nim trzeci dzień. Bez jakiegokolwiek rezultatu. Nawet mnie nie zauważył. Wieczorami starannie oglądałam się w lustrze. Musiałam nabrać pewności, że to naprawdę ja. Bombowa laska, świetna szprycha, ekstra dupa, super cizia, czy też młoda dama o wybitnych predyspozycjach. Tak określali mnie znajomi mężczyźni, dobierając komplementy zależnie od wieku, środowiska i poziomu wykształcenia. Na nich wszystkich — moich szkolnych kolegach, nauczycielach, lekarzu rejonowym czy przypadkowych przechodniach
— robiły wrażenie moja figura (170 cm, 57 kg, 98 — 74
— 98), twarzyczka świętej i to coś w zachowaniu, co mój prostolinijny tata nazywał „zwykłym kurestwem1-.
Od rana do wieczora pchali się do mnie z łapami i nie tylko. Wszyscy. Tylko nie ten krostowaty dryblas, od którego zależała moja przyszłość. Ten impotent po prostu mnie nie zauważał, mimo że dwukrotnie nastąpiłam mu na nogę. Szpilką. Zawył z bólu, powiedział: „przepraszam panią*-, dobrze, że nie pana, i tyle go widziałam...
Oczywiście to był prymitywny sposób zawarcia znajomości. Co jednak miałam robić, skoro subtelniejsze środki zawiodły. Groziła mi depresja. Czułam, że łada moment popadnę w rozpacz bez dna, zupełnie jak Ania z
Zielonego Wzgórza, choć z nieco odmiennych powodów. A wystartowałam pełna optymizmu. Gdy moja przyszła
nauczycielka pokazała mi obiekt, tylko z powodu wskazanej w tym wypadku ostrożności nie roześmiałam się
jej w nos. Poderwać takiego chłoptasia... co za problem?!