i zdecydowanie, by podążać za nim. Wolność była w tamIym święcie naprawdę poznaną koniecznością - i de-cyzją, by działać w zgodzie z poznaniem. Ale co, jeśli konieczności nie ma? Jeśli czas nic ma swego kierunku? Jeśli nic linią jest czas, prostą, ciągłą i nic do przecięcia, ale wymyślnym, pokrętnym wzorem z przędzy czynów ludzkich utkanym? Co jeśli miast wypełniać znaczeniem każdy ludzki krok, sam tylko po podjętych krokach sensu się może spodziewać?
Budowniczowie Jecdskiego ratusza nic przyszli na świat gotowi, juk ich dziadowie czy pradziadowie. Nie wiedzieli, kim są, zanim zaczynali żyć odpowiednio do tego, czym byli. Musieli wpierw stać się czymś, by kimś być. Tożsamość nic wyprzedzała ich czynów - wlokła się za nimi. Wypadała z życiorysu, jak spada z drzewa dojrzały owoc pracy sadownika. Że manjest sdf-mude, nic było zawołaniem chwatów i awanturników: było mądrością wysnutą z poznania konieczności. A więc budowniczowie leedskicgo ratusza i ich współcześni, nasi z kolei pradziadowie, musieli się porządnie natężyć i solidnie napracować, by stać się, kim byli. Ale mieli też dla swych wysiłków poparcie potężne: czasu prącego do przodu nieubłaganie i nigdy z drogi nic zbaczającego, twardych konieczności, które chłostały boleśnie niepokornych, ale też i szczodrze nagradzały przemyślnych i pilnych, standardów, jakie łamać było można tylko na własną zgubę, ale wewnątrz których czuł się człowiek swojsko i przytulnie, jak w domu. My, pokolenia ich prawnuków i prawnuczek, musimy, jak i oni, stawać się, by być. Ale w odróżnieniu od nich nie mamy takich, jak oni, możnych sprzymierzeńców.
Jeśli już oni, nasi pradziadowie, mówili, że są zdani na własne sity, co dopiero my mamy powiedzieć: tym się wszak od naszych pradziadów różnimy, że nie umiemy oddzielić czysto i schludnie struktury świata od ludzkich dzia-tań, twardej jak skata rzeczywistości od giętkiej i łamliwej ludzkiej woli. Nie w tym rzecz, że świat nagle zmiękł, wy-posluszniat i sp0Ullnia,. i • ,
cc ludzkie Tak jak U?'iatać 8° ™>S* P»ł-
miarow , lekce sobie drw' *°We z naszych za-
przypomina nam o swei L 8°rliwo4ć* iak dawnie], na głowy następstwa n ° ?nosci raz P° Taz rypiąc nam czym do naszych oczek' yck.Pon°ć czynów, które w ni-raczcj, że coraz bardzie'1^" n'C Są P°dobnc- Rzecz w tym tulącego karty do nieiJ przypotTnna nam ten świat gracza,
dziego, trzymającego 1°™* Prawodawc<J sę-A na dobitek jeszcze wt ^ kurczowo Pewnego kodeksu, nrzeoisy zdain c- ° l<^ grze‘w którcJ sw'at jest graczem,
wiaćbez uprzcdż!nhw'taĆkWt<>kU 8.ra"ia-.znikać 1 p°ia' koniecznością * „ W ldk!CJ grzc me da S1* orzcc’co Jcsl . co Przypadkiem, a i samo rozróżnienie tra-CI’ p ‘ ^ ^°wiąc, sens. W tej grze są tylko ruchy graczy
i liczy się tylko kamienna twarz, chytre wyjście i sprytne ro-zegranic posiadanej karty.
Innymi słowy, to nie czyny ludzkie stały się bezładne i kapryśne; przemiana, jak się zdaje, dokonała się „tam oto , w owym święcie, na którym odciskać się mają nasze czyny i grawerować ich skutki. Jak można planować swe życie jako pielgrzymkę do celu, jeśli święte przybytki nic mają stałego adresu, jeśli same się po święcie miotają, jeśli profanuje się je i poświęca na przemian, ale zawsze w czasie nieporównanie krótszym, miż wymagałaby pielgrzymka? Jak inwestować w papiery wartościowe w imię odległych tantiem, gdy o wartościach to tylko wie się na pewno, że jeśli nic jutro, to pojutrze zdewaluują się lub roztopią w inflacji? Jak się sposobić do zawodu „na całe życie ,
do zawodu jako życiowego powołania, jeśli mozolnie nabyte kwalifikacje z dnia na dzień przeistaczają się. z aktywów w pasywa, z atutów w obciążenie, i jeśli zawody, posady i miejsca pracy wyparowują bez śladu, a dzisiejszą ekspertyzę czeka jutro smutny los przesądu? A w ogóle, jak oznakować i ogrodzić swoje miejsce w święcie, jeśli nabyte uprawnienia do cudzych zobowiązań są wszystkie do wymówienia, jeśli klauzula jednostronnego wypowiedzenia
141