dłuto na pędzel. Na ówczesnym jego stylu zaciążył wrodzony burzliwy temperament; spokojniejszy z natury Baptysta wzywał go wciąż do opamiętania, umiaru. Tworzyli zrazu razem., później jednak Karol zerwał spółkę i zaczął malować dekoracje operowe; rzucił wprawdzie rychło to tandetne zajęcie, cóż, kiedy dla jeszcze gorszego: wykonywania rysunkowych portrecików. Takie były wyskoki tego młodzieńca namęt-nie kochającego życie i niegardzącego żadnym sposobem zarobkowania. W 1727 wybrał się wraz z bratankami Ludwikiem i Franciszkiem do Rzymu. Tu zdobywa
nagrodę za rysunek, stypendium, uznanie. Prace jego poszukiwane są przez cudzoziemców; maluje na przykład dla pewnego Anglika kobietę wschodnią w łaźni, z bransoletą na nodze — osobliwość, która ogromnie rozsławiła ten obraz. Z Rzymu udaje się do Turynu; maluje wnętrza kościołów, Zdobi pałace, i to wcale nie gorzej od największych mistrzów. Po pewnym czasie widzimy go znowu w Paryżu, ale już w towarzystwie żony, córki muzyka Somis. Marzy o przyjęciu do Akademii, marzenie się spełnia, wkrótce zostaje kolejno; zastępcą profesora, profesorem, rektorem, kawalerem Orderu Św. Michała, pierwszym malarzem króla, dyrektorem szkoły. Oto jak popiera się talenty. Z prac jego znajdujących się w zbiorach prywatnych chwalą szczególnie: Zmartwychwstanie, Alegorię Parek, Rozmowę hiszpańską oraz Koncert instrumentalny; z prac w zbiorach publicznych Świętego Karola Boromeusza udzielającego komunii zadżumionym i Kazanie św. Augustyna. Rysował łatwo, szybko, lecz z rozmachem. Pędzel miał szeroki, koloryt intensywny, lecz wyważony: wiele techniki, mało ideału. Rzadko bywał z siebie zadowplony i nieraz niszczył najlepsze prace. Nie umiał ani czytać, ani pisać. Urodził się malarzem, jak inni rodzą się apostołami. Nie gardził radą swych uczniów, nieraz wprawdzie płaci) im za szczerość policzkiem czy kopniakiem, wkrótce jednak naprawiał oba błędy: ten w sztuce i ten w zachowaniu. Zmarł 15 lipca 1765 r. — jakoby na udar; nie zamierzam o to się spierać, b/le mi przyznano, Ze istniał pewien związek między tym faktem a porażką Gracji na poprzednim Salonie. Vanloo mógł przeżyć jedną hańbę.
Bouchek1'
Sam nie wiem, co powiedzieć o tym człowieku:[upadek smaku, koloru, kompozycji, charakteru, wyrazu, rysunku — to smutne konsekwencje upadku obyczajów}Cóż
'1Z Franęois Boucher (1703-1770), sławny malarz rokokowy,! jeden z najbardziej cenionych artystów (rancusl.ich w Europie XVIII w Uczeń Franęois Lemoynea, poczalkowo naśladował Antomea Walteau. Po długim pobycie we Włoszech został członkiem Akademii w 1734 r. i rozpoczął wówczas błyskotliwą karierę malarza dworskiego, ukoronowaną stanowiskiem Pierwszego Malarza Króla w 1765 r Wykonywał projekty tapiseni i porcelany dla królewskich mdrtulaklur, malarskie dekoracje rezydencji, scenografie operowe. Do la! sześćdziesiątych był niekwestionowarym dyktatorem gustu. Osiągnął wielki sukces me tylko we Francji, a jego brawurowa maniera malarska wywarła szcro-
bowiem taki artysta może rzucie na płótno? Tylko to, co ma w wyobraźni. A co może mieć w wyobraźni osobnik zadający się z prostytutkami najgorszego autoramentu'0? Pasterki z jego obrazów przypominają pannę Favart w Rosę et Colas, boginie — nieszczęsną Deschamps11. W krajobrazach jego nie znajdziesz ździebelka trawy, za to chaos piętrzących się rzeczy tak^dziwnych, niepasujących do siebi^ że przypomi-nają raczej majaki wariata niż obraz rozumnego malarza. Jakże pasują tu słowa:
... velut aegri somnia, vanae
Fingentur species, ut nec pes, nec caput...i;i
Śmiem twierdzić, że Boucher jest (niewrażliwy na wdzięk; śmiem twierdzić, że nigdy nie znal prawdy16; śmiem twierdzić, że niemal zatracił poczucie subtelności, przyzwoitości, niewinności, prostoty; śmiem twierdzić, że nie widział na oczy natury -- tej przynajmniej, która przemawia do mnie, do ciebie, do dziecka z porządnej rodziny, femloft do czuRcei kobiety; śmiem twierdzić, że jest wyprany z dobrego smakujf z niezliczo-
ptwJfr nej ilości dowodów, jakie mógłbym na to przytoczyć, wystarczy jeden: wśród setek
/^^*«Wstworzonych przezeń postaci męskich i kobiecych nie znajdziesz trzech dających się ssthcuuiść odtworzyć w reliefie czy rzeźbie. Za dużo w nichQak na poważną sztukę, min, minek, maniery, afektacji] Choć nagie, kojarzą mi się stale ze szminką, pudrem, frędzelkami i innymi toaletowymi faramuszkami. Czyż w takiej głowie jest miejsce na szlachetną, uroczą wizję Petrarki: £7 riso, el canto, e'l parlar dolce t/mano'17.
Przecież ten człowiek pojęcia nie ma o subtelnych analogiach, dzięki którym jeden przedmiot na płótnie kojarzy się z drugim i wiąże z nim tysiącem niewidzialnych, ki wpływ na licznych malarzy rokoka europejskiego. W jego olbrzymim oei/we dominują (rywolne sceny mitologiczne oraz inspirowane poezją pastoralną. Mniej popularne byty, zdradzające wpływy holenderskie, znakomite sceny z życia codziennego oraz pejzaże Bouchera (których zresztą Diderot starał się nie dostrzegać).
<13. Diderot zawzięcie zwalczał w latach sześćdziesiątych przebijającą jego zdaniem z malarsiwa Bouchera i jego szkoły (np. Pierre'a-Antoine'a Baudouina) zepsutą moralność. Pisarza drażniła ona tym bardziej, że Boucher cieszył się ciągle wielkim sukcesem: inni sprawozdawcy z Salonów odnosili się doń z niesłabnącym entuzjazmem, a w 17651 został mianowany po śmierci Van!oo Pierwszym Malarzem Króla. Diderot notorycznie i perfidnie pomawiał malarza, cnotliwie raczej żyjącego w małżeńskim stadle, o najgorsze grzechy. Podobnych zresztą, pozaartystycznych argumentów użyje niemal sto lat później Theophile Thore w odniesieniu do Jeana-Dominique'a Ingresa.
44. Marie Favart (1727-1772), stawna śpiewaczka paryskiego Theatre italien; Deschamps to często przez Diderota przywoływana kurtyzana, zmarła w 1764 r. w najsurowszej skrusze. Rosę et Ca/as — znana opera komiczna niezwykle popularnego wówczas librecisly Michela-Jeana Sedame'a z 1764 r.
45......jak w chorego/ śnie, w majaczeniach, giowa i nogi do rożnych/ przynależą postaci" (Horacy, O sztuce .
w 7-9).
46. Fałsz, niewierność wobec prawdy natury, powtarzanie własnych pomysłów, naśladowanie siebie zamiast natury są najpoważniejszymi zarzutami Diderota wobec caiego gustu rokokowego, a Bouchera i jego naśladowców w szczególności.
47. ,,Śmiech, śpiew, słodka mowa ludzka" (Petrarca. sonet 249)