Tak byli do siebie podobni, nic zaciekawiający, jakieś abstrakcyjne, ogólne schematy. Różnili się chyba jeno natężeniem braków, niedokształccó; schodzili mniej lub więcej pod poziom schematu (t. I, s. 81).
Ten obraz miasta nie jest jednak monolityczny, ponieważ staje się funkcją zróżnicowanej perspektywy bohatera prowadzącego; konwencja powieści psychologicznej i powieści o artyście bierze górę nad powieścią o mieście. Henryk Flis jest prawnikiem, ale też pisarzem, artystą życia, hamietyzującym dekadentem przeświadczonym głęboko o tym, iż „nad ludzkim umysłem ciąży jak los tragiczny niewyczerpalne niebo możliwości” (t. I, s. 102), „zawsze tysiące wahań, względów” (t. I, s. 229). Wykonał szereg arty-stowskich gestów będących odpowiedzią na brzydotę rokomyskle-go świata: zmierzały one bądź w stronę estetyzacji brzydoty, bądź ku, wynikającemu z odrazy, eskapizmowi. Przekonywał, iż:
Wszędzie można znaleźć stosowny dla siebie pokarm. Trzeba tylko umieć patrzeć i szukać. To oczy nasze czynią świat ten pięknym. Bo na przykład Ro-komysz. Brudny jest i niechlujny, na ogół to prawda. Ale trudno ... (t. I, s. 37)
albo, przeciwnie, marzył o ucieczce:
Gdyby uciec z tego miasta, pełnego brudu i szkarady, z tej kuźni złota i podłości, w której nie ma miejsca na subtelne kwiaty! Gdzieś daleko uciec, na krańce świata, między burzliwe fiordy, tak ponure i zasępione, Jak jego dusza własna. W żar południa, między kwitnące cyprysy i pomarańcze, kędy serce pokutnicze ssać może do woli kojący balsam pociech i zapomnienia! (...) Niewinność mu ciężyła, jak cnota brzydka i szkodliwa (t. I, s. 155).
Wieczna dwoistość ocen, która doskwiera Flisowi, jest także wynikiem podwójnego życia bohatera: pasywnego uczestnika zdarzeń, a zarazem świadomego ich komentatora. Z tymi dwiema rolami łączy się funkcja Flisa-retora, podmiotu długich, patetycznych, głębokich monologów mających charakter ekspiacyjny („sam fakt uświadomienia jest zarazem przezwyciężeniem rzeczy uświadomionej”, t. I, s. 192). Jednakże do właściwej epifanii będącej rozpoznaniem znaczenia całej rokomyskiej przygody Henryka Flisa dochodzi w finałowej scenie powrotnej podróży do stolicy. Centralne miejsce zajmują tu dwa obrazy: głowa trupa Durybaby
i nagie schorowane ciało Mani. Te dwie sceny, od chwili pojawienia się w ciągu fabularnym, powracają na kartach powieści jako leitmotywy. Jednak dopiero w finale iluminacyjne objawienie wydobywa je z całą siłą z następstwa wydarzeń. To one właśnie i tylko one w swej odrażającej brzydocie są znakami rzeczywistego, autentycznego, a przez to jedynie wartościowego istnienia. Gała reszta to teatr, fałsz, „ohydna maskarada” stwarzana przez życiową bezradność bohatera.
A ilekroć próbowałem swymi subtelnymi palcami uchylić zasłony teatru i spojrzeć za kulisy, cofałem się spiesznie by nie patrzeć na wyłaniającą się stamtąd siną głowę wywłaszczonego wisielca I ciała brzemiennej przyszłej prostytutki! A! Równocześnie durzyłem się... w aktorach... Jak prawdziwy mecenas sztuki lub student (t. II, s. 251).
Postulat odwrócenia wartości w zamyśle Flisa oznaczałby wywyższenie „tragizmu surowego otoczenia” nad własny „kabotyński tragizm”, co spowoduje, że „sprawy brane dotychczas na serio staną się politowania godnym pośmiewiskiem, a lekceważone głębią” (t. II, s. 251).
Brzydota w pisarstwie Muellera znalazła się zatem wśród wartości konstytuujących strukturę powieści i jej warstwę światopoglądową. Jest to przede wszystkim brzydota ciała. W opisach postaci Mueller pozwala sobie na eksperymenty, które wybiegają daleko poza tradycyjny zabieg podporządkowania brzydoty funkcji charakteryzującej. Widoczna jest głęboka świadomość możliwości ekspresji, jaką daje plastyczny, sugestywny opis zdeformowanego ciała81. Flis jest podpatrywaczem brzydoty i jej demaska-torem:
Proszę spojrzeć na tę kształtną rączkę, tę rączkę, tam w puchu kremowych koronek (...) Nie, nie chcę widzieć na tej miękkiej, wypieszczonej skórze czerwonych plam, pęknięć przykrych, nabiegów krwi, głębokich porów, lśniących
81 Jedną z najbardziej Interesujących wypowiedzi przynoszących rehabilitację brzydoty (przede wszystkim obrazów cielesności) jako kategorii estetycznej Jest praca Jana Tbpussa Sitakami dusz traómych (1913).
167