ANNA KRAJEWSKA
Od kiedy ewoluowało pojęcie stylu — od klasycznego zachowania decorum po romantyczny indywidualizm — trzeba było zmienić myślenie o genologii. Od kiedy August Stnndberg napisał Do Damaszku upadło tradycyjne widzenie dramatu. Przerwana została łączność między podstawowymi wyznacznikami rodzaju i gatunku. Proces zmiany rozumienia dramatyczności przypieczętowały ostatecznie Sztuki telewizyjne Samuela Becketta. Reguł i zasad tworzenia danych w trybach rozpoznawalnych konwencji nie przeciwstawia się dziś — jakby się przez moment wydawało — chaosowi i anarchii, ale określa poprzez inne punkty odniesienia. Jednym z najważniejszych jest człowiek, osoba pisarza (rzecz jasna nie o życiorys tu chodzi, lecz przede wszystkim o wytworzoną przez niego całość, jedność dokonań literackich). Brak zgody na reguły przyjmowanych konwencji przeszedł w akceptację jednostkowych, momentalnych, autorskich ustaleń. Gatunki także dają się określać poprzez odniesienie do całego tekstu dokonań pisarza, a nie do użyć podkreślających ich normatywny charakter.
Mamy więc w genologii swoisty „teatr osobny”. Nazwy gatunkowe stają się etykietkami stosowanymi przez autora. Przodował w nadawaniu określeń genolo-gicznych własnym dramatom Witkacy (np. „komedia z trupami”, „niesmaczna sztuka w dwóch aktach”, „dwa i pół aktu dość przykrego koszmaru”, „tragedia sferyczna”, „dramat nieeuklidesowy”, „naukowa sztuka ze śpiewkami” itp.), pełny inwencji był Miron Białoszewski (np. „gramat”, „samodramat” itp.), nie ustępuje im Tadeusz Różewicz (np. „sztuka nienapisana”, „teatr niekonsekwencji”, „biografia sztuki teatralnej” itp.).
Dokonaniom autorskim stara się dorównać krytyka. Od bijącej rekordy ilością określeń dramaturgu lat pięćdziesiątych na Zachodzie (żeby wymienić choć parę nazw „teatr absurdu”, „teatr szyderczy”, „dramat logik modatnych” itp.) p° nowsze próby znajdowania cech wspólnych dla określonych grup tekstów, jak np-„dramat kliniczny” (termin Daniela Geroulda) lub „dramaty lustrzane" (opis gry lustrzanej dał Richard Begam) icp. Czy są co próby nazywania nowych gatunków?
Czy chwytania cech indywidualnych poetyk i usiłowania objęcia nimi większej ilości tekstów?
Inwencja genologiczna idzie więc z dwóch stron - pisarzy i badaczy. Indywidualizmowi twórcy zaczyna odpowiadać autorska inwencja krytyka. Genologia -: nauki o regułach kodyfikacji staje się pełną żywiołowości i ekspresji działalnością,
- chciałoby się wręcz powiedzieć — poetycką. Propozycja nazwy staje się jednocześnie sugestią interpretacyjną. Niekiedy określenia zastępujące pytanie o gatunek są wieloznaczne i wychodzą poza ramy genologii zmierzając ku byciu terminami z różnych dziedzin np. filozofii (farsa metafizyczna), plastyki (kolaż), muzyki (improwi-iacja), psychologii (psychodrama), medycyny (dramat kliniczny) itp.
Poszukiwania rozchodzą się w różnych kierunkach. Kontynuowane są stare gatunki, odżywają dawne, ale w zmodyfikowanej postaci (np. „dramat drogi” od Stnndberga Do Damaszku po Sławomira Mrożka Pieszo czy Tadeusza Różewicza Pułapkę). Jednorazowości nabierają nazwy tworzone na określenie jednego lub paru utworów pisarza np. Jana Kłossowicza wobec Tymoteusza Karpowicza „quasi-mo-nologi”, „sztuki-opisy", „scenariusze-eseje”, „monologi-scenariusze", „sztuki-poe-maty". Różni badacze wobec różnych utworów jednego pisarza np. Różewicza: „zamiennik gatunkowy” (Kazimierz Wyka), „sylwa współczesna” (Ryszard Nycz), „kolaż" (Marta Piwińska), „anty-kolaż" (Józef Kelera), „dramat-didaskalia" (Marta Fik), „trylogia postmodernistyczna" (Halina Filipowicz), „dramat dekonstrukcjoni-styczny” (Anna Krajewska). Podkreśla się w tych nazwach fragmentaryczność, montaż, próbę, niegotowość i niepowtarzalność tych tekstów. Znaczącą tendencją będzie też dodawanie do nazw gatunków dawnych cech ich technicznej sytuacji wykonawczej* - od „farsy filmowej" przez „dramaty radiowe", „sztuki telewizyjne" i-być może już wkrótce — „dramaty komputerowe”. Tworzy się zatem sfera pewnej nieoznaczoności genologicznej. Miejsce nazw niczyich, o zapomnianym autorstwie (np. pićce bien faite, komedia, tragedia, farsa) zajmują, nowe, niekiedy kontrowersyjne propozycje. Jeśli jednak cechy stylistyczne, kompozycyjne i wszelkie inne związane z zauważalną specyfiką i odrębnością danego utworu nie są powtarzane, to czy wtedy już mamy nowy gatunek? Myśleć można - trochę wbrew tradycyjnym definicjom — że tak. Nazwa jest etykietką, genologiczną, stosowaną przez autora na czas tworzenia, a przez krytyka na czas interpretacji.
A więc gatunek zaczyna być niepowtarzalny (lub powiedzmy ostrożniej — zawiera w sobie potencjalną powtarzalność, ale równocześnie uruchamiając zabezpieczenia przed tendencyjnym nadużyciem). Genologia nie chce uporządkowań, które nie wnosiłyby czegoś nowego, nie interpretowały siebie, nie rzutowały na inne teksty. Tworzy się natomiast na naszych oczach rytuały innych powtórzeń - autorskich multiplikacji i reinterpretacji własnych tekstów np. u Różewicza Twarz i Tuur* (rtęcią, zawsze fragment i zawsze fragment recycling Kartoteka i Kartoteka tot*
1 for. J, Ziomek, Projekt sytuacji wykonawczej w dziele literackim a problemy genotapczne, fw: | faUcmy teorii dramatu i teatru, Wrocław 1988.