SEBASTIAN GRABOWIECKJ
Zawarte niebo, by lani nie wchodziło 10 Wzdychanie moje: a ziemia nic dawa Zwykłych dochodów; lecz się obróciło W złe ciernie wszytko; z prace oset wstawa. Co was, przyjaciół, jeśli nic ruszyło. Dopuśćcie duszy, niech żal swój wyznawa; Poznajcie mój ból, a uważcie rany.
Rzeczecie, iż duch znacznie sfrasowany.
Niech mnie to cieszy, póki nie wyżcnic Pan smutnej dusze z strapionego ciała,
Której tu nic chce słyszeć, aby w cienie 20 Podał, gdzie wieczna śmierć drugie zagnała. Lecz wspomni. Panie, żem Twoje stworzenie; Wspomni, że Twa moc ciało, krewkość dała. Wspomni, żem nędzny, strapiony, ubogi;
Daj swą łaskę znać, racz skończyć me trwogi.
LXIII
Także z poranku począwszy, mój Panie,
Konać mnie będziesz, aż ciemna noc przyjdzie? Także Cię z płaczem rzewne narzekanie,
Także wołanie me przed Cię nie wnidzic?
Piszczę jak ptaszę od matki zgubione.
Hukam jak gołąb po dzieciach straconych, l'stają oczy w niebo wyniesione,
GwTałt cierpię; Panie, ratuj sił strapionych.
Świtanie ziołom wdzięczną rosę niesie,
10 Mnie na powiekach gwiazdy łez odchodzą. Fortunne ziółka, szczęsna trawo w lesic.
Wy czerstwiejecie, a mnie mdłości szkodzą.
Zwierz, ptastwo w nocy swe posiłki mają.
Mnie trapić księżyc na niebo wstępuje.
U inszych oczy z słońca rozkosz znają, lecz w moim sercu dzień trwogi szykuje.
Panie, jeśli to żywot, a takimi Łaskami być ma ta dusza baw iona.
Niech Ci nic będę przykry słowy mymi,
20 W pokoju gorzkość daj była skończona.
40