W przytoczonej charakterystyce Lambra jako „człowieka będącego obrazem naszego wieku” akcent pada na „szyderstwo losu”, to już zapowiedź tej tragicznej ironii losu, na którą Lambro odpowiada szaleńczym śmiechem i która zawiśnie nad postaciami Balladyny i Lilii Wenedy. Kontekst taki przywołuję nie bez głęb-| szego uzasadnienia. Ironia i tragiczna ironia pojawia się w twórczości polistopadowej a przedmistycznej Słowackiego tam, gdzie wynurza się czyn, a raczej dylemat czynu. Bo to jest właśnie zastanawiające i wyróżniające — że występuje u Słowackiego nie czyn po prostu — jak cios miecza, sztyletu, bagnetu, lecz psy-r chologiczny i etyczny dramat czynu — obudowanie go tym wszystkim, co go poprzedza i poprzedzać może oraz tym, co po nim następuje lub może nastąpić, a także traktowanie czynu jako przekreślenia i niedopełnienia wszystkich innych możliwości, znajdujących się poza obszarem czynu — wyboru jednej tylko z tych możliwości.
Znakomitą analizę postaci Kordiana przeprowadziła Zofia Nałkowska, uświadamiając bardzo subtelnie, że w jego wypadku idzie nie tyle o niezdolność do czynu, ile o zdolność do nie-czynu. Cóż oznacza ta kwalifikacja? To, co uczynił Kordian, jest zdaniem Nałkowskiej więcej niż prostym czynem, do którego byłby zdolny zwykły żołdak. „Bo w tym wypadku karność żołnierza bez trudu osiągnęłaby przewagę nad humanitarnymi skropułami sumienia. I oto Kordian zdolny jest do niespełnienia czynu, chociaż okupił go ofiarą życia — albowiem jeszcze wyższym od tej egzaltacji bohaterskiej jest w nim wstręt do łatwego mordu, odraza wobec jego brutalności” (Obrona slóio. Glossy do „Kordiana”, 1916). W sensie socjalnym — dowodzi Nałkowska — Kordian czyn spełnił, gdyż przyjął wszystkie jego konsekwencje.
Egzystencjalny dylemat czynu, miejsce czynu w egzystencji ludzkiej, psychologia czynu w jego niespełnieniu i spełnieniu — oto właściwa domena zainteresowań Słowackiego. Lambra należy rozumieć jako preludium charakterologiczno-filozoficzne do Kordiana. W zalążku odnaleźć można tutaj rozpacz czynu z dramatu o spisku koronacyjnym. Lambro wykrzykuje:
Czy wierzysz luba! ja się wyznać wstydzę,
Ja, korsarz krwawy! ja, ludzi morderca!
Ze się zabójstwem i zbrodniami brzydzę,
Ze mam myśl jedną, wielką w głębi serca,
Co kiedyś zbawi nawet pamięć moją [...]
Jest to „myśl zmartwychwstania”, o której potem Lambro majaczy w opiumicznych „snach gorączkowych”, myśl jednak splamiona ludzką krwią.
Lambro jest człowiekiem klęski, napiętnowanym szaleństwem czy też tym, co ludzie zowią szaleństwem. Morze wybiera świadomie jako sposób życia, gdyż tylko ono zapewnia mu absolutną samotność (podobnie jak pustynia Arabowi w młodzieńczej powieści poetyckiej).
O! bo ja miałem wielką niegdyś duszę!
Lecz gdy ją znudził smutek jednobrzmienny,
Idę wśród ludzi jak przez las jesienny,
Kędy pod stopą zżółkłe liście kruszę,
I gardzę liściem, co ścieżki pozłaca Barwą uwiędłą — lecz szum ich zasmuca!
Wolę niech moją łodzią fala rzuca,
Niechaj mi wzgardą za wzgardę odpłaca.
Morze — to wielka mogiła stworzenia, Dumającemu na niej, myśli płyną.
Nieraz na fali umieram z pragnienia,