Z prof. Konstantym Ślusarczykiem rozmawia Magdalena Lebecka
Z prof. Konstantym Ślusarczykiem rozmawia Magdalena Lebecka
Choroba „wniosła” mnie w miejsca, do których wcześniej nie mogłem trafić.
zauważą, że są tacy, którzy najwyższe wartości sprzedadzą za byle Coi prawdziwymi, wartościowymi ludźmi... Taki test na „bycie czfowieki° 1,^ ponowa! absolwent Akademii Wojskowej w Moskwie!
Paradoks
— A co zadecydowało, że został Pan lekarzem i wybrał specjalność anatoma)^ dawałoby się, że istotą tego zawodu jest kontakt z pacjentem, bezpośrednia p choremu.
— Ojciec, który był oficerem, od najmłodszych lat wychowywał spekcie dla wiedzy i w przekonaniu, że największym osiągnięciem człowieka jest zostać uczonym. Nie wiem, dlaczego uznałem wtedy, że uczony to synonim
anatoma. Oprócz medycyny pociągała mnie równie; matematyka i astronomia. Do tej pory lubię patrzeć w gwiazdozbiory, choć odróżniam tylko Wielki Wóz, Byłem zakochany w medycynie, na studiach szło rai bardzo dobrze. Po ich ukończeniu zacząłem uczyć na (anatomii, a jednocześnie zostałem stażystą na ortopedii. Szedłem tam z wielkim entuzjazmem. Bardzo szybko dotarło do mnie jednak, że ortopedia tonie to, że pomyliłem zawód. Nikomu się nie przyznałem, to była moja straszna tajemnica. ale codziennie chodziłem do pracy jak na ścięcie. Wyraźnie lepiej czułem się na anatomii, odkryłem szybko, że uczenie to moja pasja. W końcu odszedłem z ortopedii pod pretekstem doktoryzowania się. Teraz ponad trzydzieści lat po tamtej decyzji stało się jasne, że był to wybór najlepszy z możliwych. Przecież odkąd zachorowałem i stałem się niepełnosprawny, nie mógłbym pracować jako ortopeda. A uczyć wciąż mogę. Tak więc z miliona możliwości wybrałem tę jedną jedyną pozwalającą na aktywność komuś w mojej kondycji.
— Skoro poruszył Pan temat swojej choroby, odważę się poprosić o więcej siat gotów...
— To dość popularne schorzenie znane jako guz kąta. Wewnątrz czaszki wyrasta nowotwór, który nie jest złośliwy w sensie mikroskopowym, ponieważ nie daje przerzutów, natomiast jest złośliwy w sensie lokalizacji. Zoperowano mnie i po trzech latach okazało się, że znalazłem się wśród 4% pacjentów, którzy mają nawrót choroby. Kolega żartował, że powinienem w związku z ty® „trafem” grać w totolotka. Tym razem nie chciano operować mnie w Polsce. W klinice w Hanowerze zajął się mną światowej sławy neurochirurg. On uratował mi życie. Nigdy nie spotkałem nikogo o tak wielkiej naukowej klasie i jednocześnie tak skromnego. „Nie każdy człowiek skromny jest wielki. Natomiast każdy wielki jest skromny" — to był właśnie ten przypadek. Przyszedł się po-
•p8®
ljzin
i«
ntM
■ri—m m
%
W
s
Nt