w obrębie przypisanej jej sfery. Każda rzecz, która nie mieści się w ustalonych kategoriach, wykazuje anomalię i zostaje wyłączona z normalnego obiegu; jest ona albo sakralizowana, albo izolowana bądź po prostu usuwana. W biografiach ludzi oraz rzeczy należących do tego rodzaju społeczeństw można dostrzec przede wszystkim system społeczny i zbiorowe rozumienie, na którym się on opiera.
Przełożyła Ewa Klekot
Natomiast w społeczeństwach złożonych społeczne tożsamości jednostki są nie tylko wielorakie, lecz często też popadają ze sobą w konflikt. Nie istnieje jasna hierarchia lojalności, co sprawia, że jedna hierarchia dominuje nad drugą. Tutaj dramatyzm jednostkowej biografii staje się coraz bardziej dramatem tożsamości, ich zderzania się ze sobą, niemożliwości dokonania wyboru między nimi, braku sygnałów ze strony kultury i społeczeństwa, które mogłyby w tym wyborze pomóc. Krótko mówiąc, dramat leży w tym, że tożsamość jest chwiejna i niepewna; temat ten coraz bardziej dominuje we współczesnej zachodniej literaturze, spychając na plan dalszy dramat, którego podstawą jest struktura społeczna (nawet w wypadkach tak wyraźnie odwołujących się do problemów struktury społecznej, jak prace dotyczące kobiet czy różnego rodzaju mniejszości). Biografia rzeczy w społeczeństwach złożonych ujawnia ten sam wzór. W homogenicznym świecie towarów burzliwa biografia rzeczy staje się historią jej rozmaitych ujednostkowień, jej kolejnych klasyfikacji w świecie niepewnych kategorii, które ulegają przewartościowaniu przy najmniejszej zmianie kontekstu. Podobnie jak w wypadku ludzi, dramatyzm biografii leży tutaj w niepewności wartościowania i tożsamości.
Wszystko to sugeruje pewną poprawkę do głębokiej, wnikliwej koncepcji Durkheima. twierdzącego, że społeczeństwo porządkuje świat rzeczy na wzór społecznej struktury świata ludzi. Sądzę, że społeczeństwa równocześnie ograniczają oba te światy w ten sam sposób, konstruując przedmioty tak samo, jak konstruują ludzi.
Marshall D. Sahlins
Jeżeli przyjmiemy, że ekonomia jest nauką przygnębiająca, to gałęzią, której to najbardziej dotyczy, muszą być badania gospodarek łowców-zbieraczy. Niemal bez wyjątków przychylając się do tezy, że życie w paleolicie było ciężkie, nasze podręczniki prześcigają się w staraniach, by oddać nastrój stałego zagrożenia katastrofą, i skłaniają do zastanowienia się nie tylko nad tym. jak łowcy radzili sobie w życiu, ale czy w ogóle można było to nazwać życiem. Na kartach tych książek widmo głodu kroczy tropem tropiciela. Techniczna niedoskonałość łowcy ma zmuszać go do nieustannej pracy po to tylko, by przeżyć, ale nie pozwala ani na wytchnienie, ani nie daje nadwyżek, w związku z czym nie ma on nawet „wolnego czasu", by „rozwijać kulturę”. Jednak pomimo całego swojego wysiłku myśliwy osiąga najniższy stan termodynamiczny - mniej energii na głowę w skali roku niż przy jakimkolwiek innym sposobie produkcji. Ponadto w traktatach na temat rozwoju gospodarczego każe mu się pełnić funkcję złego przykładu tzw. gospodarki przetrwania.
Z tradycyjnymi przekonaniami bardzo trudno jest walczyć. Trzeba jednak z nimi polemizować, przeprowadzać konieczne korekty dialektycznie: otóż w rzeczywistości, jeżeli zbada się ją dokładnie, gospodarka pierwotna okazuje się gospodarką dobrobytu. Paradoksalnie takie ujęcie prowadzi do innego pożytecznego, a nieoczekiwanego wniosku. W powszechnym przekonaniu społeczeństwo dobrobytu to takie, w którym potrzeby materialne wszystkich ludzi są z łatwością zaspokajane. Zatem udowodnienie, że łowcy są zamożni, to tym samym zaprzeczenie. że kondycja ludzka to nieuchronna tragedia, a człowiek to niewolnik ciężkiej pracy, doświadczający nieustannej niewspółmierności swoich nieograniczonych potrzeb w stosunku do niedostatecznych środków.
Istnieją jednakże dwie możliwe drogi do dobrobytu. Potrzeby można „łatwo zaspokoić” albo dzięki wysokiej produkcji, albo dzięki niskim wymaganiom. Znana koncepcja, zgodna z podejściem Galbraitha, czyni przypuszczenie takie szczególnie stosownym wobec gospodarki rynkowej: człowiek ma wielkie, by nie powiedzieć nieskończone potrzeby, a równocześnie ograniczone, choć dające się udoskonalać środki, a zatem przepaść pomiędzy środkami a celami można zmniejszyć dzięki produkcji przemysłowej, która doprowadzi do obfitości „dóbr pierwszej potrzeby”. Do dostatku prowadzi również droga zeiu wychodząca