I to się zgadza: fotografujący nie widział owego słupa (choć był on dostatecznie gruby). Pogrążony w obserwacji ślicznej modelki nie widział nic innego i zupełnie zapomniał, że' trzeba zwracać uwagę na otoczenie i sprawdzić, czy w tle nie ma przedmiotów zakłócających kompozycję. Poza tym przeoczył on słup telefoniczny, bo przy pełnym otworze przysłony i związanej z tym małej głębi ostrości daleki słup rysował się na matówce nieostro i dlatego wydawał się nieważny. Ponieważ jednak panowały dobre warunki oświetleniowe, fotografujący s. 132 zmniejszył otwór przysłony do liczby 16, głębia ostrości radykalnie się zwiększyła i ten natrętny słup telefoniczny ukazał się na zdjęciu w całej swojej ohydzie.
Inne defekty tego rodzaju to nosy, które wydają się zbyt duże, jeśli zdjęcia twarzy dokonano z bliska; ręce i nogi wyciągnięte w stronę aparatu, rysujące się jak kończyny olbrzyma; budynki, których wyższe piętra się zwężają, bo fotografujący skierował aparat w górę; druty telefoniczne albo przewody napowietrzne, przecinające pogodne niebo; szkaradne cienie, postarzające młodą twarz; oczy, mrugające w blasku światła; gałęzie, zdające się wyrastać z ukochanych głów (bo ukochana głowa znajdowała się akurat przed drzewem, a fotografujący nie zwrócił na to uwagi); niespokojne tła, które na zdjęciu stapiają się w jedną całość z głównym obiektem-i niezliczone dalsze katastrofy, których tak łatwo byłoby uniknąć. Jakkolwiek te niepożądane obiekty i zjawiska widać było dostatecznie wyraźnie, to jednak fotografujący ich nie dostrzegł i dlatego nie mógł nic na nie poradzić. Ale nieprzekupny aparat „nie kłamał”, tylko odwzorował wszystko dokładnie tak, jak było, włącznie z całą tą malowniczą rupieciarnią, której nikt nie pragnął, i w ten sposób nastąpiło kolejne rozczarowanie, powstało kolejne „niezupełnie udane” zdjęcie.
Jednym z najbardziej rozpowszechnionych argumentów, przytaczanych na korzyść lustrzanek jedno- i dwuobiektywowych, jest twierdzenie: „One obejmują dokładnie to, co widzicie”. Ale powstaje pytanie: „Co wy tam właściwie widzicie?” albo ściślej: „Coście tym razem przeoczyli?” Odpowiedź zależy naturalnie od tego, czy potrafimy rzeczywistość widzieć fotograficznie czy też nie.
Widzieć rzeczywistość fotograficznie, to znaczy zdawać sobie sprawę z możliwości plastycznego oddziaływania motywu poprzez oświetlenie, barwy, kontrast, perspektywę, ostrość, nieostrość. To znaczy, nie tylko widzieć to, co się ma przed obiektywem-od właściwego obiektu aż do
całej reszty znajdującej się obok niego, przed nim i za nim-ale także analizować to, co się widzi, i rozkładać na komponenty plastyczne i graficzne: światła i cienie, linie i kształty, harmonie barw, głębię i przestrzeń. To znaczy, widzieć nie tylko w znaczeniu fizycznym - oczami - ale także w szerszym pojęciu: ogarniać umysłem. Z góry przesądzać na swoją korzyść istniejące możliwości: przez bardziej efektowny kąt widzenia, przez odmienny sposób ustawienia motywu w celowniku, interesujące oświetlenie, inną skalę wartości tonalnych... Unikać defektów w postaci przerysowań perspektywicznych, niekorzystnego sąsiedztwa albo zachodzenia na siebie różnych kształtów, uchwycenia ruchu w nieodpowiedniej fazie, brzydkich cieni, krańcowych kontrastów, odbić i odblasków - zawczasu przedsięwziąć środki zaradcze, zanim będzie za późno, zanim sposobność przeminie, szkoda powstanie, zdjęcie się zmarnuje.
Naturalnie: aparat „nie kłamie”. Jak mogłoby być inaczej, skoro w granicach swojego pola widzenia przedstawia on przecież wszystko tak, jak jest. A jednak: aparat „kłamie”, mianowicie dlatego właśnie, że wszystko przedstawia dokładnie tak, jak jest: bo zwykle to nie jest to samo, co widział fotografujący. I tu dochodzimy do jednej z najważniejszych, podstawowych różnic pomiędzy okiem i aparatem: aparat jest maszyną, obiektywną, bezmyślną i bezduszną. Oko jest częścią ludzkiej istoty, posiadacza systemu kierowania, ośrodka informacji, zwanego mózgiem, który koordynuje mnóstwo wrażeń zmysłowych i łączy je w pojęcia i obrazy, a te z kolei podlegają subiektywnemu zbadaniu i ocenie zgodnej z gustem i upodobaniami, uprzedzeniami i niechęcią, życzeniami i potrzebami danego człowieka. Innymi słowami; co się tyczy fotografowania, to ludzką zdolność widzenia można ocenić tylko w powiązaniu z całym systemem, a oddzielnie nie da się ona wyjaśnić. Nie można jej porównywać z „widzeniem” aparatu, bo podlega wpływom innych zmysłów, rozszerzających doznania wzrokowe: odgłosy, zapachy, wrażenia smakowe i dotykowe łączą się z widzeniem, informując nas o różnych właściwościach naszego środowiska. Stojąc na brzegu oceanu w idzimy wodę, piasek i niebo, słyszymy wiatr i szum fal, czujemy zapach wodorostów, smak słonych rozbryzgów piany i głuche dudnienie przy-hoju. Nic dziwnego więc, że tak często bywamy rozczarowani naszymi /.djęciami, które dają nam odczuć brak oddziaływania tych ubocznych wrażeń, choć naszym zamiarem było przecież utrwalenie na zdjęciach pełni doznanych przeżyć.