Mówiła przez zęby, bo trzymała między nimi szpilki do włosów.
— Chcemy cię wziąć na kolację.
— Mmmmmmmm....
Emil lubił patrzeć na szminkujące się i czeszące kobiety. Wyraz natężonej do ostateczności uwagi, skupienia. Jakby chciały tę w lustrze zahipnotyzować. Równocześnie ulegają hipnozie tej z lustra. Zbliżają się do lustra, oddalają, robią wrażenie lunatyczek. I ich ruchy powolne, prawie obrzędowe: czesanie brwi, czesanie rzęs. I glos nieobecny, roztargnione: — Tak. Tak. Nie. Nie. Jakby miały zemdleć. Potem nagłe przebudzenie.
— Gotowe — zawołała Pola. Na ulicy:
— Do jakiej restauracji idziemy?
— Do mnie do domu.
— Ja nie chcę. Ja boję się twojego taty. On ma takie niebieskie, porcelanowe oczy i tak dziwnie patrzy. Pewnie pożera dziewczęta.
W domu. Matka Emila czuła się źle i leżała w łóżku, Staszek był na meczu (oświetlony lampami lukowymi stadion), Filip miał niedługo nadejść z pracowni.
Siedzieli we troje wokół staromodnego, dębowego stołu. Obowiązkowych dwanaście krzeseł. Pola, zdenerwowana i ciekawa, paplała ze sztuczną swobodą; Jankowi dzwoni! w uszach rozklekotany fortepian Joanny i jego własny dawny głos, który zada! cierpienie Emilowi (jak bardzo był dumny wtedy...); Emil stara! się sobie wyobrazić, jak to będzie bez Janka.
Nadszedł Filip, przywitał się z Połą, mruknął do Janka:
— No, cóż? — i usiadł.
Nie przeniósł się jeszcze na płaszczyznę kolacji i myśli jego były zajęte zarazkami, które nie zatrzymują się na żadnym filtrze, a które można zobaczyć przy pomocy ultramikro-skopu (widzi się te najmniejsze w postaci niezróżnicowanej masy) albo ich nie zobaczyć i że wielkość ich równa się wielkości pewnych drobin, że tu właśnie leży problem życia, powiedzmy benzen Cfdh), na fotografii ultramikroskopowej widać tak ładnie wzajemne położenie atomów w drobinie, których odległość wynosi, zdaje się... zdaje się... 1,39 ang-stremów, powiedzmy białko mięśni, myosin, którego wzajemne położenie atomów i grup można ustalić za pomocą dyfrakcji promieni Roentgena, i czyby się to nie dało tak zrobić, żeby sikało cząstkami bakterii, jak rad w komorze Wilsona.
Filip miał pomysły bardzo dziecinne i bardzo poważne, co nie jest, jakby się wydawało, tak bardzo różne.
Siadał pomału, gdy nagle odczuł nienawiść wobec pokojówki Józi. W tej chwili Pola zobaczyła i usłyszała, jak walnął pięścią w stół i zaraz potem wstał i wyszedł z pokoju. Emil zaczął się śmiać histerycznie, Janek zdziwił się, a Pola zbladła. Emil obmacał wszystkie krzesła, na których wierzchu siedziała skóra, a w środku mieszkały sprężyny. Wybrał jedno i zamienił z krzesłem ojca.
— Pokojówka pomyliła się i zapomniała dać ojcu jedyne miękkie krzesło. U wszystkich coś szwankuje. Ja nie odczuwam różnicy, ale prawdopodobnie z wiekiem zaczyna się ją odczuwać. Jutro będzie pie...
W tej chwili wszedł Filip zupełnie tak, jakby wchodził po raz pierwszy. Przywitał się z Połą, mruknął do Janka: — No, cóż? — i usiadł.
69