W ogóle nie był zdolny do myślenia. Poczuł, że znów będzie płakał. I gimnazjum jest coraz bliżej.
Te rozmowy, urwane w środku. Jak coilus intermptus. Męczące uczucie niedokończenia. Dla niej ta rozmowa była skończona. A nawet skończona z pointą. Ale dla niego nie. To sięgało w samo dzieciństwo, ta niemożność urwania w środku, zatrzymania się, skończenia. Choćby się miało grzęznąć coraz głębiej, choćby się wiedziało, że koniec będzie zły. Podpisując się, kładł kropkę po podpisie. Koniec czynności.
Uczynił jeszcze jedną próbę, która, wiedział o tym, mogła tylko zaszkodzić. Stanął przed nią i powiedział:
— Dalej nie pójdziesz, aż się nie wyplączemy z tej...
Widział jej twarz. Powiedziała zmęczonym głosem:
— Muszę jeszcze powtórzyć łacinę.
— Klęknę. Na ulicy.
Gdy próbował to zrobić, wyminęła go i krzyknęła:
— Nigdy!
Stał na ulicy i przechodnie mijali go i patrzyli na niego. Miał szeroko otwarte oczy i usta. Stał i jesienne słońce świeciło na niego. Potem zawrócił pomału i poszedł w stronę parku. Siadł na ławce, zamknął oczy. Łagodny szum polewanych trawników. Ludzie z gumowymi wężami. Powiedział szeptem: — Ludzie z gumowymi wężami. Otępienie urwało się. Popatrzył na zegarek: 815. Do 1245.
Ewa wyjdzie ze szkoły. Może o dwunastej. Stary podział godzin znał na pamięć. Od dwóch dni był nowy. Nie wiedział. Może jakaś lekcja odpadnie. Postanowił na wszelki wypadek czekać podczas wszystkich pauz. A raczej nie na wszelki wypadek. Nie mógł odejść daleko od miejsca, w którym ona była, gdy miał tego rodzaju nie dokończoną rozmowę.
Szczęście, że był park, przez który ona musiała przejść. I że mógł siedzieć. Nie jadł śniadania. Nie mógł. Ostry szum maszyny do strzyżenia trawników.
Zaczepić ją podczas pauzy. Będzie udawał, że ma coś załatwić w gabinecie dyrektora. Nie mógł się tak męczyć do pierwszej. Ale dziewczęta go znają. I co powie dyrektorowi?
Że chciałby kogoś zapisać do szkoły. Jakąś małą dziewczynkę. Jest o rok spóźniona, bo chorowała. Rok urodzenia. Chciałbym się poinformować, czy można ją jeszcze zapisać. Nazwisko.
Jest jej kuzynem.
Ale co powie Ewie? Musi jej wszystko wytłumaczyć. Taki idiotyzm. Ewa będzie z koleżankami. Stoi na pauzie w żeńskim gimnazjum, mówi do Ewy i Ewa udaje, że go nie zna. Tam są Anka i Rena i one go poznają.
Co można wytłumaczyć na pauzie? Tłumaczenia, tłumaczenia i tłumaczenia. „Ja nie chcę, żebyś mi tłumaczył. Ja nie chcę nic słyszeć. Ja nie rozumiem, co do mnie mówisz. Słyszę tylko hałas. Ten hałas mnie męczy. I chce mi się pisiać. Puść mnie. Puść mnie.”
Miał wrażenie, że jest przywiązany do ogromnej, napiętej gumy, która kończy się w gimnazjum. Półhalucynacje, które były zmieszane z drzewami w parku, z bawiącymi się dziećmi, z ulicami.
Wchodzi do szkoły podczas lekcji. Korytarze są puste, kroki rezonują, jakby szło dziesięciu łudzi. Wchodzi do siódmej klasy i woła: — Ewa! Profesor łaciny, którego znał, stoi przy tablicy i trzyma kredę w ręce. Ewa zbladła, widział ją, siedziała w pierwszej ławce. Wiedział, że się nigdy nie przeprosi, i poczuł ulgę. To minęło i myślał:
111