że głównym źródłem jego irytacji był fakt, iż żaden Amerykanin nie był zdolny chwycić i pojąć subtelnych sugestii i napomknień, że niekiedy nie życzy sobie, aby mu przeszkadzano. „Chodzę sobie dookoła pokoju — stwierdził — i wygląda na to, że ilekroć chcę mieć spokój, mój współlokator zaczyna do mnie coś mówić. Wkrótce pyta mnie: «0 co chodzi?», i chce wiedzieć, czy jestem nie w humorze. W tym momencie jestem już zły rzeczywiście i rąbię mu coś.”
Zabrało nieco czasu, zanim zdołaliśmy się połapać w tych przeciwstawnych właściwościach Amerykanów i Brytyjczyków, które weszły ze sobą w konflikt w opisanym wypadku. Gdy Amerykanin pragnie zostać sam, wchodzi do pokoju i zamyka za sobą drzwi — schronienie zapewniają mu twory architektoniczne. Dla Amerykanina uchylenie się od rozmowy z kimś, kto znajduje się w tym samym pomieszczeniu, jest ostateczną formą odrzucenia i niezawodną oznaką wielkiego niezadowolenia. Anglicy zaś, pozbawieni własnego lokum od dzieciństwa, nie rozwinęli nigdy praktyki posługiwania się przestrzenią jako schronieniem przed ludźmi. Wypracowali natomiast system wznoszenia wokół siebie barier, które według nich powinny być rozpoznawane przez innych. W rezultacie im bardziej Anglik zamyka się w sobie w obecności Amerykanina, tym bardziej Amerykanin stara się to przełamać, aby upewnić się, czy wszystko jest w porządku. Napięcie narasta, dopóki obaj się wzajem nie zrozumieją. Istotnym problemem jest to, że potrzeby przestrzenne i architektoniczne obu stron są zupełnie różne.
Używanie telefonu
Zinternalizowane mechanizmy prywatności u Anglików i parawan prywatności u Amerykanów dają w rezultacie zupełnie odmienne zwyczaje związane z telefonem. Telefonu nie powstrzyma żadna ściana, ani drzwi. Ponieważ nie można poznać po dzwonku, kto telefonuje i jak dalece sprawa jest pilna, czujemy się zmuszeni do odbierania telefonów. Jak należało się spodziewać, Anglicy w tych momentach, gdy odczuwają potrzebę pozostania ze swoimi własnymi myślami, traktują dzwonienie telefonu jako wdarcie się w prywatne życie, dokonane przez kogoś, kto nie wie, jak się zachować. Wobec tego, że nigdy nie wiadomo, jak bardzo zajęta jest druga strona, Anglicy mają skrupuły przy używaniu telefonu; wolą zamiast tego pisać bileciki. Dzwonić to „przynaglać” i zachowywać się nieco grubiańsko. List czy telegram jest wprawdzie powolniejszy, ale o wiele mniej przeszkadza. Telefony pozostają do załatwiania interesów i w nagłych okolicznościach.
Posługiwałem się tym systemem przez wiele lat pobytu w Santa Fe (Nowy Meksyk) w czasie wielkiego kryzysu. Obywałem się bez telefonu, bo było to kosztowne. Ceniłem sobie nadto spokój swego maleńkiego schronienia na zboczu góry i nie chciałem być tam nagabywany. Ten mój osobliwy styl życia wywoływał u innych reakcję bliską szo-ku. Nie wiedzieli zupełnie, co ze mną robić. Trzeba było widzieć konsternację na ich twarzach, gdy w odpowiedzi na pytanie: „Jak można się z panem skontaktować?”, mówiłem: „Proszę wysłać kartkę. Bywam na poczcie każdego dnia.”
Umożliwiwszy większości ludzi z naszej klasy średniej posiadanie własnych pokojów i ucieczkę z centrum na przedmieścia, zaczęto następnie penetrować ich najbardziej prywatną strefę domową za pomocą najbardziej publicznego wynalazku — telefonu. Każdy może nas dosięgnąć o każdej porze. Staliśmy się w ostatecznym rozrachunku dostępni do tego stopnia, że trzeba wypracować specjalne środki, aby umożliwić funkcjonowanie ludziom zajętym. W procesie selekcjo-
201